poniedziałek, 9 stycznia 2017

Rozdział 99






Tułał się po korytarzach, nie mogąc dostrzec żadnego światła. Tupot jego kroków odbijał się wielokrotnie przekonując o wielkości starego bunkra.
- Cholera, gdzie jesteś Węgry… - syknął uderzając pięścią w ścianę.
Wszczął dalsze poszukiwania, próbując zapamiętać rozkład tuneli. W powietrzu unosił się nieznośny smród, od którego kręciło mu się w głowie. Pochodził od znanego mu zapachu zgnilizny trupów. Wątpił, by Węgierka powiększyła ich szeregi, ale znoszenie tego swędu nabawiało ochoty na pawia. Nagle ujrzał światło, które oświetlało krótki fragment korytarza. Tuż obok stał jeden z żołnierzy Rosji wpatrujący się w jeden punkt. Poczuł narastającą w nim ochotę rozlewu krwi. Odkąd jest sam, nie musiał przejmować się towarzystwem Sory.
- Tak cię urządzę, że się nie poznasz – uśmiechnął się szyderczo, wyjmując z kieszeni myśliwski nóż.
Podszedł bliżej szykując się do ataku. Uważając, by go nie zauważył zaszedł go od tyłu. Żołnierz zdawał się nie koncentrować na niczym innym jak na jednym punkcie. Prusak nie marnował okazji rzucając się na niego szybko i efektownie. Ostrze wbiło się w gardło Rosjanina, który zaczynał dławić się krwią. Prusak pociągnął nóż do góry kończąc cięcie na jego czole. Krew oblała jego bladą twarz naznaczając śladem morderstwa. Przepołowiona twarz wydała z siebie ostanie ruchy, zanim Prusak wyjął z niego ostrze. Satysfakcja nie była duża z powodu jednostronnej walki, ale nie zamierzał nad tym rozmyślać. Rzucił truchło na ziemię podnosząc wzrok.
Krew zalała żółtą żarówkę, która teraz oświetlała fragment korytarzu na czerwono. Jej marne światło odsłoniło przerażoną twarz Prusaka, na której malowała się panika. Krople krwi wciąż kapały z jego policzków, tuż obok przerażonych rubinowych oczu.
- Węgry…
Nieruchome ciało dziewczyny leżało naprzeciwko niego. Punkt, w który tak usilnie wpatrywał się żołnierz to jego najbliższa towarzyszka na szachownicy życia i śmierci. Kraty, które odizolowały ją od wolności od tak długiego czasu wyrwał jednym silnym szarpnięciem. Cela była mała i pełno w niej było łańcuchów i krwi. Tej starej jak i świeżej.
Padł na kolana tuż obok niej podnosząc ją za chude ramiona. Nagie ciało dziewczyny w żaden sposób nie budziło w nim pożądania, tylko litość i trwogę. Drżącymi rękoma zdjął z siebie płaszcz i szalik owinięty wokół głowy.
- Węgry, obudź się – chwycił jej drobną twarz w dłonie, odsuwając brązowe pasemka z oczu.
Oddychała słabo, nie reagując na jego głos. Wykorzystując moment jej snu, ubrał ją delikatnie w swój płaszcz, który sięgał do jej kolan. Ulżyło mu nie musząc patrzeć na posiniaczone i wychudzone ciało. Kości policzkowe odznaczały się na chorej skórze, tuż obok wysuszonych ust.
- Ich werde ihn töten [ Zabiję go ]
Rozerwał na części niewolące je łańcuchy, starając się nie pogłębić jej obrażeń. Widział już wiele okrucieństwa, sam zadawał je przez cały czas ku jego uciesze. Tym razem jednak nie potrafił myśleć o niczym innym, jak tylko o szybkiemu zmniejszeniu jej bólu.
Obręcze po łańcuchach, które wrzynały się jej w skórę zdążyły już przybrać czarny kolor. To samo tyczyło się jej kostek, możliwości ruchu jakie jej dali były minimalne.
Wziął ją na ręce tuląc do ciepłego ciała. Trzymał ją tak jeszcze przez chwilę chowając twarz w jej włosach. Nie pachniały już tak jak dawniej, posklejane od starej krwi nie wyglądały już na tak gęste i zdrowe. Wiedział, że tak wykorzystana Węgierka była w stanie zrobić wszystko w akcie ucieczki, nawet tej samobójczej.
Każde ostre zakończenie ścian miało fragmenty poszarpanej skóry i imponującą ilość krwi. Rosja zmuszając ją do oddania mu się na pewno używał ogromnej siły, ale te wskazywały, że sama działała w ten sposób. Chciała ze sobą skończyć, a silny duch, który szalał w niej od setek lat został brutalnie spalony przez jednego diabła.
Mglista powłoka nasuwała się na rubinowe oczy Prusaka z każdą kolejną myślą o jej cierpieniu. Gorący płomień wypełniał każdą komórkę jego ciała, przywracając słabą iskrę mocy państwa. Wstał podnosząc kruche ciało dziewczyny. Cichy jęk wydobył się z jej ust dowodząc o bólu, który musiała znosić nawet w czasie snu.
- Byłaś wojowniczką, a on zrobił z ciebie… - wyszeptał nie mogąc powiedzieć ostatniego słowa.
Wyszedł z jej celi podchodząc do wiszącej niedbale żarówki. Wciąż czerwona oświetlała jego twarz pełną gniewu i smutku. Uderzył ją głową rozbijając na drobne kawałki. Zapadła niekończąca się ciemność. Szkło pocięło jego czoło, ale miał gdzieś bodźce, które odczuwał. To światło nie prowadziło do żadnego ciepła, ani przyjemnego miejsca. Zwabiało wyłącznie do piekła. 


*


- Kim jesteś?! – krzyknęła groźnie.
Sora wpatrywała się w nią próbując odpędzić się od zawiłych wspomnień z dawnego życia. Teraz były po dwóch stronach barykady i żadna nie miała ochoty odpuścić. Z pewnością będzie musiała stoczyć z nią walkę, jeśli nie chce narażać powodzenia misji. Sam fakt caej wędrówki i ryzyka, który poszedłby na marne świadczyłby o jej bezużyteczności. Pokrzepiła ją myśl, że jako siostra Rosji, z pewnością można jej naliczyć więcej wad jak zalet. Błyszczące noże w jej dłoniach były już spisane na listę przywar.
Białoruś mierzyła ją pustym spojrzeniem bawiąc się swoimi nożami. Po chwili jej postawa zmieniła się. Spojrzała na nią przenikliwe doszukując się czegoś znajomego. Na samą myśl o rozpoznaniu jej przez siostrę Rosji, Sorze uginały się pod nią kolana.
- Czuję jakbym skądś cię znała – syknęła w jej stronę – Gadaj! Zastanowię się, czy poszlachtować się lekko, czy może potrudzić się trochę bardziej.
Mówiąc to polizała jedną ze swoich zabawek, ciesząc się na samą myśl o rozciętej skórze.
- Brat się ucieszy, widać nie jesteś kimś zwyczajnym – odparła po chwili – Znasz nasz wspólny język, a to cecha przyznawana jest tylko konkretnym jednostkom…
Sora nie mogła powstrzymać syku, który upewnił Białoruś w jej odkryciach. Przeklinała się w myślach za brak rozwagi i zastanowienia. Z drugiej strony mogła znowu namieszać w dziewczynie w głowie, ale równie dobrze mogłaby wykrzyczeć „Jestem gotowa zabić każdą personifikację państwa, bo potrafię śpiewać”. Jej wybuch w willi państw był pod napływem emocji, zupełnie nie kontrolowany.
Przełknęła głośno ślinę starając się wybrnąć z sytuacji w miarę najmniej szkodliwe dla jej całego kamuflażu wśród państw.
- Nie sądzę, żebyśmy się znały - odparła, ku zaskoczeniu rosyjskiej porcelanowej lali.
Śmignięcie noża przeleciało tuż obok niej przecinając jej blady policzek. Przeczuwała, że może tak skończyć. Przysłanie tu jednego z członków jego wspaniałej rodziny to idealny sposób na nie trudzenie się pośpiechem i błahostkami.  
- Gadaj! - usłyszała groźny i niebezpieczny syk młodszej z "rodzeństwa" - Kto jeszcze jest na dole? Nie powiesz szpiegu, że byłaś tylko ty! Zetrę ci zaraz tę piękną twarzyczkę, jeśli zaraz nie wydusisz niczego!
Nie czekając na jej odpowiedź ruszyła ku niej pewnym krokiem, ściskając w ręku jeden ze swoich noży. Jej uwagę zwróciły dziwne oczy, które promieniowały pięknem i nieznanym jej dotąd urokiem. Zagryzła ze złości zęby marszcząc brwi.
- Dlaczego masz takie obrzydliwe oczy?! - krzyknęła, ledwo hamując dłoń w której trzymała resztę swoich sztyletów - Co robisz w jednej z tajnych kryjówek brata…?! Gadaj!
