Prusy podsunął się do niej
bliżej, Mrok nocy pogłębiał się z każdym przebytym kilometrem. Gęsto postawione
drzewa i gruby puch śniegu nie stwarzały pozoru przyjemnej przejażdżki. Prusy
przez całą drogę ostrożnie wybierał każdą ścieżkę. Nie mówili zbyt wiele, co
jeszcze bardziej upewniał Sorę w jego zaangażowanie tej sprawie.
Klacz, posłusznie kierowała się
tam, gdzie ją naprowadzał bez żadnych utarczek.
Relacje między nią, a Prusakiem bywały różne, trudno było określić
przynależność jaką go darzyła. Jazda zdawała się wieczna przez narastającą
ciszę. Ani razu nie odwrócił wzroku od rozciągającej się przed nimi drogi.
Po chwili przyśpieszył jazdę,
przez co mocniej przywarła do jego pleców.
- Polska zdawał się dobrze znać
tą klacz – zaczęła – Jest taka sama jak Feniks?
Prychnął pod nosem napinając
mięśnie.
- To zależy, co przez to
rozumiesz – jęknął z irytacją – Ta jego szkapa nie raz przeszkadzała mi w moich
planach. Nie wspominając o ciągłych kopach, które dostawałem. Powinnaś
wiedzieć, że ten koń jest w jakiś sposób z nim połączony, ale nie doszedłem do
tego w jaki sposób…
Wywróciła oczami wzdychając
zrezygnowanie.
- Nie sadzisz, że jeśli jeździłeś
na tej klaczy za życia, to powinna już nie żyć? Doszukujesz się skrytej więzi,
którą masz przed nosem. Właściwie, ona jest dokładnie taka sama jak Feniks.
Nabrał powietrza, by już jej coś
odpowiedzieć z kąśliwą uwagą, ale oprzytomniawszy zamknął usta. Spojrzał na
karą klacz, która wypuszczała kłębki ciepłej pary rozpływającej się na wietrze.
Jej mroczna aparycja idealnie pasowała do jej właściciela, równie dobrze
mogliby grać kostuchę i konia apokalipsy.
- Nazywałem ją Kelpia. Brzmiało
groźnie, potężnie i złowieszczo – pochwalił się szczerząc zęby – Była równie szybka
co Feniks! Nawet silniejsza…
Uderzyła go w żebra uciszając
dalszą wiązankę. Syknął z niezadowoleniem próbując jej oddać. Krótka wymiana
uderzeń zakończyła się wraz z nagłym zatrzymaniem klaczy. Ziemia zadrżała pod
naporem jej siły. Gwałtowny ruch pchnął Prusaka na jej szyję, a wraz z nim Sorę
na jego plecy.
Niemal natychmiast podniósł wzrok
na rozchodzące się wokół drzewa. Pogładził karą sierść klaczy uspokajając ją.
Żarliwy tupot kopyt złagodniał, wraz z jego kojącym dotykiem.
- Coś tu nie gra… - wyszeptał.
Nim się obejrzał, Sora przytrzymała
się jego płaszcza schodząc na ziemię. Obserwował jak krąży wokół nich próbując
coś wyczuć. W tym wypadku postanowił jej zaufać. Zdolności, które posiadała w
znacznym stopniu przewyższały jego własne. Klacz rżała ostrzegawczo cały czas
nawołując o zagrożeniu.
- No już, uspokój się – szepnął
jej cicho.
Miodowe włosy dziewczyny były
niczym latarnia, która w dość wyrazisty sposób odznaczała ją na tle białej
powierzchni ziemi. Podeszła do starego drzewa opierając się o jego starą korę.
- Prusy – odezwała się po chwili
– Musimy się tu zatrzymać.
Odsunęła się o kilka kroków do
tyłu pocierając z zimna ramiona.
- Czemu? Jeszcze chwila i
będziemy na miejscu – jęknął podjeżdżając do niej – Jeśli chcesz się wysikać
zrób to teraz!
Dotknęła dłonią twarzy próbując
rozmasować oczy. Do tej pory uważała Prusaka za zło konieczne z ptasim mózgiem,
ostatecznie był czymś gorszym.
- Kilka kilometrów stąd
stacjonuje rosyjskie wojsko. Jest ich całkiem sporo. Nie wiem, czy uda nam się
przejść niezauważenie, Rosja na pewno w jednej chwili zobaczy to co oni.
Spostrzegawcza uwaga wydawała mu
się trafna, ale sam fakt dłuższego czekania, podwajał jego nerwy. Wzruszył
ramionami uśmiechając się do niej z przekąsem.
- Zostaje nam atak – przytaknął,
podążając swoim rozumowaniem – I tak zaczynałem wychodzić z wprawy.
Słysząc jego słowa chwyciła za
wodze klaczy, wbijając w niego srogie spojrzenie, którego nie pożałowałaby
swojemu dziecku żadna matka. Była przekonana, że jej wkład w tę misję ma również
na celu pilnowanie Prusaka i jego wybryków. Przywracanie go na ziemię, nie było
jednak takie proste.
- Raz. Tyko raz, mógłbyś użyć
choć części swojej nikłej inteligencji? Jeśli chcesz zbawiać świat rób to,
gdzie indziej. Tym razem chodzi o ratowanie Węgierki. Jest dla ciebie ważna,
więc włóż w to choć trochę wysiłku. Cała nasza wycieczka ma tutaj na celu, nie
zagrozić jej samej. Wybuchy z twojej strony mogą wszystko pogorszyć.
Cień, który objął jego twarz
natychmiast stłumił dotychczasowy uśmiech. Odetchnęła z ulgą puszczając wolno
wodze Kelpie.
- Wiem, że to może ci to
sprawiać, ale nie mamy innego wyjścia…
Po chwili zaśmiał się kpiarsko
schodząc zwinnie z klaczy.
- Ból? Myślę, że twój cukierkowy
świat czegoś nie rozumie. Ja, Wielki Prusy nie szukam Węgier, bo mi na niej
zależy. Zrobię wszystko, by dopiec Rosji.
Pokazał jej dwa palce kiwając jej
nimi przed twarzą.
- Dwie rzeczy są tutaj na moją
korzyść. Rosja wpadnie w szał, a do tego skieruje go na Polskę. A teraz, jeśli
pozwolisz pójdę trochę odpocząć…
Wyminął ją uderzając lekko w
bark. Popis z jego strony wydawał się jej tak fałszywy, że sama świadomość jak
bardzo ukrywał swoje intencje do Węgierki, wydawała się jej niemożliwa. Bez
dalszych słów, podeszła do małego obozowiska, którego właśnie rozstawiał.
Usiadła tuż przy drzewie przyglądając mu się z przekąsem. Ignorując fakt jej natarczywego
spojrzenia, zjadł swój przydział jedzeniowy unikając z nią kontaktu.
Zimowy wiatr, zdawał się być
coraz to mocniejszy. Oboje co jakiś czas pocierali zmarznięte dłonie, próbując
wykrzesać choć odrobinę ciepła. Śnieg przykrył już ich płaszcze i zgasił
prowizoryczne małe ognisko, nad którym pastwił się Prusak. Zrezygnowany padł na
ziemię spoglądając w niebo. Odetchnął przeciągle uwalniając kłębki pary z ust.
- To nowość… - powiedział cicho –
zamierzasz teraz siedzieć cicho?
Schowała się głębiej w kolanach
odwracając wzrok od jego porcelanowej cery. Wiatr zarzucił jej włosami
powodując, że zakołysały się niczym złote fale. Widząc to prychnął pod nosem
wyśmiewając swoje własne skojarzenie.
- Ironia losu, nigdy nie
przestanie mnie zadziwiać – odezwał się od niechcenia – Kiedyś zabiłbym cię w
najokrutniejszy sposób, na jaki tylko bym wpadł. A teraz wyglądam jak kupa
gówna po mojej starej zajebistości. Musisz się powstrzymywać od śmiechu, co?
- Szkoda mi ciebie – wyszeptała.
Na te słowa przeszył ją krwistym
spojrzeniem, próbując przegryźć ich okrutny wydźwięk.
- Litość? – jęknął z niesmakiem –
Teraz to dopiero depczesz po mojej dumie. Bądź co bądź byłem do jasnej cholery
potężnym państwem. Cieszyłbym się gdybyś powiedziała: strach, pogarda, zaraza,
pasożyt, niosący śmierć…
- Mówiłam o tobie. O tym jaki
jesteś teraz. Słowa, które wymieniłeś nawet w połowie nie ujmują mojej
nienawiści do ciebie. Wciąż ją w sobie chowam. Nie jesteśmy, aż tak różni. Sam
to kiedyś zauważyłeś. Mimo to, w jakiś sposób nie skaczemy sobie do gardeł.
Bliskie nam osoby szybko zmieniły w nas wartościowanie pewnych rzeczy.
Nie przerwał jej. Zaciekawiony
dalszymi wnioskami wsłuchiwał się w jej melodyjny głos, który pomimo całej jego
niechęci, był kojący.
- Przyszłam tutaj z tobą, z kilku
powodów, nie tylko żeby uratować Węgierkę. Chcę się przekonać na własne oczy,
jak bardzo byłeś w stanie się zmienić. Jeśli możesz to przestań kłamać w mojej
obecności, zaczyna mnie to męczyć.
- Jam jest król kłamstw i
oszustw! – zaśmiał się pod nosem – Zdaje się, że pokładasz we mnie zbyt wiele
wiary. Polska nie raz za to oberwał. Zresztą nie tylko on.
Westchnęła ciężko nie rezygnując
z wydobycia z niego odpowiedni słów, na które czekała. Cały czas bronił się
przed nią, unikając szczerości i zbyt wzniosłych tematów. Zastanawiała się, czy
nikt nie nauczył go o tym rozmawiać, albo nawet naprowadzić na podobne emocje.
Zamknięty w ciasnej skrzyni nie miał dostępu do nazywania i poznawania
pozytywnych uczuć.
Czuła, że jednym sposobem było
przygniecenie go do muru. Naruszenie tematu tak dla niego wrażliwego, że nie
zdążyłby pohamować swojej agresji.
- To zabawne, że tak bardzo jesteś
spragniony jej towarzystwa – zaczęła obojętnie - Pogarda do Austrii pewnie
również jest z nikąd. Przecież nie można sądzić, że nienawidzisz go z innych
pobudek. Ciągłe zniecierpliwienie żeby zobaczyć się z Węgrami, i nieustająca
siła, która właśnie teraz pcha cię ku samobójczej misji. Jak zwykłeś nazywać
takie zachowanie? Słabością?
W jednej sekundzie zerwał się z
ziemi i zamaszystym ruchem chwycił jej gardło przyciskając do pnia drzewa. Na
jego twarzy malowała się złość, którą Sora doskonale znała.
- W co ty pogrywasz? – syknął.
- Przyznaj w końcu, że po twojej
śmierci jako państwo chcesz mieć ją u swego boku i normalnie żyć. Dlaczego wam
tak trudno to przechodzi przez gardło? Zabijaliście, nie raz atakowaliście
samych siebie, ale większość z was uważa to za grę. Ty z niej wypadłeś, dlaczego
więc mieszasz się w historię chcąc ratować Węgierkę?
- Nie twój zasrany interes –
docisnął jej gardło.
- Duszeniem mnie nigdzie nie
dojdziesz – wydukała, próbując zignorować uciekające resztki powietrza.
- Przekonamy się?
Wolną ręką sięgnęła do jego skroni
nim zdążył ją odepchnąć. Zanuciła krótką melodię, dość silną by przed jego
oczami stanęła mała dziewczynka o gęstych brązowych włosach.
- Przestań… - wyszeptał nie
odrywając wzroku od zamglonej postaci.
Uścisk na gardle Sory zelżał.
Widząc jego nieprzejednane spojrzenie skierowane na postaci, którą stworzyła,
pokusiła się o jeszcze większe zagranie na jego emocjach. Dziewczynka zaczęła
tańczyć próbując kunsztu miecza. Z każdą chwilą stawała się coraz wyższa, a jej
kobiece atuty nabierały na wyrazistości. Miecz przerodził się na pęczek małych
kwiatów.
„Prusy”
- Dość! – jęknął poirytowanie
odtrącając jej dłoń – Na za dużo sobie powalasz wiedźmo! Wchodzenie do mojej
głowy to przegięcie!
Uśmiechnęła się szeroko
ujawniając białe zęby. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony, intuicja
podpowiadała mu, że prowokowała go do walki. Tymczasem ulga jaka wyrysowała się
na jej twarzy zupełnie go zdezorientowała.
Odsunął gwałtownie dłoń od jej
gardła czując nieprzyjemny dreszcz. Nie przejął się nim zbytnio, próbując
przede wszystkim dojść do czego dążyła Sora. Połączenie wszystkich faktów nie
trwało długo.
- Chyba zaczynam rozumieć –
uśmiechnął się zawadiacko – Naprawdę jesteś, aż tak zdesperowana, by żyć jak
normalni ludzie z Polską?
Zaśmiał się w charakterystyczny
dla siebie sposób, powodując ból uszu Sory. Skrzywiła się mimowolnie na sam
głośny charakter jego hieniego chichotu. Prusak odsunął się od niej podpierając
dłonią o ziemię. Jego długie nogi, na których nasypał się śnieg prawie stykały
się z jej własnymi. Próbując uchronić się przed niepotrzebnym stykaniem z nim,
odsunęła się na bok tak by tego nie zauważył.
- Cholera, to życie nie
przestanie mnie zadziwiać – westchnął przeciągle uspokajając się.
Odchylił głowę do tyłu nie
przestając szczerzyć się do nieba. Widząc, jego spokojne zachowanie rozluźniła
się, pomimo odciśniętych palców na jej gardle. Sięgnęła do niego dłonią
muskając palcami blizny. Jego dotyk wciąż tlił się w ranach przeszłości.
- No tak, jedyny sposób by cię
wykończyć, to tylko pozbawienie cię głosu –przypomniał sobie zerkając ukradkiem
na jej reakcję – Umówmy się, że więcej nie tknę twojego gardła. W zamian ty
nigdy nie powiesz Polsce, o tym, o czym kiedykolwiek rozmawialiśmy.
- Następnym razem cię kopnę… -
jęknęła pod nosem – Chcesz się w końcu przyznać, że jesteś tu wyłącznie dla
Węgierki?
Udał, że jej nie słyszy dłubiąc
teatralnie w uchu. Przyjrzał się zawartości małżowiny na swoim palcu, próbując
wyszukać w niej czegoś ciekawego. Ostatecznie wytarł ją o śnieg bez
najmniejszych skrupułów.
- Obiecuję – syknęła cicho.
Na dźwięk jej głosu jego uśmiech
stał się iście szatański. Krwiste oczy zabłyszczały dziwnymi iskierkami, co nie
uszło jej uwadze.
Poczuła w duchu jak wielki błąd
popełniła, dopiero wtedy, gdy Prusak obrzucił ją zwycięskim spojrzeniem.
- No to skoro sobie wyjaśniliśmy
możemy zacząć normalnie rozmawiać – rozsiadł się wygodniej na ziemi, ustawiając
porozrzucane rzeczy do ich poprzedniego stanu – Odpowiem na twoje pytanie.
Srebrne kosmyki odsunęły się z
jego twarzy ujawniając twarz rozbawionego dziecka. Chłód i zimno przestały mieć
znaczenie. Nawet fakt pobliskiego zgromadzenia rosyjskich żołnierzy wydawał się
im, w tej chwili zdecydowanie mniej ważny.
Klacz położyła się niedaleko
nich, nie tracąc czujności.
Prusy mierzył wzrokiem drobną
postać Sory doszukując się czegoś żarliwie.
- Zagrajmy – powiedział – Jeśli
odpowiem na twoje pytanie na tyle byś dała mi spokój, ty odpowiesz na moje,
również nie pozbawiając mnie szczegółów. Można powiedzieć, że w ten sposób
będziemy mogli sobie… zaufać.
Na ostatnim słowie zawahał się,
ale nie mogła rozszyfrować, czy z powodu tak bardzo znienawidzonego słowa, czy
samego faktu, że przeszło mu przez gardło. Przez chwilę poczuła jak jej oczy
znowu zaczynały ją piec. Przeklęła w duchu walcząc z irytującymi iskierkami
przed oczami.
- Zgadzam się Prusy, choć z
zaufaniem może być ciężko – odparła niechętnie, świdrując go bacznym
spojrzeniem – Musimy się śpieszyć, nie sądziłam, że będziesz taki uparty. Nie
mamy całej nocy na nasze dywagacje…
- Jakoś miałaś czas by mnie
napastować – odpowiedział z kpiną.
- Wcale cię nie napastowałam… -
wyszeptała sama do siebie, próbując się przekonać o prawdziwości tych słów.
opierając plecami o to samo
drzewo. Będąc tak blisko mógł zrobić wszystko, ale rzeczywiście nie odczuwała
od niego wrogości. Zerknęła w bok na jego bladą twarz, która z jakiegoś powodu
wydawała się jej nostalgiczna. Przez chwilę bawił się parą posyłając ją wolną
ku wietrze.
- Węgry to jedyne państwo, które
odzywało się do mnie i znosiło w jakiś sposób wygłupy. Niemcy to zwykły
nieudacznik, wiecznie wykonywał rozkazy bez żadnego sprzeciwu. Chociaż to mój
brat, nigdy nie rozumiał mojej zagilbistości. Byłem taki potężny, a ona taka
żałosna, właśnie dlatego często do niej przychodziłem. Mimo wszystko nie raz
dostawałem od niej po pysku, ale traktowałem to jako zwykły sparing, nie
uważałem jej za jedną z nas. Gdy umarłem jako państwo, wiele się pozmieniało.
Węgry zawsze była po mojej stornie, ale nie jako personifikacja, ale jako
Elżbieta. Ty tego nigdy nie zrozumiesz, nawet ja nie widziałem tego tak jasno
za czasów swojej świetlności.
Słuchała go uważanie wyobrażając
sobie młodsze wersje Prus i Węgier. Byli od siebie naprawdę daleko, a jednak
opuszczał swój dom by do niej przyjść.
- Jestem jej dłużnikiem. Nie
kieruje się jakimiś romantycznymi rzygami jak ty i Polska. Nie porównuj mnie do
was, nigdy. Czuję się za nią odpowiedzialny, i będę ją bronił w jakikolwiek
sposób. Wkurwia mnie fakt, że ze wszystkich państw to Rosja położył na niej
swoje łapska. Jeśli ją skrzywdził to lepiej, żebyś trzymała się ode mnie z
daleka.
W swojej głupocie nie potrafił
świadomie zdefiniować miłości, ale cała historia, którą przedstawił była jak
jedna wielka kwintesencja tego uczucia. Wytarła oko, z którego spływała
pojedyncza łza. Nigdy by nie przypuszczała, że go polubi, ale nie potrafiła już
rozpamiętywać przeszłych ran.
- Pomożemy jej Prusy.
Jednocześnie nie możesz wdać się w jego ręce – zauważyła – Sprawisz tym
przykrość Węgier jak i pozbawisz się lepszej przyszłości.
- Nie, no nie mów, że przejmujesz
się moim losem! – roześmiał się głośno – Zabraniam ci litować się nade mną i mi
pomagać! To moje życie mogę robić co żywnie mi się podoba…
Wstała z ziemi otrzepując się ze
śniegu. Miodowe długie włosy opadły do jej bioder połyskując w mroku nocy.
Zdjęła swój płaszcz, pod którym widniała lekka biała sukienka sięgająca do
kolan. Opadł na ziemię tuż obok nóg Prusaka.
- Co ty robisz? – wyjąkał
przestraszony.
Spojrzała na niego przez ramię.
- Jak to co? – zapytała – Idę
zrobić nam przejście przez ich obóz.
Zerwał się na równe nogi wbijając
w nią oskarżycielsko palec.
- Teraz moja kolej!
Pokręciła przecząco głową.
- Zapytasz się innym razem.
Obiecałam, że ci odpowiem i taki mam zamiar, ale chyba musimy skończyć naszą
przerwę. Robi się tam coraz głośniej, nie słyszysz?
Zmarszczył z niezadowolenia brwi,
skupiając się na odgłosach. Ku swojemu zaskoczeniu słyszał ledwie jakieś
szepty. Sora była ich świadoma nawet podczas ich rozmowy. Ukuła go zazdrość. Z
powodu jego zaniku - większości - zdolności, którymi niegdyś był obdarzony, nie
był w stanie być tak samo dobrym jak ona.
- Chcesz odwrócić ich uwagę
gołymi cyckami? – zapytał lustrując ją podejrzliwym spojrzeniem.
Spojrzała automatycznie na swój
dekolt, który przecież zakrywał jej piersi. Zarumieniła się na samą myśl o jego
wyobraźni.
- Jesteś naprawdę obrzydliwy –
skomentowała odwracając się napięcie – Masz jakąś chustę? Muszę zakryć twarz.
- Po co?
Zacisnęła dłonie w pięści
spoglądając na ziemię. Nie tylko Prusak miał na pieńku z Rosją. Czuła, że
wystarczy mały pretekst, by Rosji powróciły wspomnienia. Szczególnie obawiała
się faktu, jak wiele niegdyś ich łączyło. Jego dalsze ruchy w stosunku do niej
mogły automatycznie obrócić się przeciwko Polsce.
- Ja również jestem narażona na
Rosję – westchnęła ciężko – Spróbuję ich uśpić, ale muszę być bliżej nich.
Powinnam złapać wszystkich w iluzję nim się zorientują.
Prusy podszedł do niej pewnym
krokiem wyjmując z kieszeni swój szalik. Zacisnął go w pięści próbując opanować
wątpliwości, które nim targały. Sora wyglądała na pewną swego, ale nie było
pewności, że się jej uda. Nie dla niego.
- Jesteś pewna, że omamisz ich za
jednym zamachem? – zapytał stanowczo.
Nim się zorientowała stał już
obok niej. Krwiste oczy zasłonięte przez kilka zgubionych kosmyków, świdrowały
ją próbując odnaleźć odpowiedź. Poprawiła włosy, zarzucając nimi do tyłu.
- Nie gadaj tylko zawiąż mi oczy
– odpowiedziała pewna siebie.
Wywrócił oczami dławiąc w ustach
nie jedno wyzwisko pod jej adresem. Zawiązując go ścisnął mocno supeł, żeby w
razie czego nie puścił. Wydawała się pewna powodzenia, ale nie dała po sobie
poznać nawet odrobiny wątpliwości.
- Nie przyszliśmy tu rozmyślać,
czy damy radę – odparła w końcu dla jego spokoju – Tylko po to by coś zrobić.
Myślenie o porażce w większości przypadków ją zwiastuje, bo od początku zakłada
się najgorsze, a to w żaden sposób nie pcha do zwycięstwa.
Mówiąc to pokazała mu kciuk do
góry uśmiechając się pełnią determinacji. Przez sekundę widział w niej postać
młodego Polski i jego dziwaczne gesty i zachowania. Sam fakt gadania do siebie,
chyba też mieli podobny.
- Jesteś beznadziejna w
pocieszaniu… - stwierdził zawiedziony – Dobra, idź skop im dupska za mnie.
Proponuje wizję oskórowania ich, jak to było za pięknych średniowiecznych
czasów. Krzyczki niczym kołysanka będą tuliły do snu, a krew która będzie z
nich uchodzić wraz z życiem, będzie ostatnią rzeczą jaką poczują.
Zgubił się we własnych marzeniach
zapominając o towarzystwie Sory. Widząc go w tym stanie, od razu skierowała się
do obozu rosyjskich żołnierzy, nie mając zamiaru słuchać jego ględzenia.
Odetchnęła
głęboko kilka razy próbując przekonać się do szybszego kroku. Kilka metrów
przed nią byli jego ludzie, którzy widnieli wyłącznie w jej koszmarach. Ich
psychika była równie wypaczona, jak ich przywódcy. I ta świadomość zabijała w
mniej całą odwagę.
- No dalej Sora, nie ma czego się
bać – szeptała pod nosem, czując się wolna od spojrzenia Prusaka.
Kierując się słuchem podążała ślepo
przed siebie, przygotowując się do ataku. Śnieg pod jej stopami zdawał się
dławić ją wewnątrz siebie. Z każdym kolejnym krokiem, czuła jakby jej nogi były
z ołowiu. Wiedziała, że podróż z Prusakiem to pewna konfrontacja z siłami
rosyjskimi, ale od tak dawna nie miała z nimi kontaktu, że trudno było jej się
przestawić. Poza granicami jej domu mogła liczyć wyłącznie na głos, w kwestii
otwartego ataku - na swoją fizyczność.
Szum dźwięków jaki dochodził ze
strony ich obozowiska, zdawał się jej coraz głośniejszy. W końcu ruszyła pewnie
do przodu asekurując się wystawionymi rękoma. Starała się polegać na
instynktach, próbując wychwycić najdrobniejsze ruchy.
Nabrała powietrza koncentrując
się na całej przestrzeni, by móc uchwycić każdego z Rosjan. Wraz z tą czynnością
ból, który od jakiegoś czasu pulsował w jej oku, nabrał na sile. Stłumiła jęk
nie trącać kontroli nad tworzeniem pieśni.
Ciemne są gwiazdy i mroczny jest księżyc
Ucichnij nocy i poranny brzasku
Wyślij posłańców i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Ciemne są oceany, ciemne jest niebo
Zamilknijcie wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Noc w dzień, a dzień w noc
Trzy czarne karoce, trzy białe wozy
Co nas łączy, dzieli nas
Odszedł nasz brat, odeszło serce
Zamilknijcie wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Ucichnij nocy i poranny brzasku
Wyślij posłańców i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Ciemne są oceany, ciemne jest niebo
Zamilknijcie wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Noc w dzień, a dzień w noc
Trzy czarne karoce, trzy białe wozy
Co nas łączy, dzieli nas
Odszedł nasz brat, odeszło serce
Zamilknijcie wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn
Wraz z każdym słowem jej włosy i
zielone oko przeistaczały się. Czerwona osłona zastąpiła szmaragd lewej
tęczówki, a miodowe włosy stały się niemalże białe jak śnieg. Śpiewając nie
była świadoma tych zmian. Wszystkie twarze Rosjan
skierowane były na nią niczym bezmyślne marionetki.
Całe przedstawienie oglądał z
przerażeniem Prusak. Zasłonięte uszy i tak nie obroniły się przed śpiewnym,
anielskim głosem dziewczyny. Przeraźliwy widok Sory, pozbawił go poprzedniej
pewności siebie. Jej postać w jednej chwili zmieniła się w zupełnie mu obcą i w
dziwny sposób, ciało informowało go o niebezpieczeństwie.
- Kim ty u diabła jesteś… -
wyjąkał nie mogąc powstrzymać rzucanych mu na usta słów.
Kelpia szturchnęła go w ramie
nakazując mu iść naprzód. Niechętnie pociągnął ją za wodze kierując się na
plac, na którym Sora urządzała pokaz swoich mocy. Jej postać zmieniła się tak
diametralnie, że przez jedną chwilę zwątpił w jej lojalność i swoje
bezpieczeństwo.
„Rusz się!”
Zirytowany głos odbił mu się w
głowie, wytrącając z ciągłego wpatrywania się w jej postać.
- Nie musisz mi rozkazywać… -
syknął wywalając oczami do góry.
Pobiegł przez polanę ciągnąć za
sobą klacz. Mijając kilku żołnierzy poczuł dreszcz. Ich twarze skrzywione
grymasem jasno wskazywały, że Sora nie zamierzała im popuścić. Oczy zasłonięte
biała mgłą to jedyny wyznacznik ich pełnego kontrolowania przez dziewczynę.
Biegł najszybciej jak potrafił próbując dostać się na drugą stronę obozowiska. Śnieg
wciągał go w głębokie doły próbując usidlić jego próby szybkiej ewakuacji.
Niepokojący fakt jaki rzucił mu
się w oczy, to kupy ciężkiego sprzętu, broni i maszyn. Zupełnie jakby już od
dawna czyhali na Węgierkę, i w razie potrzeby mieli ujawnić swoją militarną
potęgę. Nie doceniał Rosji, właściwie to nikt nie spodziewał się po nim tak
otwartych ruchów zaraz po wojnie. Chęć przejęcia zachodu była dla niego niczym
paliwo do działania.
- Pieprzony sadysta! – krzyknął chowając
się w gęstwinie drzew.
Wyhamował ostro podtrzymując się
ręką, by nie upaść. Głos Sory był teraz bardzo odległy, ale wciąż kontrolowała
każdego z osobna. Przez czas jej koncertu, żaden z Rosjan ani drgnął.
„Jestem na miejscu!” – pomyślał,
próbując dostać się do jej myśli.
Brak odpowiedzi narodził w nim
utrzymywane dotąd zbiorowisko zwątpienia. Zacisnął pięści z całej siły dopóki
nie usłyszał trzaskania kości. Kilku żołnierzy upadło niczym lalki na ziemię,
zupełnie jakby nić łącząca ich z hipnozą Sory została przerwana.
Nim zdążył przemyśleć dalsze
działanie ruszył w jej kierunku pędząc z całej siły. Mijając namioty i rozłożone
zewsząd przedmioty obozowiska, przeskakiwał wysoko nad rozłożonymi ciałami,
ogarnięte niemym krzykiem. Otwarte usta nie będą miały już możliwości
powiedzieć ani słowa. Z każdym korkiem jego ruchy stawały się ociężałe, choć
dla lepszego czucia uderzał pięścią w tors, nie przynosiło to żadnego efektu.
Wypuścił ciepłe powietrze, które zaraz uderzyło go zlodowaciałym podmuchem.
- Dlaczego zrobiło się tak
cholernie zimno…
Rozdział jest świetny, ale mam kilka pytań: Który oni mają tam rok ? Wiadomo, że jest komuna, ale tak dokładniej ? I którędy Prusy i Sora chcą się dostać na Węgry ? Przecież muszą przejść przez Czechosłowację. Kolejne rozdziały mnie cieszę i czekam na więcej
OdpowiedzUsuń