- Ni-nie mogę – pomyślała, patrząc na jednego z żołnierzy,
którego twarz w przerażający sposób zaczęła się zmieniać.
Właśnie teraz z
pozoru zwyczajny człowiek patrzył na nią tymi samymi oczyma, jak niegdyś Rosja.
Pewna postawa i tęgie, surowe spojrzenie przebijało ją na wskroś.
Wszystko stało się
oczywiste. Przejął nad nim władze. Nad własnym obywatelem bez skrupułów,
wiedząc, czym może się to skończyć. Nawet nie próbował ich ratować,
najważniejsze było móc spojrzeć na jej postać, domyślając się z kim ma do
czynienia.
Tylko przez chwilę
skierowała wzrok na miejsce, w którym zniknął Prusak. Nie widząc zarysu jego
postaci poczuła ulgę. Ostatecznie mogła zatrzymać Rosję jeszcze przez jakiś
czas, by on mógł odnaleźć Węgry. Tak, taki miała plan. Problem tkwił jednak w
tym, że spojrzenie i wykrzywiona z bólu twarz żołnierza, paraliżowała ją od
środka.
Pieśń urwała się, ale zamęt jaki za sobą poniosła dalej
rozbrzmiewała w głowach reszty pobratymców Rosji. Udało się jej pozbyć
większości świadków, ale ten przed którym najtrudniej było uciec, stał właśnie
przed nią, choć w innej postaci.
Oddychała szybko i nierówno wykończona pokazem swoich
zdolności. Zamarła stojąc twarzą w twarz z tym, od którego przez cały czas
uciekała. Zło dopadło ją w końcu na lądzie. Czaiło się w jej cieniu, czekając
na dobrą okazję, by się ujawnić. Fatum jakie na niej ciążyło, nie dało jej
poczucia bezpieczeństwa, ani przez chwilę.
Oczy żołnierza świdrowały ją, a lekceważący uśmiech
potęgował świadomość jego władzy. Czuła, że wiedział o ich ruchach i zadaniu,
tym bardziej trudno jej było zebrać w sobie odwagę, by wydusić parę słów.
Nabrała powietrza zaciskając dłonie w pięści.
- Zejdź mi z oczu – syknęła przywracając sobie świadomość we
własne możliwości – Twoja osoba jest na tym świecie zupełnie zbędna. Jeśli nie
odpuścisz, pozbędę się ciebie!
Jej krzyk sprawił w nim wyłącznie rozbawienie, które na
skrzywionej twarzy żołnierza brzmiało, jak opętany jęk. Nagle śmiech zaczął
słabnąć, a oczy, w których czuła ten sam chłód, co u Rosji zaczynał niknąc.
W jednej chwili padł na śnieg uderzając mocno o ziemię. Nie
pewna kolejnej sztuczki podeszła niepewnie do ciała. Przechyliła je nogą, żeby
odsłonić twarz. Dopiero po chwili dostrzegła, czerwoną otoczkę wokół jego
munduru. Krew wylewała się z jego ust, uszu i nosa. Widok powykrzywianej
twarzy, którą opuścił obcy wpływ, przyprawił ją o mdłości. Odwróciła wzrok,
odsuwając się od ciała kilka kroków do tyłu.
Rozejrzała się bacznie po leżących na śniegu ciałach,
upewniając się, że przedstawienie Rosji dobiegło końca. Reszta żołnierzy też
mogła być pod jego kontrolą. Ogrom jego zdolności zdawał się być bezgraniczny.
- Żeby tylko nie pogorszyć sprawy jeszcze bardziej –
jęknęła, ruszając biegiem w stronę Prusaka.
Czuła się w pełni winna zaistniałej sytuacji. Rosja
przechytrzył ich ruchy, więc cały plan mógł skoczyć się porażką. Paraliżujące
zimno wiatru i śniegu pod stopami przyprawiało ją o dreszcze, zupełnie jakby to
miejsce było przesiąknięte jego obecnością.
Biegnąc między namiotami nie dostrzegła czyjejś postaci,
która wyskoczyła z jednego z nich. Ruszyła prosto na nią machając ostrzegawczo
rękami na wszystkie strony.
- Wiej!
- Wiej? – zapytała sama siebie, wytrącając się z ciągu
ucieczki.
Nagle ogromny wybuch i siła rażenia odepchnęła ją do tyłu z
taką mocą, że straciła panowanie nad swoim ciałem. Poderwało ją niczym
marionetką do tyłu, pozbawiając szansy na jakikolwiek ruch.
Dym i ogień przeplatały się miedzy sobą w zabójczym uścisku.
Zasłoniła się rękoma, próbując choć trochę osłonić się przed lecącymi drobiazgami i
odłamkami. Przez jedną chwilę zdążyła zauważyć, jak coś wyłania się z kłębów
dymu.
