niedziela, 2 kwietnia 2017

Rozdział 103






Kilka kilometrów od domku położonego w środku lasu, znajdowało się miejsce nie podobne do żadnego innego. Jedyna personifikacja ze swojego gatunku, której życie połączone było nie z ziemią, czy lasami tylko z wodą. Ogromną niekończącą się przestrzenią, bez której nie byłaby w stanie istnieć. Woda i jej ciągła zmienność różniły się od stałości lądu, ale obydwa nie mogły być niezależne od drugiego.
Polska trzymał w ramionach Sorę, starając nie poznać po sobie nagromadzonych wątpliwości. Stał tuż przy samym brzegu, gdzie woda zdawała się ciągle próbować zamoczyć mu buty. W przeciwieństwie do niego, dziewczyna nabrała głęboko powietrza, ignorując ból żeber i organów. Zapach jej domu zawsze będzie dla niej  czymś niezbędnym.
- Dziękuję Polsko, możesz mnie postawić – powiedziała, uśmiechając się promienie – Dam radę.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał, patrząc niepewnie na otwarte morze.
Widząc u Polski brak zdecydowania wywróciła oczami, odsuwając miodowe pasemka z twarzy. Zrezygnowany odpuścił kolejnej konfrontacji odchodząc od linii wody. Małe fale snuły po mokrym piasku wyznaczając coraz to dalsze granice ich zasięgu. Ukląkł, pozwalają Sorze dostać się samej do wody.
- Jestem personifikacją Morza Polsko – zwróciła mu uwagę – Nie mogę poczuć się lepiej w żadnym innym miejscu, to przecież oczywiste. Postaram się jak najszybciej poskładać i wrócę.
Szwajcar oparty o wydmę obserwował z daleka ich kłótnie wyobrażając sobie, w jak niecodziennej sytuacji się znalazł. Można by przypuszczać, że nie ma czegoś takiego jak polityka, wojna, czy relacje międzynarodowe. Tą dwójkę najbardziej absorbował fakt, czy personifikacja Morza Bałtyckiego poczuje się lepiej na swoim rejonie, czy nie.
Potarł ze zmęczenia twarz zastanawiając się, czy przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Prusak ewidentnie nie chciał żadnego towarzystwa, zresztą Sora upierała się od samego początku, by zanieść ją do domu. Wyraźnie zdenerwowana kolejnymi tygodniami regenerowania, wolała przyśpieszyć ten proces. Polska patrzył na to dość sceptycznie, ale uległ chcąc widzieć ją w pełni zdrowia. Do tego wszystkiego dołączył on – państwo neutralne. Czy to słowo wciąż miało jakieś znaczenie w obliczu jego poczynań?
- Polsko, zachowujesz się jak nadpobudliwa opiekunka! – warknął wstając z piasku – Dajże jej w końcu robić co chce, jest dorosła!
Czując poczucie zwycięstwa, Sora ruszyła na taflę wody, chodząc po niej jakby nie ważyła ani grama. Żołnierza za każdym razem przechodził nieprzyjemny dreszcz alarmujący o niebezpieczeństwie.
Sora szła chwiejnie zagryzając z bólu zęby. Wciąż była na zbyt płytkiej części jej domu, by móc użyć mocy do uleczenia się. Jedyne co ją martwiło, to fakt, że woda zachowywała się nienaturalnie. Powinna od samego początku poczuć jak odbiera jej cierpienie, ale tak nie było. Ból miał być chwilowy, ale z każdym krokiem czuła jak kręci jej się w głowie.
Spanikowała, starając się niczego po sobie poznać. W końcu to ona upierała się by tutaj przyjść, to przecież jej „prawdziwy” dom. Dlaczego więc woda pod jej stopami stawała się nieprzyjaźnie wzburzona?
Czując, że nie da rady iść dalej usiadła na wodzie, opuszczając głowę. Obraz wirował i za nic nie mogła pozbyć się uczucia, które skręcało jej żołądek.
                 Woda cały czas dawała jej znaki swojej nieprzychylności, pomimo tego, że jej nie atakowała. Była niepewna zupełnie jak Sora. Czuła przynależność, ale nie mogła poznać swojego Pana. Dziewczyna zanurkowała osuwając się z unoszącej ją tafli wody. Chłód i ciemność zapanowały nad nią z nikąd znajdując ucieczkę.
Biała sukienka z czasem przeistoczyła się w biały połyskujący ogon. Z wielką trudnością przyszło jej zapanować nad nią na tyle dobrze jak kiedyś. Otoczona czarną pustą masą, skupiła się na regeneracji, zamykając oczy. Nad powierzchnią słyszała głos Polski, który sprzeczał się o coś ze Szwajcarem.
„Wszedł do wody” – pomyślała.
Po chwili poczuła jak zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. Wynurzyła się natychmiast, próbując powstrzymać odruch wymiotny. Nie mogła uspokoić oddechu i dziwnego kołatania  w żołądku. Odwróciła się plecami do brzegu, by Polska i Szwajcar niczego po niej nie poznali. Nie mogła pokazać im tej oznaki słabości. Miała dość wychodzenia na słabą i ciągle czekającą na pomoc.
Szamotała płetwą w nerwowym tańcu, próbując opanować dziwną reakcję jej ciała. Kątem oka zerknęła w stronę piaszczystego brzegu, gdzie stały dwa państwa. Polska tylko czekał, by się do niej rzucić i wyciągnąć z wody. Żołnierz nie mógł za to odwrócić wzroku od białego ogona, którego łuski połyskiwały wodnistym odbiciem. Sora spróbowała okiełznać wodę i uleczyć połamane kości, ale sprawa była bardziej skomplikowana niż podejrzewała.
- Masz się mnie słuchać – jęknęła, uderzając pięścią w wodę.
Po chwili szum wody ustał, a Sora poczuła jak uwalnia się od tętniącego bólem brzucha. Zdawało się, jakby chwila nieposłuszeństwa minęła. Spojrzała na swoje dzieło analizując, na ile będzie w stanie poruszać się samodzielnie. Rany, które zadał Rosja były już nie widoczne. Jedyne, co się utrzymało to burzliwość jej żołądka.
- Sora! – krzyknął w oddali Polska – Co się dzieje?
Stał po kolana w wodzie wpatrując się w nią intensywnie. Nieprzewidywalność morza postawiła ją szybko do pionu. Gdyby coś stało się Polsce, nie wiedziała, czy woda będzie jej posłuszna. Podpłynęła do niego, mimowolnie sięgając ręką do brzucha. Cały czas czuła w nim dziwny ścisk. Przyśpieszyła, chcąc dostać się do Polski jak najszybciej. Widząc płyciznę zwolniła kierując ogonem ku powierzchni. Zamknęła oczy, gdy tylko wynurzyła się na taflę wody.
Polska od razu do niej podszedł, pocierając za ramię. Na jego twarzy malował się dziwny grymas, który zwykle świadczył o jednym. Uspokoiła oddech, odwzajemniając spojrzenie. Widział co się stało i będzie miał zamiar jątrzyć temat.
- Sora, co się…
- W porządku – powiedziała, ucinając mu -  Stało się coś czego się nie spodziewałam. Woda była strasznie oporna w słuchaniu mnie. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam, ale już po problemie. Więc nie ma się czym martwić.
Jej głos dostatecznie dał mu do zrozumienia, że nie miała ochoty dalej o tym rozmawiać. Kolejna próba z jej strony, by coś ukryć tylko pogłębiła w nim podejrzenia.
Wpatrzony w nią jak w obraz, doszukiwał się czegoś podejrzanego. Sora nie zamierzała mu w tym pomóc. Unosiła się dumą, podnosząc brodę do góry. Czuła na sobie jego spojrzenie. Równie dobrze mógłby robić za rentgen w szpitalach. Machała zdenerwowanie płetwami, nie mogąc pogodzić się, że tak szybko ją rozgryzł. Miała szczerą nadzieję, że tym razem jednak odpuści.
