Spoglądała na zegarek, licząc
ilość wykonanych przez niego ruchów wskazówek. Chowając usta w poduszce,
chciała tym samym uniknąć kolejnych rozmów. Każdy schował się w pustym miejscu,
czekając na godzinę wyjścia. Atmosfera zagęściła się na tyle, że Polska zamknął
się w swoim biurze, skrobiąc coś na dokumentach. Prusak siedział na podłodze
wpatrzony tępo w ogień. Czasami na niego zerkała, ale ten zdawał się być w
zupełnie innym świecie.
Płomienie ognia odbijały się
mrocznie w jego krwistych oczach. Zastanawiała się, co przed nimi widzi.
Wojnę, pożogę i śmierć, którą
przyniósł, czy coś więcej. Może były to jakieś ciepłe uczucia, które w jakiś
sposób utwierdziłyby ją w przekonaniu, że nie jest do końca tak zepsuty, jak
myśli Polska.
Czas dłużył się nie dając nikomu
wytchnienia.
Podniosła się z kanapy rzucając
poduszką w zegarek. Upadł na ziemię, ale nie przestał chodzić. Podtuczone
szkiełko dalej dawało zamglony obraz cyfr i wskazówek. W końcu tylko to było
jego zadaniem.
- Długo będziemy tak siedzieć –
odezwała się nie mogąc wytrzymać w nieustającej ciszy – Nie jestem
przyzwyczajona do siedzenia w miejscu, ani tym bardziej nie chciałabym tkwić w
takiej ciszy. W moim domu mam jej, aż nad to.
Prusy nie poruszył się, ani nie
słyszał jej głosu. Wpatrzony w gorące języki ognia, próbował przypomnieć sobie starą
historię, która działa się w środku lasu. Przyszła mu na myśl szybko i bez
zapowiedzi, ale w jakiś sposób chciał utrwalić więcej szczegółów. Dawne czasy,
dawnego życia.
Już jako mały chłopiec znał
przyjemność wbijania swojego miecza w czyjeś miękkie ciało. Wojny
przypominające grę w szachy i on jako król mogący wszystkim manipulować. Tamten
wieczór wydawał się taki jak inny. Rozpalone ognisko ogrzewało jego
uśmiechniętą twarz i zmarznięte dłonie, które przez cały dzień musiały dźwigać
śmiercionośne żelastwo.
- Prawdziwy wojownik wytropi każdą ofiarę! – krzyknął głośno podnosząc
swój miecz – Czy to głupi Litwa, niedołęga Polska, cycata Ukraina~~
- Albo ty! Słaby Prusy! – usłyszał nad sobą czyjś głos, po czym uderzenie
w głowę powaliło go na ziemię.
Śmiech jego oprawcy potoczył się echem wśród drzew. Podniósł twarz z
ziemi plując zawartością piasku, tkwiącą mu w ustach. Uderzył małą pięścią w piach,
zaciskając ze zdenerwowania zęby. Postać docisnęła but na jego plecach nie
pozwalając mu na kontratak.
- A więc lecisz jak ćma do ognia! Wiedziałem, że jesteś na tyle głupi, by
dać się tak podejść! Nic się nie zmieniłeś Prusy!
Podniósł głowę wpatrując się w brązowe pukle włosów. Rycerski strój
dokładnie przylegający do jej ciała, ujawniał małe zaokrąglenia na klatce
piersiowej. Dziwne, że nawet w stroju mężczyzny potrafiła wyglądać kobieco.
- Węgry! Jesteś łgarzem! Umawialiśmy się, że nie będziemy robić żadnych
sztuczek!
W odpowiedzi zaśmiała się wyrzucając gruby kij na bok. Zapatrzył się na
jej rozpromienioną buzię i szczery uśmiech, zapominając o dużym guzie na
głowie.
- Upolowałem łanię – powiedziała podając mi dłoń – Możemy razem zjeść,
zaraz nastanie wieczór.
- Nie będę jadł takiego ścierwa… – burknął pod nosem, ale Węgry już go
nie słuchała ciągnąc go za pelerynę, w stronę ogniska.