Cień, który wyskoczył z ognia był bardzo znajomy. Właściciel
nawołującego głosu, chwycił ją w żelaznym uścisku, przyjmując na siebie ciężar
upadku. Usłyszała chropowaty jęk, gdy tylko upadli na ziemię. Żar ognia uderzał w jej twarz pozbywając się
ostatnich mroźnych znamion Rosji.
Zasięg jak i wielkość
ognia były oszałamiające. Przez chwilę zagapiła się na języki ognia pożerające
resztki obozu, nad którym unosiły się gęste warstwy dymu.
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Prusy! Co ty zrobiłeś!? – krzyknęła ledwo dobierając słowa
– To…Ty!
Chłopak zrzucił ją ze swojego brzucha, chowając dłonie w
śnieg. Obejmując ją przyjął na siebie nie tylko uderzenie, ale i żar ognia
buchający zawzięcie z wybuchu. Natychmiastowa ulga objęła jego twarz. Sora
śledziła spojrzeniem ogrom zniszczeń, jaki wyrządził w stosunkowo głośny sposób.
- Cholera, poparzyłem się – jęknął z irytacją.
- Teraz to naprawdę, naprawdę mamy problem…
Iskierki ognia spadały na ziemię wijąc się w wietrznych
kręgach. Patrzyła na obraz zagłady, starając się opanować drżenie rąk.
- I tak nas przejrzał. Teraz będziemy mieli większe szanse,
bez jego ludzi za plecami – stwierdził pewnie wycierając niedbale usta z sadzy.
- Myślę, że to i tak tylko kwestia czasu. Musimy dostać się
do jej domu, inaczej oboje skończymy w osobistej galerii Rosji. Mam nadzieję,
że zdążymy na czas.
- Nie będziemy musieli iść tak daleko, jak myśleliśmy –
poprawił ją z rozbawieniem.
Uśmiechnął się kpiarsko zadzierając nos. Sięgnął
zaczerwienioną dłonią do płaszcza wyciągając z niego zwitek dokumentów, lekko
nadpalonych od ognia. Sora spojrzała na niego nie rozumiejąc nagłego
rozbawienia i dumy.
- Głupia! Znalazłem ich dokumenty.
Machał jej nimi przed oczami, dopóki nie wyrwała mu ich z
rąk. Poparzona skóra Prusaka zapiekła boleśnie przyprawiając go o głośny jęk.
Nie zwracając na niego uwagi podniosła się z ziemi lustrując każdą linijkę
tekstu. Ruszyła nerwowo przed siebie nie podnosząc na niego wzroku. Ogień
oświetlał jej twarz półcieniem nakreślając coraz to większe przerażenie. Prusak
dobiegł do niej ciesząc się wciąż ze znalezionych informacji. Miodowe włosy
Sory skutecznie zakryły przed nim jej twarz.
- Przeczytałem tylko jeden z nich, ale wolałem wziąć więcej
na zapas. Na pewno będą tam ciekawe informacje na temat tego wszarza. Według
informacji, które dostali mieli patrolować teren na południe stąd. Stary
bunkier używany za czasów wojny światowej jest teraz wykorzystywany przez
samego Rosję, ale dam głowę, że tam może być Węgry. Kazał zawsze tam komuś
czuwać i pilnować w czasie jego nieobecności… Słuchasz mnie do cholery?!
Szarpnął jej ramieniem odwracając w swoją stronę. Zaszklone
oczy Sory zupełnie zbiły go z pantałyku.
- Co jest?
- Musimy się pospieszyć – odparła, odtrącając jego rękę z
ramienia.
Prychnął pod nosem, żałując w duchu, że w ogóle obronił ją
przed upadkiem na ziemię. Uczucie lekkiego porażenia prądem, które wciąż czuł
na rękach jeszcze nie ustąpiło. Znowu to poczuł, gdy tylko ją dotknął. Oddalił
od siebie tę reakcję przywołując swoje myśli na obecną misję. Priorytetem było
odnalezienie Węgier i zabranie jej stąd,
coś tak prostego nie mogło potoczyć się źle.
Skrzywił się widząc jak Sora chowa dokumenty do swojego
dekoltu, zupełnie jakby chciała je przed nim zabezpieczyć. Wydało mu się to
obojętne, bo i tak znał drogę do starego bunkra. Choć jak na wspólną misje, jej
reakcja wydała mu się zbyt nerwowa i niechciana.
Zagwizdał szybko i krótko wzywając Kelpie. W jednej chwili
pojawiła się tuż obok, wierzgając zdenerwowanie. Nie lubiła ognia, ostatnie
wspomnienia z jej poprzedniego życia to tylko jego parzące języki. Mimo to
czekała, aż Prusak wskoczy na jej grzbiet i pomoże wsiąść Sorze. Jednym silnym
ruchem popędził ją w kierunku lasu zostawiając za sobą ogromne pogorzelisko i
ogień.
Satysfakcja z dokonanych działań słabła z każdą milczącą
sekundą. Sora trzymała się go kurczowo o wiele mocniej niż wcześniej, a twarz
schowała w jego plecach. Niezbyt zadowolony z tej pozycji nie miał odwagi jej
odepchnąć.
Po chwili usłyszał jak coś nuci. Cicho i bez słów. Nie
wiedział, czy próbowała go omamić, ale jego intuicja wyraźnie temu zaprzeczała.
Nawet jego serce poczuło smutek tej melodii, zupełnie jakby pozbywała się
swojego żalu. Brzmiało to absurdalnie, ale ciężar jaki niosła za sobą ta nuta,
mogła spokojnie odzwierciedlać rozpacz.
*
Krople spadającej wody uderzały o
kałużę rozchlapując jej części na kamienną posadzkę. Ich rytm i twarde bicie,
przypominały jej o każdej sekundzie spędzonej za kratami. Całe sklepienie celi
jak i jej ściany były zawsze wilgotne i lekko oszronione. Nawet, gdy nie
pojawiał się kilka dni, jego obecność wyraźnie utrzymywała się w powietrzu.
Zerknęła na kawałek ostrej
krawędzi haka przybitego do ściany. Łańcuchy nie trzymały jej teraz nieruchomej
na ziemi. Miała możliwość ruchu, pomimo małej celi, w której ją uwięzili.
Czuła, że nie traktują jej jako zagrożenia, lecz coś co z niego zostało.
Strzępki munduru brutalnie
zerwanego z jej ciała, ułożyła na podłodze, by choć trochę zaczerpnąć krzty
ciepła. Naga skóra ozdobiona czarnymi śladami po biciu i zmuszaniu do oddania
się, już od dawna nie czuła prawdziwego ciepła.
Zabawianie się jej ciałem dawało
mu satysfakcje, ale nawet przez chwilę w czasie tych tortur nie odczuwała
gorąca. JEGO skóra i to co pod nią chował, to czysty kawał lodu z ostrymi niczym
szpikulce kolcami. Serce to rzecz, której już dawno temu się wyzbył.
Podsunęła się do ściany, by móc
dosięgnąć przybity do niej hak. Jej krzyk poniósł się głuchym echem po
korytarzu, gdy tylko napięła mięśnie by choć trochę unieść pokaleczone ciało.
Oparłszy się o nierówną powierzchnię ściany, odetchnęła wstrzymanym powietrzem.
Podniosła rękę na wysokość
ostrego końca i szybkim ruchem przecięła wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Nie
poczuła bólu, ale zdecydowanie ulgę. Widząc jak krew zalewa jej rękę i jeszcze
szybciej zapełniała podłogę zmywając ślady kałuży wody, uśmiechnęła się krzywo.
- Boże… - wyszeptała cicho –
Pozwól mi…
Zamknęła oczy modląc się do Pana.
Błagała go o łaskę, ale nie o możliwość ucieczki, bo każda jej próba kończyła
się jego wizytą i kolejnym wykorzystaniem jej słabości. Nie przeżyłaby
kolejnego zniewieszczenia jej ciała i duszy.
Mimo wszystko i tak każda rana zasklepiła się po jakimś czasie, tak jak za każdym razem. Chciała móc otworzyć oczy i znów
widzieć wylewającą się z niej zimną krew. Nie mogła tego wyczuć, bo od kilku
tygodni nie dostawała jedzenia i picia. Czuła się też daleko od centrum jej
domu. Przeniósł ją do samej granicy, żeby zdobywała potrzebne resztki sił
życiowych. Chciał ją osłabić w każdym możliwym stopniu.
Otworzyła powoli zielone oczy,
spotykając się z ostatnimi wylewającymi się kroplami. Skierowała wzrok na zadaną wcześniej ranę, ale widząc prawie zagojony ślad po przecięciu skóry, załkała głośno.
Ponownie nie dane jej było zakończyć swojego życia. Serce uderzyło ją mocno i zalało falą rozpaczy. Kolejny krzyk bólu
tym razem psychicznego, uderzył w ściany o wiele mocniej, powracając jako
nieustające echo.
- Dlaczego!? – krzyknęła uderzając
tyłem głowy o zaostrzoną ścianę – Nie pozwalasz nam się zabić! Dlaczego… nie
możemy decydować o swoim losie.
Nie wiedziała już, czy krzyczała
to do siebie, czy do Boga. Kolejny strumień krwi wypłynął z brązowych słabych
włosów. Nie potrafiła stwierdzić, czy każda kolejna próba zabicia się nie
pokrywała coraz to większej części jej ciała gęstą czerwoną cieczą.
Podniosła ciężkie powieki do
wyłupanego przez nią krzyża na drewnianym kawałku.
- Aniele Boży… stróżu mój…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz