Polska- Puk, puk?
Szwajcaria- Kto tam…
Polska- Generalnie ty,
wywalający drzwi w kosmos..
Westchnąłem głośno
patrząc na Polskę, który jako osoba upita, działała mi na nerwy jeszcze
bardziej niż zwykle. Mam dziwne Deżawi (przyznaje nie wiem jak to się pisze,
przepraszam T.T ) , zawsze ląduje mi ktoś na plecach, a ja muszę go nosić do
domu. Tym razem chodziło o mój dom. Cały czas gadał jak najęty, nie mogliśmy
jechać konno, bo spadał z niego, co pięć sekund. I po co mu było oddanie Sory,
jak sam sobie najwyraźniej z tym nie radził. Położyłem go na trawie, byliśmy
już w moim domu. Odetchnąłem głęboko. Polska zaczął gadać do jakiegoś
zmyślonego kumpla i grał z nim w szachy, wykrzykując, że używa jakiegoś
polskiego prawa. Wziąłem głęboki oddech.
Szwajcaria- No
jesteśmy, ten zapach, ten widok, to tylko mój dom…coś co kocham najbardziej.
Nagle przestał być
irytująco głośny. Obejrzałem się. Wpatrywał się tępo w niebo.
Polska- Kochasz swój
dom, by o niego walczyć, czy też dlatego, że po prostu go kochasz?
Zaciąłem się. Co to za
pytania? Wzięło go tak nagle. Pytanie pomimo tego, miało jakiś sens. Wzruszyłem
ramionami.
Szwajcaria- To drugie…
Polska- No tak…
Po chwili znów zaczął
być irytujący, zabrał mi broń i strzelił w niebo. Dostał w łeb po kilku
sekundach, nie powiem chciałem go jeszcze kopnąć, jak miałem okazję, ale coś
mnie powstrzymywało. Wyciągnął dłoń ku górze. Podniosłem głowę. Nad nami leciał
orzeł, był cały biały. Słońce raziło mnie nie przyjemnie po oczach.
Zasłoniłem je dłonią, by powstrzymać piekący ból.
Szwajcaria- To twój
przyjaciel? W moim domu takich nie ma.
Zacisnął pieść, trzymając
dłoń wciąż ku górze.
Polska- Tak.
Najlepszy.
Orzeł kręcił się tak
nad nami jakiś czas. Polska dalej gadał do siebie i gadał o bolącej głowie. Po
chwili zauważyłem jak wyjmuje coś potajemnie z koszuli, myśląc, że to kolejna
wódka, zdzieliłem go bronią po głowie, już po raz kolejny jednego dnia.
Mamrotał coś o bólu. Wyciągnąłem mu z ręki mały list. Obejrzałem go.
Polska wstał chwiejnie i zagwizdał melodycznie. Ogromny ptak, zleciał w dół,
jakby czekał tylko na ten dźwięk.
Polska- Dasz?
Nie wiedziałem o co
chodzi, patrzył mi na dłonie. No tak, list. Nie mogłem pojąć, kiedy go napisał.
Podałem mu skrawek papieru.
Szwajcaria- Wybacz,
myślałem, że to wódka.
Uśmiechnął się.
Polska- Wiem.
Ptak siedział mu na
ramieniu, skubając go dziobem po twarzy. Polska wyglądał na szczęśliwego, to
była chyba ich zabawa. Nagle ptak podsunął mu nóżkę, Polska zaczepił
sznureczkiem liścik, i gwałtownie podniósł rękę do góry. Orzeł wzbił się
szybko, ku błękitnemu niebu. Obserwowałem niezwykłego drapieżnika, jak lata z
prędkością wiatru. Polska położył się na trawie.
Polska- Boli mnie
głowa…
Przewrócił się na bok,
twarzą do ziemi. Pokręciłem głową nad jego głupotą i dziecinadą.
Szwajcaria- Wstawaj!
Nie traćmy czasu, wiesz ile można zarobić w tak krótkiej przerwie?
Spojrzał na mnie, jak
na najbardziej dziwnego człowieka świata. Pomogłem mu na powrót wstać, ale jak
zwykle na niewiele się to zdało, bo zakręcał się i spadał znowu ziemię.
Polska- Zostaw mnie tu…zaraz umrę.
Szwajcaria- Chcesz mi
płacić za noszenie cię?!
Wyjąłem z kieszeni
munduru ( tak, nie mogłem się bez niego obejść) mój notatnik.
Szwajcaria- Zaczekaj
zaraz sprawdzę.
Przekładałem strony
pośpiesznie.
Szwajcaria-
Węgry, Austria ten typ to już aż tyle? Hiszpania…o jest.. Polska musisz mi zapłacić już jakieś
238 956 i 83 grosze. Hmn wiesz myślałem, że będzie tego więcej…
Usłyszałem za plecami
ogromne westchnięcie.
