Gdy tylko wkroczyli na ziemie
Polski, na twarzach całej kompani wyraziła się ulga. Przez całą drogę czuli
narastające napięcie i niepewność. Czechosłowacja z pewnością wyczuł, że ktoś
panoszy się po jego domu. Tym bardziej starali się przedostać do Polski jak
najszybciej, by uniknąć z nim kontaktu. Stan Węgier i Sory nie był najlepszy.
Wiedzieli jednak, że mogą poczuć się lepiej tylko na zaprzyjaźnionych ziemiach.
Postój nie wchodził w grę.
Prusak pewnie na to przystał,
choć burczenie w jego brzuchu dało się słyszeć długo i daleko. Pomruki, których
nie potrafił kontrolować również działały na nerwach, ale Szwajcaria i Polska starali
się koncentrować na czymkolwiek innym. Drogi, przez które przejeżdżali były
zapuszczone, ale krajobraz zaczynał pozytywnie na nich wpływać. Podróz wydawała
się nie mieć końca. Szczególnie dla jednego z nich.
Szwajcar zaciskał pięści na
płaszczu Prusaka starając się przeżyć karkołomną dla niego jazdę. Cały czas nie
spuszczał wzroku z Polski prowadzącego wszystkich w kierunku jego domu. Fakt
jego odważnej prośby względem Sory, wydawała się zupełnie dla niego naturalna. Zwykle
nie był, aż tak bezpośredni w okazywaniu jego uwielbienia i przywiązania do
dziewczyny. Przez całą jazdę praktycznie nie odrywał od niej wzroku. Zupełnie
jakby chłoną każdą kolejną minutę, którą mógł z nią spędzić.
- Zaraz będziemy na miejscu,
pilnujcie się – ostrzegł Polska – W lesie przed nami można łatwo się zgubić.
Za plecami Polski dobiegło
szydercze prychnięcie.
- Też mi nowość – syknął jeździec
karej klaczy wywracając oczami – W końcu to twoja zasługa kretynie.
Szwajcar zauważył żyłkę
zdenerwowania na czole Polski, ale ten nie skomentował złośliwości Prusaka w
żaden sposób. Popędził Feniksa do szybszego biegu, opierając głowę na ramieniu
śpiącej Sory.
Gęsto osadzony las od samego
początku mógł skutecznie odstraszyć intruzów. Ciemny, nie przepuszczający dziennego
słońca, wydawał się skromną namiastką obrony jaką otoczył się Polska. Wszystko po
to, by móc żyć jak człowiek, bez żadnych rozkazów i zobowiązań względem swojego
domu. Żołnierz żachnął się kpiąco pod nosem. W końcu i tak nie mógł powstrzymać
siły, która pchała go do walki z Rosją. Nie oszukał swojego przeznaczenia. Powinien
wiedzieć, że dla nich nie było możliwości żyć jak ich mieszkańcy. Tym bardziej
irytowała go jego ignorancja, jako starsze pastwo powinien wiedzieć o tym
prawie. Tymczasem Polska pokazywał mu jak bardzo ma je gdzieś. Można
powiedzieć, że jego ludność posiadała dokładnie taką samą cechę, upartość i
ciągłe nie przywiązywanie się do czyjejś władzy.
Po niecałej godzinie ujrzeli
drewniany domek na zielonej polanie. Prusak wessał z zaskoczenia powietrze nie
dowierzając temu co widzi. Żołnierz nie był dłużny podobnej reakcji.
Była zima. Śnieg pokrywał każdy
cal jego domu, poza tą jedną przestrzenią. Nie trzeba było się domyślać, jak bardzo
był zmęczony i poirytowany kolejną dawką symbolu Rosji na swoim terenie. Chciał
widzieć wiosnę, kwiaty i swoje złote pola i wiosenne kwiaty.
Niekończąca się zima stawała się
tylko wspomnieniem, które chciał za wszelką cenę wyrzucić. Zupełnie jakby jego
ciepły duch topił mróz zasiany w białym puchu. Zło, które za każdym razem go
atakowało było jak młot uderzający w mały kamień. Pomimo wielu uderzeń i skruszeń wciąż trwał
przyzwyczajony do swojego losu. Stawał się silniejszy i odporniejszy na trudy
życia, bo właśnie tym nazywa się dorastanie. Dawka, którą serował mu los mogła
przekraczać ciężar innych, ale dzięki temu wychodził na o wiele bogatszego i
tym samym samotniejszego w swej wędrówce.
Gdy tylko zatrzymali konie,
Polska odetchnął głęboko nie kryjąc uśmiechu satysfakcji. Pojedynczy gest,
wyrażający wolność i swobodę nieszczęśliwego państwa.
*
Otworzyła powoli oczy czując, jak
całe zmęczenie skupia się właśnie na ciężkich powiekach. Wzrok był cały czas
zamglony, ale mogła rozróżnić poszczególne krzątały na tyle, by stwierdzić, że
jest w pokoju Polski. Ogromne łóżko, a wokół niego dziwne stojaki z rurkami.
Zerknęła dokąd zmierzają unosząc dłoń. Widząc ich źródło w swoim nadgarstku
mogła domyśleć się, że musiało być z nią wystarczająco źle, by przyszpilić ją
do łóżka i leków.
Pociągnęła nosem w powietrzu
rozpoznając zapach bzu. Jej ulubione kwiaty unosiły się w powietrzu.
Zastanawiała się czy to po to, by poczuła się lepiej, a może zapach krwi ich
tak odstraszał.
Była czysta. Ktoś musiał ją umyć,
gdy spała. Zapach dochodził z jej ciała i włosów. Nie mogła zmusić się do
wstania, czując wciąż obolałe ciało. Pomimo tego, że była daleko od swojego
kraju nie czuła przytłaczającej siły terenu innego państwa. Widać Polska bardzo
chciał, żeby nie odczuwała dyskomfortu kurując się w jego domu.
- Prusy? – wychrypiała jedno
słowo.
- Jestem.
Odpowiedział niemal natychmiast
pozbawiając ją wątpliwości. Nie mogła go zobaczyć, ale czuła jego obecność na
drugim końcu pokoju.. Nie wiedziała jak teraz wygląda, po tych wszystkich
wydarzeniach, które musiała znosić. Właściwie było jej to obojętne i tak już ją
widział w najgorszej scenerii.
- Czemu tu jesteś? – zapytała
chłodno.
Słysząc ton jej głosu spoważniał,
natychmiastowo napinając mięśnie.
- Zdziwiona na tyle, by tak mnie
witać? – jęknął, odwracając wzrok od jej
postaci.
- O nic nie prosiłam. Interes
mojego państwa, to wyłącznie moja sprawa. Nie musisz tu siedzieć i patrzeć się
z pożałowaniem. Najlepiej by było, gdybyście się nie wtrącali…
- Przestań pieprzyć! – krzyknął,
przerywając jej.
Zamilkła. Usłyszała jak zerwał
się z miejsca podchodząc do jej łóżka. Jego oczy płonęły jawnym gniewem i
frustracją, ale nawet tego nie była w stanie dobrze zobaczyć. Irytacja pchnęła
go do podniesienia głosu, choć nie zamierzał zabrzmieć na tyle groźnie.
- Do czego próbujesz dojść? –
syknął nachylając się do jej twarzy – Do jakich jeszcze wniosków się zapętlisz?
To żałosne, musisz wziąć się w garść! Do jasnej cholery, Węgry bywało z tobą
gorzej!
Zaśmiała się kpiarsko, ale łzy
zbierające się do jej oczu zdradziły prawdziwość uczuć, które się w niej
kumulowały.
- Mówisz mi o żałosności Prusaku?
Patrzysz na mnie z politowaniem, choć tak naprawdę w ogóle cię to nie rusza.
Jesteś denerwujący. Zachowujesz się wręcz absurdalnie… Nieśmiałością nigdy nie
grzeszyłeś, tymczasem wyglądasz na przerażonego moją sytuacją, dlaczego? Ile to
panienek w swoim namiocie zwykłeś mieścić? Oczywiście wbrew ich woli, bo tak
było zabawniej…
Nogi ugięły się pod nim
momentalnie, czując ciężar prawdy kryjącej się w jej słowach. Nie mógł
zaprzeczyć, bronić się lub okłamywać prostym odstępstwem od rzeczywistości. Ona
przeżyła dokładnie to samo co tamte dziewczyny. Opuścił wzrok czując jak jej
wzrok pożera go na wylot.
- Nie wypominaj mi tego teraz, to
coś zupełnie innego… tu chodzi o ciebie.
Wyraz jej twarzy wydał mu się
jeszcze bardziej oziębły.
- Nigdy nie zrozumiesz, dlaczego
tak bardzo żałowałam urodzenia się dziewczyną. Robiłam wszystko, by nigdy
przeciwko mnie tego nie wykorzystano, a jednak…
Ścisnął jej dłoń próbując
przekazać swoją skruchę, ale Węgry była teraz zupełnie inna. Postawiła między
nimi blokadę, którą bał się przekroczyć. Tym razem solidniejszą i wytrzymałą na
głupie podejścia. Nie mogła pogodzić się z tym, z czym musiała się zmierzyć i
szczerze żałować, że nawet w połowie nie czuł tego co ona. Podniósł głowę
widząc, że za milczeniem krył się po prostu sen. Zamknęła na powrót oczy, by
móc oddalić się od zgiełku i wątpliwości. Twarz zobojętniała na wszystko
kompletnie nie pasowała do jej gęstych brązowych włosów pachnących bzem, które
pamiętał.
- Węgry – westchnął ciężko
opierając głowę o jej rękę – Nie mogę ci niczego zwrócić, ale mogę sprawić…
zastąpić to co ci odebrano. Jeśli tylko będziesz chciała.
Nie spodziewał się, by te słowa w
jakiś sposób miały pomóc lub przynajmniej wyzwolić w niej co mniejszą reakcję.
Ciepłe łzy spływały po jej twarzy tworząc prostą drogę. Otworzyła lekko powieki
ukazując jedne z najpiękniejszych oczu jakie widział. Błyszczały od napływu łez,
mieniąc się szmaragdowym lustrem.
Widział w nich swoje odbicie. Nie
przypominające już groźnego przeciwnika, ale zdesperowanego człowieka. Pierwszy
raz w życiu doznał czegoś podobnego. Podniósł się nachylając do jej ust. Nie
protestowała, choć słabe ciało nie pozwalało jej na nic więcej jak tylko na
oddanie pocałunku. Pieścił każdy kawałek jej skóry oddając ją rozkoszy. Nie
zamierzał traktować jej jak każdą, z którą sypiał w swoich sypialniach. Sam
fakt, że właśnie Węgry musiała paść ofiarą Rosji w taki sposób doprowadzała go
do szaleństwa. Dotyk i wszystko co po sobie pozostawił chciał zniszczyć i
wytępić na zawsze.
Byli sami. Bez idiotycznych słów
do wypowiedzenia po prostu się sobie oddali. Tak trzeba. Każdy następny
pocałunek był bardziej pożądliwy, a dłonie Prusaka zapamiętale śledziły jej
poranione ciało. Węgry odsłoniła bluzę z jego torsu muskając umięśniony brzuch
i ramiona. Chciała mieć go całego dla siebie. Egoistyczne nastawienie z jej
strony nie było jednak bezstronne.
Nie poczuła, kiedy zdjął jej
koszulę nocną podarowaną od Sory. Zupełnie przed sobą obnażeni nie czuli ani
grama wstydu. Setki lat wspólnych potyczek i kłótni ciągnęły się nie przerwalną
liną, na końcu której mogli być w końcu wyłącznie dla siebie. Zwyczajnie i w
sposób prosty poczuć bratnią duszę i ciepło bijące od rozgrzanych ciał.
Odradzając się na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz