poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 59 "Memories"


Zapraszam :)
I proszę informujcie mnie o poszczególnych błędach, żebym mogła je szybko poprawić ^^ Dziękuję!

Wiatr wiał w jej długie włosy. Wpatrywała się tępo, w jeden kamienny posąg. Był to grób, jednej osoby, którą znała. Trochę jej zajęło zanim tutaj dotarła. Nagrobek zdążył już zajść śniegiem. Ledwo można było odczytać napis. Podeszła do niego i wytarła go rękawiczką. Usiadła na śniegu, opierając się o marmur. Mała łza spłynęła jej po policzku.
Węgry- Witaj, ponownie..
I znów to uczucie. Spojrzała za siebie. Na płycie siedziało, coś małego i żółtego.
Węgry- To nie możliwe..
Odwróciła się szybko do żółtego stworzonka. Nie wystraszył się, podszedł do niej jeszcze bliżej. Rozłożyła dłonie, a mały ptaszek na nie wskoczył. Wtuliła małe zwierzątko do serca. Wstała po chwili i rozejrzała się. Nikogo nie było. Zaśmiała się pod nosem.
Węgry- Zaopiekuję się tobą ..
Położyła sobie żółtą kulkę na głowie, tak jak miał to w zwyczaju jego były właściciel i skierowała się do domu, pozostawiając na płycie kwiaty geranium i tulipany, które ozdabiały biały i smutny marmur.

 ٭٭٭

Szliśmy przez jakieś ogromne zaspy. Od domu Szwajcarii, do domu Francji nie było daleko. Droga za to nie ułatwiała niczego.
Polska- Kurde, pogoda jest do kitu.
Szwajcaria- I ja się tak poświęcam, dla ciebie? Coś ze mną nie tak.
Uśmiechnąłem się.
Polska- Dzięki.
Usłyszałem jak wdycha. Nie lubi marnować czasu, kocha oszczędzanie i drogi ser, ale traktujemy się jak bracia. Zatrzymałem się, po chwili, widząc coś pomiędzy drzewami.
Polska- To już, niedaleko. Spójrz, widać stolicę.
Spojrzał w wyznaczonym kierunku.
Szwajcaria- Pośpieszmy się.
Nagle mój wzrok zamglił się, lecz nie przez padający gęsto śnieg. Stanąłem i podparłem się drzewa. Znowu to samo..
Szwajcaria- Idziesz?
Słyszałem go jak przez mgłę.

Nieprzyjemny ból, już nie tylko głowy, ale i twarzy. Ocknąłem się gwałtownie. Szwajcaria stał nade mną, był zestresowany. Patrzył się na mnie wystraszonym wzrokiem. Leżałem na ziemi, a policzek piekł mnie, od zadanego mi ciosu.
Polska- Co, s-się?
Najwyraźniej mojemu przyjacielowi ulżyło widząc, że zacząłem, coś mówić i ogarniać wszystko dookoła.
Szwajcaria- Skąd mam wiedzieć, odpłynąłeś. Sorki, ale musiałem walnąć cie w twarz.
Pomasowałem obolałą twarz.
Polska- Nie ma sprawy…
Wyciągnął do mnie rękę, prostując się. Podciągnąłem się na niej. Głowa wciąż mnie bolała, najgorsze było to, że te ataki były rzadsze, ale znacznie boleśniejsze. Musiała minąć jeszcze chwila, abym zrozumiał, co się stało i czy zdołam iść. Żołnierz spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. Na pewno się zdziwił, zawsze udawało mi się ukryć, jak to się działo. Dobrze, że mieszkanie Szwajcarii było duże, mogłem się ukrywać, zawsze gdy dziwne ataki pojawiały się nagle. 
Polska- Nie przejmuj się, idziemy dalej.
Wyprostowałem się i otrzepałem ubranie z zimnego śniegu, które i tak po kilku minutach na powrót było przykryte białym puchem.

٭٭٭

Stałam przed ogromną płaską taflą lodu. Była taka rozległa. Mnóstwo przestrzeni. Wciągnęłam głośno powietrze. Wiatr zawiał mocno, chłodząc mi bladą twarz. Było wspaniale. Po chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie za stopę. Wystraszyłam się. Francja trzymał ją delikatnie wkładając do łyżwy. Uśmiechnęłam się.
Sora- Bardzo ci dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś ^^ Jest bardzo ładnie, a to jezioro tak ogromne!
Francja- U mnie wszystko jest piękne, włącznie z tobą.
Podparłam się jego ramienia, żeby się nie przewrócić. Spojrzał na mnie rozbawiony.
Francja- A już myślałem, że nic nie sprawi uśmiechu na twojej pięknej buzi :)
Zaśmiałam się. Rozłożyłam ręce szeroko, pokazując całe jezioro. 
Sora- To jest cudowne! Mówiłeś, że da się tu nawet tańczyć?
Francja- Jasne, że tak ! Robiłaś to już kiedyś?
Sora- Nie, ale watro spróbować..^^
Jak tylko zawiązał ostatnie sznurki, miałam ogromne pragnienie wejścia na lód. Chłopak przysunął swoją twarz do mojej. Uśmiechnął się i zaczesał mi za ucho zgubiony kosmyk włosów.
Francja- Jak chcesz nauczę cię podstaw..
Zaczerwieniłam się. Gdy był tak blisko czułam się dziwnie. Pomimo tego wiele mu zawdzięczałam, zaopiekował się mną. Przyjął do swojego domu. Przytuliłam go.
Sora- Dziękuję za wszystko..:)
Chciałam się już odsunąć, ale on nie chciał mnie puścić.
Sora- F-francjo? Mógłbyś puścić?
Na te słowa, jeszcze bardziej do mnie przywarł. Zaczęłam się bać. Spróbowałam odepchnąć go lekko od siebie.
Sora- Francjo to boli, przestań..
Jego oddech błądził gdzieś po mojej szyi. Po chwili jednak odsunął się, udając, że nic się nie stało. Chwycił mnie za rękę i pociągnął na lód. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Czemu się tak dziwnie zachowuje, wystarczy, że tylko trochę się do niego zbliżę, a on to wykorzystuje. Jednak, brak reakcji z jego strony, był na tyle mocny, że udzielił się również mi. Ciągnął mnie na środek jeziora, uważając abym nie spadła.

٭٭٭

Szliśmy tak już od dłuższego czasu w ciszy. Drzewa kołysały się wedle zachcianek wiatru, niestety my próbowaliśmy stawić mu czoła. Jednak po pewnym czasie, ustępował. To znaczyło jedno.
Polska- Już jesteśmy.
Staliśmy przed ogromnym domem, który mógł uchodzić pod pałac. Patrzyliśmy jak ludzie krzątali się z miejsca na miejsce. Na dworku było mnóstwo pokojówek. Słabość do kobiet przez Francję, mogła w tej chwili ulegać pod chorobę. Zwróciłem wzrok na Szwajcarię. Widać było, że brzydzi się sąsiadem, spoglądał na przepych i te wszystkie służące z pewnego rodzaju odrazą. Nagle jego wzrok skoncentrował się na jednym punkcie. Wskazał mi dłonią, mały placyk. Na ławce znajdował się biały płaszcz dziewczyny. Obok niego, fioletowy należący zapewne do Francji.
Szwajcaria- Rozdzielamy się? Może nas nie rozpoznają..
Polska- Możliwe, ale gdybyśmy mieli  niebieskie oczy byłoby łatwiej..tymczasem mamy zielone.
Westchnęliśmy równocześnie. Jak każde państwo, różniliśmy się nie bez powodu. Mieszczanie naszych ziem, również. Nasze cechy przypadały im. Żołnierz, rozejrzał się w każdą stronę.
Szwajcaria- Dobra, ja idę na dziedziniec. Ty na wschodnią stronę, uda nam się. Nie chcę nikogo obrażać, ale to francuzi…nie rozpoznają nas.
Przytaknąłem z lekkim rozbawieniem.
Polska- No, to ja pierwszy.
Poczekałem tylko na przerwę, podczas której wyjdę między ludzi. Jest. Szybko i bezszelestnie wtopiłem się w tłum. Obróciłem lekko głowę, Szwajcarii już nie było. Nie wiedziałem, jak mogę ją znaleźć, przy tylu osobach na raz. Rozglądałem się, bardzo uważnie, pomimo tego, nagle ktoś potrącił mnie barkiem. To jeden z sług Francji. Zaczął przepraszać, i błagać o wybaczenie. Nie zatrzymałem się, gdyż każdy kontakt z inną osobą może zniszczyć nasz plan. Machnąłem tylko ręką dając znak, żeby ten wstał. Wszystko tutaj obrzydzało mnie. Zwykli ludzie robili tu za coś gorszego. Nie żyjemy przecież w tamtych czasach, najwyraźniej u Francji jest inaczej, nigdy nie przyzwyczai się do tego stanu rzeczy, że jest na równi z innymi. Wkurza go nawet to, że jak się z nim rozmawia to nie w jego języku. Uważa się za lepszego.
..- przepraszam..ma Pan może, pieniądze, błagam..
Próbowałem być twardy, ale było mi naprawdę ciężko. Totalnie nie mogłem dać mu pieniędzy, miałem tylko swoje, z mojego domu. Od razu by się wydało. Spróbowałem iść szybciej, aby pomiąć napotykające mnie przeszkody. Tłum zaczął się przerzedzać, w końcu tylko ja szedłem pustym chodnikiem. Z tego co się orientowałem, byłem blisko zamarzniętego jeziora. Wątpiłem, żeby to właśnie tam się znajdowali. Pomimo tego przeczucia, poszedłem w tamtym kierunku.

٭٭٭

Biała tafla rozchodząca się tak daleko było wspaniała. Czułam jakbym płynęła, była jak piórko spadające i powoli pchane wiatrem. Francja trzymał mnie, abym nie spadła. Zamknęłam oczy wyobrażając sobie, że po prostu odlatuję. Po chwili, poczułam, jak uścisk jego dłoni stopniowo uwalnia się, otworzyłam oczy, patrząc się na niego pytająco.
Francja- Pokaże ci coś. Pani, pozwolisz, że na tę chwilę cię puszczę.
Wystraszyłam się, nie do końca pojmowałam jak się jeździ. Jednak nie, tylko to sprawiało we mnie niepokój.
Sora- Nie zrobisz sobie krzywdy?
Zaśmiał się. Mówiłam poważnie. Lód, nie wyglądał na wytrzymały, tak daleko od brzegu, lecz mój opiekun, zlekceważył moje prośby. Po chwili jazdy przyśpieszył, a moje serce zaczynało napawać się lękiem o niego. Podskoczył z gracją i zrobił w powietrzu piruet. Zaklaskałam śmiejąc się głośno, to było niezwykłe. Ukłonił się i rzucił mi jedną ze swoich róż. Nie zdążyłam jej złapać, bowiem usłyszałam dziwny chrzęst. Spojrzałam pod nogi. Wielkie pęknięcie pędziło ku niemu rozwierając się powoli. Ruszyłam przed siebie szybko, przerażona faktem, że może zginąć, pomimo tego, że moja próbna jazda trwała niecałą godzinę, stałam na nogach, jadąc wciąż naprzód. Francja zatrzymał się, nie wiedząc, co się dzieje. Po chwili jednak zorientował się, widząc, jak lód rozchodzi się. Spojrzał na mnie wołając pomocy, później przeraziło się to w krzyk. Wysunęłam ręce do przodu, już prawie byłam przy nim. Zamachnęłam łyżwą po raz ostatni. Moje palce poczuły miękkość materiału i z całych sił pchnęłam go do przodu. Zdążył odlecieć dość daleko, aby uciec przed załamującym się lodem. Czułam jak powoli zapadam się w dół, a zimna woda okrywa moje nogi. Potem już tylko przeszywający mnie morderczy chłód.

٭٭٭

Słyszałem krzyki. Rozglądałem się dookoła, ale nikogo nie widziałem. Ucichło. Po chwili zorientowałem się, do kogo należy ten głos. Skupiłem wzrok na odległych terenach. Otworzyłem szeroko oczy, a moje serce zamarło. Nim zdążyłem cokolwiek pomyśleć, moje nogi rwały się szybko do przodu. W czasie biegu rozpaczliwe zdejmowałem sobie bluzę i buty. Gdy dobiegłem na miejsce, spostrzegłem Francję, który siedział i patrzył się tępo w rozbity lód. Spojrzałem na niego zawistnie i wskoczyłem do wody. Było strasznie zimno, tak jak w tym miejscu gdzie raz prawie umarłem. Ledwo poruszałem rękami. Ciemność nie pozwalała mi zobaczyć, gdzie się znajduje. Zaczynałem tracić nadzieje, lecz po chwili katem oka coś zobaczyłem. Mignęło mi przed oczami coś świecącego. Popłynąłem w tym kierunku, pomimo bólu wszystkich możliwych mięśni, które powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Zauważyłem ją, opadała powoli na dno jeziora. Zamachnąłem się z całej siły jaka mi pozostała, by ją złapać. Po czym popłynąłem ku powierzchni. Tlen znikał coraz to szybciej, a ja rozpaczliwe szukałem jakiegoś wyjścia. Ikry lodu złączyły się, a były na tyle grube, że nie mogłem ich w jakiś sposób oddzielić. Waliłem pięściami w twardy lód, ale bez skutku. Spojrzałem na nią, oczy powoli zamykały mi się mimowolnie. Zdążyłem jeszcze tylko zbliżyć swoje usta do jej zimnego policzka. Wszystko znikało, opadaliśmy w dół. Nagle jakaś siła pociągnęła nas do góry. Odnalazło się wyjście. Silna dłoń wyciągnęła nas na lód. Zakrztusiłem się wypluwając zaległą wodę w płucach. Gdy odzyskałem wzrok, zobaczyłem Szwajcarię, który próbował ożywić tak bliską mi osobę. Poczołgałem się do niej. Była cała blada, a jej usta sine. Zebrałem w sobie resztki pokładów sił i odsunąłem przyjaciela od niej, zastępując go w próbowaniu tchnięcia w niej życia. Naciskałem w jej klatkę piersiową z całych sił. Nic. Zbliżyłem swoje usta do jej i próbowałem dać jej życiodajnego powierza. Powtarzałem to bezustannie. Poczułem jak Szwajcaria kładzie mi rękę na ramieniu, mówiąc w ten sposób żebym przestał. Nie mogłem tego zrobić. Sam traciłem już wszystkie siły. Gniew, rozpacz i wszystko inne powoli obejmowało mój umysł. Niespodziewanie Sora zaczerpnęła głęboki oddech. Odsunąłem się szybko, patrząc jak jej klatka unosi się miarowo.
Polska- Żyje..
Szwajcaria podszedł do niej, przewracając ją na bok, aby ułatwić oddychanie. Równie jak ja, był cały mokry, a włosy przylegały mu do twarzy. Uczucie zimna i wyczerpania odeszły. Bowiem przypomniałem sobie o osobie, która jest za wszystko odpowiedzialna. Odwróciłem głowę ku niemu. Wciąż siedział, odciągnięty od płyt lodu, przez mojego przyjaciela. Wstałem idąc do niego powoli. Nie mogłem kontrolować już niczego. Zacisnąłem pięści, moje oczy nie wyglądały już normalnie. Francja spojrzał na mnie z przerażeniem. Bądź co bądź, ale dobrze wiedział, że jak jestem złyto nie ma dla mnie granic przyzwoitości. 
Francja- Mogłem zginąć..mogłem zginąć
Oddychał ciężko, ledwo mogąc normalnie mówić. Moja druga straszna połowa odezwała się. Myślał wyłącznie o sobie, nie obchodziło go zdrowie dziewczyny, która chciała oddać za niego życie. Gniew.
Pochyliłem się do paniczyka i chwyciłem go za włosy.
Francja- C-co ty..?
Kopnąłem go z całej siły w twarz. Odpadł kilka metrów ode mnie. Podchodziłem na powrót, gotowy na kolejne ciosy. Francuz wycierał sobie krew z rękawa. Podbiegłem i złączonymi pięściami uderzyłem go w policzek tak, że przeleciał kolejne odległości. Mogłem bawić się tak cały dzień. Mogłem, gdyby nie ktoś, kto uderzył mnie w twarz. Cofnąłem się kilka kroków spoglądając na winowajcę. Surowe zimne oczy, patrzyły na mnie karcąco.
Szwajcaria- Uspokój się. Będzie ci lepiej?
To było pytanie retoryczne, ale i tak miałem odmienne zdanie.
Polska- Jak najbardziej.
Podszedł do mnie, łapiąc mnie za ramię i przesuwając w stronę leżącej Sory. Moje ciało ogarnął smutek. O mało co nie zginęła.
Szwajcaria- Przypomnę ci, że mieliśmy tylko sprowadzić co u niej. Pomogłeś jej to się liczy. Obiecałeś sobie coś pamiętasz?
Tak, te słowa, wypowiedziane przeze mnie.
„ Nie spotkam się z nią dopóki wszystkiego sobie nie poukładam. Na razie musi się przyzwyczaić do mieszkania z Francją i zapomnieć o mnie.
Odwróciłem głowę.
Polska- Pamiętam.
Odszarpnąłem jego rękę, z mojego barku. Skierowałem się do Francji, podniosłem go i spojrzałem prosto w oczy.
Francja- Zapłacisz za to..
Polska- Masz szczęście, że żyjesz i za to powinieneś być wdzięczny. Umarłbyś dwa razy jednego dnia, zabawne.
Zbliżyłem się do jego okropnej twarzy.
Polska- Nie powiesz jej, że tu byłem, ani ja, ani Szwajcaria. Zapomnisz o tym.
Prychnął. Chyba dalej nie rozumiał w jakiej sytuacji się znajduje.
Francja- Bo co mi zrobisz, proszę cię
Chwyciłem go za gardło.
Polska- Zrobisz to, bo ona..
Obróciłem mu trochę za mocno głowę, w stronę leżącej blondynki.
Polska- Uratowała ci, życie. I masz u niej dług. Dla jej dobra nie dowie się, że to ja. Tylko ty uratowałeś ją z pod płyt lodu. Dobrze wie, że była pod wodą, więc nie wciskaj jej kitu, że tak nie było.
Puściłem go. Patrzył na mnie wzrokiem, który miał w sobie ogromne pokłady złości i przegranej.
Francja- Jak chcesz, i tak wychodzi na to, że ja jestem ten dobry.
Odsunąłem się od niego, powstrzymując kolejny cios. Podszedłem do Sory. Uklęknąłem przed nią kładąc głowę na jej sercu. Biło, to taki miły dźwięk.
Szwajcaria- Polskowracajmy.
Uśmiechnąłem się. Wstałem podchodząc do niego.
Polska- Tak.
Żołnierz poszedł w kierunku lasu, spoglądając swoim mroźnym wzrokiem na Francję. Usłyszałem jak mówi do niego „tchórz.
W geście pożegnania, odwróciłem głowę do Sory.
Polska- Cieszę się, że mogłem cię jeszcze zobaczyć..
Zawróciłem dobiegając do czekającego na mnie Szwajcarię, poczym zniknęliśmy w gęstym lesie.

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 58 "Memories"


Hejka :) mam nadzieje, że się wam spodoba, od tej notki, naprawdę staram się pisać trochę inaczej, z opisami i większą uwagą na szczegóły. Mam nadzieję, że się wam spodoba ^^. Yohao przepraszam, że nie komentuję, ale udaje mi się jedynie przeczytać notki, mam bardzo mało czasu ostatnio..:(, ale jak zawsze czytam je z wielką chęcią :D Są super w skrócie ! Czekam na następne ^^
PS
Witaj Toshiko-chan :)

***

Dom Węgier. U niej również panowała sroga zima. Brązowowłosa spacerowała w poszukiwaniu drewna na opał. Wszystkie jej zapasy chrustu się skończyły. Mieszkała sama, a nie chciała prosić o pomoc Austrii. Wysokie drzewa osłaniały niebo. Było tak spokojnie, jej dom znajdował się w samym sercu lasu.
Węgry- No chyba wystarczy…
Schyliła się, po jeszcze jeden kawałek, leżący na śniegu. Niestety gdy to zrobiła wszystkie inne wypadły jej z ręki. Westchnęła głęboko nad swoją głupotą. Ukucnęła i zaczęła zbierać je na nowo. Biały puch na jej nieszczęście zaczął padać. Spojrzała w górę.
Węgry- No ładnie. Musze się pośpieszyć, a te patyki na złość są mokre..
Nagle przed jej oczami przeleciało coś żółtego. Otworzyła szeroko oczy. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Możliwe, że tylko jej się zdawało.
Węgry- Dupek, nawet po śmierci nie dajesz mi spokoju..
Chciała sobie pożartować na jego temat, ale nie mogła się na to zdobyć. Chwyciła ostatnie drewienka, i skierowała się do domu.
Węgry- Chyba będę musiała odwiedzić to miejsce..
Po czym znikła w padającym śniegu.

Sora- Francjo, nie wiem czy to najlepszy pomysł..nie czuję się najlepiej.
Siedziała podłączona do kilku kroplówek. Naprzeciwko niej stał Francja. Lekarz badał ją około 15 minut.
Francja- Przesadzasz, od tego jest lekarz nie? On nam powie czy wszystko w porządku. W twoim świecie pewnie nie ma kogoś takiego.
Znów mówił o mnie, jak o kimś z innej planety. Na dodatek to brzmiało jakbym była kimś gorszym. Naprawdę nie czułam się dobrze. Cały czas miałam zawroty głowy i tracę wzrok na kilka sekund. Francja podszedł do lekarza, szturchając go w ramię.
Francja- I jak, jest zdrowa prawda?
Jego wzrok przeszył doktora od stóp do głów. Nie wiedziałam co się dzieje. Lekarz odsunął się ode mnie i spojrzał na Francję z dziwnym uśmiechem.
Lekarz- Tak, jest zdrowa. Myślę, że ma pani bujną wyobraźnię.
Zmarszczyłam brwi. Nie jestem głupia. Wiem, że coś jest nie tak. Nie miałam podstaw by osądzać lekarza, przecież od tego są, aby pomagać czyż nie? Francja uśmiechnął się do mnie.
Franja- Pójdę, teraz porozmawiać z panem. Zaczekaj tu na mnie piękna..
Podał mi znowu różę, i wyszedł z lekarzem. Odłożyłam ją od razu. Spojrzałam przez okno. Śnieg padał powoli, było pięknie. Miałam ochotę pobawić się w puszystym śniegu, ale nie z Francją. Tylko z Polską. Na jego pięknych ziemiach i lasach. Wszędzie, byle nie tu. Podeszłam do drzwi.
Francja- Pana pieniądze.
Lekarz- Bardzo dziękuję, ale wie pan o konsekwencjach?
Francja- Da pan spokój, kto się tym przejmuje?
Smutek przeszedł przez moje ciało. Zawróciłam do łóżka. W dłoni trzymałam jeden z listów od Polski. Miałam ich kilka. Od mojego pobytu tutaj minęło już 3 tygodnie. Z każdym dniem było mi coraz gorzej. Francja zachowywał się coraz bardziej zaskakująco. Nie pytał się mnie co bym chciała robić. Sam ciągnął mnie to tu, to tam. Pokazywał mi miasto, było naprawdę piękne. Szczególną uwagę przykułam do wieży Eiffla. Byliśmy na jej szczycie, coś niesamowitego, widziałam z góry miliony migoczących światełek.  Dziś mieliśmy iść na lodowisko. Mówił, że ma ogromne jezioro, które zamarzło i można na nim jeździć. Wszedł nagle do pokoju. Od razu skierowałam na nim swój wzrok.
Francja- To jak gotowa?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

Polska i Szwajcaria siedzieli przy kominku, obmyślając i dopracowując plany. Oboje byli ubrani tak samo. Żołnierz pożyczył Polsce jego strój na przeszpiegi. Był to zestaw obcisłego czarnego golfu, spodni moro i buty glany ( wyobrażacie sobie…? *.* Chryste..niebo..<3)

Polska- Wejdziemy od tej strony, ta będzie najlepsza.
Szwajcaria- Ta, plus z pewnością strażnicy i wściekłe psy. Proponuje z tej strony.
Przejechał palcem po wyznaczonym szlaku. Zdziwiłem się.
Polska- Jezioro?
Przytaknął.
Szwajcaria- Nie róbmy z tego wielkiego skoku. To tylko po to by rozwiać twoje fantazje.
Wyraźnie się ze mnie śmiał. Westchnąłem, to było całkiem na serio. Dziwne obrazy, które męczą mnie od 3 miesięcy minęły, chwilowo. Wiedziałem, że na pewno powrócą.
Polska- Dobra, idziemy? Chcę się tylko upewnić, że wszystko jest okej i wracamy.
Wstałem zabierając mapę, posiadłość Francji była ogromna. Miałem pozaznaczane punkty gdzie mogą się znajdować. Szwajcaria spojrzał na mnie.
Szwajcaria- Wiesz, nie musisz jej brać. Zapamiętałem wszystko.
Byłem pod wrażeniem. Zapamiętać to wszystko w tak krótkim czasie. Zaśmiałem się, najwyraźniej nie jestem sam, w posiadaniu, dobrej pamięci wzrokowej.
Polska- Nie martw się ja też. ^^ Wolę ją jednak mieć przy sobie.
Żołnierz wzruszył ramionami. Podszedł do komody i zaczął, coś pisać na białej kartce, leżącej na niej.
Polska- Do Lichtenstein..?
Nie wiem czemu, ale mój przyjaciel jak tylko to usłyszał, odruchowo złamał ołówek. Wystraszyłem się.
Szwajcaria- Tak, to coś złego?
Ulżyło mi, nie wkurzył się.
Polska-No co ty. Chodźmy już.
(pokój Lichtenstein)
Lichtenstein- Braciszku~~

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 57 " Memories"


Pobiegłem do pokoju Szwajcarii, najszybciej jak się dało. W mojej dłoni trzymałem silnie poduszkę. Jak tylko otworzyłem drzwi jego pokoju, cisnąłem nią w żołnierza.
Polska- Wstawaj! Musisz mi totalnie pomóc!
Zobaczyłem tylko oczy bestii, wychylające się powoli znad mojej poduszki. Tak, wiedziałem, jak to się skończy. Uciekałem najszybciej jak się dało, w końcu ukryłem się za drzwiami mojego pokoju.
Polska- To był generalnie jedyny sposób
Nagle usłyszałem kilka strzałów. Odsunąłem się od drzwi. Serce stanęło mi na jakieś 30 sekund. Koleś wystrzelił w drzwiach mój wzór. Dosłownie jak za nimi stałem odrysował go bronią! Już po mnie, usłyszałem tylko jak mój zamek odlatuje w kosmos. Usiadłem na łóżku.
Polska-No dobra mógłby być inny sposób
Polska- Szwajcario~~! No weź się tak jakby nie gniewaj!
Zauważyłem go, stał ze swoją bronią, miała jakieś 3 metry -.-
Szwajcaria- Jesteś dla mnie martwy. ( You are death for me XD )
Przełknąłem ślinę. To koniec, a wszystko zaczęło się od tego głupiego snu:

Widziałem jak Francja dobiera się do Sory. Nie chciała wrócić do mojego domu. Chciałem kogoś zabić. Zabiłem Francję, a Sora patrzyła na mnie jak na najgorsze państwo na świecie. Obudziłem się bo przypomniałem sobie, że ja tu sobie leże, kiedy ona naprawdę może już nie wrócić, a ja nie wziąłem tego pod uwagę. Mój plan był prosty.

1-Obudzić brutalnie Szwajcarię, żeby go całkowicie wybudzić i zaspokoić wczorajsza porażkę.
2-Uciekać w popłochu, przed goniącym mnie Szwajcarią.
3-Wysłuchać jak mnie kiedyś na pewno zabije.
4-Wysłucha mnie i moich przypuszczeń, aby następnie dać radę, czy też zgodnie z moim planem, podkraść się do domu Francji.
5- Słychać jaki ten plan do kitu.
6-I tak idzie ze mną, mówiąc, że nudzi mu się bez żadnego zlecenia.

Szwajcaria- Zabiję cię
No, a nie mówiłem? to mam z głowy nr 3.
Polska- Musisz mi pomóc.
Nim się obejrzałem, trzymał mnie za kołnierz i wystawił za okno.
Polska- Hmn, tego nie przewiedziałem..
Spojrzałem w dół. Dość wysoko. Musze zmienić plan.

1-Obudzić brutalnie Szwajcarię, żeby go całkowicie wybudzić i zaspokoić wczorajsza porażkę.☺
2-Uciekać w popłochu, przed goniącym mnie Szwajcarią.☺
3-Wysłuchać jak mnie kiedyś na pewno zabije. ☺
4-Wysłucha mnie i moich przypuszczeń, aby następnie dać radę, czy też zgodnie z moim planem, podkraść się do domu Francji.
5- Słychać jaki ten plan do kitu.
6-I tak idzie ze mną, mówiąc, że nudzi mu się bez żadnego zlecenia.

Tak, właściwie nie mam już pomysłu
Chyba muszę, błagać o wybaczenie. Zapominam, że jest najlepszym zabójcą ze wszystkich państw. W końcu nie wybraliśmy go na kogoś takiego, bez podstaw. 
Polska- Dobrze, przepraszam, ale naprawdę musisz mi pomóc.
Jego oczy, wciąż nic nie wyrażały.
Polska- Postawię, dziś śniadanie.
Szwajcaria- Obiad i kolację też.
Polska- To co już się nie gniewasz?



Sądząc po tej minie, raczej nie. Po chwili poczułem jak spadam. Należało mi się, ale już bez przesady. Leciałem z jakiegoś 4 piętra. Zastanawiałem się, co by zrobić. Chwyciłem się parapetu okna z 2 pietra.
 Polska- Wiem!
Mój plan był doskonały. Trzymałem się jedną ręką i coś czułem, że zaraz spadnę. Zabujałem się i wskoczyłem do otwartego okna. Jestem mistrzem ciszy, zrobiłem to bezszelestnie. Otrzepałem ubranie. Gdy podniosłem wzrok zauważyłem Lichtenstein. To była jej sypialnia. Zaczerwieniłem się. Na szczęście spała. Podszedłem cicho do drzwi. Zanim dotknąłem klamki, zauważyłem wnerwiona twarz Szwajcarii.
Polska- To twoja wina.
Spojrzał mi za ramię patrząc, czy dziewczyna śpi. Po chwili jego wzrok znów skierował się na mnie. Wskazał mi ręka żebym wyszedł. Dla własnego dobra zrobiłem o co prosił. Żołnierz zamknął powoli drzwi.
Szwajcaria- A mogłeś zlecieć.
Zaśmiałem się.
Polska- Nie zabijesz mnie tak łatwo. To jak pokój? Postawię ci dziś wszystko, co chcesz. Tyko mi pomóż.
Przeładował magazynek broni.
Szwajcaria- Nie cierpię tego jak myślisz, że wystarczy mnie przekupić żarciem za darmo.
Uśmiechnąłem się.
Polska- To jak? Pomożesz?
Westchnął głośno, myśląc zapewne, ile korzyści wypłynie mu z tego, że mi pomoże.
Szwajcaria- Dobra. Co chcesz zrobić?
Streściłem mu całą historie. Byłem całkowicie poważny. Miałem złe przeczucia. Nie skomentował, ani razu mojego pomysłu. Mój plan, który ustaliłem na początku i tak się sprawdził. Teraz wystarczy zrobić to co wymyśliłem.



niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 56 " Memories"


..- Jutro nie będę mógł przyjść, muszę jechać na jakieś zebranie z związku, z kolejnymi bitwami.
..- Nic, tylko prowadzicie wojny, nie nudzi was to?
Przyznałbym rację, ale nie w zupełności, każde państwo kocha wojny i nigdy się nią nie znudzi.
..-Eh, nie ważne korzystajmy póki możemy, nie będę miał później tyle wolnego czasu. Przyniosłem szachy, zagrasz?
..- Znowu to samo..?Zawsze wygrywaszto nie fair!
Zaśmiałem się, wypinając pierś dumnie.
..- Wiadomo, moje Polskie prawo jest najlepsze!
Uśmiechnęła się.
..-Jasne, jasneja będę białymi..

Otworzyłem oczy. Ktoś stukał w okno. Podszedłem do niego. Za nim znajdował się biały orzeł.
Polska- Odpisała..
Wpuściłem go do środka. Jego pióra latały teraz po pokoju. Patrzyłem tylko, jak cały się nimi pokrywa.
Polska- Szwajcaria mnie chyba zabije..
Odwiązałem mały liścik, zawieszony u nogi przyjaciela i usiadłem za drewnianym biurkiem. Bałem się go otworzyć, bałem się tego co mogła napisać. Ciekawość jednak wygrała, otworzyłem go. Z papieru mogłem poczuć świeże róże.  Francja, ten to nawet papier ma wypachniony. Spojrzałem na piękne pismo.

Drogi Polsko
Nie wiem, co ci zrobię, jeśli jeszcze raz nie napiszesz mi, co z twoim zdrowiem.

Wystraszyłem się już po jednym zdaniu. Świetne przywitanie.

Strasznie za tobą tęsknię. Szczerze powiedziawszy, trudno mi się tu odnaleźć. 
Twój dom, jego zapach i widok, nigdy go nie zapomnę, ale ten cały przepych u Francji, powoli daje mi sie we znaki.

Dbają tu o mnie, Francja co rusz wymyśla nowe atrakcje. Jest zabawnie, ale strasznie nużąco, sama nie wiem czemu.
Wiedziałeś, że istnieje coś takiego jak
specjalne treningi koni? Używają do tego maszyn. Pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam.

Od razu, jak tylko sobie to przypomniałem, zrobiło mi się nie dobrze. Wiedziałem o tym, ale za każdym razem kończyło się to kłótnią o maltretowane koni, więc skończyło się tym, że więcej nikt mi już ich nie pokazywał.

Mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządkucóż szybkiego powrotu do zdrowia.


Westchnąłem głośno. Coś ściskało mnie w sercu, i to bardzo mocno. Tęskniłem, tak bardzo tęskniłem. Położyłem głowę na białej kartce. Orzeł dziobał mi włosy, ale nie miałem ochoty się bawić. Zrezygnowany odleciał dalej, prawdopodobnie do swojego gniazda. Po pokoju rozeszło się pukanie.
 Polska- Proszę.
Słysząc po krokach to Szwajcaria.
Szwajcaria- Idziemy już spać. Jest późno, też się połóż. Nie powiem, że za światło też mi przychodzi dużo pieniędzy..

Nie myliłem się, to był Szwajcaria, podszedł do mnie i zajrzał mi za ramię.
Szwajcaria- To od Sory? Co napisała?
Polska- Że jej tam dobrze.
Odparłem krótko. Zrozumiał, że nie miałem ochoty rozmawiać na ten temat. Ziewnął, oddalając się powoli.
Szwajcaria- Jasne. Idź spać, mówiłem serio o tych pieniądzach.
Polska- Wiem, ale dopiero co wstałem. Zgaś światło, wątpię, żebym już nie miał zasnąć.
Odwrócił się i zamknął drzwi, gasząc przy tym światło. Spojrzałem za okno, gwiazdy otulały niebo. Westchnąłem głośno. Wstałem kładąc list na półce. Zdjąłem ubranie i ubrałem się w piżamę. Lichtenstein ją dla mnie zrobiła. Sam już nie wiedziałem, czy to na złość, że była cała różowa. Co z tego, że lubiłem ten kolor. Panowała dogłębna cisza. Przytłaczająca cisza.
 Polska- Totalna cisza
Ból głowy na powrót do mnie zawitał. Na szczęście udało mi się stłumić dziwne wizje. Czasem już nie wiedziałem, czy to sny, czy też odległe wspomnienia.
Polska- Dobranoc..
Skierowałem te słowa do Sory, wiedziałem, że tego nie usłyszy, ale to dawało mi poczucie, że tu jest i nie muszę spać sam.

 ٭٭٭

Dobrze, że udało się jej wysłać ten list, zanim tu trafiła. Wszystko było białe. Nie mogła przez to zasnąć. Całe szczęście, że jej łóżko było naprzeciw okna. Francja, i jego dom. Nie było tu ładnie, pomimo tylu wystawnych ozdóbek i wiele innych, nie posiadał żadnych widoków. Nic, zupełna pustka. Jedyne co było takie samo, to niebo i gwiazdy święcące tak pięknie, które oświetlały wszystko wokół. Francja miał ją zabrać na lodowisko. Nie do końca wiedziała co to, ale mówił to z taką ekscytacją, że sama nie mogła się tego doczekać. Zamknęła, więc oczy czekając na błogi sen.

٭٭٭



Rozdział 55 " Memories"


Polska- Puk, puk?
Szwajcaria- Kto tam
Polska- Generalnie ty, wywalający drzwi w kosmos..
Westchnąłem głośno patrząc na Polskę, który jako osoba upita, działała mi na nerwy jeszcze bardziej niż zwykle. Mam dziwne Deżawi (przyznaje nie wiem jak to się pisze, przepraszam T.T ) , zawsze ląduje mi ktoś na plecach, a ja muszę go nosić do domu. Tym razem chodziło o mój dom. Cały czas gadał jak najęty, nie mogliśmy jechać konno, bo spadał z niego, co pięć sekund. I po co mu było oddanie Sory, jak sam sobie najwyraźniej z tym nie radził. Położyłem go na trawie, byliśmy już w moim domu. Odetchnąłem głęboko. Polska zaczął gadać do jakiegoś zmyślonego kumpla i grał z nim w szachy, wykrzykując, że używa jakiegoś polskiego prawa. Wziąłem głęboki oddech.
Szwajcaria- No jesteśmy, ten zapach, ten widok, to tylko mój domcoś co kocham najbardziej.
Nagle przestał być irytująco głośny. Obejrzałem się. Wpatrywał się tępo w niebo.
Polska- Kochasz swój dom, by o niego walczyć, czy też dlatego, że po prostu go kochasz?
Zaciąłem się. Co to za pytania? Wzięło go tak nagle. Pytanie pomimo tego, miało jakiś sens. Wzruszyłem ramionami.
Szwajcaria- To drugie
Polska- No tak
Po chwili znów zaczął być irytujący, zabrał mi broń i strzelił w niebo. Dostał w łeb po kilku sekundach, nie powiem chciałem go jeszcze kopnąć, jak miałem okazję, ale coś mnie powstrzymywało. Wyciągnął dłoń ku górze. Podniosłem głowę. Nad nami leciał orzeł, był cały biały.  Słońce raziło mnie nie przyjemnie po oczach. Zasłoniłem je dłonią, by powstrzymać piekący ból.
Szwajcaria- To twój przyjaciel? W moim domu takich nie ma.
Zacisnął pieść, trzymając dłoń wciąż ku górze.
Polska- Tak. Najlepszy.
Orzeł kręcił się tak nad nami jakiś czas. Polska dalej gadał do siebie i gadał o bolącej głowie. Po chwili zauważyłem jak wyjmuje coś potajemnie z koszuli, myśląc, że to kolejna wódka, zdzieliłem go bronią po głowie, już po raz kolejny jednego dnia. Mamrotał coś o bólu.  Wyciągnąłem mu z ręki mały list. Obejrzałem go. Polska wstał chwiejnie i zagwizdał melodycznie. Ogromny ptak, zleciał w dół, jakby czekał tylko na ten dźwięk.
Polska- Dasz?
Nie wiedziałem o co chodzi, patrzył mi na dłonie. No tak, list. Nie mogłem pojąć, kiedy go napisał. Podałem mu skrawek papieru.
Szwajcaria- Wybacz, myślałem, że to wódka.
Uśmiechnął się.
Polska- Wiem.
Ptak siedział mu na ramieniu, skubając go dziobem po twarzy. Polska wyglądał na szczęśliwego, to była chyba ich zabawa. Nagle ptak podsunął mu nóżkę, Polska zaczepił sznureczkiem liścik, i gwałtownie podniósł rękę do góry. Orzeł wzbił się szybko, ku błękitnemu niebu. Obserwowałem niezwykłego drapieżnika, jak lata z prędkością wiatru. Polska położył się na trawie.
Polska- Boli mnie głowa
Przewrócił się na bok, twarzą do ziemi. Pokręciłem głową nad jego głupotą i dziecinadą.
Szwajcaria- Wstawaj! Nie traćmy czasu, wiesz ile można zarobić w tak krótkiej przerwie?
Spojrzał na mnie, jak na najbardziej dziwnego człowieka świata. Pomogłem mu na powrót wstać, ale jak zwykle na niewiele się to zdało, bo zakręcał się i spadał znowu ziemię.
Polska- Zostaw mnie tuzaraz umrę.
Szwajcaria- Chcesz mi płacić za noszenie cię?!
Wyjąłem z kieszeni munduru ( tak, nie mogłem się bez niego obejść) mój  notatnik.
Szwajcaria- Zaczekaj zaraz sprawdzę.
Przekładałem strony pośpiesznie.
 Szwajcaria- Węgry, Austria ten typ to już aż tyle? Hiszpaniao jest.. Polska musisz mi zapłacić już jakieś 238 956 i 83 grosze. Hmn wiesz myślałem, że będzie tego więcej
Usłyszałem za plecami ogromne westchnięcie.
Polska- Daj tu umrzeć
Wkurzyłem się. Podszedłem do niego, klękając przed facjatą ulubieńca koni.
Szwajcaria- I mówi to osoba, która została oblężona przez Rosję, Prusy, Niemcyi przeciwstawiła się nim, pomijając fakt, że jeszcze na dodatek ich pokonała.
Podniósł się, spoglądając w bok, nie chciał mnie słuchać. Błąd. Od kilku minut powstrzymywałem się od ciosu z pięści. Uderzyłem go mocno w twarz, przewrócił się do tyłu.
Szwajcaria- Weź ty się w garść! Wyglądasz jak najtańszy ser, a wiem o czym mówię.
Spojrzał na mnie z pod nieprzytomnych oczu. Nic nie powiedział, zemdlał.
Szwajcaria- Rany, ale mnie wnerwiasz... odlatujesz od takiego ciosu?
Posadziłem go sobie na plecach i skierowałem się do mojego domu. Konie posłusznie za nami wędrowały. Chociaż tym nie musiałem się przejmować.
 Szwajcaria- Byle do domu..byle do domu..

٭٭٭
Długie blond włosy, rozłożyły się po całej szerokości łóżka. Wczorajszy wieczór był okropny. Nie mogła uwierzyć w tak złe traktowanie przez Francję innych ludzi. List, który dostała był od Polski. Napisał, że tęskni, a Promyk cały czas siedzi pod jej oknem. Nudzi mu się i nie ma ochoty na paluszki. To było jego ulubione danie na każda porę, więc sam ten fakt był dość niepokojący. Nie napisał nic o jego omdleniach. To było najgorsze, bo nie wiedziała jak się trzyma. Wraz z listem przyszedł też mały prezent od niego. Mały, drobny, ale tak piękny. W białej chusteczce  zawinięty był przebiśnieg. Uśmiechnęła się pod nosem. Przechadzała się po pokoju myśląc co mu odpisać: Francja jest troszkę nachalny, czarujący, miły..do czasu i dba o mnie. Przez te kilka dni naprawdę go polubiła. Wczorajszy incydent był wyjątkowy. Każdemu zdarzy się wybuchnąć gniewem. On wychowany był w luksusie, nie przyzwyczaił się, że ktoś podważa jego zakaz.
Sora- Polsko..
Po chwili opadła na łóżko, jej oczy zaczęły się same zamykać. 

Szumiała jej w głowie pewna melodia, nie mogła tylko skojarzyć ją z żadną sytuacja czy też wspomnieniem. Zapadła ciemność.

 ٭٭٭
Poczułem zapach ciasta. Całkiem smaczny zapach. Spróbowałem otworzyć oczy, poza zapachem wypieku było coś jeszcze. Dom nie pachniał drewnem. No tak, nie był już u siebie, przyszedł po niego Szwajcaria. Chyba go denerwował całą drogę, bo jego głowa miała guza na guzie. Zawsze tak było gdy spotykał się z przyjacielem. W głowie prześladowała go pewna suma pieniędzy, 238 956 i 83       238 956 i 83      238 956 i 83.
Polska- Tylko nie dług
Szwajcaria- A jednak. Nie miej nadziei na ciasto jem ostatni kawałek..pycha, i to za darmo z mojego własnego gospodarstwa.
Otworzyłem gwałtowanie oczy. Znalazłem cel. Rzuciłem się na niespodziewającego się ataku Szwajcarię. Wyrwałem mu talerz i  kopnąłem na ścianę.
Polska- Dzięki.
Usiadłem sobie wygodnie na łóżku zajadając się ostatnim kawałkiem ciasta.
Polska- Totalnie powinieneś się orientować. Tak łatwo było ci go wyrwać
Zmroził mnie wzrokiem, coś niebezpiecznie podchodził.
Szwajcaria- +.+
Polska- O- Oł

Z pokoju u góry dało się słyszeć okropne hałasy. Drobna blondynka wyjęła gorące jeszcze ciasto i położyła je na parapecie. Przyglądała się swojemu dziełu. Irytujące dźwięki i odgłosy bólu, były już zbyt denerwujące i psuły piękną pogodę i nastrój panienki. Przejechała delikatnie palcami po blacie, aż w końcu natknęła się na coś, co było idealne do tej sytuacji. Patelnia, najlepsza broń blisko dystansowa. (Made In China- czyli musi być twarda dla dwóch ciężkich łbów)
Lichtenstein- Bracie?
Brak odpowiedzi.
Lichtenstein- Przykro mi bracie, ale chciałam tego uniknąć.
Weszła do pokoju, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Polska- O, cześć Lichtenstein ^^
Po kilku sekundach zapanowała błoga cisza.
Lichtenstein- Bracie tłumaczyłam ci, że w twoim domu jest cudownie, kiedy nie ma hałasu.
Trzymający się za głowę Szwajcaria obrócił zarumieniony głowę.
Szwajcaria- Przepraszam.
Zwróciła się do Polski. Biedak przeturlał się przez cały pokój i wylądował w szafie z ręcznikami. Zdejmując z siebie poszczególne materiały, uśmiechnął się do niej promiennie.
Polska- Zmieniłaś się ^^ masz jeszcze ciasto?
Westchnęła.
Lichtenstein- Przykro mi musisz poczekać. Jest za gorące. Przestań drażnić brata.
Machnął ręka potakująco.
Lichtenstein- Zrobiłam obiad, zejdźcie na dół jak już skończycie. ^^

Spojrzała na Szwajcarię, rumieniąc się. W końcu coś ze starej Lichtenstein.
Lichtenstein- Zrobiłam z twoim ulubionym serem bracie i z surówką, kompotem, nakryciem i zastawą.
Odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami wybiegając szybko z pokoju. Szwajcaria uśmiechnął się pod nosem.
Polska- Zmieniła się.
Szwajcaria- Trochę.
Wstaliśmy i poszliśmy do kuchni bez słowa.

  ٭٭٭
Melodia, melodia nie mogę sobie przypomnieć. Czuję jakiś smutek, i zawód. Melodia jest coraz to bardziej odległa, ledwo ja słyszę. Ktoś próbuje mnie wybudzić; udaje mu się. Tak samo jak melodia znika, tak zapominam jej brzmienie. Otwieram oczy. Leżę na łóżku, a do mojego nadgarstka odłączają się jakieś rurki. Spróbowałam je sobie wyrwać.
Francja- Nie rób tego, będzie jeszcze gorzej.
Delikatnie ujął moją dłoń, odciągając od dziwnej rurki. Złapałam się za głowę.
Sora- Co się stało? Zasnęłam?
Pokręcił głową.
Francja- Nie, nie pamiętasz? Zemdlałaś, i leżysz tu już od trzech dni. Lekarz mówi, że jesteś osłabiona, ale nie wie dlaczego.
Wywróciłam oczami, wzdychając głośno.
Sora- Znowu~~~? Rany..
Tak. Znowu ląduję w łóżku i coś mi jest. To było nużące.
Sora- Nie ma mowy już dość się należałam.
Wstałam chwytając stojak na dziwne przewody. Nie zatrzymywał mnie. Wręcz uśmiechnął się i podał mi dłoń.
Francja- Przygotowałem śniadanie, wiedziałem, że to powiesz ^^ Tym razem zejdź na dół nie zgubisz się :)
Na jego twarzy pojawiło się zdenerwowanie a zarazem radość.
Francja- Muszę zadzwonić do tego debila Anglii, zaczekaj tam na mnie.
Zaśmiałam się, z jego uwagi o państwie, sądziłam jednak, iż pomimo tylu kłótni są dla siebie przyjaciółmi.
Sora- Dobrze.
 Skierowałam się na korytarz, mając nadzieję, że nie kłamał kiedy powiedział, że się nie zgubię w tym ogromnym „zamczysku. Gdy wyszłam z pokoju ukazał mi się obrazek, jak z romantycznej książki. Płatki róż rozsypane były na podłodze i prowadziły w kierunku, jak podejrzewam kuchni. Podniosłam jeden płatek z ziemi i powąchałam go. Pięknie pachniał, cały dom udzielał się tym zapachem. Uśmiechnęłam się, to było takie miłe.  Czułam się jak jakaś księżniczka. Zeszłam z wielkich i długich schodów w dół. Ten dom był tak inny, wszystko było pozłacane i pyszne. Zupełnie inaczej. Wątpię, czy wolę to otoczenie, niż te u Polski. Nagle ktoś z tyłu wziął mnie w ramiona, na myśl przeszło mi, że to on, ale nie.
Francja- Pozwól, że ci pomogę, gdzie moje maniery? ^^
Sora- Ni- nie, nie trzeba poradzę sobie.
Nim się obejrzałam, już siedziałam przed ogromnym stołem. Zastawiony był najróżnorodniejszymi potrawami, wyglądało to przepysznie. Uniósł kieliszek wina.
Francja- Smacznego księżniczko.
Otworzyłam szeroko oczy. Czy on czytał w myślach? Traktował mnie jak najwyższa damę, schlebiało mi to. Uniosłam swój i również złożyłam toast.