czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 73


Za błędy bardzo przepraszam, są one z mojej winy, może też z powodu mojej anginy. Pamiętajcie również to, że za informacje za błędy będę wam wdzięczna po stokroć...- słabo w rymach ....xd ale przesłanie normalnego typu brzmi podobnie : Jeśli błąd jakiś znajdziecie, proszę powiedzieć bo czasem są tak beznadziejnie oczywiste, a ich nie widzę, (uznaję się za kreta) to, aż wstyd taki pozostawić..;(
Miłej (oby) lektury :)) ah, i z tymi błędami to wiecie, łagodną linię oporu proszę bo wrażliwa jestem xd



PAST

Morze szumiało tak spokojnie, że myśli błądziły nie mogąc znaleźć wspólnej myśli. Nie należałem do osób, które preferowałyby ten stan rzeczy, ale teraz było wszystko jedno. Kojące uczucie, wody uderzającej po raz ostatni w wodę, po długiej walce w dotarciu na brzeg, by po tym mogła rozpłynąć się i zniknąć.
Zaczęły mnie nachodzić coraz to częściej, stwierdzenia, które kojarzyły mi się z definicją życia, tym bardziej czułem, że się starzeje.
Spojrzałem jeszcze raz na fale, dopadała mnie nostalgia.
(ładny, i pomińmy leżącego człowieka...xd)



Minęło kilka lat od ostatniego spotkania. Przychodziłem tutaj, co wieczór, ale zastawałem zazwyczaj pustkę. Później sam przestawałem wierzyć, że jeszcze ją spotkam, zresztą inne sprawy strasznie utrudniały choćby myślenie o tym. Znowu było tak jak dawniej, pomijając fakt Potopu Szwedzkiego i innych wojen, z którymi przyszło mi się zmierzyć.
Stare państwa niszczeją, młode gromadzą siły, gzie pośród nich stawałem ja?

 Ledwo udaje mi się przeżyć, wiąże koniec z końcem, ale nikt nie nazwałby tego życiem, nikt normalny.
 Jestem jakby słaby tylko nie wiem, dlaczego… sądząc po ilości osób chcących walczyć, mogę przypuszczać, że nie obchodzi ich mój los. Szczególnie moje poirytowanie sięgało szlachty, ta grupa społeczna była nie do zniesienia. Nie mogłem im przekazać po tylu latach tego, co jest najważniejsze. To była może jednak moja porażka, ja za nich odpowiadam.


 Wiele zmieniło się od ostatniego czasu. Unia z Litwą, jak podejrzewała została przez nas rozerwana, właściwie szef Litwy kazał mu tak zrobić. Szkoda, szczerze go lubiłem. Żałuję tylko tego, że niczego mi nie wyjaśniał. Ta Unia trwała tak długo, a została rozerwana jedną różnicą. Rosja odbiera mi każdą radość życia, jeśli zdarzy się coś dobrego, zawsze zjawia się on, ze swoją pseudo pomocą.


Właściwie powinienem wymyśleć, co teraz zrobić, zamiast gadać sam do siebie. Siedziałem pod jakimś drzewem obrośniętym czymś miękkim. Lewą dłonią przytrzymywałem ranę, z której leciała czerwona krew.
Ile to już dni? Chyba trzy…
Strasznie chciało mi się pić, a o jedzeniu nie wspomnę. Rany były paskudnie zainfekowane, jakaś cholerna zaraza musiała mnie jeszcze dobijać. Cóż pozytywnie nie byłem nastawiony od kilku lat, nie… dziesięcioleci.
Dopadał mnie okropny ból głowy, to jak już się domyślałem znaczyło jedno - traciłem przytomność.
 Ile to już razy, a i tak tego nie pokonam. Te dni minęły mi zbyt szybko, to chyba oznaka dorosłości...ohyda jakby na to nie patrzeć.

Spoglądałem prosto przed siebie, znowu tu byłem, a słońce chowało się powoli za widnokręgiem. Nigdy nie myślałem, że zachody nad morzem mogą być tak niesamowite. Minusem tego wszystkiego był fakt, że mój wzrok był strasznie rozmazany.

 Szkoda, że ziemia była tu tak nie wygodna, chociaż od wielu wieków byłem przyzwyczajony do biedy i totalnej beznadziei.
 Jak człowiek w ostatniej godzinie życia, obojętny z przymrużonymi powiekami oparty o stare drzewo. Mundur również podarty i stary, wycierpiał już dość. Rosja tłukł mnie, kiedy próbowałem uciec, powalił mnie jednym uderzeniem, a ten jego cholerny pręt… noga boli mnie tak bardzo, że od wieków czegoś podobnego nie czułem.
 Prusy i Austria też robią coś za moimi plecami, coś znacznie większego. Niemcy… on jak i jego brat są siebie warci. Jestem zupełnie sam. Zamknąłem oczy, czekając na ukojny sen, który stłumiłby ból. Tak bardzo na niego czekałem.

Jednak niedane mi było wylegiwanie się tutaj, zaczynały mnie nachodzić myśli, czy nie powiedzieć Bogu, co o tym myślę, ale nawet na to nie miałem siły. Usta miałem spierzchnięte od braku wody.
 Ktoś ciągnął mnie w kierunku wody. Czułem ciepły piasek, który przez mój ciężar rozsuwał się na boki, cóż niebyło to zbyt mądre, jeśli ktoś widział to, co miałem na brzuchu, czyli wielką ranę z zasinieniami dookoła, chociaż teraz mogło to wyglądać dużo gorzej…

- Zostawić Cię na kilka lat, a ty już swoje…
Zaintrygowany głosem, którego już przecież słyszałem otworzyłem oczy. Za zachodzącym słońcem kryła się postać otulona jego promieniami. Wygadało to niezwykle. Nie zmieniło się to ciepłe spojrzenie, zawsze było znacznie łagodniejsze od innych, pomimo swojego koloru.
- Twoje włosy… zdecydowanie wolę, kiedy masz długie… -stwierdziłem, dotykając jej krótkich końcówek.
To było smutne; niechlujnie obcięte, opadające tak niedbale. Dopiero po chwili zrozumiałem, że nie jestem już na piasku, ale w wodzie. Woda była lodowata.
- Zaczekaj, zaraz poczujesz się lepiej. Z kim walczyłeś? – zapytała, przemywając ranę na brzuchu Polski. Nie raz zaciskał pięści i zęby z bólu.
- A jak myślisz? - powiedziałem z ironią w głosie -  Zresztą powinnaś wszystko widzieć…tak, powinnaś – skomentowałem, odwracając wzrok. Nie wiedziałem, czemu był wobec niej tak wrogo nastawiony, w głębi serca byłem przecież szczęśliwy.
Westchnęła zdenerwowana faktem, że cały czas jestem taki sam.
- Cierpliwość nigdy nie była twoją najlepszą stroną. A pomyśleć też byś czasem mógł…
Właśnie teraz rzeczywiście poczułem ulgę. Nie widziałem, co robi, byłem pogrążony w zupełnym mroku, ale to coś sprawiało, że czułem się coraz to lepiej. Jednak woda zalewająca moje uszy to co innego.
- Tęskniłam za tobą – powiedziała po chwili ciszy, nie mogąc widocznie powstrzymać uczuć, które spłynęły po jej policzkach w postaci łez.
Oparła swoją głowę o mój tors. Dotknąłem jej włosów, były takie dziwne w dotyku, słabe i chore.
- Dlaczego tak długo… - powiedziałem słabym głosem – czekałem...
Zacisnęła dłonie w pięści, ściskając mój zniszczony mundur.
- Rosja uwięził mnie zaraz po tym, jak od ciebie wróciłam - poraziła mnie myśl, że mimo wszystko, nie udało jej się uciec od wzroku Rosji na przyjęciu - Byłam w miejscu tak zimnym, że ledwo mogłam się ruszać. Wszystko było białe, a śnieg padał tam cały czas, bez chwili przerwy. Gdy próbowałam uciekać, lód zamrażał moje nogi… mówił, że już zawsze będziemy razem... - jej głos załamał się - Za każdym razem, gdy udawało mi się uciec, a mój dom był już tak blisko, on… jego dom to miejsce, z którego nie da się uciec... - przerwała wdychając głośno powietrze, próbując tym samym pozbyć się okrutnych wspomnień, spojrzała na mnie troskliwie, aż poczułem wyrzuty sumienia za moją wcześniejszą złość - Możesz już wstać?
Nie mogłem jednocześnie uwierzyć, w to, co słyszę. Wiedziałem, dokąd ją wysłał; Sybir. Oboje nie mieliśmy tego, co każdy normalny człowiek by pragnął, wolności.

   Siedząc na piasku obok niej, miałem możliwość bliższego przyjrzenia się jej.
Zajęło mi chwilę, zanim uświadomiłem sobie, jak bardzo źle wygląda. Widziała na jedno oko, na drugie była chyba nie widoma… ręka była połamana wyraźnie w kilku miejscach, ale i tak starała się nią operować. A odmrożenia na nogach, były tylko utwierdzeniem faktu surowego miejsca, w którym ją przetrzymywał. Oboje wyglądaliśmy żałośnie. Dotknąłem jej policzka, na którym widniały liczne zasinienia z ciemną obwódką. Oparła na niej głowę, przytrzymując ją. Przysunąłem się bliżej niej, obejmując jej kruche ciało.
To było bolesne, lecz pomimo tego cieszyłem się. Dla mnie wciąż była tą samą osobą, i wciąż piękną, jednak mimo to…
- Przepraszam. To moja wina… - opuściłem głowę, czując jak zimne krople kapią mi z brody. Powolne konanie, czy zwykły rozpad to jeszcze nie było wszystko, dołączyły do tego wyrzuty sumienia. Po chwili oberwałem jej małą pięścią w głowę.
- Nie gadaj głupot. Zniżysz się po poziomu Prus…
Zawsze widziała, co sprowadzi mnie do porządku; porównanie mnie do Prus było dla mnie uwłaszczające. Spojrzałem się na nią udając obrażonego.
- No wiesz, zupełnie nie na miejscu…
Uśmiechnęła się w odpowiedzi, starając się mnie podnieść. Widząc jej ciężki stan zastanawiałem się, skąd bierze jeszcze siły. Ja byłem już spuścizną dawnego potężnego państwa, nie posiadałem już dumy, a mój dom był mi odbierany, kawałek po kawałku tak, czułem to, nawet najdrobniejsze defekty na mojej ziemi.
- Musimy stąd iść- rozejrzałem się przytomnie dookoła, byłem nieostrożny, przyszło mi umierać właśnie na terenach Prusaka - możemy się ukryć w jakiejś chacie– postanowiłem, nie tracąc racjonalnego myślenia.
- Wsi? – zapytała, mierzwiąc brwi.
Właśnie sobie przypomniałem. Nie znała mojego domu, poza jednym przejściem do zrujnowanego już zamku, o czym wolałem już jej nie mówić. Mój szef nie żyje. Na szczęście miałem w sobie dużo pokładów spokoju i wmawiania sobie, że wszystko będzie dobrze.
- Poprowadzę cię, to w końcu nie tak daleko, a Prusy rzadko się tam zjawia – powiedziałem wskazując drogę, ciągnącą się leniwie wzdłuż lasu. Dziwne jeszcze chwilę temu chciałem umierać, a teraz chcę spędzić każdą możliwą mi jeszcze minutę na przebywaniu z nią.

*

Nad rankiem dotarli do samotnej chaty, na pograniczu lasu, a już rozciągającej się polany. Nogi bolały ich od długiego marszu, a z powodu ran nie byli wstanie myśleć o czymś innym, jak o położeniu się gdzieś by odpocząć. Nie weszli na piętro. Zostali na parterze, które pokryte było sianem.
Przemknęło mu przez myśl, że ludzie, którzy tu mieszkali musieli trzymać tu zwierzęta.
Padli na siano, rozdmuchując jego kłosy. Oboje ciężko łapali oddech, a ich przyśpieszone bicie serc były jedynymi dźwiękami w tej przytłaczającej ciszy.
- Tu…odpoczniemy… - wysapał ledwo wymawiając słowa.
Spojrzała na jego twarz, wyrażającą wiele bólu i zmęczenia. Oczy, kiedyś zielone pełne nadziei i zabawy, były przygaszone. Jakby jego iskierka życia wygasała, a ostatni płomyczek, który teraz jeszcze płonął był ostatnim.
Odetchnęła głęboko, starając się do niego przysunąć.
Nie musiała go przytulać, ani słuchać jego serca, wystarczyło być blisko niego. Czując ciepło, które od niego biło na jej skórze, było, co najmniej, jak najlepsze lekarstwo dla jej zziębniętego serca, które nie zaznało takiego gorąca od bardzo dawna.
Widząc to Polska spojrzał na nią mrużąc oczy. Zasypiał, nie mógł z tym walczyć ani chwili dłużej.
Ostatnimi siłami przysunął swoją dłoń do jej własnej i delikatnie ją „objął”. Uśmiechnęła się, zaciskając palce na jego dużej i gorącej dłoni, zasypiając razem z nim.

     Gdy otworzył oczy poczuł automatyczny ogromny głód i pragnienie. Podniósł się z „posłania” uważając na leżącą dziewczynę obok.
Wyjrzał przez okno. Panował wieczór.
Przespali cały dzień i nie wiadomo było, ile jeszcze do następnego dnia.
- Cholera… - syknął.
Miał świadomość, że tutaj jedzenia nie znajdą. Jednak schronienie było równie ważne. Nie może również zapolować, ponieważ ten dom, to wielka pustka. Bez broni, jedzenia i ciepłego posłania.
Jakie mają szanse? - Myślał. Pomimo marnych jak przeczuwał, poszedł na górne piętro, utykając na chorą nogę. Rozglądał się uważnie, chodząc po pokoju. Był spokojny, zanim dostrzegł czerwony ślad dłoni na ścianie. Czerwone palce opadały, wciąż roznosząc krwistą ciecz.
Przeszedł przez niego zimny dreszcz, a chwile potem gniew. Wręcz słyszał krzyki tych ludzi. Złapał się za głowę próbując się uspokoić.
-  Zabije drani – myślał głośno, próbując powstrzymać otaczający go szał.
Nagle poczuł za sobą czyjś oddech. W automatycznym odruchu zamachnął się z pięścią, odwracając się w szybkim piruecie. Zatrzymał się dosłownie kilka centymetrów od jej współczujących oczu. Przysunęła się do niego stojąc na palcach i objęła go mocno.
Miał poczucie, że musi się na czymś wyżyć. Ręce trzęsły mu się nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu postawiły odwzajemnić jej odruch.
- Będzie dobrze – mówiła cicho, głaszcząc go po głowie.
-Patrząc na obecną sytuację jest beznadziejnie… - skwitował.
Odsunęła się od niego i pomimo tego, że wyglądała zupełnie inaczej, jej dyg, w którym pochylała się lekko na jedną stronę, opierając ręce na biodrach wciąż był uroczy.
Już miała unosić swoją dłoń w prawdopodobnym uderzeniu go, ale Polska uprzedził ją delikatnie opuszczając jej dłoń. Widział, że zawsze kończyło się to uderzeniem go w głowę albo w brzuch, przywołując go do porządku.
- Nie dziś, mam dość na głowie. Gdybyś miała zamiar znowu mnie uderzyć sprawa mogłaby się pogorszyć – uśmiechnął się przyjaźnie, patrząc na jej czerwone oczy.
- Twoje oczy…- stwierdziła przyglądając się mu z bliska - Są teraz jakby puste…
Na początku nie zrozumiał i miał zamiar jej oddać, ale po chwili skojarzył, o co mogło jej chodzić. Nie lubił rozmawiać o sprawach, które właśnie oddzielały go od normalnego życia, jako człowiek, cechy państw - ich nienawidził najbardziej.
- Wiesz, trochę różnimy się od reszty ludzi, nie tylko długowiecznością - powiedział podchodząc do ściany obryzganej krwią - Kiedy mamy poczucie zagrożenia życia, chęci wygranej, czy też wielu innych, każdy z nas jest w końcu inny… robimy się nie tylko agresywni, jesteśmy jak chodząca plaga masowych zabójstw, a wystarczy, że się czymś zdenerwujemy… - usłyszał jak mimowolnie odsunęła się, a podłoga pod jej stopami zaskrzypiała nieprzyjemnie. Odwrócił się do niej uśmiechając przyjacielsko - Ale ja mam więcej niż pięć wieków, jestem jednym z najstarszych państw, potrafię się opanować - wyciągnął do niej dłoń, dziewczyna od razu ją ujęła.
Zmrużyła oczy znowu skupiając na nim wzrok. Nagle zrobiła coś niespodziewanego, pocałowała go w kącik ust. Szybko, ale dość czule, by Polska nie mógł wydobyć z siebie słowa.
- Już są zielone, wiesz? - powiedziała z łobuzerskim uśmiechem, mierzwiąc mu policzki - zrobiłeś się czerwony…

Po chwili spojrzała na okrutny ślad na ścianie marszcząc brwi. W pokoju była szafa, choć tak naprawdę był to po prostu zbitek dziurawych desek. Starając się nie patrząc na zakrwawiony wzór, sięgnęła do drzwiczek i otworzyła ją.
Polska stał cały czas z boku doglądając jej poczynań.
- Są tu ubrania, a niektóre z nich można użyć, jako bandaż… - mówiąc to wyciągnęła zszarzałe skrawki materiału nazwane „ubraniami”
- Zostanę w tym – wskazując mundur - Jest dobrze tak jak…
I w tej chwili poczuł jak pstryczek, który mu zaserwowała w nos odczuwa w sposób przepływającego delikatnego bólu.
- Za co?! – Powiedział z żalem, trzymając się za czerwone miejsce ataku. Jej pamięć do jego poprzednich słów, chyba właśnie uleciała z wiatrem.
Zmroziła go wzrokiem.
- Jeśli chcemy przeżyć, nie możesz chodzić w swoim mundurze, choćby nie wiem, ile to dla Ciebie znaczyło, twoje zdrowie jest ważniejsze…
Spoważniał odwzajemniając spojrzenie. Jednak już bez komentarzy wziął od niej koszule. Spodnie zostawił pomimo zniszczeń, nie były w aż tak złym stanie, a dziewczyna nie miała siły się z nim kłócić o tak głupie rzeczy.
        Zabrali wszystko na dół. Pomimo ciemności, jakie panowały, widzieli wszystko. Życie nauczyło ich przebywać w mroku od dzieciństwa.
W ciszy przebierali się tyłem do siebie jak nakazywały zwyczaje.
 Słychać było świerszcze za oknem i częste podmuchy wiatru, poza tym panowała niezręczna cisza.
- Zmieniłeś się przez te lata, kiedyś byłam z tobą równa - westchnęła, upinając włosy do góry.
Usłyszał jak zdejmuje swoją sukienkę sięgającą jej do kolan. Przez jego myśli przemknęły wspomnienia z tamtego wieczoru, jak na zawołanie. To jak ubierała sukienkę na bal, a on przypadkiem wszedł wtedy do pokoju. Ten wygląd zapamiętał bardzo wyraźnie…
- Ty również – rzekł, próbując pozbyć się ciekawości, która zżerała go teraz na wskroś.
- Może i tak. Jednak ciebie to wszystko bardzo doświadczyło …fizycznie też – ściszyła głos.
Słysząc to uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Wiedział, że się rumieni, bo jej głos w ostatnich słowach zadrżał. Nie mógł uwierzyć, że po tylu stuleciach jej tendencja to tego typu rozmów, była wciąż pełna nieśmiałości.

Oboje ubrani w nowe ciuchy, zaczęli opatrywać swoje rany. Po chwili spostrzegła jak Polska próbuje zmyć całą krew, jaką miał na sobie. Starał się dosięgnąć swojego karku, ale zwyczajnie nie dawał rady.
 Z powodu licznych cięć i praktycznie całego ciała w zakrzepniętej krwi, dziewczyna pomagała mu. Na ich szczęście ziemia na dworze okryła się zimną rosą, więc zwilżenie bądź namoczenie, choć w małej części materiału pomogło im w tym.
            Odsunęła jego koszulę starannie i delikatnie podążając według wyrytych cięć, zmywała czerwone plamy. Czasami zagryzał wargi czując nieprzyjemny ból, ale rany pomimo tego, że nie leczyły się jak dawniej, to wciąż zdrowiały z dnia na dzień.
- Nie rozumiem – powiedziała po chwili, zatrzymując dłoń na jednej z blizn przechodzącej przez połowę jego pleców – W tym wieku są bronie palne, a twoje rany to również …cięcia jak od noża.
Polska pochylił się patrząc tępo w przestrzeń. Czuł na plecach zimną ciecz, jednak przypomnienie mu danego faktu tylko pogłębiło palące uczucie strachu.
- To nic. Skończyłaś już? – Mówiąc to odsunął się od niej gwałtownie, poprawiając koszulę – Od razu lepiej, dziękuję.
Kończąc dyskusje bardzo szybko, skutecznie uciszył ją od zadawania kolejnych pytań.
- To, mam ci pomóc? – zaproponował, patrząc się w ciepłe, czerwone oczy blondynki
Dziewczyna spojrzała na niego czule, uśmiechając się lekko.
- Nie dziękuję, jestem czysta. Pamiętasz? Przeszłam przez wodę - powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu, bo gdy tylko to usłyszał zakłopotał się nie wiedząc, co zrobić.
- Ehm, no tak. Z jedzeniem przez ten czas może być ciężko – zmienił szybko temat – Żadnych zwierząt, ani nawet broni, sprawdziłem każdy możliwy kąt.
Oparł się o ścianę bawiąc się kawałkiem siana. Zapanowała cisza, którą przerwała po chwili wstając.
- Potrafisz rozpalić jakoś ogień z tego, co mamy? – zapytała.
Spojrzał na rzeczy, jakie zgromadzili oceniając sprawę.
- Raczej tak, ale co zamierzasz zrobić? Znajdą nas, jeśli go rozpalimy – powiedział próbując zrozumieć, co miała na myśli.
- Oh, racja… - posmutniała znacząco, jednak w jej oczach pojawił się znajomy błysk – Zaraz przyjdę – powiedziała szybko.
Wybiegła z domku, zanim zdążył ją złapać. Wystraszony i jednocześnie zły za jej lekkomyślność, pobiegł za nią zrywając się z kupki siana.
- Zaczekaj! – krzyknął w mrok, ale nie usłyszał odpowiedzi, ani już jej nie widział, echo poniosło się po okolicy – Cholera! – zaklął pod nosem uderzając pięścią w ścianę.


Stał przed domkiem od dobrych dwóch godzin, uderzając, co jakiś czas ze złości w murek. Nie widział jej, ani nie słyszał. Myślał tylko o tym, co jej zrobi jak wróci, a jeśli nie wróci? -te myśli biły mu się nieprzerwanie po głowie.
Osunął się w dół po ścianie, aż spadł na miękką trawę.
- Co ona sobie myśli…- opuścił głowę, przysłuchując się ciszy.
 Nagle usłyszał czyjś bieg i ciężki oddech. Zerwał się na równe nogi rozglądając na wszystkie strony. Zza cienia porannej mgły wyłoniła się smukła postać.
Stanęła kilka kroków przed nim, próbując złapać oddech. Myślał tak długo, co zrobi, kiedy wróci, ale teraz zwyczajnie nie wiedział, co dokładnie ma zrobić.
- Znalazłam! – uśmiechnęła się do niego szeroko, wyciągając przed nim dłoń, w której trzymała dwie ryby – niedaleko był strumień, tak mi się wydawało, że go mijaliśmy.
Już miał otwierać usta, aby zacząć na nią krzyczeć i wyrzucić te przeklęte ryby, ale zdołał jedynie mocno ją przytulić, wtapiając twarz w jej ciepłą, małą szyję.
- Nie rób tego więcej – powiedział cicho, czując jak ulga spowodowana jej przybyciem stłumiła jego gniew.
Położyła dłoń na jego głowie głaszcząc ją lekko.
- Chodź Polsko, od dawna nic nie jadłeś. Myślę, że nic się nie stanie, jeśli rozpalimy tego dnia…
Nie odpowiedział, przywarł do niej mocniej chcąc być pewnym, że tym razem od niego nie ucieknie.
           Zaczynał się ranek, biała kołdra opuszczała wilgotną ziemię, a na trawie zaczęły połyskiwać drobinki rosy. Zimne jesienne powietrze wpadało przez szczeliny, chłodząc ledwo stojący domek.
           Mroźny wiatr muskał jego bladą twarz. Melancholijne spojrzenie, patrzące się w jeden punkt, wyrażało jedną myśl od wielu dni.
Dziewczyna leżała na jego kolanach, spała dwa razy dłużej od niego. Jednak Polska nie spał już od kilku tygodni.
 Codziennie się pytała, dlaczego na jego skórze widnieje ciągle krew, oraz dlaczego z pojedynczych rozcięć zrobiło się kilkanaście. Nie mógł przemóc się by powiedzieć jej o tym, że choćby nie wiedział jak się starała to i tak jego dni są policzone.
 Czuł ich, i doskonale wiedział, kiedy i jakie części jego domu są mu odbierane, dosłownie na własnej skórze w postaci pojedynczych przecięć. Dopadała go coraz to większa świadomość swojej sytuacji.
               Spojrzał na nią smutno. Jedyne, czego nie rozumiał to to, dlaczego wróciła do tego piekła, zamiast uciec na drugą stronę swojego domu. Może zginąć, za bezwartościową dla niej sprawę. Nigdy chyba tego nie zrozumie, póki żył nie spotkał się z czymś podobnym.
- Polsko? – usłyszał cichy i miły głos.
- Już wstałaś?- zapytał patrząc jak wyciąga się ospale przecierając oczy. Zdobył się na lekki uśmiech, nie pokazując po sobie kolejnej dawki goryczy i żalu.
Czując możliwość ruchu, wstał pochodząc do starej i zniszczonej komody, na której leżały, co to większe materiały. Wziął jedno i okrył nim dziewczynę, wiążąc supeł pod jej szyją.
- Jest chłodno …lepiej uważać.
Dziewczyna zmarszczyła brwi muskając dłonią jego twarz. Chłopak oparł na niej głowę.
- Znowu…masz kolejną – pogłaskała czule kciukiem, miejsce kolejnej świeżej rany, zanikającej już pod postacią blizny.
Polska spojrzał na nią zielonymi oczami, nie mógł przecież cały czas ją oszukiwać.
- Wiesz …to prawdopodobnie ostatnie chwile, jakie spędzę, jako państwo …czy też w połowie człowiek. – widząc jej przerażoną twarz, uśmiechnął się lekko, starając dodać jej tym otuchy – Mimo tego, że chciałbym jeszcze żyć, mam marne szanse. Rosja, Austria i Prusy zajmują mój dom kawałek po kawałku, a nie posiadam już wojska takiego, jak kiedyś żeby się im przeciwstawić…
- A twój szef? – zapytała z nadzieją.
Chłopak na samą myśl wyraźnie posmutniał, najwyraźniej wolał zapomnieć.
- Poddał się…i zdradził, choć zdania są podzielone.
 Po chwili ukrył głowę w kolanach, a jego włosy zakryły część twarzy. Nie wiedziałaby jak bardzo jest w złym stanie gdyby nie to, że usłyszała cichy szloch.
- Polsko – podeszła do niego i przytuliła obejmując jego poranione ciało.
- …proszę udawaj, że nic nie widzisz, nie chciałbym, żebyś zapamiętała mnie w taki sposób… - powiedział, wycierając twarz rękawem.
- Głupi jesteś, właśnie po raz pierwszy widzę jak płaczesz. Pokazywanie emocji, nigdy nie było słabością – nachyliła się do jego twarzy i zgarnęła za ucho pasemka jego jasnych włosów. Zielone, zaszklone oczy wpatrywały się w nią, i przez chwilę poczuła, jaki ciężar w sobie nosi.
 Po chwili jego dłoń, znalazła się na jej policzku. Jej serce ni stąd ni zowąd zaczęło mocniej bić, ich usta dzieliły już tylko ich oddechy. Nagle pocałował ją czule, przyciągając do siebie. Dziewczyna nie zareagowała, będąc w ciągłym szoku.
- Dziękuję - powiedział opierając głowę o jej ramię.
Wciąż oniemiała przez to, co zrobił, odsunęła się. Jej serce ogarnęło bardzo ciepłe i przyjemne uczucie, miała ochotę zacząć się śmiać, co było w ogóle bez jakiegokolwiek sensu. Nie chciała utracić tego ciepła. W zamian za to postanowiła dać mu coś w zamian, równie ważnego.
- Pokaże ci to, co Rosja pragnął zobaczyć... - wyszeptała mu do ucha.
Polska podniósł głowę, nie rozumiejąc jej nagłego zachowania. Dziewczyna wstała, otrzepując się z siana przyległego do jej sukienki.
- Możesz to uznać, za moją broń...- powiedziała nabierając poważniejszego tonu głosu - Używałam jej tylko parę razy...
- Co masz na myśli, mówiąc broń? - spojrzał na nią podejrzanie, nie rozumiejąc, ani słowa.
Mimo jego słów kontynuowała, jakby do siebie, upewniając się.
- Nie potrafię tego kontrolować tak, jak bym chciała, ale teraz zrobię to dla ciebie - mówiąc to zamknęła oczy, odsuwając się od niego o parę kroków.
            Nie wiedział, co chciała dokładnie zrobić, ale widząc jak powoli zaczyna się uśmiechać, zrozumiał, że będzie to coś drobnego, zwykły drobny gest. Zastanawiał się tylko, dlaczego powiedziała, że używa tego również, jako broni. Po chwili jego oczy naszły dziwną mgłą. Zdezorientowany, przetarł je, ale nie dało to żadnego efektu. Tym razem nuta wątpliwość wdarła się do jego umysłu.


- Co robisz? Dlaczego nic nie widzę? - spróbował ponownie, przyjrzeć się  czemukolwiek - To przestaje być zabawne - stwierdził wstając z podłogi.
- Poczekaj jeszcze chwilę… przypomnienie sobie tego w całości, zajmie mi tylko chwilę…
Nagle na swoich zimnych dłoniach poczuł jej własne. Ścisnął je w nadziei, że nie każe mu błądzić będąc ślepym. Zdziwił się po chwili, bo ruszyła naprzód, a on czuł pod stopami, coś bardzo mu znajomego, i z całą pewnością mógł stwierdzić, że nie było to siano łamiące się pod nogami.
Mid Pleasures and palaces though I may roam,
Be it ever so humble, there's no place like home;
A charm from the sky seems to hallow us there,
Which, seek thro' the world, is ne'er met with elsewhere. Home.

Home! Sweet, sweet home!
There's no place like home.
There's no place like home.

To thee, I'll return, overburdened with care,
The heart's dearest solace will smile on me there.
No more from that cottage again will I roam,
Be it ever so humble, there's no place like home.
- Przywróć mi wzrok… proszę - sam nie wiedział, czy to, co czuje jest możliwe, ale jednak wiatr, który teraz głaskał mu skórę, wraz z cudownym zapachem, był jedyny w swoim rodzaju.
Spełniła jego życzenie, czując, że to, co chciała mu pokazać, właśnie utworzyła w pełnym jego obrazie.
*
Trwało to całą wieczność, zanim znowu mogłem coś zobaczyć, jednak było warto. Miałem nieodparte uczucie, pobiec prosto na tę łąkę, która nie wiadomo skąd pojawiła się przed nami.
Nagle usłyszałem jej śpiew, i muzykę. Również otworzyła oczy patrząc się na mnie z promiennym uśmiechem.
To jest jej sprawka… ciężko było mi w to uwierzyć, jednak, dałem radę po przypomnieniu sobie, kim ona tak właściwie jest. Po chwili zawiał dużo silniejszy wiatr, uderzył prosto w nas, i wraz z nim poczułem jak zaczynam się zmieniać. Jednak najpierw spojrzałem na nią, nie mogąc odwrócić wzroku od tak niesamowitej istoty.
Jej włosy wydłużyły się do tej długości, jaką miały zawsze, jak i również, jej rany poznikały całkowicie, to wszystko za pomocą jednego podmuchu wiatru. Mnie dotyczyło to samo, nie czułem się tak dobrze od wielu lat. Powoli zaczynało mi się układać w głowie, na czym polegałaby jej broń. Jednak widząc mój dom, naprzeciw mnie, odrzuciłem natychmiastowo zbędne myśli. Odetchnąłem głęboko cudownym powietrzem, niosącym za sobą zapach moich pól i lasów.
Po chwili ruszyła naprzód, ciągnąc oniemiałego mnie za sobą. Spojrzałem przelotnie na siebie. Miałem na sobie moje ulubione ubranie i czerwoną pelerynę. Włosy po chwili nie wiadomo skąd, związane były w mały kucyk. Obróciła do mnie głowę widząc, jak badam całą resztę, z przestrachem. Zaśmiała się dźwięcznie, zakrywając usta dłonią. Zawstydzony, odwróciłem wzrok rozglądając się automatycznie po reszcie okolicy. Po chwili moje serce zatrzymało się widząc coś, co kochałem najbardziej na świecie. Nie wiedziałem czy wyczytała to z moich myśli, po niej mogłem się teraz spodziewać absolutnie wszystkiego. Była niesamowicie potężna…

Na polanie obok biegało zwierzę, rwąc się szaleńczo w zabawie z innymi końmi. Już miałem zagwizdać, do niego, jednak jej ciepła dłoń, nie dopuściła do tego, trzymając moją w zwartym uścisku.
 Spojrzałem na nią uśmiechając się lekko. Rozumiałem, to w końcu tylko iluzja z jej wspomnień.
- Wybacz, on cię nie usłyszy… - jej twarz zaszła smutną otoczką, a wiatr zawiał szybciej mierzwiąc jej włosy.
 Stanąłem naprzeciw niej, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy, delikatnie odkryłem jej twarz, unosząc jednocześnie jej brodę. Jej duże jasno- czerwone oczy spojrzały na mnie. Nie musiała nic w sumie mówić, to spojrzenie znałem akurat dobrze. Chciałaby zrobić dla mnie dosłownie wszystko, bylebym tylko nie był smutny.
Uniosła się na palcach i pocałowała mnie, w taki sposób, że nie potrafiłem już oddzielić realnego świata od rzeczywistości. Objąłem ją mocno, trzymając jej głowę pełną złotych, długich włosów. Nagle obraz wokół nas zaczął się zmieniać. Odsunęliśmy się od siebie, byłem ciekaw, co teraz zamierza pokazać, jednak ona najwyraźniej nie musiała tego widzieć, bo przyległa do mnie chowając swoją twarz w moją pierś.
Serce niewątpliwe zaczęło mi mocniej bić. Teraz czułem morską bryzę, i lekko zimniejszy powiew wiatru. Piasek pod butami, tradycyjnie rozszedł się pod moim ciężarem, nie cierpiałem tego uczucia, ale wiedząc, że nie jest on prawdziwy, darowałem sobie zdejmowanie butów.
Nagle przed moimi oczami, zaczął tworzyć się domek. Dalej i dookoła niego nie było nic, tylko on. Mimowolnie spojrzałem na blondynkę, ścisnęła mocniej moją koszulę, wiedząc najwyraźniej, że na nią patrzę, nie rozumiałem, czemu nie chce na mnie spojrzeć.
Domek miał jedno piętro, ale był niewątpliwe urokliwy, przed wejściem był mały ogródek a w nim mnóstwo kwiatów. Drewniany płotek wokół niego, obrośnięty był pojedynczymi krzewami. Dopiero, gdy ukazał się w całości z każdym możliwym szczegółem, po obu jego stronach zaczynało się coś pojawiać. Po lewej stronie morze, a po prawej mój dom.
Nawet jak na chłopaka zrozumiałem, co chciała mi powiedzieć w miarę szybko. Perspektywa mieszkania razem w zacisznym miejscu, z dala od beznadziejnego życia pogrążonego w wojnach, które czasem nie miały sensu.
- Tylko, czy będzie taki czas…- powiedziałem nieświadomie głośno.
- Będzie - stwierdziła twardo, odwracając na chwilę wzrok, na utworzony przez siebie dom - Zrobię wszystko by tak się stało…
Nigdy nie słyszałem żeby prosiła o coś tak bardzo, zresztą praktycznie wcale od niej nie słyszałem próśb. Jednak to rzeczywiście stało się i moją prośbą.

Znowu przestawałem widzieć, najwyraźniej nie miała już siły tworzyć tego wszystkiego. Wiatr przestał wiać od jakiejś chwili, jednak nie zwróciłem na to uwagi.
W ostatnich chwilach spojrzałem bacznie na domek, który znikał coraz to bardziej. Byłem pewny, że zapamiętałem najdrobniejsze szczegóły, ale i tak chciałem móc popatrzeć na niego jeszcze trochę.
Nagle bolesny czarny błysk przyćmił mnie zupełnie, a po chwili znowu siedziałem na podłodze starego domu, czując już tylko suche powietrze, bez jakiegokolwiek zapachu.
Dopiero po kilku sekundach powróciłem do przytomności. Starałem się odszukać wzrokiem dziewczynę. Była na całe szczęście obok. Leżała na podłodze ciężko oddychając, ale mimo wszystko uśmiechała się, choć ból bijący od jej twarzy nie został nim przysłonięty całkowicie. Wstałem szybko, podchodząc do niej. Ułożyłem jej głowę na moim ramieniu, trzymając ją blisko siebie.
Nigdy nie sądziłem, że coś takiego mi się przytrafi. Już nie, jako państwu, ale jako człowiekowi, którym przecież w połowie byłem. Odzyskiwała powoli oddech, uspokajając się.
- Nie umrę - powiedziałem pewnie, patrząc na gwiazdy za oknem.
Nie odezwała się. Jej jeszcze piękniejszy uśmiech wyraził wszystko. Nie wiedziałem nawet skąd poczułem w sobie tyle nadziei, nie tylko to, co mi pokazała to sprawiło, jednocześnie czułem wiele myśli, wielu osób, takich jak ja.

Wiedziałem… oni będą walczyć niezależnie od tego czy sprawa będzie przegrana, czy umrę. Znałem mój lud, otuchą było mieć takich towarzyszy.
Skoro jestem tego pewny, mogłem w końcu czuć się jak człowiek, bez zobowiązań, chociaż na teraz. Porzucić myśli państwa, moja śmierć nie będzie różnić się od śmierci innych. Mieć z życia coś więcej, bo poznając smak czyjś uczuć, ciężko nie było prosić o coś więcej.

Pochyliłem się do jej pięknych ust i pocałowałem, chcąc pokazać, że nikomu nigdy nie będzie zależało na niej tak bardzo jak mnie. Przyciągnęła mnie do siebie, kładąc się. Jej dłonie głaskały moje włosy, a ja gładziłem jej niesamowicie gładką skórę, była przepiękna. Zacząłem zniżać się do jej szyi, muskając jej skórę. Oboje przekroczyliśmy granicę, która trzymała nas od wieków. Zaczynałem przestawać myśleć o czymkolwiek, bo ta chwila była najlepsza w moim życiu.

Nie musiałem, już niczego w sobie kryć. 

piątek, 14 marca 2014

Żeby was po prostu urzekło ..:) Jestem pewna, że się wam spodoba.


Mam jeszcze wiele takich filmików, ale na razie am tylko ten ^^
......Chociaż kłamałam...dam jeszcze ten, ale jest bardzo smutny....;[


środa, 12 marca 2014

Chciałam tylko powiedzieć, że praca będzie dużo łatwiejsza, bowiem zostałam obdarowana laptopem...(płacze wręcz ze szczęścia) ^^ Więc będę mieć więcej czasu na wstawianie i na ciągłe poprawianie notatek, które mam już..w sumie od sześciu miesięcy, ale co chwile znajduje coś złego i poprawiam "-" A chciałabym skończyć ten wątek i polecieć pisać nowy, który siedzi mi w głowę od bardzo dawna, jeszcze mi zniknie czy coś a tego trzeba uniknąć ;D
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie! I dziękuję za odwiedzanie tego "wypocinka dla początkujących..." I trochę nie wiem, czy ktoś doszedł do obserwatorów...przepraszam, moja wina, ale jeśli tak to bardzo dziękuję :)
 Mam w zwyczaju każdego witać ;) A więc~~ ( tak, wiem nie zaczyna się tak zdania) Witaj! :D

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 72




Mijały godziny, które wykańczały ją dwa razy szybciej niż zwykle. Leżała na tym łóżku już całą wieczność. Rozmyślała dosłownie o wszystkim. Nie mogła oczekiwać, że ją stąd zabiorą skoro znowu narobiła zamieszania. Szwajcaria opiekował się nią dobrze, tłumacząc plan dnia już tysiąc razy, jednak i to jej nie wystarczało. Wstała kierując się do mahoniowych drzwi, zostawiając pokój za sobą.
Szeregi korytarzy były niemożliwe do zapamiętania w jeden dzień. Imiona były tak różne, że w żaden sposób nie pomagało to dostać się do jakiegokolwiek przykładowego miejsca.
Przez cały czas czuła pośpiech i niecierpliwość, a przecież czas według niej wręcz się dłużył. Nagle zatrzymała się. Po swojej lewej stronie obok okien na pustym korytarzu, były również pozłacane lustra o imponującym kształcie.
 Odbijała się w nich, jako skupiona i zmartwiona osoba. Podeszła bliżej, przyglądając się. Po chwili coś zabłysło jej przed oczami.
 Było to co najmniej niemożliwe.
Dotknęła palcem szyby, nie mogąc uwierzyć. Jedna pojedyncza łza spływała w jej obiciu, ale po tej rzeczywistej stronie, nie.
- Polska? – rozeszło się za jej plecami, serce stanęło jej jak wryte, ale po chwili skojarzyła głos właściciela. Gwałtownie odsuwając się od luster, zobaczyła znajomą jej twarz, lecz druga osoba była jej zupełnie nieznana.
- Japonia – rozpoznała starego przyjaciela uśmiechając się lekko - Dobry wieczór. Dawno Cię nie widziałam.
Widząc Sorę zmieszał się, bo wiedział, zresztą jak i wszyscy, że dziewczyna źle znosi rozstanie z Polską odkąd odesłał ją do Francji. Rozniosło się to po wszystkich, ale każdy miał własne obowiązki i problemy, więc nie zagłębiali się w to.
 Jednak on poczuł się strasznie głupio.
- Oh, przepraszam, pomyliłem cię z…- przerwał nie wiedząc co powiedzieć.
Widząc zakłopotaną twarz Japończyka, Sora chciała już powiedzieć, że nie szkodzi, ale nawet to, jak się domyślała by mu nie pomogło. Z ratunkiem przyszła jego towarzyszka obok. Wysunęła się naprzód, poprawiając kosmyk brązowych włosów za ucho.
- Jestem Taiwan – dygnęła lekko, uśmiechając się do niej życzliwie.
Miała na sobie nie mundur, lecz ciemnoniebieską jukatę w lampiony. Nie wyglądało na to by pochodziła z jej kraju. Bardziej przypominało to festiwale u Japonii, po chwili połączyła fakty, ciesząc się w duchu.
- Witaj, mam na imię Sora – odpowiedziała również uśmiechając się łagodnie – przepiękna jukata, dostałaś ją od Japonii?– nie chciała specjalnie wprawić ich w zakłopotanie, ale przeliczyła się co do Taiwanu, ona wręcz promieniowała radością.
-Zauważyłaś?- rozpromieniała -  Ja również ją uwielbiam, co myślisz Japonio? – wysunęła się naprzeciw niemu jeszcze lepiej prezentując się w podarku, lecz czarnowłosy nie mógł wydusić z siebie słowa, a jego twarz spowita była czerwienią na bladej cerze.
Taiwan odetchnęła z zawodem, wciąż się uśmiechając – Miło było cię poznać, ale musze się zameldować, Japonia zaprosił mnie na herbatę zaraz po moim przyjeździe, więc nie miałam zbytnio czasu… Trzymaj się!
Pociągnęła za sobą chłopaka w takim tempie, że ledwo zdążył ukłonić się na pożegnanie. Sora odmachała mu.
 Gdy znikli z jej oczu, odetchnęła z ulgą. Ciekawość zżerała ją od środka, chciała jak najszybciej jeszcze raz spojrzeć w lustro, by upewnić się, że to co widziała jest złudzeniem.
- Co to jest? – zapytała samą siebie, śledząc wzrokiem postać.
Nagle dziewczyna po drugiej stronie lustra, odwróciła wzrok w bok, sugerując tym samym czyjąś obecność. Sora widząc to mimowolnie podążyła za jej spojrzeniem. Odbicie miała rację, przez korytarz szedł młody chłopak o brązowych włosach, z jednym kosmykiem sterczącym nad twarzą. Zdecydowanie różnił się od reszty – stwierdziła. Pośpiewywał wesołą piosenkę, jak gdyby nic, nie przejmując się zupełnie niczym.
Po chwili spostrzegł ją, a na jego twarzy od razu pojawił się szeroki niewinny uśmiech.
- Hej! Angelo! – krzyknął, machając jej ręką na przywitanie.
- Włochy! – na ten głos zareagowała od razu z uwagą i czujnością.
Zza rogu wyszedł wysoki i niebieskooki mężczyzna o groźnym spojrzeniu. Znała tę twarz bardzo dobrze i wiedziała, że nie chce jej widzieć, ani narażać się na spotkanie z nim. Odsunęła się cicho, wciąż obserwując Niemca, który wstrzymał nieświadomie dalsze działania Włocha wobec niej. Widząc, że ma szansę, zrobiła kilka kroków w tył, po czym pobiegła chcąc jak najszybciej oddalić się od dwóch państw.


*

 - Stary, zastanów się! Te hamburgery są zupełnie inne! No weź się przyjrzyj!
- Ameryko po raz ostatni…- syknął -Nie obchodzą mnie twoje Hamburgery!!!- Szwajcaria wstał z fotela i próbował odgonić od siebie żywiołowe państwo.
Reszta państw składająca się z Litwy, Francji, Japonii i Lichtenstein siedziała na kanapie, w sali oddzielonej dalece od pokoi. Można tam było zjeść podwieczorki, co planował Szwajcaria z Lichtenstein póki ktoś nie zaczął go nagabywać o smak tłustej żywności.
- Moglibyście już przestać? głowa od tego boli…bezguścia – ostatnie słowa wymówił ciszej popijając czerwone wino. Niebieskooki już od kilku minut udawał zainteresowanie trunkiem, zastanawiając się nad czymś gorliwie.
Panienka tak bardzo podobna do swojego brata przygotowywała kolację nie zwracając uwagi na zebranych, a Litwa czytał w spokoju książkę, ze smutnym i melancholijnym spojrzeniem.
- Dobra! Daj to! – krzyknął Szwajcaria chwytając przysmak Ameryki ku jego uciesze.
Przez chwilę z zamkniętymi oczami próbował ocenić smak, ale nie zajęło mu długo, stwierdzenie faktów.
- Jeśli będziesz dalej to jadł to twoja forma spadnie o połowę, to jest pełne tłuszczu! Zresztą ile za to bierzesz? i co niby zmieniłeś… – przyjrzał się podejrzanemu kotletowi w środku z czystą niechęcią, odkrywając bułkę.
- Wywaliłem sałatę, nie pasowała mi od jakiegoś czasu… - powiedział ze swoim typowym uśmiechem – Jakieś dziesięć dolców, a co? Chcesz zapłacić? Za ten kęs też się liczy- powiedział złośliwie wyciągając dłoń.
Dolna powieka Szwajcarii zadrżała niebezpiecznie, a oczy naszły czarną poświatą. Hamburger w jego dłoni oddał ostatnie tchnienie, gdy ten zgniótł go w swojej pięści. Optymistycznie nastawiony Ameryka poczuł, jak jego entuzjazm i szczęście do życia odpływają niczym wczorajsze powietrze.
- Tak właściwie, to może ci daruję… - zrezygnowany opuścił dłoń słodząc sobie chwilę drinkiem trzymanym w dłoni.
Odszedł powoli w kierunku małej kuchni, i wyjął z lodówki ogromną puszkę coca-coli, odstawiając już pusty kieliszek.
 Nagle obok przymkniętych drzwi pojawiła się Węgry, która szybko zerknęła na zebranych po czym odwróciła się by odejść, lecz Szwajcaria zauważył ją nim zdążyła to zrobić.
- Węgry dosiądziesz się? – wskazał miejsce obok na kanapie. Wyrzucając poległego hamburgera do śmieci i zdejmując czarną rękawiczkę z dłoni.
Dziewczyna spojrzała na niego przelotnie, mruknęła  coś niezrozumiałego pod nosem i poszła machając ręką na pożegnanie. Widząc to blondyn zmarszczył brwi, zastanawiając się nad przyczyną jej pośpiechu i dziwnego zachowania.
- Bracie, herbaty?
Zerknął na siostrę, która swoim szczerym uśmiechem, od razu polepszyła mu humor. Wziął od niej filiżankę i popijał spokojnie spoglądając na obraz za oknem.

