Znajdowała się teraz w zupełnie innym miejscu. Obudziła się
w ciemnym pomieszczeniu. Leżała na podłodze. Najwyraźniej uderzyli ją w głowę
dla utraty przytomności. Patrzyła tępo w
ścianę. Do pomieszczenia nagle wdarło się światło, niemcy wszedł i złapał ją za
włosy ,ciągnąc do drugiego pokoju. Dadzą jej jeść? Jadła tak dawno, że nie
pamięta już smaku chleba. Nie, to nie to. Chwycił jej garść , sięgnął po nóż
leżący na stole, i przejechał końcem po jej wewnętrznej części dłoni. Krew
ściekła po palcach, i kapała na podłogę. Bawił się jeszcze raną, i wbijał to
głębiej czubek noża. Gdy krew leciała obficie, wstał i trzymając mocno jej dłoń
dotykał wszystkich mebli, zostawiając czerwony ślad. Była jak lalka ,nie
obchodziło ją to ,że rana boli, bo od ostatnich tygodni czuła tylko to. Wlókł ją
po podłodze dotykając jej dłonią wszystkiego co możliwe ,kiedy skończył, zawołał
swoich ludzi ,aby zanieśli ją do kolejnego korytarza. I znów to samo. Po co to
robi?. Urodzony sadysta . Po godzinie każdy korytarz był w czerwonej krwi
dziewczyny. Tworzyły one labirynt. Na jego końcu znajdowała się dobrze jej
znana już metalowa obręcz. Nogi nie będą w stanie jej już udźwignąć, czyli to
znaczyło koniec. Przykuł ją, i zostawił odchodząc z innymi w ciszy. Wraz z jego
odejściem , odeszło też światło ,lampa naftowa powoli gasła w mroku. Została
sama. Ostatkami sił podtrzymywała się palcami u stóp, aby się nie udusić, lecz
wiedziała ,że długo tak nie zostanie.
Obudził się gwałtownie. Co to było? Jakiś głos, do niego
mówił. Coś się zaraz stanie czół to. Podszedł szybko do swoich ludzi,
wybudzając ich. Po kilku minutach byli gotowi do drogi. Tym razem rozdzielili
się, w celu poszukiwania jakichkolwiek śladów w okolicy. Gwiazdy wciąż
zasypywały niebo. Pod kopytami można było słyszeć, jak śnieg nie mający siły
już trzymać się pod nowo przybyłym
ciepłem, rozpada się tworząc mokre plamy. Znów stracili dzień nie mogąc znaleźć,
ani jednego bunkra domu ,ani niczego. Tym razem pod wieczór padało, a chłopak
był przygnębiony do kresu wytrzymałości. Zachowywał się nerwowo, i nie mógł
siedzieć w miejscu. Zsiadł z konia po cało dziennej jeździe. Rozglądał się ,
niczego nie było widać, nagle jego uwagę przykuły ślady butów. Było ich mnóstwo
i odchodziły od miejsca w…ziemi. Podszedł i zaczął macać ręką klapy, która
prawdopodobnie skrywała tajemnicze
wejście. Jest. Otworzył ją jak najszybciej, przed nim ukazały się schody
prowadzące w dół. Zawołał do siebie żołnierzy. Zszedł po nich i zapalił świece
którą trzymał na wszelki wypadek. Droga była długa, dopiero po kilku minutach
dotarli do małego pokoju, w którym znajdował się tylko stół. Zobaczywszy
zaschniętą krew na podłodze podbiegł do niej natychmiast. Ten ślad jest tu od
niedawna. Gdy przysunął świecę bliżej ścian, ukazało mu się mnóstwo plam krwi
przypominających dłoń. Serce zaczęło bić mu w nieregularnych uderzeniach. Jedyne drzwi w pokoju znajdowały
się tuż obok Polski .Chłopak najszybciej jak mógł pobiegł przez prosty
korytarz. Było w nim mnóstwo rozwidleń, lecz on wiedział gdzie biec. Świeca pod
wpływem ruchu i pojawiającego się wiatru, zaczynała gasnąć. Krew Na ścianach
prowadziła prosto do miejsca w którym była ona. Wisiała na jakiejś uprzęży.
Patrzył jak jej nogi zapadają się, i przestają dotykać ziemi,
otwiera usta chcąc złapać powietrze. Dusi się . Rzucił świecę, i pobiegł ku
niej łapiąc ją za nogi, i podnosząc do góry. Wzięła głęboki oddech, opadając mu
na plecy.
Polska- Żyjesz…żyjesz..
Łzy płynęły z jego zielonych oczu. Był tak szczęśliwy jak
nigdy dotąd. Rozerwał jej obrożę i wziął na ramiona. Biegnąc przed siebie,
chwycił świecę i ruszył ku wyjściu, obserwując gdzie znajdują się ślady krwi. W
małym pokoju czekali na niego żołnierze. Jeden z nich podał mu jakąś białą
kartkę ,a reszta wzięła od niego dziewczynę. Polska czytał uważnie list,
zmarszczył czoło, i schował do kieszeni .Wiadomość od Niemca, pomimo wagi listu,
było cos dużo ważniejszego. Wyszli na zewnątrz. Chłopak przepychał się przez
stojących gromadnie ludzi, aby zapytać o dziewczynę. Na szczęście miał ze sobą,
lekarza w razie takiego wypadku.
Polska- Co z nią!?
Żołnierz- Trudno powiedzieć nie odzywa się na wołania, a
jest w krytycznym stanie.
Polska- Widzę w jakim jest stanie!
Zreflektował się. Zaczesał włosy do tyłu, próbując się
uspokoić.
Polska- Przepraszam. Czy przeżyje?
To pytanie cisnęło mu się na usta, lecz bał się zapytać.
Żołnierz- Musimy ją jak najszybciej zabrać do stolicy, jeśli
ma przeżyć..tylko, że do niej jest całe dwa dni drogi stąd .
Jego źrenice poszerzyły się. Zagwizdał . Po chwili przybiegł
Feniks, zarzucając swoim białym łbem. Podniósł ją ostrożnie z ziemi, i posadził
na koniu, sam energicznie usiadł na siodle.
Polska- Jadę tam zajmie mi to połowę dnia. Czekam tam na
was.
Mówiąc to zawrócił konia, odjeżdżając z ogromną szybkością. Żołnierz
patrzył na Polskę z podziwem, nic dziwnego, że mówią na niego król jeździectwa
. Nie wątpili w to, tak właśnie było. Pomimo tego, że już odjechał
odpowiedzieli cicho.
Żołnierze- Tak jest.
Zasalutowali mu. Odjechał zostawiając ich za sobą. Robił
wszystko by jeździć jak najszybciej. Feniks był przyzwyczajony do tak szybkich
obrotów, wiec nie męczył się tak szybko. Opierał swoje ciało o jej własne, aby
nie spadła. Pochylił się do szyi konia dając mu znak żeby biegł jak najszybciej.
Znał drogę. Spojrzał na Sorę, chyba spała. Znalazł ją, nie mógł w to uwierzyć.
Kiedy była tuż przed nim, czuł się taki wolny, że nic na nim nie ciążyło ,
będzie tak jak zawsze marzył. Spokój, przyjaźń, wolność, beztroska. Nie
próżnował przez ten czas , zaprzyjaźnił się z Węgrami, dzięki niej również
zdobył wolność, a ona dzięki niemu. Ich relacje polepszyły się. To dobrze ,ze
znalazł sojusznika ,któremu zależy, i nie boi się stawiać oporu. Zza widnokręgu
zaczęło pojawiać się słońce, nastał nowy dzień, dzień końca wojny ,wygrał.
Promienie otulały jego twarz. Włosy dziewczyny, już dłuższe od ostatniego
spotkania sięgały jej do pasa. Poruszały się lekko na wietrze , ich kolor przypominał mu te
promienie. Skierował wzrok na drogę przed nim , za kilka godzin będą na
miejscu. Dziewczyna nie wyglądał najlepiej , jego gniew chciał wydostać się na
zewnątrz, ale wiedział, że jak go uwolni to niczego nie zmieni. Rany na jej
ciele były dosłownie wszędzie, tortury jakie musiała przeżyć…spiął konia i
ruszył dalej.
Gdy dojechał ,zanim koń stanął na dobre, zeskoczył z niego biorąc
delikatnie ze sobą dziewczynę. Pobiegł do skrzydła szpitalnego. Wszystkie sale
były zajęte, a ranni pomimo ran cieszyli się z zwycięstwa, przechodząc miedzy łóżkami
czuł jak każdy dziękuje mu za odniesione zwycięstwo, lecz on skupiał się tylko
na odnalezieniu doktora . Jest!
Polska- Czy może pan tu przyjść?!
Pomimo tego gwaru lekarz usłyszał go i podbiegł widząc Sorę
leżącą na jego rękach. Był przerażony widokiem stanu dziewczyny.
Lekarz- Co się jej stało ?! Była przetrzymywana w obozach ?
Wygląda poważnie ..chodź zaprowadzę cię do wolnego łóżka.
Przechodzili między chorych. Zauważył, było jedno wolne
miejsce w rogu . Położył ją na łóżku. Doktor badał dziewczynę przez kilka minut
krzywiąc się nieznacznie. Odwracając ją na plecy, ujawnił blizny oparzeni i ran
po kulach. Dłonie ,paznokcie wszystko.
Doktor- Matko..
Polska odwrócił wzrok nie mógł znieść tego widoku. Jego dłoń
wędrowała do broni przerzuconej przez plecy. Po chwili zrozumiał co chciał
zrobić, i opuścił ją. Gniew. Nienawiść dusiły go od środka. Lekarz zwrócił się
do niego.
Doktor – Zabieram ją na blok operacyjny.
Przeraził się. Przecież teraz wszystko miało być na powrót dobrze.
Polska- Co? Jak to jest aż tak źle?
Lekarz zdjął okulary, i położył mu rękę na ramieniu.
Doktor- Chłopcze ona może już nie chodzić, i ma poważny uraz
głowy, nie wiem czy coś z byłej niej jeszcze zostało..
Odwrócił się do łóżka dziewczyny i pojechał z nim na sale
operacyjna wzywając wolne pielęgniarki. Polska stał zdruzgotany , ludzie
omijali go , patrzył się tępo w jeden punkt na ścianie, przeanalizowując to co
przed chwila usłyszał. Złapał się za głowę w akcie bezsilności, mierzwiąc sobie
włosy. Upadł na kolana, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Jakaś
pielęgniarka próbowała dowiedzieć się
czy coś mu jest, ale nic nie mówił ,musiał być teraz sam. Wybiegł na dwór trącając
ludzi. Wsiadł na Feniksa, i pojechał w jedno znane mu dobrze miejsce.
Mam nadzieję, że się podoba :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz