poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 60 " Memories"


- Polsko
Dookoła panowała zupełna cisza, nie słyszała żadnych szeptów, ani odgłosów świata zewnętrznego. Uczucie pochłaniającego ją zimna, znikło już dawno temu, teraz panowało ciepło, dzięki, któremu sen nie był tak nieprzyjemny, zastąpił go natomiast, zupełny brak poczucia czasu. Otwierając powoli oczy, na powrót zapoznała się z bólem, po zimnej wodzie, która spowodowała podrażnienie oczu. Nie pozwalał jej zobaczyć niczego, a widok był niewyraźny i pozbawiony kształtów. Przestała o nim myśleć wraz z chwilą, kiedy obraz pomieszczenia zaczął być pełny i widoczny. Tykanie zegara wiszącego na ścianie, było teraz nawet za głośne, tykające wskazówki wyznaczały pełną godzinę, a po mieszkaniu, rozbrzmiała piękna melodia, którą można usłyszeć na tańcach i wystawnych balach. To tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że znajduje się w domu wysokiego blondyna o lekkim męskim zaroście i ciemnych niebieskich oczach. Melodia ucichła. Zamknęła na powrót oczy, w jej głowie szumiało wiele niepoukładanych myśli, ktoś krzyczał, w tak przeraźliwy sposób, że na sam jej dźwięk, zaczynała odczuwać współczucie dla danej osoby. Krył tyle smutku i złości. Nagle jej uwagę skupiły dźwięki, dochodzące zza pomieszczenia, zdawały się coraz to bliższe, lekkie ale szybkie kroki stawiane przez daną osobę, sugerowały, że była to jedna z pokojówek Francji. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się, nieprzyjemny skrzyp i zapach świeżych róż, rozeszły się po pokoju. Ciche kroki wędrowały wokół łóżka szybko i zwinnie. Woń kwiatów, docierała z miejsca obok niej, teraz ich zapach na powrót wypełniał dom chłopaka. Nieznajoma osoba, poprawiała jej poduszkę, nie chciała otwierać oczu, ale miała nadzieję, że kobieta usłyszy jej głos, pomimo tego, że ból gardła pożerał ją od wewnątrz. Możliwość zapytania o kogoś, kto znajduje się teraz daleko, daleko od tego domu, zapewne śpiącego leniwie na łóżku, mogła zdarzyć się tylko teraz, aby Francja nie miał o niczym pojęcia.
- Polska..gdzie..
Czuła jej oddech na twarzy. Ulżyło jej wiedząc, że ją usłyszała, przerywając swe czynności.
..- Obudziła się pani? Zaraz zawołam pana Francję.
Przytrzymałam ją za rękaw. Otwierając oczy i narażając je na bolesne światło dochodzące zza okna.
- Co się stało..byłam pod wodą..
Była wysoka i z całą pewnością jej uroda nie należała do przeciętnych. Młoda dwórka uśmiechała się, chowając jasne włosy za ucho. Z wyglądu przypominała Francję, zresztą, jak wszyscy w tym dziwnym pałacu. Po chwili na jej policzkach rozpromienił się rumieniec, rozmarzyła się patrząc jej głęboko w oczy.
..-Została pani uratowana przez pana Francję, to musiało być niesamowite, prawda? Pan opowiedział całej służbie, jaki jest wspaniały
Uwielbienie w jej oczach było, aż przesadne. Sora słuchała jednak tego, co mówi, aby zrozumieć to, co się zdarzyło kilka godzin temu. Służka mówiła dalej nie przejmując się już, leżącą dziewczyną i tego, czy w ogóle ją słucha, pogrążona była we własnej wyobraźni.
- Jeździła pani za daleko, lód z takiej odległości nie jest stabilny. Panicz Francja chciał panią zatrzymać, ale nie zdążył przed załamaniem się lodu. Oboje byliście na skraju śmierci, ale dzięki bohaterskiemu nastawianiu Pana, uratował panią i co najważniejsze siebie.
Ostatnie zdanie kobiety nie było zbyt miłe, ale każde słowa, które powiedziała nie były zbyt przekonujące. Nie wiedziała już, czy to, co mówi jest prawdą, w głębi duszy, nie tak to wszystko zapamiętała. Wolała jednak nie trwonić tego co zaszło, to i tak bez znaczenia, bo nic się nie zmieniło.
-Niestety pan Francja ma kilka siniaków..
Wyraźnie zasmuciła się tym faktem, jakby to było coś strasznego. Jednak, z tego wszystkiego wynikało, że jest dłużna mu coś więcej niż tylko, samą gościnę. Pragnienie zobaczenia Polski i spotkania się z nim było bardzo silne, ale spędzanie czasu z Francją, również nie należało do złych, wręcz chciała jeszcze chwile tu być.
- Zawołaj go proszę
Posłusznie wyszła z pokoju, biegnąc po Francję. Nie trwało to długo, przybycie Francji zajęło tylko kilka sekund. Biała koszula rozpięta przy szyi i ciemne spodnie leżały na nim idealnie, Sora spojrzała na dwórkę znajdującą się przy drzwiach, jej oczy patrzyły na Francję pełnym oddania wzrokiem. Nagle chłopak znalazł się obok niej, niemalże wchodząc na łóżko. Jego duża, silna dłoń, wędrowała po jej policzku, powodując uroczy uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Wiedziałem, że się obudzisz, tęskniłem. Wybacz, to wszystko moja wina.
Oparł głowę na kołdrze. Wyglądał tak podobnie do niego Dłoń Sory powędrowała na jego głowę, głaszcząc i poprawiając mu delikatnie włosy. Były takie miękkie i przyjemne w dotyku. Na jej myśl przyszło, pytanie, czy wszystkie państwa są, aż tak idealne? Żadnemu niczego nie brakowało, swoją urodą mogli by zdobyć dosłownie wszystko. Podniósł głowę, patrząc się przymilnie. Ten gest najwyraźniej, uwielbiał tak samo jak Polska.
- Nie obwiniaj się, to moja wina, powinnam być ostrożniejsza
Ujął jej dłoń, zatrzymując ją na swoich ustach, przez które obdarzył ją pocałunkiem, po czym przybliżył dłoń do policzka, nieznacznie się na nim opierając.
 - Masz rację..dziękuję. Obiecuję, zaopiekuję się tobą, jeszcze bardziej.
Podniósł głowę, patrząc się jej głęboko w oczy Wyjął z kieszeni mały niebieski kwiatek, niezapominajkę. Obracał go delikatnie, pokazując dziewczynie jego piękne małe płatki i dopiero co ściętą łodyżkę.
Francja- Moja pani, słyszałem, że je uwielbiasz..
Przyjęła podarek, z szerokim uśmiechem. Po raz pierwszy, poczuła taką sympatię do eleganckiego i szlachetnego państwa. Wszystko zdawało się być lepsze.

٭٭٭

Po raz pierwszy od tylu wieków. Musiałem właśnie teraz. Poczułem, jak na powrót nie ustępliwy kaszel, nie daje mi nabrać powietrza. Czułem się okropnie, zupełnie rozbity i to dosłownie. Drobna, wysoka osóbka mierzyła mi temperaturę, nakładała okład i  bandażowała dłonie, które po ostatniej wycieczce, musiały walczyć z twardym lodem. Nawet nie poczułem, że rozdzieram sobie skórę. Spojrzałem na dziewczynę, patrzyła ze skupieniem na szklaną tubkę, pełną rtęci.
- Masz temperaturęnawet gorszą od wczoraj, jak przyszliście.
Oparłem głowę o zagłówek łóżka, wzdychając z trudem. Do pokoju wszedł Szwajcaria. Przyjrzał mi się z wyraźnym współczuciem. Nie patrzyłem na nich, mój wzrok przez cały dzień, spoczywał na jednym kawałku ściany. Usiłowałem zapomnieć wczorajszy dzień, najgorszy z możliwych. Strach było mi myśleć, co mogło się stać, gdybym nie przyszedł do Francji z Szwajcarią. Mogła umrzeć, a przywiązałem się do niej na tyle, że strata tak cennego przyjaciela, spowodowałaby w moim domu niezły napad depresji. Żołnierz wyjrzał za ramię sąsiadki, spoglądając na termometr.
- I co, lepiej?
Pokręciła głową. Oboje patrzyli na mnie myśląc, że coś powiem, ale na próżno. W końcu dziewczyna odwróciła się do brata, szepcząc mu na ucho. Miałem lepszy słuch niż myśli.
 Wszystko słyszałem, wolałem jednak zachować to dla siebie. Po chwili wyszła, zostawiając mnie z jej bratem. Oparł się o ścianę, nie patrząc na mnie, tylko na widok za oknem, przedstawiającym jego cenne góry i łąki.
- Dobrze wiem, że wszystko słyszałeś. Co mam jej odpowiedzieć? Jesteś głupi, a ja muszę za to płacić, mam zasady. Twoja lekkomyślność, brak przemyślenia wszystkich możliwych skutków i porywczość doprowadzą kiedyś do tragedii.
Westchnąłem głęboko i tak nie byłby to pierwszy raz. Całe życie robię te same błędy, a ten jeszcze mi to wypomina.
- Nic. Po prostu, że zaciąłem się generalnie przy goleniu, a woda była mega zimna.
Żart jak najbardziej nie na miejscu, ale nawet pomimo tego, miło było nie wziąć sobie czegoś nas poważnie, choć przez jeden moment. Spróbowałem się uśmiechnąć. Nie bardzo mi to wychodziło. Podszedł do mnie nie mogąc tego słuchać. Wskazał na drzwi, przy których uprzednio stał i spojrzał się na mnie pytająco.
- Sory, ale stamtąd za dobrze nie słyszałem. Żartujesz sobie z tego?
Zawróciłem wzrok.
- Niby tak, ale i tak nie wychodzi
Usiadł na krześle bacznie mi się przyglądając. Czułem jego wzrok na plecach, wyszedł bez żadnego szwanku, do zimna jest przyzwyczajony, ja nie bardzo, nie nawidzę go. Obróciłem głowę do niego, patrząc zmęczonym wzrokiem, na państwo, które po raz pierwszy męczyło się czymś tak bardzo, z mojego powodu.
- Czemu nie powiesz jej prawdy?
Spojrzał za okno marszcząc brwi. Najwyraźniej było to trudniejsze niż się spodziewałem.
- Obiecałem nie wracać do tego zawodu.
Wywróciłem oczami.
- Przecież nie wróciłeś!
Spojrzał na mnie swoim surowym wzrokiem. Jest wkurzony, ale woli się uspokoić, w końcu widać po nim, że nie lubi się wkurzać, chyba, że chodzi o Włochy lub Niemcy.
- Twoim zdaniem, to nie było, to o czym myślę?
Racja. Może po części było, ale tylko i wyłącznie z mojej strony. Nie jego. Zawód, to dziwne określenie na jego pracę, zabójca na wynajem, szpieg, ochroniarz to szybciej, ale od czasu Wielkiej Wojny Światowej, zaniechano wszelkich bitew, wojen i tego, co Szwajcaria zwykle robił.
- Mówiąc po raz kolejny, powiedz jej. To oczywiste, że to ja chciałem zabić, ale Ty, powstrzymałeś mnie. Cala historia w skrócie, co za problem?
Pociągnął nosem, wyglądał jakby ktoś zabrał mu jego ulubioną zabawkę.
- Jeśli się dowie, na pewno zabierze mi moje czeki, wszelki dostęp do banku i wszystko co kocham .., nie znasz jej. To w jaki sposób o mnie dba, przechodzi pojęcie.
Poczułem ogromny smutek, to było straszne, jak dla niego najgorsza kara w życiu. Niestety po chwili roześmiałem się.
- To dobre, Lichtenstein zabiera ci twoje zabawki ...widać wszyscy się zmieniają, nie tylko ja.
Ostatnie słowa, mówiłem jakby do siebie, utwierdzając się w fakcie, że nic nie jest takie jak dawniej. Przez tyle tysiącleci, walczyliśmy, zabijaliśmy się nawzajem, grabiliśmy, najeżdżaliśmy, a teraz? Nudne ciche życie i próbowanie odbudowania naszych domów. Wstał, zabierając pusty kubek po herbacie.
- Zastanowię się jeszcze, nad tym. Idź spać, z taka temperaturą będziesz leżeć w bezruchu przez tydzień.
Wyszedł, po czym usłyszałem zamykanie drzwi i skrzypienie schodów prowadzących na dół. Specjalnie powiedział to w „bezruchu dobrze wie, że nie lubię siedzieć i się patrzeć. Akurat dziś tego potrzebowałem. Postanowiłem dać wolną rękę, dziwnym snom i dowiedzieć się czego one dotyczą.

٭٭٭

Z domu ulatniał się dym. W zimowe wieczory, chłód przedostawał się wszędzie. Młoda właścicielka domu, ukrytego wśród gęstych drzew, siedziała na kanapie oglądając album. Nie raz jej wzrok chował się za szklistym okryciem. Młody chłopak o białawych włosach, pojawiał się wśród zdjęć bardzo często. Na jednym z nich była ona i on. Obejmował ją dla zaczepki. Teraz, wiele by dała by poczuć to jeszcze raz. Przejechała palcem po zdjęciu. Nagle żółte stworzonko wychyliło się znad okładki. Uśmiechnęła się przecierając oczy.
- Też za nim tęsknisz?
Ptaszek tylko dziobał ją lekko w dłoń. Wstała odkładając pamiętnik wspomnień na miejsce. Po chwili rozeszło się dzwonienie. Westchnęła czując, że wie kto ma zamiar zakłócić jej obecny nastrój. Podniosła słuchawkę.
- Halo?...Witaj panie Austrio..

 ٭٭٭

Czułem, że śpię już od kilku godzin. Więc czemu nic się nie pojawia!? Prześladują mnie od prawie 3 miesięcy, a teraz gdy tylko na to czekam one nie zjawiają się. Zwykłe obrazy, wspomnienia, nic więcej. Ból głowy i tak usilnie trzyma się mnie od zawsze, więc czemu nie teraz? Zjawiały się już i tak coraz rzadziej, ale to niemożliwe żeby to był koniec. Nie może być. Zaczynałem powoli odzyskiwać słuch na to, co znajdowało się poza moimi snami, wybudzałem się. Ktoś krzątał się po pokoju, stawiając tacę obok mojego łóżka. Sądząc po krokach, była to Lichtenstein.
- Jest jakiś list..?
- Przykro mi, ale nie. Brat dzwonił już do Anglii, czy coś wie, ale to państwo już nie utrzymuje z Francją za dobrych kontaktów, nie szpieguje tego co robi.
Nawet Szwajcaria, martwi się i dzwoni po państwach. Otworzyłem oczy. Stała i przygotowywała jakiś napój.
- Poszukałam trochę w książkach i znalazłam przepis na zbicie gorączki. Mój dom nie jest za duży, ale ziół nam nie brakuje..
Pokręciłem przecząco głową, przytrzymując kubek w bezruchu.
- Przepraszam, że zawracam wam głowę, ale muszę już wracać.
Zasmuciła się, zdejmując mi okład z czoła.
- Nie czujesz się lepiej..
Stwierdziła fakt, miała rację, nic nie zmieniło się od wczorajszego dnia. Zupełnie nic.
- Nie mogę być z dala od mojego domu na tak długo. Wyleczę się szybciej u siebie, a was zostawię w końcu w spokoju.
Chwyciłem ja za rękę uśmiechając się szeroko. Wiedziałem, że się zarumieni.
- Dziękuję za wszystko. Jak tylko będzie na moich granicach, odwiedźcie mnie, a ugoszczę was jak najlepiej, przygotuję wasze ulubione jedzenie i wszystko co byście chcieli. W końcu gościnność mam we krwi..
Uśmiechnęła się lekko, kiwając głową.
- Zawsze możesz liczyć na mnie i na brata.
Wstałem siadając na kancie łóżka. Spostrzegłem, moją koszulę na krześle obok. Założyłem ją szybko. Dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu. Sądząc po jej twarzy, nie spodziewała się, że chcę wyjść teraz, była wyraźnie podenerwowana.
- Nie możesz, iść teraz! Zaczekaj na brata, ma przyjść lada moment
Odwróciła się, żeby wyjrzeć przez okno. Uśmiechnąłem się pod nosem, a jednak mam przyjaciół od serca. Wstałem podpierając się ramy łóżka. Zabrałem wszystkie listy, które dostałem od Sory i skierowałem się do drzwi. Wiedząc, że i tak mnie nie powstrzyma, Lichtenstein nic nie powiedziała, tylko nieznacznie odprowadziła mnie do drzwi. W jednym momencie znikła gdzieś, by po chwili wrócić z koszykiem przepełnionym jedzeniem. Podziękowałem jej należycie, i wyszedłem na dwór, było zimno. U mojego „brata zawsze tak było, mieszkał w końcu przy samych górach. Rozejrzałem się.
- Gdzie jest Feniks..?
Mój wzrok spoczął na zakłopotanej blondynce.
- Nie wiemy.
Nie wiedzieli, nie było to żadnym zaskoczeniem, ten koń był jak ja. Wolność stawiał na pierwszym miejscu. Nie dziwne, że wolał biec gdzie tylko chciał, niż siedzieć w jednym miejscu.
- Od jak dawna już go nie ma?
- Cztery dni temu, przestawał przychodzić pod twoje okno.
Pomyślałem, nad tym jak daleko mógł już być. Jak by chciał, przebiegłby już przez wszystkie państwa, z którymi graniczył Szwajcaria.
- Feniksem się nie martw, przyjdzie zawsze gdy go zawołam. Zdziwiło mnie jedynie to, że pobiegł gdzieś, nie uprzedzając mnie o tym.
Dla mnie było to dość oczywiste, ale dziewczyna, która nie dosiadała nigdy konia, mogła być zaskoczona faktem, że ja i Feniks dogadujemy się tak jakbyśmy byli na tym samym poziomie intelektu.
Zagwizdałem melodyjnie, dźwięk natychmiast rozszedł się po okolicy, tworząc głośne echo. Tylko mój przyjaciel wiedział, co oznaczał ten dźwięk. Zawsze zjawia się, gdy go o to poproszę. I rzeczywiście nie zawiódł mnie i tym razem. Biała grzywa o lekko żółtawym odcieniu i biała sierść, mknęła przez śnieżną gęstwinę. Radość którą odczułem nie znała granic, widok mojego przyjaciela był dla mnie bardzo ważny i wiele znaczący. Przywitał się ze mną na swój sposób. Podnosił kopyta na przemian, mogło to wyglądać, jakby chciał mi je podać zupełnie jak pies, ale to zwykłe przywitanie w jego stylu.
Oboje kochaliśmy wolność, i możliwość biegu tam gdzie tylko nas poniesie wiatr.
Mówił mi w ten sposób, że równie, jak ja chce wracać do domu. Naszego domu. Wsiadłem na niego zwinnie. Koń zarzucił łbem, gotów do kolejnej podróży. Zatrzymałem go. Lichtenstein stała i rozglądała się na boki bezradnie. Podjechałem obok niej i poczochrałem jej krótkie włoski.
- Nie przejmuj się, Szwajcaria jest do tego przyzwyczajony, zawsze będzie mnie ciągło do domu. Nawet on, nie jest w stanie mnie zatrzymać. Jeszcze raz dziękuję za opiekę, jesteś wspaniałą przyjaciółką . Pozdrów brata~!
Chwyciłem mocno wodze i zarzuciłem koniem do przodu. Jedyne na czym mi teraz zależało, to dotrzeć do domu jak najszybciej. Choroba, brak przyzwoitego snu 12 godzinnego i do tego to uczucie słabościzawsze wynikało z braku mojego miejsca, do którego mogę zawsze wracać. Teraz odezwało się na nowo.



:)))- tak na początek ^^ Yohao zrobiłam tak jak proponowałaś, już od jakiegoś czasu chciałam to zrobić, dzięki ^^ pomogłaś mi podjąć decyzję dużo szybciej :P  Mam nadzieję, że się spodoba :)