- Rozpaliłeś ogień, drewna powinno starczyć do samego świtu. Dobrze się
składa, że zdecydowałeś się tak szybko ze mną przegrać, bo musiałbym siedzieć
przy nim sam.
- Nie mam zamiaru spędzać czasu z kimś takim jak ty! – krzyknął
wyrywając dłoń z jej uścisku – Mam lepsze rzeczy do roboty niż… siedzenie… z
tobą.
Zamknął usta nie mogąc oderwać spojrzenia od jej melancholijnej twarzy
wpatrzonej w ogień. Słońce zachodziło powoli nadając swoim promieniom kolor
gorącej pochodni.
Na tle tego krajobrazu stała Węgry. Oczarowana pomarańczowym, ciepłym
światłem nie mogła oderwać od niego wzroku. Nie słyszała jego komentarza,
zwyczajnie wyłączyła się od świata zewnętrznego, by móc ogrzać się ostatnimi
promieniami słońca. Ciepłe niebo i tlący się ogień spowiły jej postać, wlewając
do jego serca nutę gorąca.
- Prusy! – krzyknęła o wiele za
głośno, szarpiąc go za ramię.
Niemalże podskoczył słysząc jej
głos tuż nad swoją głową. Zmarkotniał na samą myśl o wyrwaniu go ze wspomnień,
które przez moment oderwały go z ponurej rzeczywistości. Sora stanęła obok niego
przyglądając mu się uważnie. Wydawał się wciąż przybity i nie obecny, ale jego
oczy na nowo narosły oschłym spojrzeniem.
- Czego się tak wydzierasz? –
jęknął poirytowanie pocierając uszy.
- Odpłynąłeś – zauważyła
słusznie, podnosząc brew.
- Wcale nie. Wyłączyłem się na
czas twojego jęczenia.
Zadarła nosek do góry, krzyżując
ręce.
- Za chwilę musimy ruszać –
zmieniła temat zerkając na ciemną noc za oknem – Polska poszedł przygotować
najpotrzebniejsze rzeczy. Wspomniał również o broni…
Ostatnie słowo powiedziała
ostrożnie przyglądając się jego reakcji. Tylko przez chwilę na jego twarzy
ukazał się uśmieszek godny starego Prusaka. Zmarkotniała dotykając mimowolnie
ran na szyi. Języki ognia buchnęły jaśniejszym światłem, wypuszczając większy
kłębek dymu.
- Nie powiedział, że da ją tobie
– dokończyła po chwili.
Słysząc to, podniósł dłoń drapiąc
się środkowym palcem we włosy. Widząc ten gest zacisnęła usta, próbując nie
mówić głośno tego, co kładło się na jej język. Nie zwracając na nią
najmniejszej uwagi, podniósł się z ziemi podchodząc do komody. Od jakiejś
chwili próbował rozszyfrować zawartość zdjęć, osadzonych gęsto wokół siebie. Zdziwił
się widząc, że niektóre z nich to nie tylko zdjęcia, ale portrety sięgające
spokojnie z trzysta lat.
Zagapił się na nie chciwie,
podnosząc jeden z nich. Widniał na nim pejzaż jeszcze za czasów, gdy polany
pokrywały praktycznie wszystkie ziemie, zboże złociło się wśród promieni
słońca, a niebo pokryte było nieskończonym błękitem. Czuł niemalże zapach
kwiatów i lasów, przez które nie raz przejeżdżał.
Na tle tego wszystkiego był
Polska, trzymający za rękę Węgierkę. Obraz był stary i malował go
prawdopodobnie Litwa. Nikt inny nie zadawał się z Polską osobiście, poza
polityką nie było na coś takiego miejsca.
Mimo to, poczuł w sercu czarną
pustkę, która tylko upewniała go w fakcie, jak wiele przez stulecia stracił na
ciągłych wojnach i potrzebie ciągle rosnącej władzy. Na obrazie oboje się
uśmiechali, snując o czymś na głos. Mógłby z nimi być, ale nie wydawało
mu się to wtedy potrzebne, lubił być sam, kochał swoje własne miejsca, nikogo
innego do nich nie wpuszczając.Po serii wydarzeń jakie go dotknęły, dopiero po kilkuset latach do jego myśli napłynęło coś nowego, czego nigdy się nie spodziewał. W jakiś sposób t wszystkie kłótnie i zaczepki sprawiały mu przyjemność.
- To jeden z jego ulubionych, nie
zniszcz go - powiedziała cicho, rozumiejąc jego zadumę.
- Niech no zgadnę, obmacywanie
się na łące należało do jego ulubionych czynności - wypalił, krzywiąc się w
złości – Nie jesteś zazdrosna?
Po chwili uderzyła go w twarz tak
mocno, że pod siłą uderzenia odwrócił głowę. Srebrne pasemka zakryły wściekłość krwistych oczu.
- Jesteś bezczelny – syknęła ze
złości – Pozytywne emocje to rzecz dla ciebie naprawdę odległa. Tak bardzo boli
cię fakt, że Węgry spędzała czas z Polską zamiast z tobą? Nie zrzucaj na mnie
swojej zazdrości, to twój problem.
Zabrała mu obraz przykładając go
sobie do piersi.
- Tego dnia go zaatakujesz. Kilka
dni po ciągłej walce, Polska znajdzie się blisko brzegu morza i spotka tam
mnie. Nasze pierwsze spotkanie, w jakiś sposób było zależne od ciebie.
Prusak pomasował policzek,
słuchając w ciszy tego co mówi. Nie mógł sobie wyobrazić, jak doszło do tego,
że nie dostrzegł ciągłych zniknięć Polski. Teraz wydawało mu się wszystko tak
oczywiste, że niemal irytujące.
- W takim razie, powinniście mi
dziękować…
Powiedział ciszej uspokajając
się. Powłoka smutku, która pojawiła się na jego twarzy zupełnie nie współgrała
z jego charakterem. Nagła zmiana nastroju jaka w nim nastała, przyprawiła Sorę
o dreszcz, ale biło od niego zwykłe zmartwienie. Wyglądał jak normalny
strapiony człowiek.
Usiadł na oparciu kanapy, nie
odzywając się już ani słowem. Czekał już tylko na jeden sygnał dający mu wolną
rękę. Z nią, czy bez niej był gotowy ruszyć nawet do samego Rosji, byle tylko
pozbyć się kłopotliwego uczucia, które tłamsiło jego serce.
Ogień oświetlał pomieszczenie migającym
światłem, kładąc cień na bladą twarz Prusaka. Słyszała jak Polska krząta się na
piętrze w sypialni, ale wiedziała, że jeszcze nie skończył przygotowań do
wyjazdu. Zerknęła kątem oka na Prusaka, starając się wymyślić, coś co
sprawiłoby, że powróciłby do bycia sobą.
Fakt przejmowania się kimś poza
sobą musiał być dla niego wyczerpujący psychicznie. Nie mogła dowierzyć swoim
myślom, ale jego stan sprawiał że czuła się niekomfortowo.
- Zależy ci na niej prawda? –
zapytała w końcu wyłamując się z ciągu przemyśleń.
Jego zabójcze spojrzenie jakim
nią obrzucił, nie złamało jej ducha. Od razu zjeżył się na samo słowo,
zaciskając mocniej pięści.
- Chyba źle usłyszałem. Możesz
powtórzyć?
Gdy już miała otworzyć usta,
usłyszała skrzyp schodów informujący o nadejściu Polski. Prusak wyminął Sorę dając jasno do
zrozumienia, że ich rozmowa dobiegła końca.
- W końcu! – syknął wyciągając
rękę po mapy – Daj je i idziemy. Zmarnowaliśmy dość czasu.
- Jak zwykle… - westchnął
zrezygnowanie Polska, wywracając oczami do góry – Kiedy do ciebie dotrze, że
przygotowywanie się do tego typu działań, uchodzi za normalne. Nic dziwnego, że
dostawałeś tyle razy po tyłku, lecąc z mieczem na każdego, kto ci się natknął
na drodze.
- Wypchaj się – skwitował, udając
nie wzruszonego.
Czuł na sobie jej spojrzenie.
Oczekujące i pełne determinacji. Z bólem serca spojrzał na stojącą cicho
dziewczynę. Nie chciał się z nią rozstawać, nawet chwila rozłąk wydawała mu się
nie ludzko brutalna. Niemal natychmiast pokierował wzrok na jej opatrunki.
Stała podtrzymując się oparcia, ale nie było po niej widać, choćby cienia bólu.
Podążyła za jego wzorkiem.
- Nie przesadzaj Polsko –
zaśmiała się pod nosem, odsuwając się od kanapy – Widzisz? Żyję. Zresztą
zapominasz, że jestem dosyć silna. Jeden dzień słabości nie przekreśla mnie z
naszego niebezpiecznego życia.
- Jasne… - mruknął niezadowolony
czując, że i tak nie będzie w stanie wpłynąć na jej zdanie – Róbcie tak jak się
umawialiśmy, żadnych wygłupów – zerknął znacząco na Prusaka – Mówię poważnie.
Srebrno włosy uśmiechnął się
fałszywie, udając poruszenie jego przemową.
- Moim marzeniem od zawsze było
być niewolnikiem Rosji, czy innego ciecia. Faktycznie nie będę miał na uwadze naszego
bezpieczeństwa. Nasza armia składa się ze Wspaniałego mnie i jednej przybłędy z
morza. Co może pójść źle?
Mówiąc to wyszedł na dwór
komentując pod nosem, prawdziwość swoich słów. Sora podeszła do Polski, lekko
rozbawiona uwagą Prusaka. Określenie przybłędy nie było, aż tak dalekie od
prawdy. Polska nie wydawał się równie przekonany. Poczochrał sobie jasne
kosmyki odsuwając niektóre z nich z twarzy.
- W sumie powiedział „naszego
bezpieczeństwa” – zauważył zerkając na dziewczynę - Jest szansa, że ciebie też będzie miał na uwadze.
Pogłaskała go czule po policzku
uśmiechając się szczerze.
- To Prusak, to czego nie trzeba
mówi za często, to co myśli prawie nigdy. Sprowadzimy Węgierkę całą i zdrową.
Jestem jej to winna. Mam nadzieje, że nie zamierzasz iść za nami, prawda
Polsko?
Przez chwilę milczał wydymając
usta niczym dziecko.
- Gdy sprawy się skomplikują na
pewno wykonam jakiś ruch – przyznał otwarcie – Nie mogę sprowadzić na ciebie
niebezpieczeństwa. Szczególnie kogoś kalibru Rosji. Zważając na fakt jego
dziwnej obsesji w stosunku do ciebie, wolałbym dmuchać na zimne.
Stanął tuż przed nią, podając jej
do dłoni mapę i broń. Drgnęła mimowolnie czują jej ciężar. Spojrzała nieufnie
na czarny spust, który zawsze kojarzył się jej z hukiem i natychmiastową
śmiercią. Polska zmarkotniał wiedząc, co teraz czuje. Widziała zbyt wiele
zbrodni wydanych przez proste pociągnięcie jednego mechanizmu. Wessała ciężko
powietrze podnosząc na niego wzrok.
- Nie lubię broni…
- Wiem.
Chwycił jej główkę w dłonie
całując jej miodowe włosy. Skromny gest z jego strony było dla niej największym
oparciem. Przyłożył głowę do jej czoła, wpatrując się głęboko w zielono
czerwone oczy dziewczyny.
- Sama zdecydujesz, czy mu ją
dasz – oznajmił spokojnie – Trzeba to sobie w końcu przyznać Sora. To nie jest
już ten sam człowiek. Możemy mieć go dosyć, a jednak wiele już razem
przeszliśmy. Gdybym nie miał pewności, co do jego zmiany, w życiu nie
pozwoliłbym mu pójść.
Nie przemyślane działania
Prusaka, nie spowodowałby zwykłej awantury. Sprawa objęłaby cała ich grupę, a o
konsekwencjach wolał nie myśleć. Gdyby państwa dowiedziały się o jego
istnieniu, niemal natychmiast rozkazaliby go zabić. Poległe państwo nie miało
prawa bytu.
Natomiast z Sory zrobiliby broń. Ameryka, Niemcy i Rosja od razu rzuciliby się
w najgłębsze odmęty mórz, by znaleźć jej podobnych. Perspektywa ich łapczywych
spojrzeń, od razu wzbudzała w nim gniew i ostrożność.
Po chwili poczuł jej ciepłą dłoń
na lekko zarośniętym policzku. Masowała go pieszczotliwie, przesuwając palcami
po skórze.
- Cieszę się Polsko – wyszeptała
– To zupełnie tak, jakbyś pozbył się choć w połowie swojej goryczy.
Słowa, które wypowiedziała
rzeczywiście mogły mieć w sobie ziarno prawy. Nie myślał o tym w ten sposób,
szczególnie dlatego, że wciąż mu nie ufał. Być może tylko imię Prusaka wiązało
ich z trudną przeszłością. Nie stwarzał zagrożenia dla jego ukochanego domu,
ale kontakt z nim stawiał go na baczność.
Twarz Sory promieniowała
optymizmem, nie odsuwając się od niego ani na milimetr. Jej oddech otulał jego
twarz przyprawiając o dreszcz. Troska jaką go darzyła nie równała się z niczym
innym, czego doznał w życiu. Robiła to na tak wiele sposobów, że pewnie
większości nie jest w stanie zauważyć.
Przechylił głowę zbliżając ją do
siebie jeszcze bardziej. Widząc, co zamierza powstrzymała chichot i usłużnie mu
się oddała. Pocałował ją czule, z trudem odsuwając się od jej ust.
- Za każdym razem czuję się
jakbym miał się z tobą żegnać na zawsze. Zbyt często mnie opuszczasz… jak
wrócisz… obiecaj mi.
Wtuliła się w jego szerokie
ramiona starając się przejąć ciepło i zapach jego skóry, tak by trwały w niej
na zawsze. Uśmiech jaki w niej rozpalił, nie mógł długo zejść z jej ust.
- Obiecuję.
*
Chłód, który paraliżował jej
ciało nie pozwalał na najmniejszy ruch. Siniaki i guzy, które obejmowały jej
skórę stawały coraz to bardziej widoczne. Leżąc twarzą do ziemi nie mogła
znaleźć swojego ubrania. Drżącą ręką szukała po omacku czegoś, czym mogłaby
ogrzać nagie ciało. Wciąż słaba i obolała nie miała siły na najprostsze gesty.
Łzy, które wylała już dawno
skończyły wypływać z jej oczu. Nawet gdyby chciała nie miałaby już czym płakać.
Cierpienie, które jej zadawał trzymało się jej nie mogąc odejść. Każde
wspomnienie okrutnych chwil, spędzonych z oprawcą próbowała na próżno wyrzuć z
głowy.
Gęste brązowe włosy ściemniały od
warstwy brudu i zaschniętej krwi. Oczy pełne radosnych iskier, zapadły się w
czarnej otchłani wyostrzonego wzroku. Nic nie pozostało z dawnego państwa i
pewnej nie ugiętej postawy.
Teraz wystarczyłby mały wietrzyk,
by mógł ją złamać, lub rozwiać na wszystkie strony świata.
Gdy tylko nabierała odrobiny sił,
uderzała głową o ziemię, nie zwracając uwagi na kałużę krwi. Przeklinała swój
los za szybką regenerację, oddałaby wszystko by móc zasnąć lub stracić
przytomność. Wszystko byle tylko uciec od piekła, w którym ją uwięził.
Nienawiść i gniew już dawno
przeminęły. Jej jedyną możliwością jest pogodzenie się z myślą bycia niewolnicą
w rękach Rosji. Zbyt długo była tłamszona, a jej krzyk zbyt często ignorowany.
Chwyciła kraty swojej celi,
czując jej lodowaty chłód. Nie wiedziała, gdzie ją wrzucił. Jedyne światło to
pojedyncza świeca tląca się, gdzieś głęboko w korytarzu. Płomień ten nie
docierał do jej wiezienia. Była świadoma, że to również plan oprawcy. Powoli
udawało się mu ją wykończyć, ale ostatecznie złamał ją w pół.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz