niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 63 " Memories"


Błąd został naprawiony ~_~ przepraszam za kłopot, oczy ma czerwone, literówka się wdarła. Dziękuję za info ^^i jak zawsze proszę o informowanie mnie, bo naprawdę wstawiam notki, w pośpiechu >.<

~~~~~~~~
Nastał już środek jesieni. Liście opadały kryjąc drogi kolorowym prześcieradłem. Ulubiona pora roku dla tych, którzy  mają sobie za nic zimne przeszywające powietrze. Szedłem korytarzem, na którym było pełno kolorowych liści, szczerze lubiłem te żywe niczym ogień kolory, ale musiałem zająć się pewną delikatną sprawą.
- Zostawić ją na pięć sekund i już muszę za nią ganiać po całym zamku..
Wyszedłem na dziedziniec, myśląc, że mogła przyjść tutaj. Nie zapraszam za często innych państw, ale teraz był to wyjątek. Żyłka na moim czole pulsowała niebezpiecznie.
-  Węgry~~~! Liczę do 10 i masz tu być !
Doliczyłem się do ośmiu, a i tak jej tu nie było. Westchnąłem nad własnym losem. Nagle poczułem coś ostrego na plecach.
-  Cały czas ten sam błąd..nie możesz tak stać i nic nie robić! Mogłabym cię zabić!
Powiedziała to z wyrzutem, ja natomiast miałem ochotę ja udusić. Odwróciłem się szybko i nim zdążyła się zorientować, chwyciłem ostrze jej miecza.
 Wciąż go trzymając, obróciłem go w bok, w ten sposób, że dziewczyna pomimo prób musiała kucnąć, po czym właściwie leżała na ziemi.
-  Poddajesz się?
Siłowała się ze mną, ale była to przegrana sprawa. Czekałem tylko, kiedy skończy.
-  Chciałbyś!
Westchnąłem patrząc, jak się ze mną męczy, próbując wstać i zarazem nie puszczając wykręconego miecza. Na dodatek musiał ją boleć nadgarstek. W końcu puściła go i wstała otrzepując swoje ubranie. Zaśmiałem się.
-  Haha totalna wygrana ^^
Rzuciłem jej miecz, a ta chwyciła go w locie. Uśmiechy na naszych twarzach promieniowały radością.
-  Następnym razem nie będziesz się tak śmiał!
Dobry humor w końcu do mnie powrócił. Nagle uświadomiłem coś sobie. Przestałem się śmiać i rozejrzałem się. Gapie byli wszędzie, prawie o czymś zapomniałem. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
-  Węgry, chodź już.
Nie wolno nam się tak zachowywać, to jedna z zasad. Naszym zadaniem była walka między sobą, lub zwykły sojusz. Zabawy i inne tego typu rzeczy polegające na więziach miedzy nami, były zabronione, zawsze kończyły się przecież zerwaniem danego paktu, prędzej, czy później. Spojrzała na mnie, po czym wzorkiem spróbowałem wyjaśnić, patrząc się znacząco na postacie dookoła nas. Zrozumiała, potakując głową. Oboje na powrót przybraliśmy twarz, wypraną z emocji.
Szliśmy korytarzem prowadzącym do sali konferencyjnej. Mijając kolejno ludzi, którzy kłaniali się przed nami, nie patrząc się nam w oczy. Brunetka szła obok mnie, oglądając, co rusz obrazy, przejawiające się obok.
-  Nie wiem, po co to całe zebranie, szef nie chce mi nic powiedzieć…
Spojrzałem na nią, szła sobie z zupełnym zobojętnieniem. Szef, tak nazywa osobę, którą ja zwykłem nazywać matką. Rzeczywiście podchodziła pod mojego szefa, mówiła co mam robić i gdzie iść..
-  Polsko!
Wyrwałem się z transu, zdaje się, że coś do mnie mówiła.
-  Co?
-  …
Wciąż nie rozumiałem, jej milczenie i głupia mina, nic nie wskazywały. Za to dziewczyna wskazała ręką ścianę przed nami.
-  To twój dom, więc wątpię byś tu miał tę sale..
 Spojrzałem na rozchodzącą się przed nami ścianę, fakt, to nie był mój cel. Wskazałem jej ręką odpowiedni kierunek.
-  Ach, tak sorka. To tędy..
Po kilku minutach byliśmy we właściwym miejscu. W pokoju był Szef Węgier i moja matka, którzy dyskutowali nad czymś poważnie. Obiecałem, że będę się zachowywać, ale ciężko mi to przychodziło. Spojrzałem zbulwersowany na Węgry. Ona mogła robić co chce, mnie natomiast uczono, jak zachowywać się i gościć innych, jako, że to wspaniały atut.
-  Polsko, podejdź tu proszę.
Podszedłem do niej według rozkazu, Węgry zaczęła rozmawiać z jej szefem, z tego co słyszałem ochrzaniał ją za jej zachowanie. No w końcu jakaś sprawiedliwość.
-  Ech, jeszcze chwilka dobrze..zaraz wszystko się skończy.
-  Nie lubię obcych są straszni…szef Węgier jest dziwny.
Spojrzałem na starszego człowieka. Właśnie skończył rozmowę i skierował się do nas. Czas na długą i nużącą naradę…

-  Dzięki, że mnie odprowadziłeś.
Poczochrałem sobie włosy.
-  Nie ma sprawy, ale teraz stąd spadaj…
Spojrzałem w bok udając, że zastanawiam się nad czymś poważnie. Z punktu gdzie kierowałem wzrok, można by rzec, że chodziło mi o drzewo, choć tak naprawdę w ogóle mnie nie obchodziło.
Po chwili dostałem czymś w głowę. Skierowałem wzrok na dziewczynę która patrzyła na mnie z wyraźną złością, w jej dłoni połyskiwała patelnia.
-  Ał…!
Prychnęła, i skierowała konia w stronę swojego domu. Chyba poczułem coś na sumieniu. Zmieszałem się, Węgry zawsze tolerowała moje wygłupy. Chwyciłem wodze i ruszyłem do niej, wyprzedzając ją w mili sekundę.
-  Zaczekaj!
Popatrzyła na mnie zupełnie zdziwiona. Takie rzeczy nie przychodziły mi łatwo.
-  Przepraszam, możesz tu przyjeżdżać kiedy zechcesz…
Czułem, że się czerwienię. Masakra. Po chwili po lesie rozszedł się czyjś śmiech. Spojrzałem na nią, myśląc z czego się tak śmieje i czy popełniłem właśnie jakiś błąd.
-  Haha~~! Ciężko ci to przyszło ^^ Haha~~!
Koniec mojej cierpliwości. Ja się tak staram, a ona jak zwykle tego nie docenia.
-  Węgryyy~~!!!
Chciałem ją udusić. Podprowadziłem konia obok niej wymierzając miecz w jej stronę, ale ta popędziła konia i ruszyła pod granicę. Chciałem ją dogonić, ale nie mogłem… Sama Węgry spowolniła konia i obejrzała się na mnie.
-  Dziękuję. Ty również możesz mnie odwiedzać , Trzymaj się~!
Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zawróciłem konia. Nie miałem ochoty wracać do ograniczającego mnie zamku, skierowałem się na ścieżkę wzdłuż lasu. 


****♪♪♪****



-  Francjo, powiedziałam, już! Jadę i masz mnie przepuścić.
Blond włosa dziewczyna stała naprzeciw Francji, który zatorował jej drogę do drzwi. Patrzyła na niego z nieukrywaną złością. Minęło już wystarczająco dużo czasu, od ostatniego spotkania z Polską, na dodatek nie odpisuje na jej listy, od kilku miesięcy . Mężczyzna zaśmiał się swoim barytonem, mierzwiąc sobie włosy.
-  Kochanie, mówiłem, że nie ma takiej możliwości. Od kiedy Polska zgodził się na twój pobyt tutaj, musisz się mnie słuchać tak, jak Polski. To zostało postanowione dawno temu…
-  Nie jesteś Polską.
Chciała go wyminąć i otworzyć drzwi siłą, ale niebieskooki chwycił ją za nadgarstki i odciągnął od wyjścia. Próbowała się z nim siłować, ale na próżno. Po chwili rzucił dziewczynę na łóżko, wciąż trzymając ją za ręce. Powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Puść mnie.
Zacmokał z ironicznym uśmieszkiem.
-  Dlaczego nie chcesz mnie słuchać? Masz tu wszystko, piękna.
Spróbowała się wyszarpnąć z pod jego ciężaru, ale na marne. Był kilka krotnie od niej silniejszy.
-  Jesteś obrzydliwy…
Odwróciła głowę na bok, nie chcąc patrzeć mu nawet w oczy. Francja uśmiechnął się jeszcze szerzej słysząc jej uwagę. Zbliżył swoją twarz do jej własnej, widząc to chciała się od niego uwolnić, lecz nie dał nawet o tym pomyśleć. Jego usta błądziły gdzieś po jej szyi, zbierało się jej na płacz.
-  Przestań…proszę.
Odsunął się od niej, puszczając jej dłonie. Poprawił sobie włosy i spojrzał na nią uśmiechając się uwodzicielsko.
-  Wybacz mam inne sprawy na głowie, niż zabawa z tobą. Jeśli będziesz chciała to poproś, pewnie zrobisz to w najbliższym czasie.
Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi. Łzy spływały po jej zaczerwienionych policzkach. Pobyt tutaj był cudowny, do pewnego czasu. Uważała Francję za kogoś wyjątkowego, tymczasem już nie raz widziała, jak całuje się z byle pierwsza damą i nawet więcej. Wciąż mówił jaka jest dla niego ważna, jednak tak naprawdę zwyczajnie się nią znudził. Leżała patrząc na sufit bez jakiegokolwiek ruchu. Po chwili zerwała się z łóżka, rozglądała się za jakąś kartką i piórem. Gdy ją znalazła, zaczęła szybko coś na niej pisać. Podeszła pod drzwi nasłuchując czy ktoś się zbliża, ale była sama, mimo dwóch stojących strażników przy drzwiach, którzy rozmawiali o rzeczach nieistotnych.
-  Tylko ty możesz mi teraz pomóc..
Przytrzymała list do piersi. Okno było otwarte, podeszła do niego i zagwizdała w taki sam sposób jak Polska. Dźwięk rozniósł się po okolicy. Nie musiała długo czekać na przyjaciela Polski, który wysyła wszystkie listy do niego. Ptak spojrzał na nią, wiedziała, że orzeł może znać drogi do innych państw. Przyczepiła liścik do nóżki ptaka.
-  Proszę, jeśli wiesz gdzie mieszka Szwajcaria, leć do niego..
Nachyliła się do niego i lekko przytuliła. Zwierze zatrzepotało skrzydłami pokazując ich potęgę.
-  Leć..
Jak na rozkaz orzeł wzbił się w powietrze. Patrzyła jak odlatuje, wolny, bez żadnej klatki.

Na polane pełnej pagórków i jezior, znajdował się dom. Nie był on duży, lecz nadawał specyficzny klimat spokojnego właściciela domu. Na ławce w ogródku, siedziało jasnowłose państwo o ciemno zielonych oczach. Obserwował niebo z niepokojem, przeszywało go uczucie zbliżającego się zamieszania. Po chwili dołączyła do niego Lichtenstein, niosąc ciepłą herbatę, której zapach był łagodny i kojący. Spojrzał na nią uśmiechając się lekko.
-  Bracie przygotowałam herbatę.
Spojrzał na ciepły napój, i pokiwał głową ze zrozumieniem. Wzięli po kubku i zaczęli w spokoju go pić.
-  Przyszły jakieś listy od Włoch?
-  Nie, dzisiaj żadnych.
-  Hmn..od dwóch dni nie proszą o ochronę, to dziwne.
-  Szwajcario…
Dziewczyna wskazała na niebo. Podążył za jej ręką patrząc prosto w górę. Na niebie latał wielki ptak, który powoli zniżał lot, jego białe pióra spadały na ziemię powoli. Jedno z nich trafiło do herbaty żołnierza. Zirytowany tym faktem wyjął pospiesznie piórko, przyglądając się mu. Nagle doznał olśnienia.
-  Orzeł..(bielik, czyli nasz najukochańszy J)
Spojrzał na białego drapieżnika, lądującego przed nimi. Panienka schowała się za brata, a ten osłonił ją ręką, odciągając na bok. Myślał, co mogło spowodować przybycie takiego rzadkiego ptaka w te strony.
-  Od Polski..?
Kucnął przed orłem i spojrzał mu w oczy. Ten podniósł nóżkę pokazując tym samym list przyczepiony do niego. Szwajcaria odpiął liścik i przeczytał go uważnie, z każdym zdaniem otwierał szerzej oczy.
-  Lichtenstein muszę coś załatwić. Zaczekaj tutaj i pilnuj wszystkich spraw związanymi z Włochami. Nie wiem, kiedy wrócę.
Ominął ją i wbiegł szybko do domu. Dziewczyna słyszała tylko jak pośpiesznie pokonywał schody na piętro, prowadzące do jego pokoju. Wrócił po chwili ubrany w swój mundur. Na jego plecach była przerzucona broń. Już chciał wychodzić, gdy nagle odwrócił się do dziewczyny i pocałował ją w policzek.
-  Dziękuję..herbata był pyszna.
Chwyciła za policzek lekko się rumieniąc.  Natomiast chłopak ruszył do granicy.

***

-  Gdzie on jest…nie przyjdzie?..Nie, nie zrobił by tego…
Kręciła się wzdłuż pokoju, w tę i z powrotem. Spojrzała na otwarte okno. Na jego krawędzi powiewała wstążka, mająca być oznaką miejsca jej pobytu. Bezradna, usiadła na łóżku.
-  Polsko..co się z Tobą dzieje..
Nagle do pokoju wparował Francja, jego chód nie był normalny. Szedł nie mogąc utrzymać równowagi. Zza drzwi dało się słyszeć uczty i muzykę, zapewne odbywał się jeden z bali.
-  Ooo, Sora.
Jej serce stanęło w momencie wymówienia jej imienia. Bała się go, zachowywał się nie przewidywalnie. Zaciągnął kolejny łyk czerwonego trunku. Wstała z łóżka i zaczęła się cofać pod okno.
-  Dawno cię nie widziałem…co robisz? chodź do mnie..
Wyciągnął dłonie w jej kierunku. Czuła powiew zimnego wieczornego wiatru na plecach. Jeszcze chwila i spadniez okna. Nie chce żeby ją dotykał, nie chce tu być…
-  Chodź..
Nagle jeden głośny dźwięk rozniósł się po okolicy, dotarł również do okna Sory obleganej przez Francję. Spojrzała na dół, ciemność zupełnie okryła wszystko wokół, nie mogła dostrzec niczego znajdującego się poza domem. Gwizd rozniósł się po raz kolejny.
-  Nie patrz się tam, tylko tu!
Chwycił ją boleśnie za ramiona ściskając ją za skórę. Krzyknęła nie mogąc powstrzymać bólu.
-  Puść mnie~~!
Zaczął ją odsuwać od okna, całując po szyi. Próbowała się wyrwać, lecz mężczyzna był zbyt silny. Wyciągnęła dłoń w kierunku okna, nie chcąc się od niego oddalać.
-  Puszczaj…
Strzał. Jeden głośny, ale trafny. Kula otarła się o bark Francji, powodując jego krzyk i oddalenie się od dziewczyny. Krwawił z miejsca postrzału, trzymając się bezradnie za ramię. Czerwona ciecz spływała powoli z rany Patrzyła przerażona na ilość krwi rozlanej na podłodze, ostatnio widziała jej tyle na wojnie… Do pokoju weszli strażnicy Francji, cały jego dom postawiony był na nogi w kilka sekund po strzale.
-  Ty…
Patrzył na nią morderczymi oczami, nie było w nich żadnej ludzkiej oznaki. Wymierzone w nią bronie były gotowe do strzału.
-  Zabijcie ją..
I znów to zimne powietrze, okno. Obejrzała się, była tuż przy nim. Weszła na parapet trzymając się ramy okna. Na dole panowała ciemność, a pokój był tak wysoko. Gwizd rozniósł się ponownie tym razem głośniej i ponaglająco.
 Jedyne co zdążyła usłyszeć zaraz po nim to strzał. Kula przeszła przez jej brzuch. Poczuła ogromny ból przechodzący przez jej ciało. Spadając i tracąc równowagę, obróciła się widząc Francję stojącego naprzeciw niej. W jego dłoni połyskiwała broń, której spust wycelowany był prosto na nią. Leciała w dół. Kropelki krwi również, ból był nie do wytrzymania. Myślała czy upadek na ziemię będzie bolesny…Nagle poczuła, że ktoś ją łapie. Silne ręce oplotły ją, chroniąc przed upadkiem. Osoba upadła na ziemię, ciężko dysząc, lecz nie puściła jej.
-  Mam cię…
Postać wstała i rozglądała się na boki, z których pomału pojawiali się strażnicy francuscy. Wziął ją w ramiona i mocno do siebie przytulił. Pobiegł w las, tak się jej wydawało, czuła zapach już dobrze znanych jej drzew. Oczy zaczynały odmawiać posłuszeństwa i zamykały się. Widząc to postać zaczęła do niej mówić i poklepywać w policzek.
-  Nie zasypiaj! Nie możesz zamknąć oczu! Słyszysz?!
Rozeszły się strzały. Zauważyli go. Po głosie poznała, że to chłopak. Biegł tak szybko…strzały oddalały się coraz to bardziej. Jedyne co zdążyła jeszcze usłyszeć to szepty.
-  Nie zasypiaj…
Polska…

____________________________________________________________

A teraz Obrazki :) Niuch, Niuch.. czujecie wakacje? :D JA TAK ~~! ^^









I na koniec moja ulubiona PRZYJAZŃ POLSKO-WĘGIERSKA!Moje marzenie to studiować japonistykę, zwiedzić Japonię i w niej pracować, i pojechać do Węgier by przekonać się, że
Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki xD
 Na dole osobiste stwierdzenia, dla własnego bezpieczeństwa nie musisz czytać ^^




Mija już okrągły rok, od momentu, w którym stałam się patriotą. I to nie przez anime, czy też samego Polskę w Hetali, bo to tylko pozwoliło mi bardziej wsiąknąć w tematy o Polsce. Oglądając Polskę w filmikach na youtube, te wesołe i smutne, które najbardziej przestawiły mnie na większe zainteresowanie naszą ojczyzną, przez cały czas oglądałam filmy o 1 wojnie światowej i o drugiej. O zbrodniach przeprowadzanych na Polakach i wgl, a najgorsze to Eugenistyka :( tym bardziej nie mogę polubić narodu Niemieckiego.
( Choć Ameryka i Rosja również chcą stworzyć takich ludzi, w końcu te wszystkie filmy o Iron men'nie, Wolverinie i Kapitanie Ameryce, nie są do końca wyssane z palca (ale je uwielbiam)).
Cieszę się z tego, że w końcu nasza ojczyzna jest wolna od Rosji i na wysokim poziomie gospodarczym i przemysłowym ^^ ...pomimo tego, że Rosja kroi cały czas coś za naszymi plecami...

Ok to tyle, po prostu musiałam to napisać :) Sorki jeśli zanudziłam xd A no i filmiki, o których mówiłam wstawiłam na początku samego bloga ^^ Zespół SABATON idealnie pobudza pewne cząstki nas, o tym, że powinniśmy interesować się i bronić tego miejsca, o które walczyło tyle osób.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 62 " Memories"

To rutynka najpierw :) Za wszystkie błędy przepraszam, proszę mnie o nich informować i wgl :) No to zapraszam :)


Obudziłem się na jednej z polan. Wszystko było takie przyjemne, zapachy trawy i kwiatów, słońce kojące moją twarz. Najwyraźniej zasnąłem tutaj wracając do zamku.
- Totalnie, jestem wykończony…
Po chwili w mojej głowie pojawiła się postać o niebieskich oczach i ciemnych włosach, chwilę mi zajęło zanim zrozumiałem, że to przecież..
- Księstwo Litewskie!
Zerwałem się na nogi, budząc tym samym konie, które chyba spały na tej samej polanie co ja. ( Taka ciekawostka, pewnie niektórzy ją znają, ale tak tylko powiem. Imię naszego państwa wywodzi się od Polan- plemienia wędrującego po polach, ładnie nie? :))
Wsiadłem na grzbiet jednego z nich i ruszyłem do zamku, które na całe szczęście znajdywało się całkiem blisko. Wbiegając do bramy, rycerze rozchodzili się na boki, kłaniając mi się nisko. Moim celem była tylko jedna komnata, w której pojawiłem się jako pierwszej. Wchodząc do niej widziałem wiele osób, tych znanych mi na, co dzień i innych, którzy z całą pewnością nie byli stąd. Jak na rozkaz, wszyscy zwrócili swoje twarze w moją stronę.
- Panie Polsko, to są zwiadowcy Księstwa Litewskiego.
Rycerz o trochę przylizanej fryzurze, wskazał mi trzy postacie stojące obok mojej matki. Przytaknąłem, patrząc podejrzliwie na przybyszów. Cały czas wpatrywali się we mnie, co zaczynało być powoli krępujące.
- Powiedzcie, że czekam.
Na szczęście, słysząc to opuścili komnatę. Rycerz westchnął niecierpliwie, patrząc się na mnie z wyraźną prośbą na twarzy.
- Tylko proszę, zachowuj się, wiem, że nie cierpisz obcych, ale tym razem to poważna sprawa..
Matka przytuliła mnie do siebie od tylu, gładząc mi włosy.
- Żałuję, że nie mogliśmy tego uniknąć w inny sposób.
Przewróciłem oczami. To nie do końca tak, że jestem nieśmiały. Jedyne,  co mnie martwi w ludziach których nie znam to, to; że nie wiem w którym momencie mnie wykorzystają, albo porzucą jak zwykłego śmiecia, kiedy będą wredni i wyśmieją mnie. Wolę unikać takich rzeczy, a jednym ze sposobów na to, była ucieczka od wszelkich znajomości.
-Postaram się, choć nie jestem z tego powodu generalnie szczęśliwy. Mam nadzieję, że szybko stąd odejdzie.
Rozsiadłem się na tronie, podpierając się ręką.
-Nie będę słuchał tego, co mówi, sam będę podejmować decyzję.
Co do tego byłem pewny. Nie lubię się z kimś dzielić, tym co moje. Mama i rycerz spojrzeli ku sobie, ale nic nie powiedzieli. Nagle drzwi do komnaty otworzyły się, a w ich progu stało średniego wzrostu państwo o ciemnych włosach i niebieskich oczach.

********
Nastawał wieczór, cała masa papierkowej roboty była za mną, powitanie Litwy też.  Mogłem wreszcie zająć się tym, o czym myślałem przez cały dzień. Otworzyłem szafę. Było w niej tyle ubrań, że od razu przeszła mi chęć na to co zamierzałem zrobić. Na samym jej końcu znalazłem, jedną białą sukienkę o zwiewnym materiale, na jej dekolcie znajdywała się tylko jedna mała kokardka. Uśmiechnąłem się pod nosem. W tej samej chwili, widząc siebie w lustrze obok, coś mnie zaciekawiło. Uśmiechałem się mimowolnie, to było całkiem dziwne. Szczerze powiedziawszy, tylko Węgry potrafiła mnie czasem rozbawić. Wziąłem sukienkę i wyszedłem z pokoju. Idąc wzdłuż korytarza, napotkałem wiele zdziwionych twarzy. To było co najmniej denerwujące. Co z tego, że trzymałem sukienkę?
- Rany..
Skręciłem w bok, wchodząc do jakiegoś pokoju. Walnąłem pięścią w drzwi.
- Tak nie przejdę. Co teraz? Jeśli dowiedzą się o tej z plaży, na pewno ją uwiężą, myśląc, że jest od Rosji, albo od Prusaka…
Myślałem gorączkowo, jak przejść przez dziedziniec bez nabierania podejrzeń. Każdy mój ruch, był ściśle śledzony, wszystko mogło być podejrzane, noszenie w ręku sukienki, należało właśnie do tych dziwnych rzeczy w moim wykonaniu.
Po chwili wpadłem na najgorszy pomysł, w swoim dość krótkim życiu. Nałożyłem na siebie sukienkę i zakryłem ją płaszczem. Niestety widać było jej końcówki. Próba zasłonięcia ich, była daremna. Był to najlepszy jak na teraz pomysł i mógł wypalić. Zawsze myśleli sobie o mnie różne rzeczy, więc to nie będzie nowość. Wyszedłem z pokoju, idąc szybko przed siebie. Nie obeszło się jednak bez wskazywania na mnie palcami. Udałem się do stajni. Znajdywała się niedaleko od zamku, a koń byłby najszybszy, aby dostać się w umówione miejsce. Wybrałem jednego  i pojechałem prosto do lasu, aby po kilku minutach znaleźć się nad morzem. Wysokie buty, które miałem teraz na sobie, były idealne do chodzenia po nierównym piasku. Całe szczęście, że zbroje zostawiłem w zamku, było strasznie gorąco.
- Jesteś?!
Rozejrzałem się dookoła. Panowała ciemność, tak jak ostatniej nocy. Przypomniałem sobie o sukience i od razu ją zdjąłem, aby zapomnieć o tak kompromitującej rzeczy. Jeśli jakieś państwo zobaczyłoby mnie w czymś takim…
- Hej~~!
Znowu cisza. Podszedłem do miejsca w którym ją zostawiłem. Ślad, który pozostawiła po tym, jak tu leżała wciąż był. Skierowałem wzrok na dziwne odejścia od niego, prowadzące do wody. Wyglądało to jakby się czołgała, ale gdy znalazłem się za ich tropem przy samej wodzie, zauważyłem coś dziwnego. W pewnym momencie, nie było widać, typowych dla czołgania się śladów, tylko wodę, która wybiła w piasku wzór prowadzący dalej do Morza, jakby ją wciągnęła.
 Podniosłem się, przeklinając siebie w duchu, za lekkomyślność, naiwność i głupią litość. Byłem pewny, że mnie okłamała i poszła do Rosji, albo gdzieś indziej, a gdy weszła do wody ślad za nią urywał się, przez co nie mógłbym jej znaleźć.
 Skierowałem się do konia pasającego się nad wydmą, gdyby nie czyjaś dłoń zaciśnięta na moich spodniach, szedłbym dalej.
- Polska..
Melodyjny dźwięk wydobywający się z jej ust, był niesamowity. Mógłbym przysiąc, że gdyby zaśpiewała, byłaby to najpiękniejsza melodia jaką słyszał świat. Odwróciłem się do niej, mierząc ją wzrokiem. Ku mojemu zaskoczeniu, na jej ustach, znajdowało się małe zasinienie, niby nie było to coś dziwnego, jednak to, że ciągle była ranna było wręcz podejrzane. Miała na sobie jakieś łachmany, które ledwo co zasłaniały jej ciało, takie same jak ostatnio. Odwróciłem wzrok podając jej sukienkę.
- Proszę, będzie lepsza od tego, co masz teraz na sobie..
Przyjrzała się sukience, ale posłusznie przebrała się w nią. Na jej plecach dalej był opatrunek, który założyłem jej wczoraj. Po chwili coś przykuło moją uwagę, była cała mokra, jakby nie wychodziła z wody przez cały czas.
- …Pływałaś?
Męczyła się z kokardką wpiętą w sukienkę, zrezygnowany podszedłem i pomogłem jej.
- Przecież mówiłam, że to mój dom. Skoro twój jest tam-
Wskazała na las rosnący za mną.
- I jesteś cały w nim..
Zdziwiłem się.
-W nim?
Wyjęła mi z włosów, kilką strączków zboża i kilka płatków kwiatów, przyglądając się im z ciekawością. Nawet nie zauważyłem, że mam je na głowie.
-Tak samo ja mogę być mokra, prawda?
I w tym momencie uśmiechnęła się do mnie, w taki sposób, że nie miałem siły nic powiedzieć. Pomimo jej rany na ustach, nie straciło to na wdzięku uśmiechu. Czułem, że darzę tę dziewczynę pewną sympatią i nawet moja naiwność wobec innych ludzi, nie wchodziła tutaj w grę. Odwzajemniłem uśmiech.
- Hah, tak masz rację.
Spojrzałem na nią poważnym wzrokiem, burząc tym samym jej nastrój, jej wyraz twarzy oczekiwał tylko tego co powiem.
- Twoje rany na plecach i te na ustach…czy ty, czasem-
Zupełnie mnie zatkało. Nie mogłem dokończyć normalnego zdania, z jednego powodu. Po jej policzkach spływały teraz małe łzy. Po chwili dotknęła swoich ust koniuszkiem palców, uciekając ode mnie wzrokiem, jakby chciała je ukryć.
- Wypadek.
Nie miałem serca pytać się jej o to, skoro wywoływało u niej to takie emocje. Położyłem swoją dłoń na jej głowie i poczochrałem jej włosy, uśmiechając się szeroko.
- Nie przejmuj się tym! Ledwo coś widać, a poza tym takie rany szybko się goją…
Podniosłem wzrok na czyste, ciemne niebo. Odczuwałem zupełny spokój, jakbym zapomniał, że przede mną stoi tajemnicza dziewczyna.
-Wiesz mimo, że ja nie krwawię, boli mnie cały czas, w tym miejscu…
Przyłożyłem dłoń do mojego serca.
- Rany na ciele krwawią i wyglądają boleśnie…jednak po jakimś czasie same się zabliźniają, a gdy zażyjesz lekarstwo, znikną jeszcze szybciej.
Przez lekki uśmiech wciąż próbowałem, ją pocieszyć, ale słowa same płynęły z moich ust, mając za nic moją wolę.
- Rany na sercu są, o wiele gorsze. Bardzo ciężko je wyleczyć.
Poczułem jej małą dłoń, która powoli i delikatnie zdejmowała moją z jej włosów. Jej wzrok z pewnością wyrażał smutek. Jakby wiedziała o czym mówię.
- Rany na sercu..?
-Nieco różnią się od obrażeń fizycznych. Nie ma na nie lekarstwa..niektóre z nich krwawią do końca życia.
Czerwone oczy patrzyły na mnie oczekująco, jakby chciała usłyszeć jakąś lepszą część, tej przemowy.
- Ale wiesz? Ponoć jest jedna rzecz, która może je uleczyć. Jednak ciężko ją zdobyć i może ci ją dać tylko inna osoba.
- Co to takiego?
W jednej chwili jej twarz znalazła się stanowczo za blisko mojej, przez co miałem odruch odepchnięcia jej, jednak wcale tego nie zrobiłem. Nie czułem od niej zagrożenia.
- Szczerze powiedziawszy jeszcze tego nie wiem…, ale może kiedyś się dowiem, wtedy powiem ci jak chcesz.
Uśmiechnęła się jeszcze bardziej, niż ostatnio.
- Tak!
Zerwał się wiatr, kochałem uczucie, dzięki, któremu czułem, że mnie otula. Odłączyłem się przez chwilę od reszty świata. Odetchnąłem głęboko, to miejsce miało jeszcze bardziej przyjemny wiatr, niż na moich polach.

Nagle wyczułem coś w powietrzu, ktoś się zbliżał, i to szybko. Chwyciłem ją za rękę prowadząc do wody. Piasek szalał pod naszymi nogami, czyżby konie? Nie miałem czasu, aby się temu przysłuchiwać. Pchnąłem ją do przodu.
- Szybko! Wchodź!
Na początku musiałem ją na siłę, ciągnąć do wody, ale posłuchała mnie i oboje zanurzyliśmy się w niej, nabierając powietrza. Woda była zimna i ciemna, nie mogłem zobaczyć, kto właśnie przemierzał plaże po mojej granicy. Mogłem tylko czekać, aż ten ktoś przejedzie. Tupot koni, który właśnie przewijał się przez plażę, był o niebo głośniejszy w wodzie.
 Po chwili zrozumiałem, że nikogo już nie trzymam za rękę, a dziewczyna znikła mi z oczu. Spanikowałem, rozglądając się na wszystkie strony, choć i tak na próżno, bo przecież moje oczy nie były przystosowane do takich ciemności w wodzie. Nagle wraz z ucichnięciem ostatnich jeźdźców, zabłysło światło. Otworzyłem szeroko oczy, czując jak woda podrażnia mi je bez litości  Nieznajoma mieniła się dziwnym światłem, które rozświetlało całą wodę, ale nie wychodziło to poza taflę wody. Była nim zupełnie otoczona, mogłem dostrzec każdy jej kawałek, roślinę i rybę.
Unosiła się na wodzie, otulona przez swoje długie włosy. Otworzyła usta, ale nie mogłem usłyszeć, ani jednego dźwięku. Ręce dziewczyny zmierzały ku mnie, a ja nie mogłem zrobić nic, aby się bronić. Ruszyłem rękami i nogami usiłując wyjść na powierzchnię. Już prawie miałem dostęp do tlenu, ale coś wciągnęło mnie do wody, a ostatnie zapasy powietrza w moich płucach odlatywały właśnie ku powierzchni.
Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że moje usta są połączone z ustami dziewczyny. Spanikowałem, ale przytrzymała mnie, mając zamknięte oczy. W jednej chwili, fala powietrza wypełniła mnie od środka. Poczułem jak jej uścisk zwalnia się, a poświata otaczającą ją, jest coraz to bledsza. I znowu zaczęła coś mówić, ale za nic nie mogłem zrozumieć co. Nagle przyciągnęła mnie bliżej brzegu, ale zatrzymała się patrząc zimnym wzrokiem ku górze. Podążyłem za nią.

 Szok i przerażenie jakie mną ogarnęło było ogromne. Nad samym brzegiem stał Prusy. Przyglądał się wodzie swoimi krwistymi oczami, jakby czegoś szukał. Przez panującą ciemność z całą pewnością nie mógł nas zauważyć. Pomimo tego, wciąż obserwowaliśmy siebie nawzajem. Ręka dziewczyny pojawiła się na moich ustach. Szczerze powiedziawszy nie widziałem, czy ma mnie za idiotę, który byłby w stanie coś powiedzieć w takiej sytuacji, czy też zwyczajnie boi się, że może mnie zauważyć.
 Na szczęście, po chwili skierował się do swojego konia i wsiadł na niego odjeżdżając na wschodnią granicę. Natychmiast wynurzyłem się z wody, czołgając się na piasek. Z tego wszystkiego zakrztusiłem się słoną wodą. Wypluwając ją, obejrzałem się patrząc na morze. Stała w nim jasna blondynka o jasnych czerwonych oczach, przyglądając mi się z uśmiechem.
- Co to było?! Kim ty jesteś?!
Użyłem tonu, który zazwyczaj pada na ludzi na wojnie, rozkaz. Nie miałem ochoty, cierpliwie czekać, kiedy właśnie pokazała mi na co ją stać. Zbliżyła się do mnie, wysuwając dłoń.
- Nie podchodź!
- Jestem morzem. Jest on moim domem, a pod wodą, chciałam tylko ci pomóc…gdybyś się wynurzył, to państwo zabiłoby cię. Ni-nie chciałabym tego..
Znałem ją tylko przez dwa wieczory, ale przez te wszystkie stulecia, nie było osoby, która powiedziała mi coś takiego. „ Nie chcieć mojej śmierci” Zazwyczaj wszyscy mnie atakują. Mieszkam pomiędzy samymi mordercami, nie żebym sam taki nie był, ale jedyną osobą w sojuszu, które miało panować na dłużej, to Księstwo Litewskie.
Nie mogłem się odezwać patrzyłem tylko na to jak, pomimo tego, że chciała zabrzmieć groźnie, zdradzały ją łzy.
- Jesteś jedynym który był dla mnie taki miły. Nie spotkałam jeszcze nikogo takiego, jak ty.
To co teraz mówiła było trochę dziwne. Myśli wręcz zabijały mnie od wewnątrz, jest morzem? Co to w ogóle ma być?! Morza nie istnieją..
- To nie jest ważne! Jak to jesteś morzem? , tak łatwo ci podchodzi, mówienie o tym?! Nie wierzę ci. Jeśli jesteś szpiegiem Rosji, albo Prus powiedz od razu!
Sięgnąłem po miecz, kierując jego ostrze na zszokowaną dziewczynę. Patrzyła na to tylko, przez chwilę, bo bez chwili wahania szła do mnie, kierując się na ostrze. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, co chce zrobić. Gdy znalazła się na odległości mojego miecza, zacząłem panikować. Chciała nadziać się na miecz, zacisnęła wargi i przyśpieszyła kroku. W jednej sekundzie rzuciłem miecz na bok, a dziewczyna wpadła w moje ramiona. Ulga jaką poczułem, nie równała się z niczym dotąd, tylko dlaczego?
- Ty też nie chcesz, żebym umarła.
Oddychałem ciężko, nie mogąc uwierzyć w to co zrobiłem. Chude ręce dziewczyny oplotły moją szyję, zaciskając na nich mocno. Chwyciła moją dłoń i pociągnęła mnie do wody. Gdy zanurzyłem się w niej zupełnie, widziałem tylko mrok. Lecz po chwili znowu zaczęła mienić się dziwną poświatą. To co dziś widziałem, było czymś tak niezwykłym, że nie wiedziałem, czy śnie.
- Pokażę ci, miejsce do którego zmierza.
Dopiero teraz zrozumiałem, że słyszę jej głos, czego wcześniej nie mogłem zrobić. Był taki melodyjny i pozbawiony fałszywych ton. Nie wiem skąd się domyśliła,ale planowałem go gonić, tylko, że samemu. Nagle woda dookoła niej zaczęła się burzyć. Formowała się w coś, co z czasem przypominało ogon ryby.
Słyszałem o złych wodnych duchach, które przedstawiały syreny; pół kobiety, pół ryby. Tę legendę wymyślił Anglia i Irlandia, więc ją widzieli? Zawsze mieli głowę, do dziwnych historii, ale to już było zbyt rzeczywiste. Myślałem, czy przesadziłem z ilością paluszków. 
- Dzięki temu będzie szybciej. Trzymaj się mojej dłoni i pod żadnym pozorem nie puszczaj.
Zrobiłem to co kazała, ścisnąłem mocno jej dłoń, a gdy widziała, że mój uścisk jest wystarczający, odwróciła się ku głębi przed nami . Zamachnęła ogonem, tak mocno, że znaleźliśmy się z pewnością dalej niż, można by przypuszczać. Spojrzałem na nią zafascynowany tym, co teraz się działo. Nie wiedziałem dokąd płyniemy, ale czując nieprzyjemny ziąb na plecach, zrozumiałem.
- Często tędy pływam…nie zauważyłam, nawet ile to już czasu.
Spojrzała na mnie w jej oczach krył się jakiś smutek, ale jeśli chodzi o Rosję, można odczuwać tylko to.
- Znasz to państwo. Zimne, okrutne… nieprzewidywalne..
Zaakcentowała ostatnie słowo, w taki sposób, że nie było możliwości żeby nie zrozumieć, że kryje to w sobie coś więcej niż tylko zwykłą ocenę Rosji. Pociągnąłem ją za rękę kilka razy i wskazałem powierzchnię. Jak tylko to zobaczyła jednym zamachnięciem sprawiła, że po chwili chłodny wiatr mierzwił mi mokre włosy. Zaczesałem je do tyłu i przetarłem sobie oczy.
- Skąd go znasz?
Zastanowiła się przez chwilę.
- Jego? Odkąd się tu przypłynęłam…właściwie, tu znalazłam się po raz pierwszy. Ty też to miałeś prawda? Tę ogarniającą cię trwogę, przed tym co widzisz..
W moim przypadku tak nie było. Kiedy otworzyłem oczy po raz pierwszy, widziałem moją krainę, dom, pola, łąki i mieszkańców dla których zrobiłbym wszystko. To były szczęśliwe chwile.
- Nie, ja widziałem mój dom, nie było w nim nic strasznego wręcz przeciwnie, czułem się naprawdę szczęśliwy. Skoro ty pojawiłaś się tutaj, blisko Rosji, to naprawdę musiałaś czuć tylko to, on potrafi tylko zabijać i straszyć. Mogłaś trafić do mnie, byłabyś tam szczęśliwa.
Uśmiechnąłem się do niej lekko, próbując opanować moją empatię w stosunku do niej. Tak bardzo chciałbym jej pomóc. Na jej twarzy kryło się zakłopotanie.
- Ja-
Nagle zawiał potwornie zimny wiatr, woda zaczęła kołysać się niebezpiecznie mocno i wzbierać w ogromne fale. Śnieg który padał powoli przez cały ten czas, przemienił się w prawdziwą nawałnicę. Zaalarmowana dziewczyna nie dokończyła zdania, rozglądając się na boki. Ledwo co trzymałem się na powierzchni. Dziewczyna puściła moją dłoń i zamknęła oczy, nie miałem pojęcia co chce zrobić, ale zaufałem jej na tyle by wiedzieć, że nie zostawi mnie tu samego. Po chwili jej ciało zaczęło unosić się, by po kilku uderzeniach wody stanąć stopami na jej powierzchni. Ogromna fala uderzyła w nas, ale ja cały czas oddychałem  świerzym powietrzem, i nie topiłem się. Spojrzałem na nią, wyglądała tak potężnie, jedną ręką przełamała falę na pół. Jej krzyk przedarł się przez sztorm.
- Wie, że tu jestem! Muszę cię stąd jak najszybciej wydostać! Szybko złap mnie za rękę!
Blada dłoń dziewczyny wysunęła się ku mnie, zasłaniając sobie oczy od śnieżnego wiatru chwyciłem ją. Wyglądała na ogromnie przerażoną.
- Skąd miałby wiedzieć?!
Mój krzyk przedarł się przez hałaśliwe fale, ale jak tylko to powiedziałem wszystko ucichło. Kucnęła przy mnie przytulając do siebie.
- Proszę nic nie mów, on tu jest… jeśli cię usłyszy może zrobić ci krzywdę. Wstrzymaj teraz oddech, stąd jest niedaleko twój dom, umiesz bezpiecznie lądować prawda?
Nic nie mogłem zrozumieć, ale przytaknąłem, a ona uśmiechnęła się szeroko głaszcząc mnie po głowie.
- To dobrze.
Ona naprawdę stara się mi pomóc, cała ta przygoda z jej tożsamością i domem była tylko po to bym jej zaufał i zaprzyjaźnił się nią. Jakby znała mnie już wcześniej i wiedziała do czego jestem zdolny. Jednym zwinnym ruchem wyciągnęła mnie z wody, i wciąż trzymając moją dłoń zakręciła się i rzuciła mną z taką siłą, że poleciałem w powietrze. Ogarnęła mnie panika. Była strasznie silna, więc czemu boi się Rosji, skoro właśnie wyrzuciła mnie w powietrze. Zacząłem spadać, nie bardzo rozumiałem po co to wszystko. Gdzieś dalej na wschód wciąż stała na wodzie piękna dziewczyna, patrzyła na mnie. Po chwili zaczęła ruszać rękami jakby chciała zacząć latać jak ptak, wciąż patrząc w moje oczy, czułem jak mnie przenikają. Dopiero teraz zrozumiałem, że wie kim jestem i to od bardzo dawna…Zmarszczyłem brwi, ale zrobiłem to co trzeba. Skupiłem się na wietrze, aby po chwili odepchnąć się od niego na tyle mocno, że w jednej chwili byłem zdolny zobaczyć piasek i plaże. Zostawiłem za sobą granice Rosji i dziewczynę, modląc się w duchu, żeby wyszła z tego cało. Musiałem szybko stanąć na ziemi, póki nikt mnie nie widzi, wylądować…, a więc o to jej chodziło! Wszystko przewidziała. Zacząłem powoli spadać koncentrując się na tym, co znajduje się pode mną. Po chwili wylądowałem na ziemi, rozdmuchując piasek w powietrzu.
- Skąd wiedziała..


To pytanie męczyło mnie przez resztę drogi do domu. Nikt o tym nie wiedział, tylko ja. Otworzono bramę, a ja wszedłem do środka nie patrząc nikomu w oczy. W końcu dotarłem do pokoju na końcu korytarza w wierzy.
- Oh, już wróciłeś. Witaj w domu.
Podniosłem wzrok na chłopaka o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Tyle nas różni, że sam nie sądzę, aby pomyśl z unią z nim był w porządku. Zresztą tyle razy go najeżdżałem..
- Hej. Widziałeś może kopertę od Cesarstwa Niemieckiego, musze tak jakby, na nią odpisać.
Rozglądałem się dookoła, ale nie mogłem jej zauważyć.
- Leży obok biurka pod…cukierkami.
Obejrzałem się miał rację, leżała na ziemi, a na niej, moje ukochane słodycze, zaraz po paluszkach cukierki. Uśmiechnąłem się szeroko, chwytając jeden. Chyba jednak zostawię to na później.
- Grasz w szachy? Tym razem na pewno wygram, obmyśliłem strategię totalnie pozbawioną słabości!
- Wątpię, ostatnio cały czas przegrywasz Polsko ^^
- Hee, dawałem ci wygrywać, to się nie liczy!
Chwyciłem plansze i pionki rzucając je na podłogę.
- Pokaż co potrafisz!
Położyliśmy się po równoległych stronach i zaczęliśmy grać. W końcu Litwa się uśmiechnął, wolałem nie psuć mu humoru moim problemem. Skoro ta Unia jest na dłuższy okres naszego życia, wolałem się z nim zaprzyjaźnić, a tylko on tak naprawdę potrafił grać w szachy na tym samym poziomie co ja. Jednak w moim sercu trwały ogromne pokłady przejmowania się o życie dziewczyny.


niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 61 " Memories"

Może to trochę dziwne, ale wspomnienia Polski, nie będą po kolei ( następnego dnia.., itp), każdy będzie z innego czasu zaczynając od początku, następne fragmenty będą dotyczyły różnych miejsc. Pomijam zdarzenia mniej ważne, postaram się opuścić delikatnie historię, a skupię się na fabule :) ( Mam nadzieję, że się spodoba T.T ) aha, jeśli są błędy i trzeba coś poprawić, to bardzo proszę powiedzcie, robiłam na szybko kopiuj, wklej *-.-


Po kilku dniach od mojego przyjazdu, nie polepszyło mi się. Leżałem cały czas w łóżku, nic nie robiąc. W tym akurat jestem dobry. Przejechałem sobie dłonią po twarzy, nie czułem miękkiej skóry tylko kujący zarost. Nastawał wieczór. Dogłębna cisza była już po takim czasie co najmniej irytująca. Nie mając lepszych pomysłów co ze sobą zrobić postanowiłem otulić się kocem, zamykając oczy.
Ujrzałem drzewa, łąki, lasy spowite w słońcu, coś pięknego. Po chwili poczułem ogromny ból głowy. Przerywał on każdą moja myśl. Nagle zrozumiałem. Miałem idealną okazję poddać się temu i zobaczyć to wszystko bez żadnych przerw. Początek. Spróbowałem przyzwyczaić się do bólu, gdy tylko mi się udało, wszystko; dźwięki, przypadkowe obrazy i wiele innych poszło w zapomnienie. Nastała nostalgia. 
( Czas, w którym Polska jest dzieckiem, teraz przeniósł się pamięcią do swoich wspomnień)

*******************************************************************



Przechadzałem się wzdłuż łąki, pachnącej jak podejrzewałem jesionem i zapachem kwitnących kwiatów. Panowała głęboka noc, która nie należała do najgłośniejszych. Nawet owady umilkły, nie wydając ani jednego dźwięku. Moim głównym celem był zwykły nadzór. Miecz, wciąż miałem schowany przy pasie, w razie ataku. W głębi duszy spodziewałem się go. Będąc ze sobą szczery, pragnąłem jakiejś walki, ale dookoła panowała cisza. Zmęczony już wielogodzinnym spacerem usiadłem na pobliskim mchu, który nie był wilgotny, lecz suchy i miękki, czego nie można było powiedzieć o kamieniach. Odetchnąłem głęboko patrząc w niebo. Minęło już kilka lat odkąd tu przybyłem. Zdążyłem już zapoznać się z państwami mieszkającymi po moich granicach. Oceniłem ich w grupach:
Grupa najgorszych-   Cesarstwo Niemieckie, Prusy, Rosja
Grupa słabszych-   cała reszta
Myśl, że ci najgorsi mogą się tu plątać spędzała mi sen z powiek. To mój dom, niczyj inny, może poza mieszkańcami i nią. W myślach od razu pojawiły mi się obrazy pięknej pani, którą od jakiegoś czasu nazywam matką. Samo słowo, jest ładne i pasuje do niej idealnie, jako osoba opiekująca się mną. Z rozmyśleń, wyrwało mnie trzaskanie gałęzi pod czyimiś nogami. Wstałem szybko, rozglądając się dookoła. Moja ręka sięgała po miecz czuwający przy mnie. Kroki zdawały się coraz to bliższe, osoba podążała lekko i zwinnie. To dość nie typowe, jak na państwa mieszkające dookoła. Blada dłoń przybysza, wyłoniła się zza gęsto osadzonych krzewów. Przygotowałem się do ataku.
 - Drań zapuścił się tak daleko…
Przyjrzałem się osobie, która właśnie kierowała się w moim kierunku. Zupełnie jakby mnie nie widziała, szła obojętnie przed siebie. Ja natomiast, dobrze znałem te państwo, więc trzymanie broni w gotowości, było zwykłą stratą czasu.
- Czego tu szukasz Węgry? Nie możesz sobie łazić między naszymi granicami, jak ci się podoba. W ogóle nie przestrzegasz zasad..
Spojrzałem się oskarżycielsko na dziewczynę, która usłyszawszy mój głos skierowała wzrok na moją twarz. Uśmiechnęła się, chowając gęste, brązowe włosy za ucho.
-  Yo, dawno się nie widzieliśmy. Widziałeś może Prusy? ten debil kręcił się niedaleko. Ścigam go od jakiegoś czasu.
Imię tego państwa, wystarczyło, aby moją uwagę zwróciło wszystko dookoła, chcąc złapać siwowłosego drania.
-  Jest tu?! Czemu, w takim razie tu przyszłaś?
Jej logika, wydawała mi się na zupełnie innym poziomie. Jeśli Prusy przekroczył moją granicę, walka z nim przechodziła od razu na mój obowiązek. Nie różnią się tym, od siebie, oboje chodzą po każdej granicy, nie obawiając się konsekwencji. Powróciłem do rozmowy, ze strapioną miną męczennika.
-  Dobrze wiesz, że nie lubię kiedy ktoś tu przychodzi, wliczając ciebie. Wkurza mnie to.
Zaśmiała się, jak zwykle ma gdzieś to, co jej powiem. Sam nie wiem do jakiej grupy ją zaliczać. Wiele razy walczyliśmy, ale wątpię żeby to było na poważnie, z tego wszystkiego staliśmy się jakby to ująć „ znajomymi” . Jednak nie chciałem z nią walczyć, było w tym coś takiego, że nie chciałem, aby prowadziła tyle wojen na raz. Przez całe swoje życie nieustająca walka z Imperium Osmańskim, to musi być ciężkie, do zniesienia, robiło mi się jej po prostu żal. Powróciłem do nużącej rzeczywistości, w której Węgry cały czas się ze mnie śmiała.
-  Ale z ciebie głupek! Haha~~!
Nie cierpiałem kiedy się ze mnie nabijała, chwyciłem miecz i zamachnąłem się na nią, ale równie szybko wyjęła swój, blokując atak. Odparłem przez zaciśnięte zęby, słowa, które w rzeczywistości miały zabrzmieć groźniej.
-  Zamknij się.
Wystawiła mi język. Dosyć, moja cierpliwość znana jest  tego, że nie posiadam jej za dużo, wręcz w ogóle. Podniosłem miecz zamachując się na nią, po raz kolejny, tym razem ze wzmożoną siłą. Była gotowa na kontratak. Jednak zanim dokonaliśmy czegokolwiek, do naszych uszu dobiegł dziwny szelest. Jakby dźwięk przeszywający powietrze z ogromną szybkością. Po chwili zrozumiałem, co to było. Mój instynkt i szybkość, pozwoliły mi dostrzec nadciągające niebezpieczeństwo i osłonić denerwujące mnie, już państwo przed atakiem.
-  Uważaj!!!
Pchnąłem ją mocno do przodu, osłaniając przed ostrą strzałą, dziewczyna upadła na ziemię. Ja ledwo utrzymywałem równowagę, pocisk prawie mnie dosięgnął. Rozumiejąc sytuacje przestała w końcu żartować i stanęła gotowa do boju. Rozglądaliśmy się po lesie, ale na próżno. Wieczór ciemny, tajemniczy i pozbawiony jakichkolwiek dźwięków, debil  znalazł sobie dobrą porę.
 Nagle na łące na której niedawno się znajdywałem, zobaczyłem postać mającą ten sam wzrost co mój. Wskazałem na państwo, patrząc się na niego czujnie, jakbym oczekiwał, że zaraz zaatakuje, ale nie zrobił tego.
-  Węgry, tam!
Obejrzała się. Zobaczywszy autora ataku, zmarszczyła brwi.
-  Prusy, ty idioto! Nie umiesz walczyć normalnie?! Strzały ci nie pomogą!
Właśnie miałem to powiedzieć. Zbulwersowany faktem, że dziewczyna wyprzedziła mnie w wyzwiskach, obróciłem się do niej, popychając ją do tyłu. Zachwiała się, ale ustąpiła cofając się o krok.
-  To mój dom idź stąd, on jest mój!
Wskazałem na idiotę, gadającego jaki jest „ Zagilbisty”. Spojrzała na mnie wilkiem.
-  Ścigam go od mojego domu, to nie fair! Nie myśl, że ci na to pozwolę. Nie tylko tobie działa na nerwy! Mój szef kazał mi go zniszczyć, jeśli tylko by się u mnie pojawił, wykonuję tylko swoje obowiązki, guzik mnie obchodzi, że to twój dom, muszę go dopaść!
Wymierzyła we mnie mieczem, patrząc się z pełnym zdecydowaniem. Zrobiłem to samo. Po chwili jednak, nim zdążyliśmy zauważyć, denerwujący typek, znikł nam z oczu. Pojawił się natomiast obok nas, zamachując mieczem. Odskoczyliśmy w porę unikając ciosu, był jakby szybszy od ostatniego spotkania.
-  Heee~~! Co to za mina Węgry? Wiesz, jak żałośnie wyglądasz? Haha~~! Jak na was, strzała byłaby najlepsza, nie zasługujecie na walkę ze mną.
Żółty przyjaciel prusaka, latał nad jego głową, niedawno próbowałem zrozumieć, czy to kurczak czy ptak. Rzuciłem się na sąsiada gotów do walki. Dziewczyna nie posłuchała mnie i ruszyła razem ze mną. Irytujące. Wszyscy mają gdzieś, moje uwagi. Po chwili dało się słychać tylko strzyk metalu.


Dzień był jeszcze nudniejszy od pozostałych. Od ostatniej potyczki z Prusami, siedziałem w łóżku. Cały w bandażach. Moja „ mama” była zbyt nadopiekuńcza. Mogłem jedynie wyglądać, tylko przez okno. Miałem ogromną ochotę na przejażdżkę. Konie- moje najukochańsze zwierzęta, prawdziwe wolne duchy, dumne i niewiarygodnie silne. Po chwili, drzwi od mojego pokoju otworzyły się. Stała przed moim łóżkiem, uśmiechając się lekko. Udawałem obrażonego, za ciągłe siedzenie w jednym pomieszczeniu. Widząc to zaśmiała się i usiadła na kancie mojego łóżka. Niespodziewanie przytuliła się do mnie.
-  Jeśli czujesz się lepiej, to mam dla ciebie niespodziankę. ^^
Od razu nie mogłem się powstrzymać, aby nie wypytywać ją o nią.
-  Co to ?! jakieś smaczne jedzenie? Nowe konie?
Zaśmiała się, jej głos był taki łagodny nawet jak się śmiała.
-  Chodź! Pokaże ci ^^ To jest na zewnątrz~~..
Ostatnie słowa, specjalnie zaakcentowała, aby tym bardziej mnie ucieszyć. Już chciałem wyjść, gdy jednak po chwili poczułem jej dłoń na moim ramieniu.
-  A- a- aa zrobiłam coś dla ciebie ^^ Zobacz~~~
Obejrzałem się. Trzymała w dłoni ubranie, z tego co widziałem sama je szyła. Było czerwono-  białe, bardzo lubiłem te kolory. 
-  Ubierzesz się w nie?
Przytaknąłem. Jak tylko to zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko.
-  Pomogę ci..
Była taka troskliwa. Nie potrafiłem się na nią gniewać za długo. To oznaczało, że mam do niej słabość, nie bardzo mi się to podobało, bo nie powinienem okazywać takich uczuć. Ubierałem się w białą koszulę, spoglądając ukradkiem na jej rozradowaną twarz. Tolerowałem w moim domu dwie osoby. Te, które zobaczyłem jako pierwsze. „ Mamę” i jednego z rycerzy. Reszta chce wszystko kontrolować, włącznie ze mną, nienawidziłem ich za to.
-  No, gotowe. Chodźmy już.
Po kilku minutach siedzieliśmy pod naszym drzewem. Ogromnym dębem.  Zielone, rozłożyste drzewo rosnące na dziedzińcu. Obok niego, przygotowane było wystawne jedzenie, lecz w większości były to cukierki i inne smakołyki. Oczywiście z myślą o mnie.
-  Hee!~? To dla mnie?  Są tu tak jakby same moje ulubione rzeczy!
Pogłaskała mnie po głowie.
-  Tak, wszystko dla ciebie, ale to nie koniec niespodzianki ^^
Podekscytowany już samą zastawą, spoglądałem na nią ciekaw nowych słodyczy. Zza pleców wyciągnęła czerwoną książkę. Moje oczy zabłysły.
-  Pomyślałam, że poczytam ci jak kiedyś. Lubisz wciąż te same historie o koniach? ^^
Uśmiechała się do mnie widząc, że nie mogę opanować ekscytacji płonącej w moim ciele.
-  Totalnie~!
Otworzyła pierwszą stronę. Pochyliłem się do niej opierając głowę na ramieniu. Wpatrywałem się na piękny rysunek orła i konia pędzącego przez pole. Dotknąłem rysunek zafascynowany tak piękną rzeczą. Rysunki ozdabiały całą książkę. Pod palcami poczułem każdą kreskę, tworzącą konkretny kontur.
-  Jaki piękny..
-  Poczytać ci?
Rzuciłem jej się na szyje, prosząc głośno. Wszyscy inni spoglądali na to dziwnie, ale jak zwykle nam to nie przeszkadzało. Mama nie była byle kim, rządziła tym miejscem. Trzymała książkę w górze tak, że nie mogłem jej dosięgnąć.
-  Chcesz jej posłuchać, to musisz się położyć. ^^
Poklepała swoje kolana, mówiąc mi w ten sposób, abym, położył na nich głowę. Westchnąłem zrezygnowany. Zaczęła czytać..

( uwielbiam ten rysunek, jest prześliczny i kochany zarazem..)


************************************************************************************

-  Jesteś jeszcze gorszy niż wcześniej! Głupku!
Wyplułem krew ciążąca mi w ustach. Wytarłem rękawem ślad, który pozostał na mojej twarzy. Pełną nienawiścią patrzyłem na siwowłosego typka śmiejącego się ze mnie. Nienawidziłem tej sytuacji, w której ktoś się za mnie nabijał. Rzuciłem się na niego, zadając ranę, która była na tyle głęboka, że krew wylewała się obficie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-  Nie pogrywaj ze mną, to ja jestem potężniejszy od  ciebie…Śląsk jest mój.
Walczyliśmy tak, jeszcze wiele godzin. W końcu oboje nie mieliśmy sił do walki. Leżeliśmy na trawie pełnej naszej krwi. Wiedziałem, że nie jesteśmy, jak inni. Jako państwa leczyliśmy się szybciej, dużo szybciej. Jednak ból, wciąż był nie do wytrzymania. Musiałem się oddalić od prusaka jak najdalej, zanim ten wstanie i zada mi większe rany, niż dotychczas. Jedną ręką ciągnąłem obolałe ciało, wspomagając się rosnącą trawą.
 Po chwili poczułem strasznie duży powiew powietrza. Potem już tylko brak jakiegokolwiek gruntu pod sobą. Przeturlałem się po jakiejś wydmie? Gdy się zatrzymałem, turlając się przy okazji przez cały upadek, leżałem twarzą do piasku. Czując nieprzyjemne ukłucia, przewróciłem się na bok, strzepując je z siebie. Katem oka coś zauważyłem. W porannej mgle dało się zobaczyć coś jeszcze poza piaskiem. Otworzyłem szeroko oczy.
-  Woda..
Całe jej mnóstwo. Było jej tak wiele, rozchodziła się wzdłuż całej plaży. Spróbowałem wstać, i podejść do dziwnego zjawiska. Szedłem powoli, rany były zbyt poważne, aby wykonywać zbyt gwałtowne ruchy. Za mną ciągnęła się ścieżka krwi, ubywającej z ran. Miałem nadzieję, że wyleczę się w miarę szybko, by zdążyć do zamku, przed świtem.
 Mgła była bardzo gęsta. Nie mogłem dostrzec gdzie kończy się ta cała woda . Jednak, miałem wyczulony wzrok na ciemność i byłem pewny, że widzę kogoś na tej tafli. Wyciągnąłem nożyk i rzuciłem nim w ciemność. Usłyszałem jak wpada do wody i jak tajemniczy cień uniknął ciosu. Między nimi dało się słyszeć jakiś dźwięk. Głos.
-  Kim  jeste- …
Upadłem. Tracąc przytomność, zapewne z braku krwi. Gdy się obudziłem, widziałem nad sobą jakąś osobę, przyglądającymi mi się, dużymi czerwonymi. Automatycznie chciałem ją złapać, ale wystraszyła się i uciekła do wody. Słońce raziło mnie po oczach, nastał ranek. Spojrzałem na siebie. Byłem opatrzony jakimś białym materiałem, to było chyba kiedyś częścią czyjegoś ubrania, znajdywały się na niej jakieś dziwne wzory. Spojrzałem na wodę. Mieniła się zielenią i błękitem. Niesamowite. To nie miało końca, ani wzdłuż plaży, ani na jej końcu naprzeciw mnie.

 Spróbowałem wstać. Zabandażowane rany ułatwiały poruszanie się, w głębi duszy dziękowałem za pomoc, udzieloną mi przez tą dziwną osobę. Rozejrzałem się, prusaka nie było zmył się pewnie do siebie, ale najbardziej ciekawiło mnie to kim była ta osoba, która mi pomogła. Jest wrogiem, czy zwykłym mieszkańcem? Nie miałem za dużo czasu by nad tym myśleć, moje rany trzeba opatrzyć, a do domu jest daleko. Wdrapując się na wydmę, obejrzałem się ostatni raz na wodę. Odczuwając niesamowity spokój, jaki oddawała.

***************************************************************************************

Ostatni dzień, w którym miałem żyć sam na mojej krainie. Spojrzałem na ogromny zegar wiszący na ścianie. Wybijał właśnie dwunastą w nocy. Siedząc samotnie w oknie, wpatrywałem się w dal, wyobrażając sobie, mieszkanie w jednym miejscu z drugim państwem. Jakby tego było mało, państwo to, było najeżdżane przeze mnie kilka krotnie. Podniosłem dłoń, kładąc ją sobie na ciepłym czole, tyle myśli kłębiło się teraz po mojej głowie, że nie dawało mi to spokoju.
 Zawiał wiatr, kołysząc lasem za oknem. Podmuchy powietrza cuciły moją twarz, kojąc ją swoim chłodem. Było tak cicho i spokojnie. Rzadko kiedy, zdarzała się taka okazja na odpoczynek, jednak ja wolałem ją spędzić, właśnie tak.
Siedząc samotnie w wielkim oknie, z widokiem na rozległy las i gwieździste niebo. Z daleka słysząc dźwięki nocy, świerszczy, ptaków kołysającego się zboża. Zamknąłem oczy, próbując wychwycić wszystkie te melodie, nawet z najdalszych terenów mojego domu. Jutro będzie tak samo jak zawsze, Prusy z pewnością znowu mnie zaatakuje, a ja będę bronić całym sercem i duszą to, co przecież tak kocham. Zagwizdałem cicho i nawet pomimo tego, gwizd rozszedł się po całej krainie, budząc śpiące ptaki, po czym ucichł.
Jedno było pewne. Nigdy nie kazał na siebie czekać zbyt długo. Ogromne i potężne skrzydła ptaka, obejmowały jakby całe niebo. Wystawiłem rękę, a biały orzeł wylądował na niej, ostrożnie. Nie robiąc mi przy tym krzywdy.
- Dawno cię już nie widziałem.
Podałem mu kawałek jedzenia. Przyjął je, po czym zaczął skubać mi moje włosy. Zaśmiałem się, próbując go odciągnąć. Spotkanie z nim nie trwało długo, zamachał skrzydłami oznajmując mi tym samym, swoją gotowość do kolejnej wędrówki. Siedzenie w jednym miejscu, nie należy do jego ulubionych zajęć, odsunąłem gwałtownie rękę, po czym orzeł wzbił się mocno w powietrze. Wstałem podchodząc do wieszaka. Ubierając swój biały płaszcz, zawiązałem sięgające do ramion włosy, w małego kucyka. W jednym się z nim zgadzałem, ja również tego nie lubiłem. Zeskoczyłem lekko z okna. Leciałem dość szybko, mój pokój znajdował się wysoko na wierzy. Wiatr dął mi w uszy, ale jednocześnie jakby unosił mnie chcąc mi pomóc. Widząc dziedziniec, przygotowałem się na to, aby wylądować nie za głośno, w innym wypadku wszyscy by się zbudzili. Będąc kilka centymetrów od podłoża, wyładowałem cicho, tworząc tylko taniec piasku i liści na wietrze.
Szedłem wzdłuż ścieżki, w środku gęstego lasu. Pomimo panującego mroku, wszystko widziałem, spojrzałem na wschód. Stąd jest blisko do granic z Prusami. Miałem nadzieję, że dzisiaj go nie spotkam. Słysząc kojące fale, przyśpieszyłem kroku, myśląc tylko o dojściu na złoty piasek. Po chwili zobaczyłem to, co mnie tu przyciągnęło. Ogromne morze, kończące się nawet na państwach nordyckich. Zsunąłem się po wydmie, by po chwili stanąć na złotym piasku.
 Było pusto, nie było tu osoby, którą spotkałem wcześniej. Zawód w sercu, był powoli irytujący, narażałem się tylko po to, by się upewnić, w czymś takim?
 Podszedłem do wody, by popatrzeć na jej kolor, wolałem wykorzystać przyjazd tutaj, niżeli iść teraz do domu. Spoglądając tak od kilku minut, zatapiając się w spokoju, pochodzącym z lasu i wody, coś mówiło mi o nadciągającym niebezpieczeństwie. Obróciłem głowę, rozglądając się wzdłuż brzegu, na początku nic się nie pokazywało, ale zza ciemności zaczynała wyjawiać się postać. Automatycznie sięgnąłem po miecz. Serce zaczęło bić mi dziwnym i nieznajomym rytmem, przypatrzyłem się postaci, która szła powoli przez brzeg.
Poruszała się bardzo niezdarnie, jakby utykała na jedną nogę, przewracając się o nią. Stałem tak przez chwilę, rozważając nad tym czy grozi mi niebezpieczeństwo, od tej postaci. Nie przypominała żadnego państwa, które mogło mieszkać w moich granicach, a szczególnie nie tak daleko od południa. Zacisnąłem dłonie w pięści, nie wiedząc co zrobić. Musiałbym ją zabić, zanim ta zabiła by mnie, mógłby to być szpieg prusaka, albo gorzej; jego młodszego brata. Mój wygląd był znany, każdy wiedział, że jestem państwem, to sprowadzało się na czyny niezgodne z moją religią.
-Cholera.
Podbiegłem do postaci, przeklinając swoją głupotę w myślach. Zdążyłem na czas, bo nieznajomy przewrócił się prosto na moje ramiona. Upadłem kolanami na piasek, przytrzymując postać z daleka od ziarnistej ziemi. Głowa postaci leżała teraz na moim barku, wydawała się taka mała, jej ciało było równie małe i drobne. W czasie upadku, kaptur na głowie osoby, osunął się pokazując, piękną twarz dziewczyny o bladej cerze. Wstrząsnęło mną i to mocno. Jej wygląd w żadnym wypadku nie był zwykły. Musiała być państwem, tylko to było odpowiedzią na to co widzę, nigdy w życiu nie widziałem kogoś takiego. Byłem w pewnym sensie oczarowany dziewczyną.
 Wiedząc, że nie mogłem tu tak siedzieć chciałem wstać, ale coś mnie powstrzymało, jest całkiem chłodno, ale moje dłonie otulało jakieś ciepło. Spojrzałem na nie, doznając kolejnego szoku. Były pokryte krwią. Położyłem szybko dziewczynę na piasku, obracając ją na bok. Jej plecy były całkowicie czerwone, od płynnej krwi.

 Ten dzień potoczył się w zupełnie niespodziewanym kierunku. Zamiast leniwie spędzać czas, na różnych przemyślanach, próbuję pomóc zupełnie obcej mi osobie, która przecież może być wrogiem. Woda wzbierała się, nadciągał przypływ. Odsunąłem ją z dala od wody, w między czasie rwąc swój płaszcz. Przyjrzałem się dziewczynie, wyglądała na osobę w moim wieku, o ile to możliwe, bo do końca nie byłem pewny kim jest. Co w ogóle robiła w takim miejscu? Stąd jest tylko mój dom, Prus i …
- Rosja..
Rozerwałem materiał na jej plecach, moim oczom ukazały się liczne siniaki i rany, o nieregularnym kształcie. Wyglądało to okropnie, byłem prawie pewny, co do broni, która jej to zrobiła. Psychol mieszkający po wschodniej granicy nie walczył mieczem, ale swoją zabawką, twardą i przypominającą metalową pałkę.
 Starając się nie przysporzyć jej więcej bólu, opatrzyłem co gorsze rany.
Znałem się na ziołach rosnących w tym lesie, było ich mnóstwo. Większość z nich była lecznicza.
Przejechałem palcem wzdłuż rany, nakładając jej tym samym pomieszane liście roślin. Nie wybudzała się pomimo ich działania, które przecież złagodziło zaczerwienienia, dookoła ran. Nie wiedziałem czemu, zebrało się we mnie tyle litości i chęci pomocy komuś innemu. Zazwyczaj dobijało się każdego, jak na każdej wojnie. Usiadłem obok niej przyglądając się morzu. Z braku możliwości zrobienia czegoś innego, co chwilę zerkałem na leżącą obok dziewczynę. Minęła już jakaś godzina, i nadal nic, wyglądało to dość nietypowo jak na mnie, siedziałem obok niej jak obrońca, a przecież tego nie chciałem. Powoli zaczynałem myśleć, czy by już nie iść i zostawić ją na pastwę losu, ale jednak nie potrafiłem tego zrobić. Ciekawiło mnie to, co takiego zrobiła Rosji, że mu się naraziła. On wie zazwyczaj o wszystkim i chce każdego na własność, nawet mnie. Poczułem ciarki złości na plecach, wystarczyło bym tylko o tym pomyślał. Nagle usłyszałem ciche westchnięcie. Obróciłem natychmiast głowę, przyglądając się dziewczynie. Otwierała powoli oczy i ku mojemu zdumieniu, mieniły się czerwienią. To była ona, dziewczyna z bolesnego snu, która uratowała mnie być może przed śmiercią. Przełknąłem ślinę, układając w głowie słowa.
- Hej..lepiej ci ?
Spojrzała na mnie, a ja poczułem, jak moje serce zaczyna bić zupełnie innym rytmem niż zawsze. Nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok, próbując wstać. Przytrzymałem ją gwałtownie, widząc co zamierza.
- Przestań! Natrudziłem się by ci pomóc, więc lepiej leż. Nie powiem, że poświęciłem ci mój czas, który i tak przez tyle wieków, jest mi odbierany..
Jak tylko to powiedziałem, posłusznie położyła się na piasku, twarzą zwróconą do gwieździstego nieba. Długie jasne włosy otulały ją od góry do dołu, jedyne, co było trochę dziwne to jej oczy. Puste, obojętne, mógłbym rzec, że przypominały moje.
- Jestem Polska, państwo władające prawie całym środkiem swiata. Jesteś w moim domu, skąd jesteś? pierwszy raz cię tu widzę.
Tak właściwie wiedziałem, że nie odpowie. Długa cisza, ciągnęła się tak bez końca.
- P-Polska…
Otworzyłem szeroko oczy, patrząc na nią zupełnie zdezorientowany. Mówiła to jak przez sen, nawet na mnie nie spojrzała wymawiając moje imię. Dotknąłem jej czoła swoją zimną dłonią. Była rozgorączkowana. Zmarszczyłem brwi myśląc, jak wybrnąć z tej całej sytuacji. Jedno było pewne, zabrać jej do domu nie mogłem.
- Gdzie mieszkasz? Zaniosę cię tam.
Znowu ledwo, co chyba zrozumiała, bo delektowała się zimnem mojej dłoni, które najwidoczniej przynosiło jej ulgę, widząc to nie odrywałem od niej ręki. Wskazała swoją bladą dłonią wodę, falująca pod wodzą wiatru, które tutaj było znacznie silniejsze.
- Morze..? Tam mieszkasz?
Przytaknęła. Nie do końca wiedziałem, czy to przez gorączkę tak majaczy.
-Em..jesteś pewna..?
Zwróciła swój wzrok na moją zaskoczoną twarz.
- To mój dom.
Wstałem czując, że nie dojdę z nią do porozumienia. Nie mogłem marnować, ani chwili dłużej, mam swoje obowiązki, a właśnie jeden z moich wolnych dni poszedł w niepamięć.
- Radź sobie, skoro to twój dom, ja nie mam na to czasu.
Wdrapałem się na wydmę, i poprawiłem sobie włosy, które zaczęły nachodzić mi na twarz.
- Wariatka..
Zrobiłem pierwszy krok, do mojego domu, drugi był zdecydowanie krótszy, a trzeci w ogóle nie podchodził pod to słowo. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Kurde!
Zawróciłem skacząc z wydmy i podbiegając do dziewczyny. Gdy znalazłem się dostatecznie blisko niej, wskazałem na nią palcem.
- Masz tu jutro być jasne?!
Była wyraźnie zaskoczona moim zachowaniem, ale nie należę do osób, które najpierw myślą, a potem robią. Kiwnęła głową, rozumiejąc to, co jej właśnie przekazałem.