niedziela, 23 listopada 2014

Dziękuję :'(

Pomyślcie, co ja mam kiedy czytam takie Cudowne komentarze... Hah no żarcik taki z tym końcem :p Bardziej chodziło mi o BAARDZO długi wstęp xD? Bo mam już ciąg dalszy, który może równie Was zadowoli, taką mam nadzieję :)
Za niedługo kolejna, notka, bo znowu rozpisałam się daleko do przodu ( całe szczęście, że na studiach...jest błogo do pewnego czasu)

Jeszcze raz Wam Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 78






Hejka :) Po wielu latach ( tu 2 xd ) nadszedł jakby ostateczny rozdział wyjaśniający bardzo wiele, a może już wcześniej wszystko zrozumieliście ? :) W każdym bądź razie, oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Co do Muzyki, bo jest dość ważna, posłuchajcie jej czytając wraz z tłumaczeniem, staram się nie narzucać tych piosenek, bo wiadomo, że każdy słucha czego innego :) Mimo to, proszę Was bardzo o wysłuchanie, a nóż się Wam spodoba :) Pewnie najgorzej będzie z przedostatnią, jak sądzę, powiem szczerze, że obiecałam sobie ją załączyć półtora roku temu, więc nie mogłam tego nie zrobić teraz.. :( bo cały czas miałam ją w głowie myślą o tej notce.
Życzę miłej lektury ( o ile dotrwacie :] ) , mam nadzieje, że błędów nie ma, przeglądałam z kilka razy, żeby nie zepsuć efektu, ale Wiecie jak to jest :]







♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪



Złapał ją za dłoń, odciągając od drzwi. Dziewczyna, nie chcąc wracać, starała się wyszarpać z jego uścisku, ale na marne. Jego dłonie trzymały ją pewnie i nie zamierzały puścić.
Gdy przekręcił zamek w drzwiach, i wyjął z nich srebrny kluczyk, zwolnił uścisk, puszczając ją wolno. Węgierka uderzyła go mocno w brzuch, tracąc nad sobą panowanie. Chłopak cały czas utrzymując spokój, cofnął się od niej, pozwalając jej na upust emocjom. Spróbowała otworzyć drzwi, ale na próżno. Odwróciła się do niego ze wściekłością wymalowaną na twarzy.
- Dokąd ty idziesz! Mówię do ciebie do cholery! Oddaj ten klucz! – krzyknęła łapiąc go za ramię.
Siwowłosy, zatrzymał się posłusznie. Nie chciał kłótni, szczególnie z nią. Odwrócił się do jej błyszczących zielonych oczu. Były przerażone i zupełnie zdezorientowane.
Poczuł przygnębiające poczucie winy. Długo myślał nad tym, dlaczego właśnie do niej poszedł jak pierwszej, a nie do Niemca.
Za ścianą zaczynało robić się coraz to głośniej, zmarszczył czoło rozmyślając nad czymś. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć przywarł do niej mocno, chowając głowę w jej długie piękne włosy.
- Wybacz, za dużo na ciebie zrzuciłem – wyszeptał do jej ucha.
Dziewczyna stała jak słup nie mogąc zdobyć się na żaden gest, ani słowa. Jednak łzy zwyczajnie zaszkliły jej oczy.
Nie rozumiała tak wielu rzeczy, a on niczego nie wyjaśniał. W połowie drogi do tego miejsca, przyłapała go na tym, że ją śledził, ale jedyne co jej odpowiedział to :
„ Czy mogłabyś mi pomóc się tam dostać, bez niczyjej wiedzy?”
Tym bardziej dziwna była dla niej myśl, że nie zareagowała odpowiednio do niebywałej sytuacji. Powinna była wtedy krzyczeć, bić go, ale jedynie podbiegła do niego przewracając oboje na ziemię. Wyjaśniała sobie, że to było normalne, w końcu był państwem, ale czym był teraz…?
- D- dlaczego się trzęsiesz…? – wydusiła z siebie słowa, nie rozumiejąc, czemu jego dłonie obejmujące ją, drżą. Słysząc jej głos ocknął się, wzdychając głośno.
- Czy ten kretyn jest poza tym miejscem? – zapytał, a jego oddech muskał ją delikatnie po szyi udowadniając, że ten żyje i oddycha.
Jedyną osobą, jaką zaczęła miewać w myślach zaczął być Polska. Kiedyś była do tego przyzwyczajona, ale wspomnienia raczej ukuły ją jeszcze bardziej w serce.
- Przestań tak o nim mówić - nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją to uderzyło - Polska jest u siebie, nie wybudza się od jakiegoś czasu…
 Była na siebie zła, „ co Austria by na to powiedział…” Po chwili zreflektowała się. On nie ma z tym przecież nic wspólnego…
Nagle przez ciało chłopaka przeszedł gorszy dreszcz, a z jego ust wywarł się jęk. Węgry chciała go od siebie odsunąć, ale na próżno, nie miał zamiaru od niej odchodzić.
- Co się dzieje!? – krzyknęła szarpiąc się z nim, aby uwolnić z silnego uścisku i na niego spojrzeć.
- Ufasz mi?
Zatkało ją, akurat w takim momencie pyta się o coś takiego.
- Oczywiście, że nie ty idioto! – syknęła, próbując przekonująco skłamać.
Zbliżył usta do jej policzka całując je lekko.
- To dobrze – powiedział, uderzając dziewczynę silnym ciosem w brzuch. Jedyne, co zdążył zobaczyć, to jej zszokowane spojrzenie i lekko otwarte usta, nie mogące wydusić słowa. Opadła na jego wyciągniętą rękę, której dłoń zamknięta była w pięści.
Przywarł do niej biorąc ją na ręce, wydawała mu się niewiarygodnie lekka. Położył ją na łóżku, uważając na każdy ruch. Zaczynała boleć go głowa, skrzywił się nieznacznie, przeklinając brak czasu.
- Muszę się pospieszyć... – powiedział, otwierając okno na oścież. Była piękna letnia noc. Ulżyło mu w duchu, że to nie śnieg pokrył ziemię tylko właśnie zielona trawa.
Wtedy byłoby dla niej zbyt zimno.
Podbiegł do biurka Węgier i wyciągnął z szuflady kartę i długopis. Starał się przypomnieć sobie to obrzydliwe pismo i alfabet, ale po tylu latach wymaganie czegoś takiego było dla niego cholernie ciężkie. Szczególnie, dlatego, że był to alfabet jego najgorszego wroga.
Pod koniec ostatniego zdania, zawahał się. Czy miał się podpisać? - przeszło mu przez myśl.
Prychnął pod nosem biorąc w garść kartkę i podszedł do leżącej dziewczyny. Przyglądał się jej przez chwilę, po czym sięgnął po kwiatka w wazonie, który leżał na półce nocnej. Oparł czoło o jej głowę i delikatnie wsunął roślinę za jej ucho.



- Jak za dawnych lat…głupi. – spojrzał na nią marszcząc czoło. „ Jak mogła myśleć, że jest facetem, co za idiotka …”
Wziął ją na ręce i podszedł do otwartego okna. Jego szczęście, że mieszkała na pierwszym piętrze. Wyskoczył z niego szybko, biegnąc w kierunku lasu. Musiał być jak najdalej od tego dworku.
 W końcu znalazł odpowiednie miejsce, było tuż obok „Tej Właściwej” ścieżki, prowadzącej tylko do niego. Położył ją obok wysokiego drzewa, a kartkę trzymaną w dłoni włożył do jej własnych. Z nadzieją w sercu, spojrzał jeszcze za siebie, na ciemną piaszczysta drogę, kierującą się na północ. Tam, gdzie i on niegdyś mieszkał i bawił się w swoje wojny.
- Rusz dupe Polen…jeśli chcesz mieć jakieś szanse- westchnął niechętnie, marszcząc brwi.
Nagle, usłyszał cichy jęk, za plecami.
- Prusy…
Spojrzał na nią jak oparzony, ale ulżyło mu widząc, że dziewczyna ciągle śpi. Coś przebijało jego serce, wraz z każdą myślą o dziewczynie i opuszczeniu jej. Brązowe kosmyki falowały swobodnie, ukrywając jej bladą twarz. Jeden z nich zatrzymał się na jej ustach. Prusak, zarumienił się lekko, odwracając wzrok. Czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma, a wiedział, że nie mógł zwyczajnie odejść i zabrać ją ze sobą. Uśmiechnął się pod nosem i pobiegł do dworku, w którym jak przeczuwał dopadnie go w końcu to, co powinno lata temu. Chwilę później, wszystkie okna pękły z ostrym trzaskiem, rozsypując się nad jego głową. Spojrzał do góry, widząc jak niesamowita ilość kawałków błyszczy w świetle błękitnego księżyca. Wraz z ich błyskiem odbijającym się w jego oczach, naszła na nie mgła, a po niej, czarna nicość.

****


Dziwne, całe moje ciało było skamieniałe. Ledwo mogłem poruszać palcami u rąk. Były strasznie ciężkie. Spróbowałem poruszyć resztą ciała skupiając się na nogach. Chciałem wstać i jak najszybciej zobaczyć, co się dzieje. Cisza była przytłaczająca, i ten spokój, zupełnie jakbym był w bezpiecznym miejscu. Z dala od śmierci i strachu. Rytm wyznaczał mi zegar, który wisiał na ścianie obok. Wskazówka, co chwilę przemieszczała się leniwie, naginając tym samym moją cierpliwość.
Chciałem otworzyć oczy. Nie wiem, ile każda czynność mi zajmowała, jak dla mnie to była wieczność.
- Bałt-yk - powiedziałem, czując jak to słowo wyżerało mi suche gardło. Od jak dawna leżałem? Co się dzieje?
W jednej chwili wszystko do mnie dotarło. Każda chwila, którą widziałem, ból, który na nowo czułem, to nie działo się teraz… to była moja przeszłość… fragmenty z dziwną dziewczyną, którą spotkałem w dzieciństwie… to była ona.
Sam nie wiedziałem, czy to radość sprawiała, że każdy ruch był łatwiejszy, czy też natychmiastowy smutek, po tym wszystkim, co musiałem oglądać.
Otworzyłem oczy. Ciemne drewno nad moją głową to przecież baldachim mojego łóżka. Mój pokój, mój dom.
Czułem się o niebo lepiej niż kiedyś, jak i na wojnie światowej. Przecież wygrałem… moje ciało urosło w siłę tak jak mój dom. Uśmiechnąłem się czując ulgę. Teraz wszystko powinno być dobrze, żadnych wojen, walk, ani bycia ciągłym skrawkiem terenu, które można w każdej chwili podbić.
Byłem wolny.
Odkryłem kołdrę i spróbowałem ustać na nogach. Dla normalnego człowieka, byłoby to nie możliwe po takim czasie. Jednak ja czułem, że znowu jestem tym, kim byłem za swoich wielkich czasów. Przeciągnąłem się, starając się poczuć każdy mięsień.
- To ciało jest zdecydowanie lepsze - powiedziałem nie kryjąc szczęścia, w szczerym uśmiechu, który pojawił się mimowolne. Po chwili spojrzałem na drugą stronę łóżka. Lustro, które stało obok, pokazywało mężczyznę. Z całą pewnością znowu się zmieniłem… Dlaczego, co każdą bitwę muszę się zmieniać, w moim przypadku i sytuacji, dojdę do starości za jakieś tysiąc lat…
Pochyliłem się do komódki, na której leżał biały przedmiot. Kartka papieru, na której od razu rozpoznałem pieczęć węgierką. Wziąłem ją do ręki, oglądając zawartość. List był naprawdę długi. Widać, nie szczędziła sobie szczegółów. Wraz z każdym słowem docierało do mnie coraz to więcej.
- Rosja, ty … - nie potrafiłbym znaleźć odpowiedniego słowa nawet na łożu śmierci. Zacisnąłem dłoń w pięść, próbując opanować gniew.
Dopadł mnie mimo wszystko. Komunizm, ta cholerna nieznająca litości polityka, trafiła tutaj. Nie miałem jednak czasu by się zastanawiać nad tym, co w związku z tym, bo dalsze informacje były równie ważne. Węgierka ma taką samą sytuacje, co ja, jak i pewnie większość z nas. Rosja nie daruje chyba nikomu.
W liście pojawił się odstęp, był o tyle znaczący, bo Węgry skupiła się teraz na… Sorze… Sora, zaczynało mi coś świtać…, jednak dalej czytałem list, nie mogąc oderwać się od jego zawartości. Mieszkała z Francją, tam ją zostawiłem, ale uciekła, za pomocą Szwajcarii, co jest ściśle tajne i mam się nie wygadać… dlaczego akurat Szwajcaria? W sumie lubię go, ale zaczęło mi to dziwnie przeszkadzać.
Później przedostała się tutaj, już wtedy byłem raczej nie osiągalny, totalnie przespałem tyle ważnych rzeczy… Węgry, Szwajcaria… Tutaj nie mogłem uwierzyć … - Litwa i Ukraina, a ta, czego tutaj?! I on też!? Ah, rozumiem, psi szpiedzy Rosji, wiele by to wyjaśniało. Szczególnie, mleko obok półki… nie nawiedziłem tej białej trucizny. W powietrzu unosiły się jej perfumy… była w tym pokoju? Zrobiło mi się niedobrze, wątpię by kiedykolwiek nasze stosunki miałyby się polepszyć.
 Pilnowali moich papierów i innych dokumentów, podczas mojej niedyspozycji. Napisała również, że Sora także tu była i opiekowali się nią. Jestem ich wielkim dłużnikiem, a znając Szwajcara to gdzieś zostawił rachunek za swoje usługi.
Rozejrzałem się po pokoju, ciekawy tego faktu, jednak wszystko było na swoim porządku, niczego nie zostawił. W końcowym akcie listu napisała:
"Konferencja, w związku w Sorą, Francja ją zwołał, więc nikt nie bierze tego na poważnie, jednak dotyczy to również wszystkich państw, i odszkodowań za wojnę, adres na odwrocie.
Podszedłem do szuflady i wyciągnąłem z niej zdjęcie, które nadpalone, wciąż pokazywało mnie i Litwę bawiących się, jako dzieci. Jak dawno to było?
 Musiałem wtedy Ją znać… dlaczego tylko o niej zapomniałem, nie mogła mi usunąć pamięci, bo … umarła pierwsza.

Osunąłem się na ziemię. Ból i współczucie takiego losu biło się we mnie, to nie była jej wojna. Zginęła na próżno, mimo to byłem jej dozgonnie wdzięczny za dotrzymanie mi towarzystwa. Chyba nazywa się to przywiązaniem. Im więcej o niej teraz myślałem tym więcej, myśli kłębiło mi się po głowie.
Jest na konferencji, to oznaczało jedno, w sumie nie trudno było się teraz wszystkiego domyślić… odpowiedź była taka prosta.
Sora, znaczy niebo, a za tamtych czasów, ona była moim. Zawsze otaczającym mnie, troską i odwiecznym bacznym wzrokiem, oddalającym mnie od niebezpieczeństw.
Teraz moja kolej.

*



 Ciągnący się las, otaczający ogromną willę, przysłonięty był teraz cieniem. Światła nie paliły się w żadnym z pokoi, budynek wtapiał się w otaczającą go ciemność. Wiatr błąkał się po pustych korytarzach, przez wybite okna. Szkło, połyskiwało pod wodzą świetlistego cienia księżyca, który jako jedyny, tlił się na niebie. Nie słychać było nikogo.
Na wszystkich piętrach panowała bezduszna cisza, przyprawiająca poczucie strachu.
Ciała niektórych z nich, leżały na ziemi a ich otwarte oczy, były puste, bez żadnych reakcji. Oni również, nie przypominali już dawnych siebie. Ich twarze były pełne osłupienia, mieszanego ze strachem. Żadne z nich, nie mogło się ruszyć, ani widzieć tego, co powinni. Ich oczy, choć otwarte błądziły w krainie, snu, która kontrolowana, sprawiała im ból, samymi wizjami najgorszych koszmarów.
W największym pomieszczeniu przypominającym sale balową, ustawiony był stół, a wokół niego wiele, wystawnych krzeseł, których objętość mogłaby się równać z tronem.
Na środku stołu, jeden z nich ułożony był w kierunku drzwi, na jego ramie widniały ślady typowych wzorów dla danego państwa.
Wielki wyrzeźbiony orzeł, oplatał skrzydłami oparcie kończąc końcami piór na podłokietnikach. Wyglądał nie pozornie, jednak ptak stwarzał wrażanie, pewnego i silnego, chroniącego siedzącą na nim osobę.
Wokół siedziska, znajdowały się trzy postacie, równie pochłonięte w śnie, jak inni. Oczy pozostawione w tępej pustce, nie reagowały na najmniejszy ruch.
 Wysoki brunet, z zawieszoną ku dołowi głową, z lekko otwartymi ustami, siedział obok, postaci siedzącej na "tronie". Jej ręka bawiła się prze chwilę jego włosami, po czym znudzona, opuściła ją.
Po drugiej stronie oparcia siedziała postać, o włosach podobnych do siwizny z popielatymi kosmykami. Jego twarz również nie wyrażała niczego, jednak ból w jego krwistych oczach widoczny był nader dobrze. Jego dłonie, trzęsły się, co jakąś chwilę, jakby starał się bronić przed otaczającym go niebezpieczeństwem. Palce, miał brudne od szybkiego pisania, ślady pióra odbiły się na jego skórze.
Na środku zaś, tuż przy jej długich nogach siedział mężczyzna o potężnej budowie, widoczne było, że siłą nie dorównywał mu nikt w tej sali. Pod grubym płaszczem, i szalikiem, kryły się mięśnie i szramy. Przesunęła stopą jego twarz w kierunku jej oczu. Na jej twarzy zagościł szelmowski uśmieszek, widać było, że sprawia jej to niesamowitą radość. Na sali znajdowali się też inni, co ważniejsi względem potęgi i wpływów. Każdy jak nieżywy, leżał w bezruchu.
Długie włosy o odcieniu miodu, kołysały się lekko pod wodzą wiatru, opadając na stół. Mundur, który poprzednio nosiła, leżał złożony obok, zaś zwiewna sukienka, której materiał lżejszy był od jej włosów, podkreślał jej piękne ciało. Granat sukni dziewczyny, przyjmował światło księżyca, jakby koncentrował się tylko na niej.
Patrzyła się na wejście, czekając na kolejny ruch, jaki miał nastąpić. Bawiąc się leniwie na nowo włosami szatyna, nuciła melodię, nie przestając wpatrywać się na wejście.
*

Pogłaskałem go po długiej białej szyi, która, połyskiwała w świetle księżyca. Puściłem wodze, zatrzymując się na chwilę. Podróż była naprawdę męcząca.
- Mam nadzieje, że się nie zgubimy - westchnąłem, rozglądając się po okolicy.
Feniks, nie miał takich problemów, z reguły był leniwy i czekał na to, co postanowię. Pochylił się, zjadając ździebła trawy. Widać na długo mu nie wystarczyły, bo po chwili ruszył kopytami naprzód skubając coraz to nowe chwasty.
- Nie zapędzaj się, nie wiem, czy to gdzieś tutaj - powiedziałem do niego, widząc jak specjalnie pokazuje swoje małe zainteresowanie moją osobą. Spojrzałem na niego wilkiem - Drań…
Nagle zarżał głośno, stając dęba przed jednym z drzew. Podbiegłem do niego jak najszybciej, chwytając za wodze. Wystraszył się czegoś? Albo kogoś…
Wszędzie bym poznał te długie brązowe włosy i różową spinkę wpiętą do nich. Szatynka oparta drzewo, spała niewinnie, oddychając powoli. Dlaczego była tutaj?
- Węgry… - kucnąłem obok niej przyglądając się jej twarzy z bliska, wyglądało, że wszystko w porządku.
Po chwili coś przykuło moją uwagę. W jej dłoni było coś zawinięte. Spojrzałem na nią upewniając się, że śpi. Feniks wyglądał zza mojego ramienia, chyba również go to ciekawiło.
 Chwyciłem jej dłoń, rozwierając jej palce. Świstkiem była kartka, na której było coś napisane… przecież to moje litery!...,co za ohydny styl pisania, a te błędy ortograficzne!... co to za geniusz pisał? - zniesmaczyłem się - … powinien czuć się urażony? Czy też być bardziej wyrozumiały? czysta ambiwalencja uczuć. Czując, że dalsze rozmyślania, sprowadzają się do niczego rozwinąłem ją, czytając.
            " Mam gdzieś, co teraz myślisz, ale na tyle beznadziejny nie jesteś by nie zrozumieć, co się teraz dzieje w tym budynku. Zostaw Węgry, nie zabieraj jej do środka. Nigdy bym nie przypuszczał, że to przeżyjesz, ale jest ktoś jeszcze, komu się to udało. Pamiętam ją na tyle dobrze, by nie zapomnieć jej twarzy. Dla swojego zasranego dobra, zabierz ją stamtąd zanim każdy zasmakuje jej talentu… chyba, że chcesz zobaczyć dziurę w jej głowie razy dwieście.
                                                                                                          P.
P? … P. Szczerze nikt nie przychodził mi do głowy, zresztą ten wulgarny sposób wyrażania myśli, nie był podobny do nikogo, z państw, których znałem.
Spojrzałem na Węgierkę, dlaczego ktoś wyniósł ją poza budynek? I to akurat Węgierkę. Próbując opanować zdziwienie, spróbowałem pomyśleć o kimś zdolnym do tego typu zachowań. W głowie pojawiła mi się twarz Austrii. Ten, to by sobie rączek nie brudził by ją tu wynieść, więc definitywnie odpada.
Sposób pisania i ta forma nie należały na pewno do państw zachodnich. Jedno było pewne, to musiało być państwo. Skąd inaczej znałoby położenie tego miejsca?  Cóż byłem mu wdzięczny, wiedziałem, na czym stałem: na pograniczu z beznadziejnie, bolesno- straszną śmiercią.
 Po zastanowieniu się mało, co mnie to ruszało, w końcu, który to już raz ktoś mi nią grozi? Bądź zwyczajnie atakuje. Chyba miałem coś z masochisty, ciągle się w coś pakowałem.
Obróciłem się gwałtownie do konia. Mój wyraz twarzy z pewnością był teraz nieziemsko poważny.
- Feniks- zacząłem - Musimy wejść do środka, i zabrać stamtąd naszego starego przyjaciela…. możliwe, że może nas zabić i nas nie pamiętać, albo zawładnąć nami w jakiś dziwny sposób, ale nie przejmujmy się tym, bo najważniejsze, że mamy sie…(bie) - wraz z każdym słowem, mojej totalnej przemowy, mój godny zaufania przyjaciel cofał się nie znacznie - Ej!!! Wracaj tu!
Podszedłem do niego chwytając za wodze. Zmierzyłem go wzorkiem nienawiści. Jego odpowiedz była równie prostolinijna, bo po chwili czułem jak jego kopyto wbija mi się w but.
Czyjś pomruk wyrwał mnie z uwagi na Feniksie. Odwróciłem się do Węgierki, która zacisnęła dłonie w pięści, a usta zawarły w smutnym wyrazie.
Poczułem się jakby ktoś strzelił mi z łuku prosto w serce. Nawet Ameryka wziąłby te minę na poważnie, Węgry zwyczajnie nigdy takiej nie robiła. Pociągnęła nosem, a na jej policzku pojawiła się mała łza.
- W-węgry? -  nie wiedząc, za co się zabrać, wyciągnąłem chusteczkę wycierając mokry ślad - To takie nie w twoim stylu… - westchnąłem.
Nagle po mojej głowie odbiło się jedno wspomnienie. Spojrzałem na wypukłość w mundurze Węgier (sytuacja, w której ją widział, przed śmiercią). Dosłownie w kilka sekund później czułem jak rozpalają mnie policzki. Wstałem szybko, i ruszyłem w kierunku, z którego ciągnęły się ślady butów, osoby, która pozostawiła list.
- Tego to ja się chciałbym pozbyć z pamięci- jęknąłem, próbując się opanować. Węgry była moim kumplem od prawie tysiąca lat, myśl, że mógłbym ją traktować inaczej była minimalnie odrzucająca, robiła za chłopaka przez tyle czasu.
Nie wiedziałem, czemu byłem tak spokojny, mimo wszystko nie bałem się wejść do środka. Mógłbym się nawet uśmiechać i tam wbiec, przeszukując wszystkie pokoje. Narastała we mnie ekscytacja. Spotkać ją znowu po tak długim czasie, czy dalej wygląda jak Sora? A jej charakter?  Im dłużej nad tym rozmyślałem, tym mniej uwagi skupiałem na otoczeniu.
Po chwili wpadłem na coś gładkiego i twardego. Oprzytomniałem, patrząc pod nogi.
Przez to wszystko o mało, co bym nie wpadł w drzewo. Na szczęście Feniks stanął pomiędzy nami zanim, jak ostatni idiota, wpadłbym w biedne drzewko.
Jednak za nim zobaczyłem to a co tak czekałem. Wielki i wzniosły budynek rozciągał się, przysłaniając niebo.
 W tej części było chyba lato, to wytłumaczyłoby położenie tutaj Węgierki. Po swojej lewej czułem zdecydowanie silniejsze podmuchy wiatru, od tamtej strony czułem chłód. Tam musi panować zima. Ruszyłem dalej, a Feniks zaraz za mną, trącając czasem dla zaczepki moje ramię.
W końcu dotarłem do kamiennych schodków, z pozłacanymi poręczami. Drzwi były uchylone, kołysząc się wedle wodzy wiatru. Zmroziło mnie na sam widok. Nie był zbyt zachęcający.
            Od środka biła ciemność nawet większa niż ta na podwórzu. Na zewnątrz bynajmniej świecił księżyc. Otworzyłem drzwi na oścież, przyglądając się długiemu korytarzowi. Nikogo nie widziałem, cisza była przytłaczająca.
Weszliśmy do środka, rozglądając się na boki. Nigdy nie miałem wielkiego szczęścia, więc żeby sobie teraz pomóc wziąłem ze sobą konia, którego kopyta stukały o posadzkę, w iście podnoszącym na duchu dźwięku. Dlaczego ja nigdy nie mogę myśleć o wszystkim? Czułem się jeszcze gorzej, jak przed samym wejściem tutaj.
- Ał! - syknąłem, patrząc na ziemię. Teraz dopiero dostrzegłem, ile odłamków szkła leży na ziemi. Okna były zupełnie rozbite. Wyciągnąłem rękę w bok zatrzymując tym samym konia.
Oparłem się o niego wyciągając ze stopy kawałek szkła, długości palca wskazującego. Skrzywiłem się z bólu, odrzucając odłamek. Widząc, że ta droga będzie się jeszcze ciągnąc przez kilka metrów, chwyciłem wodze Feniksa, trzymając go za sobą. Ruszyłem do przodu, odsuwając butem, co większe kawałki.
- Mam nadzieje, że nie zrobiła niczego głupiego… - próbowałem się przekonywać do tej myśli przez kilka minut, ale widząc, co zrobiła z tym budynkiem zaczynałem tracić nadzieje.
Nagle zobaczyłem czyjeś ciało na podłodze. Widząc je, chciałem jak najszybciej się do niego dostać. Już nawet nie zwracałem uwagi na szkło, Feniks i tak sam sobie nieźle radził. Za to ślady czerwonych plam, zostawały za każdym moim krokiem.
Ukląkłem obok osoby o bujnej czuprynie. Jednak, gdy, podniosłem jego głowę, poczułem między palcami ciepłą ciecz. Spadł prosto na szkło, na pewno ma wiele ran.
- Szwajcario! - krzyknąłem uderzając go w twarz. Jednak pożałowałem tego po chwili. Jego odsunięta grzywka, ukazała parę zielonych oczu spowitych dziwną mgłą. Odsunąłem się od niego, przerażony jego wyglądem. Był jak opętany. Usta miał na w półotwarte, patrząc się w niewidzialny punkt.
Musiałem przyznać, że moja radość zaczynała przeradzać się w ostrożność. To była jej sprawka, czyli zrobiła to każdemu. Ten, kto wyniósł stąd Węgry musiał wiedzieć, co się stanie…
- Li…chte…n - wyszeptał po chwili, krzywiąc się w taki sposób jakby, ból był nie do wytrzymania. Dosyć, musiałem go z tego wybudzić. Wyjąłem nóż z kieszeni w siodle, kierując jego ostrze na dłoń Szwajcara.
Jego krew spływała szybko miedzy palcami. Mimo tego, dalej się nie wybudzał.
- Szwajcario, do cholery! - uderzyłem go w twarz, z całej siły. Nie wykazywał żadnej reakcji. Czy mogłem go w ogóle z tego wybudzić? Wszyscy byli pod jej zupełną łaską.
 Nie wiedziałem, na co właśnie każe mu patrzeć, ale nie było w żaden sposób przyjemne. Pocił się a jego dłonie poruszały się w dziwnych drgawkach. Myślałem, że ból z tej rzeczywistości go obudzi. Nagle zamknął oczy, po czym otworzył je powoli. Znikła dziwna mgła z jego zieleni.
- Lichten-stein - powiedział szybko, ledwo łapiąc oddech. Przez chwilę jakby w ogóle mnie nie dostrzegał, ale po kilku nierównych oddechach, spojrzał na mnie - Polska…?
Osłupienie na mojej twarzy było ogromne, otworzyłem szeroko oczy, widząc jak po policzku Szwajcara spływa pojedyncza łza. Był w takim wstrząsie, że nie potrafił jeszcze do końca zrozumieć, co się dzieje.
- Teraz ty… ? - powiedział po chwili, a jego wzrok błądził po mnie, nieprzerwanie - Co ciebie zabije..?! - krzyknął, chwytając za mój kołnierz, przyciągając mnie do siebie - Co…
Opuścił głowę na mój bark, szlochając cicho. Ten smutek, który od niego bił, przelewał się na mnie. Przywarłem go do siebie nie puszczając.
- To prawdziwy ja, a ty już nie śnisz - powiedziałem, starając się opanować głos.
- Tego za cholerę nie można nazwać snem!
Puściłem go, opierając o ścianę. Siedziałem obok niego jeszcze kilka minut. Feniks położył się obok mnie, co jakiś czas potrząsając łbem. Szwajcaria, był już sobą, ale wolałem go nie atakować pytaniami, gdy ten widocznie ledwo, co, potrafił, się uspokoić. W końcu, spojrzał na mnie, swoim surowym spojrzeniem, widząc je ulżyło mi. Dawno go już nie widziałem.
- Jeśli to wszystko z twojej winy… - syknął, ale po chwili opanował ton, mieszając się - Dziękuję.
Uśmiechnąłem się słabo. Wyjmując z kieszeni, małą kartkę.
- Znalazłem go przed wyjściem z domu - pokazałem mu rachunek, który mi zostawił - Możesz zwiększyć sumę, bo to jest moja wina.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale gdy tylko wziął ode mnie rachunek przerwał go na pół. Dwa odłamki upadły na podłogę. Spojrzałem na niego wstrząśnięty.
- Niweluje go, jeśli, zaraz pójdziemy po Lichtenstein, i wyjdziemy z tego cholernego więzienia.
Szukanie dziewczyny mogło zając wiele czasu, szczególnie, że droga była strasznie ciemna i nie miałem zielnego pojęcia gdzie jest. Nagle Szwajcaria wstał chwiejnie patrząc się na korytarz.
- Ktoś tu idzie.
Słysząc to, spojrzałem na ciemny tunel, czekając na to, kto zaraz się ujawni. Dopiero po chwili byłem zdolny usłyszeć czyjeś kroki. Oboje przygotowaliśmy się w razie potrzeby do ataku. Jednak, Szwajcar opanował się nagle, idąc w kierunku postaci przed nami.
- Co ty robisz, wracaj! - krzyknąłem, ale zupełnie mnie zignorował.
Z cienia wyłoniła się drobna postać blondynki o szmaragdowych oczach. Wyprostowałem się, nie rozumiejąc tego, co się teraz działo. Szła chwiejnie, zupełnie jak marionetka, kiwając się na różne strony.        
Dlaczego to zrobiła…? Właśnie Lichtenstein, o którą pytał się Szwajcaria idzie prosto na nas, zupełnie odłączona od zmysłów. Zmarszczyłem brwi, uświadamiając sobie jeden fakt.
- Słyszy nas… - powiedziałem cicho. Rozejrzałem się dookoła, szukając czegoś, co pozwoliłoby mi stwierdzić ten fakt, ale niczego nie mogłem dostrzec.
Żołnierz, zatrzymał idącą w amoku dziewczynę, biorąc ją na ręce. Próbował do niej mówić, ale reagowała również tak samo jak on, gdy ja mówiłem do niego. Odwrócił się do mnie.
- Jak ją wybudzić? - powiedział stanowczo, dając mi do zrozumienia, że muszę znać odpowiedź.
Przez to, co robiła Sora czułem się winny wobec swoich przyjaciół. Zagwizdałem krótko. Feniks podniósł się z ziemi podchodząc do mnie. Chwyciłem jego wodze, podchodząc do Szwajcara.
- Połóż ją na nim, nie spadnie. Wyjdziecie stąd, jak najszybciej - włożyłem nóż do jego kieszeni, podając też wodze - Ja muszę znaleźć pewną osobę, spróbuj zadać jej inną ranę i wołać do niej. Po tym cię uderzyłem, ale może znajdziesz inny sposób…
Czułem się przytłoczony odpowiedzialnością, jaką muszę na siebie wziąć za to, co się stało. Wyminąłem go i ruszyłem dalej, słysząc tylko jak kopyta mojego przyjaciela oddalają się coraz to bardziej.
Nie zdawałem sobie sprawy tego, że może nie być tą samą osobą, co kiedyś; wrażliwą i opanowaną. Teraz wyglądało to tak, jakby chciała każdemu zadawać ból.
 Trafiała w ich najsłabsze punkty. Wiedziałem od dawna, że tym Szwajcarii jest właśnie Lichtenstein. Co ona mu pokazała? Jej śmierć…? W takim razie ona widzi dokładnie to samo z drugiej strony.
Nie zwracałem uwagi, na jakieś milion kawałków szkła w moich butach. Mijałem jeszcze kilku z nas, ale nie pomogłem im, co by to dało, skoro znajdując ją mogłem powstrzymać to szaleństwo.


Deszcz pada na moje policzki
Czuć słaby zapach łez
Ciepłe spojrzenia, na twarzach podróżników

Muzyka z naszego dzieciństwa
Słabe echa w tle
wspomnienia, które beznadziejnie chciałam pamiętać wędrowały bez celu

Odleciałam ze snu
na drobnych skrzydłach
do miejsca, w którym wspomnienia nie znikają
nasze głosy unoszą się
nad odległymi oceanami i niebem 

W ciemnościach nocy
rozświetla mnie ciepłe spojrzenie na twojej twarzy
chce cię w końcu zobaczyć...


Śpiew, unosił się wręcz w powietrzu, czułem, że był inny od tych, które słuchałem w przeszłości. Przez to, co teraz śpiewała, nie uchodziło nic poza żalem.
- Gdzie jesteś? - zapytałem ciekawy jej reakcji.
Chwile później, przed moimi oczami ukazała się święcąca granatowa linia. Kierowała się wzdłuż korytarza, kończąc się na ogromnych drzwiach, do środka sali konferencyjnej. Dlaczego akurat tam?
Ruszyłem do przodu, idąc wedle narysowanej dla mnie lini. Gdy byłem już przy samych drzwiach, zauważyłem znaną mi osobę, a więc co silniejszych trzymała przy sobie - pomyślałem.
Ameryka otwierał mi właśnie drzwi do środka, ukazując mroczny widok wewnątrz sali. To, co dało się widzieć, jako pierwsze był mój "tron" stojący na długim stole i wiele ciał na podłodze.
Trzy z nich wyróżniały się znacząco. Bowiem były bezwładnie oparte o mój tron.
- Austria, Rosja…? - powiedziałem, ledwo dobierając słowa. Teraz rozumiałem. Ona chce zemścić się za to, co działo się sto lat temu… za jej śmierć.
Podszedłem bliżej, bo nie mogłem rozpoznać trzeciej postaci. Drzwi za mną zamknęły się głośno, odwróciłem się w ich kierunku. Wysoki pokaźnie zbudowany blondyn, opierał się o nie. Chwile później, Ameryka zsunął się na ziemię bezwładnie.
 Idąc dalej, omijałem Anglię, Francję, Chiny, Hiszpanie i Niemca…
Każde z nich leżało tak samo jak reszta. Więc jednak, nie pozwoliła nikomu uniknąć tego, co zamierzała zrobić zaborcom. Gdy byłem już przy samej krawędzi stołu, mogłem zobaczyć twarz trzeciego z nich.
- Ni- niemożliwe… - otworzyłem szeroko oczy, nie wierząc w to, co widzę. Siwe włosy, tylko on może takie mieć… to przecież -
- Prusy - dokończyła za mnie.
Natychmiast spojrzałem, w miejsce skąd dochodził dźwięk jej głosu. Oparta była o oparcie fotela, trzymając głowę na jego ramie.
Byłem tak wstrząśnięty, że nie wiedziałem, co myśleć. Co zrobić? Przytulić ją? Złościć się? Sprawdzić, czy mówi prawdę, że to właśnie on? Nie miałem pojęcia.
- Zmieniłeś się - spojrzała na mnie melancholijnym wzrokiem. Mogłem zobaczyć tylko jedno jej oko, które iskrzyło się żywą czerwienią, były zupełnie inne od tych, które pamiętałem. I ten dystans, który nas dzielił, dla mnie przypominało to przepaść. Nie mówiła nic więcej, chyba czekała na to, co sam powiem.
- Ty również, się zmieniłaś - powiedziałem ledwo dobierając słowa.
Chyba nie na to czekała, bo na jej czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Spojrzała w bok, prostując się. Odeszła od fotela, zamykając na chwilę oczy. Nie rozumiałem, czemu, ale nie musiałem czekać na kolejny ruch. Prusy wstał chwiejnie idąc tuż za nią, był kompletnie wyłączony ze świadomości.
Byłem opanowany, mimo to. Szczerze, nie czułem szczególnej ochoty zajmować się teraz nim. Najbardziej zależało mi na niej. To, co robiła mogło przynieś niewyobrażalnie złe konsekwencje. A ja nie mógłbym nic wtedy zrobić, moja polityka nie jest w ogóle brana pod uwagę.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytałem podchodząc do niej.
Po chwili ktoś odetchnął ciężko. Włochy ocknął się na chwile ze snu, wstając. Zatrzymałem się, widząc jak ten podsuwa jej swoje krzesło, aby mogła zejść z wystawnego stołu, Prusak bezszelestnie szedł wciąż za nią.
Nie mogłem oderwać od niej oczu, była taka… władcza. Widać ma teraz państwa za niepotrzebny byt.
- Wiesz, czemu - stanęła naprzeciw mnie. Była niesamowicie piękna, już nie przypominała niezdecydowanej dziewczyny, o radosnym spojrzeniu, teraz była kobietą, która, nie mogła znieść tego, co ją spotkało, tak bynajmniej widziałem to ja.
- Zabicie ich nic nie da, a cała reszta nie była w to wmieszana - powiedziałem patrząc na Anglika leżącego obok - Jak mogłaś zrobić coś takiego Szwajcarii, czy Liechtenstein? Pomagali ci tyle razy - spojrzałem na nią pełen złości, zaciskając dłonie w pięści.
Cofnęła się o krok do tyłu. Spojrzała na swoje dłonie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Nie chciałam tego… - odwróciła po chwili wzrok - Wiesz, że nie potrafię kontrolować tego tak jakbym chciała… tak jak kiedyś.
Odwróciła się ode mnie podchodząc do okna. Dopiero teraz zorientowałem się, że jest pełnia. Oświetlał ją księżyc, miałem wrażenie, że świeci tylko na nią.
Nie mogłem być ze sobą szczery od samego początku. Przecież powinien, kombinować, wyciągnąć ją stąd i uwolnić innych, ale nie wiedziałem czemu to wszystko odchodziło na drugi plan. Moje oczy jak zahipnotyzowane odprowadzały ją chłonąc niesamowity widok. Dopiero teraz chyba rozumiałem, na czym polegała różnica między kobietą, a dziewczyną, była przytłaczająca. Długie nogi, i piękna postawa, otulona jej złotymi kosmykami, na dodatek musiała stanąć w miejscu gdzie promień księżyca był najbardziej wyrazisty. Czułem jak miękną mi nogi... Ledwo co potrafiłem się do niej odezwać w karcącym tonie. Tak naprawdę nie czułem, aż takiej złości jak na początku.
- Dalej kochasz grę na pianinie, prawda? - zapytała po chwili, kładąc palce na klawiszach czarnego, hebanowego pianina. Nie wiedziałem, że w tej sali w ogóle jakiś był.
Usiadła przed nim, kładąc powoli dłonie na białych przyciskach.



Wypowiedz moje imię, a będę wiedziała, że wróciłeś
Znów na chwilkę tu jesteś
Och... Pozwól abyśmy podzielili się wspomnieniami
Którymi jedynie my możemy się dzielić

Opowiedz mi o
Dniach zanim się narodziłam
Jacy byliśmy jako dzieci

Dotykasz mej dłoni
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być

Wdychamy powietrze, czy pamiętasz
Jak zwykłeś dotykać mych włosów?
Nie zdajesz sobie sprawy, że wciąż trzymam Twoją dłoń
Po prostu nie wiesz, że jestem przy Tobie

To tak mnie rani
Teraz modlę się, byś wkrótce został uwolniony
Do miejsca, gdzie należysz

Dotykasz mej dłoni
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być

Wypowiedz me imię, proszę, pamiętaj kim jestem
Odkryjesz mnie we wczorajszym świecie
Znów odpływasz, tak daleko ode mnie
Kiedy pytasz się mnie kim jestem  (odniosłabym się do momentu,  z początkowych rozdziałów :))

Wypowiedz moje imię
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być

Wypowiedz me imię

Skuliła się, obejmując swoje ramiona. Wyglądała naprawdę niepozornie. Poszedłem do niej, kładąc dłoń na jej włosach. Poczułem jak wzdryga się pod moim dotykiem.
- Myślisz, że dalej nie wiem, kim jesteś? - powiedziałem opierając głowę o jej ramię - Bałtyku…
 - Nie wiedziałam, że jak się obudzę, nie będę mogła być dawną sobą… moje gorsze instynkty zdały się ukryć na długi czas… - obróciła się przodem do mnie. Czułem jej oddech na skórze, przyjemne uczucie.
Jej oczy przeszyły mnie. Stanęła na palcach, obejmując moją twarz w dłoniach. Nie mogłem ukrywać, że pożądałem jej czerwonych ust, równie mocno jak ona moich. Pocałowałem ją czule i zapamiętale.
- Musisz to skończyć - powiedziałem, odsuwając się od niej - Rozpętasz tu piekło, jeśli nie przestaniesz.
- Piekło…? Miejsce, w którym wy mieszkacie można nazwać tylko w taki sposób. To, co robicie przez stulecia, nie potrafi nikt inny. Co a różnica, jeśli ja zrobię dokładnie to samo?
Podeszła do prusaka, przyglądając mu się uważnie. Był od niej wyższy, zresztą jak zawsze. On nie zmienił się przez te lata. Teraz, gdy zwróciła na niego uwagę, byłem ciekaw, jakim sposób mu się udało, tak samo jak mi? Przecież on nie ma już domu.
- Węgry - przerwała moje rozmyślenia, podając jednocześnie odpowiedź - Ona miała w tym swój udział, ale oczywiście nie większy niż Rosja… chcesz znać wszystkie odpowiedzi, Polsko? - zapytała, zmieniając ton głosu na bardziej ostry, zwracając szczególny akcent pod moim imieniem.

Jej suknia pod wpływem jej miękkich kroków falowała wdzięcznie, owinięta wokół jej niezwykle uwodzicielskiego ciała. Spróbowałem nie patrzeć na nią tak przenikliwie, zaś skupić się na jej oczach. Sądząc z doświadczenia, i tego, co teraz widziałem wpłynęła na wszystkich iluzją zamkniętą w ich głowach. Każdy dźwięk, który wydobywał się z jej ust mógł zrobić ze mną to samo.
- Patrzysz na mnie zupełnie inaczej - zwróciła się do mnie - Myślałeś, że zawsze będę taka jak kiedyś? Jedno się nie zmieniło. Mam gdzieś waszą politykę, mapy, hierarchię oraz - tu skrzywiła się nie ładnie - Zasady. Ale… nie musisz być czujny, gdybym chciała ci coś zrobić, uwierz zrobiłabym to nim przekroczyłeś próg tego miejsca.
Odwróciła się gwałtownie zarzucając długimi włosami. Wskazałem na prusaka, stojącego niczym zobmie na środku sali.
- Powiedź mi, dlaczego on żyje. Nie powinien żyć od dawna, nie mu już niczego…
- Tu się mylisz - westchnęła, zatrzymując się - Pamiętasz, co powiedział wam Rosja?
Zastanowiłem się usiłując sobie przypomnieć.
- Zabił go na mojej ziemi, i zakopał jak człowieka - opowiedziałem pewnie, nie mogąc zrozumieć, do czego dąży.
Uśmiechnęła się smutno, przywołując w myślach, jakieś dalekie wspomnienie.
- Tak naprawdę nie zakopał go, ani też nie pogrzebał - powiedziała spokojnie, zerkając na bladą twarz Prus - Nie jest państwem, nie jest człowiekiem, nie wiem, kim się stał, ale jedno wiem na pewno, Rosja go nie zabił. Pozbawił go najważniejszego, domu i wolności, ale niczego więcej.
Przez wybite okno wdał się gwałtowny wiatr, mierzwiąc mi tym samym włosy. Trochę chłodu rzeczywiście by mi się przydało, bo napływ informacji, zaczynał mnie przerastać.
- Mówiłaś, że Węgry miała coś z tym wspólnego, że dzięki temu żyje - zacząłem, starając się uporządkować myśli.
- Polsko, nie chcę ci tego tłumaczyć - westchnęła, po raz pierwszy uśmiechając się. Gdy zobaczyła, że jej się przyglądam, od razu zmieniła wyraz twarzy - Rosja miał wszystko pod kontrolą, Prusaka również, bo spędził cały ten czas w jego osobistej celi, którą oboje znamy. Na sybirze, ciężko jest się przeciwstawić morderczej naturze, i woli jej pana… - spojrzała na swoje dłonie, które mimo całej jej przemiany dalej nosiły piętno morderczych odmrożeń. Widać, ciężko było jej je znosić.
Podszedłem do niej mijając ciała, leżące między nami. Chwyciłem jej dłonie, przykładając je sobie do ust.
- Proszę cię - powiedziałem cicho - przestań. Mam dosyć wojen, śmierci, i ciągłych konfliktów. Jestem ci wdzięczny, że robisz to dla nas obojga, ale cokolwiek byś nie zrobiła, czasu nie cofniemy, możemy tylko wyciągać wnioski.
Wciągnęła głęboko powietrze, odsuwając się ode mnie.
- Nie… nie chce - sięgnęła do opadłych kosmyków, które zasłaniały jej jedno oko - Ja chcę ich zabić…
Szybkim ruchem odsłoniła ukryte do tej pory oko ujawniając mi coś, co tak dobrze znałem. Piękna zieleń jej oka, odbijała się teraz w moich własnych. Drugie iskrzyło się czerwienią, było takie inne, od szmaragdu, którego ukrywała pod pasmami włosów.
Nie wiedziałem, co myśleć, ani robić. To przecież w połowie Sora i Bałtyk, dwie osoby zlane w jedną.
- Jak… ? - zdołałem z siebie wykrztusić, nie mogąc oderwać się od jej spojrzenia.
- Widzisz? Nic nie jest takie jak było… - powiedziała, a z jej oczu zaczęły płynąć pojedyńcze łzy. Położyła dłoń na swoim gardle, wzdrygając się przed swoim własnym dotykiem - Nie mogłam mówić, traciłam powoli wzrok, a fala odrętwienia, zalała moje ciało… Twój krzyk, przerażający ból, panika, gniew, rozpacz. Tak wiele rzeczy wtedy czułam i słyszałam… Umierałeś. Jednak, ja wszystko widziałam.
Naprawdę nie miałem siły tego słuchać, to wszystko mnie przerastało. Serce waliło mi młotem, ledwo, co trzymałem się na nogach. Uświadomiłem sobie, że wciąż żyła, kiedy oboje byliśmy powoli wykańczani przez zaborców. Nawet to, co jej powiedziałem, przed śmiercią. Słyszała to.
- Czy ty, wiesz, co ci powiedziałem, co zrobiłem, zanim oboje…
Przytaknęła, robiąc kolejny krok w tył.
- To dzięki temu, co zrobiłeś przeżyłam - uśmiechnęła się smutno - cóż za paradoks, prawda? Brzmi tak niewiarygodnie, a jednak coś takiego uratowało mi życie.
Spróbowałem sobie przypomnieć, czy zrobiłem coś więcej niż tylko powiedzenie jej mojego imienia i pocałunku, ale byłem pewien, że nic innego nie byłem w stanie wtedy zrobić. Spojrzałem na nią bacznym spojrzeniem, nie mogłem pojąć, o czym mówiła.
- Ty dalej nie wiesz… - stwierdziła, nie kryjąc szoku na twarzy. Po chwili wybuchła melodyjnym śmiechem - Polsko, przechodzisz teraz samego siebie!
- H-hej! Daj mi spokój! - syknąłem, rumieniąc się.
Nie przestała się śmiać. Ja natomiast, wyryłem sobie w pamięci ten widok, chyba na całe życie. To jak urywek ze snu, z naszego wspólnego dzieciństwa. Tak ją pamiętałem, radosną, energiczną i jednocześnie dla mnie niezrozumiałą. Teraz, po prostu byliśmy dorośli. Wciąż tam była, postać z moich wspomnień.
- Pocałowałeś mnie - powiedziała uspokajając się. Jej oczy zabłysły, załzawione od śmiechu - Wtedy, przez przypadek, oddałeś mi swoją krew… Dlatego, mogłam przypominać ciebie jako Sora. Dlatego moje oczy były tego samego odcieniu jak twoje, i dlatego… nie mogłam wyobrazić sobie chwili bez ciebie… - przerwała, uśmiechając się do mnie łagodnie - Z każda moją piosnką, moja część siebie, ustępowała tej drugiej. Tylko wtedy… Pamiętam, pierwsze dni w twoim domu, z którego nie musiałam już odchodzić, mogłam żyć tam z tobą, słuchając twojej gry na pianinie, naprawdę pięknie grasz wiesz? - zemknęła na chwilę oczy, nucąc ową melodię.
Nawet nie wiedziałem, kiedy cofnąłem się do okna, opierając się o parapet. Odłamki szkła, które wbijały mi się w palce, pomagały mi, chociaż pozostać w tej rzeczywistości.
Jak wiele rzeczy mi umknęło, przez te stulecia? Dlaczego nie mogłem pojąc wszystkiego od razu…
Dziewczyna, kołysała się wdzięcznie, a jej lekkie włosy, falowały pod wodzą jej ruchów. To moja wina, że to wszystko się tak potoczyło, jak dugo czekała na to by mnie spotkać i móc jak kiedyś ze mną rozmawiać, i… mieć okazję do zemsty. Czułem się winny wyjaśnień. Z tej perspektywy, wszystko zaczynało nabierać sensu.
- Przepraszam, gdybym wiedział, na pewno… - zacząłem.
- Nie mogłeś wiedzieć - przerwała mi. Jej taniec się skończył, a ostatnie dozy radości, na powrót przeistaczały się w melancholię - W dzieciństwie, nie chciałam niczego wiedzieć, rozmyślać, chciałam po prostu spędzać z kimś czas, nie być samotną, na pustych taflach wody. Pierwszego spotkałam Rosję, zanim stał się taki jak widzisz go teraz… - odwróciła wzrok, starając się na mnie nie patrzeć - Gdy zaczął dorastać, jego szefostwo wpoiło mu do głowy wiele złych rzeczy… z każdym razem zaczynał oczekiwać ode mnie zbyt wiele. Wtedy spotkałam ciebie, tamtego dnia, w nocy. To wiele we mnie zmieniło, wiesz? Pomoc, jaką tobie udzieliłam, było ku temu pierwszym krokiem. To było dawno, ale to, co zrobili Prusy, Austria i Rosja, tamtego dnia to coś zdecydowanie więcej, niż jedna z waszych potyczek - jej barwa głosu znowu stała się ostra i zdecydowana.
Westchnąłem, zatapiając twarz w dłoniach. Byłem rozdarty, tak bardzo mi na niej zależało, ale miałem wybór ją albo wszystkich innych.
- Zabijesz ich - podsumowałem, podnosząc na nią wzrok.
Otworzyła lekko usta, jakby nie wiedząc, co mi powiedzieć.
- Polsko… chcę tego, czekałam na to, ja… nie wiem, co innego może mi pomóc o tym wszystkim zapomnieć… - spojrzała na mnie tak przenikliwie, że nie wiedziałem, jakiego rodzaju uczucie wraz z nim we mnie zaszło. Czułem się zupełnie pusty, tak bardzo mi czegoś brakowało, i możliwe, pewnych słów z jej strony.
- To jest to, czego chcesz? Odzyskałaś życie, i chcesz je wykorzystać w ten sposób…? - biło wręcz ze mnie doświadczenie z własnych przemyśleń. Bo wiem, co czuła - To jest dla ciebie najważniejsze?
Otworzyła szeroko oczy, nie spodziewając się tego typu pytań ode mnie. Przygryzła wargę, otulając ramiona dłońmi. Nie odpowiedziała.
- Możliwie nie byłaś w pełni sobą, przez ten czas, ale ja nie czułem i nie czuję różnicy. Wiem, że dalej jesteś tą samą osoba, którą spotkałem wieki temu, moją przyjaciółką, i rodziną. Zawsze nią byłaś, i jesteś.



  

Zawiodłem Cię, sprawiłem Ci ból?

Powinienem czuć się winy, może powinienem pozwolić sędziom marszczyć brwi?

Zobaczyłem koniec przed rozpoczęciem

Tak, wiedziałem że byłaś zaślepiona i wiedziałem że wygrałem

Więc wziąłem co nadane mi przez wieczne prawo

Wywiodłem twoją dusze w mrok

To może być koniec, ale to nie zakończy się tutaj

Jestem tu dla ciebie, jeśli tylko ci zależy



Dotknęłaś mojego serca, dotknęłaś mojej duszy

Zmieniłaś moje życie i moje cele

Miłość jest ślepa, wiem kiedy moje serce było zaślepione przez Ciebie

Całowałem twoje usta, tuliłem twoją głowę

Dzieliłem z Tobą sny, dzieliłem z Tobą łóżko

Znam Cię dobrze, znam twój zapach

Jestem od Ciebie uzależniony


Żegnaj ukochana

Żegnaj przyjaciółko

Byłaś tą jedyną

Byłaś tą jedyną dla mnie


Jestem marzycielem, ale kiedy nie śpię

Możesz złamać mojego ducha- przez marzenia, które mi odbierasz

I kiedy ruszasz naprzód, pamiętaj mnie

Pamiętaj nas i pamiętaj tych, kim byliśmy

Widziałem jak płaczesz, jak się śmiejesz

Obserwowałem jak drzemałaś

Mógłbym być ojcem twojego dziecka

Mógłbym spędzić z Tobą życie

Znam Twoje lęki, ty znasz moje

Mieliśmy wątpliwości, ale teraz jest dobrze

Kocham Cię, przysięgam, że to prawda

Nie potrafię żyć bez Ciebie


Żegnaj ukochana

Żegnaj przyjaciółko

Byłaś ta jedyną

Byłaś tą jedyną dla mnie


Stale trzymam twoją dłoń w mojej

W mojej, kiedy jestem uśpiony

I obnażę przed Toba moją duszę

Kiedy będę klęczeć u Twoich stóp

Żegnaj ukochana

Żegnaj przyjaciółko

Byłaś ta jedyną

Była tą jedyną dla mnie

Jestem taki pusty kotku, jestem taki pusty

Jestem taki, jestem taki, jestem taki pusty