Dzienniki

Wpis 1




?  1939

Obietnice Hitlera zdawały się równie nieprawdopodobne, co szybkie zakończenie tej wojny.  Terroryzowanie mieszkańców Warszawy trwało nieprzerwanie, siejąc strach i przerażenie. Ludność cywilna miała zostać oszczędzona, wiedziałem jednak, że Szef Niemca ma zupełnie przeciwny plan.  Swoją uwagę skupiał przede wszystkim na bezbronnych Warszawiakach, licząc na ich niechęć do obrony miasta. Pomagałem im zbierać żałosne resztki ze swojego dobytku: świętą Marie Pannę, prześcieradła, czajniki i inne, które według nich były najcenniejsze.

Ile rodzin straciło swoje życie prowadząc zwykłe rozmowy przy kolacji czekając na ciepłe jedzenie. Nie raz przechadzając się po mieście widziałem,  jak coraz więcej domów padało jak zapałki. Ludzie szukali swoich rodzin  pod gruzami czekając na jakiś cud.

Samo to słowo wydawało mi się zwykłą złudą, wiarą w coś niemożliwego. I tak też działo się w głowach każdego trzeźwo myślącego. Cuda nie zdarzały się w Warszawie i jej obrzeżach, nie trzymały się mojej krainy i jej ludzi, były tylko czystym marnowaniem czasu.

Obserwowanie wszystkiego zgniatało moje serce i ducha. Czułem się rozbijany na części, uczucie było podobne do tego, które odczuwałem przy rozbiorach. Tym razem pomimo tego, że byłem żywy, wciąż istniałem jako popychadło i zwykły cień. Odzyskałem ciało, które wciąż pozbawione było większości moich sił z poprzedniego życia.

 Te resztki, które jeszcze mną poruszały, dyrygowały po prostu trupem - Trupem siedzącym wokół sterty spalonych i gnijącychciał, bazgrolącym coś na świstku papieru.

- Czyli pierwszy stopień do szaleństwa… - mruknąłem pod nosem kończąc wpis.

4 komentarze:

  1. Nie mogę się doczekać ^^
    Za każdym razem kiedy zaglądam na bloga, sprawdzam też dzienniki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny wpis. Życzę ci weny do dalszego pisania (^-^)

    OdpowiedzUsuń