Czy pamiętasz czas, kiedy Polska była pod niemiecką okupacją.
Rok 1939-ty, sojusznicy zawiedli.
Z podziemia wzniosła się szeptem nadzieja na wolność.
Miasto pogrążone w rozpaczy, lecz oni nigdy nie stracili wiary.
*Kobiety, mężczyźni i dzieci walczyli i ginęli razem.
A ich krew przelana na ulicach była dobrowolnie złożoną ofiarą.
*Warszawa, miasto walczące!
Głosy z podziemia, szepty wolności.
Rok 1944-ty, pomoc, która nigdy nie nadeszła. Wzywamy:
Warszawa, miasto walczące!
Hejka :D Witam Was bardzo serdecznie, cieszę się, że jeszcze tutaj zaglądacie :] Minęło już tyle czasu, że dziwie się, czemu tak długo mi to schodzi xD
Nie pamiętam, czy już namawiałam do tego anime kogokolwiek na tym blogu, ale z miła chęcią zrobię to ponownie :D
Kochasz wilki ? Zapraszam do obejrzenia :D
Wolf's Rain uważam za jedno z najbardziej wartościowych anime, jakie oglądałam. Sporo tego było, bo jak każdy "otaku" oglądamy ciągle i nie możemy przestać. Gatunek tej wspaniałej i przejmującej do kości historii to dramat, romans, przygoda, science fiction, ale myślę, że naprawdę każdemu przypadnie do gustu. Ma niestety tylko 30 odcinków...nie znaczy to jednak, że fabuła jest nie dokończona, wręcz przeciwnie. Niesamowity schemat i pełnia świata przedstawionego zupełnie powala z nóg. Anime powstało w 2004 roku, ale charakterystyka postaci ich wizerunek kompletnie zachwyca.
Obiecuję, że klimat tego anime nie jest typowy i powtarzalny - naprawdę, w życiu nie spotkałam się z czymś podobnym a czytam i oglądam wiele.
Ogląda się z ciekawością i lekką nostalgią.
Naprawdę mogłabym wyskoczyć na wielką scenę i sławić to anime, choć obejrzałam je pierwszy raz chyba dwa lata temu, to wciąż rozbrzmiewa mi w głowie, i co jakiś czas sobie go przypominam.
A teraz żeby bardziej skusić - mam nadzieje xd - obrazeczki
DAJCIE SIĘ SKUSIĆ NIE POŻAŁUJECIE !!!
Cieplutko pozdrawiam każdego, kto przeczytał tą notkę :)
Wysoki mężczyzna przeskoczył nad
strumieniem, uderzając twardo o nasypany gęsto śnieg. Poprawił długi płaszcz
narzucając kaptur na rozczochraną blond czuprynę. Kolba broni połyskiwała za
każdym jego ruchem pomimo czerni nocy. Przerzucona przez umięśnione ramiona.
Kłęby pary unosiły się raz za razem, spowodowane dużym wysiłkiem jaki go
narzuca od dwóch dni.
Stanął na chwilę patrząc na mapę trzymaną przy pasku z bronią. Otworzył mazak
trzymając w ustach nakrętkę, po czym nakreślił linie podróży którą przebył
przez resztę czasu.
- Jeszcze parę kilometrów i będę
na miejscu - westchnął, wycierając nos czarną rękawiczką.
Puszcza dzieląca granice Austrii,
a Węgier była ciągle taka sama, nawet jeśli szło się nią przez wiele godzin.
Szwajcar i tak próbował pozbyć się z głowy zdziwionego szatyna, który widząc,
że znajduje się na jego granicy, chciał wyciągnąć od niego pieniądze za
przekroczenie jego terenów.
Spotkanie go było tym bardziej
uciążliwe z powodu ciągle pojawiających się retrospekcji z ich dzieciństwa.
Czasy dziecięcych gierek i pomocy ze względu na sentymenty minęła, oboje byli
tego świadomi, każdy jest.
A jednak szedł właśnie w kierunku
domu Węgier, wiedząc o planie jej przejęcia przez Sorę i Prusaka. To nie
sentymenty pchały go do nich, tylko zwykła ciekawość i nie… Nie mógł znaleźć
dobrego wytłumaczenia.
- Ni-nie mogę – pomyślała, patrząc na jednego z żołnierzy,
którego twarz w przerażający sposób zaczęła się zmieniać.
Właśnie teraz z
pozoru zwyczajny człowiek patrzył na nią tymi samymi oczyma, jak niegdyś Rosja.
Pewna postawa i tęgie, surowe spojrzenie przebijało ją na wskroś.
Wszystko stało się
oczywiste. Przejął nad nim władze. Nad własnym obywatelem bez skrupułów,
wiedząc, czym może się to skończyć. Nawet nie próbował ich ratować,
najważniejsze było móc spojrzeć na jej postać, domyślając się z kim ma do
czynienia.
Tylko przez chwilę
skierowała wzrok na miejsce, w którym zniknął Prusak. Nie widząc zarysu jego
postaci poczuła ulgę. Ostatecznie mogła zatrzymać Rosję jeszcze przez jakiś
czas, by on mógł odnaleźć Węgry. Tak, taki miała plan. Problem tkwił jednak w
tym, że spojrzenie i wykrzywiona z bólu twarz żołnierza, paraliżowała ją od
środka.
Pieśń urwała się, ale zamęt jaki za sobą poniosła dalej
rozbrzmiewała w głowach reszty pobratymców Rosji. Udało się jej pozbyć
większości świadków, ale ten przed którym najtrudniej było uciec, stał właśnie
przed nią, choć w innej postaci.
Oddychała szybko i nierówno wykończona pokazem swoich
zdolności. Zamarła stojąc twarzą w twarz z tym, od którego przez cały czas
uciekała. Zło dopadło ją w końcu na lądzie. Czaiło się w jej cieniu, czekając
na dobrą okazję, by się ujawnić. Fatum jakie na niej ciążyło, nie dało jej
poczucia bezpieczeństwa, ani przez chwilę.
Oczy żołnierza świdrowały ją, a lekceważący uśmiech
potęgował świadomość jego władzy. Czuła, że wiedział o ich ruchach i zadaniu,
tym bardziej trudno jej było zebrać w sobie odwagę, by wydusić parę słów.
Nabrała powietrza zaciskając dłonie w pięści.
- Zejdź mi z oczu – syknęła przywracając sobie świadomość we
własne możliwości – Twoja osoba jest na tym świecie zupełnie zbędna. Jeśli nie
odpuścisz, pozbędę się ciebie!
Jej krzyk sprawił w nim wyłącznie rozbawienie, które na
skrzywionej twarzy żołnierza brzmiało, jak opętany jęk. Nagle śmiech zaczął
słabnąć, a oczy, w których czuła ten sam chłód, co uRosji zaczynał niknąc.
W jednej chwili padł na śnieg uderzając mocno o ziemię. Nie
pewna kolejnej sztuczki podeszła niepewnie do ciała. Przechyliła je nogą, żeby
odsłonić twarz. Dopiero po chwili dostrzegła, czerwoną otoczkę wokół jego
munduru. Krew wylewała się z jego ust, uszu i nosa. Widok powykrzywianej
twarzy, którą opuścił obcy wpływ, przyprawił ją o mdłości. Odwróciła wzrok,
odsuwając się od ciała kilka kroków do tyłu.
Rozejrzała się bacznie po leżących na śniegu ciałach,
upewniając się, że przedstawienie Rosji dobiegło końca. Reszta żołnierzy też
mogła być pod jego kontrolą. Ogrom jego zdolności zdawał się być bezgraniczny.
- Żeby tylko nie pogorszyć sprawy jeszcze bardziej –
jęknęła, ruszając biegiem w stronę Prusaka.
Czuła się w pełni winna zaistniałej sytuacji. Rosja
przechytrzył ich ruchy, więc cały plan mógł skoczyć się porażką. Paraliżujące
zimno wiatru i śniegu pod stopami przyprawiało ją o dreszcze, zupełnie jakby to
miejsce było przesiąknięte jego obecnością.
Biegnąc między namiotami nie dostrzegła czyjejś postaci,
która wyskoczyła z jednego z nich. Ruszyła prosto na nią machając ostrzegawczo
rękami na wszystkie strony.
- Wiej!
- Wiej? – zapytała sama siebie, wytrącając się z ciągu
ucieczki.
Nagle ogromny wybuch i siła rażenia odepchnęła ją do tyłu z
taką mocą, że straciła panowanie nad swoim ciałem. Poderwało ją niczym
marionetką do tyłu, pozbawiając szansy na jakikolwiek ruch.
Dym i ogień przeplatały się miedzy sobą w zabójczym uścisku.
Zasłoniła się rękoma, próbując choć trochę osłonić się przed lecącymi drobiazgami i
odłamkami. Przez jedną chwilę zdążyła zauważyć, jak coś wyłania się z kłębów
dymu.
Cień, który wyskoczył z ognia był bardzo znajomy. Właściciel
nawołującego głosu, chwycił ją w żelaznym uścisku, przyjmując na siebie ciężar
upadku. Usłyszała chropowaty jęk, gdy tylko upadli na ziemię.Żar ognia uderzał w jej twarz pozbywając się
ostatnich mroźnych znamion Rosji.
Zasięg jak i wielkość
ognia były oszałamiające. Przez chwilę zagapiła się na języki ognia pożerające
resztki obozu, nad którym unosiły się gęste warstwy dymu.
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Prusy! Co ty zrobiłeś!? – krzyknęła ledwo dobierając słowa
– To…Ty!
Chłopak zrzucił ją ze swojego brzucha, chowając dłonie w
śnieg. Obejmując ją przyjął na siebie nie tylko uderzenie, ale i żar ognia
buchający zawzięcie z wybuchu. Natychmiastowa ulga objęła jego twarz. Sora
śledziła spojrzeniem ogrom zniszczeń, jaki wyrządził w stosunkowo głośny sposób.
- Cholera, poparzyłem się – jęknął z irytacją.
- Teraz to naprawdę, naprawdę mamy problem…
Iskierki ognia spadały na ziemię wijąc się w wietrznych
kręgach. Patrzyła na obraz zagłady, starając się opanować drżenie rąk.
- I tak nas przejrzał. Teraz będziemy mieli większe szanse,
bez jego ludzi za plecami – stwierdził pewnie wycierając niedbale usta z sadzy.
- Myślę, że to i tak tylko kwestia czasu. Musimy dostać się
do jej domu, inaczej oboje skończymy w osobistej galerii Rosji. Mam nadzieję,
że zdążymy na czas.
- Nie będziemy musieli iść tak daleko, jak myśleliśmy –
poprawił ją z rozbawieniem.
Uśmiechnął się kpiarsko zadzierając nos. Sięgnął
zaczerwienioną dłonią do płaszcza wyciągając z niego zwitek dokumentów, lekko
nadpalonych od ognia. Sora spojrzała na niego nie rozumiejąc nagłego
rozbawienia i dumy.
- Głupia! Znalazłem ich dokumenty.
Machał jej nimi przed oczami, dopóki nie wyrwała mu ich z
rąk. Poparzona skóra Prusaka zapiekła boleśnie przyprawiając go o głośny jęk.
Nie zwracając na niego uwagi podniosła się z ziemi lustrując każdą linijkę
tekstu. Ruszyła nerwowo przed siebie nie podnosząc na niego wzroku. Ogień
oświetlał jej twarz półcieniem nakreślając coraz to większe przerażenie. Prusak
dobiegł do niej ciesząc się wciąż ze znalezionych informacji. Miodowe włosy
Sory skutecznie zakryły przed nim jej twarz.
- Przeczytałem tylko jeden z nich, ale wolałem wziąć więcej
na zapas. Na pewno będą tam ciekawe informacje na temat tego wszarza. Według
informacji, które dostali mieli patrolować teren na południe stąd. Stary
bunkier używany za czasów wojny światowej jest teraz wykorzystywany przez
samego Rosję, ale dam głowę, że tam może być Węgry. Kazał zawsze tam komuś
czuwać i pilnować w czasie jego nieobecności… Słuchasz mnie do cholery?!
Szarpnął jej ramieniem odwracając w swoją stronę. Zaszklone
oczy Sory zupełnie zbiły go z pantałyku.
- Co jest?
- Musimy się pospieszyć – odparła, odtrącając jego rękę z
ramienia.
Prychnął pod nosem, żałując w duchu, że w ogóle obronił ją
przed upadkiem na ziemię. Uczucie lekkiego porażenia prądem, które wciąż czuł
na rękach jeszcze nie ustąpiło. Znowu to poczuł, gdy tylko ją dotknął. Oddalił
od siebie tę reakcję przywołując swoje myśli na obecną misję. Priorytetem było
odnalezienie Węgier izabranie jej stąd,
coś tak prostego nie mogło potoczyć się źle.
Skrzywił się widząc jak Sora chowa dokumenty do swojego
dekoltu, zupełnie jakby chciała je przed nim zabezpieczyć. Wydało mu się to
obojętne, bo i tak znał drogę do starego bunkra. Choć jak na wspólną misje, jej
reakcja wydała mu się zbyt nerwowa i niechciana.
Zagwizdał szybko i krótko wzywając Kelpie. W jednej chwili
pojawiła się tuż obok, wierzgając zdenerwowanie. Nie lubiła ognia, ostatnie
wspomnienia z jej poprzedniego życia to tylko jego parzące języki. Mimo to
czekała, aż Prusak wskoczy na jej grzbiet i pomoże wsiąść Sorze. Jednym silnym
ruchem popędził ją w kierunku lasu zostawiając za sobą ogromne pogorzelisko i
ogień.
Satysfakcja z dokonanych działań słabła z każdą milczącą
sekundą. Sora trzymała się go kurczowo o wiele mocniej niż wcześniej, a twarz
schowała w jego plecach. Niezbyt zadowolony z tej pozycji nie miał odwagi jej
odepchnąć.
Po chwili usłyszał jak coś nuci. Cicho i bez słów. Nie
wiedział, czy próbowała go omamić, ale jego intuicja wyraźnie temu zaprzeczała.
Nawet jego serce poczuło smutek tej melodii, zupełnie jakby pozbywała się
swojego żalu. Brzmiało to absurdalnie, ale ciężar jaki niosła za sobą ta nuta,
mogła spokojnie odzwierciedlać rozpacz.
*
Krople spadającej wody uderzały o
kałużę rozchlapując jej części na kamienną posadzkę. Ich rytm i twarde bicie,
przypominały jej o każdej sekundzie spędzonej za kratami. Całe sklepienie celi
jak i jej ściany były zawsze wilgotne i lekko oszronione. Nawet, gdy nie
pojawiał się kilka dni, jego obecność wyraźnie utrzymywała się w powietrzu.
Zerknęła na kawałek ostrej
krawędzi haka przybitego do ściany. Łańcuchy nie trzymały jej teraz nieruchomej
na ziemi. Miała możliwość ruchu, pomimo małej celi, w której ją uwięzili.
Czuła, że nie traktują jej jako zagrożenia, lecz coś co z niego zostało.
Strzępki munduru brutalnie
zerwanego z jej ciała, ułożyła na podłodze, by choć trochę zaczerpnąć krzty
ciepła. Naga skóra ozdobiona czarnymi śladami po biciu i zmuszaniu do oddania
się, już od dawna nie czuła prawdziwego ciepła.
Zabawianie się jej ciałem dawało
mu satysfakcje, ale nawet przez chwilę w czasie tych tortur nie odczuwała
gorąca. JEGO skóra i to co pod nią chował, to czysty kawał lodu z ostrymi niczym
szpikulce kolcami. Serce to rzecz, której już dawno temu się wyzbył.
Podsunęła się do ściany, by móc
dosięgnąć przybity do niej hak. Jej krzyk poniósł się głuchym echem po
korytarzu, gdy tylko napięła mięśnie by choć trochę unieść pokaleczone ciało.
Oparłszy się o nierówną powierzchnię ściany, odetchnęła wstrzymanym powietrzem.
Podniosła rękę na wysokość
ostrego końca i szybkim ruchem przecięła wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Nie
poczuła bólu, ale zdecydowanie ulgę. Widząc jak krew zalewa jej rękę i jeszcze
szybciej zapełniała podłogę zmywając ślady kałuży wody, uśmiechnęła się krzywo.
- Boże… - wyszeptała cicho –
Pozwól mi…
Zamknęła oczy modląc się do Pana.
Błagała go o łaskę, ale nie o możliwość ucieczki, bo każda jej próba kończyła
się jego wizytą i kolejnym wykorzystaniem jej słabości. Nie przeżyłaby
kolejnego zniewieszczenia jej ciała i duszy.
Mimo wszystko i tak każda rana zasklepiła się po jakimś czasie, tak jak za każdym razem. Chciała móc otworzyć oczy i znów
widzieć wylewającą się z niej zimną krew. Nie mogła tego wyczuć, bo od kilku
tygodni nie dostawała jedzenia i picia. Czuła się też daleko od centrum jej
domu. Przeniósł ją do samej granicy, żeby zdobywała potrzebne resztki sił
życiowych. Chciał ją osłabić w każdym możliwym stopniu.
Otworzyła powoli zielone oczy,
spotykając się z ostatnimi wylewającymi się kroplami. Skierowała wzrok na zadaną wcześniej ranę, ale widząc prawie zagojony ślad po przecięciu skóry, załkała głośno.
Ponownie nie dane jej było zakończyć swojego życia. Serce uderzyło ją mocno i zalało falą rozpaczy. Kolejny krzyk bólu
tym razem psychicznego, uderzył w ściany o wiele mocniej, powracając jako
nieustające echo.
- Dlaczego!? – krzyknęła uderzając
tyłem głowy o zaostrzoną ścianę – Nie pozwalasz nam się zabić! Dlaczego… nie
możemy decydować o swoim losie.
Nie wiedziała już, czy krzyczała
to do siebie, czy do Boga. Kolejny strumień krwi wypłynął z brązowych słabych
włosów. Nie potrafiła stwierdzić, czy każda kolejna próba zabicia się nie
pokrywała coraz to większej części jej ciała gęstą czerwoną cieczą.
Podniosła ciężkie powieki do
wyłupanego przez nią krzyża na drewnianym kawałku.
Prusy podsunął się do niej
bliżej, Mrok nocy pogłębiał się z każdym przebytym kilometrem. Gęsto postawione
drzewa i gruby puch śniegu nie stwarzały pozoru przyjemnej przejażdżki. Prusy
przez całą drogę ostrożnie wybierał każdą ścieżkę. Nie mówili zbyt wiele, co
jeszcze bardziej upewniał Sorę w jego zaangażowanie tej sprawie.
Klacz, posłusznie kierowała się
tam, gdzie ją naprowadzał bez żadnych utarczek.Relacje między nią, a Prusakiem bywały różne, trudno było określić
przynależność jaką go darzyła. Jazda zdawała się wieczna przez narastającą
ciszę. Ani razu nie odwrócił wzroku od rozciągającej się przed nimi drogi.
Po chwili przyśpieszył jazdę,
przez co mocniej przywarła do jego pleców.
- Polska zdawał się dobrze znać
tą klacz – zaczęła – Jest taka sama jak Feniks?
Prychnął pod nosem napinając
mięśnie.
- To zależy, co przez to
rozumiesz – jęknął z irytacją – Ta jego szkapa nie raz przeszkadzała mi w moich
planach. Nie wspominając o ciągłych kopach, które dostawałem. Powinnaś
wiedzieć, że ten koń jest w jakiś sposób z nim połączony, ale nie doszedłem do
tego w jaki sposób…
Wywróciła oczami wzdychając
zrezygnowanie.
- Nie sadzisz, że jeśli jeździłeś
na tej klaczy za życia, to powinna już nie żyć? Doszukujesz się skrytej więzi,
którą masz przed nosem. Właściwie, ona jest dokładnie taka sama jak Feniks.
Nabrał powietrza, by już jej coś
odpowiedzieć z kąśliwą uwagą, ale oprzytomniawszy zamknął usta. Spojrzał na
karą klacz, która wypuszczała kłębki ciepłej pary rozpływającej się na wietrze.
Jej mroczna aparycja idealnie pasowała do jej właściciela, równie dobrze
mogliby grać kostuchę i konia apokalipsy.
- Nazywałem ją Kelpia. Brzmiało
groźnie, potężnie i złowieszczo – pochwalił się szczerząc zęby – Była równie szybka
co Feniks! Nawet silniejsza…
Uderzyła go w żebra uciszając
dalszą wiązankę. Syknął z niezadowoleniem próbując jej oddać. Krótka wymiana
uderzeń zakończyła się wraz z nagłym zatrzymaniem klaczy. Ziemia zadrżała pod
naporem jej siły. Gwałtowny ruch pchnął Prusaka na jej szyję, a wraz z nim Sorę
na jego plecy.
Niemal natychmiast podniósł wzrok
na rozchodzące się wokół drzewa. Pogładził karą sierść klaczy uspokajając ją.
Żarliwy tupot kopyt złagodniał, wraz z jego kojącym dotykiem.
- Coś tu nie gra… - wyszeptał.
Nim się obejrzał, Sora przytrzymała
się jego płaszcza schodząc na ziemię. Obserwował jak krąży wokół nich próbując
coś wyczuć. W tym wypadku postanowił jej zaufać. Zdolności, które posiadała w
znacznym stopniu przewyższały jego własne. Klacz rżała ostrzegawczo cały czas
nawołując o zagrożeniu.
- No już, uspokój się – szepnął
jej cicho.
Miodowe włosy dziewczyny były
niczym latarnia, która w dość wyrazisty sposób odznaczała ją na tle białej
powierzchni ziemi. Podeszła do starego drzewa opierając się o jego starą korę.
- Prusy – odezwała się po chwili
– Musimy się tu zatrzymać.
Odsunęła się o kilka kroków do
tyłu pocierając z zimna ramiona.
- Czemu? Jeszcze chwila i
będziemy na miejscu – jęknął podjeżdżając do niej – Jeśli chcesz się wysikać
zrób to teraz!
Dotknęła dłonią twarzy próbując
rozmasować oczy. Do tej pory uważała Prusaka za zło konieczne z ptasim mózgiem,
ostatecznie był czymś gorszym.
- Kilka kilometrów stąd
stacjonuje rosyjskie wojsko. Jest ich całkiem sporo. Nie wiem, czy uda nam się
przejść niezauważenie, Rosja na pewno w jednej chwili zobaczy to co oni.
Spostrzegawcza uwaga wydawała mu
się trafna, ale sam fakt dłuższego czekania, podwajał jego nerwy. Wzruszył
ramionami uśmiechając się do niej z przekąsem.
- Zostaje nam atak – przytaknął,
podążając swoim rozumowaniem – I tak zaczynałem wychodzić z wprawy.
Słysząc jego słowa chwyciła za
wodze klaczy, wbijając w niego srogie spojrzenie, którego nie pożałowałaby
swojemu dziecku żadna matka. Była przekonana, że jej wkład w tę misję ma również
na celu pilnowanie Prusaka i jego wybryków. Przywracanie go na ziemię, nie było
jednak takie proste.
- Raz. Tyko raz, mógłbyś użyć
choć części swojej nikłej inteligencji? Jeśli chcesz zbawiać świat rób to,
gdzie indziej. Tym razem chodzi o ratowanie Węgierki. Jest dla ciebie ważna,
więc włóż w to choć trochę wysiłku. Cała nasza wycieczka ma tutaj na celu, nie
zagrozić jej samej. Wybuchy z twojej strony mogą wszystko pogorszyć.
Cień, który objął jego twarz
natychmiast stłumił dotychczasowy uśmiech. Odetchnęła z ulgą puszczając wolno
wodze Kelpie.
- Wiem, że to może ci to
sprawiać, ale nie mamy innego wyjścia…
Po chwili zaśmiał się kpiarsko
schodząc zwinnie z klaczy.
- Ból? Myślę, że twój cukierkowy
świat czegoś nie rozumie. Ja, Wielki Prusy nie szukam Węgier, bo mi na niej
zależy. Zrobię wszystko, by dopiec Rosji.
Pokazał jej dwa palce kiwając jej
nimi przed twarzą.
- Dwie rzeczy są tutaj na moją
korzyść. Rosja wpadnie w szał, a do tego skieruje go na Polskę. A teraz, jeśli
pozwolisz pójdę trochę odpocząć…
Wyminął ją uderzając lekko w
bark. Popis z jego strony wydawał się jej tak fałszywy, że sama świadomość jak
bardzo ukrywał swoje intencje do Węgierki, wydawała się jej niemożliwa. Bez
dalszych słów, podeszła do małego obozowiska, którego właśnie rozstawiał.
Usiadła tuż przy drzewie przyglądając mu się z przekąsem. Ignorując fakt jej natarczywego
spojrzenia, zjadł swój przydział jedzeniowy unikając z nią kontaktu.
Zimowy wiatr, zdawał się być
coraz to mocniejszy. Oboje co jakiś czas pocierali zmarznięte dłonie, próbując
wykrzesać choć odrobinę ciepła. Śnieg przykrył już ich płaszcze i zgasił
prowizoryczne małe ognisko, nad którym pastwił się Prusak. Zrezygnowany padł na
ziemię spoglądając w niebo. Odetchnął przeciągle uwalniając kłębki pary z ust.
- To nowość… - powiedział cicho –
zamierzasz teraz siedzieć cicho?
Schowała się głębiej w kolanach
odwracając wzrok od jego porcelanowej cery. Wiatr zarzucił jej włosami
powodując, że zakołysały się niczym złote fale. Widząc to prychnął pod nosem
wyśmiewając swoje własne skojarzenie.
- Ironia losu, nigdy nie
przestanie mnie zadziwiać – odezwał się od niechcenia – Kiedyś zabiłbym cię w
najokrutniejszy sposób, na jaki tylko bym wpadł. A teraz wyglądam jak kupa
gówna po mojej starej zajebistości. Musisz się powstrzymywać od śmiechu, co?
- Szkoda mi ciebie – wyszeptała.
Na te słowa przeszył ją krwistym
spojrzeniem, próbując przegryźć ich okrutny wydźwięk.
- Litość? – jęknął z niesmakiem –
Teraz to dopiero depczesz po mojej dumie. Bądź co bądź byłem do jasnej cholery
potężnym państwem. Cieszyłbym się gdybyś powiedziała: strach, pogarda, zaraza,
pasożyt, niosący śmierć…
- Mówiłam o tobie. O tym jaki
jesteś teraz. Słowa, które wymieniłeś nawet w połowie nie ujmują mojej
nienawiści do ciebie. Wciąż ją w sobie chowam. Nie jesteśmy, aż tak różni. Sam
to kiedyś zauważyłeś. Mimo to, w jakiś sposób nie skaczemy sobie do gardeł.
Bliskie nam osoby szybko zmieniły w nas wartościowanie pewnych rzeczy.
Nie przerwał jej. Zaciekawiony
dalszymi wnioskami wsłuchiwał się w jej melodyjny głos, który pomimo całej jego
niechęci, był kojący.
- Przyszłam tutaj z tobą, z kilku
powodów, nie tylko żeby uratować Węgierkę. Chcę się przekonać na własne oczy,
jak bardzo byłeś w stanie się zmienić. Jeśli możesz to przestań kłamać w mojej
obecności, zaczyna mnie to męczyć.
- Jam jest król kłamstw i
oszustw! – zaśmiał się pod nosem – Zdaje się, że pokładasz we mnie zbyt wiele
wiary. Polska nie raz za to oberwał. Zresztą nie tylko on.
Westchnęła ciężko nie rezygnując
z wydobycia z niego odpowiedni słów, na które czekała. Cały czas bronił się
przed nią, unikając szczerości i zbyt wzniosłych tematów. Zastanawiała się, czy
nikt nie nauczył go o tym rozmawiać, albo nawet naprowadzić na podobne emocje.
Zamknięty w ciasnej skrzyni nie miał dostępu do nazywania i poznawania
pozytywnych uczuć.
Czuła, że jednym sposobem było
przygniecenie go do muru. Naruszenie tematu tak dla niego wrażliwego, że nie
zdążyłby pohamować swojej agresji.
- To zabawne, że tak bardzo jesteś
spragniony jej towarzystwa – zaczęła obojętnie - Pogarda do Austrii pewnie
również jest z nikąd. Przecież nie można sądzić, że nienawidzisz go z innych
pobudek. Ciągłe zniecierpliwienie żeby zobaczyć się z Węgrami, i nieustająca
siła, która właśnie teraz pcha cię ku samobójczej misji. Jak zwykłeś nazywać
takie zachowanie? Słabością?
W jednej sekundzie zerwał się z
ziemi i zamaszystym ruchem chwycił jej gardło przyciskając do pnia drzewa. Na
jego twarzy malowała się złość, którą Sora doskonale znała.
- W co ty pogrywasz? – syknął.
- Przyznaj w końcu, że po twojej
śmierci jako państwo chcesz mieć ją u swego boku i normalnie żyć. Dlaczego wam
tak trudno to przechodzi przez gardło? Zabijaliście, nie raz atakowaliście
samych siebie, ale większość z was uważa to za grę. Ty z niej wypadłeś, dlaczego
więc mieszasz się w historię chcąc ratować Węgierkę?
Wolną ręką sięgnęła do jego skroni
nim zdążył ją odepchnąć. Zanuciła krótką melodię, dość silną by przed jego
oczami stanęła mała dziewczynka o gęstych brązowych włosach.
- Przestań… - wyszeptał nie
odrywając wzroku od zamglonej postaci.
Uścisk na gardle Sory zelżał.
Widząc jego nieprzejednane spojrzenie skierowane na postaci, którą stworzyła,
pokusiła się o jeszcze większe zagranie na jego emocjach. Dziewczynka zaczęła
tańczyć próbując kunsztu miecza. Z każdą chwilą stawała się coraz wyższa, a jej
kobiece atuty nabierały na wyrazistości. Miecz przerodził się na pęczek małych
kwiatów.
„Prusy”
- Dość! – jęknął poirytowanie
odtrącając jej dłoń – Na za dużo sobie powalasz wiedźmo! Wchodzenie do mojej
głowy to przegięcie!
Uśmiechnęła się szeroko
ujawniając białe zęby. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony, intuicja
podpowiadała mu, że prowokowała go do walki. Tymczasem ulga jaka wyrysowała się
na jej twarzy zupełnie go zdezorientowała.
Odsunął gwałtownie dłoń od jej
gardła czując nieprzyjemny dreszcz. Nie przejął się nim zbytnio, próbując
przede wszystkim dojść do czego dążyła Sora. Połączenie wszystkich faktów nie
trwało długo.
- Chyba zaczynam rozumieć –
uśmiechnął się zawadiacko – Naprawdę jesteś, aż tak zdesperowana, by żyć jak
normalni ludzie z Polską?
Zaśmiał się w charakterystyczny
dla siebie sposób, powodując ból uszu Sory. Skrzywiła się mimowolnie na sam
głośny charakter jego hieniego chichotu. Prusak odsunął się od niej podpierając
dłonią o ziemię. Jego długie nogi, na których nasypał się śnieg prawie stykały
się z jej własnymi. Próbując uchronić się przed niepotrzebnym stykaniem z nim,
odsunęła się na bok tak by tego nie zauważył.
- Cholera, to życie nie
przestanie mnie zadziwiać – westchnął przeciągle uspokajając się.
Odchylił głowę do tyłu nie
przestając szczerzyć się do nieba. Widząc, jego spokojne zachowanie rozluźniła
się, pomimo odciśniętych palców na jej gardle. Sięgnęła do niego dłonią
muskając palcami blizny. Jego dotyk wciąż tlił się w ranach przeszłości.
- No tak, jedyny sposób by cię
wykończyć, to tylko pozbawienie cię głosu –przypomniał sobie zerkając ukradkiem
na jej reakcję – Umówmy się, że więcej nie tknę twojego gardła. W zamian ty
nigdy nie powiesz Polsce, o tym, o czym kiedykolwiek rozmawialiśmy.
- Następnym razem cię kopnę… -
jęknęła pod nosem – Chcesz się w końcu przyznać, że jesteś tu wyłącznie dla
Węgierki?
Udał, że jej nie słyszy dłubiąc
teatralnie w uchu. Przyjrzał się zawartości małżowiny na swoim palcu, próbując
wyszukać w niej czegoś ciekawego. Ostatecznie wytarł ją o śnieg bez
najmniejszych skrupułów.
- Obiecuję – syknęła cicho.
Na dźwięk jej głosu jego uśmiech
stał się iście szatański. Krwiste oczy zabłyszczały dziwnymi iskierkami, co nie
uszło jej uwadze.
Poczuła w duchu jak wielki błąd
popełniła, dopiero wtedy, gdy Prusak obrzucił ją zwycięskim spojrzeniem.
- No to skoro sobie wyjaśniliśmy
możemy zacząć normalnie rozmawiać – rozsiadł się wygodniej na ziemi, ustawiając
porozrzucane rzeczy do ich poprzedniego stanu – Odpowiem na twoje pytanie.
Srebrne kosmyki odsunęły się z
jego twarzy ujawniając twarz rozbawionego dziecka. Chłód i zimno przestały mieć
znaczenie. Nawet fakt pobliskiego zgromadzenia rosyjskich żołnierzy wydawał się
im, w tej chwili zdecydowanie mniej ważny.
Klacz położyła się niedaleko
nich, nie tracąc czujności.
Prusy mierzył wzrokiem drobną
postać Sory doszukując się czegoś żarliwie.
- Zagrajmy – powiedział – Jeśli
odpowiem na twoje pytanie na tyle byś dała mi spokój, ty odpowiesz na moje,
również nie pozbawiając mnie szczegółów. Można powiedzieć, że w ten sposób
będziemy mogli sobie… zaufać.
Na ostatnim słowie zawahał się,
ale nie mogła rozszyfrować, czy z powodu tak bardzo znienawidzonego słowa, czy
samego faktu, że przeszło mu przez gardło. Przez chwilę poczuła jak jej oczy
znowu zaczynały ją piec. Przeklęła w duchu walcząc z irytującymi iskierkami
przed oczami.
- Zgadzam się Prusy, choć z
zaufaniem może być ciężko – odparła niechętnie, świdrując go bacznym
spojrzeniem – Musimy się śpieszyć, nie sądziłam, że będziesz taki uparty. Nie
mamy całej nocy na nasze dywagacje…
- Jakoś miałaś czas by mnie
napastować – odpowiedział z kpiną.
- Wcale cię nie napastowałam… -
wyszeptała sama do siebie, próbując się przekonać o prawdziwości tych słów.
opierając plecami o to samo
drzewo. Będąc tak blisko mógł zrobić wszystko, ale rzeczywiście nie odczuwała
od niego wrogości. Zerknęła w bok na jego bladą twarz, która z jakiegoś powodu
wydawała się jej nostalgiczna. Przez chwilę bawił się parą posyłając ją wolną
ku wietrze.
- Węgry to jedyne państwo, które
odzywało się do mnie i znosiło w jakiś sposób wygłupy. Niemcy to zwykły
nieudacznik, wiecznie wykonywał rozkazy bez żadnego sprzeciwu. Chociaż to mój
brat, nigdy nie rozumiał mojej zagilbistości. Byłem taki potężny, a ona taka
żałosna, właśnie dlatego często do niej przychodziłem. Mimo wszystko nie raz
dostawałem od niej po pysku, ale traktowałem to jako zwykły sparing, nie
uważałem jej za jedną z nas. Gdy umarłem jako państwo, wiele się pozmieniało.
Węgry zawsze była po mojej stornie, ale nie jako personifikacja, ale jako
Elżbieta. Ty tego nigdy nie zrozumiesz, nawet ja nie widziałem tego tak jasno
za czasów swojej świetlności.
Słuchała go uważanie wyobrażając
sobie młodsze wersje Prus i Węgier. Byli od siebie naprawdę daleko, a jednak
opuszczał swój dom by do niej przyjść.
- Jestem jej dłużnikiem. Nie
kieruje się jakimiś romantycznymi rzygami jak ty i Polska. Nie porównuj mnie do
was, nigdy. Czuję się za nią odpowiedzialny, i będę ją bronił w jakikolwiek
sposób. Wkurwia mnie fakt, że ze wszystkich państw to Rosja położył na niej
swoje łapska. Jeśli ją skrzywdził to lepiej, żebyś trzymała się ode mnie z
daleka.
W swojej głupocie nie potrafił
świadomie zdefiniować miłości, ale cała historia, którą przedstawił była jak
jedna wielka kwintesencja tego uczucia. Wytarła oko, z którego spływała
pojedyncza łza. Nigdy by nie przypuszczała, że go polubi, ale nie potrafiła już
rozpamiętywać przeszłych ran.
- Pomożemy jej Prusy.
Jednocześnie nie możesz wdać się w jego ręce – zauważyła – Sprawisz tym
przykrość Węgier jak i pozbawisz się lepszej przyszłości.
- Nie, no nie mów, że przejmujesz
się moim losem! – roześmiał się głośno – Zabraniam ci litować się nade mną i mi
pomagać! To moje życie mogę robić co żywnie mi się podoba…
Wstała z ziemi otrzepując się ze
śniegu. Miodowe długie włosy opadły do jej bioder połyskując w mroku nocy.
Zdjęła swój płaszcz, pod którym widniała lekka biała sukienka sięgająca do
kolan. Opadł na ziemię tuż obok nóg Prusaka.
- Co ty robisz? – wyjąkał
przestraszony.
Spojrzała na niego przez ramię.
- Jak to co? – zapytała – Idę
zrobić nam przejście przez ich obóz.
Zerwał się na równe nogi wbijając
w nią oskarżycielsko palec.
- Teraz moja kolej!
Pokręciła przecząco głową.
- Zapytasz się innym razem.
Obiecałam, że ci odpowiem i taki mam zamiar, ale chyba musimy skończyć naszą
przerwę. Robi się tam coraz głośniej, nie słyszysz?
Zmarszczył z niezadowolenia brwi,
skupiając się na odgłosach. Ku swojemu zaskoczeniu słyszał ledwie jakieś
szepty. Sora była ich świadoma nawet podczas ich rozmowy. Ukuła go zazdrość. Z
powodu jego zaniku - większości - zdolności, którymi niegdyś był obdarzony, nie
był w stanie być tak samo dobrym jak ona.
- Chcesz odwrócić ich uwagę
gołymi cyckami? – zapytał lustrując ją podejrzliwym spojrzeniem.
Spojrzała automatycznie na swój
dekolt, który przecież zakrywał jej piersi. Zarumieniła się na samą myśl o jego
wyobraźni.
Zacisnęła dłonie w pięści
spoglądając na ziemię. Nie tylko Prusak miał na pieńku z Rosją. Czuła, że
wystarczy mały pretekst, by Rosji powróciły wspomnienia. Szczególnie obawiała
się faktu, jak wiele niegdyś ich łączyło. Jego dalsze ruchy w stosunku do niej
mogły automatycznie obrócić się przeciwko Polsce.
- Ja również jestem narażona na
Rosję – westchnęła ciężko – Spróbuję ich uśpić, ale muszę być bliżej nich.
Powinnam złapać wszystkich w iluzję nim się zorientują.
Prusy podszedł do niej pewnym
krokiem wyjmując z kieszeni swój szalik. Zacisnął go w pięści próbując opanować
wątpliwości, które nim targały. Sora wyglądała na pewną swego, ale nie było
pewności, że się jej uda. Nie dla niego.
- Jesteś pewna, że omamisz ich za
jednym zamachem? – zapytał stanowczo.
Nim się zorientowała stał już
obok niej. Krwiste oczy zasłonięte przez kilka zgubionych kosmyków, świdrowały
ją próbując odnaleźć odpowiedź. Poprawiła włosy, zarzucając nimi do tyłu.
- Nie gadaj tylko zawiąż mi oczy
– odpowiedziała pewna siebie.
Wywrócił oczami dławiąc w ustach
nie jedno wyzwisko pod jej adresem. Zawiązując go ścisnął mocno supeł, żeby w
razie czego nie puścił. Wydawała się pewna powodzenia, ale nie dała po sobie
poznać nawet odrobiny wątpliwości.
- Nie przyszliśmy tu rozmyślać,
czy damy radę – odparła w końcu dla jego spokoju – Tylko po to by coś zrobić.
Myślenie o porażce w większości przypadków ją zwiastuje, bo od początku zakłada
się najgorsze, a to w żaden sposób nie pcha do zwycięstwa.
Mówiąc to pokazała mu kciuk do
góry uśmiechając się pełnią determinacji. Przez sekundę widział w niej postać
młodego Polski i jego dziwaczne gesty i zachowania. Sam fakt gadania do siebie,
chyba też mieli podobny.
- Jesteś beznadziejna w
pocieszaniu… - stwierdził zawiedziony – Dobra, idź skop im dupska za mnie.
Proponuje wizję oskórowania ich, jak to było za pięknych średniowiecznych
czasów. Krzyczki niczym kołysanka będą tuliły do snu, a krew która będzie z
nich uchodzić wraz z życiem, będzie ostatnią rzeczą jaką poczują.
Zgubił się we własnych marzeniach
zapominając o towarzystwie Sory. Widząc go w tym stanie, od razu skierowała się
do obozu rosyjskich żołnierzy, nie mając zamiaru słuchać jego ględzenia.
Odetchnęła
głęboko kilka razy próbując przekonać się do szybszego kroku. Kilka metrów
przed nią byli jego ludzie, którzy widnieli wyłącznie w jej koszmarach. Ich
psychika była równie wypaczona, jak ich przywódcy. I ta świadomość zabijała w
mniej całą odwagę.
- No dalej Sora, nie ma czego się
bać – szeptała pod nosem, czując się wolna od spojrzenia Prusaka.
Kierując się słuchem podążała ślepo
przed siebie, przygotowując się do ataku. Śnieg pod jej stopami zdawał się
dławić ją wewnątrz siebie. Z każdym kolejnym krokiem, czuła jakby jej nogi były
z ołowiu. Wiedziała, że podróż z Prusakiem to pewna konfrontacja z siłami
rosyjskimi, ale od tak dawna nie miała z nimi kontaktu, że trudno było jej się
przestawić. Poza granicami jej domu mogła liczyć wyłącznie na głos, w kwestii
otwartego ataku - na swoją fizyczność.
Szum dźwięków jaki dochodził ze
strony ich obozowiska, zdawał się jej coraz głośniejszy. W końcu ruszyła pewnie
do przodu asekurując się wystawionymi rękoma. Starała się polegać na
instynktach, próbując wychwycić najdrobniejsze ruchy.
Nabrała powietrza koncentrując
się na całej przestrzeni, by móc uchwycić każdego z Rosjan. Wraz z tą czynnością
ból, który od jakiegoś czasu pulsował w jej oku, nabrał na sile. Stłumiła jęk
nie trącać kontroli nad tworzeniem pieśni.
Ciemne są gwiazdy i mroczny jest księżyc
Ucichnij nocy i poranny brzasku
Wyślij posłańców i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Ciemne są oceany, ciemne jest niebo
Zamilknijcie wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Noc w dzień, a dzień w noc
Trzy czarne karoce, trzy białe wozy
Co nas łączy, dzieli nas
Odszedł nasz brat, odeszło serce
Zamilknijcie wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Wraz z każdym słowem jej włosy i
zielone oko przeistaczały się. Czerwona osłona zastąpiła szmaragd lewej
tęczówki, a miodowe włosy stały się niemalże białe jak śnieg. Śpiewając nie
była świadoma tych zmian. Wszystkie twarze Rosjan
skierowane były na nią niczym bezmyślne marionetki.
Całe przedstawienie oglądał z
przerażeniem Prusak. Zasłonięte uszy i tak nie obroniły się przed śpiewnym,
anielskim głosem dziewczyny. Przeraźliwy widok Sory, pozbawił go poprzedniej
pewności siebie. Jej postać w jednej chwili zmieniła się w zupełnie mu obcą i w
dziwny sposób, ciało informowało go o niebezpieczeństwie.
- Kim ty u diabła jesteś… -
wyjąkał nie mogąc powstrzymać rzucanych mu na usta słów.
Kelpia szturchnęła go w ramie
nakazując mu iść naprzód. Niechętnie pociągnął ją za wodze kierując się na
plac, na którym Sora urządzała pokaz swoich mocy. Jej postać zmieniła się tak
diametralnie, że przez jedną chwilę zwątpił w jej lojalność i swoje
bezpieczeństwo.
„Rusz się!”
Zirytowany głos odbił mu się w
głowie, wytrącając z ciągłego wpatrywania się w jej postać.
- Nie musisz mi rozkazywać… -
syknął wywalając oczami do góry.
Pobiegł przez polanę ciągnąć za
sobą klacz. Mijając kilku żołnierzy poczuł dreszcz. Ich twarze skrzywione
grymasem jasno wskazywały, że Sora nie zamierzała im popuścić. Oczy zasłonięte
biała mgłą to jedyny wyznacznik ich pełnego kontrolowania przez dziewczynę.
Biegł najszybciej jak potrafił próbując dostać się na drugą stronę obozowiska. Śnieg
wciągał go w głębokie doły próbując usidlić jego próby szybkiej ewakuacji.
Niepokojący fakt jaki rzucił mu
się w oczy, to kupy ciężkiego sprzętu, broni i maszyn. Zupełnie jakby już od
dawna czyhali na Węgierkę, i w razie potrzeby mieli ujawnić swoją militarną
potęgę. Nie doceniał Rosji, właściwie to nikt nie spodziewał się po nim tak
otwartych ruchów zaraz po wojnie. Chęć przejęcia zachodu była dla niego niczym
paliwo do działania.
- Pieprzony sadysta! – krzyknął chowając
się w gęstwinie drzew.
Wyhamował ostro podtrzymując się
ręką, by nie upaść. Głos Sory był teraz bardzo odległy, ale wciąż kontrolowała
każdego z osobna. Przez czas jej koncertu, żaden z Rosjan ani drgnął.
„Jestem na miejscu!” – pomyślał,
próbując dostać się do jej myśli.
Brak odpowiedzi narodził w nim
utrzymywane dotąd zbiorowisko zwątpienia. Zacisnął pięści z całej siły dopóki
nie usłyszał trzaskania kości. Kilku żołnierzy upadło niczym lalki na ziemię,
zupełnie jakby nić łącząca ich z hipnozą Sory została przerwana.
Nim zdążył przemyśleć dalsze
działanie ruszył w jej kierunku pędząc z całej siły. Mijając namioty i rozłożone
zewsząd przedmioty obozowiska, przeskakiwał wysoko nad rozłożonymi ciałami,
ogarnięte niemym krzykiem. Otwarte usta nie będą miały już możliwości
powiedzieć ani słowa. Z każdym korkiem jego ruchy stawały się ociężałe, choć
dla lepszego czucia uderzał pięścią w tors, nie przynosiło to żadnego efektu.
Wypuścił ciepłe powietrze, które zaraz uderzyło go zlodowaciałym podmuchem.