Polska- Daj tu umrzeć…
Wkurzyłem się.
Podszedłem do niego, klękając przed facjatą ulubieńca koni.
Szwajcaria- I mówi to
osoba, która została oblężona przez Rosję, Prusy, Niemcy…i przeciwstawiła się nim, pomijając fakt, że
jeszcze na dodatek ich pokonała.
Podniósł się,
spoglądając w bok, nie chciał mnie słuchać. Błąd. Od kilku minut
powstrzymywałem się od ciosu z pięści. Uderzyłem go mocno w twarz, przewrócił
się do tyłu.
Szwajcaria- Weź ty się
w garść! Wyglądasz jak najtańszy ser, a wiem o czym mówię.
Spojrzał na mnie z pod
nieprzytomnych oczu. Nic nie powiedział, zemdlał.
Szwajcaria- Rany, ale
mnie wnerwiasz... odlatujesz od takiego ciosu?
Posadziłem go sobie na
plecach i skierowałem się do mojego domu. Konie posłusznie za nami wędrowały.
Chociaż tym nie musiałem się przejmować.
Szwajcaria- Byle
do domu..byle do domu..
٭٭٭
Długie blond
włosy, rozłożyły się po całej szerokości łóżka. Wczorajszy wieczór był okropny.
Nie mogła uwierzyć w tak złe traktowanie przez Francję innych ludzi. List,
który dostała był od Polski. Napisał, że tęskni, a Promyk cały czas siedzi pod
jej oknem. Nudzi mu się i nie ma ochoty na paluszki. To było jego ulubione
danie na każda porę, więc sam ten fakt był dość niepokojący. Nie napisał nic o
jego omdleniach. To było najgorsze, bo nie wiedziała jak się trzyma. Wraz z
listem przyszedł też mały prezent od niego. Mały, drobny, ale tak piękny. W
białej chusteczce zawinięty był przebiśnieg. Uśmiechnęła się pod
nosem. Przechadzała się po pokoju myśląc co mu odpisać: Francja jest troszkę
nachalny, czarujący, miły..do czasu i dba o mnie. Przez te kilka dni naprawdę
go polubiła. Wczorajszy incydent był wyjątkowy. Każdemu zdarzy się wybuchnąć
gniewem. On wychowany był w luksusie, nie przyzwyczaił się, że ktoś podważa
jego zakaz.
Sora-
Polsko..
Po chwili
opadła na łóżko, jej oczy zaczęły się same zamykać.
Szumiała jej
w głowie pewna melodia, nie mogła tylko skojarzyć ją z żadną sytuacja czy też
wspomnieniem. Zapadła ciemność.
٭٭٭
Poczułem
zapach ciasta. Całkiem smaczny zapach. Spróbowałem otworzyć oczy, poza zapachem
wypieku było coś jeszcze. Dom nie pachniał drewnem. No tak, nie był już u
siebie, przyszedł po niego Szwajcaria. Chyba go denerwował całą drogę, bo jego
głowa miała guza na guzie. Zawsze tak było gdy spotykał się z przyjacielem. W
głowie prześladowała go pewna suma pieniędzy, 238 956 i 83 238 956
i 83 238 956 i 83.
Polska-
Tylko nie dług…
Szwajcaria-
A jednak. Nie miej nadziei na ciasto jem ostatni kawałek..pycha, i to za darmo
z mojego własnego gospodarstwa.
Otworzyłem
gwałtowanie oczy. Znalazłem cel. Rzuciłem się na niespodziewającego się ataku
Szwajcarię. Wyrwałem mu talerz i kopnąłem na ścianę.
Polska-
Dzięki.
Usiadłem
sobie wygodnie na łóżku zajadając się ostatnim kawałkiem ciasta.
Polska-
Totalnie powinieneś się orientować. Tak łatwo było ci go wyrwać…
Zmroził mnie
wzrokiem, coś niebezpiecznie podchodził.
Szwajcaria-
+.+
Polska- O-
Oł…
Z pokoju u
góry dało się słyszeć okropne hałasy. Drobna blondynka wyjęła gorące jeszcze
ciasto i położyła je na parapecie. Przyglądała się swojemu dziełu. Irytujące
dźwięki i odgłosy bólu, były już zbyt denerwujące i psuły piękną pogodę i
nastrój panienki. Przejechała delikatnie palcami po blacie, aż w końcu natknęła
się na coś, co było idealne do tej sytuacji. Patelnia, najlepsza broń
blisko dystansowa. (Made In China- czyli musi być twarda dla dwóch ciężkich
łbów)
Lichtenstein-
Bracie?
Brak
odpowiedzi.
Lichtenstein-
Przykro mi bracie, ale chciałam tego uniknąć.
Weszła do
pokoju, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Polska- O,
cześć Lichtenstein ^^
Po kilku
sekundach zapanowała błoga cisza.
Lichtenstein-
Bracie tłumaczyłam ci, że w twoim domu jest cudownie, kiedy nie ma hałasu.
Trzymający
się za głowę Szwajcaria obrócił zarumieniony głowę.
Szwajcaria-
Przepraszam.
Zwróciła się
do Polski. Biedak przeturlał się przez cały pokój i wylądował w szafie z ręcznikami.
Zdejmując z siebie poszczególne materiały, uśmiechnął się do niej promiennie.
Polska-
Zmieniłaś się ^^ masz jeszcze ciasto?
Westchnęła.
Lichtenstein-
Przykro mi musisz poczekać. Jest za gorące. Przestań drażnić brata.
Machnął ręka
potakująco.
Lichtenstein-
Zrobiłam obiad, zejdźcie na dół jak już skończycie. ^^
Spojrzała na
Szwajcarię, rumieniąc się. W końcu coś ze starej Lichtenstein.
Lichtenstein-
Zrobiłam z twoim ulubionym serem bracie i z surówką, kompotem, nakryciem i
zastawą.
Odwróciła
się na pięcie i zniknęła za drzwiami wybiegając szybko z pokoju. Szwajcaria
uśmiechnął się pod nosem.
Polska-
Zmieniła się.
Szwajcaria-
Trochę.
Wstaliśmy i
poszliśmy do kuchni bez słowa.
Melodia,
melodia nie mogę sobie przypomnieć. Czuję jakiś smutek, i zawód. Melodia jest
coraz to bardziej odległa, ledwo ja słyszę. Ktoś próbuje mnie wybudzić; udaje
mu się. Tak samo jak melodia znika, tak zapominam jej brzmienie. Otwieram oczy.
Leżę na łóżku, a do mojego nadgarstka odłączają się jakieś rurki. Spróbowałam je
sobie wyrwać.
Francja- Nie
rób tego, będzie jeszcze gorzej.
Delikatnie
ujął moją dłoń, odciągając od dziwnej rurki. Złapałam się za głowę.
Sora- Co się
stało? Zasnęłam?
Pokręcił
głową.
Francja-
Nie, nie pamiętasz? Zemdlałaś, i leżysz tu już od trzech dni. Lekarz mówi, że
jesteś osłabiona, ale nie wie dlaczego.
Wywróciłam
oczami, wzdychając głośno.
Sora-
Znowu~~~? Rany..
Tak. Znowu
ląduję w łóżku i coś mi jest. To było nużące.
Sora- Nie ma
mowy już dość się należałam.
Wstałam
chwytając stojak na dziwne przewody. Nie zatrzymywał mnie. Wręcz uśmiechnął się
i podał mi dłoń.
Francja-
Przygotowałem śniadanie, wiedziałem, że to powiesz ^^ Tym razem zejdź na dół
nie zgubisz się :)
Na jego
twarzy pojawiło się zdenerwowanie a zarazem radość.
Francja-
Muszę zadzwonić do tego debila Anglii, zaczekaj tam na mnie.
Zaśmiałam
się, z jego uwagi o państwie, sądziłam jednak, iż pomimo tylu kłótni są
dla siebie przyjaciółmi.
Sora-
Dobrze.
Skierowałam
się na korytarz, mając nadzieję, że nie kłamał kiedy powiedział, że się nie
zgubię w tym ogromnym „zamczysku”. Gdy wyszłam z pokoju ukazał mi się
obrazek, jak z romantycznej książki. Płatki róż rozsypane były na podłodze i
prowadziły w kierunku, jak podejrzewam kuchni. Podniosłam jeden płatek z ziemi
i powąchałam go. Pięknie pachniał, cały dom udzielał się tym zapachem.
Uśmiechnęłam się, to było takie miłe. Czułam się jak jakaś
księżniczka. Zeszłam z wielkich i długich schodów w dół. Ten dom był tak inny,
wszystko było pozłacane i pyszne. Zupełnie inaczej. Wątpię, czy wolę to otoczenie,
niż te u Polski. Nagle ktoś z tyłu wziął mnie w ramiona, na myśl przeszło mi,
że to on, ale nie.
Francja-
Pozwól, że ci pomogę, gdzie moje maniery? ^^
Sora- Ni-
nie, nie trzeba poradzę sobie.
Nim się
obejrzałam, już siedziałam przed ogromnym stołem. Zastawiony był
najróżnorodniejszymi potrawami, wyglądało to przepysznie. Uniósł kieliszek
wina.
Francja-
Smacznego księżniczko.
Otworzyłam
szeroko oczy. Czy on czytał w myślach? Traktował mnie jak najwyższa damę,
schlebiało mi to. Uniosłam swój i również złożyłam toast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz