Hejka :) Po wielu latach ( tu 2 xd ) nadszedł jakby ostateczny rozdział wyjaśniający bardzo wiele, a może już wcześniej wszystko zrozumieliście ? :) W każdym bądź razie, oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Co do Muzyki, bo jest dość ważna, posłuchajcie jej czytając wraz z tłumaczeniem, staram się nie narzucać tych piosenek, bo wiadomo, że każdy słucha czego innego :) Mimo to, proszę Was bardzo o wysłuchanie, a nóż się Wam spodoba :) Pewnie najgorzej będzie z przedostatnią, jak sądzę, powiem szczerze, że obiecałam sobie ją załączyć półtora roku temu, więc nie mogłam tego nie zrobić teraz.. :( bo cały czas miałam ją w głowie myślą o tej notce.
Życzę miłej lektury ( o ile dotrwacie :] ) , mam nadzieje, że błędów nie ma, przeglądałam z kilka razy, żeby nie zepsuć efektu, ale Wiecie jak to jest :]
♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪♬ ♪ ♩ ♫ ♪
Złapał ją za dłoń, odciągając od
drzwi. Dziewczyna, nie chcąc wracać, starała się wyszarpać z jego uścisku, ale na marne. Jego dłonie trzymały ją pewnie i nie zamierzały puścić.
Gdy przekręcił zamek w drzwiach, i wyjął z nich srebrny kluczyk, zwolnił uścisk, puszczając ją wolno. Węgierka uderzyła go mocno w brzuch, tracąc nad sobą panowanie. Chłopak cały czas utrzymując spokój, cofnął się od niej, pozwalając jej na upust emocjom. Spróbowała otworzyć drzwi, ale na próżno. Odwróciła się do niego ze wściekłością wymalowaną na twarzy.
Gdy przekręcił zamek w drzwiach, i wyjął z nich srebrny kluczyk, zwolnił uścisk, puszczając ją wolno. Węgierka uderzyła go mocno w brzuch, tracąc nad sobą panowanie. Chłopak cały czas utrzymując spokój, cofnął się od niej, pozwalając jej na upust emocjom. Spróbowała otworzyć drzwi, ale na próżno. Odwróciła się do niego ze wściekłością wymalowaną na twarzy.
- Dokąd ty idziesz! Mówię do ciebie do cholery! Oddaj ten klucz! – krzyknęła łapiąc go za ramię.
Siwowłosy, zatrzymał się
posłusznie. Nie chciał kłótni, szczególnie z nią. Odwrócił się do jej
błyszczących zielonych oczu. Były przerażone i zupełnie zdezorientowane.
Poczuł przygnębiające poczucie winy. Długo myślał nad tym, dlaczego właśnie do niej poszedł jak pierwszej, a nie do Niemca.
Za ścianą zaczynało robić się coraz to głośniej, zmarszczył czoło rozmyślając nad czymś. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć przywarł do niej mocno, chowając głowę w jej długie piękne włosy.
Poczuł przygnębiające poczucie winy. Długo myślał nad tym, dlaczego właśnie do niej poszedł jak pierwszej, a nie do Niemca.
Za ścianą zaczynało robić się coraz to głośniej, zmarszczył czoło rozmyślając nad czymś. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć przywarł do niej mocno, chowając głowę w jej długie piękne włosy.
- Wybacz, za dużo na ciebie
zrzuciłem – wyszeptał do jej ucha.
Dziewczyna stała jak słup nie
mogąc zdobyć się na żaden gest, ani słowa. Jednak łzy zwyczajnie zaszkliły jej
oczy.
Nie rozumiała tak wielu rzeczy, a on niczego nie wyjaśniał. W połowie drogi do tego miejsca, przyłapała go na tym, że ją śledził, ale jedyne co jej odpowiedział to :
„ Czy mogłabyś mi pomóc się tam dostać, bez niczyjej wiedzy?”
Nie rozumiała tak wielu rzeczy, a on niczego nie wyjaśniał. W połowie drogi do tego miejsca, przyłapała go na tym, że ją śledził, ale jedyne co jej odpowiedział to :
„ Czy mogłabyś mi pomóc się tam dostać, bez niczyjej wiedzy?”
Tym bardziej dziwna była dla niej
myśl, że nie zareagowała odpowiednio do niebywałej sytuacji. Powinna była wtedy
krzyczeć, bić go, ale jedynie podbiegła do niego przewracając oboje na ziemię. Wyjaśniała
sobie, że to było normalne, w końcu był państwem, ale czym był teraz…?
- D- dlaczego się trzęsiesz…? –
wydusiła z siebie słowa, nie rozumiejąc, czemu jego dłonie obejmujące ją, drżą.
Słysząc jej głos ocknął się, wzdychając głośno.
- Czy ten kretyn jest poza tym
miejscem? – zapytał, a jego oddech muskał ją delikatnie po szyi udowadniając,
że ten żyje i oddycha.
Jedyną osobą, jaką zaczęła miewać
w myślach zaczął być Polska. Kiedyś była do tego przyzwyczajona, ale
wspomnienia raczej ukuły ją jeszcze bardziej w serce.
- Przestań tak o nim mówić - nie
wiedziała, dlaczego tak bardzo ją to uderzyło - Polska jest u siebie, nie
wybudza się od jakiegoś czasu…
Była na siebie zła, „ co Austria by na to
powiedział…” Po chwili zreflektowała się. On nie ma z tym przecież nic
wspólnego…
Nagle przez ciało chłopaka
przeszedł gorszy dreszcz, a z jego ust wywarł się jęk. Węgry chciała go od
siebie odsunąć, ale na próżno, nie miał zamiaru od niej odchodzić.
- Co się dzieje!? – krzyknęła
szarpiąc się z nim, aby uwolnić z silnego uścisku i na niego spojrzeć.
- Ufasz mi?
Zatkało ją, akurat w takim
momencie pyta się o coś takiego.
- Oczywiście, że nie ty idioto! –
syknęła, próbując przekonująco skłamać.
Zbliżył usta do jej policzka
całując je lekko.
- To dobrze – powiedział,
uderzając dziewczynę silnym ciosem w brzuch. Jedyne, co zdążył zobaczyć, to jej zszokowane spojrzenie i lekko otwarte usta, nie mogące wydusić słowa. Opadła na jego
wyciągniętą rękę, której dłoń zamknięta była w pięści.
Przywarł do niej biorąc ją na ręce, wydawała mu się niewiarygodnie lekka. Położył ją na łóżku, uważając na
każdy ruch. Zaczynała boleć go głowa, skrzywił się nieznacznie, przeklinając
brak czasu.
- Muszę się pospieszyć... –
powiedział, otwierając okno na oścież. Była piękna letnia noc. Ulżyło mu w
duchu, że to nie śnieg pokrył ziemię tylko właśnie zielona trawa.
Wtedy byłoby dla niej zbyt zimno.
Podbiegł do biurka Węgier i wyciągnął z szuflady kartę i długopis. Starał się przypomnieć sobie to obrzydliwe pismo i alfabet, ale po tylu latach wymaganie czegoś takiego było dla niego cholernie ciężkie. Szczególnie, dlatego, że był to alfabet jego najgorszego wroga.
Pod koniec ostatniego zdania, zawahał się. Czy miał się podpisać? - przeszło mu przez myśl.
Wtedy byłoby dla niej zbyt zimno.
Podbiegł do biurka Węgier i wyciągnął z szuflady kartę i długopis. Starał się przypomnieć sobie to obrzydliwe pismo i alfabet, ale po tylu latach wymaganie czegoś takiego było dla niego cholernie ciężkie. Szczególnie, dlatego, że był to alfabet jego najgorszego wroga.
Pod koniec ostatniego zdania, zawahał się. Czy miał się podpisać? - przeszło mu przez myśl.
Prychnął pod nosem biorąc w garść
kartkę i podszedł do leżącej dziewczyny. Przyglądał się jej przez chwilę, po
czym sięgnął po kwiatka w wazonie, który
leżał na półce nocnej. Oparł czoło o jej głowę i delikatnie wsunął roślinę za
jej ucho.
- Jak za dawnych lat…głupi. –
spojrzał na nią marszcząc czoło. „ Jak mogła myśleć, że jest facetem, co za
idiotka …”
Wziął ją na ręce i podszedł do
otwartego okna. Jego szczęście, że mieszkała na pierwszym piętrze. Wyskoczył z
niego szybko, biegnąc w kierunku lasu. Musiał być jak najdalej od tego dworku.
W końcu znalazł odpowiednie miejsce, było tuż obok „Tej Właściwej” ścieżki, prowadzącej tylko do niego. Położył ją obok wysokiego drzewa, a kartkę trzymaną w dłoni włożył do jej własnych. Z nadzieją w sercu, spojrzał jeszcze za siebie, na ciemną piaszczysta drogę, kierującą się na północ. Tam, gdzie i on niegdyś mieszkał i bawił się w swoje wojny.
W końcu znalazł odpowiednie miejsce, było tuż obok „Tej Właściwej” ścieżki, prowadzącej tylko do niego. Położył ją obok wysokiego drzewa, a kartkę trzymaną w dłoni włożył do jej własnych. Z nadzieją w sercu, spojrzał jeszcze za siebie, na ciemną piaszczysta drogę, kierującą się na północ. Tam, gdzie i on niegdyś mieszkał i bawił się w swoje wojny.
- Rusz dupe Polen…jeśli chcesz
mieć jakieś szanse- westchnął niechętnie, marszcząc brwi.
Nagle, usłyszał cichy jęk, za plecami.
Nagle, usłyszał cichy jęk, za plecami.
- Prusy…
Spojrzał na nią jak oparzony, ale
ulżyło mu widząc, że dziewczyna ciągle śpi. Coś przebijało jego serce, wraz z każdą myślą o dziewczynie i opuszczeniu jej. Brązowe kosmyki falowały swobodnie, ukrywając jej bladą twarz. Jeden z nich zatrzymał się na jej ustach. Prusak, zarumienił się lekko, odwracając wzrok. Czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma, a wiedział, że nie mógł zwyczajnie odejść i zabrać ją ze sobą. Uśmiechnął się pod nosem i pobiegł
do dworku, w którym jak przeczuwał dopadnie go w końcu to, co powinno lata
temu. Chwilę później, wszystkie okna pękły z ostrym trzaskiem, rozsypując się nad jego głową. Spojrzał do góry, widząc jak niesamowita ilość kawałków błyszczy w świetle błękitnego księżyca. Wraz z ich błyskiem odbijającym się w jego oczach, naszła na nie mgła, a po niej, czarna nicość.
****
Dziwne, całe moje ciało było
skamieniałe. Ledwo mogłem poruszać palcami u rąk. Były strasznie ciężkie.
Spróbowałem poruszyć resztą ciała skupiając się na nogach. Chciałem wstać i jak
najszybciej zobaczyć, co się dzieje. Cisza była przytłaczająca, i ten spokój,
zupełnie jakbym był w bezpiecznym miejscu. Z dala od śmierci i strachu. Rytm
wyznaczał mi zegar, który wisiał na ścianie obok. Wskazówka, co chwilę
przemieszczała się leniwie, naginając tym samym moją cierpliwość.
Chciałem otworzyć oczy. Nie wiem,
ile każda czynność mi zajmowała, jak dla mnie to była wieczność.
- Bałt-yk - powiedziałem, czując
jak to słowo wyżerało mi suche gardło. Od jak dawna leżałem? Co się dzieje?
W jednej chwili wszystko do mnie
dotarło. Każda chwila, którą widziałem, ból, który na nowo czułem, to nie działo
się teraz… to była moja przeszłość… fragmenty z dziwną dziewczyną, którą
spotkałem w dzieciństwie… to była ona.
Sam nie wiedziałem, czy to radość sprawiała, że każdy ruch był łatwiejszy, czy też natychmiastowy smutek, po tym wszystkim, co musiałem oglądać.
Sam nie wiedziałem, czy to radość sprawiała, że każdy ruch był łatwiejszy, czy też natychmiastowy smutek, po tym wszystkim, co musiałem oglądać.
Otworzyłem oczy. Ciemne drewno
nad moją głową to przecież baldachim mojego łóżka. Mój pokój, mój dom.
Czułem się o niebo lepiej niż kiedyś, jak i na wojnie światowej. Przecież wygrałem… moje ciało urosło w siłę tak jak mój dom. Uśmiechnąłem się czując ulgę. Teraz wszystko powinno być dobrze, żadnych wojen, walk, ani bycia ciągłym skrawkiem terenu, które można w każdej chwili podbić.
Czułem się o niebo lepiej niż kiedyś, jak i na wojnie światowej. Przecież wygrałem… moje ciało urosło w siłę tak jak mój dom. Uśmiechnąłem się czując ulgę. Teraz wszystko powinno być dobrze, żadnych wojen, walk, ani bycia ciągłym skrawkiem terenu, które można w każdej chwili podbić.
Byłem wolny.
Odkryłem kołdrę i spróbowałem
ustać na nogach. Dla normalnego człowieka, byłoby to nie możliwe po takim czasie.
Jednak ja czułem, że znowu jestem tym, kim byłem za swoich wielkich czasów.
Przeciągnąłem się, starając się poczuć każdy mięsień.
- To ciało jest zdecydowanie
lepsze - powiedziałem nie kryjąc szczęścia, w szczerym uśmiechu, który pojawił
się mimowolne. Po chwili spojrzałem na drugą stronę łóżka. Lustro, które stało
obok, pokazywało mężczyznę. Z całą pewnością znowu się zmieniłem… Dlaczego, co
każdą bitwę muszę się zmieniać, w moim przypadku i sytuacji, dojdę do starości
za jakieś tysiąc lat…
Pochyliłem się do komódki, na
której leżał biały przedmiot. Kartka papieru, na której od razu rozpoznałem
pieczęć węgierką. Wziąłem ją do ręki, oglądając zawartość. List był naprawdę
długi. Widać, nie szczędziła sobie szczegółów. Wraz z każdym słowem docierało
do mnie coraz to więcej.
- Rosja, ty … - nie potrafiłbym
znaleźć odpowiedniego słowa nawet na łożu śmierci. Zacisnąłem dłoń w pięść,
próbując opanować gniew.
Dopadł mnie mimo wszystko.
Komunizm, ta cholerna nieznająca litości polityka, trafiła tutaj. Nie miałem
jednak czasu by się zastanawiać nad tym, co w związku z tym, bo dalsze
informacje były równie ważne. Węgierka ma taką samą sytuacje, co ja, jak i
pewnie większość z nas. Rosja nie daruje chyba nikomu.
W liście pojawił się odstęp, był o tyle znaczący, bo Węgry skupiła się teraz na… Sorze… Sora, zaczynało mi coś świtać…, jednak dalej czytałem list, nie mogąc oderwać się od jego zawartości. Mieszkała z Francją, tam ją zostawiłem, ale uciekła, za pomocą Szwajcarii, co jest ściśle tajne i mam się nie wygadać… dlaczego akurat Szwajcaria? W sumie lubię go, ale zaczęło mi to dziwnie przeszkadzać.
Później przedostała się tutaj, już wtedy byłem raczej nie osiągalny, totalnie przespałem tyle ważnych rzeczy… Węgry, Szwajcaria… Tutaj nie mogłem uwierzyć … - Litwa i Ukraina, a ta, czego tutaj?! I on też!? Ah, rozumiem, psi szpiedzy Rosji, wiele by to wyjaśniało. Szczególnie, mleko obok półki… nie nawiedziłem tej białej trucizny. W powietrzu unosiły się jej perfumy… była w tym pokoju? Zrobiło mi się niedobrze, wątpię by kiedykolwiek nasze stosunki miałyby się polepszyć.
Pilnowali moich papierów i innych dokumentów, podczas mojej niedyspozycji. Napisała również, że Sora także tu była i opiekowali się nią. Jestem ich wielkim dłużnikiem, a znając Szwajcara to gdzieś zostawił rachunek za swoje usługi.
Rozejrzałem się po pokoju, ciekawy tego faktu, jednak wszystko było na swoim porządku, niczego nie zostawił. W końcowym akcie listu napisała:
"Konferencja, w związku w Sorą, Francja ją zwołał, więc nikt nie bierze tego na poważnie, jednak dotyczy to również wszystkich państw, i odszkodowań za wojnę, adres na odwrocie.
W liście pojawił się odstęp, był o tyle znaczący, bo Węgry skupiła się teraz na… Sorze… Sora, zaczynało mi coś świtać…, jednak dalej czytałem list, nie mogąc oderwać się od jego zawartości. Mieszkała z Francją, tam ją zostawiłem, ale uciekła, za pomocą Szwajcarii, co jest ściśle tajne i mam się nie wygadać… dlaczego akurat Szwajcaria? W sumie lubię go, ale zaczęło mi to dziwnie przeszkadzać.
Później przedostała się tutaj, już wtedy byłem raczej nie osiągalny, totalnie przespałem tyle ważnych rzeczy… Węgry, Szwajcaria… Tutaj nie mogłem uwierzyć … - Litwa i Ukraina, a ta, czego tutaj?! I on też!? Ah, rozumiem, psi szpiedzy Rosji, wiele by to wyjaśniało. Szczególnie, mleko obok półki… nie nawiedziłem tej białej trucizny. W powietrzu unosiły się jej perfumy… była w tym pokoju? Zrobiło mi się niedobrze, wątpię by kiedykolwiek nasze stosunki miałyby się polepszyć.
Pilnowali moich papierów i innych dokumentów, podczas mojej niedyspozycji. Napisała również, że Sora także tu była i opiekowali się nią. Jestem ich wielkim dłużnikiem, a znając Szwajcara to gdzieś zostawił rachunek za swoje usługi.
Rozejrzałem się po pokoju, ciekawy tego faktu, jednak wszystko było na swoim porządku, niczego nie zostawił. W końcowym akcie listu napisała:
"Konferencja, w związku w Sorą, Francja ją zwołał, więc nikt nie bierze tego na poważnie, jednak dotyczy to również wszystkich państw, i odszkodowań za wojnę, adres na odwrocie.
Podszedłem do szuflady i
wyciągnąłem z niej zdjęcie, które nadpalone, wciąż pokazywało mnie i Litwę
bawiących się, jako dzieci. Jak dawno to było?
Musiałem wtedy Ją znać… dlaczego tylko o niej zapomniałem, nie mogła mi usunąć pamięci, bo … umarła pierwsza.
Musiałem wtedy Ją znać… dlaczego tylko o niej zapomniałem, nie mogła mi usunąć pamięci, bo … umarła pierwsza.
Osunąłem się na ziemię. Ból i
współczucie takiego losu biło się we mnie, to nie była jej wojna. Zginęła na
próżno, mimo to byłem jej dozgonnie wdzięczny za dotrzymanie mi towarzystwa. Chyba
nazywa się to przywiązaniem. Im więcej o niej teraz myślałem tym więcej, myśli
kłębiło mi się po głowie.
Jest na konferencji, to oznaczało jedno, w sumie nie trudno było się teraz wszystkiego domyślić… odpowiedź była taka prosta.
Jest na konferencji, to oznaczało jedno, w sumie nie trudno było się teraz wszystkiego domyślić… odpowiedź była taka prosta.
Sora, znaczy niebo, a za tamtych
czasów, ona była moim. Zawsze otaczającym mnie, troską i odwiecznym bacznym
wzrokiem, oddalającym mnie od niebezpieczeństw.
Teraz moja kolej.
*
*
Ciągnący się las, otaczający ogromną willę,
przysłonięty był teraz cieniem. Światła nie paliły się w żadnym z pokoi,
budynek wtapiał się w otaczającą go ciemność. Wiatr błąkał się po pustych
korytarzach, przez wybite okna. Szkło, połyskiwało pod wodzą świetlistego
cienia księżyca, który jako jedyny, tlił się na niebie. Nie słychać było
nikogo.
Na wszystkich piętrach panowała
bezduszna cisza, przyprawiająca poczucie strachu.
Ciała niektórych z nich, leżały na ziemi a ich otwarte oczy, były puste, bez żadnych reakcji. Oni również, nie przypominali już dawnych siebie. Ich twarze były pełne osłupienia, mieszanego ze strachem. Żadne z nich, nie mogło się ruszyć, ani widzieć tego, co powinni. Ich oczy, choć otwarte błądziły w krainie, snu, która kontrolowana, sprawiała im ból, samymi wizjami najgorszych koszmarów.
Ciała niektórych z nich, leżały na ziemi a ich otwarte oczy, były puste, bez żadnych reakcji. Oni również, nie przypominali już dawnych siebie. Ich twarze były pełne osłupienia, mieszanego ze strachem. Żadne z nich, nie mogło się ruszyć, ani widzieć tego, co powinni. Ich oczy, choć otwarte błądziły w krainie, snu, która kontrolowana, sprawiała im ból, samymi wizjami najgorszych koszmarów.
W największym pomieszczeniu
przypominającym sale balową, ustawiony był stół, a wokół niego wiele,
wystawnych krzeseł, których objętość mogłaby się równać z tronem.
Na środku stołu, jeden z nich ułożony był w kierunku drzwi, na jego ramie widniały ślady typowych wzorów dla danego państwa.
Wielki wyrzeźbiony orzeł, oplatał skrzydłami oparcie kończąc końcami piór na podłokietnikach. Wyglądał nie pozornie, jednak ptak stwarzał wrażanie, pewnego i silnego, chroniącego siedzącą na nim osobę.
Na środku stołu, jeden z nich ułożony był w kierunku drzwi, na jego ramie widniały ślady typowych wzorów dla danego państwa.
Wielki wyrzeźbiony orzeł, oplatał skrzydłami oparcie kończąc końcami piór na podłokietnikach. Wyglądał nie pozornie, jednak ptak stwarzał wrażanie, pewnego i silnego, chroniącego siedzącą na nim osobę.
Wokół siedziska, znajdowały się
trzy postacie, równie pochłonięte w śnie, jak inni. Oczy pozostawione w tępej
pustce, nie reagowały na najmniejszy ruch.
Wysoki brunet, z zawieszoną ku dołowi głową, z lekko otwartymi ustami, siedział obok, postaci siedzącej na "tronie". Jej ręka bawiła się prze chwilę jego włosami, po czym znudzona, opuściła ją.
Wysoki brunet, z zawieszoną ku dołowi głową, z lekko otwartymi ustami, siedział obok, postaci siedzącej na "tronie". Jej ręka bawiła się prze chwilę jego włosami, po czym znudzona, opuściła ją.
Po drugiej stronie oparcia
siedziała postać, o włosach podobnych do siwizny z popielatymi kosmykami. Jego
twarz również nie wyrażała niczego, jednak ból w jego krwistych oczach widoczny
był nader dobrze. Jego dłonie, trzęsły się, co jakąś chwilę, jakby starał się
bronić przed otaczającym go niebezpieczeństwem. Palce, miał brudne od szybkiego
pisania, ślady pióra odbiły się na jego skórze.
Na środku zaś, tuż przy jej
długich nogach siedział mężczyzna o potężnej budowie, widoczne było, że siłą
nie dorównywał mu nikt w tej sali. Pod grubym płaszczem, i szalikiem, kryły się
mięśnie i szramy. Przesunęła stopą jego twarz w kierunku jej oczu. Na jej
twarzy zagościł szelmowski uśmieszek, widać było, że sprawia jej to niesamowitą
radość. Na sali znajdowali się też inni, co ważniejsi względem potęgi i
wpływów. Każdy jak nieżywy, leżał w bezruchu.
Długie włosy o odcieniu miodu,
kołysały się lekko pod wodzą wiatru, opadając na stół. Mundur, który poprzednio
nosiła, leżał złożony obok, zaś zwiewna sukienka, której materiał lżejszy był
od jej włosów, podkreślał jej piękne ciało. Granat sukni dziewczyny, przyjmował
światło księżyca, jakby koncentrował się tylko na niej.
Patrzyła się na wejście, czekając
na kolejny ruch, jaki miał nastąpić. Bawiąc się leniwie na nowo włosami
szatyna, nuciła melodię, nie przestając wpatrywać się na wejście.
*
Pogłaskałem go po długiej białej
szyi, która, połyskiwała w świetle księżyca. Puściłem wodze, zatrzymując się na
chwilę. Podróż była naprawdę męcząca.
- Mam nadzieje, że się nie
zgubimy - westchnąłem, rozglądając się po okolicy.
Feniks, nie miał takich
problemów, z reguły był leniwy i czekał na to, co postanowię. Pochylił się, zjadając
ździebła trawy. Widać na długo mu nie wystarczyły, bo po chwili ruszył kopytami
naprzód skubając coraz to nowe chwasty.
- Nie zapędzaj się, nie wiem, czy
to gdzieś tutaj - powiedziałem do niego, widząc jak specjalnie pokazuje swoje
małe zainteresowanie moją osobą. Spojrzałem na niego wilkiem - Drań…
Nagle zarżał głośno, stając dęba
przed jednym z drzew. Podbiegłem do niego jak najszybciej, chwytając za wodze.
Wystraszył się czegoś? Albo kogoś…
Wszędzie bym poznał te długie
brązowe włosy i różową spinkę wpiętą do nich. Szatynka oparta drzewo, spała
niewinnie, oddychając powoli. Dlaczego była tutaj?
- Węgry… - kucnąłem obok niej
przyglądając się jej twarzy z bliska, wyglądało, że wszystko w porządku.
Po chwili coś przykuło moją
uwagę. W jej dłoni było coś zawinięte. Spojrzałem na nią upewniając się, że
śpi. Feniks wyglądał zza mojego ramienia, chyba również go to ciekawiło.
Chwyciłem jej dłoń, rozwierając jej palce. Świstkiem była kartka, na której było coś napisane… przecież to moje litery!...,co za ohydny styl pisania, a te błędy ortograficzne!... co to za geniusz pisał? - zniesmaczyłem się - … powinien czuć się urażony? Czy też być bardziej wyrozumiały? czysta ambiwalencja uczuć. Czując, że dalsze rozmyślania, sprowadzają się do niczego rozwinąłem ją, czytając.
Chwyciłem jej dłoń, rozwierając jej palce. Świstkiem była kartka, na której było coś napisane… przecież to moje litery!...,co za ohydny styl pisania, a te błędy ortograficzne!... co to za geniusz pisał? - zniesmaczyłem się - … powinien czuć się urażony? Czy też być bardziej wyrozumiały? czysta ambiwalencja uczuć. Czując, że dalsze rozmyślania, sprowadzają się do niczego rozwinąłem ją, czytając.
"
Mam gdzieś, co teraz myślisz, ale na tyle beznadziejny nie jesteś by nie
zrozumieć, co się teraz dzieje w tym budynku. Zostaw Węgry, nie zabieraj jej do
środka. Nigdy bym nie przypuszczał, że to przeżyjesz, ale jest ktoś jeszcze,
komu się to udało. Pamiętam ją na tyle dobrze, by nie zapomnieć jej twarzy. Dla
swojego zasranego dobra, zabierz ją stamtąd zanim każdy zasmakuje jej talentu…
chyba, że chcesz zobaczyć dziurę w jej głowie razy dwieście.
P.
P? … P. Szczerze nikt nie
przychodził mi do głowy, zresztą ten wulgarny sposób wyrażania myśli, nie był
podobny do nikogo, z państw, których znałem.
Spojrzałem na Węgierkę, dlaczego ktoś wyniósł ją poza budynek? I to akurat Węgierkę. Próbując opanować zdziwienie, spróbowałem pomyśleć o kimś zdolnym do tego typu zachowań. W głowie pojawiła mi się twarz Austrii. Ten, to by sobie rączek nie brudził by ją tu wynieść, więc definitywnie odpada.
Spojrzałem na Węgierkę, dlaczego ktoś wyniósł ją poza budynek? I to akurat Węgierkę. Próbując opanować zdziwienie, spróbowałem pomyśleć o kimś zdolnym do tego typu zachowań. W głowie pojawiła mi się twarz Austrii. Ten, to by sobie rączek nie brudził by ją tu wynieść, więc definitywnie odpada.
Sposób pisania i ta forma nie
należały na pewno do państw zachodnich. Jedno było pewne, to musiało być
państwo. Skąd inaczej znałoby położenie tego miejsca? Cóż byłem mu wdzięczny, wiedziałem, na czym
stałem: na pograniczu z beznadziejnie, bolesno- straszną śmiercią.
Po zastanowieniu się mało, co mnie to ruszało,
w końcu, który to już raz ktoś mi nią grozi? Bądź zwyczajnie atakuje. Chyba
miałem coś z masochisty, ciągle się w coś pakowałem.
Obróciłem się gwałtownie do
konia. Mój wyraz twarzy z pewnością był teraz nieziemsko poważny.
- Feniks- zacząłem - Musimy wejść
do środka, i zabrać stamtąd naszego starego przyjaciela…. możliwe, że może nas
zabić i nas nie pamiętać, albo zawładnąć nami w jakiś dziwny sposób, ale nie
przejmujmy się tym, bo najważniejsze, że mamy sie…(bie) - wraz z każdym słowem,
mojej totalnej przemowy, mój godny zaufania przyjaciel cofał się nie znacznie -
Ej!!! Wracaj tu!
Podszedłem do niego chwytając za
wodze. Zmierzyłem go wzorkiem nienawiści. Jego odpowiedz była równie
prostolinijna, bo po chwili czułem jak jego kopyto wbija mi się w but.
Czyjś pomruk wyrwał mnie z uwagi na Feniksie. Odwróciłem się do Węgierki, która zacisnęła dłonie w pięści, a usta zawarły w smutnym wyrazie.
Czyjś pomruk wyrwał mnie z uwagi na Feniksie. Odwróciłem się do Węgierki, która zacisnęła dłonie w pięści, a usta zawarły w smutnym wyrazie.
Poczułem się jakby ktoś strzelił
mi z łuku prosto w serce. Nawet Ameryka wziąłby te minę na poważnie, Węgry
zwyczajnie nigdy takiej nie robiła. Pociągnęła nosem, a na jej policzku
pojawiła się mała łza.
- W-węgry? - nie wiedząc, za co się zabrać, wyciągnąłem
chusteczkę wycierając mokry ślad - To takie nie w twoim stylu… - westchnąłem.
Nagle po mojej głowie odbiło się
jedno wspomnienie. Spojrzałem na wypukłość w mundurze Węgier (sytuacja, w
której ją widział, przed śmiercią). Dosłownie w kilka sekund później czułem jak
rozpalają mnie policzki. Wstałem szybko, i ruszyłem w kierunku, z którego
ciągnęły się ślady butów, osoby, która pozostawiła list.
- Tego to ja się chciałbym pozbyć
z pamięci- jęknąłem, próbując się opanować. Węgry była moim kumplem od prawie
tysiąca lat, myśl, że mógłbym ją traktować inaczej była minimalnie odrzucająca,
robiła za chłopaka przez tyle czasu.
Nie wiedziałem, czemu byłem tak
spokojny, mimo wszystko nie bałem się wejść do środka. Mógłbym się nawet
uśmiechać i tam wbiec, przeszukując wszystkie pokoje. Narastała we mnie
ekscytacja. Spotkać ją znowu po tak długim czasie, czy dalej wygląda jak Sora? A
jej charakter? Im dłużej nad tym
rozmyślałem, tym mniej uwagi skupiałem na otoczeniu.
Po chwili wpadłem na coś
gładkiego i twardego. Oprzytomniałem, patrząc pod nogi.
Przez to wszystko o mało, co bym nie wpadł w drzewo. Na szczęście Feniks stanął pomiędzy nami zanim, jak ostatni idiota, wpadłbym w biedne drzewko.
Przez to wszystko o mało, co bym nie wpadł w drzewo. Na szczęście Feniks stanął pomiędzy nami zanim, jak ostatni idiota, wpadłbym w biedne drzewko.
Jednak za nim zobaczyłem to a co
tak czekałem. Wielki i wzniosły budynek rozciągał się, przysłaniając niebo.
W tej części było chyba lato, to wytłumaczyłoby położenie tutaj Węgierki. Po swojej lewej czułem zdecydowanie silniejsze podmuchy wiatru, od tamtej strony czułem chłód. Tam musi panować zima. Ruszyłem dalej, a Feniks zaraz za mną, trącając czasem dla zaczepki moje ramię.
W tej części było chyba lato, to wytłumaczyłoby położenie tutaj Węgierki. Po swojej lewej czułem zdecydowanie silniejsze podmuchy wiatru, od tamtej strony czułem chłód. Tam musi panować zima. Ruszyłem dalej, a Feniks zaraz za mną, trącając czasem dla zaczepki moje ramię.
W końcu dotarłem do kamiennych
schodków, z pozłacanymi poręczami. Drzwi były uchylone, kołysząc się wedle
wodzy wiatru. Zmroziło mnie na sam widok. Nie był zbyt zachęcający.
Od środka biła ciemność nawet większa niż ta na podwórzu. Na zewnątrz bynajmniej świecił księżyc. Otworzyłem drzwi na oścież, przyglądając się długiemu korytarzowi. Nikogo nie widziałem, cisza była przytłaczająca.
Weszliśmy do środka, rozglądając się na boki. Nigdy nie miałem wielkiego szczęścia, więc żeby sobie teraz pomóc wziąłem ze sobą konia, którego kopyta stukały o posadzkę, w iście podnoszącym na duchu dźwięku. Dlaczego ja nigdy nie mogę myśleć o wszystkim? Czułem się jeszcze gorzej, jak przed samym wejściem tutaj.
Od środka biła ciemność nawet większa niż ta na podwórzu. Na zewnątrz bynajmniej świecił księżyc. Otworzyłem drzwi na oścież, przyglądając się długiemu korytarzowi. Nikogo nie widziałem, cisza była przytłaczająca.
Weszliśmy do środka, rozglądając się na boki. Nigdy nie miałem wielkiego szczęścia, więc żeby sobie teraz pomóc wziąłem ze sobą konia, którego kopyta stukały o posadzkę, w iście podnoszącym na duchu dźwięku. Dlaczego ja nigdy nie mogę myśleć o wszystkim? Czułem się jeszcze gorzej, jak przed samym wejściem tutaj.
- Ał! - syknąłem, patrząc na
ziemię. Teraz dopiero dostrzegłem, ile odłamków szkła leży na ziemi. Okna były
zupełnie rozbite. Wyciągnąłem rękę w bok zatrzymując tym samym konia.
Oparłem się o niego wyciągając ze
stopy kawałek szkła, długości palca wskazującego. Skrzywiłem się z bólu,
odrzucając odłamek. Widząc, że ta droga będzie się jeszcze ciągnąc przez kilka
metrów, chwyciłem wodze Feniksa, trzymając go za sobą. Ruszyłem do przodu,
odsuwając butem, co większe kawałki.
- Mam nadzieje, że nie zrobiła
niczego głupiego… - próbowałem się przekonywać do tej myśli przez kilka minut,
ale widząc, co zrobiła z tym budynkiem zaczynałem tracić nadzieje.
Nagle zobaczyłem czyjeś ciało na
podłodze. Widząc je, chciałem jak najszybciej się do niego dostać. Już nawet
nie zwracałem uwagi na szkło, Feniks i tak sam sobie nieźle radził. Za to ślady
czerwonych plam, zostawały za każdym moim krokiem.
Ukląkłem obok osoby o bujnej
czuprynie. Jednak, gdy, podniosłem jego głowę, poczułem między palcami ciepłą
ciecz. Spadł prosto na szkło, na pewno ma wiele ran.
- Szwajcario! - krzyknąłem
uderzając go w twarz. Jednak pożałowałem tego po chwili. Jego odsunięta grzywka,
ukazała parę zielonych oczu spowitych dziwną mgłą. Odsunąłem się od niego,
przerażony jego wyglądem. Był jak opętany. Usta miał na w półotwarte, patrząc
się w niewidzialny punkt.
Musiałem przyznać, że moja radość
zaczynała przeradzać się w ostrożność. To była jej sprawka, czyli zrobiła to
każdemu. Ten, kto wyniósł stąd Węgry musiał wiedzieć, co się stanie…
- Li…chte…n - wyszeptał po
chwili, krzywiąc się w taki sposób jakby, ból był nie do wytrzymania. Dosyć,
musiałem go z tego wybudzić. Wyjąłem nóż z kieszeni w siodle, kierując jego
ostrze na dłoń Szwajcara.
Jego krew spływała szybko miedzy
palcami. Mimo tego, dalej się nie wybudzał.
- Szwajcario, do cholery! -
uderzyłem go w twarz, z całej siły. Nie wykazywał żadnej reakcji. Czy mogłem go
w ogóle z tego wybudzić? Wszyscy byli pod jej zupełną łaską.
Nie wiedziałem, na co właśnie każe mu patrzeć,
ale nie było w żaden sposób przyjemne. Pocił się a jego dłonie poruszały się w
dziwnych drgawkach. Myślałem, że ból z tej rzeczywistości go obudzi. Nagle
zamknął oczy, po czym otworzył je powoli. Znikła dziwna mgła z jego zieleni.
- Lichten-stein - powiedział
szybko, ledwo łapiąc oddech. Przez chwilę jakby w ogóle mnie nie dostrzegał,
ale po kilku nierównych oddechach, spojrzał na mnie - Polska…?
Osłupienie na mojej twarzy było
ogromne, otworzyłem szeroko oczy, widząc jak po policzku Szwajcara spływa
pojedyncza łza. Był w takim wstrząsie, że nie potrafił jeszcze do końca
zrozumieć, co się dzieje.
- Teraz ty… ? - powiedział po
chwili, a jego wzrok błądził po mnie, nieprzerwanie - Co ciebie zabije..?! -
krzyknął, chwytając za mój kołnierz, przyciągając mnie do siebie - Co…
Opuścił głowę na mój bark,
szlochając cicho. Ten smutek, który od niego bił, przelewał się na mnie. Przywarłem
go do siebie nie puszczając.
- To prawdziwy ja, a ty już nie
śnisz - powiedziałem, starając się opanować głos.
- Tego za cholerę nie można
nazwać snem!
Puściłem go, opierając o ścianę.
Siedziałem obok niego jeszcze kilka minut. Feniks położył się obok mnie, co
jakiś czas potrząsając łbem. Szwajcaria, był już sobą, ale wolałem go nie
atakować pytaniami, gdy ten widocznie ledwo, co, potrafił, się uspokoić. W
końcu, spojrzał na mnie, swoim surowym spojrzeniem, widząc je ulżyło mi. Dawno
go już nie widziałem.
- Jeśli to wszystko z twojej
winy… - syknął, ale po chwili opanował ton, mieszając się - Dziękuję.
Uśmiechnąłem się słabo. Wyjmując
z kieszeni, małą kartkę.
- Znalazłem go przed wyjściem z
domu - pokazałem mu rachunek, który mi zostawił - Możesz zwiększyć sumę, bo to
jest moja wina.
Spojrzał na mnie podejrzliwie,
ale gdy tylko wziął ode mnie rachunek przerwał go na pół. Dwa odłamki upadły na
podłogę. Spojrzałem na niego wstrząśnięty.
- Niweluje go, jeśli, zaraz
pójdziemy po Lichtenstein, i wyjdziemy z tego cholernego więzienia.
Szukanie dziewczyny mogło zając
wiele czasu, szczególnie, że droga była strasznie ciemna i nie miałem zielnego
pojęcia gdzie jest. Nagle Szwajcaria wstał chwiejnie patrząc się na korytarz.
- Ktoś tu idzie.
Słysząc to, spojrzałem na ciemny
tunel, czekając na to, kto zaraz się ujawni. Dopiero po chwili byłem zdolny
usłyszeć czyjeś kroki. Oboje przygotowaliśmy się w razie potrzeby do ataku.
Jednak, Szwajcar opanował się nagle, idąc w kierunku postaci przed nami.
- Co ty robisz, wracaj! -
krzyknąłem, ale zupełnie mnie zignorował.
Z cienia wyłoniła się drobna
postać blondynki o szmaragdowych oczach. Wyprostowałem się, nie rozumiejąc
tego, co się teraz działo. Szła chwiejnie, zupełnie jak marionetka, kiwając się
na różne strony.
Dlaczego to zrobiła…? Właśnie Lichtenstein, o którą pytał się Szwajcaria idzie prosto na nas, zupełnie odłączona od zmysłów. Zmarszczyłem brwi, uświadamiając sobie jeden fakt.
Dlaczego to zrobiła…? Właśnie Lichtenstein, o którą pytał się Szwajcaria idzie prosto na nas, zupełnie odłączona od zmysłów. Zmarszczyłem brwi, uświadamiając sobie jeden fakt.
- Słyszy nas… - powiedziałem
cicho. Rozejrzałem się dookoła, szukając czegoś, co pozwoliłoby mi stwierdzić
ten fakt, ale niczego nie mogłem dostrzec.
Żołnierz, zatrzymał idącą w amoku
dziewczynę, biorąc ją na ręce. Próbował do niej mówić, ale reagowała również
tak samo jak on, gdy ja mówiłem do niego. Odwrócił się do mnie.
- Jak ją wybudzić? - powiedział
stanowczo, dając mi do zrozumienia, że muszę znać odpowiedź.
Przez to, co robiła Sora czułem
się winny wobec swoich przyjaciół. Zagwizdałem krótko. Feniks podniósł się z
ziemi podchodząc do mnie. Chwyciłem jego wodze, podchodząc do Szwajcara.
- Połóż ją na nim, nie spadnie.
Wyjdziecie stąd, jak najszybciej - włożyłem nóż do jego kieszeni, podając też
wodze - Ja muszę znaleźć pewną osobę, spróbuj zadać jej inną ranę i wołać do
niej. Po tym cię uderzyłem, ale może znajdziesz inny sposób…
Czułem się przytłoczony
odpowiedzialnością, jaką muszę na siebie wziąć za to, co się stało. Wyminąłem
go i ruszyłem dalej, słysząc tylko jak kopyta mojego przyjaciela oddalają się
coraz to bardziej.
Nie zdawałem sobie sprawy tego, że może nie być tą samą osobą, co kiedyś; wrażliwą i opanowaną. Teraz wyglądało to tak, jakby chciała każdemu zadawać ból.
Nie zdawałem sobie sprawy tego, że może nie być tą samą osobą, co kiedyś; wrażliwą i opanowaną. Teraz wyglądało to tak, jakby chciała każdemu zadawać ból.
Trafiała w ich najsłabsze punkty. Wiedziałem
od dawna, że tym Szwajcarii jest właśnie Lichtenstein. Co ona mu pokazała? Jej
śmierć…? W takim razie ona widzi dokładnie to samo z drugiej strony.
Nie zwracałem uwagi, na jakieś
milion kawałków szkła w moich butach. Mijałem jeszcze kilku z nas, ale nie
pomogłem im, co by to dało, skoro znajdując ją mogłem powstrzymać to
szaleństwo.
Deszcz pada na moje policzki
Czuć słaby zapach łez
Ciepłe spojrzenia, na twarzach podróżników
Muzyka z naszego dzieciństwa
Słabe echa w tle
wspomnienia, które beznadziejnie chciałam pamiętać wędrowały bez celu
Słabe echa w tle
wspomnienia, które beznadziejnie chciałam pamiętać wędrowały bez celu
Odleciałam ze snu
na drobnych skrzydłach
do miejsca, w którym wspomnienia nie znikają
nasze głosy unoszą się
nad odległymi oceanami i niebem
W ciemnościach nocy
rozświetla mnie ciepłe spojrzenie na twojej twarzy
chce cię w końcu zobaczyć...
Śpiew, unosił się wręcz w
powietrzu, czułem, że był inny od tych, które słuchałem w przeszłości. Przez to,
co teraz śpiewała, nie uchodziło nic poza żalem.
- Gdzie jesteś? - zapytałem
ciekawy jej reakcji.
Chwile później, przed moimi
oczami ukazała się święcąca granatowa linia. Kierowała się wzdłuż korytarza,
kończąc się na ogromnych drzwiach, do środka sali konferencyjnej. Dlaczego
akurat tam?
Ruszyłem do przodu, idąc wedle
narysowanej dla mnie lini. Gdy byłem już przy samych drzwiach, zauważyłem znaną
mi osobę, a więc co silniejszych trzymała przy sobie - pomyślałem.
Ameryka otwierał mi właśnie drzwi do środka, ukazując mroczny widok wewnątrz sali. To, co dało się widzieć, jako pierwsze był mój "tron" stojący na długim stole i wiele ciał na podłodze.
Ameryka otwierał mi właśnie drzwi do środka, ukazując mroczny widok wewnątrz sali. To, co dało się widzieć, jako pierwsze był mój "tron" stojący na długim stole i wiele ciał na podłodze.
Trzy z nich wyróżniały się
znacząco. Bowiem były bezwładnie oparte o mój tron.
- Austria, Rosja…? -
powiedziałem, ledwo dobierając słowa. Teraz rozumiałem. Ona chce zemścić się za
to, co działo się sto lat temu… za jej śmierć.
Podszedłem bliżej, bo nie mogłem
rozpoznać trzeciej postaci. Drzwi za mną zamknęły się głośno, odwróciłem się w
ich kierunku. Wysoki pokaźnie zbudowany blondyn, opierał się o nie. Chwile
później, Ameryka zsunął się na ziemię bezwładnie.
Idąc dalej, omijałem Anglię, Francję, Chiny, Hiszpanie i Niemca…
Idąc dalej, omijałem Anglię, Francję, Chiny, Hiszpanie i Niemca…
Każde z nich leżało tak samo jak
reszta. Więc jednak, nie pozwoliła nikomu uniknąć tego, co zamierzała zrobić
zaborcom. Gdy byłem już przy samej krawędzi stołu, mogłem zobaczyć twarz
trzeciego z nich.
- Ni- niemożliwe… - otworzyłem
szeroko oczy, nie wierząc w to, co widzę. Siwe włosy, tylko on może takie mieć…
to przecież -
- Prusy - dokończyła za mnie.
Natychmiast spojrzałem, w miejsce
skąd dochodził dźwięk jej głosu. Oparta była o oparcie fotela, trzymając głowę
na jego ramie.
Byłem tak wstrząśnięty, że nie
wiedziałem, co myśleć. Co zrobić? Przytulić ją? Złościć się? Sprawdzić, czy
mówi prawdę, że to właśnie on? Nie miałem pojęcia.
- Zmieniłeś się - spojrzała na
mnie melancholijnym wzrokiem. Mogłem zobaczyć tylko jedno jej oko, które
iskrzyło się żywą czerwienią, były zupełnie inne od tych, które pamiętałem. I
ten dystans, który nas dzielił, dla mnie przypominało to przepaść. Nie mówiła
nic więcej, chyba czekała na to, co sam powiem.
- Ty również, się zmieniłaś -
powiedziałem ledwo dobierając słowa.
Chyba nie na to czekała, bo na
jej czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Spojrzała w bok, prostując się.
Odeszła od fotela, zamykając na chwilę oczy. Nie rozumiałem, czemu, ale nie
musiałem czekać na kolejny ruch. Prusy wstał chwiejnie idąc tuż za nią, był kompletnie wyłączony ze świadomości.
Byłem opanowany, mimo to. Szczerze, nie czułem szczególnej ochoty zajmować się teraz nim. Najbardziej zależało mi na niej. To, co robiła mogło przynieś niewyobrażalnie złe konsekwencje. A ja nie mógłbym nic wtedy zrobić, moja polityka nie jest w ogóle brana pod uwagę.
Byłem opanowany, mimo to. Szczerze, nie czułem szczególnej ochoty zajmować się teraz nim. Najbardziej zależało mi na niej. To, co robiła mogło przynieś niewyobrażalnie złe konsekwencje. A ja nie mógłbym nic wtedy zrobić, moja polityka nie jest w ogóle brana pod uwagę.
- Dlaczego to zrobiłaś? -
zapytałem podchodząc do niej.
Po chwili ktoś odetchnął ciężko.
Włochy ocknął się na chwile ze snu, wstając. Zatrzymałem się, widząc jak ten
podsuwa jej swoje krzesło, aby mogła zejść z wystawnego stołu, Prusak
bezszelestnie szedł wciąż za nią.
Nie mogłem oderwać od niej oczu,
była taka… władcza. Widać ma teraz państwa za niepotrzebny byt.
- Wiesz, czemu - stanęła
naprzeciw mnie. Była niesamowicie piękna, już nie przypominała niezdecydowanej
dziewczyny, o radosnym spojrzeniu, teraz była kobietą, która, nie mogła znieść
tego, co ją spotkało, tak bynajmniej widziałem to ja.
- Zabicie ich nic nie da, a cała
reszta nie była w to wmieszana - powiedziałem patrząc na Anglika leżącego obok
- Jak mogłaś zrobić coś takiego Szwajcarii, czy Liechtenstein? Pomagali ci tyle
razy - spojrzałem na nią pełen złości, zaciskając dłonie w pięści.
Cofnęła się o krok do tyłu. Spojrzała
na swoje dłonie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Nie chciałam tego… - odwróciła
po chwili wzrok - Wiesz, że nie potrafię kontrolować tego tak jakbym chciała…
tak jak kiedyś.
Odwróciła się ode mnie podchodząc
do okna. Dopiero teraz zorientowałem się, że jest pełnia. Oświetlał ją księżyc,
miałem wrażenie, że świeci tylko na nią.
Nie mogłem być ze sobą szczery od samego początku. Przecież powinien, kombinować, wyciągnąć ją stąd i uwolnić innych, ale nie wiedziałem czemu to wszystko odchodziło na drugi plan. Moje oczy jak zahipnotyzowane odprowadzały ją chłonąc niesamowity widok. Dopiero teraz chyba rozumiałem, na czym polegała różnica między kobietą, a dziewczyną, była przytłaczająca. Długie nogi, i piękna postawa, otulona jej złotymi kosmykami, na dodatek musiała stanąć w miejscu gdzie promień księżyca był najbardziej wyrazisty. Czułem jak miękną mi nogi... Ledwo co potrafiłem się do niej odezwać w karcącym tonie. Tak naprawdę nie czułem, aż takiej złości jak na początku.
- Dalej kochasz grę na pianinie, prawda? - zapytała po chwili, kładąc palce na klawiszach czarnego, hebanowego pianina. Nie wiedziałem, że w tej sali w ogóle jakiś był.
Usiadła przed nim, kładąc powoli dłonie na białych przyciskach.
- Dalej kochasz grę na pianinie, prawda? - zapytała po chwili, kładąc palce na klawiszach czarnego, hebanowego pianina. Nie wiedziałem, że w tej sali w ogóle jakiś był.
Usiadła przed nim, kładąc powoli dłonie na białych przyciskach.
Wypowiedz
moje imię, a będę wiedziała, że wróciłeś
Znów na chwilkę tu jesteś
Och... Pozwól abyśmy podzielili się wspomnieniami
Którymi jedynie my możemy się dzielić
Opowiedz mi o
Dniach zanim się narodziłam
Jacy byliśmy jako dzieci
Dotykasz mej dłoni
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być
Wdychamy powietrze, czy pamiętasz
Jak zwykłeś dotykać mych włosów?
Nie zdajesz sobie sprawy, że wciąż trzymam Twoją dłoń
Po prostu nie wiesz, że jestem przy Tobie
To tak mnie rani
Teraz modlę się, byś wkrótce został uwolniony
Do miejsca, gdzie należysz
Dotykasz mej dłoni
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być
Wypowiedz me imię, proszę, pamiętaj kim jestem
Odkryjesz mnie we wczorajszym świecie
Znów odpływasz, tak daleko ode mnie
Kiedy pytasz się mnie kim jestem (odniosłabym się do momentu, z początkowych rozdziałów :))
Wypowiedz moje imię
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być
Wypowiedz me imię
Znów na chwilkę tu jesteś
Och... Pozwól abyśmy podzielili się wspomnieniami
Którymi jedynie my możemy się dzielić
Opowiedz mi o
Dniach zanim się narodziłam
Jacy byliśmy jako dzieci
Dotykasz mej dłoni
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być
Wdychamy powietrze, czy pamiętasz
Jak zwykłeś dotykać mych włosów?
Nie zdajesz sobie sprawy, że wciąż trzymam Twoją dłoń
Po prostu nie wiesz, że jestem przy Tobie
To tak mnie rani
Teraz modlę się, byś wkrótce został uwolniony
Do miejsca, gdzie należysz
Dotykasz mej dłoni
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być
Wypowiedz me imię, proszę, pamiętaj kim jestem
Odkryjesz mnie we wczorajszym świecie
Znów odpływasz, tak daleko ode mnie
Kiedy pytasz się mnie kim jestem (odniosłabym się do momentu, z początkowych rozdziałów :))
Wypowiedz moje imię
Kolory nabierają życia
W Twym sercu oraz umyśle
Przekraczam granice czasu
Zostawiam dziś, by znów z Tobą być
Wypowiedz me imię
Skuliła się, obejmując swoje ramiona. Wyglądała naprawdę
niepozornie. Poszedłem do niej, kładąc dłoń na jej włosach. Poczułem jak
wzdryga się pod moim dotykiem.
- Myślisz, że dalej nie wiem, kim jesteś? - powiedziałem
opierając głowę o jej ramię - Bałtyku…
- Nie wiedziałam, że
jak się obudzę, nie będę mogła być dawną sobą… moje gorsze instynkty zdały się
ukryć na długi czas… - obróciła się przodem do mnie. Czułem jej oddech na
skórze, przyjemne uczucie.
Jej oczy przeszyły mnie. Stanęła na palcach, obejmując moją
twarz w dłoniach. Nie mogłem ukrywać, że pożądałem jej czerwonych ust, równie
mocno jak ona moich. Pocałowałem ją czule i zapamiętale.
- Musisz to skończyć - powiedziałem, odsuwając się od niej -
Rozpętasz tu piekło, jeśli nie przestaniesz.
- Piekło…? Miejsce, w którym wy mieszkacie można nazwać
tylko w taki sposób. To, co robicie przez stulecia, nie potrafi nikt inny. Co a
różnica, jeśli ja zrobię dokładnie to samo?
Podeszła do prusaka, przyglądając mu się uważnie. Był od niej
wyższy, zresztą jak zawsze. On nie zmienił się przez te lata. Teraz, gdy
zwróciła na niego uwagę, byłem ciekaw, jakim sposób mu się udało, tak samo jak
mi? Przecież on nie ma już domu.
- Węgry - przerwała moje rozmyślenia, podając jednocześnie
odpowiedź - Ona miała w tym swój udział, ale oczywiście nie większy niż Rosja…
chcesz znać wszystkie odpowiedzi, Polsko? - zapytała, zmieniając ton głosu na
bardziej ostry, zwracając szczególny akcent pod moim imieniem.
Jej suknia pod wpływem jej miękkich kroków
falowała wdzięcznie, owinięta wokół jej niezwykle uwodzicielskiego ciała.
Spróbowałem nie patrzeć na nią tak przenikliwie, zaś skupić się na jej oczach.
Sądząc z doświadczenia, i tego, co teraz widziałem wpłynęła na wszystkich
iluzją zamkniętą w ich głowach. Każdy dźwięk, który wydobywał się z jej ust
mógł zrobić ze mną to samo.
- Patrzysz na mnie zupełnie inaczej - zwróciła
się do mnie - Myślałeś, że zawsze będę taka jak kiedyś? Jedno się nie zmieniło.
Mam gdzieś waszą politykę, mapy, hierarchię oraz - tu skrzywiła się nie ładnie
- Zasady. Ale… nie musisz być czujny, gdybym chciała ci coś zrobić, uwierz
zrobiłabym to nim przekroczyłeś próg tego miejsca.
Odwróciła się gwałtownie zarzucając długimi
włosami. Wskazałem na prusaka, stojącego niczym zobmie na środku sali.
- Powiedź mi, dlaczego on żyje. Nie powinien żyć
od dawna, nie mu już niczego…
- Tu się mylisz - westchnęła, zatrzymując się -
Pamiętasz, co powiedział wam Rosja?
Zastanowiłem się usiłując sobie przypomnieć.
- Zabił go na mojej ziemi, i zakopał jak
człowieka - opowiedziałem pewnie, nie mogąc zrozumieć, do czego dąży.
Uśmiechnęła się smutno, przywołując w myślach,
jakieś dalekie wspomnienie.
- Tak naprawdę nie zakopał go, ani też nie
pogrzebał - powiedziała spokojnie, zerkając na bladą twarz Prus - Nie jest
państwem, nie jest człowiekiem, nie wiem, kim się stał, ale jedno wiem na
pewno, Rosja go nie zabił. Pozbawił go najważniejszego, domu i wolności, ale
niczego więcej.
Przez wybite okno wdał się gwałtowny wiatr,
mierzwiąc mi tym samym włosy. Trochę chłodu rzeczywiście by mi się przydało, bo
napływ informacji, zaczynał mnie przerastać.
- Mówiłaś, że Węgry miała coś z tym wspólnego, że
dzięki temu żyje - zacząłem, starając się uporządkować myśli.
- Polsko, nie chcę ci tego tłumaczyć -
westchnęła, po raz pierwszy uśmiechając się. Gdy zobaczyła, że jej się
przyglądam, od razu zmieniła wyraz twarzy - Rosja miał wszystko pod kontrolą,
Prusaka również, bo spędził cały ten czas w jego osobistej celi, którą oboje
znamy. Na sybirze, ciężko jest się przeciwstawić morderczej naturze, i woli jej
pana… - spojrzała na swoje dłonie, które mimo całej jej przemiany dalej nosiły
piętno morderczych odmrożeń. Widać, ciężko było jej je znosić.
Podszedłem do niej mijając ciała, leżące między
nami. Chwyciłem jej dłonie, przykładając je sobie do ust.
- Proszę cię - powiedziałem cicho - przestań. Mam
dosyć wojen, śmierci, i ciągłych konfliktów. Jestem ci wdzięczny, że robisz to
dla nas obojga, ale cokolwiek byś nie zrobiła, czasu nie cofniemy, możemy tylko
wyciągać wnioski.
Wciągnęła głęboko powietrze, odsuwając się ode
mnie.
- Nie… nie chce - sięgnęła do opadłych kosmyków,
które zasłaniały jej jedno oko - Ja chcę ich zabić…
Szybkim ruchem odsłoniła ukryte do tej pory oko
ujawniając mi coś, co tak dobrze znałem. Piękna zieleń jej oka, odbijała się
teraz w moich własnych. Drugie iskrzyło się czerwienią, było takie inne, od
szmaragdu, którego ukrywała pod pasmami włosów.
Nie wiedziałem, co myśleć, ani robić. To przecież w połowie Sora i Bałtyk, dwie osoby zlane w jedną.
Nie wiedziałem, co myśleć, ani robić. To przecież w połowie Sora i Bałtyk, dwie osoby zlane w jedną.
- Jak… ? - zdołałem z siebie wykrztusić, nie
mogąc oderwać się od jej spojrzenia.
- Widzisz? Nic nie jest takie jak było… -
powiedziała, a z jej oczu zaczęły płynąć pojedyńcze łzy. Położyła dłoń na swoim
gardle, wzdrygając się przed swoim własnym dotykiem - Nie mogłam mówić,
traciłam powoli wzrok, a fala odrętwienia, zalała moje ciało… Twój krzyk,
przerażający ból, panika, gniew, rozpacz. Tak wiele rzeczy wtedy czułam i
słyszałam… Umierałeś. Jednak, ja wszystko widziałam.
Naprawdę nie miałem siły tego słuchać, to
wszystko mnie przerastało. Serce waliło mi młotem, ledwo, co trzymałem się na
nogach. Uświadomiłem sobie, że wciąż żyła, kiedy oboje byliśmy powoli wykańczani
przez zaborców. Nawet to, co jej powiedziałem, przed śmiercią. Słyszała to.
- Czy ty, wiesz, co ci powiedziałem, co zrobiłem,
zanim oboje…
Przytaknęła, robiąc kolejny krok w tył.
- To dzięki temu, co zrobiłeś przeżyłam -
uśmiechnęła się smutno - cóż za paradoks, prawda? Brzmi tak niewiarygodnie, a
jednak coś takiego uratowało mi życie.
Spróbowałem sobie przypomnieć, czy zrobiłem coś
więcej niż tylko powiedzenie jej mojego imienia i pocałunku, ale byłem pewien,
że nic innego nie byłem w stanie wtedy zrobić. Spojrzałem na nią bacznym
spojrzeniem, nie mogłem pojąć, o czym mówiła.
- Ty dalej nie wiesz… - stwierdziła, nie kryjąc
szoku na twarzy. Po chwili wybuchła melodyjnym śmiechem - Polsko, przechodzisz
teraz samego siebie!
- H-hej! Daj mi spokój! - syknąłem, rumieniąc
się.
Nie przestała się śmiać. Ja natomiast, wyryłem
sobie w pamięci ten widok, chyba na całe życie. To jak urywek ze snu, z naszego
wspólnego dzieciństwa. Tak ją pamiętałem, radosną, energiczną i jednocześnie
dla mnie niezrozumiałą. Teraz, po prostu byliśmy dorośli. Wciąż tam była,
postać z moich wspomnień.
- Pocałowałeś mnie - powiedziała uspokajając się.
Jej oczy zabłysły, załzawione od śmiechu - Wtedy, przez przypadek, oddałeś mi
swoją krew… Dlatego, mogłam przypominać ciebie jako Sora. Dlatego moje oczy
były tego samego odcieniu jak twoje, i dlatego… nie mogłam wyobrazić sobie
chwili bez ciebie… - przerwała, uśmiechając się do mnie łagodnie - Z każda moją
piosnką, moja część siebie, ustępowała tej drugiej. Tylko wtedy… Pamiętam, pierwsze
dni w twoim domu, z którego nie musiałam już odchodzić, mogłam żyć tam z tobą,
słuchając twojej gry na pianinie, naprawdę pięknie grasz wiesz? - zemknęła na
chwilę oczy, nucąc ową melodię.
Nawet nie wiedziałem, kiedy cofnąłem się do okna,
opierając się o parapet. Odłamki szkła, które wbijały mi się w palce, pomagały
mi, chociaż pozostać w tej rzeczywistości.
Jak wiele rzeczy mi umknęło, przez te stulecia? Dlaczego nie mogłem pojąc wszystkiego od razu…
Dziewczyna, kołysała się wdzięcznie, a jej lekkie włosy, falowały pod wodzą jej ruchów. To moja wina, że to wszystko się tak potoczyło, jak dugo czekała na to by mnie spotkać i móc jak kiedyś ze mną rozmawiać, i… mieć okazję do zemsty. Czułem się winny wyjaśnień. Z tej perspektywy, wszystko zaczynało nabierać sensu.
Jak wiele rzeczy mi umknęło, przez te stulecia? Dlaczego nie mogłem pojąc wszystkiego od razu…
Dziewczyna, kołysała się wdzięcznie, a jej lekkie włosy, falowały pod wodzą jej ruchów. To moja wina, że to wszystko się tak potoczyło, jak dugo czekała na to by mnie spotkać i móc jak kiedyś ze mną rozmawiać, i… mieć okazję do zemsty. Czułem się winny wyjaśnień. Z tej perspektywy, wszystko zaczynało nabierać sensu.
- Przepraszam, gdybym wiedział, na pewno… -
zacząłem.
- Nie mogłeś wiedzieć - przerwała mi. Jej taniec
się skończył, a ostatnie dozy radości, na powrót przeistaczały się w
melancholię - W dzieciństwie, nie chciałam niczego wiedzieć, rozmyślać,
chciałam po prostu spędzać z kimś czas, nie być samotną, na pustych taflach
wody. Pierwszego spotkałam Rosję, zanim stał się taki jak widzisz go teraz… -
odwróciła wzrok, starając się na mnie nie patrzeć - Gdy zaczął dorastać, jego
szefostwo wpoiło mu do głowy wiele złych rzeczy… z każdym razem zaczynał
oczekiwać ode mnie zbyt wiele. Wtedy spotkałam ciebie, tamtego dnia, w nocy. To
wiele we mnie zmieniło, wiesz? Pomoc, jaką tobie udzieliłam, było ku temu
pierwszym krokiem. To było dawno, ale to, co zrobili Prusy, Austria i Rosja,
tamtego dnia to coś zdecydowanie więcej, niż jedna z waszych potyczek - jej
barwa głosu znowu stała się ostra i zdecydowana.
Westchnąłem, zatapiając twarz w dłoniach. Byłem
rozdarty, tak bardzo mi na niej zależało, ale miałem wybór ją albo wszystkich
innych.
- Zabijesz ich - podsumowałem, podnosząc na nią
wzrok.
Otworzyła lekko usta, jakby nie wiedząc, co mi
powiedzieć.
- Polsko… chcę tego, czekałam na to, ja… nie
wiem, co innego może mi pomóc o tym wszystkim zapomnieć… - spojrzała na mnie
tak przenikliwie, że nie wiedziałem, jakiego rodzaju uczucie wraz z nim we mnie
zaszło. Czułem się zupełnie pusty, tak bardzo mi czegoś brakowało, i możliwe,
pewnych słów z jej strony.
- To jest to, czego chcesz? Odzyskałaś życie, i
chcesz je wykorzystać w ten sposób…? - biło wręcz ze mnie doświadczenie z
własnych przemyśleń. Bo wiem, co czuła - To jest dla ciebie najważniejsze?
Otworzyła szeroko oczy, nie spodziewając się tego
typu pytań ode mnie. Przygryzła wargę, otulając ramiona dłońmi. Nie
odpowiedziała.
- Możliwie nie byłaś w pełni sobą, przez ten
czas, ale ja nie czułem i nie czuję różnicy. Wiem, że dalej jesteś tą samą
osoba, którą spotkałem wieki temu, moją przyjaciółką, i rodziną. Zawsze nią
byłaś, i jesteś.
Zawiodłem Cię, sprawiłem Ci
ból?
Powinienem czuć się winy, może powinienem pozwolić sędziom marszczyć brwi?
Zobaczyłem koniec przed rozpoczęciem
Tak, wiedziałem że byłaś zaślepiona i wiedziałem że wygrałem
Więc wziąłem co nadane mi przez wieczne prawo
Wywiodłem twoją dusze w mrok
To może być koniec, ale to nie zakończy się tutaj
Jestem tu dla ciebie, jeśli tylko ci zależy
Powinienem czuć się winy, może powinienem pozwolić sędziom marszczyć brwi?
Zobaczyłem koniec przed rozpoczęciem
Tak, wiedziałem że byłaś zaślepiona i wiedziałem że wygrałem
Więc wziąłem co nadane mi przez wieczne prawo
Wywiodłem twoją dusze w mrok
To może być koniec, ale to nie zakończy się tutaj
Jestem tu dla ciebie, jeśli tylko ci zależy
Dotknęłaś mojego serca, dotknęłaś mojej duszy
Zmieniłaś moje życie i moje cele
Miłość jest ślepa, wiem kiedy moje serce było zaślepione przez Ciebie
Całowałem twoje usta, tuliłem twoją głowę
Dzieliłem z Tobą sny, dzieliłem z Tobą łóżko
Znam Cię dobrze, znam twój zapach
Jestem od Ciebie uzależniony
Żegnaj ukochana
Żegnaj przyjaciółko
Byłaś tą jedyną
Byłaś tą jedyną dla mnie
Jestem marzycielem, ale kiedy nie śpię
Możesz złamać mojego ducha- przez marzenia, które mi odbierasz
I kiedy ruszasz naprzód, pamiętaj mnie
Pamiętaj nas i pamiętaj tych, kim byliśmy
Widziałem jak płaczesz, jak się śmiejesz
Obserwowałem jak drzemałaś
Mógłbym być ojcem twojego dziecka
Mógłbym spędzić z Tobą życie
Znam Twoje lęki, ty znasz moje
Mieliśmy wątpliwości, ale teraz jest dobrze
Kocham Cię, przysięgam, że to prawda
Nie potrafię żyć bez Ciebie
Żegnaj ukochana
Żegnaj przyjaciółko
Byłaś ta jedyną
Byłaś tą jedyną dla mnie
Stale trzymam twoją dłoń w mojej
W mojej, kiedy jestem uśpiony
I obnażę przed Toba moją duszę
Kiedy będę klęczeć u Twoich stóp
Żegnaj ukochana
Żegnaj przyjaciółko
Byłaś ta jedyną
Była tą jedyną dla mnie
Jestem taki pusty kotku, jestem taki pusty
Jestem taki, jestem taki, jestem taki pusty
WOO
OdpowiedzUsuńWOOO
Wohoo
Dziewczyno,
wooo
Chwila,
WOHO
Morze uczuć mnie zalało. Dosłownie. Mocny, chyba najlepszy rozdział dotychczas.
"Sora, znaczy niebo, a za tamtych czasów, ona była
moim. Zawsze otaczającym mnie, troską i
odwiecznym bacznym wzrokiem, oddalającym mnie
od niebezpieczeństw.
Teraz moja kolej." - wielbię ten fragment, wogóle Sora taka majestatyczna, potężna, odgrywa swoje pierwsze lub ostatnie "danse macabre" , piosenki genialne, a ich tekst tak doskonale wpasowany. Polska *^* taki dojrzały ^^ dalej utrzymuję i zapewne będę utrzymywać: jesteś najlepsza! O, i jeszcze moje kochane opisy, świetnie pozwalają wczuć się w ten klimacik :> Życzę weny :>> i kolejnych rozdziałów :>>>
Yasha
Ps. Mówiłam już że wielbię? :3
Ja... ja naprawdę nie wiem co powiedzieć... to był najpiękniejszy rozdział ze wszystkich. Barwne opisy sprawiły, że 'przeniosłam się' do tamtego świata i widziałam wydarzenia oczami bohaterów. Nie obeszło się bez łez - w kilku momentach naprawdę się wzruszyłam. Polska nareszcie się obudził, bardzo mi go brakowało w tej opowieści. No i był PruHun, dziękuję Ci za to. Nie wiem co mogę jeszcze dodać, jest po północy a ja zalana łzami leżę w łóżku i piszę komentarz, choć prawie nic przez te łzy nie widzę.. Jestem zachwycona tym rozdziałem i z niecierpliwością czekam, jak historia się potoczy i co stanie się z państwami. Pozdrawiam gorąco. ;)
OdpowiedzUsuńK-koniec?... Ale.. dlaczego?
OdpowiedzUsuńTa opowieść jest naprawdę wspaniała... Nawet nie wiem, co powiedzieć. To smutne... Z pewnością jeszcze kiedyś znów tu wrócę i ponownie przeczytam ten blog.. Bardzo bym chciała, żebyś stworzyła coś jeszcze.. Twój styl pisania, to co słuchasz, to to... Jest wspaniałe. Jeszcze nic nie wywarło na mnie takiego wrażenia jak twój blog. Chciałabym mieć u siebie egzemplarz książki zawierający tą opowieść. Po prostu... to jest piękne.....
~maisha737
Łał... po prostu łał... tak jak reszta komentujących nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńMimo, iż kocham tego bloga i mniej więcej domyślałam się większości rzeczy to jeszcze żadna notka tak mnie nie poruszyła. To było coś niesamowitego! Serio, jest północ, a ja siedzę oniemiała patrząc w ekran laptopa. Brak słów aby opisać emocje bijące z tego rozdziału! Mam nadzieję, że to jeszcze nie jest koniec... (prawda? D:). Z chęcią bym przeczytała dōjinshi na podstawie tego opowiadania...jest wielu mangaków-amatorów, którzy mogli by się podjąć tego działania...ah marzenia :D Aha, jeszcze jedno. Do niedawna to opowiadanie było w ścisłej czołówce najlepszych fanficków jakie czytałam. Teraz już jest na pierwszym miejscu!
Wiem że nie skomentowałam poprzedniej notki przepraszam ^ ^" No ale dobra co do rozdziału był po prostu genialny! Q.Q
OdpowiedzUsuńScena między Prusami a Węgrami była taka... taka słodka nooo! <3 Widać w niej prawdziwy temperament tych państw xD W ogóle byłam zaskoczona że Prusy pisała do POLSKI! O.O Normalnie szok!
No i Feliks nam się obudził... Najwyższy czas nie ma co... Hahaha nieźle śmiać mi się chciało gdy Polska czytała list o Pruska xD Te jego komentarze no nie mogę xD Ech strasznie żal mi Szwajcarii i Lichtenstein... Kurczę strasznie ich polubiłam...
Jeżeli chodzi o scenkę Polski i Bałtyku to mogłabym nieźle się rozpisać na temat moich przeżyć ale oszczędzę tego xP W każdym bądź razie to było świetnie! Czuć było tyle uczuć i w ogóle! Strasznie się na tym wzruszyłam <3
Co do piosenek to są dobrane po prostu bajecznie Q.Q Naprawdę nie mogę Q.Q
Pozdrawiam i weny Suzu :*
Tak czytam, i czytam i słucham. Ja wiedziałam, że Sora to Bałtyk, od jakiegoś czasu, ale nie wiedziałam, że będzie zła. I biedny Szajcaria. Aż się boję spytać, co takiego musiał widzieć. Ja rozumniem zę Bałtyk chce się zemścić, no ale żeby zabić ??? I piosenki dobrałaś super. E-pi-ckie. Najpierw to było jakby Romeo i Julia, a teraz… Koszmar T.T
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki. Oglądasz Fairy Tail ??