*

(Węgry)
Nie miała czasu, ani nawet chęci do przebywania wśród ludzi. Bałaby się, że w takim momencie może wydarzyć się coś bardzo złego.
Biegła przez korytarz najszybciej jak mogła, musiała znaleźć się w swoim pokoju. Ciemnobrązowe kosmyki latały pod wodzą wiatru, który rodził się podczas biegu.
 Nie raz przepychała się przez innych, ale wiedziała, że coś tak ważnego nie mogło zwlekać.
Po chwili zobaczyła swoje drzwi, już miała sięgać po klamkę, lecz zobaczyła jakiś niewyraźny cień naprzeciwko siebie.
 Nim zdążyła się zorientować, że obie biegną wprost na siebie, z łoskotem zderzyły się ze sobą przewracając się na drzwi do pokoju Węgier.
Drzwi pod ich naporem otworzyły się i upadły na podłogę. Sora uderzyła się o kant łóżka, a Węgry przewróciła na sąsiadującą komodę. Obie jęknęły z bólu.
- Za co… ? – wycedziła brunetka przez zaciśnięte zęby, wywracając teatralnie oczy ku niebu.
Po chwili drzwi zamknęły się gwałtownie. A cień postaci stojącej za nimi ujawnił się w połowie.
- Długo ci zajęło – skwitował.
Z kąta obok drzwi dało się słyszeć długie westchnięcie.
- Bądź cicho – westchnęła, podchodząc do ledwo trzymającej się blondynki siedzącej koło łóżka – Sora, nic ci nie jest? – zapytała patrząc jej w oczy, błądzące jeszcze w odległej przestrzeni.
- Kto to jest? – znów odezwał się nieznajomy głos dochodzący teraz z kąta po drugiej stronie pokoju.
Węgry nie zwróciła uwagi na pytanie. Wzięła pod ramię Sorę i położyła ją ostrożnie na swoje łóżko. Odkryła jej jasne pasemka z twarzy. Dziewczyna miała przymrużone oczy, jakby uderzenie w głowę zaćmiło ją.
- Za mocno się uderzyła – stwierdziła Węgry, delikatnie gładząc ją po sinym miejscu – przynieś z łazienki mokry ręcznik zwróciła się po chwili do towarzysza.
Cień posłusznie i bez słowa udał się do małego pokoju za ścianą, by przyjść po chwili z mokrym materiałem. Rzucił go Węgrom, a ta złapała go w locie. Przykryła go starannie do czoła przyjaciółki.
 Po chwili wstała zdejmując kurtkę od munduru, ukazując tym samym piękne wypukłości, które były wyjątkowo pokaźne, nawet przez białą koszulkę.
- Mogłabyś ostrzec… - stwierdził cień, nie odwracając jednak wzroku.
- Po co?
Usłyszała ciche pomruki niezadowolenia i ciche komentarze, na które tylko wywróciła oczami. Po chwili zastanowiła się, spoglądając w skupieniu na zegar.
- Muszę jeszcze pójść po jedzenie, zapomniałam o tym. Zaczekasz tu i będziesz ją pilnować, w razie jak się obudzi… - przerwała patrząc ostrzegawczo w cień – masz się ukryć.
Nie odpowiedział.
- Jasne? – powtórzyła z większym naciskiem, a w jej ręce znalazła się złowieszcza patelnia, zaraz po złowrogim błysku w oku.
- Tak, jak sobie chcesz– odpowiedział twardo, patrząc z przestrachem na broń brunetki.
- Świetnie – powiedziała wyrzucając za siebie morderczy sprzęt, który ze stukotem uderzył o podłogę.
Chwyciła po bluzę i wyszła w biegu trzaskając drzwiami, które i tak otworzyły się na nowo. Nieznajomy podszedł do nich i zamknął je, nie patrząc co znajduje się za nimi.
Jego wzrok spoczął jednak na dziewczynie leżącej spokojnie na łóżku Węgier. Stanął obok półprzytomnej dziewczyny przyglądając się jej ciekawsko. Sięgnął do jej włosów i odkrył jej oko, zakryte przez pasemko.
- Masz ciekawe oczy.
Patrzyły na niego przenikającym jednak wciąż zamglonym wzrokiem, otworzyła je właśnie jakby spodziewając się tego co zrobi.
- Kim…jesteś? – zapytała słabo, mrużąc oczy, które mieniły się delikatną czerwienią.
Na to pytanie nie był przygotowany, był wręcz zaskoczony jej zachowaniem. Dopiero po chwili zauważył, że przez jedną chwilę jej spojrzenie zmieniło się diametralnie. Jeszcze sekundę temu przeszywały go na wskroś chcąc zapalić swoim ogniem, czysta czerwień, taka jak jego.
 Teraz były łagodne i z otoczką jasnej zieleni.
Czuł, że nie wie co ma teraz zrobić. Dziewczyna wstawała powoli ściągając z czoła biały, mokry ręcznik.
Na jego szczęście lub nieszczęście do pokoju zapukała jakaś osoba. Przeskoczył zwinie przez łóżko chowając się do jednej z dużych szaf w pokoju, nie robiąc przy tym żadnego hałasu.
- Węgry? – powiedział spokojny i męski głos.
Do pokoju wszedł Austria. Wysokie państwo o ciemnych brązowych włosach, wiążące w dawnych czasach unię z Węgrami.
- Uh… - jęknęła siedząca na łóżku – chyba wyszła…
Zaintrygowany nowym głosem wszedł do środka pokoju, przyglądając się niepewnie nieznajomej. Panowała ciemność, więc sięgnął palcem do włącznika i zapalił ozdobny żyrandol nad łóżkiem. Dziewczyna wstała z pościeli opierając się o ogromną ramę łoża.
Pomimo tego, że jej nie znał podszedł do dziewczyny pomagając jej ustać na nogach.
- Kim jesteś? To nie jest twój pokój – ciężko było odróżnić czy powiedział to z ciekawości, czy też uznając za pogwałcenie czyjejś przestrzeni osobistej, nie mógł powstrzymać się od nagany.
Zerknęła na niego przelotnie, po czym uwalniając się od chłopaka skierowała się do drzwi.
- Jestem Sora. Przyjaciółka …Polski… - ostanie słowa wymówiła niemal szeptem, ale zdołał je usłyszeć. Odeszła cicho zostawiając dostojne państwo same ze sobą.
Choć wydawałoby się, że pozostał sam, czyjeś oczy bacznie go obserwowały z czystą nienawiścią, ściskając ramę drzwiczek od szafy, tak mocno, iż drewno załamało się wbijając mu drzazgi w palce, z których pociekła krew.

*

Sora szła korytarzem rozglądając się na różne strony.  Wszystko było identyczne, drzwi i kolejne drzwi i tak przez cały czas.
Zapomniała już, że zaraz po przebudzeniu w pokoju Węgier nie pojawił się Austria ,tylko tajemniczy człowiek.
Jednak zaczynało dopadać ją coś podobnego do migreny. Głowa bolała ją dwa razy bardziej niż na samym początku. Wolała jednak nie zwracać na to uwagi. Chłód pozostawiony po zimnym okładzie dalej niwelował w większym stopniu pulsujący ból.
Po dłuższym czasie natrafiła na ślepy zaułek, kończący się drzwiami, które jednak różniły się od innych. Ta ciągła monotonia mogła sprawić, że wiara w coś odstępującego od reszty może być nieprawdziwa, ale jednak.
Były uchylone, a ze środka dobiegały głosy.
- Zawsze to samo Ameryko, nienawidzę cię! Bądź przeklęty Kościuszko…
- Mógłby się ograniczyć z tym piciem, wypił prawie połowę barku – stwierdził znajomy głos.
- U niego w domu, to dość normalne…Sake, Szwajcario?
Szwajcaria tu jest- myślała. Ciesząc się, że w pomieszczeniu znajduje się państwo, które znała od dawna, nabrała pewności siebie i delikatnie oraz cicho otworzyła drzwi do środka.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszała dźwięk przeszywający powietrze, i to bardzo szybko. Zanim myśl uprzedziła ruch, po sekundzie jej ciało samo kucnęło unikając niespodziewanego ataku.
Nim zdążyła podnieść wzrok, ktoś chwycił ją pod ramiona i podciągnął do góry z taką łatwością i siłą, że nie zdołała nawet zadać pytania.
Po chwili czyjś ciężar zawisł na jej plecach, krzyżując ręce na piersiach. Mimo, że stał za nią wiedziała, kto byłby do tego zdolny.
- Chcesz się napić? Mam tu wszystko! Bittery, Likiery,Piwo też się znajdzie.. Ah! No i jeszcze Wino i wódka!
Po chwili ich uwagę skupił trzask zbitego kieliszka, którego kawałki rozsypały się wokół blondyna, w starym tradycyjnym garniturze.
- Ameryko, kretynie! Przestań ją traktować jak wieszak! – krzyknął Anglia podpierając się o blat, sądząc po nim był zupełnie upity.
- O co ci chodzi? Jesteś beznadziejnie słabym towarzyszem do picia, upiłeś się zanim zdążyłem cokolwiek poczuć! Masz beznadziejnie słabą głowę- skwitował, po czym powrócił do rozmowy z blondynką– To jak?  chcesz może…- widząc jej wkurzoną twarz odsunął się raptownie stając przed nią przodem – Ej Szwajcario! – krzyknął do spokojnie siedzącego żołnierza - Nie zgadniesz, twoja mina przeszła na kolejne pokolenie! – po chwili rozniósł się jego głośny śmiech.
W tym czasie obok dziewczyny zmaterializował się Szwajcaria, patrząc na Amerykę groźnie. Sora poprawiła sobie koszule na ramionach, którą przez atak zsunął Ameryka i również przybrała surową minę.
- Wcale, że nie! – krzyknęli w tym samym czasie, co spowodowało tylko większy ubaw Ameryki.
- Mówiłem – stwierdził uśmiechając się szeroko, jednak jego zainteresowanie jedną sprawą miało limit czasowy- ej Anglio, zostawiłeś tam coś jeszcze?
Zupełnie nie obchodził go już nowy przybysz, oboje ze Szwajcarią stwierdzili, że lepiej nie podejmować ponownej konwersacji. Chłopak usiadł na kanapie bezpiecznie oddalonej od całej pijanej gwary do której niewiadomo skąd dołączył Dania i Francja ten ostatni nie był mile przez nią widziany.
Widząc go przy barku wystraszyła się nie na żarty, ale po chwili poczuła, jak czyjaś głowa opada na jej ramię, a ciche oddechy łaskoczą skórę.
- Szwajcario? – szturchnęła go lekko ale nie zaaragował, poza tym, że kilka pasemek włosów odsłoniły mu twarz.
Uśmiechnęła się pod nosem. Miał zaczernione policzki od alkoholu, najwidoczniej sake Japonii było dużo mocniejsze od innych trunków.
- Chcesz spróbować?
Zza jej pleców wyszedł właśnie Japonia, a wraz z nim Litwa, który nie wyglądał na szczęśliwego. Jednak mimo to przywitała się z nimi, podtrzymując ręką głowę opiekuna Lichtenstein opadającą co chwilę.
Kruczowłosy podał jej w małym naczyniu napój, którego butelkę położył na stole. Obaj z Litwą pogrążyli się w głębokiej rozmowie, popijając co chwilę sake. Nie wiedziała co robić, chciała tylko zobaczyć co tu jest tymczasem jakby tu utknęła.
Nagle katem oka zauważyła czyjaś postać wyłaniającą się, co chwilę zza dużej białej kolumny. Gdy zdarzyło się to kolejny raz z rzędu, upewniła się w tym fakcie.
Wstała powoli kładąc głowę Szwajcarii na miękkiej poduszce. Po chwili zrozumiała, że wciąż nie wypiła podanego jej napoju, spojrzała na płyn nie pewnie po czym szybko go wypiła.
Ciepło jakie rozlało się po jej ciele trafiło w każdą komórkę jej ciała. Otrząsnęła się jednak szybko podchodząc do małego chłopca, przyglądającego się jej z uwagą.
- Kim jesteś?
- A ty? Nie wyglądasz na tutejszą. Jako dorosłe państwo mogę robić co zechcę!  - spojrzał na nią czujnie wymierzając skupione spojrzenie.
- Sealand? To trochę dziwne imię… - obróciła głowę baczniej przyglądając się czapce na jego głowie –I ta czapka… Anglia ci ją zrobił?
Ilość pytań jaka do niego trafiała pozbawiała go pewności siebie.
- Jesteś wiedźmą! Skąd to wszystko wiesz? – schował się za kolumnę, wciąż jednak patrząc w jej oczy.
Zdziwiła się, ale odpowiedziała mu mimo tego.
- Na twojej czapce jest imię, a obok flaga Anglii jako, że jest od ciebie starszy wniosek jest prosty, że był twoim opiekunem. Jesteś taki mały… jesteś państwem?
- Hm! Oczywiście, że tak! Moja potęga była dla tego kretyna zbyt duża!-
Po chwili przeszedł przez nią zimny dreszcz. Nie wiedziała co to jest, ale poczuła nagłą potrzebę wyjścia stad jak najszybciej. Na dodatek Francja w końcu zauważył jej obecność, i jego wzrok bacznie ją teraz śledził.
- Jest tu jakieś inne wyjście? –zapytała raptownie.
- Za rogiem…ej! Nie ignoruj mnie! – krzyknął machając rękoma, a jego błękitne oczy zaświeciły.
Uśmiechnęła się do niego przepraszająco, po czym odeszła od niego starając się schować przed bacznymi oczami francuza. Nie czekając, aż Francja do niej podejdzie szybkim krokiem wyszła z salonu, nie oglądając się za siebie. Nagle znowu udało jej się na kogoś trafić. O mało co nie uderzyła głową w jego tors.
- Znowu gdzieś idziesz? – zapytał z prawdziwej ciekawości, jednak była ona podejrzana, bo zatorował jej również drogę, przesuwając się nieznacznie.
- Tak, Litwo podziękuj Japonii za sake…
- Możesz sama to zrobić – oznajmił, patrząc się na nią obojętnie.
Na to nie była przygotowana, jednak złość zaczęła z niej wychodzić.
- O co ci chodzi! Nic tylko byś każdego unikał, albo był chamski – krzyknęła na niego, czuła jak frustracja miałaby z niej wybuchnąć – Na kogo jesteś tak wściekły!? – ostatnie słowa wypowiedziała bez zastanowienia, ale chciała znać odpowiedź.
- Uważaj co mówisz, wszystko co tu się dzieje nie powinno cię interesować, a tym bardziej zostaw mnie w spokoju – skwitował spokojnie.
Nagle coś zaczęło się jej kojarzyć. Mieszka teraz w rodzinie Rosji, czyli równoznacznym jest, że nie ma możliwości wyborów. Stąd może pochodzić całe jego niezadowolenie, bo przecież nawet teraz zostawał przy Polsce i pilnował go tak samo jak ją…dla Rosji?
Spojrzała na niego bacznie wymierzając srogie spojrzenie. Jeśli byłoby to prawda, jej poczucie, że państwa mają jakiekolwiek uczucia znikłoby i więcej nie wróciło.
- Co Rosja kazał ci zrobić…?
Jak się domyśliła na to zaaragował odpowiednio tylko, że po chwili zamaskował szok i z powrotem stał się uważny. Jedynie zmarszczka na jego czole wskazywała niezadowolenie i prawdopodobnie trafienie w sedno.
- Tobie i Ukrainie, prawda? – dociekała pewna swego, niby poco miały to robić skoro nie jest już przyjacielem Polski – dlaczego go słuchasz przecież to nie twoja rodzina, nie musisz tego robić…
Nagle przycisnął ją do ściany, ledwo opanowując już dłonie.
- Dobrze wiem co muszę, zajmij się sobą – syknął po czym skierował się do pijącego Japonii. Ten widząc, że się zbliża jak i również odejście Sory, wskazał na wychodzącą dziewczynę, która po raz ostatni odprowadziła Litwę przelotnym spojrzeniem.
- O czym rozmawialiście Litwo? Wyglądała na zdenerwowaną…- powiedział skupiając swój wzrok na brunecie.
- O tym, że znowu wtrąca się w nie swoje sprawy - mówiąc to wyszedł, opuszczając wciąż oczekującego wyjaśnień państwa.


Za mało czasu...T.T zresztą, teraz żyję w stresie, ze nie mam pytań :(  Naprawdę, mam nadzieje że u was będzie więcej próbnych matur niż u mnie, naprawdę nie wiem, kto w mojej szkole pracuje eh...A poza tym to wybaczcie jeśli notka jest słaba :( Ale w ogóle ostatnio jest ciężko skupić się dokładnie na jednej rzeczy xd Dziękuję, jeśli to wytrwaliście, błędy błędy i jeszcze raz błędy, mówcie proszę, jeśli jakieś są...eh nie mogę się zabrać, do poprawienia ostatniej notki, ale wszystko nadrobię :) Pozdrawiam! :))

Rozmyślania autorki :
I jeszcze nie wiem jak wy, ale żyję sprawą Ukrainy :( Myślę, ze nie ma co liczyć na WB czy też resztę zachodu, bo jeszcze wyjdą na straty jeśli zareagują jakoś bardziej odważnie...Ameryka zawsze się wtrąca i robi z siebie bohatera, ale przynajmniej od razu podejmuje działania, w końcu również jest potęgą więc nie mają się czego bać. Ta sytuacja jest według mnie wręcz komiczna, dokładnie to samo co było na wojnie, tylko tym razem to Ukraina prosi o pomoc Anglię, Francję, Niemcy ale oni chyba nic nie zrobią poza gadaniem i robieniem co chwilę jakichś obrad, które w końcowym efekcie, cóż...nie zmieniają absolutnie nic :/ Najlepsze jest to, ze Rosja już się nas czepia, co było do przewidzenia...Szkoda mi Ukrainy, ale chyba jedynym plusem jest to, że polepszyły się nasze stosunki.

Tylko czemu skoro oczywistym jest, że Rosja wysyła prowokatorów, wojsko i każdy o tym wie i znowu nic nie robią, Putin od razu wiedział, że tak będzie, jedzą mu z ręki...porażka, I tak samo jak było w Gruzji czekają tylko, aż Ukraina zareaguje, bo nie chcą wyjść na bandytę tylko na bohatera, który uratuję tamtejszą mniejszość rosyjską...w Gruzji sprowokowali do działania Gruzinów i tak wyszli z czymś z tej wojny, to samo będzie tutaj, nie chcę tego ,ale myślę, ze Putin "odzyska" Krym...mimo starań zachodu.