środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 75

Pamiętajcie jeśli są jakieś straszne błędy, mówcie :)
I miałam ją gotową na niedziele, ale po pracy jestem padnięta, zero oznak życia :/
Oby się Wam spodobała :)


                                                   
                                                        "I will save you"



- Wyglądasz jakbyś nie jadła od wielu dni - powiedział patrząc na mnie zimnym spojrzeniem, niosącym ?rozkaz.
Trzymał przede mną łyżkę z jedzeniem, czekając aż zjem jej zawartość. Odwróciłam wzrok, zamachując dłonią na sztuciec, który po chwili z brzdękiem poleciał na podłogę rozsypując na niej kawałki. Jego spojrzenie wyostrzyło się, a mnie przeszedł zimny dreszcz, przytłaczał mnie.
Pochylił się do mnie chwytając w garść moje włosy. Zacisnęłam zęby, starając się nie odezwać. Odchylił mi głowę do tyłu, patrząc mi w oczy.
- Dlaczego nie potrafisz być posłuszna…? - położył głowę na mojej piersi, która podnosiła się co chwilę, łapiąc natarczywie oddech. Moje serce nie potrafiło przestać się bać - Dawno temu obiecałaś mi coś, jeśli tego nie spłacisz, zabiję go na twoich oczach w najbardziej wymyślny sposób towarzyszko…
Wstrzymałam oddech widząc jak odkrywa kawałek mojej sukienki, całując moją pierś. Nie potrafiłam nic mu zrobić, nie dałabym rady. Odszedł ode mnie po raz ostatni patrząc się swoim ciemnym wzrokiem. Sięgnął po kajdany i zakuł moją wolną dłoń, podnosząc mnie na łańcuchach do góry.
 Zamknął kraty, trzaskając nimi tak mocno, że te wgięły się w metalową obręcz. Widząc, że odszedł zawisłam swobodnie na łańcuchach, kołysząc się lekko.
" Bynajmniej już odszedł…" to było najważniejsze. Byłam sama i mogłam trochę pomyśleć.

Państwa, mogłam przyznać sobie w duchu, że nie trzeba wiele czasu by ich poznać, jednak jeden z nich sprawił, że nie potrafię być już posłuszna innemu, niż on. Darzyłam go uczuciem, i choćbym miała umrzeć z ręki Rosji, zrobię wszystko by on mógł żyć.
Spojrzałam na miejsce jego pocałunku , widniał na nim czerwony ślad. Przeklęłam go w myślach. Przez moje ciało przeszła fala bólu, jęknęłam głośno, nie mogąc powstrzymać dławiącego krzyku. Czarny ślad ciągnący się już od mojego ramienia, objął już moją dłoń i kawałek szyi. Ledwo mogłam na to patrzeć, a ból był dławiący. Miałam mało czasu, by dokończyć to, co zaczęłam.
*

Siedziałem z boku, nad planami miasta patrząc się tępo w wykropkowane miejsca pobytu zaborców. Każdy szmer wprawiał mnie w złość. Nie mogłem się skupić przez przechodzących ludzi, bądź ciągle zaczepiających mnie kobiet, nie mogłem być sobą.
- Gdzie jesteś… - nie potrafiłem już nawet stwierdzić, czy mówię na głos swoje myśli.
- Twoje jedzenie - postawił talerz obok mnie, wraz z kubkiem wody. Od dłuższej chwili mi się przyglądał, ale starałem się to ignorować.
- Jest coś, czego potrzebujesz chłopcze? - spojrzałem na niego chłodno, starając się dać mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na towarzystwo. Tym bardziej drażnił mnie fakt, jego podobieństwa do mnie, kiedyś moglibyśmy uchodzić za bliźniaków.
- Zwraca się pan do mnie jakbym był o wiele młodszy. Masz może z szesnaście lat, panie - powiedział obojętnie, zachowując jednak dystans wobec mnie.
Zamknąłem na chwile oczy, próbując się opanować. Nie miałam teraz czasu na polemizowanie z dzieciakiem, który powinien był zostawić mnie w spokoju. Mimo to on dalej siedział obok mnie, przyglądając się planom.
- Nie walczę, ale jestem dobry w szpiegowaniu, mogę znaleźć dla ciebie twojego towarzysza - wskazał palcem na poszczególnych miejscach na mapie - Tu byłem w zeszłym tygodniu, możesz od razu wykluczyć te miejsca.
Po raz pierwszy od dawna, człowiek mi zaimponował i to naprawdę bardzo. Spojrzałem po zebranych, kątem oka patrzyli na nas, podejrzliwie i jednocześnie ciekawi mojej reakcji.
- Od jak dawna, każdy patrzy na mnie, jak na desperata - zapytałem opierając się o ścianę. Widząc kubek naprzeciw mnie, od razu poczułem niesamowite pragnienie.Wziąłem łyk wody, obserwując innych przy pracy.
Spojrzał na mnie, kierując wzrok w tym samym kierunku, co mój.
- Odkąd tylko tu przyszedłeś.
Westchnąłem ciężko, wracając myślami, do sprawy dziewczyny.
- Sprawdzimy resztę tych miejsc - wskazałem na resztę punktów - dasz radę zdobić broń? - spytałem zbierając wszystkie mapy i dokumenty, chowając je do kieszeni.
-  Tak, ale dopiero jutro, tutaj ciężko walczyli by zdobyć choć jedną. Najlepiej jutro z rana - stwierdził, wstając z miejsca.
Przyjrzałem mu się bacznie próbując go rozgryźć, jak na dzieciaka był niesamowicie obyty z prawami, jakie tu rządzą jak i zbyt dojrzały na swój wiek. Nie rozumiałem go. Był inny od całej reszty, zresztą jak się teraz zastanowić go również traktują inaczej, już na pewno nie, jako dziecko, bo kobiety zajmujące się sierotami i rannymi ani razu nie odezwały się do niego.
- Dlaczego mi pomagasz? - spytałem również wstając, byłem wyższy od niego o dwie głowy. Czułem się dziwnie, jak miałem się wobec niego odnosić? - To jest wojna, tu można zginąć, tak łatwo podchodzi ci podejmowanie ryzyka?
 Wzruszył ramionami sięgając po swój płaszcz lezący na ziemi.
- Nie mam zbyt wielkiego znaczenia, jedyne, co robię to utrudniam życie zaborcom. Zabrali mi wszystko, więc co mam mieć do stracenia. Dobranoc, panie - mówiąc to podszedł do reszty, zaczepiając jednego z żołnierzy z niewinnym uśmiechem jak zupełnie inna osoba. Widocznie potrafi też dobrze udawać.
Nie wiedziałem, co myśleć, zacząłem się zastanawiać nad nim i nad tym, co go tu sprowadziło, dlaczego ma zamiar mi pomóc. Co dziwniejsze miałem dziwne przeczucie, które do tej pory się sprawdzało, mówiąc mi o niebezpieczeństwie. Pod wieczór, każdy zebrał się w małym gronie, jakby przygotowując się do czegoś. Usiadłem jak zawsze z boku, szukając chłopca wzrokiem.
            Był obok kobiety o pięknych brązowych włosach. Usiadł obok niej, leniwie snując po zebranych. Po chwili rozeszła się muzyka, poczułem dziwne ukłucie w piersi.
 Nagle chłopak, zaczął śpiewać. Słowa piosenki, od jej samego początku sprawiły we mnie uczucie pełne współczucia. Nie mogłem tu dłużej zostać ze względu na nich. Zżycie się z nimi mogło spowodować wiele złego, każdy to wiedział, a tutaj było zbyt wiele uczuć ludzi, które powodowały u mnie coś co chciało z nimi zostać.
Patrzyłem na niego, dziękując mu w duchu za tą piosenkę, była naprawdę piękna.
Miał piękny głos. Wiedziałem, że zapamiętam jej słowa do końca życia. Nie musiałbym się pytać by wiedzieć, że to była jego praca. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w melodię.



*


Otworzyłam nieprzytomnie oczy. Czułam czyjąś obecność. Nie myliłam się, stał przede mną jeden z nich, Prusy. Nawet, jeśli widziałam go setki lat temu te oczy były nie do zapomnienia. Nienawidziłam ich, były tak podobne do moich. Nic nie mówił, tylko patrzył się na mnie siedząc po drugiej stronie celi, na krześle. Byłam przykuta i chora nie mogłam mu nic zrobić, ta chwilowa niemoc była najgorsza do zniesienia.
- Dziwne, ale mam przeczucie, że miałem przyjemność poznać cię wcześniej, co sądzisz? - spytał po chwili, rujnując wspaniałą cisze.
- Wal się - powiedziałam bez chwili wahania, to było jedno z przekleństw Polski jak mi się zdawało.
Nie spodobała mu się ta odpowiedz, naciągnął na dłonie czarne rękawice i uderzył mnie w policzek.
- Zła odpowiedź - powiedział przyglądając się mi z bliska - Nie mogę sobie teraz przypomnieć, ale lepiej dla ciebie, żebym sobie nie przypomniał. Już sama myśl, że jesteś dla niego ważna jest na tyle kusząca by zrobić z ciebie zwykły worek z mięsem, a sądzę że jesteś warta nawet więcej. Masz piękne oczy szkoda byłoby je stracić  - przerwał na chwile - ale widać ktoś mnie uprzedził, - mówiąc to zaśmiał się głośno, wychodząc z celi. Skąd wiedział, że po uderzeniu Rosji, praktycznie straciłam wzrok w jednym z nich.
- Jeszcze tylko chwila… - spojrzałam na okno, za którym mienił się piękny, duży księżyc, jutro będzie pełnia. Może uda mi się, jej doczekać. Czułam, że się rozpadam. Polska dobrze myślał, sądząc, że umrę szybciej od niego, tak właśnie będzie. Byłam gotowa, przeżyłam dostatecznie wiele, by nie mieć żalu, robiłam wszystko dla kogoś mi bliskiego, za coś takiego warto umrzeć. Nawet jeśli mi się nie uda, i zginę z ręki, któregoś z nich, nie będzie to miało już większego znaczenia.
*


Chodziłem po całej kryjówce praktycznie bez celu, nie mogłem doczekać się następnego dnia, który jak ostatnie trzy dni budził we mnie lęk i dziwną panikę. Udawało mi się je zdusić, skupiając się na ważniejszych dla mnie sprawach. Byłem tutaj już równy dzień, dzięki ich obecności czułem jak wszystkie rany leczą się zdecydowanie szybciej, a bliska obecność zaborców nie paraliżuje mnie.
            Usiadłem przy pustym stoliku, chowając głowę w dłoniach. Byłem rozbity, co za ironia… Musiałem stąd odejść, ale do wczesnego ranka, jeszcze z godzina. Gdzie on był? Po jego ostatnim występie, zniknął mi z oczu. Wszyscy spali. Idealna okazja do ucieczki, ale wyjście stąd bez broni to czyste samobójstwo, bądź ciągła ucieczka. Choć ten wynalazek był dość nowy, to bardzo skuteczny w zabijaniu. Wstałem zakładając płaszcz, i nowe buty, które mi dali.
- Chodź, zabrałem dwie, musimy iść teraz - powiedział pojawiając się obok mnie.
Przyzwyczajony do jego ciągłego skradania się, pominąłem ten fakt biorąc jedną broń, którą trzymał. Obejrzałem ją, doglądając każdy szczegół. Jego jasne oczy obserwowały każdy mój ruch.
- Masz ją od wojsk pruskich… - mój wzrok skierował się na jego twarz, piorunującym spojrzeniem - Nie dostałeś jej od nich, prawda?
Po raz pierwszy stracił rezon, wyglądał jak zwykły chłopiec, a nie jak doświadczony przez życie szpieg. Naburmuszył się.
- Myślisz, że to takie proste? uważają mnie tu za zwykłego dzieciaka! - ściszył pod koniec głos, zapominając, że reszta może się obudzić - Nie mogłem znaleźć miejsca gdzie je schowali…
- Ja również uważam cię za dzieciaka - powiedziałem zdziwiony jego zachowaniem, ale widząc zdenerwowanie na jego twarzy po moich słowach, zreflektowałem się - posiadającym broń, sprytnym i odważnym dzieciakiem ?
Od razu powrócił do normalności. Ruszyłem w kierunku wyjścia, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Szedł tuż za mną, ostatnimi czasy wiele sytuacji robi się dziwnych, w tym wieku przeżyłem chyba najwięcej niespodzianek. Zdobył bronie jak gdyby nic, niezwykły dzieciak.
Wyszliśmy bez większych problemów, o tej porze było mało straży, więc dostanie się do kilku miejsc, było naprawdę łatwe. Zestrzeliłem łącznie z piętnastu, przyzwyczaiłem się do tej broni po dwóch strzałach, następne kule idealnie trafiały w między oczy. Miłe uczucie; mordercy, ale małe miało to dla mnie znaczenie.
Często trzymałem go za dłoń, nie chcąc by ten spowalniał mój bieg, ani trafił prosto na strażników. Czułem się za niego odpowiedzialny, nie chciałem by coś mu się stało. Westchnąłem, nie mogąc uwierzyć w to, co myślę. Byliśmy już w większości miejsc, zostało jedno, to które podejrzewałem od samego początku.
- Zamek królewski - powiedziałem patrząc na strażników przy bramie. Chłopak wychylił się by ujrzeć ogromny pałac, oświetlony światłem świec. Cofnąłem się, chwytając go za rękę - Zostaniesz tu.
Spojrzał na mnie wyraźnie zły.
- Nie ma mowy idę z tobą! Przyszedłem, aż tutaj, co ty myślisz? - krzyknął wyraźnie poirytowany.
Parzyłem na niego, nie wiedząc, co zrobić. W końcu wymyśliłem sposób, ale miał on pewien szkopuł, nie zawsze działał, a w mojej sytuacji wszystko jest możliwe. Chwyciłem go za ramiona zbliżając do siebie. Spojrzałem mu głęboko w oczy. Po chwili zamilkł, a jego twarz nabrała zwyczajnej obojętności.
- Wracaj do kryjówki, masz tam wrócić, rozumiesz? - przytaknął kiwając głową. "Udało się" westchnąłem. Może pomimo tego, że planują wymazać mnie z map, dalej jestem personifikacją tych terenów, mimo, że przejętych. Mogłem wpływać na ich mieszkańców, ale tak naprawdę robiłem to tylko kilka razy w życiu.
Zaborcom pozostaje już tylko zniszczyć moje ciało…

Moją uwagę przykuła sytuacja przed bramą. Miałem szczęście, wymiana warty. Jeden z nich poszedł do chaty, prawdopodobnie po jedzenie. Stała kilka metrów od ich punktu wymiany. Poszedłem za nim, wchodząc do pomieszczenia. Zamachnąłem się i uderzyłem go w głowę kolbą, postrzał mógł być zbyt głośny. Zdziwiłem się, bo mogłem użyć jeszcze więcej siły na tego człowieka, a on już miał rozwaloną głowę.

Wzruszyłem ramionami, biorąc go za ręce. Schowałem go za workiem z ziarnem, powinno wystarczyć. Widząc, że krew na podłodze za bardzo rzuca się w oczy, wziąłem trochę siana i położyłem go na niej, wyglądało to dość dobrze, bynajmniej na tyle, żeby nie zorientowali się przez jakiś czas.
Zacząłem zdejmować zbroję, pruskiego żołnierza, ubierając się w nią. Gdy brakowało mi tylko hełmu, zacząłem myśleć nad zastępstwem dla niego, ale w tej chacie trudno było o coś lepszego poza… właściwie nic się nie nadawało. Spojrzałem na twarz żołnierza, też miał jasne włosy. Gdyby nie cała twarz we krwi, mógłbym zobaczyć też oczy, ale ważne było to, że mogłem zdobyć hełm w zamku, a tylko szybko przejść obok obecnych strażników.
             Obróciłem się z zamiarem wyjścia, ale zorientowałem się, że coś obok mojego oka zabłysło, od razu odwróciłem się mając przygotowaną broń. Zobaczyłem lustro.
- Zaczynam wariować… - westchnąłem, spoglądając na swoje odbicie. Zorientowałem się, że rysy twarzy znowu mi się zmieniły, ale kiedy ostatnio patrzyłem w swoje odbicie? Ostatnio tylko patrząc w wodę. Dotknąłem końcówek włosów, sięgały mi jak zawsze do brody, zmarszczyłem brwi mimowolnie, rozumiejąc jeden fakt, o którym bym zapomniał.
- Włosy… jak tylko mnie zobaczy, pewnie mi się oberwie, ale nie mam wyjścia. Zawsze mówiła, że wyglądałbym w krótkich jak Niemcy - pruscy żołnierze, byli ścięci na krótko, za bardzo bym odstawał. Sięgnąłem po nóż i trzymając pasma włosów, odciąłem je. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie, że przecież jestem jednym z dawno wiecznych Słowian, nie mogłem sobie tylko przypomnieć, o co chodziło w ścinaniu włosów.
Podniosłem wzrok na swoje odbicie. Wyglądałem dziwnie… kilka pasem włosów opadało mi na jedno oko, a reszta nie sięgała mi szyi. Prawie jak Prusy, dobrze, że jego włosy są bardziej siwe, i zdecydowanie bardziej krótsze. Schowałem nóż do rękawa, i wyszedłem na dwór tym razem nie chowając się. W końcu mogłem poruszać się swobodnie. Nie odczuwałem już nawet zimna w tej zbroi. Żołnierze popatrzyli na mnie i kiwnęli głową puszczając mnie do głównego wejścia. Szedłem dalej bez większych problemów, wszystko wyglądało tak jak zawsze, nic jeszcze nie zdążyli ograbić.

Jednak nikt nie znał tego zamku jak ja. Dlatego miałem większe szanse ją stąd wyciągnąć, możliwość, że nas w końcu złapią, była duża, ale zrobię wszystko by tak się nie stało. To mój pałac, a ja jestem jego prawowitym panem. Spojrzałem jak ogromne w drzwi do zamku otwierają się przede mną, byłem u siebie a musiałem zachowywać się jak szpieg.




Dzięki za wytrwałość, jeśli jest zła, to poprawię ją później, bo to co teraz dodaje piszę na bieżąco bo usunęłam poprzednie napisane rozdziały..niektóre ;p
Pozdrawiam i Miłych Wakacji Życzę, bo się już chyba doczekaliście :D