- Przyszłam pospacerować po tych lasach, to chyba jest legalne - odparła czując niewielką ilość irytacji, która tymczasowo zastąpiła jej strach - Mówiąc tak o moich oczach masz na myśli to, że są piękne tak? Twoje są pozbawione piękna, więc masz prawo się mnie czepiać…
- Ty! Jak śmiesz śmieciu! - rzuciła w jej stronę serię ostrzy, ale ku zaskoczeniu Białorusi, Sora umknęła przed nimi z ogromną łatwością.
 Odskoczyła kilka kroków do tyłu nie tracąc z oczu zimnej siostry Rosji. Zastanawiała się, czy unieszkodliwienie Białorusi będzie obejmowało pakowanie się w kłopoty lub robienie wygłupów, o których wspomniał Polska. Nie miała ochoty narażać się mu bez potrzeby, a wszelkie jego uwagi brała sobie do serca.
Tym razem jej wybór to spór pomiędzy zwykłym posłuszeństwem a racjonalnym działaniem. Białoruś to w końcu personifikacja państwa, wszelkie integrowanie w jej osobę to czyste zdeptanie domu, którego reprezentuje. Nie miała pojęcia, czy jako Morze Bałtyckie może wszcząć walkę, jak równy z równym.
- Nie jestem śmieciem… nie masz prawa tak do mnie mówić, plugawe państwo! Gdybym tylko zechciała mogłabyś nie istnieć! - Sora zacisnęła dłonie w pięści nachylając się do ataku - Jesteś dokładnie taka sama jak on… z tą różnicą, że ty jesteś tylko lalką w jego rękach! Myślałam, że to państwa kontrolują innych, ale twoje życie nie różni się niczym od tych, które wiodą mieszkańcy Rosji!
Echo jakie powstało od krzyku Białorusi potoczyło się wściekle wśród drzew. W tej samej chwili czyjaś rozczochrana, jasna czupryna pojawiła się kilka metrów od dwóch kobiet atakujących się wściekle. Karabin połyskiwał w świetle nocy, a beret na jego głowie zakrywał część blond pasemek.
Ciemne zielone oczy świdrowały w osłupieniu walkę dwóch kobiet, nie mogąc przekonać się do następnego kroku. Zacisnął pięści nabierając przez usta powietrze.
- Neutralność… pokój… - wyjąkał dla uspokojenia.

Rozdział 98






- Od tej pory idziemy pieszo – zadecydował schodząc z grzbietu klaczy.
Uderzył twardo o ziemię, wbijając wysokie czarne buty w śnieg. Poluźnił popręg klaczy, pozwalając jej na chwilę rozpusty. Niemal od razu zaczęła wybierać kopytem w śniegu, szukając źdźbeł trawy.
Sora również zeszła z jej grzbietu, nie pozbywając się melancholijnego wyrazu twarzy. Kolejna zmiana jej zachowania stawiała go na nogi, ale nie zamierzał tego zdradzać. Kątem oka obserwował jak podchodzi do pyska klaczy, podając jej ukryte w kieszeni marchewki. Widząc przysmaki, które trzymała przed nią na dłoni, porzuciła poszukiwania trawy oddając się przyjemniejszemu pożywieniu. Tym samym dziewczyna głaskała ją delikatnie po szyi, szepcząc jej miłe słowa do ucha. Widać było w tym praktykę Polski, którą wyraźnie wypatrzyła. Postawione uszy do góry sugerowały, że cokolwiek jej teraz mówiła sprawiało jej przyjemność.
Wzrok Sory przez całą drogę był nieobecny, wyszukujący czegoś w oddali. Od kiedy skończyła swoją piosenkę, wydawała się zupełnie wyłączona z życia. Ostatnim razem podczas jej śpiewu jej włosy połyskiwały jasnym światłem a oczy zmieniły barwę na krwistą czerwień. Po chwili odszukał idealne pytanie, które będzie musiało powiązać ze sobą wiele nieznanych mu faktów. W czasie marszu mogli spokojnie rozmawiać bez przeszkód, utrzymując szybkie tempo kroku.
Podając ostatnie marchewki, przygryzła dolną wargę oddając się zadumie. Tym razem chcąc wykorzystać swoją szansę, oddzielił ją od pyska klaczy, odpychając konia ręką do tyłu. Niezadowolona klacz pchnęła go kopytem w nogę, ale ten nie chciał tracić czasu na jej zaczepki. Widząc brak zainteresowania u swojego pana, odeszła kawałek ponawiając poszukiwania ukrytej trawy.
Dziewczyna spojrzała na niego obojętnie, choć mógłby przysiąść, że w jej oczach tliły się poirytowane iskierki. Cofnęła się o krok do tyłu chcąc zachować bezpieczny odstęp. Widać granica, którą między nimi postawił była stanowczo zbyt bliska. Poprawił czarny szalik, zsuwając go z ust, by mogła go lepiej usłyszeć, po czym skrzyżował władczo ręce.
               - Chcę wykorzystać moje pytanie – wypalił – Nie ma mowy żebyś tym razem się wywinęła. Zanim dojdziemy we wskazane miejsce, minie z pół godziny. Jak mam ci ufać, skoro twoje zdolności są chyba wadliwe, a zamiana wyglądu zaczyna być coraz bardziej niepokojąca.
Nie odpowiedziała od razu. Zgniotła z całej siły ostatnią marchewkę w dłoni, a trzask łamanego warzywa wywołał u niego nieprzyjemny dreszcz strachu. Nie chcąc psuć swojej pewnej i przywódczej postawy zacisnął zęby, oczekując jej reakcji. Wyglądała jakby kalkulowała wszelkie możliwe odpowiedzi, próbując wybrać tą najłatwiejszą i najbardziej wymijającą.
- Co chcesz wiedzieć? – wyszeptała cicho – Kim jestem? Dlaczego tak działają moje moce? Czemu moje oczy są tak różne?
Słowotok, który wydał mu się wypowiedziany na siłę, zdawał się dusić ją od środka. Zmarszczka na jej czole nie dodawała mu otuchy, wiedząc o jej zdenerwowaniu jeszcze bardziej rozumiał, że mógł się jej tylko narazić. Podała mu treść pytań, na które chciała lub po prostu była w stanie opowiedzieć. Narzucając mu je wytrącała go z możliwości zadania innych kwestii. Wyglądała jakby żałowała wcześniejszej umowy, ale wiedziała, że nie będzie w stanie jej cofnąć. Prusak niemal cały się trząsł by dowiedzieć się czegoś więcej, co mogło oznaczać dla niej tylko kłopoty.
- Chodźmy, opowiem po drodze. Postaram się powiedzieć, to co najważniejsze, na tyle byś to zrozumiał – westchnęła zrezygnowanie.
Ostatnia uwaga dotarła do niego po czasie, ale treść jaką w sobie zawarła walnęła w niego ze wzmożoną siłą. Zaklął pod nosem, nie szczędząc sobie jadu.
- Chyba się przesłyszałem ty mała… - syknął pod nosem przygryzając zęby ze złości.
Kpina z jego inteligencji to zwykłe odwrócenie uwagi od jej stanu. Ruszyła przed siebie nie zwracając sobie głowy jego wyzwiskami. Prusak prychnął pod nosem dobiegając do niej z markotną miną. Nie miał zamiaru dać się podejść.
- Tylko niczego nie pomijaj– wtrącił.
Skrzyżowała ręce zdmuchując kosmyk włosów z twarzy. Chcąc nie chcąc musiała mu powiedzieć. Kłamstwo było równoznaczne z nie wywiązaniem się z umowy. Zamierzała mu zaufać, nie miał w wpływu na historię obecnych państw, więc nie mogło z tego wyjść nic złego. Oczywiście nie wliczając jej.
- Nigdy nikomu nie opowiadaj, jasne? – zapytała z naciskiem.
Prusak położył dłoń na sercu teatralnie zadzierając nos do góry. Skrzywiła się widząc tą nie udaną próbę przekonania jej do swojej prawdomówności. Zacisnęła palce na ramionach, przełykając ostatnie zawahania.
- Powód, dla którego nie kontroluje swojego wyglądu, ani mocy to fakt, że nawet po obudzeniu nie mogę wyzwolić pełni dawnych sił. Tamtej nocy w willi, miałeś przyjemność poznać starą mnie z domieszką nienawiści i wrogości.
- Nie da się zapomnieć… - wtrącił sarkastycznie.
- Twoja obecność obudziła we mnie stare wspomnienia z poprzedniego życia. Dotyczyło to mojej świadomości bycia Morzem Bałtyckim, choć wolę sobie tego nie przypominać. Jedyną blokadą do mojego pełnego powrotu to coś, z czego  nie zdawałam sobie dotąd sprawy…
Historia wciągnęła go o wiele bardziej niż się spodziewał. Przez zagapienie, o mało co nie uderzył w rosnące przed nim drzewo. Jęknął poirytowanie, plując na wrogą mu roślinność. Po chwili poczuł na sobie czyjeś jadowite spojrzenie, które wywiercało mu dziurę w głowie.
- Sorka, możesz kontynuować – pozwolił jej grzecznie.
- Jesteś naprawdę… denerwujący – jęknęła poirytowana – Wracając do naszej… mojego monologu, mówiłam o czymś co blokuje moją pełną formę. W czasie ostatniego rozbioru Polski, zdołał podarować mi coś przed śmiercią.
Zakpił w duchu z szczęśliwego losu Polski i jego sposobności do reinkarnacji. W przeciwieństwie do niego, ten dalej ma dom. Krótka smutna historia z jego życia wydawała się przecież niczym, w porównaniu do jego obecnego cierpienia. Nie zwracając już uwagi na dziwną mimikę Prusaka, kontynuowała oddając się wspomnieniom.
- Pocałował mnie oddając swoją krew – dokończyła, dotykając palcem swoich warg, zupełnie jakby wciąż czuła na nich tamto ciepło.
Prusak otworzył szeroko oczy zatrzymując się. Wraz z tą wiadomością wszystkie jego myśli pękły niczym szkło uderzone przed młot. Dotknął swoich srebrnych włosów przeczesując je nerwowo. Nie wyglądał na zadowolonego, ani na przestraszonego. Ku jej zdziwieniu zwyczajnie wypierał usłyszaną wcześniej informację.
- Chcesz powiedzieć, że żyjesz bo ten koleś dał ci swoją krew, która między nami nie miała w sobie już wiele z państwa?
Przytaknęła odwracając się do jego zdumionej twarzy. Po chwili na jego twarzy pojawił się znany jej łobuzerski uśmieszek, którego w żaden sposób nie próbował kontrolować. Zapomniał się oddając skupiskom myśli, szalejących w jego głowie. Pomysły i możliwości, zaczynały do niego docierać niczym burza. W jednej chwili zorientowała się, co mogło obudzić w nim tą euforię.
- Jeśli myślisz, że tobie to pomoże, to możesz od razu wybić to sobie głowy – upomniała go.
- Nie żartuj – zaśmiał się – Kocham władzę, ale mogę ją zyskać w inny sposób, omijając cały ten śmietnik. Straciłem większość moich mocy, ale wciąż jestem nieśmiertelny. Ktoś musi coś ze mną wiązać. Zresztą taki sposób ma swoje ryzyko…
Spojrzał na nią znacząco, mierząc od góry do dołu. Czuł jakby wszystkie zakazane dotąd informacje były na wyciągnięcie ręki. Stały tuż przed nim w postaci dziwnego przybysza z zupełnie im obcego świata, o którym nie mieli pojęcia. Gdyby tylko miał swoją dawną postać, jak wiele rzeczy mógłby osiągnąć mając ją w swoich rękach.
- Teraz już rozumiem. Przez krew Polski stałaś się jakby jego częścią. Nie jesteś Morzem Bałtyckim, bo w twoich żyłach płynie krew jednego z państw, które wciąż istnieje. Dlatego nie odczuwasz dyskomfortu będąc na jego ziemiach przez tyle czasu! Wszystko staje się naprawdę proste, twoje oczy… właściwie to oko, jest identyczne jak te koloru Polski. Twoje włosy nie są tak jasne jak jego, bo z reguły mają odcień miodu. Czasami jednak widać wiele białych pasemek, dlatego mają tą dziwną poświatę…
Sora słuchała jego odkryć z coraz to bardziej zbolałym sercem. Opuściła wzrok próbując ukryć zaszklone oczy. Widząc jej szybką zmianę humoru zamknął usta, choć przyszło mu to z większym trudem.
- Słysząc to od kogoś, boli jeszcze bardziej – westchnęła cicho – Najgorsze jest to, że wszystko co opisałeś ma rację bytu. Nie rozumiem jak mogłam tak długo ignorować oczywiste fakty.
Zawiał chłodny wiatr, który zarzucił jej włosami odsłaniając zamknięte oczy. Prusak skrzywił się, tracąc powoli chęć na kolejną serie jej opowieści. Wyglądała jak przytłoczona przez życie na tyle mocno, by nie patrzeć nikomu w oczy. Fakt, że była aż tak bardzo inna od reszty pocieszył go.
- Nie jest źle – wzruszył ramionami – W końcu oboje jesteśmy dziwadłami. Właściwie to tylko jednego nie rozumiem.
Zniechęcona na kolejną część rozmowy ruszyła w dalszą drogę, machając obojętnie ręką na koniec ich wyznań.
- Nie mam zamiaru odpowiadać, na ani jedno pytanie – ucięła groźnie – Wystarczy jak na jeden dzień. Nie masz pojęcia jakie to niekomfortowe, że ze wszystkich możliwych, znanych mi ludzi, to akurat ty tego wysłuchałeś.
Podbiegł do niej kładąc rękę na jej plecach. Zrażona odskoczyła patrząc na niego ze wściekłością. Uderzyła o drzewo, z którego nasypał się na nią śnieg. Odskoczyła jak oparzona czując na sobie mroźne zimno na gołej skórze.
 - Co ty robisz!? – syknęła strzepując górkę śniegu z głowy.
Stróżka śniegu na jej głowie w ogóle go nie zainteresowała. Zagapił się w jeden punkt, jakby właśnie łączy pozostałe wydarzenia. Sora walczyła dalej z białymi drobinkami wbijając w niego oskarżycielski wzrok. Ten nie poruszył się ani na chwilę, stał jak wryty patrząc podejrzliwe na swoją dłoń.
- Jeśli po tym co usłyszałeś poprzewraca ci się w głowie, obiecuję, że nie zawaham się ciebie zabić w obronie własnej!
Zupełnie zignorował jej ostrzeżenie pogrążony we własnych głośnych przemyśleniach. Nie zamierzała słuchać kolejnych odkryć, tym bardziej, że kolejne nowości mogły ją jeszcze bardziej zdołować.
- Dlaczego, gdy dotykam twojego ciała przeszywa mnie taki dziwny dreszcz. Podobny do kopnięcia prądem, jednak jest zbyt słaby, by tak go określić. Wcześniej też to czułem, ale teraz może to nabrać zupełnie innego wymiaru. Inni na pewno też to czuli, przecież nie da się tego zignorować.
- Proszę?- wydukała nie dowierzając temu, co słyszy.
Podszedł do niej zaciekawiony nowym odkryciem. Sora wyraźnie nie miała ochoty na jego detektywistyczną zabawę. Wbiła mu palec w tors nakazując spojrzeć sobie w oczy.
- Słuchaj, nie wiem co tam sobie czułeś, ale zdaje się, że mamy o wiele ważniejszą misję. Tym bardziej nie powinieneś zawracać sobie głowy takimi nic nie znaczącymi rzeczami. Radziłabym ci się skupić i opanować myśli, przed tym co możemy tam zastać…
Zdecydowanie zbiła z tonu w ostatnich słowach co nie uszło jego uwadze. Czując, że wiązanka Prusaka tak szybko się nie skończy, ruszyła szybko w stronę miejsca określonego na mapie. Popędziła tak szybko, jakby miała odbiec od niego jak najszybciej.
Srebrne włosy Prusaka kołysały się na wietrze, próbując ochłodzić rozgorączkowaną twarz chłopaka. Wpatrywał się w odchodzący cień dziewczyny nie mogąc zdobyć się na postawianie kroku. Przytrzymała ręką dokumenty, które wydobył z obozu Rosji, przyciskając je do piersi. Nie wydało mu się to przypadkowe..
- Co możemy tam zastać…? – powtórzył niepewnie.
Spoważniał narzucając na swoją twarz cień, który często prześladował go w lustrze. Sora ukrywała przed nim coś o wiele gorszego, niż tajemnica związana z pochodzeniem anomalii jej mocy. W jakiś sposób każda stracona minuta zaczęła wbijać go głęboko w ziemię. Czyżby sprawa była o wiele bardziej poważna niż się spodziewał?
Podbiegł do niej powracając do głównego priorytetu. Skutecznie wyeliminowała dalszą część jego poszukiwawczej gry. Wydała mu się teraz zupełnie nie potrzebna. Jej ręka wciąż opiekuńczo zaciskała się na piersi, chowając znalezisko z obozu.
Żałował, że nie przejrzał całości, zanim jej je oddał. Gdyby tylko przestał cieszyć się ze znalezienia więzienia Węgier, z pewnością kolejna informacja byłaby równie ważna. Trzymana pod kluczem u Sory, działała mu na nerwy.
- Jeśli zostanę tam coś, czego mi nie mówisz – syknął zaciskając pięści – Nie ręczę za siebie.
- Lepiej żebyś był opanowany – upomniała go poważnie – Zdążyliśmy już zwrócić na siebie uwagę Rosji, jego pojawienie się to kwestia czasu. Nie zamierzam ryzykować, jeśli chcesz to zostań.
Twarda analiza sytuacji, którą mu przedstawiła jeszcze bardziej go rozzłościła. Przyśpieszył korku, dając znać o swojej nieustępliwości względem misji. Sora nie zamierzała brać na poważnie jego dziecinnego zachowania, wzdychając głęboko. Karciła Prusaka, choć sama nie była gotowa na ujrzenie Węgierki. Dokument skrywany przed Prusakiem to list z poleceniami od samego Rosji. Wykorzystał tam słowa świadczące jasno o cielesnym i psychicznym znęcaniu się nad dziewczyną. Żadne ograniczenia nie stały mu na drodze do pełni władzy. To najbardziej ją przerażało, pomimo jej braku szczególnych więzi z państwami nadstawiała za nich karku. Tym bardziej jej odległe relacje z Rosją, które ukrywa, mogą łatwo wypłynąć jak i reszta skrywanych przez nią tajemnic. Nie potrafiła powiedzieć Polsce o czyhającym niebezpieczeństwie nadchodzącym z Morza. Brała na siebie stanowczo za dużo by móc dźwigać ten ciężar sama.
Spojrzała na kamienną twarz Prusaka, w którego oczach bił się tylko chłód i niepokój. Nie mogła się przemóc, by poinformować go o treści dokumentu. W końcu i tak będzie musiał ją widzieć i zobaczyć jak bardzo Rosja potrafi wyniszczać człowieka.
- To gdzieś tutaj – odezwał się przerywając ciszę.
Wyszli ze skraju lasu na ogromną polanę. Prusak uderzył gęste krzaki torując drogę. Po chwili zorientował się, że wewnątrz nich został owinięty drut kolczasty. Syknął z bólu szarpiąc uwięzioną dłoń. Sora starała się go uspokoić, by nie pogarszał sytuacji, ale nie posłuchał jej wyrywając na siłę poszarpaną rękę.
- Śmieszne zagrywki – podsumował zlizując cieknącą krew – Wejście jest pod śniegiem, ale gdzie strażnicy?
Rozejrzeli się próbując dostrzec coś przez ciemną osłonę nocy. Nagle dostrzegła białą postać krążącą wokół jednego miejsca. Natychmiast szarpnęła Prusaka żeby schylił się na ziemię. Nie przygotowany na jej ruch uległ spotykając się z gęstym śniegiem na twarzy. Wypluj śnieg, który zgromadził mu się w ustach patrząc na nią oskarżycielsko.
- Co do cholery?
- Cicho – syknęła wskazując palcem w ciemny obszar – Tam ktoś jest.
Podążył wzrokiem we wskazanym kierunku, ale nie mógł niczego zobaczyć. Próby wytrzeszczenia wzroku też nie wiele skutkowały.
- Stoi tam dwóch strażników, krążą wokół jednego miejsca, to pewnie tam trzymają Węgry – zlitowała się nad nim tłumacząc sytuację – Jakieś trzysta metrów od nas. Ja ich zaatakuje, a ty wślizgniesz się do środka.
- Jasne, będę wiecznie robił za tego co ucieka?! – krzyknął uderzając pięścią w śnieg – Też chcę mieć trochę frajdy, nie jestem typem siedzącym na dupie.
- Podłożyłeś ładunki wybuchowe w dużym obozowisku wojsk rosyjskich, w których znajdywało się mnóstwo broni i ich papierków. Myślę, że obejdziesz się z robieniem większego hałasu.
Zmarkotniał odwracając wzrok od jej porcelanowej twarzy.
- Masz broń? – zapytał.
Sięgnęła do torby wyjmując z niej czarną kaburę na broń. Oczy Prusaka momentalnie zaczynały błyszczeć szczęśliwymi iskierkami. Polska dał ją Sorze, jednak nie miała najmniejszej ochoty używać broni, która odbierała życie w przeciągu sekundy. Podała mu ją z niesmakiem odprowadzając ją niechętnym spojrzeniem.
- Patrz i się ucz dziecko – powiedział z dumą przybierając pozę strzelca.
- Jestem starsza od ciebie… - jęknęła cicho.
Udając, że jej nie słyszy przeładował magazynek ze szczeniackim uśmiechem na twarzy.
- Podaj mi ich konkretne położenie – rozkazał przymierzając się od strzału.
Sora wątpiła w jego celność zważając na fakt, że nie można trafić czegoś czego się nie widzi. Wolała jednak nie dołować jego pewnego ducha ufając, że wie co robi. Zamyśliła się na moment próbując przypomnieć sobie nauki Szwajcara dotyczące współrzędnych jakie podaje się snajperowi. Widząc jak bardzo się trudzi nad odpowiedzią wywrócił oczami tracąc cierpliwość.
- Wystarczy, że powiesz: na której godzinie i ile mniej więcej mają wzrostu. Nie oczekiwałem od ciebie profesjonalnej odpowiedzi.
Zgromiła go wzorkiem żałując, że sama się nie pofatygowała do żołnierzy mogąc choć na chwilę odpocząć od jego ironii.
- 13:00, koło metra osiemdziesiąt – wydukała niechętnie.
- Brawo – pogratulował i szybko wykonał dwa strzały.
Huk odbił się niczym echo, ale upadek dwóch ciał skutecznie go przyćmił. Sora patrzyła z niedowierzaniem na dwa leżące trupy w oddali. Prusak zaśmiał się bawiąc się bronią.
- Ale jaja, nie sądziłem, że się uda!
Słysząc jego irytujący zachwyt pokusiła się o bolesnego kuksańca w jego bok.
- Sądziłam, że wiesz co robisz! – jęknęła niedowierzając jego lekkomyślności – Mogłeś spudłować!
Wzruszył ramionami podnosząc się z ziemi. Cios jaki mu zadała w żebra wciąż pulsował, ale nie miał zamiaru rozmasować sińca. 
- I tak trafiłem, nie ma co się wkurzać – zwrócił uwagę patrząc w dal – Chodźmy.
Ruszył przed siebie obierając za cel wejście do wiezienia, w którym przetrzymywano Węgry. Zrezygnowana podbiegła do niego, rozglądając się uważnie na boki. Miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Przeczucie również alarmowało ją niepokojącymi dreszczami. Zbliżyła się do Prusaka sięgając do jego szalika.
- Zaczekaj – wstrzymała go zawiązując wokół srebrnej czupryny czarny szal.
- Po cholerę mi to gówno, nikogo tu nie ma – westchnął.
Zawiązała mocno supeł na jego szyi chowając dłonią zgubione kosmyki pod materiał. Wydawała się czyś mocno przejęta, ale Prusak stał jak wryty czekając aż skończy go kryć. Zagapił się przez chwilę na jej krągłości, które były stanowczo zbyt blisko jego oczu. Tym samym tylko one pozostały odkryte, bo szalik zdążyła mu owinąć wokół całej głowy. Z drugiej strony widział, że to konieczne a sam pomysł był genialny, by ukryć go przed innymi.
- Dobra, powinno wystarczyć – stwierdziła odsuwając się – Możesz już iść, ja zostanę tutaj w razie gdyby ktoś nadchodził. Słyszysz?
Spojrzała na niego oczekująco, machając dłonią przed jego twarzą.
- Ta, słyszę – wydukał odwracając zaczerwienioną twarz.
Gdy dotarli do dwóch leżących żołnierzy, ominęli kałużę krwi szukając w śniegu wejścia. Tuż obok nogi jednego z ofiar Prusaka, wystała metalowa rączka od klapy. Prusak przeniósł ciało na bok, odkrywając ze śniegu wejście. Smutek i niepewność jakie wymalowały się na jego twarzy ukuły nawet Sorę. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słow. Przygotował broń i szybkim ruchem otworzył klapę. Nieprzyjemne skrzypienie starej blachy podrażniło ich uszy.
- Dobra idę, cokolwiek by nie było nie schodź na dół – powiedział głosem bez emocji.
- Powodzenia - odpowiedziała.
Wskoczył do dziury uderzając twardo o ziemię. Przez chwilę słyszała echo jego kroków w ciemnym korytarzu, które z każdą sekundą stawały się coraz cichsze. Zostając zupełnie samą skupiła się na pilnowaniu, by nikt im nie przeszkodził. Cień, który wciąż za sobą czuła wbijał w jej plecy milion małych kolców. Przeszywała wzorkiem całą okolicę, ale nie mogła nikogo dostrzec.
Nagle usłyszała jak coś przecina powietrze. W ostatniej chwili odchyliła się unikając lecącego ostrza. Rozcięta skóra na ramieniu puściła falę krwi zalewając jej rękę.
- шпіён [szpieg]
Odwróciła się do właściciela słodkiego głosu, który stał otoczony długimi jasnymi włosami. Niebieska sukienka przykryta puchem białego śniegu, powiewała swobodnie na wietrze, czyniąc ze swojej właścicielki istną złowrogą zjawę. Ostrza noży zdobiły jej dłonie, które czekały tylko na kolejny rzut. Wydawały się specjalnie przygotowane na takie okazje, widząc ich ostre zakończenia przytrzymała się mimowolnie za ranę na ramieniu, czując poszarpaną skórę. Ten, który rzuciła chwilę wcześniej miał chropowate wykończenia.
Spojrzała smutno na drobną postać, której obojętne spojrzenie przeszywało na wskroś. Wessała głośno powietrze przeklinając Boga za jego obojętność.
- Białoruś… - szepnęła.