Polska ignorował jej zachowanie, starając się szybko zlokalizować możliwy problem. Wydawała się taka jak zawsze, ale Sora już nie raz zwodziła go w tej kwestii. Lustrował ją wzrokiem od góry do dołu, ale jedyne co rzucało się w oczy - przez jej nerwowe gesty- to fakt, że wszelkie złamania i ból odeszły. Tylko jej dłoń nie odpuszczała swojego dotyku z jednego miejsca. Niemal natychmiast zmarszczył brwi, a zmarszczka zdenerwowania pogłębiła się.

Skąd mógł przypuszczać, że pod białą lekką sukienką mogło kryć się lekkie wybrzuszenie. Dopiero teraz, gdy ogon scalił się z sukienką, przylegając do jej skóry, ułatwił to zadanie. Serce zabiło mu groźnie i szybko. Chciał samemu przekonać się, czy oczy przypadkiem go nie zmyliły, ale nie chciał niepokoić dziewczyny.
Sora nie zauważyła jego odkrycia, więc dalej uparcie go ignorowała. Jej zachowanie mogło by się drastycznie zmienić, gdyby domyślała się tego co on. Przetarł dłonią twarz, masując palcami skronie.
- Mówiłem, że to zły pomysł – westchnął – Udało ci się choć trochę wyleczyć? Jeśli nie, nie mam zamiaru pozwolić ci znowu próbować podobnych rzeczy.
Wzruszyła ramionami gładząc się drugą ręką po żebrach. Podczas tych oględzin cały czas patrzył na jej brzuch. Łuski z ogona na powrót zmieniały się w wodę, a biała sukienka trącana wiatrem nie pozwalała zobaczyć mu nic więcej. Odetchnął niespokojnie próbując myśleć trzeźwo. Po chwili skrzywiła się przygryzając dolną wargę.
- Wciąż jest mi niedobrze – stwierdziła – Żebra już nie bolą, więc chyba mi się udało. Regeneracja też zrobiła swoje. Powinno być wszystko w porządku, więc nie musisz się martwić.
Serce zabiło mu jeszcze szybciej.
- Niedobrze ci ? – powtórzył bardzo powoli, zaciskając pięści.
Przytaknęła przyglądając mu się z ukosa.
- To pewnie dlatego, że dawno tu nie byłam. Nie ma co się martwić – uśmiechnęła się podnosząc z wody – Możemy już wracać. Wolałabym nie zostawiać Prusaka samego z Węgrami.
Ruszyła przodem, nie omieszkując złapać się znowu dłonią za brzuch. Polska przełknął ciężko ślinę, widząc, że jego problemy raczej nigdy nie odpuszczą. Sora ominęła żołnierza uśmiechając się przelotnie, po czym zaczęła nucić wesołą melodyjkę.
Szwajcar pozwolił jej przejść na przód, wykorzystując tą okazję by podejść do Polski. Przyjrzał mu się, zaskoczony jego skamieniałą twarzą. Wiatr szarpał jasnymi włosami Polski, ale jego serce z całą pewnością biło w równie gwałtownym tempie. Po chwili zamknął na dłuższą chwilę oczy, czując na sobie spojrzenie Szwajcara.
- Zauważyłeś – stwierdził, nie zapytał.
Żołnierz skrzyżował ręce zaciskając palce na mundurze. Zebrał się w sobie, by nie pogorszyć szoku wyrytego na twarzy przyjaciela.
- Ten rybi ogon, czy zaokrąglony brzuch? – odpowiedział ironicznie.
Polsce nie było do żartów. Obserwował, jak Sora czeka na nich spacerując sobie między drzewami. Nie wiedział, czy naprawdę była nieświadoma tego co się z nią działo, czy tylko udawała, by znowu ukryć prawdę.
- Vash, czy coś takiego miało już miejsce? – zapytał otwarcie – Pomimo tego, że żyję tak długo nigdy nie było podobnego przypadku. Chyba jestem pierwszy, który łamie tyle zasad na raz. Przecież my nie jesteśmy ludźmi, nie możemy…
Szwajcar wywrócił  oczami, krzyżując ręce.
- Nie mów do mnie po imieniu! – warknął – Ostatnim razem ci darowałem, ale nie radzę zmuszać mnie do powtarzania się.
Widząc zupełnie zamyślonego Polskę, westchnął ciężko odwracając wzrok na Sorę. Teraz i tak wydawał się na tyle spanikowany, że uderzenie w twarz nie zrobiłoby na nim większego wrażenia.
- Z twojej reakcji wnioskuję, że przy tysiącletnim żywocie, żadna nie miała takiego stanu co ona.
Polska pokręcił powoli głową, zanurzając dłonie we włosach.
- Nigdy. To przecież od początku nie mogło mieć miejsca…
- W tym wypadku sprawa nie jest tak pewna – zauważył żołnierz – Sora to nie kobieta. Z pewnością nie taka jak te ludzkie. Jesteśmy można powiedzieć z jednej rodziny gatunkowej, jako personifikacje rządzimy się innymi prawami. Ona również nim podlega.
Mówiąc to, oddalił się myślami do Lichtenstein, a jego umysł nawiedziły obrazy, o których nie miał pojęcia, że jest w stanie sobie wyobrazić. Właśnie przypadkowo przekonywał też sam siebie do innego życia.
- Nie mam pojęcia, jak to możliwie pomimo tego – westchnął Polska – W końcu samych kobiecych personifikacji jest zaledwie kilka. Od początku wmawiano nam, że naszym jedynym priorytetem jest budowa imperium i ochrona ludzi. Tymczasem przypadkowo podburzyłem tą zasadę…
Politowanie dla jego głupoty zaczynało przerastać Szwajcarię. Odwrócił się w kierunku Polski, a surowość jego twarzy niemal natychmiast postawiła go do pionu.
- Co? – wyjąkał, niepewny tego co chce zrobić.
Żołnierz uniósł dłoń, po czym wyprostował jeden palec.
- Po pierwsze – zaczął próbując opanować irytację – Spotkałeś personifikację Morza Bałtyckiego kilkaset lat temu nie mówiąc nikomu ani słowa.
Nim Polska zdążył coś dodać, pokazał drugi palec kontynuując wyliczankę.
- Po drugie. Zaprosiłeś ją na swoje ziemie i wprowadziłeś do tego świata, co widocznie nie miało być jej przeznaczeniem. Po trzecie. Przyjaźniłeś się z nią i wmieszałeś w konflikty wewnętrzne, prawie przyczyniając się do jej śmierci.
- Wtedy jej akurat nie pamiętałem…
- I to jest właśnie punkt czwarty – warknął Szwajcar – Nie będą nawet pytać jak to możliwe. Ostatecznie wciąż utrzymujesz z nią relacje i to dość na bliskim poziomie ignorując swoje główne obowiązki. Poza tym wmieszałeś w to mnie, Węgry i tego niedołężnego Prusaka.
Skończywszy wyliczankę, po raz ostatni obrzucił Polskę spojrzeniem pełnym rozczarowania.
Twoje tempo rozumienia jest spowolnione o naprawdę wiele stuleci… Ten kolejny raz, gdy złamiesz zasadę nijak się zmieni do tego co robiłeś wcześniej. Może to ta szansa, na którą tak czekałeś.
Słysząc słowa pocieszenia od razu rozluźnił się uśmiechając lekko. Trudni winić Szwajcara za jego ostry ton i chłód, ale można było wyczuć w nich troskę i ciepło.
- Dzięki, od razu mi lepiej – powiedział posyłając mu szczery uśmiech.
Zdziwiony szybką zmianą w zachowaniu,
- Co zamierzasz?
To pytanie pogłębiło w nim radość mieszaną ze strachem. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, w jego przypadku zwykle była gwałtowna i trudna do zaakceptowała. Takie było jednak jego życie, nie chciał się go wypierać, ani nikogo obwiniać. Prezent, który zgotował mu los zamierzał otoczyć tarczą i cieszyć się każdą możliwą chwilą.
- Chronić, kochać i walczyć o swoją wspólną przyszłość z nimi u boku.

Rozdział 102



Gdy tylko wkroczyli na ziemie Polski, na twarzach całej kompani wyraziła się ulga. Przez całą drogę czuli narastające napięcie i niepewność. Czechosłowacja z pewnością wyczuł, że ktoś panoszy się po jego domu. Tym bardziej starali się przedostać do Polski jak najszybciej, by uniknąć z nim kontaktu. Stan Węgier i Sory nie był najlepszy. Wiedzieli jednak, że mogą poczuć się lepiej tylko na zaprzyjaźnionych ziemiach. Postój nie wchodził w grę.
Prusak pewnie na to przystał, choć burczenie w jego brzuchu dało się słyszeć długo i daleko. Pomruki, których nie potrafił kontrolować również działały na nerwach, ale Szwajcaria i Polska starali się koncentrować na czymkolwiek innym. Drogi, przez które przejeżdżali były zapuszczone, ale krajobraz zaczynał pozytywnie na nich wpływać. Podróz wydawała się nie mieć końca. Szczególnie dla jednego z nich.
Szwajcar zaciskał pięści na płaszczu Prusaka starając się przeżyć karkołomną dla niego jazdę. Cały czas nie spuszczał wzroku z Polski prowadzącego wszystkich w kierunku jego domu. Fakt jego odważnej prośby względem Sory, wydawała się zupełnie dla niego naturalna. Zwykle nie był, aż tak bezpośredni w okazywaniu jego uwielbienia i przywiązania do dziewczyny. Przez całą jazdę praktycznie nie odrywał od niej wzroku. Zupełnie jakby chłoną każdą kolejną minutę, którą mógł z nią spędzić.
- Zaraz będziemy na miejscu, pilnujcie się – ostrzegł Polska – W lesie przed nami można łatwo się zgubić.
Za plecami Polski dobiegło szydercze prychnięcie.
- Też mi nowość – syknął jeździec karej klaczy wywracając oczami – W końcu to twoja zasługa kretynie.
Szwajcar zauważył żyłkę zdenerwowania na czole Polski, ale ten nie skomentował złośliwości Prusaka w żaden sposób. Popędził Feniksa do szybszego biegu, opierając głowę na ramieniu śpiącej Sory.
Gęsto osadzony las od samego początku mógł skutecznie odstraszyć intruzów. Ciemny, nie przepuszczający dziennego słońca, wydawał się skromną namiastką obrony jaką otoczył się Polska. Wszystko po to, by móc żyć jak człowiek, bez żadnych rozkazów i zobowiązań względem swojego domu. Żołnierz żachnął się kpiąco pod nosem. W końcu i tak nie mógł powstrzymać siły, która pchała go do walki z Rosją. Nie oszukał swojego przeznaczenia. Powinien wiedzieć, że dla nich nie było możliwości żyć jak ich mieszkańcy. Tym bardziej irytowała go jego ignorancja, jako starsze pastwo powinien wiedzieć o tym prawie. Tymczasem Polska pokazywał mu jak bardzo ma je gdzieś. Można powiedzieć, że jego ludność posiadała dokładnie taką samą cechę, upartość i ciągłe nie przywiązywanie się do czyjejś władzy.
Po niecałej godzinie ujrzeli drewniany domek na zielonej polanie. Prusak wessał z zaskoczenia powietrze nie dowierzając temu co widzi. Żołnierz nie był dłużny podobnej reakcji.
Była zima. Śnieg pokrywał każdy cal jego domu, poza tą jedną przestrzenią. Nie trzeba było się domyślać, jak bardzo był zmęczony i poirytowany kolejną dawką symbolu Rosji na swoim terenie. Chciał widzieć wiosnę, kwiaty i swoje złote pola i wiosenne kwiaty.
Niekończąca się zima stawała się tylko wspomnieniem, które chciał za wszelką cenę wyrzucić. Zupełnie jakby jego ciepły duch topił mróz zasiany w białym puchu. Zło, które za każdym razem go atakowało było jak młot uderzający w mały kamień.  Pomimo wielu uderzeń i skruszeń wciąż trwał przyzwyczajony do swojego losu. Stawał się silniejszy i odporniejszy na trudy życia, bo właśnie tym nazywa się dorastanie. Dawka, którą serował mu los mogła przekraczać ciężar innych, ale dzięki temu wychodził na o wiele bogatszego i tym samym samotniejszego w swej wędrówce.
Gdy tylko zatrzymali konie, Polska odetchnął głęboko nie kryjąc uśmiechu satysfakcji. Pojedynczy gest, wyrażający wolność i swobodę nieszczęśliwego państwa.

*

Otworzyła powoli oczy czując, jak całe zmęczenie skupia się właśnie na ciężkich powiekach. Wzrok był cały czas zamglony, ale mogła rozróżnić poszczególne krzątały na tyle, by stwierdzić, że jest w pokoju Polski. Ogromne łóżko, a wokół niego dziwne stojaki z rurkami. Zerknęła dokąd zmierzają unosząc dłoń. Widząc ich źródło w swoim nadgarstku mogła domyśleć się, że musiało być z nią wystarczająco źle, by przyszpilić ją do łóżka i leków.
Pociągnęła nosem w powietrzu rozpoznając zapach bzu. Jej ulubione kwiaty unosiły się w powietrzu. Zastanawiała się czy to po to, by poczuła się lepiej, a może zapach krwi ich tak odstraszał.
Była czysta. Ktoś musiał ją umyć, gdy spała. Zapach dochodził z jej ciała i włosów. Nie mogła zmusić się do wstania, czując wciąż obolałe ciało. Pomimo tego, że była daleko od swojego kraju nie czuła przytłaczającej siły terenu innego państwa. Widać Polska bardzo chciał, żeby nie odczuwała dyskomfortu kurując się w jego domu.
- Prusy? – wychrypiała jedno słowo.
- Jestem.
Odpowiedział niemal natychmiast pozbawiając ją wątpliwości. Nie mogła go zobaczyć, ale czuła jego obecność na drugim końcu pokoju.. Nie wiedziała jak teraz wygląda, po tych wszystkich wydarzeniach, które musiała znosić. Właściwie było jej to obojętne i tak już ją widział w najgorszej scenerii.
- Czemu tu jesteś? – zapytała chłodno.
Słysząc ton jej głosu spoważniał, natychmiastowo napinając mięśnie.
- Zdziwiona na tyle, by tak mnie witać? – jęknął, odwracając wzrok od jej  postaci.
- O nic nie prosiłam. Interes mojego państwa, to wyłącznie moja sprawa. Nie musisz tu siedzieć i patrzeć się z pożałowaniem. Najlepiej by było, gdybyście się nie wtrącali…
- Przestań pieprzyć! – krzyknął, przerywając jej.
Zamilkła. Usłyszała jak zerwał się z miejsca podchodząc do jej łóżka. Jego oczy płonęły jawnym gniewem i frustracją, ale nawet tego nie była w stanie dobrze zobaczyć. Irytacja pchnęła go do podniesienia głosu, choć nie zamierzał zabrzmieć na tyle groźnie.
- Do czego próbujesz dojść? – syknął nachylając się do jej twarzy – Do jakich jeszcze wniosków się zapętlisz? To żałosne, musisz wziąć się w garść! Do jasnej cholery, Węgry bywało z tobą gorzej!
Zaśmiała się kpiarsko, ale łzy zbierające się do jej oczu zdradziły prawdziwość uczuć, które się w niej kumulowały.
- Mówisz mi o żałosności Prusaku? Patrzysz na mnie z politowaniem, choć tak naprawdę w ogóle cię to nie rusza. Jesteś denerwujący. Zachowujesz się wręcz absurdalnie… Nieśmiałością nigdy nie grzeszyłeś, tymczasem wyglądasz na przerażonego moją sytuacją, dlaczego? Ile to panienek w swoim namiocie zwykłeś mieścić? Oczywiście wbrew ich woli, bo tak było zabawniej…
Nogi ugięły się pod nim momentalnie, czując ciężar prawdy kryjącej się w jej słowach. Nie mógł zaprzeczyć, bronić się lub okłamywać prostym odstępstwem od rzeczywistości. Ona przeżyła dokładnie to samo co tamte dziewczyny. Opuścił wzrok czując jak jej wzrok pożera go na wylot.
- Nie wypominaj mi tego teraz, to coś zupełnie innego… tu chodzi o ciebie.
Wyraz jej twarzy wydał mu się jeszcze bardziej oziębły.
- Nigdy nie zrozumiesz, dlaczego tak bardzo żałowałam urodzenia się dziewczyną. Robiłam wszystko, by nigdy przeciwko mnie tego nie wykorzystano, a jednak…
Ścisnął jej dłoń próbując przekazać swoją skruchę, ale Węgry była teraz zupełnie inna. Postawiła między nimi blokadę, którą bał się przekroczyć. Tym razem solidniejszą i wytrzymałą na głupie podejścia. Nie mogła pogodzić się z tym, z czym musiała się zmierzyć i szczerze żałować, że nawet w połowie nie czuł tego co ona. Podniósł głowę widząc, że za milczeniem krył się po prostu sen. Zamknęła na powrót oczy, by móc oddalić się od zgiełku i wątpliwości. Twarz zobojętniała na wszystko kompletnie nie pasowała do jej gęstych brązowych włosów pachnących bzem, które pamiętał.
- Węgry – westchnął ciężko opierając głowę o jej rękę – Nie mogę ci niczego zwrócić, ale mogę sprawić… zastąpić to co ci odebrano. Jeśli tylko będziesz chciała.
Nie spodziewał się, by te słowa w jakiś sposób miały pomóc lub przynajmniej wyzwolić w niej co mniejszą reakcję. Ciepłe łzy spływały po jej twarzy tworząc prostą drogę. Otworzyła lekko powieki ukazując jedne z najpiękniejszych oczu jakie widział. Błyszczały od napływu łez, mieniąc się szmaragdowym lustrem.
Widział w nich swoje odbicie. Nie przypominające już groźnego przeciwnika, ale zdesperowanego człowieka. Pierwszy raz w życiu doznał czegoś podobnego. Podniósł się nachylając do jej ust. Nie protestowała, choć słabe ciało nie pozwalało jej na nic więcej jak tylko na oddanie pocałunku. Pieścił każdy kawałek jej skóry oddając ją rozkoszy. Nie zamierzał traktować jej jak każdą, z którą sypiał w swoich sypialniach. Sam fakt, że właśnie Węgry musiała paść ofiarą Rosji w taki sposób doprowadzała go do szaleństwa. Dotyk i wszystko co po sobie pozostawił chciał zniszczyć i wytępić na zawsze.
Byli sami. Bez idiotycznych słów do wypowiedzenia po prostu się sobie oddali. Tak trzeba. Każdy następny pocałunek był bardziej pożądliwy, a dłonie Prusaka zapamiętale śledziły jej poranione ciało. Węgry odsłoniła bluzę z jego torsu muskając umięśniony brzuch i ramiona. Chciała mieć go całego dla siebie. Egoistyczne nastawienie z jej strony nie było jednak bezstronne.
Nie poczuła, kiedy zdjął jej koszulę nocną podarowaną od Sory. Zupełnie przed sobą obnażeni nie czuli ani grama wstydu. Setki lat wspólnych potyczek i kłótni ciągnęły się nie przerwalną liną, na końcu której mogli być w końcu wyłącznie dla siebie. Zwyczajnie i w sposób prosty poczuć bratnią duszę i ciepło bijące od rozgrzanych ciał. Odradzając się na nowo.