piątek, 26 grudnia 2014

Dziękuję Wam bardzo, za życzenia :))) I za komentarze również, jak zawsze są najlepsze ;]
Celtiqve miło mi, i wiem wiem, że dalej robię masę błędów :) Jak zauważyłaś u mnie wszystko przychodzi z czasem ;D

***
Dziękuję również Sorze i witam na moim blogu, bardzo mi miło ;) To troszkę zabawne, że masz taka nazwę, wiesz? haha :D Bardzo mi się podoba ;]

środa, 24 grudnia 2014

Last Christmas~~~xD


WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI !!!!!! 
ZDROWIA I SZCZĘŚCIA, ŻEBYŚCIE ZAWSZE DZIELNIE POKONYWALI WSZELKIE PRZESZKODY JAKIE NAPOTKACIE!
CIEPŁA RODZINNEGO W TYM PIĘKNYM DNIU I PYSZNYCH PIEROŻKÓW...






Spojrzałem leniwie na komodę obok łóżka. Ósma rano, jedyna godzina, która wskazywała, że najwyższy czas już wstawać, ale minus dwa stopnie w moim pokoju nie były na tyle przekonujące, żebym miał wydostawać się spod ciepłej kołdry.
- Jeszcze… godzina…
Zamknąłem oczy, czując wspaniałą satysfakcje z własnej władzy. Mogłem sobie sam ustawiać czas pobudki, i z całą pewnością nie miała to być godzina ósma.
- Polsko, jeśli nie podniesiesz tyłka, możesz liczyć się z nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Wywróciłem oczami, mimo, że miałem je zamknięte, dało mi to jakieś minimum radości. Właśnie miałem sobie wypocząć po ciężkich przeżyciach to nie, bo głupia szatynka co chwilę podrabia mi klucze do domu.
- Przepadnij…
Syknąłem zatapiając się w poduszkę, w taki sposób, czułem, że się z nią jednoczę. Powoli odpływałem sobie w niebyt, swój własny niebyt, nietknięty niczyją patelnią, ani dziwnym kurczakiem, ani ogólnymi problemami.
-  Jesteś wstecznie utalentowany wiesz? Znam świetne lekarstwo…- w jej głosie zabrzmiało coś złowieszczego, a przecież jest zagorzałą katoliczką.
Mimowolnie poczułem coś śmierdzącego. Było na tyle odrzucające, że otworzyłem lekko oczy. Obraz może i był zamazany, ale i tak mogłem bez trudu rozpoznać dziewczynę, która wzrostem dorównywała siwowłosemu, Węgry? Co ona tu tak właściwie robiła?! Po chwili poczułem jak coś cholernie ziemnego wlewa mi się na całe łóżko, nie omieszkając mojej głowy.
 Zerwałem się gwałtownie z łóżka odkrywając kołdrę i starając się uciec z mokrego posłania. Niestety moja stopa zawinęła się o kawałek materiału, więc miałem bliską styczność z podłogą - ona również Była zimna.
- Masz… trzy sekundy… żeby stąd… - syknąłem przez zaciśnięte zęby, napinając mięśnie.
Węgry, zarzuciła włosami do tyłu odsłaniając swoją twarz, która promieniowała radością. Tak, nie ważne ile stuleci minie, ja chyba nigdy nie będę miał co liczyć, że ona się zmieni.
- Węgry jesteś największą zarazą mojego życia! - krzyknąłem, podnosząc głowę.
Wlepiłem w nią swoje zielone oczy, pełne nienawiści. Leżałem jak debil na podłodze, zresztą, ten chłód był nie do wytrzymania. Mokre kosmyki, przyległy mi do głowy i twarzy, czułem się … nie, tego się nie da opisać słowami.
Zerwałem się w jednej chwili, odplątując jednocześnie z denerwującej kołdry, i rzuciłem się w kierunku rozbawionej brunetki. Sypialnia była na powierzchni całego poddasza domku, na dole była tylko kuchnia połączona z salonem. Nie miała się gdzie skryć.
- Ostrzegam jak cię dorwę, to będę miał szczerze gdzieś podział płci! - krzyknąłem tuż za nią, zbiegając szybko po schodach, które ostatnio tak pieczołowicie lakierowałem.
Roześmiała się w odpowiedzi, pokazując mi język. Złapała za poręcz, po czym zjechała po niej, na sam dół. Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiła… wczoraj czyściłem je co najmniej milion razy.
- Węgry!!! Zabije cie!!
- Nie dzisiaj!
Kto… kto z moich przodków popełnił herezję mówiąc o naszym podobieństwie. Spojrzałem na szatynkę, która siedziała niechlujnie na kanapie, pokazując mi jak bardzo jestem powolny… tak to ziewnięcie z jej strony po chwili  - to również było konieczne. Zacisnąłem dłonie w pięści, próbując powstrzymać drżącą powiekę.
- Dzisiaj wyświadczę światu przysługę! - syknąłem, z szatańskim uśmiechem, teatralnie zaciskając palce w pięści, z których wydobywał się dźwięk trzaskających kości - Moment…
Spojrzałem na salon, czując, że coś mi nie pasuje. Węgry nie pasowała kompletnie do mojego domu, to na pewno, ale te ozdóbki w kształcie choinek i bombek.
- Ah, Polsko! - usłyszałem koło siebie, znajomy głos.
Obróciłem się w kierunku dziewczyny która, stojąc na dwóch krzesłach idealnie ze sobą zestawionych jeden na drugim wieszała kolejne z ozdób koło zasłon. Zagapiłem się na moment, widząc jak jej biała sukienka, odkrywa jej piękne długie nogi.
- Po cholerę mnie tu zagnałaś Węgry! Niby co ja mam tu robić! - usłyszałem dziwnie znajomy głos dochodzący z kuchni.
- Zamknij się! Nie chce mi się ciebie słuchać, masz co robić - zdenerwowana, podniosła się zwinnie z kanapy, przeskakując przez jej oparcie. Po chwili za rogu kuchni wychyliła się czyjaś siwa czupryna z zimnym spojrzeniem skierowanym na szatynkę.
- Nie ma jaj! - uderzył ze złości w ścianę, zdejmując gniewnie białą czapkę kucharza z głowy. Widać z wielkim trudem i bólem, bo Węgry zacisnęła mu ją na szyi rzemykiem. Cóż z nią lepiej nie polemizować…
- Ty ich nie masz! - odkrzyknęła do niego uderzając go głową w czoło.
- Powtórz to! - złapał ją za kołnierz, zbliżając do siebie.
Węgry zarumieniła się, jednak dalej twardo gromiła go wzrokiem.
- Polsko? - dotknęła mojego ramienia, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Jej miodowe włosy związane były w luźny kitek opadający luźno na ramię, aż do jej bioder. Piękne i przenikliwe oczy wpatrzone były we mnie z pełnym zaufaniem.
Nie odezwałem się, zwyczajnie, nie mogłem zrozumieć co się właśnie działo. Przecież to bez sensu.
- Dziś Święta Polsko! Węgry martwiła się, że się nie odzywasz, więc napisała do Prusaka, a on poszedł do mnie - powiedziała, opowiadając jeszcze o tym jak Węgry miała klucze do mojego domu, bo ona swoje zgubiła. To w sumie w stylu Sory. Ponieważ, nie odpowiadałem weszli do środka, a Węgry przydzieliła każdemu zadania.
- No, ale… nikt nie będzie rozumiał większości rzeczy, przecież ten debil w moim domu to jakiś żart - wskazałem na dwójkę, która szarpała się ze sobą obijając moje ściany - Zresztą ciebie również się to dotyczy…
- Szefostwo dało nam chwilę wolnego na ten dzień, nie rób takiej miny jakbyś nic nie wiedział! - dopiero teraz zorientowałem się, że jest tu ktoś jeszcze. Żołnierz ubrany w fartuch, białą chustę i rękawiczki właśnie mył okna, tuż obok niego Lichtenstein uśmiechająca się do mnie łagodnie, ozdabiała kominek piernikami.
- Okej. Proponuję naradę! - krzyknąłem podnosząc ręce do góry. Wszyscy przerwali swoje czynności patrząc na mnie zmęczenie.
Chwilę później każdy siedział na kanapie tudzież fotelu, oczywiście Prusy, bo nikt nie chciał obok niego siedzieć, tym bardziej, że Szwajcaria kazał usiąść Węgierce między Sorą, a Liechtenstein, bo nie mógł ich znieść. Widząc, że wreszcie zrobiło się cicho, usiadłem na miejscu skąd mogłem każdego widzieć.
- Podsumowując, dostaliśmy wolne, żeby móc spędzić święta razem?
- Szybki jesteś - wywróciła oczami Węgierka, patrząc na mnie z podziwem.
- Cicho tam - syknąłem. Pomyślałem przez chwilę, skoro Szwajcaria, Węgry i Liechtenstein  wszystko wiedzą , dlaczego ja nie? Przeanalizowałem sytuację z wczorajszego dnia: … Nic nie pamiętałem - Wiecie może co wczoraj mówiłem?
Powiedziałem po chwili, próbując dość do jasnych wniosków. Nie wyglądali na szczególnie zdziwionych, więc mogłem się już domyślić, że się tego spodziewali.
- Wygrałem! - doszedł po chwili głos Prusaka z kuchni, nie rozumiałem tylko, co go tak ucieszyło - Wisisz mi 200 monet Pruskich!
Podszedł do kanapy szelmowsko się o nią opierając i z prawdziwą dumą wyciągnął rękę po należyte pieniądze.
- Jesteś głupi - skwitował żołnierz - Dam ci tylko trzy Franki Szwajcarskie, nie licz na więcej!
Szwajcaria wyjął niechętnie z kieszenie domniemane franki. Prusy trochę poczekał, aż trafią w jego ręce bo szwajcar poruszał się jak w zwolnionym tempie. Widząc moją zbitą z tropu minę, Sora wyjęła zza pleców pustą butelkę po nalewce.
- Kojarzysz? Piłeś przed tak ważnym dniem! - była wściekła i nie wiedziałem, czy przygotować się na cios butelki w moją głowę, bo Sora dziwnie nią machała cały czas gestykulując.
- Piłem… ? - spróbowałem udawać, że dalej nie wiem o co chodzi, ale posmak pysznej, aczkolwiek stanowczo zbyt mocnej nalewki, dalej czułem w ustach.
Spojrzała na mnie wilkiem, marszcząc nosek. Tak, jej spokojna natura właśnie odleciała, teraz musiałem być czujny, bo inaczej rozniesie mi nowo wybudowany dom. Nagle zrobiła coś niespodziewanego, stanęła na palcach wbijając swoje miękkie usta w moje. Niestety nie mogłem się tym cieszyć zbyt długo, bo nie robiła tego żeby zrobić mi przyjemność.
Reszta zebranych patrzyła na nas niczym widzowie brazylijskich seriali. Bardziej zażenowany być już naprawdę nie mogłem. We własnym domu, po raz pierwszy dostawałem podobny ochrzan. Chciałem z nią dyskutować, i generalnie postawić na swoim, ale patrząc na nią… jakoś mi się odechciewa.
- Czuję, że piłeś! - krzyknęła - Wszyscy czekają na ten dzień tak wytrwale i z niecierpliwością…
- No bez przesady… obchodzimy je od kilku stuleci… - wyszeptała pod nosem węgierka.
Sora przemilczała ten fakt i uwagę, dalej głosząc mi kazania. W końcu czując, że zajmie jej to jeszcze chwilę, spojrzałem błagalnie na Węgry, której brakowało do tego wszystkiego popcornu. Z początku udawała, że mnie nie widzi, ale zacisnąłem dłonie w pięści, aż kości nieprzyjemnie się przestawiły. Po chwili westchnęła głęboko, zarzucając włosami na plecy.
- No, dobra! czymże byłyby święta bez rodzinnej kłótni! - w jednej chwili zmaterializowała się za zdenerwowaną Sorą, kładąc jej dłoń na ustach. Czemu czułem, że czerpała z tego wszystkiego jakąś nieprzyzwoitą przyjemność - Proponuję się ruszyć i zrobić to co należy! Prusy jeśli zaraz nie znajdziesz się w kuchni moja patelnia trafi tam gdzie nie powinna - w tym momencie uśmiechnęła się do niego pięknie, co pokrywało się z jej diabolicznym wcieleniem - Szwajcaria i Lichtenstein przygotujcie stół, ja zajmę się choinką, a Polska i Sora zaraz roześlą woń miłości i radości.
Zbliżyła się do mnie i Sory, szeptając cicho.
- Ale nie przeginajcie z tą miłością, proszę o przyzwoitość…
Tak, mogłem to tak zostawić, zrozumieć jej skłonność do wyprowadzania mnie z równowagi. Być tym mądrzejszym…
^_^
Sięgnąłem po widelce rozkładając je na obrusie. Poradzili by sobie beze mnie ale tego roku zawaliłem jako gospodarz, musiałem coś zrobić. W sumie to zawsze ja wszystko robiłem i dbałem o zaproszenia, ten jeden raz mogą zrobić więcej. Nagle Lichtenstein wpadła na mnie niespodziewanie, potykając się o nogę stołu. Zaalarmowany Szwajcar już miał do niej podejść, ale uprzedziłem go, pozwalając przyjąć jej upadek na siebie.
- Oh, przepraszam Polsko - powiedziała uśmiechając się promiennie - Wszystko w porządku?
Zacisnąłem usta, potakując głową. Żebra cały czas mnie bolały, ale musiałem nie okazywać bólu, inaczej moja męską dumę szlak trafi. Można sobie myśleć, że patelnia Węgierki to tylko narzędzie kuchenne, ale w jej rękach przeradzało się zdecydowanie w coś więcej. Gdyby ktoś przebił mnie nożem, efekt byłyby porównywalny.
- Nie przejmuj się Liechtenstein- podeszła do nas moja towarzyszka, idąc z niesłychaną gracją, panienka zapatrzyła się na nią. Widać również nie mogła się do tego przyzwyczaić, jako dawna Sora była raczej bardziej nieokrzesana -W tej chwili tłumi w sobie jęki bólu, zostaw go tak jak jest…
Dlaczego ona musiała mnie tak znać, i z taką łatwością każdemu mówić moje słabości, kobiety są złem, które chyba dopiero zaczynałem pojmować.
- Prusy dodałeś za dużo farszu! - z kuchni dobiegł nas głos Węgierki, była wyraźnie w  o wiele gorszym humorze. Od razu poczułem się lepiej  - Sam to zanieś! … Mówiłam ci, że nie Mogę!
Po chwili coś trzasnęło i huknęło. Cała nasza czwórka spojrzała w tamtym kierunku, nie wiedząc czego się spodziewać. Naszym oczom ukazał się Prusy, z dziwnie uśmiechniętą miną. Niósł właśnie pierogi, z na jego włosach pyliła się mąka.
- Macie szczęście - wykrzyknął zadowolony - Dzięki mnie zjecie najlepsze pierogi świata!
- Za dużo farszu… - stwierdziłem niewinnie.
Po chwili rzucił mnie jednym z nich. Przesunąłem głowę w bok, unikając zamachu, jednak od razu poczułem ból szyi. Znowu stanąłem jak wryty w jednej pozie tłamsząc bolesne impulsy.
Tuż za Prusakiem przyszła Węgry, miała czerwone oko, wyraźnie przez kogoś podbite… ciekawe kto mógł to zrobić…
Ominęła mnie zgrzytając z nerwów zębami. Trzymała się cały czas za dłoń, ona również była czerwona wręcz fioletowa, ale to chyba nie moje dzieło. W końcu ja Sora Lichtenstein i Szwajcaria zrozumieliśmy sytuacje, uśmiechając się pod nosem. Chciała zapewne walnąć Prusaka ale po małej bójce musiała ją już boleć przez co efekt był odwrotny do tego zamierzonego.
Za oknem powoli zachodziło słońce. Wszystko było gotowe, stół, jedzenie i oczywiście choinka. Spojrzałem po przyjaciołach, ciesząc się w duchu, że nadszedł Kolejny rok, w którym możemy dzielić się opłatkiem i życzyć sobie wszystkiego najlepszego. Zazwyczaj i tak schodziło na dwa tematy: polityka i pieniądze.
Moją uwagę szczególnie przykuła Sora. Pierwsze normalne święta, kiedy wiem, że to prawdziwa ona i wszystko inne do mnie wróciło, każde ważne wspomnienie. Wyglądała tak pięknie, ciężko było mi od niej oderwać oczy.
Podszedłem do niej obejmując ją od tyłu i pocałowałem w ramię. Oparła o mnie głowę, "misiając" * się o moje włosy.

* misiając - słowo występujące często jako odniesie do zbliżenia dwóch obiektów, które przez swoje oddziaływanie tarły się jeden o drugie, wydzielając tym samym hormon szczęścia. Ponoć dobrze robi na włosy, utrwalając piękny push-up  z jednej z tartych stron.

Wszystko było idealnie, Szwajcaria rozmawiał  o czymś z Liechtenstein, z tego, co słyszałem tematem były jego sery, które przyniósł ze swojego domu położonego w górach. Prusy i Węgry mimo swoich sprzeczek cieszyli się sobą nawzajem, nawet mord-… twarz prusaka nie wkurzała mnie tak bardzo.
- Proponuję siadać! - powiedziała wesoło Węgry, zapalając świece na stole - Coś czuję, że Finlandia ma pełne ręce roboty w tym roku…
Posłusznie usiedliśmy obok siebie, uśmiechając się z powodu ciepłej atmosfery. Dopiero po chwili zauważyłem, że obok mnie siedzi Prusy.
- Tylko nie ty… - powiedzieliśmy jednocześnie, krzywiąc się odruchowo.
Spojrzeliśmy po sobie wilkiem, jeszcze bardziej zirytowani, że musieliśmy powiedzieć to samo.
- Jesteś leworęczny…
- Jesteś praworęczny… - wyjąkałem.
Od razu skierowaliśmy spojrzenia na nasze sztućce i na to, że stykaliśmy się już łokciami. Wywróciliśmy oczami, tocząc własną wojnę o terytorium na stole tzw. "bitwa na łokcie".
- Pozwólcie, że ja wygłoszę mowę - zaoferował Szwajcar podnosząc się z opłatkiem. Każde z nas podążyło za nim wzrokiem, ciekawi tego, co powie w tym roku - Cieszę się, że spotkaliśmy się również i w tym roku. Dzięki dobrej kalkulacji, nie wydaliśmy dużo na jedzenie a jednak mamy pełny stół…
- Również to, że jesteśmy cali i zdrowi, i możemy razem spędzić te święta, z nowym bonusem przy stole… - przerwała LLiechtenstein Zachichotałem patrząc na Prusaka, który zrozumiał, że poparcia u panienki też nie będzie raczej miał.
- I to, że nasza polityka w miarę się utrzymuje - powiedziała Węgry, bez przekonania.
- Tak, Węgry. Szczególnie nasza dwójka, cieszy się wspaniałą polityką, dziękujmy więc za tak obfity w dobroci los - dokończyłem.
Skarciła mnie wzrokiem, robiąc z ust niezadowolony dzióbek. Po chwili każde z nas zaczęło dokładać coś od siebie, co jak zwykle odbiegało od typowej mowy przy wigilii. Sora cały czas uśmiechała się trzymając moją dłoń pod stołem. Widać była zadowolona, więc postanowiłem zamilknąć i chłonąć ten widok, wszystkich zebranych w radosnej konwersacji, która naprawdę nie raz bawiła.
- Polsko, wiesz, że od nowego roku, zaczynamy kolejną historię? - zapytała po chwili.
- Przecież dali nam wolne… - jęknąłem.
Pokręciła przecząco głową.
- Tylko na ten dzień.
Westchnąłem zrezygnowany. Podając jej swój opłatek.
- Życzę ci, żebyś w następnej historii, nie musiała już się smucić, a cały czas spędzać miło czas - powiedziałem łamiąc jej opłatek - Wesołych świąt.
Nachyliłem się do niej nie odrywając łokcia od łokcia Prus, i pocałowałem ją w policzek.
- Tobie również Polsko, coś mi się wydaję, że pokonasz Rosję i komunizm razem z nim wiesz…
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, tulą ją do siebie.
- Jasne, że tak, a wiesz dlaczego…? - zapytałem tajemniczo.
- …Bo jesteś… - powiedziała bez przekonania znając odpowiedź.
- Bo jestem Polska!

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 79




Hejka, to co zobaczycie na samym końcu jest wstępem do historii Gwiazdkowej :) Mam nadzieje, że będzie w miarę miło się czytało. W razie rażących błędów bardzo prosiłabym o napisanie :)











Czułem jak łzy nabierają mi się do oczu, ale musiałem je powstrzymać, nie chciałem płakać. Tylko, dlaczego to tak boli? Trzymając się za serce, ruszyłem naprzód, otwierając drzwi. Nie oglądałem się za nią, ani razu nie odwróciłem wzroku, choć tak naprawdę chciałem znów być obok niej. Powstrzymywałem się, aż to samego końca, kiedy zobaczyłem korytarz prowadzący do wyjścia. 
        Na schodach siedzieli wszyscy, których spotkałem : Szwajcaria mający na ramionach ledwo przytomną Lichtenstein… wyglądała przy nim tak bezbronnie, jest chyba jedynym państwem, które naprawdę nie poradzi sobie bez jego wsparcia, i Węgry…
- Polsko! - krzykneła, wstając jak oparzona - Gdzie on jest?! - chwyciła mnie za ubranie trzymając w pięściach moją koszulę - Gdzie do cholery?!
Opuściłem wzrok patrząc w bok, nie mogłem znieść jej oczu. Zdjąłem jej dłonie z ubrania, mijając ją bez słowa.
- Wyjaśnienia to chyba nie jest coś niemożliwego? Gadaj!
"Świetnie" - pomyślałem widząc jak szwajcar, trzyma w objęciach drobną blondynkę, układając głowę na jej ramieniu. Odwróciłem się do nich z twarzą pełną cierpienia, które naprawdę ciężko było mi ukryć.
- Wiecie pewne sprawy nie zawsze… idą po naszej myśli - węgierka ciągle wymagała wyjaśnień, patrząc się na mnie oczekująco, a żołnierz podniósł głowę, ukazując swoje ciemno zielone oczy. Stracił kontrole… dopiero po  chwili zauważyłem, że wracają do pierwotnego koloru. Myśl stracenia Lichtenstein musiała wyprowadzić go z równowagi.
Zagwizdałem cichą melodię, wołając Feniksa. Koń podbiegł do mnie po kilku sekundach. Potrzebowałem go: jego spokoju i ciepła.
- Wszyscy są w środku, nie wiem, co będzie dalej… sytuacja nie przedstawia się za dobrze…
Usłyszałem prychnięcie Węgierki, co sprawiło we mnie dużą irytacje. Naprawdę nie byłem aktualnie skory do jej zaczepek. Nie teraz.
- Jakbyś nie umiał powiedzieć jaśniej, bo niektórzy tutaj niczego nie rozumieją z twojego bełkotu…
Nie wiem, dlaczego, ale w jednej sekundzie moje ciało zareagowało, wymierzając jej potężny cios w twarz. Znalazłem się przy niej w tak szybkim tempie, że nie zdążyła zablokować ciosu.
Czułem jej krew na dłoni.
Pod siłą ataku, odleciała do tyłu o kilka metrów. Szwajcaria od razu zerwał się z miejsca zasłaniając Lichtenstein.
- Was machst du?! - (co ty odwalasz)
Nie wiedziałem. Spojrzałem na Węgry, która podnosiła się z ziemi, trzęsąc się ze wściekłości. Jej warga była rozcięta, i powoli wypuszczała krople krwi, które spływały po jej brodzie. Jednak po chwili jej mina zmieniła się, jej wzrok przeniósł się na Szwajcara, wskazując znacząco na mnie. Olałem to podchodząc do konia. Jakoś niczego teraz nie czułem, jakbym dostał ogromną dawkę morfiny… Co to za uczucie?
- Polsko, wiem, co teraz czujesz, ale musisz się opanować - węgierka stanęła za mną wycierając rękawem ranę - Jeśli ty stracisz kontrole, to nas pozabijasz… myślisz, że od jak dawna opanowuje się Szwajcaria? - ostatnie słowa powiedziała zdecydowanie ciszej, żeby nie usłyszał tego żołnierz.
- Nie wiem, odkąd tu żyje? …Tak jak my… - usiadłem na ziemi, próbując pozbyć się pustki w moim sercu. Tak, byłem jednym z najstarszych państw, więc rzeczywiście tracąc kontrolę mógłbym im coś zrobić. Zdystansowanie z ich strony było słuszne.
Węgry usiadła obok mnie, uwalniając się jednocześnie od Feniksa, który szturchał ją łbem, jakby ostrzegając przed zbliżeniem się do mnie. Opuściłem głowę, chowając się za włosami.
- Czy Prusy też tam jest…?
- Tak.
- A to wszystko robi Sora tak? - mówiąc to jakby przygotowała się na kolejne uderzenie ode mnie, podnosząc ostrożnie ręce na poziom twarzy.
Spojrzałem na nią pustą zielenią, pozbawioną jakichkolwiek emocji. Miała w dłoni patelnie, w której dokładnie je widziałem, moje oczy. Były takie same jak u zaborców i Szwajcara.
Westchnąłem cicho widząc jak Węgry oczekuje odpowiedzi, czekając na najgorsze. Oderwałem kawałek materiału ze swojej koszuli, namaczając go w czystej wodzie.
- Tak, można tak powiedzieć - odpowiedziałem w końcu, chwytając jej podbródek - Nie ruszaj się przez chwilę…
Przyłożyłem okład do jej zasinionych ust, wycierając zaschniętą krew. Dziewczyna zabrała materiał z mojej dłoni, zadzierając nos.
- Poradzę sobie! Rany… - jęknęła pod nosem, zmywając ślad. Uciekła ode mnie wzrokiem, starając się zdusić rumieńce.
Wywróciłem oczami, dając jej spokój. Nie miałem sił się kłócić. Zawiał silniejszy wiatr. Sięgnąłem dłonią po zbłąkane kosmyki, próbując coś zobaczyć.
- Polsko.
Głos, który usłyszałem za swoimi plecami, wywrócił moje serce do góry nogami.
- Ty! - Szwajcaria wstał z miejsca jak oparzony celując do niej bronią.
Odwróciłem głowę, starając się opanować.
Stała dumnie tuż za mną, omijając bezszelestnie Szwajcara siedzącego bliżej drzwi. Nie spojrzała nawet na żołnierza, gdy ten dość brutalnie, przytykał jej do głowy spust. Wstałem szybko, popychając Węgierkę za siebie. Na czole Sory zaraz pojawiła się dziwna zmarszczka, jej wzrok świdrował przez chwilę brunetkę, po czym spoczął na mnie.
- Polsko… - powiedziała spokojnie, wyglądając na zupełnie opanowaną.
Cały zdrętwiałem czekając na to, co powie, wszyscy na to czekaliśmy.
- Jak śmiałeś mnie tak zostawić!!! - krzyknęła, łapiąc mnie w kilka sekund za koszulę, tym samym podnosząc do góry.
- C-co?? - spojrzałem na jej postać spowitą płomieniami.
- Ja cię chyba zabiję! - rzuciła mną, niczym lalką ze schodów - Mówisz mi takie rzeczy i zwyczajnie odchodzisz?! Najchętniej wysłałabym cię na dno mojego domu! - co każde słowo podchodziła do mnie, pełną wściekłości miną. Leżąc na ziemi, cofałem się od niej, co każdy jej krok.
- Może porozmawiajmy? - powiedziałem, sądząc, że po tym się uspokoi. Myliłem się. Żyłka na jej czole zaczęła niebezpiecznie drżeć.
- Ty… jesteś już martwy - syknęła.
Usiadła na mnie okrakiem, chwytając moją szyję w dłonie. Jednak nie poczułem, żeby mnie dusiła. Nie chciałem się bronić, nie zrobiłbym jej nic złego. Patrzyliśmy na siebie. Nasze oddechy w postaci kłębków pary mieszały się ze sobą.
            W końcu coś, co było mi tak znajome pojawiło się w jej oczach. Zaszklone, czerwień i zieleń, nie wypuściły ani jednej łzy, ale widziałem, że nie będzie mogła się przed nimi bronić zbyt długo.
- Dlaczego płaczesz? - sięgnąłem dłonią do jej policzka, aż mała kropla musnęła moje palce.
- Nie płaczę… głupku - położyła dłoń na mojej piersi, chowając rumieńce - To wszystko twoja wina, od samego początku! - syknęła, próbując opanować złość.
- Wiem - odpowiedziałem uśmiechając się szeroko. Objąłem ją mocno, czując jak fala szczęścia wręcz zaczyna się ze mnie wylewać. Jednak to była wciąż Sora i Bałtyk które znałem, osoby najbliższe mojemu sercu, były jedną osobą, która teraz przylegała do mojego serca, tam gdzie zawsze je chowałem.
- Dlaczego się uśmiechasz, nie zmieniłam zdania - wybełkotała, przywierając do mnie jeszcze bardziej. Nawet nie wiedziałem skąd mogła wiedzieć, że rzeczywiście szczerzę się jak głupi, skoro ukryła twarz w moim torsie.
- Zmieniłaś… - wskazałem na postacie pojawiające się w oknach. Obejrzała się, patrząc w ten sam punkt, co ja. Na jej twarzy od razu pojawiła się niepewność. Podniosłem się, opierając na łokciach. Nie poruszyła się mimo tego, cały czas obserwując to, co dzieje się w dworku.
- Nie będą o mnie pamiętać. To, co się tu stało uznają za huragan… wiesz… twoje wspomnienia i bóle głowy to też moja wina. Jedyne, przez co mogłam ci je pokazać były moje piosenki, które w postaci "Sory" nie miały tej właściwości, którą powinny mieć. Normalnie zabijałyby każdego, kto je usłyszy… - rozmarzyła się przez chwilę, ale zaraz wróciła do siebie, patrząc na mnie, swoimi pięknymi oczami. Teraz wydawała mi się jeszcze bardziej nie realna niż dawniej - Nazwałeś mnie tutaj "Sora" tak?
- Tak, to z japońskiego oznacza…
- Niebo… - mówiąc to uniosła głowę do góry - Trochę inne od tego prawdziwego.
Uśmiechnęła się szeroko i pięknie, czułem się tak jakbym miał nogi z waty. Pochyliła się do mnie i ujmując moją twarz pocałowała tak jak jeszcze nigdy. Nie byłem jej dłużny. Przez chwilę poczułem się jak kiedyś w starym opuszczonym domku. Jedno z najpiękniejszych wspomnień.

Mały ptaszek lata po błękitnym niebie… Morze odbija błękit nieba. Błękitne odbicie jest morzem na niebie… Morze nieba płacze błękitnymi łzami, wśród tych błękitnych łez lata mały ptaszek…

Usłyszałem w głowie jej głos, cichą melodyjkę, którą wymyśliła i jej słowa, tak pasujące do jej imienia. Z tego, co zrozumiałem, porównała mojego orła, do owego ptaka, ale mało mnie to teraz obchodziło.
Nagle z dworku zaczęły dochodzić głosy, rozjuszonych domowników. Niektórzy wychodzili na zewnątrz obserwując to, co się dzieje ze zdziwieniem. Obudziła wszystkich. Nawet nie sądziłem, że może ich tyle być. Co innego siedzieć z nimi przy ogromnym stole podczas zebrań.
- Sora!! - czyjś krzyk rozniósł się echem po okolicy - Gdzie on jest!?
Węgry biegła do nas, z miną wyrażającą stanowczość i wyraźnie wkurzenie - czyli wszystko z nią w porządku. Podczas biegu rozglądała się na boki jakby szukając kogoś.
 Spojrzałem na to, co się działo za nią. Szwajcaria dalej trzymał na rękach Lichtenstein siedząc na schodach. Opierał się o barierkę, przez co większość go nie zauważyła. Zanim straciłem go zupełnie z oczu przez narastający tłum, zobaczyłem, że podchodził do niego Niemcy, zaczesując sobie włosy do tyłu.
Węgry była już obok nas. Oddychała ciężko, patrząc na nas z niedowierzaniem.
- Ja przez was oszaleje! - krzyknęła, mdląc w ustach nie jedno przekleństwo.
Podniosłem się z ziemi, szturchając wciąż zapatrzoną Sorę w ramię. Dopiero teraz zwróciła uwagę na brunetkę.
- Chodźmy stąd - powiedziała wstając ze mnie.
Reszta państw nie zwróciła na nas uwagi, ale nie trzeba było nadużywać szczęścia. Gdy stanęliśmy w bezpiecznej odległości, spoważnieliśmy wiedząc, że będziemy musieli poruszyć kilka trefnych tematów.
- Polsko, zapytaj się jej, co zrobiła z Prusami! - powiedziała do mnie, sądząc, że Sora nie zna jej języka.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć Węgierce, Sora spojrzała chłodno na brunetkę, prostując dumnie pierś.
- Znam twój język- odparła, krzyżując ręce - Przybłęda nie jest w środku.
Zdziwienie na jej odpowiedź, przerodziło się w minę typową do zaczepek dla węgierki.
- Kto jak kto, ale ty nie powinnaś mówić o nim "przybłęda"… - odpyskowała.
Sora i Węgry mierzyły się wzrokiem, co było naprawdę nie zręczne, bo nie wiedziałem, co zrobić, a wtrącenie się mogło spowodować większą kłótnię. Wyszedłem na kraniec lasu, by móc zobaczyć, co dzieje się z państwami.
 Widać to, co im wpoiła było świetnym kłamstwem, bo Ameryka jak zwykle głośno, musiał wyznaczać każdemu to, co ma robić. Anglia nie mogąc tego znieść rozpoczął zatarg, do którego właśnie wtrącał się Francja. Czyli wszystko po staremu…
- Sora, gdzie on jest? - zapytałem, widząc, że obie dalej nie mogąc dojść do porozumienia.
Jak na rozkaz, choć widać było, że nie chętnie, westchnęła zamykając na chwilę oczy. Zastygła w bezruchu.
- Zaczekajcie - powiedziała cicho.
Nagle poczułem się tak, jakby ktoś się zbliżał. Moje ciało zareagowało na ciężki chód kogoś w pobliżu. Łamane gałęzie były tego dowodem. Ja i Węgierka przygotowaliśmy się w celu ataku, bądź obrony, ale to, kogo zastaliśmy zaskoczyło nas.
- Jestem cały czas wściekły…, ale muszę wiedzieć, co zamieracie dalej.
Podszedł do nas, pomagając iść drobnej Lichtenstein. Widać zniosła dużo gorzej to, co pokazała jej Sora, niż inni.
 Współczułem Szwajcarii, ale nie zamierzałem stawać po jego stronie w kwestii ukarania Sory.
Wyznaczyła się między nami "bezpieczna" granica. Byliśmy od siebie oddaleni o kilka metrów, wystarczająca odległość, by się nie pozabijać. Węgry stała po mojej lewej stronie, również przyglądając się żołnierzowi ze zwątpieniem.
             Sora stała jak porcelanowa postać nie wykonując, żadnego ruchu tuż za nami.
- Rozchodzi się, że to, co się stało wywołał huragan. Całkiem niezła bujda z jej strony by się ukryć - powiedział ostrym tonem przyprawiającym ciarki.
Węgry nic nie odpowiedziała, bo sama też nie stawała po stronie dziewczyny, która zamierzała zabić jej przyjaciela. Mogłem się tylko starać, by przekonać ich, że nie stanowi już zagrożenia. Choć sam nie byłem jeszcze tego pewny.
- Słuchajcie, nie dam wam jej oddać w łapy tych egoistów. Będę ją pilnować, zapłacę za twoje szkody Szwajcario byle byś już nie traktował jej, jako wroga…
- Tu nawet o to nie chodzi idioto! - krzyknął, patrząc znacząco na słabą Lichtenstein, opartą na jego ramieniu - Pieniądze, to czasem za mało.
Chciałem mu odpowiedzieć, ale przerwały mi czyjeś nadchodzące kroki. Znowu ktoś zamierzał dolać oliwy do ognia, a przy tak zgęstniałej atmosferze, nie mogłem uwierzyć, żeby mogło być gorzej.
- Co chciałaś…?
Ten głos. Wzdrygnąłem się na samą myśl, a ból, którego musiałem doświadczać na nowo z powodu utraconych wspomnień, odczuwałem, jako wciąż świeże, może nawet gorzej od tych po wojnie światowej.
            Zza krzaków wyłoniła się jego postać, każde z nas wstrzymało oddech, oprócz Węgierki, która podbiegła do niego wymierzając mu porządny cios w twarz, po którym zakręcił się do tyłu.
Oboje z Szwajcarem skrzywiliśmy widząc drastyczny pokaz siły.
- Tak ci nakopię, że popamiętasz! Myślałeś, że po czymś takim rzucę ci się w ramiona!?
Prusak, trzymał się za policzek, zagryzając z bólu zęby.
- Ty kretynko! Nie musiałaś od razu mnie bić! Było cię tam zostawić… - wymruczał ostatnie słowa ciszej, co nie uszło uwadze Węgier.
- Mówiłeś coś mmh?? - szatańska aura otoczyła brunetkę, ciemne moce wydostawały się z jaj ciała, a złowrogie duszki zaczęły podduszać prusaka.
Dopiero teraz przypomniałem sobie, że Sora musiała wrócić do normalności. Zostawiłem Prusaka łasce Węgierki, szukając wzrokiem dziewczynę.
Stała obok Szwajcarii, patrząc smutno na Lichtenstein.
- Daj mi jej pomóc. Ona jest inna od was, nie posiada tyle siły… teraz rozumiem, czemu ciągle z tobą mieszka… - powiedziała, zerkając na surowe oczy żołnierza.
Zbliżyła się do dziewczyny, zamykając oczy. Szwajcar dalej jej nie ufał odsuwając się od blondynki, co każdą próbę pomocy ze strony Sory.
- Nie specjalnie lubię dopraszać się pewnych rzeczy. Nic jej nie zrobię - westchnęła zmęczenie, starając się przekonać Szwajcara.
- Właśnie to zrobiłaś - syknął.
Słysząc to wyprostowała się, odsuwając powoli od "rodzeństwa". Odwróciła się w moim kierunku. Przez chwilę myślałem, że okrutne słowa żołnierza ją zasmucą, ale zauważyłem, że na jej twarzy widnieje znany mi uśmiech. Szwajcaria myśląc, że dała sobie spokój, przestał być uważny. Sora w jednej szybkiej chwili na powrót odwróciła się do Lichtenstein, i nim Szwajcar zdążył zareagować, Sora pocałowała, małe państwo w policzek.
Szczerze powiedziawszy nie tego się spodziewałem. Oboje ze Szwajcarią staliśmy wpatrzeni na to robi, pełni ciekawości tego, co zamierzała przez to osiągnąć.
- Bracie? - łagodny głos Lichtenstein, przywrócił żołnierzowi kolorów na twarzy.
Sora odsunęła się od dziewczyny, przysuwając się od razu do mnie, jakby obawiając dalszych reakcji Szwajcara.
- Co ty zrobiłaś? - zapytałem nie mogąc wyjść z podziwu, w jak łatwy sposób jej się udało.
- Gdybym dla jednej osoby miała śpiewać coś, co mogłoby ją wybudzić, reszta z was znowu popadłaby w jego działanie. To zasada, żeby działać tak tylko w razie konieczności…, bo wiesz, my zazwyczaj tak nie postępujemy…
- My?
Spojrzała na mnie oczywistym wzrokiem, i gdy już miała mi odpowiedzieć, ktoś popchnął ją prosto na mnie, wpadając na nią. Widząc siwą czuprynę, od razu spoważniałem.
- Debil, nie potrafisz ustać na nogach? To chyba cię nie przerasta? - syknąłem w stronę Prusaka, który podczas kłótni z Węgierką, musiał wchodzić każdemu na głowę.
Dziwne, pomyślałem. Prusy spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Przybrał zmieszany wyraz twarzy, po czym wstał otrzepując swoje ubranie. Węgry podbiegła do nas, a mroczna poświata, która ją otaczała zaczynała niknąć.
- Wybacz, Polsko - powiedziała, gromiąc wzrokiem, milczącego Prusaka - Kanalia, też przeprasza - tu wskazała na siwowłosego - Dzięki, że go nie zabiłaś…
- To nie mi powinnaś dziękować. Byłam gotowa zabić was wszystkich… szczególnie pewną trójkę - Sora jak zawsze musiała prosto z mostu, choć raz mogłaby się dostosować do sytuacji. Spojrzałem na Węgierkę ciekawy jej reakcji.
Szatynka nie powiedziała nic więcej. Jakby przyjęła tę wiadomość z ulgą i jednocześnie z o wiele bardziej wyrachowanym dystansem. Widać wiele się pozmieniało, i pewnie będzie się zmieniać w stosunkach między nimi. W jakim miejscu stałem ja? To oczywiste, że po stronie Sory, ale moim przyjaciele, którzy musieli przez nią wycierpieć najgorsze, zaakceptują ten fakt?
Na razie chciałem, by to wszystko było jak dawniej.
- Polsko… - wybudziła mnie z rozmyśleń, ściskając mocniej moją dłoń. Spojrzałem na nią, wyglądała tak niewinnie, na dodatek jej drobne ciało, nie wskazywałyby, że potrafi tak wiele. Jedyną możliwością by ją pokonać jest zniszczenie jej głosu. Nie mogłem wyrzucić z myśli, tych okropnych blizn na jej szyi. Widocznie za bardzo się w nie zaparzyłem, po Sora, dotknęła swojego gardła, odwracając wzrok.
- Będę musiała wracać… to trudne kontrolować was wszystkich, nie mam już sił… - powiedziała cicho - Zabiorę ze sobą Prusy, Polsko.
Tą wiadomością całą naszą czwórkę nie tyle co zaszokowała, ale wręcz ocuciła ze wszystkich innych myśli. Tylko Prusak stojący za Węgierką, nic nie powiedział. Jakby już z nim o tym rozmawiała, tylko kiedy?
- Słucham… - wyjąkałem za nas wszystkich - Niby dlaczego, powinniśmy go…
Straciłem głos. Niby chciałem go gdzieś zamknąć do więzienia, czy też tak jak powinno być - zabić, ale on przecież już nie istniał dla wszystkich państw. Sora, spojrzała na mnie z czystą niechęcią.
- To nie tak, że tego chcę… Ale oboje nie jesteśmy jednymi z was, zresztą które z was będzie go pilnować?
- Może zamieszkać u mnie - odezwała się Węgry, ku ogólnemu zdziwieniu, nawet Prusak wychylił się by spojrzeć na jej twarz, pełną zażenowania i determinacji - Na jakiś czas… nie gapcie się na mnie jak na wariatkę!
Syknęła szczególnie w moim kierunku, bo chyba nie mogłem za bardzo powstrzymać lekko otwartych ust, i widocznego dystansu wobec niej.
- Dzięki, Węgry, ale podjąłem już decyzję… w sumie, nie mam zamiaru znowu się w to wszystko bawić, a jego i jej dom, należały kiedyś do mojego. Tam będę się czuć choć trochę normalnie…
Poprawił kaptur na głowie, pociągając jego koniec na oczy, tym samym unikając jej spojrzenia. Węgry zmarszczyła brwi przegryzając usta. Każdego przytłoczył ciężar sytuacji. Ja sam nie wiedziałem, co robić, chciałem ją błagać by została, ale wiedziałem, że obecnie jest to nie możliwe, musiałem znowu czekać.
- Ej… - położyła dłoń na moim policzku głaszcząc go lekko. W miejscu gdzie czułem jej dotyk, odszedł paraliżujący przyjemny dreszcz, miałem ochotę się w nim zatopić - Przecież wrócę, zawsze wracam, prawda?
Uśmiechnęła się do mnie promiennie, odgarniając mi zbłąkane kosmyki z twarzy.
- No właśnie, mogłabyś sprecyzować to słowo… - powiedział cicho Szwajcaria, wywracając oczami ku niebu.
Nie zwróciła uwagi na ten komentarz. Czułem, że wszystko zaczyna tracić na chwilę przywrócone szczęście. Przytrzymałem jej dłoń, opierając głowę o jej własną, zamykając na chwilę oczy. Usłyszałem jak wstrzymuje oddech. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała się rozpłakać, pewnie gdybym teraz otworzył oczy, znowu mógłbym się przejrzeć w jej łzach.
Reszta pewnie udawała zainteresowanie czymś innym, ale jednego nie mogłem w sobie zdusić. Emocje które w sobie dusiłem, nigdy nie mogły zatrzymać się w moim sercu. Myślę, że większość moich rodaków ma podobnie. Jednak jak zawodowy żołnierz, mogłem wiele, nawet być bezlitosną maszyną do zabijania przez całe lata. Teraz czuje się jak szczeniak, który nie potrafi się kontrolować, ale trudno, nie przeszkadza mi to.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdziesz na nasz brzeg… - chwyciła moją dłoń i rozwierając palce, włożyła coś do mojej garści - Wstążka, która kiedyś mi dałeś, pamiętasz? Znalazłam ją w kieszeni Rosji. Musiał mi ją zabrać, gdy trzymał mnie na Sybirze… - wyraźnie sposępniała, przywołując bolesne wspomnienie.
- Jest twoja - powiedziałem, zawiązując wstążkę na jej szyi - Dałem ci ją, żebyś miała coś ode mnie, miała ci mnie przypominać - podniosłem dłoń pokazując orzełka na rzemyku, zawiązanego na mojej dłoni - Ja już zawszę będę pamiętać.
Przytuliłem ją mocno do siebie, powstrzymując się, żeby jej nie pocałować. Nie odważyłbym się czując baczne spojrzenia za plecami. Oparłem głowę o jej ramię, chłonąc tę chwilę jak najdłużej. Była dla mnie wszystkim.
- Polsko, muszę iść. Zaraz zaczną was szukać… - zwróciła uwagę na państwa rozjuszone na podwórzu. Widać też nie chciała ode mnie odchodzić, bo jej dłonie na moich plecach zaczynały trzymać mnie przy niej coraz mocniej.
- Jak tylko wszystko załatwię, przyjadę do ciebie - odsunąłem się od niej, tak, aby móc stykać się z nią głową. Patrzyliśmy się na siebie, dopóki ktoś za nami nie odchrząknął znacząco.
- Pośpieszcie się w końcu… - żachnął Szwajcar, również spoglądając na zebranych - Za dużo tęczy…
Zmarkotniałem słysząc, jak Szwajcar znowu zaczyna przechodzić okres komentowania. Byłem na tyle spragniony towarzystwa Sory, że miałem ochotę mu powiedzieć, że może robić to samo z Lichtenstein, i żeby się odczepił, ale powstrzymałem język za zębami.
Sora odwróciła się do Prusaka, który patrzył cały czas na Węgierkę spod kaptura zarzuconego na głowę.
- Idziemy Prusy - rzuciła w kierunku, posępnego siwowłosego.
Mówiąc to ruszyła w głąb lasu. Nie oglądała się za nami, ani za tym, czy Prusy za nią idzie.
Każde z nas spojrzało na niego nie wiedząc, co powiedzieć.
- Hah, ma racje, co nie? - ciszę przerwał jego zawadiacki głos - Dzięki za wszystko, debilu - powiedział do Węgierki, chwytając jej dłoń, tym samym całując jej wierzch, kłaniając się z gracją - Do zobaczenia.
Wraz z ich odejściem, poczułem się dziwnie, myślę, że Węgierka ma dokładnie te same myśli, co ja. Szwajcaria i Lichtenstein spojrzeli na mnie. Zniechęcony do reszty, by znowu się z kimś kłócić, westchnąłem głośno, wymierzając spojrzeniem na żołnierza.
- Wiem… jesteś wściekły.
- Nie na ciebie - odparował z niechęcią -  Potrafię dotrzymać słowa, nie powiem nikomu o tym co zaszło. Jedyne co musisz wiedzieć to, to, że nie wliczyłem w rachunek mojej pomocy rachunkowej twojego domu, nie wiem czy wiesz, ale toniesz w długach. Dopiszę ci to później do rachunku…
Długi? Znowu? przecież nie powinien ich mieć. Jednak po chwili uświadomiłem sobie pewne fakty, może już teraz Rosja odbudowuje moje miasta, szczególnie te, dzięki którym jego gospodarka rośnie. Łódź - przemysł włókienniczy… całe miasto się na tym opiera, Stocznia Gdańska…
- Polsko! - jego głos ocucił mnie z myśli. Spojrzałem na Szwajcara szybko, czekając na wyjaśnienia.
- Wracajmy - powiedziała Lichtenstain, odsuwając się dyskretnie od pomocnej dłoni Szwajcara.
Przytaknąłem ruszając tuż za nimi. Węgierka również dobiegła do mnie, cały czas dziwnie przyglądając się miejscu w którym Prusak "pożegnalnie" ją pocałował. Nagle usłyszeliśmy ogromny hałas tuż przy wejściu do wilii. Oboje w ciszy patrzyliśmy na to, co się dzieje na dziedzińcu. Wiele głosów przekrzykiwało siebie nawzajem, wyglądało to dość komicznie. Szwajcar, Lichtenstein i my wyglądaliśmy na jedynych poza tematem. Zamyśliłem się, przez chwilę, przestając zwracać na nich uwagę.

Panował środek nocy. Pogoda była raczej mdła, rosa pod nogami, moczyła nam buty.
Gorące powietrze, za nic nie dawało ochłody. Poukładanie sobie tego wszystkiego zajęłoby więcej czasu, ale ja wolałem rozkładać na części to, co dzieje się w przyrodzie, niż słuchać głupich rozmów " pępków absurdalnego świata".
             Anglia, Francja i Niemcy dyskutowali nad czymś gorliwie nie zwracając nawet uwagi, że stoję obok. Spojrzałem w bok. Zauważyłem dotychczas cichego Rosję. Poczułem ukłucie bólu, widząc państwa bałtyckie obok jego ramienia. Oni również nie wykazywali szczególnych emocji.
- Czyli nic się nie zmieniło… - powiedziałem cicho.
Nie wiedziałem, co robić… Mój rząd, tak ciężkie powstania po to by, Rosja i tak przejął nade mną kontrolę. Powstańcy, którzy polegli w bitwie, chcieli powitać Rosjanina w ich wolnym domu. Widać, nie do końca się to udało. Mimo to, wiedziałem, że czuli dumę z tego, że to robią i choć nie wygrali tej bitwy, pokazali siłę, której brakuje większości ludzi z innych państw. To sprawiało, że jako personifikacja państwa nie potrzebuję wychylać się wśród innych. Nawet jeśli bym tego chciał, próby będą nadaremne.

Gdzie powinien stanąć? Patrzyłem nerwowo po zebranych. Jednak mój wzrok utkwił w tym jednym, najmniej kuszącym miejscu.
- Chyba powinniśmy stanąć tam… - wzdrygnąłem się na dźwięk czyjegoś głosu. Wskazała niepewnie, na Rosję.
- Węgry… - spojrzałem na nią, dokładnie rozumiejąc, co chciała przez to powiedzieć. Komunizm obejmował nas oboje.
Dziewczyna jednak nie miała lepiej ode mnie. Patrzyła jednocześnie na Rosje, jak i również na Austrie stojącego trochę dalej od niego. Ten jednak nie wykazywał żadnej uwagi na nikogo, patrząc się w swój zegarek.
- Ta… - westchnąłem, patrząc tępo na Rosje.
Gdy poczuł mój wzrok na sobie, jego oczy natychmiast odnalazły moją twarz. Jego wyraz całkowicie mnie sparaliżował. Był wściekły, przerażająco wściekły. Szatynka również spojrzała na punkt, który mną wstrząsnął. Jej reakcja znacznie różniła się od mojej. Widząc twarz Rosji, chwyciła moją dłoń, cofając się nieznacznie do tyłu.
Czując jej strach, poczułem jak mój własny odchodzi. Litwa, Łotwa i Estonia, oni też wyglądali na przerażonych. Nabrałem głęboko powietrza, ściskając dłoń węgierki.
- Węgry - powiedziałem, patrząc na Rosję, równie pewnym spojrzeniem - Wyciągnę nas z tego. Zobaczysz.
Spojrzała na mnie szybko słysząc to, co mówię.
- Jak… ? - wyjąkała - Jak masz zamiar to zrobić… ?
Wyprostowałem się dumnie, nie tracąc kontaktu z Rosją.

- Tak jak zawsze - powiedziałem - Truć go swoją osobą, aż będzie błagał bym go zostawił.


____________


- Hej, chyba w tym roku koniec z materiałem nie? - powiedział wysoki blondyn, przeglądając stertę kartek z napisem "scenariusz". Usiadł spokojnie na kanapie, odkładając na bok stosik z napisem "Polska" na okładce.
- Chyba tak, mam szczerze dosyć tych wszystkich pokrętnych sytuacji! - szatynka rozsiadła się obok blondyna, o mało co nie wchodząc na niego. Polska jęknął zdenerwowanie wbijając w nią wzrok - No co? Dobrze wiesz, że wole siedzieć z brzegu! Idiota... 
        Po chwili do pomieszczenia przyszły również dwie osoby, pogrążone w luźnej rozmowie. Chłopak postawy dobrze zbudowanego mężczyzny, rozpinał właśnie guziki swojego munduru, jednocześnie trzymając w zębach podobny scenariusz do tego Polski, jedynym wyróżnikiem była ich obszerność i nazwa na okładce " Szwajcaria". 
- Dzień dobry - powiedział do szarpiących się ze sobą Węgierki i Polski. Zupełnie nie poruszyło go ich zachowanie, usiadł po przeciwnej stornie, robiąc miejsce dla panienki obok - Przypatrz się Liechtenstein, oto jak zachowywali się pradawni ludzie na tej planecie.
Mówiąc to pochylił się po gazetę leżąca obok, zaczytując się w lekturze. Drobna blondynka nic nie powiedziała, patrzyła ze zrezygnowaniem na dziecinne zachowanie Polski i Węgierki, którzy kompletnie zignorowali powitanie ze strony jej brata.
- Orientuj się!!!
Nim każde z nich się zorientowało, Polska dostał czymś w twarz, co leciało z dość dużą prędkością, przez co chłopak odchylił się do tyłu pod naporem zgniecionych ze sobą w kulkę kartkę.
- Prusy! - krzyknął blondyn widząc jak siwowłosy, ledwo co trzyma się na nogach sycząc ze śmiechu.
- Błagam was zachowujcie się jak dorośli!! - krzyknął Szwajcar podnosząc się z fotela - Nawet w czasie przerwy nie mogę liczyć na chwile spokoju!
Wszyscy zamilkli wlepiając wzrok w podłogę. Kiedy Szwajcar się denerwował używał tonu głosu  i karcącego wzroku podobnego to tego którego używali rodzice, efekt zawsze ten sam, zażenowane milczenie. Węgry, jako jedyna zdecydowała się pokazać coś Prusakowi ze złośliwym spojrzeniem, wyciągnęła do niego dłoń, powoli podnosząc środkowy palec. 
- Oż ty... - syknął przez zaciśnięte zęby. 
- Dobra ja mam dość! - krzyknął po chwili Polska, kierując się do wyjścia - Spędzę dzisiejszy wieczór w spokoju od was wszystkich, nie wiem jak wy ale przebywanie w naszym towarzystwie na dłuższy okres czasu szkodzi nam na zdrowiu. Pojutrze gwiazdka, może załapiecie się na moją Super Wódkę, nawet Rosja by wymiękł! Do zobaczenia, pamiętajcie, żeby przynieść coś od siebie, u mnie ciężko ze zdobyciem pewnych produktów... - ostatnie słowa powiedział jakby ciszej, a aura szczęścia i ekscytacji wygasła momentalnie.
- No co ty nie powiesz Polsko... - wyjąkała Węgry, robiąc przy tym równie zabójczą minę.

(dla tych, którzy nie wiedzą to mój ukochany obraz Polski :D ) 








sobota, 13 grudnia 2014

Siemanko :D

Rozdział będzie w następnym tygodniu :) I jeszcze pytanko mam, czy chcielibyście możne rozdział świąteczny? ;)