niedziela, 5 lutego 2017

Rzodział 100











Za każdym razem, gdy próbowała się do niej zbliżyć musiała cofać się przed latającymi ostrzami. Białoruś walczyła na średnim dystansie, ale potrafiła niesamowicie dobrze celować i opracować trajektorię lotu każdego z jej noży.

Sora wyrównała oddech rwąc swoją poszarpaną sukienkę w okolicy kolan. Dopiero tera zauważyła, ile razy siostra Rosji zdążyła ją dopaść, gdy sama nawet nie poczuła bólu. Proste cięcia rozchodziły się na jej skórze niczym rozłożone pasy. Na dodatek były nieziemsko ostre, jakby mogły przeciąć nawet stal.

- Przestań, nie musisz tego robić – jęknęła wycierając dłonią kolejne cięcie – Słuchaniem go dojdziesz tylko do własnej trumny. Kiedy wreszcie zrozumiesz, że zupełnie cię omamił?!

Podobna do lalki dziewczyna nie zareagowała na jej komentarz. Niewinna twarz nie wyrażała żadnej emocji, zupełnie jak pogodzona ze sowim losem marionetka. Właśnie to było przerażające w działaniach Rosji, potrafił wypruć każdego z własnej woli i przygotować na własną śmierć w jego imię. Białoruś idealnie wpasowywała się w ten opis, tylko że jej widocznie sprawiało to jakąś radość.

Widząc, że nie ma innej możliwości, Sora przygotowała się do kolejnego ataku. Nie chciała używać na niej głosu. Swoją największą siłę i zdolność zostawiła na zupełnie inny pojedynek. Czuła, że przyjdzie się jej z nim spotkać szybciej niż sądziła. Obecność, Białorusi wszystko komplikowała, ale musiała skończyć tą walkę jak najszybciej dla dobra misji. Nie mogłaby spojrzeć nikomu w twarz po porażce z siostrą Rosji.

- Wybacz, ale nie dajesz mi wyboru – powiedziała cicho nabierając głęboko powietrza – Za chwilę to zakończę.

Ruszyła biegiem w stronę oniemiałej Białorusi czekając na kolejną serię wirujących ostrzy. Zauważyła, że jej nagły i otwarty atak wybił dziewczynę z pantałyku, tym samym miała większe szanse by wykończyć ją jednym uderzeniem. Zwinnie i szybko zmniejszała dystans dzielący ją z wrogiem, wirując w powietrzu niczym płatek śniegu. Widząc, że ataki jej zabawkami nie przynoszą żadnego efektu, Białoruś odrzuciła swoje ostrza na ziemię. Szybkim ruchem wysunęła z rękawów dwa długie sztylety podnosząc je na wysokość twarzy. Grymas irytacji na jej twarzy był widoczny gołym okiem, musiała wiedzieć, że traci przewagę nad nieznajomą.

Sora zauważyła jak ściska palcami rękojeść sztyletów, ale postarała się ignorować fakt, że nawet z daleka wydawały się o wiele bardziej niebezpieczne od jej noży. W biegu czuła jak przecięta skóra wypuszcza więcej krwi, co tylko upewniło ją w przekonaniu, że ich ostre końce mogły spokojnie przeciąć coś znacznie więcej poza człowiekiem. W końcu Białoruś spędzała wolny czas na polerowaniu i naostrzeniu każdego z nich. Zacisnęła pięści starając się przenieść swoją siłę do rąk, po czym gdy tylko znalazła się blisko siostry Rosji uderzyła ją w policzek. Pod siłą i naporem ataku, dziewczyna odleciała do tyłu, lądując na zaspie śniegu.

- Nie cierpię walki wręcz… - jęknęła Sora, patrząc na nowe ślady.

Zanim uderzyła dziewczyna, ta przyjęła na siebie większość ciosu, ale i tak zdołała ją dosięgnąć swoimi sztyletami. Teraz przy każdym możliwym ruchem mięśni, czuła skutki jej walki z siostrą Rosji. Okaleczyła ją w każdym miejscu. O dziwo, nie dotarła do gardła choć nie jedna kreska sięgała jej ramion. Jęknęła z bólu czując jak proste i głębokie cięcia szczypały niemiłosiernie, a dwa dodatkowe po sztyletach dziewczyny zalały jej ręce krwią.

- Вы плаціце мне за гэтую суку! – ryknęła Białoruś, podnosząc się ze śniegu. [zapłacisz mi za to suko]

Na dźwięk jej głosu Sora niemal podskoczyła, ale widząc obsypaną śniegiem dziewczynę tylko się uśmiechnęła. Gdyby nie niebieska sukienka, byłaby zupełnie nie widoczna. Na jej policzku widniał sinieć, a z usta sączyła się krew, która kapała rytmicznie na śnieg. Gniew Białorusi mógł każdego postawić na nogi, ale sceneria w której się znalazła była zupełnie na jej niekorzyść. Gdy już zamierzała wyciągnąć swoje noże, Sora zmaterializowała się za jej plecami.

- Dobranoc – wyszeptała.

Jednym szybkim uderzeniem przybiła dziewczynę do ziemi. Fala uderzeniowa była na tyle silna, że śnieg rozsypał się na boki. Leżąca twarzą do ziemi dziewczyna nie wydała z siebie żadnego ruchu. Sora obserwowała ją przez jakąś chwilę upewniając się, że tą walkę ma za sobą. Z miejsca gdzie leżała twarz Białorusi zaczęła pojawiać się kałuża krwi. Skrzywiła się zastanawiając, czy nie użyła za dużo siły, ale nie chciała martwić się czymś co już było. Odsunęła się od pokonanej personifikacji, kierując się w stronę wejścia do bunkra.

- Muszę wymyśleć sobie jakąś broń… - westchnęła patrząc z politowaniem na swoje pocięte ciało – I pomyśleć, że kiedyś jakoś się dogadywałyśmy…

Na wszelki wypadek ponownie rozejrzała się po okolicy, tym razem o wiele bardziej uważniej niż ostatnio. Skoro przyszła Białoruś, Ukraina również mogła dostać rozkaz od Rosji, by tu przyjść. Z drugiej strony miała o wiele bliżej do Węgier jak jej młodsza siostra. Z przemyśleń wyrwał ją hałas dochodzący z wejścia bunkra. Klapa ponownie zaskrzypiała ujawniając dwie postacie.

- Prusy – odetchnęła widząc srebrną czuprynę.

Podbiegła do niego pomagając wydostać ciało Węgier. Widząc jej chudą twarz i ślady po biciu, mimowolnie wróciła wspomnieniami do wojny, w której Niemcy więził ją w swoim lochu. Rozumiała jak wielki ból musiała przeżywać, ale widok z boku był o wiele bardziej przerażający, bo za nic nie mogła poznać w niej starej Węgierki. Miała na sobie tylko długi płaszcz Prusaka, co tyko upewniło ją w jej przypuszczeniach. Do jej oczu zaszła szklista powłoka.

Widząc jej trzęsące się dłonie, Prusak odsunął ją ręką od ciała Węgierki. W jego oczach tliło się coś w rodzaju żaru i mroku, który tak dobrze w sobie hodował przez całe życie. Wyprowadzony z równowagi mógł być naprawdę niebezpieczny nawet w obecnym stanie.

- Masz mordę jak ściana, jeśli nie potrafisz pomóc to lepiej się odsuń – syknął nieprzyjemnie.

Dopiero teraz zauważyła jego intensywnie krwiste oczy, mogło się wydawać, że świecą w ciemności niczym u dzikiego zwierzęcia. Typowa mglista osłona jaka nachodziła na tęczówki państw świadczyła o braku kontroli ich emocji i siły. Nie wiedzieć, czemu Prusak posiadał ją na swoich własnych. Zupełnie jakby gniew obudził w nim ostatnie tchnienie jego byłej personifikacji.

- Nie ma powodu byś się tak do mnie zwracał Zakonniku Krzyżacki – odpowiedziała z kąśliwą uwagą – Musimy przenieś Węgry do lasu, tu jesteśmy zbyt odsłonięci…

- Pozwolę sobie na wtrącenie – usłyszeli znajomy głos, zbliżający się skraju drzew.

Zerwali się na równe nogi osłaniając leżącą dziewczynę. Widząc znajomą postać o bujnych blond włosach i  ciemnozielonym mundurze, rozluźnili sie. Oczy Sory zaszły radosnymi iskierkami widząc poważną i wiecznie skrzywianą minę Szwajcara. W przeciwieństwie do niej, Prusak wzruszył ramionami prychając pogardliwie.

- Wyszedłeś z cienia, gdy wszystko się skończyło? – zaczepił złośliwe – Jak to dobrze, że pofatygowałeś się dla widoku.

Dwie zupełnie sprzeczne ze sobą osobowości Prusaka i Szwajcara biły się ze sobą w walce na zimne spojrzenia. Ku zaskoczeniu Sory pierwszy odpuścił żołnierz, który położywszy broń na śniegu ukląkł obok nieprzytomnej Węgierki. Wyjął z paska wodę i podtrzymując jej głowę spróbować podać napój.

- Jeśli czegoś nie wypijesz wykończysz się – rzekł twardo i bez ogródek – Ta dwójka narażała się żeby ci pomóc, możesz odwdzięczyć się w dość prosty sposób.

Sora w ostatniej powstrzymała Prusaka przed uderzeniem Szwajcara w twarz. Jego pięść i siła ciosu zdmuchnęły tylko sterczące pasemka włosów wystające z białego beretu. Zupełnie nie przejęty zachowaniem Prusaka, wpatrywał się oczekująco w wychudzoną twarz dziewczyny. Sora patrzyła jak Szwajcar próbuje przemówić do Węgierki, pomimo zachowania Prusaka, który ani myślał odpuścić sobie atakowania go. Napinając mięśnie, aby go powstrzymać czuła jak pocięta skóra daje o sobie przypominać. Siła byłego państwa wciąż miała w sobie coś z personifikacji, w końcu widok Węgier musiał naprawdę nim wstrząsnąć.

- Zajebie mu! – syknął rozjuszony Prusy.

Ku jego zaskoczeniu powieki Państwa Węgierskiego otworzyły się.

Powoli, zupełnie jakby ktoś zmuszał ją do powrotu do świata rzeczywistego. Od razu spojrzała na męskie rysy Szwajcara i głębie jego zielonych oczu. Sora puściła Prusaka, który równie tak samo jak ona czekał co nastąpi. Wydawało się jakby Węgry tylko czuwała, pomiędzy realnością a krainą snów. Wędrówka na ich granicy zakończyła się wraz z chłodną analizą żołnierza.

Nie mówiąc ani słowa otworzyła lekko suche usta pozwalając dać jej się napić. Ostrożnie przysunął jej swoją piersiówkę z wodą. Wraz z kilkoma łykami Węgry ponownie zamknęła oczy opadając na ręce żołnierza.

- Jak mądrze zauważyliście to nie jest dobre miejsce na siedzenie – zwrócił się od razu do stojącej za nim oniemiałej dwójki – Przypominam, tam leży Białoruś bez życia, a o ile się nie mylę, kilka kilometrów stąd w obozie rosyjskim wybuchł pożar.

Prusy usiadł po drugiej stornie Węgier, zabierając jej kruche ciało z rąk Szwajcarii.  Cisza z jego strony sugerowała, że był wdzięczny za pomoc dziewczynie, ale fakt trzymania jej w jego objęciach irytowała go. Wziął ją bez słowa na ręce pewnie do siebie tuląc.

- Idziemy jaśnie hrabio – wyjąkał idąc w kierunku lasu – Księżniczka też niech się ruszy. Kelpie pewnie kręci się gdzieś w pobliżu.

- Kelpie? – zapytał zainteresowany żołnierz.

Sora podeszła do niego poprawiając ubranie.

- To jego koń – wyjaśniła – Dziwnym trafem przeżyła nawet po jego śmierci, a dobrze licząc ma setki lat. W takim wypadku mają z Polską coś wspólnego.

Szwajcar zmierzył ją godnym pożałowania spojrzeniem, zarzucając na plecy broń. Jego mina jasno wskazywała, że musiała być w opłakanym stanie. Nie przejmowała się tym do chwili, w której wysyłał jej sygnały o braku doświadczenia w walce. Zawstydziła się czując, że żołnierz pewnie miał rację, a Białoruś nie należała do trudnych przeciwników. Z jej ciała można było wnioskować coś zupełnie innego.

- Na swoją obronę chciałabym dodać, że chciałam ją tylko ogłuszyć, nie moja wina, że rzucała nożami – wyjąkała idąc śladami Prusaka – I to dość celnie.

- Bez urazy, ale mogłaś tego uniknąć, gdybyś w końcu myślała nad strategią pokonania wroga. W tym wypadku jesteś podobna do Prusaka – zauważył przyśpieszając kroku – Jeśli nie chcemy spotkać tego, kto wyrządził Węgrom tą rzeź, musimy iść szybciej.

Prawda kryjąca się w słowach żołnierza nie zabolała ją tak jak myślała. W głębi duszy cieszyła się, że w jakiś sposób miała swój styl. Samo wspomnienie Rosji przypomniało jej o wciąż istniejącym przeczuciu, że może się pojawić. Opętanie jednego z jego żołnierzy świadczyło o jego zapalczywości względem odnalezienia jej. Nie mogła dać wiary w jego możliwości, ale za każdym razem, gdy wątpiła w jego niebywałe zdolności, dawał o sobie przypominać.

Objęła ramiona próbując odrzucić myśli o Rosji w najdalszy kąt, ale za każdym razem powracał, bo wiedziała, że ich spotkanie może nadejść w każdej chwili. Wiedziała, dlaczego tak bardzo chce ją zdobyć. W jego głowie kłębiły się obrazy z ich przeszłości, ale pod wpływem wielu wydarzeń zwyczajnie zapomniał o niektórych fragmentach. Ta nie wiedza i niepewność musiały wytrącać go z równowagi. Czuła, że w jego przypadku walka nie będzie taka prosta.

- Masz rację – przytaknęła Szwajcarowi wracając do rzeczywistości.

Przeszli przez przecięte druty kolczaste rozstawione wokół pustej polany pośrodku lasu doganiając Prusaka. Przez cały czas wlepiony był w Węgierkę jak w obraz. Kątem oka zauważyła jak Szwajcar podnosi brew z pewnością domyślając się prawdy o ich relacjach.

Po chwili poczuła dziwny chłód. Jego nietypowość nie była jej wymysłem, zdecydowanie różnił się od typowego zimowego wiatru. Zatrzymała się patrząc na ziemię pokrytą cienką warstwą szronu. Kolejne kroki Szwajcara i Prusaka wydały z siebie nieprzyjemny dźwięk łamanego lodu.

- O nie – wyszeptała, odwracając się napięcie w stronę polany.

Ostatnie ciepłe powietrze wyleciało z jej ust rozmywając się na wietrze. Jej oczom ukazała się spora postać klęcząca w miejscu, gdzie powinno leżeć ciało Białorusi. Jeszcze przed chwilą nie było tu nikogo, a gdyby nie wyszli z tej polany mogliby już nigdy nie opuścić jej żywi.

- Prusy, Szwajcario – powiedziała cicho – Idźcie do domu Polski, później was dogonię.

Dopiero po chwili zrozumieli strach i trzęsący się głos dziewczyny. Podążyli za jej spojrzeniem, wstrzymując powietrze. Żołnierz spojrzał na nią przestraszony i jednocześnie pełny podziwu z jaką szybkością potrafiła wyczuć Rosję. Prusak zaś oddychał histerycznie szybko, zaciskając dłonie na ciele Węgier. Żaden z nich nie poruszył się, czując jakby każdy dźwięk, który wydadzą miał zaraz wychwycić Rosja.

Wiatr był nie tyle co chłodnawy, ale wręcz zamrażał najmniejsze drobiny ciepła na ciele. Szwajcar, mimo swojego wieku i historii wiedział dobrze, że Rosja był jedynym państwem z którym absolutnie pod żadnym pozorem nie wolno było zadzierać.

Sora, Prusak i Węgry wiedzieli to aż nad to.

- Cztery zbłąkane świnki… - usłyszała gdzieś w oddali.

- Uciekajcie stąd! - krzyknęła przywracając każdego do pionu.

Wszyscy spojrzeli na nią nie rozumiejąc jej nagłego zachowania, ale sądząc po przerażeniu wymalowanym na jej twarzy, dostali jasno do zrozumienia, że coś jest nie tak. Ruszyli biegiem w stronę granicy nie oglądając się za siebie. Dopiero Szwajcar widząc, brak czwartego kompana odwrócił się wściekły.

- Sora! Rusz się!

Prusak zahamował gwałtowanie roztrzepując śnieg. Spojrzał na Sorę, która szła powoli w kierunku Rosji. Wywrócił oczami krzywiąc się.

- Co ty kurwa robisz?! - krzyknął po chwili - Robienie za bohatera to u was rodzinne?!

Węgry wyjrzała zza jego ramienia, przełamując się by spojrzeć zagrożeniu w oczy. Widziała czarną postać gdzieś daleko, ale zbliżającą się ku nim spokojnym krokiem. Sora szła naprzeciw niej z zaciśniętymi pięściami. Szwajcar nie wiedział co robić, trzymał broń w gotowości stojąc kilka kroków od Prusaka.

Węgry zdobyła się na kilka cichych słów, które ledwo przeszły jej przez gardło.

- Prusy powstrzymaj ją… - wyszeptała.

- Nawet nie masz pojęcia jak bym chciał… - wyjąkał, podchodząc do Szwajcara.

Sora przełknęła głośno ślinę, starając się nabierać z każdym krokiem kolejną dawkę odwagi. Wyszła na polanę dumnie unosząc głowę do góry.

Rosja zatrzymał się wbijając swój pręt w ziemię. Zrobił to z tak dużą siłą, że jego połowa pomimo zamarzniętej powierzchni i śniegu, była w nią głęboko wbita. Zmarszczyła brwi widząc ten nieświadomy pokaz siły.

Spojrzał na nią melancholijnie, nie wyrażając absolutnie niczego. Czekał.

- Myślę, że oboje wiemy, że wiesz kim jestem… - zaczęła.

Milczał. Wpatrzony w jej postać napawał się widokiem częstując ją pożądliwym spojrzeniem. Czując jego wzrok na swoim ciele poczuła wstręt i niechęć. Myśl o Węgierce i o tym co jej uczynił, wyrzuciła szybko z myśli by nie zatracić się w strachu i złości

- Привет друг [ witaj przyjaciółko ] – powiedział w końcu siląc się na przyjazny uśmiech – Długo każesz na siebie czekać, chowanie się w ciemnych zakamarkach zwykle przychodziło ci łatwo. Tym razem ukryłaś się w nędznej norze z nędznym towarzystwem…

Sora wzdrygnęła się słysząc jego szaleńczy śmiech, jednak nie opuściła gardy, trzymała się, by jednocześnie móc powiedzieć co myśli.  Węgry przywarła boleśnie do Prusaka, aż ten skrzywił się widząc jak dłoń Węgierki zaciśnięta na jego podkoszulce jednocześnie wbija się w skórę.

- A mówili, że Rzesza to psychole… - stwierdził sarkastycznie obserwując dalszy ciąg konfliktu w jaki się wdali.

Morze Bałtyckie skrzyżowała ręce na piersi, unosząc dumnie głowę. Widząc jej przesycone jadem spojrzenie, Rosja powstrzymał chichot i dygot ciała. Pogoda zdecydowanie była mu na rękę, a siła jaką obecnie dysponował mogła zgromić całą ich grupę w jednej chwili.

- Nie tobie oceniać, kto wypada nędzniej – odparła beznamiętnie – Nie bez powodu staram się ciebie unikać. Nasze spotkanie mogło skończyć się tylko katastrofą Rosjo. Zresztą nie mam najmniejszej ochoty z tobą przebywać, napawasz mnie wstrętem.

Zupełny brak zainteresowania jego osobą pobudził irytację Rosji. Żyłka zdenerwowania zdawała się z każdą chwilą rosnąć, a cierpliwość proporcjonalnie kurczyć.

Z ust Rosji wydał się jęk niezadowolenia. Spojrzał surowo na dziewczynę lustrując ją swoim okrutnym spojrzeniem. Nie tak wyobrażał sobie ponowne spotkanie z Bałtykiem, postawiła między nimi granice, którą miał ochotę zburzyć i spalić. Unoszącą się w dymie postacią mógłby być tylko Polska.

- Odważnie sobie poczynasz – jęknął pocierając biały policzek – Zapomniałem już, że jesteś przyzwyczajona do traktowania mnie na równi z innymi. Z szacunku na stare czasy nie dam ci lekcji manier.

Wspominając o ich pierwszym spotkaniu przewróciło się jej w żołądku. Nie chciała by ktokolwiek o tym słyszał, nie teraz. Ich przeszłość zostawiła dawno za sobą, Rosja natomiast brnął tylko w jednym kierunku.

- Nie ma żadnych starych czasów – syknęła zaciskając pięści – Zachowujesz się jak Pan Wszechświata, a ludzi traktujesz jak pionki, które trzeba zabić. Z racji tego nie widzi mi się utrzymywanie z tobą kontaktu. Możesz spokojnie mnie sobie odpuścić.

Nikt nie mógł zauważyć szybkiego ruchu Rosji, pod którym Sora upadła na ziemię kilka metrów dalej. Wessała powietrze czując potężną pięść na swoim brzuchu miażdżącą kości. Przez kilka chwil nie mogła nabrać powietrza bezskutecznie łypiąc jego dawki. Zacisnęła zęby, by nie jęknąć z bólu i tym samym dać Rosji satysfakcje z jej cierpienia.

- Zdaje mi się... – zaczął – Czy ty naprawdę uważasz, że możesz mnie kontrolować? Rozkazywać…

Stanął tuż obok niej chwytając w brutalny sposób jej miodowe włosy. Podciągnął ją z ziemi i dopiero teraz dostrzegła pustkę, która kryła się w jego fioletowych oczach. Równie dobrze można było widzieć diabła, ucieleśnienie wszystkiego czego można się bać. Tak, Rosja zdecydowanie to w sobie miał. Nie miała pojęcia, że można mieć, aż tak puste spojrzenie. Przypominały te, które miały truposze.  

Skrzywiła się czując jak cebulki jej włosów ledwo wytrzymują utrzymywanie jej ciała na wysokości. Zerknęła na swój brzuch, na którym widniały czerwone plamy. Biała sukienka nachodziła nimi coraz szybciej, alarmując o złej kondycji. Alarm w jej głowie rozbrzmiał na tyle głośno, by ją ocucić.

- Dla lepszej skuteczności zwykłem nosić pod rękawiczką ostre metalowe kolce.

Podniósł dłoń do swoich ust zdejmując zębami skórzaną rękawiczkę. Kastet szczegółowo ozdobiony małymi niedźwiedziami wyglądał na elegancką ozdóbkę dla kata. Wszystko byłoby znośne, gdyby nie kilka rzędów ostrych i długich igiełek osadzonych gęsto obok siebie.

Dopiero teraz poczuła, że po zwykłym ciosie pięścią nie powinna odczuwać bolesnego kłucia. Obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem starając się nie wierzgać, by nie pogłębić ran.

- Jesteś kanalią – syknęła – Gorszą od morskich odmętów.

- Drażni mnie ten twój ton. Przestań uważać się za byłe świętoszka gotowego ratować potępionych. Tak próbujesz siebie przekonać o swojej dobrej naturze? Może chcesz powiedzieć, że nasza gra o władze i życie cię nie dotyczy? Twoje istnienie jest samoistnym dowodem, że to wszystko to tylko jedna wielka gra…

- To twoja gra Rosjo. Niczyja inna… - prychnęła – Ja nie mam zamiaru żyć w twoim cieniu.

Rosji widać nie spodobała się ta odpowiedź. W jednej chwili zacisnął na jej gardle swoją potężną dłoń. Dziewczyna otworzyła usta wypuszczając resztki powietrza. Szwajcar przeklną brzydko pod nosem, uderzając pięścią w powietrzu. Obaj z Prusakiem obserwowali jak się poświęca, ale nie potrafili uciec i ją zostawić. Tym samym bili się z myślami, wiedząc, że jeśli wyjdą pogorszą sytuację, w której się znalazła.

- Lata rozłąki naprawdę cię odmieniły - syknął wściekle Rosja - Nie muszę zgadywać czyja to wina, prawda? Wróć ze mną, do domu. Mogę dać ci absolutnie wszystko…

W tej samej chwili zawiał mocny wiatr przynosząc kolejne gromady śniegu. Sora próbowała złapać powietrze łypiąc jakiekolwiek jego dawki, które dał jej wiatr. Odkąd zaczęła z nim rozmawiać zupełnie pozbyła się strachu, chciała tylko żeby już odszedł i zostawił to co kochała. Kiedyś, kiedy go znała w życiu nie spodziewałaby się, że cokolwiek z jego mrocznych planów snutych przez dzieciństwo ziści się. Mogła zabić go już wtedy, a teraz jest zdana na jego łasce.

Jego fioletowe oczy świdrowały ją tak jakby zaglądały do jej duszy. Palce na gardle ani myślały ulżyć. Spojrzała niechcący w las, błagając w myślach by tamci już dawno uciekli. Myliła się.

- Trzy świnki dalej tu są. Nie ma potrzeby zawracać sobie teraz tym głowy. Jedyne co mnie interesuje to, to kim jest ta trzecia najbardziej dziwaczna…

Szwajcaria spojrzał gwałtownie i porozumiewawczo na Prusaka, który cofnął się nieznacznie do tyłu. Oboje wiedzieli, że istnienie poległego państwa było największą tajemnicą. Zmysł orientacji Rosji zaczynał przerastać wyobrażenie Prus. Czuł, że jego ucieczka przed jego łapami będzie trwać bez końca.

Sora z całych sił spróbowała odsunąć jego dłonie od szyi, ale Rosja skutecznie stawiał opór.

- Walka fizyczna to nie twoja domena – zauważył z uśmiechem – Powinnaś znać swoje słabości, każdy potrafi je dobrze wykorzystywać przeciwko tobie. Nawet wtedy…

Poczuła jak masuje palcem wzór jej blizn na gardle.

- Jeśli uszkodzisz mi gardło i tak je zregeneruje – odpowiedziała wbijając w niego wrogie spojrzenie – Nie wykorzystasz moich zdolności, choćbyś nie wiem czym mi groził. Zapomnij o tym, co było między nami w dzieciństwie… wiele się od tamtego czasu zmieniło.

Uderzył ją w brzuch, po czym rzucił jak szmacianą lalkę o ziemię. Nie puszczając jej gardła ukląkł obok niej zbliżając twarz do jej własnej. Zagryzła zęby ignorując ból w plecach, które po potężnym spotkaniu z twardą ziemią wydawały się jej zupełnie skruszone.

- Piętno jakie na siebie naniosłaś będzie cię ścigać do końca twojego życia – wyszeptał cucąc ją mroźnym oddechem – I żadne państwo, żadna głupia nacja ci nie pomoże. Wplątałaś się o jedną wojnę za dużo, a ja zawsze zwyciężam…

Uśmiechnęła się, a iskierki w jej oczach jasno wskazywały rozbawienie. Twarz Rosji ani przez chwilę nie wyraziła niczego.

- Ciekawe… - wychrypiała – Po porażce z Polską też tak sobie mówisz?

Nie zdążyła zauważyć, kiedy puścił jej gardło, ani nie wyczuła momentu, w którym jednym silnym uderzeniem chciał zaatakować jej serce. Ciało instynktownie odchyliło się w bok, a cała siła uderzenia skumulowała się na jej żebrach. Ból towarzyszył jej przy najmniejszych oddechach, które teraz były jej nieodzownie potrzebne.

Odbiegła od niego chwiejnie upadając ostatecznie na śnieg. Nie mogła ustać na nogach, kręgosłup i żebra zupełnie nie nadawały się chwilowo do użytku. Zgromiła wzorkiem Rosje, który stał kilka kroków od niej emanując zniecierpliwieniem. Wypluła na jego oczach krew wycierając z czerwonych ust cieknącą ciecz.

- Jesteś wstrętny – syknęła unosząc dumnie głowę.







The wrtng of the Wall


R.


Jak wiesz, moja droga Życie jest kosztowne. To może ludzi tak niepokoić. Życie ma wysokie koszty utrzymania - To jest natura bestii.

S.


Zgadzam się, Panie Ale widzi Pan, Ustępowanie rzadko obniża opłatę, Panie. Życie może być dość chłodne, nieprawdaż, Nawet w płaszczu z norek.
R.


Nie spierajmy się O kilka guldenów więcej. Podaj swą cenę, proszę.
S:
  Ja nie negocjuję I nigdy nie będę zaspokojona Tym co moglibyśmy uzgodnić.
Razem:
  Żyć, umrzeć, mieć nadzieję na najlepsze!
R:
  Weź co możesz i zapomnij o reszcie. Czemu dziś ryzykować jutrem Kiedy możesz ocalić wszystko?
Razem:
  Śmiej się, płacz, rób co musisz!
R: Nie pokładaj wiary w mężczyźnie, któremu nie możesz ufać. Nie będzie go przy Tobie Kiedy zaczniesz upadać Pismo na ścianie!
S:
  Jestem prawdomówna
R:
  Tak jak ja, moja droga. Ale tak wiele prawdy jest kłamstwem, moja droga. Kiedyś wierzyliśmy, że świat jest płaski, A teraz się z tego śmiejemy.
S:
  Wierzę w miłość Jak gwiazdy nad nami, Wieczną.
R:
  Nawet gwiazdy gasną I w czasie gdy odchodzą Nic nie może ich zatrzymać.
Razem:
  Żyć, umrzeć, mieć nadzieję na najlepsze!
S:
  Jutro będę potępiona, ale dzisiaj jestem taka szczęśliwa! Nie boję się twoich pogróżek. Nie będziesz mnie sprawdzać.
Razem:
  Śmiej się, płacz, rób co musisz!
S:
  Nie wycofam się, proponuję, żebyś się z tym pogodził. Wciąż jestem tą którą on kocha I - wreszcie - potrzebuje. Napis na ścianie
R:
  On odejdzie, moja droga, Do tego czasu w następnym roku, Będzie ktoś nowy Ktoś taki jak ty Kto wierzy w miłość I w gwiazdy powyżej Nikt go nie zatrzyma!
Razem:
  Żyć, umrzeć, mieć nadzieję na najlepsze!
R:
  Miłość może okazać się trudna w areszcie
S:
  Wolność jest rzadko za darmo A miłość pokona każdą ścianę!
Razem:
  Śmiej się, płacz, rób co musisz!
R:
  Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz
S:
  Tak i zobaczę cię w Piekle Nim się przed Tobą rozpłaszczę.
 

R:
  Napis na ścianie
S: Ale słowa, jak ty, są małe!

R: Napis na ścianie!
Razem: Na ścianie!!





Oddychała coraz słabiej. Głos, który miał być ostatnią deską ratunku, zdawał się w ogóle nie działać. Patrzyła jak Rosja walczy z jej iluzją, nie dając sobą manipulować. Wypierał każdy fałszywy obraz jaki mu narzucała, nie spuszczając z niej spojrzenia. Cały ból i pokiereszowane ciało, nie dawało jej szansy na jakąkolwiek reakcję. Słabość ogarnęła ją szybko i bezlitośnie.

- To już na mnie nie zadziała – wyszeptał złowieszczo – Morze Bałtyckie, już czas stać się elementem mojej rodziny… Zgodnie z obietnicą.

Nie mogła dłużej utrzymać ciała podbierając się ręką. Położyła się na śniegu patrząc na zamglony obraz ciemnego nieba. Słowa Rosji już do niej nie dochodziły. Szumiały oddalone wśród szalejącego wiatru. Czuła się tak jakby miała zemdleć, widok nieba wirował nad nią nieprzerwanie, a resztki sił uporczywie podtrzymywały jej świadomość.

Szwajcar i Prusak nie mogli wydusić z siebie słowa. Schowani za drzewami obserwowali nie równą walkę, nie mogąc w żaden sposób pomóc dziewczynie. Jakakolwiek potyczka z ich strony skończyłaby się niepotrzebną śmiercią. Rosja to szalony przeciwnik, jeden zły ruch i ich przyszłość mogła malować się wyłącznie w ciemnych barwach.

Żołnierz widział, że Prusak nie raz starał się ruszyć w kierunku Sory, ale fakt jego opieki nad Węgrami skutecznie go powstrzymywał. Rozumiejąc sytuację zarzucił broń na plecy poprawiając biały beret na głowie.

- Prusy musimy stąd odejść – powiedział cofając się kilka kroków do tyłu.

- Że co? – wycedził Prusak nie dowierzając temu co mówi.

- Jeśli zostaniemy to tylko jako kolejne zabawki Rosji. Myślę, że ona by tego nie chciała, jej ofiara poszłaby na marne. Nie ważne co pomyśli Polska, podjęła własną decyzję…

Po chwili jego głos został zagłuszony przez głośne nawoływanie, któregoś z ptaków. Głośny i nie przerwany powracał niczym echo. Brzmienie jasno wskazywał na drapieżnika o dość dużych rozmiarów. Spojrzeli równocześnie w górę próbując znaleźć między konarami drzew jego właściciela.

- Orzeł – stwierdził Szwajcar.

Po chwili wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Prusakiem dochodząc do tych samych wniosków. Uderzał wielkimi skrzydłami zataczając koła wokół polany. Wszyscy zwrócili ku nim spojrzenia oczekując dalszego rozwoju sytuacji.

Ptak sfrunął na dół dzieląc drogę między Sorą, a Rosją. Jego białe skrzydła rozwarte w ochraniającym geście, zatrzepotały nerwowo, wydając z siebie dźwięk przeszywający powietrze. Rosja skrzywił się patrząc na niego groźnie.

- Gdzie jesteś ty cholerny PSZEKU?! - krzyknął jak obłąkany, rozglądając się na różne strony - Nawet tutaj cię przywiało!?

* obraźliwe słowo określające Polaków,  z powodu : "sz" "p" "cz"

- Nie ma powodu by krzyczeć.

Szwajcar nie usłyszał ciężkich kopyt Feniksa, ani jego właściciela dopóki nie rozniósł się wokół jego głos. Potężny koń podchodził wedle woli pana ku pustej polanie, na której widniały trzy postacie. Leżąca w śniegu Białoruś przykryta była białym puchem. Rosja wbijał w niego groźne spojrzenie przygryzając ze złości zęby. Jedyne co w tym obrazku mogło doprowadzić do go szaleńczego gniewu to leżąca Sora i jej nieobecne spojrzenie. Ominął żołnierza i Prusaka zerkając tylko ciężkim spojrzeniem na śpiącą Węgierkę. Prusak przysiągłby, że jego młoda postura nijak się ma do pełnych doświadczeń oczu.

- Przywiało – powtórzył wyniośle Polska – To mogą powiedzieć państwa, mające przyjemność gościć cię obok swoich granic. Można położyć się spać, a na drugi dzień, ty pojawiasz się na czyimś podwórku.

- Widząc kogoś takiego jak ty, gospodarującego bezmyślnie swoją ziemię każdego dopadła by chandra – odparł – Lud wymaga porządnej dyscypliny, dla opornych. Tradycyjna widać nie daje efektu, to świadczy o tępocie twojego społeczeństwa. Jako skupisko ich życia, powinieneś czuć się jako król głupców.

Jednym, szybkim ruchem zsiadł z Feniksa, który cały czas rżał ostrzegawczo na Rosję. Nie oglądając się na niego, podszedł do Sory klęcząc obok niej. Sprawdził tętno upewniając się, że rany, choć poważne powinny szybko się zregenerować. Patrzyła tępo na niebo, nie orientując się o jego obecności. Widząc czerwoną plamę na śniegu, która od kapiącej krwi z jej brzucha zdążyła utworzyć małą kałużę, przewróciło mu się w żołądku.

Rosja nie czekał na dalsze popisy z jego strony, gdy ten powinien od razu się z nim skonfrontować. Ich relacje jak i obecne wydarzenia powinny być dla niego głównym napędem do działania. Sam fakt jego aroganckiego stosunku do Wielkiego Rosji budziły w nim furię.

- Zdychaj!

Nagle zamachnął się na niego swoim metalowym prętem, lecz Polska zatrzymał atak jedną ręką. Ścisnął pręt w dłoni powodując w nim wgniecenie od swoich palców. Wciąż kucając obok Sory obrócił się ku Rosji na tyle, by ten nie mógł jej widzieć, ani podejść.

- Tym razem będzie trochę inaczej Rosjo – warknął groźnie – Gdyby coś cię ominęło, to jeden z wrogich ci pionków zaszachował twojego króla. Jesteś taki dumny ze swojej inteligencji napędzanej wyłącznie kaprysami małego szczawa szczającego w gacie, więc powinieneś się domyśleć. Od dziś nie masz prawa być na moich ziemiach, jestem niezależnym państwem, a każda cząstka jaką pozostawiłeś zostaje z każdą chwilą wytępiana.

Mina Rosji ponownie wyrażała obojętność i zimne spojrzenie bez serca. Opuścił ręce, puszczając swoją metalową broń. Feniks zarzucił kopytami w nerwowym tańcu.

- Nie na długo Polsko… nie na długo.

Odwrócił się od Polski nie rzucając ani jednego spojrzenia w stronę lasu, gdzie ukrywali się członkowie wyprawy. Ledwo przytomna Białorusinka pocierała skronie, ale gdy tylko zorientowała się kto stoi tuż obok niej, wstała gwałtownie bujając się na boki.

- Bracie – opuściła głowę unikając surowego spojrzenia – Ja…

Ominął ją bezceremonialnie zarzucając na szyję długi szal.

- бесполезный [ bezużyteczna ]