czwartek, 1 grudnia 2016

Rozdział 97



- Ni-nie mogę – pomyślała, patrząc na jednego z żołnierzy, którego twarz w przerażający sposób zaczęła się zmieniać. 
              Właśnie teraz z pozoru zwyczajny człowiek patrzył na nią tymi samymi oczyma, jak niegdyś Rosja. Pewna postawa i tęgie, surowe spojrzenie przebijało ją na wskroś.
Wszystko stało się oczywiste. Przejął nad nim władze. Nad własnym obywatelem bez skrupułów, wiedząc, czym może się to skończyć. Nawet nie próbował ich ratować, najważniejsze było móc spojrzeć na jej postać, domyślając się z kim ma do czynienia.
             Tylko przez chwilę skierowała wzrok na miejsce, w którym zniknął Prusak. Nie widząc zarysu jego postaci poczuła ulgę. Ostatecznie mogła zatrzymać Rosję jeszcze przez jakiś czas, by on mógł odnaleźć Węgry. Tak, taki miała plan. Problem tkwił jednak w tym, że spojrzenie i wykrzywiona z bólu twarz żołnierza, paraliżowała ją od środka.
Pieśń urwała się, ale zamęt jaki za sobą poniosła dalej rozbrzmiewała w głowach reszty pobratymców Rosji. Udało się jej pozbyć większości świadków, ale ten przed którym najtrudniej było uciec, stał właśnie przed nią, choć w innej postaci.
               Oddychała szybko i nierówno wykończona pokazem swoich zdolności. Zamarła stojąc twarzą w twarz z tym, od którego przez cały czas uciekała. Zło dopadło ją w końcu na lądzie. Czaiło się w jej cieniu, czekając na dobrą okazję, by się ujawnić. Fatum jakie na niej ciążyło, nie dało jej poczucia bezpieczeństwa, ani przez chwilę.
            Oczy żołnierza świdrowały ją, a lekceważący uśmiech potęgował świadomość jego władzy. Czuła, że wiedział o ich ruchach i zadaniu, tym bardziej trudno jej było zebrać w sobie odwagę, by wydusić parę słów. Nabrała powietrza zaciskając dłonie w pięści.
- Zejdź mi z oczu – syknęła przywracając sobie świadomość we własne możliwości – Twoja osoba jest na tym świecie zupełnie zbędna. Jeśli nie odpuścisz, pozbędę się ciebie!
Jej krzyk sprawił w nim wyłącznie rozbawienie, które na skrzywionej twarzy żołnierza brzmiało, jak opętany jęk. Nagle śmiech zaczął słabnąć, a oczy, w których czuła ten sam chłód, co u  Rosji zaczynał niknąc.
W jednej chwili padł na śnieg uderzając mocno o ziemię. Nie pewna kolejnej sztuczki podeszła niepewnie do ciała. Przechyliła je nogą, żeby odsłonić twarz. Dopiero po chwili dostrzegła, czerwoną otoczkę wokół jego munduru. Krew wylewała się z jego ust, uszu i nosa. Widok powykrzywianej twarzy, którą opuścił obcy wpływ, przyprawił ją o mdłości. Odwróciła wzrok, odsuwając się od ciała kilka kroków do tyłu.
Rozejrzała się bacznie po leżących na śniegu ciałach, upewniając się, że przedstawienie Rosji dobiegło końca. Reszta żołnierzy też mogła być pod jego kontrolą. Ogrom jego zdolności zdawał się być bezgraniczny.
- Żeby tylko nie pogorszyć sprawy jeszcze bardziej – jęknęła, ruszając biegiem w stronę Prusaka.
Czuła się w pełni winna zaistniałej sytuacji. Rosja przechytrzył ich ruchy, więc cały plan mógł skoczyć się porażką. Paraliżujące zimno wiatru i śniegu pod stopami przyprawiało ją o dreszcze, zupełnie jakby to miejsce było przesiąknięte jego obecnością.
Biegnąc między namiotami nie dostrzegła czyjejś postaci, która wyskoczyła z jednego z nich. Ruszyła prosto na nią machając ostrzegawczo rękami na wszystkie strony.
- Wiej!
- Wiej? – zapytała sama siebie, wytrącając się z ciągu ucieczki.
Nagle ogromny wybuch i siła rażenia odepchnęła ją do tyłu z taką mocą, że straciła panowanie nad swoim ciałem. Poderwało ją niczym marionetką do tyłu, pozbawiając szansy na jakikolwiek ruch.
Dym i ogień przeplatały się miedzy sobą w zabójczym uścisku. Zasłoniła się rękoma, próbując choć trochę osłonić się przed lecącymi drobiazgami i odłamkami. Przez jedną chwilę zdążyła zauważyć, jak coś wyłania się z kłębów dymu.
Cień, który wyskoczył z ognia był bardzo znajomy. Właściciel nawołującego głosu, chwycił ją w żelaznym uścisku, przyjmując na siebie ciężar upadku. Usłyszała chropowaty jęk, gdy tylko upadli na ziemię.  Żar ognia uderzał w jej twarz pozbywając się ostatnich mroźnych znamion Rosji.
 Zasięg jak i wielkość ognia były oszałamiające. Przez chwilę zagapiła się na języki ognia pożerające resztki obozu, nad którym unosiły się gęste warstwy dymu.
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Prusy! Co ty zrobiłeś!? – krzyknęła ledwo dobierając słowa – To…Ty!
Chłopak zrzucił ją ze swojego brzucha, chowając dłonie w śnieg. Obejmując ją przyjął na siebie nie tylko uderzenie, ale i żar ognia buchający zawzięcie z wybuchu. Natychmiastowa ulga objęła jego twarz. Sora śledziła spojrzeniem ogrom zniszczeń, jaki wyrządził w stosunkowo głośny sposób.
- Cholera, poparzyłem się – jęknął z irytacją.
- Teraz to naprawdę, naprawdę mamy problem…
Iskierki ognia spadały na ziemię wijąc się w wietrznych kręgach. Patrzyła na obraz zagłady, starając się opanować drżenie rąk.
- I tak nas przejrzał. Teraz będziemy mieli większe szanse, bez jego ludzi za plecami – stwierdził pewnie wycierając niedbale usta z sadzy.
- Myślę, że to i tak tylko kwestia czasu. Musimy dostać się do jej domu, inaczej oboje skończymy w osobistej galerii Rosji. Mam nadzieję, że zdążymy na czas.
- Nie będziemy musieli iść tak daleko, jak myśleliśmy – poprawił ją z rozbawieniem.
Uśmiechnął się kpiarsko zadzierając nos. Sięgnął zaczerwienioną dłonią do płaszcza wyciągając z niego zwitek dokumentów, lekko nadpalonych od ognia. Sora spojrzała na niego nie rozumiejąc nagłego rozbawienia i dumy.
- Głupia! Znalazłem ich dokumenty.
Machał jej nimi przed oczami, dopóki nie wyrwała mu ich z rąk. Poparzona skóra Prusaka zapiekła boleśnie przyprawiając go o głośny jęk. Nie zwracając na niego uwagi podniosła się z ziemi lustrując każdą linijkę tekstu. Ruszyła nerwowo przed siebie nie podnosząc na niego wzroku. Ogień oświetlał jej twarz półcieniem nakreślając coraz to większe przerażenie. Prusak dobiegł do niej ciesząc się wciąż ze znalezionych informacji. Miodowe włosy Sory skutecznie zakryły przed nim jej twarz.
- Przeczytałem tylko jeden z nich, ale wolałem wziąć więcej na zapas. Na pewno będą tam ciekawe informacje na temat tego wszarza. Według informacji, które dostali mieli patrolować teren na południe stąd. Stary bunkier używany za czasów wojny światowej jest teraz wykorzystywany przez samego Rosję, ale dam głowę, że tam może być Węgry. Kazał zawsze tam komuś czuwać i pilnować w czasie jego nieobecności… Słuchasz mnie do cholery?!
Szarpnął jej ramieniem odwracając w swoją stronę. Zaszklone oczy Sory zupełnie zbiły go z pantałyku.
- Co jest?
- Musimy się pospieszyć – odparła, odtrącając jego rękę z ramienia.
Prychnął pod nosem, żałując w duchu, że w ogóle obronił ją przed upadkiem na ziemię. Uczucie lekkiego porażenia prądem, które wciąż czuł na rękach jeszcze nie ustąpiło. Znowu to poczuł, gdy tylko ją dotknął. Oddalił od siebie tę reakcję przywołując swoje myśli na obecną misję. Priorytetem było odnalezienie Węgier i  zabranie jej stąd, coś tak prostego nie mogło potoczyć się źle.
Skrzywił się widząc jak Sora chowa dokumenty do swojego dekoltu, zupełnie jakby chciała je przed nim zabezpieczyć. Wydało mu się to obojętne, bo i tak znał drogę do starego bunkra. Choć jak na wspólną misje, jej reakcja wydała mu się zbyt nerwowa i niechciana. 
Zagwizdał szybko i krótko wzywając Kelpie. W jednej chwili pojawiła się tuż obok, wierzgając zdenerwowanie. Nie lubiła ognia, ostatnie wspomnienia z jej poprzedniego życia to tylko jego parzące języki. Mimo to czekała, aż Prusak wskoczy na jej grzbiet i pomoże wsiąść Sorze. Jednym silnym ruchem popędził ją w kierunku lasu zostawiając za sobą ogromne pogorzelisko i ogień.
Satysfakcja z dokonanych działań słabła z każdą milczącą sekundą. Sora trzymała się go kurczowo o wiele mocniej niż wcześniej, a twarz schowała w jego plecach. Niezbyt zadowolony z tej pozycji nie miał odwagi jej odepchnąć.
             Po chwili usłyszał jak coś nuci. Cicho i bez słów. Nie wiedział, czy próbowała go omamić, ale jego intuicja wyraźnie temu zaprzeczała. Nawet jego serce poczuło smutek tej melodii, zupełnie jakby pozbywała się swojego żalu. Brzmiało to absurdalnie, ale ciężar jaki niosła za sobą ta nuta, mogła spokojnie odzwierciedlać rozpacz.

*



Krople spadającej wody uderzały o kałużę rozchlapując jej części na kamienną posadzkę. Ich rytm i twarde bicie, przypominały jej o każdej sekundzie spędzonej za kratami. Całe sklepienie celi jak i jej ściany były zawsze wilgotne i lekko oszronione. Nawet, gdy nie pojawiał się kilka dni, jego obecność wyraźnie utrzymywała się w powietrzu.
Zerknęła na kawałek ostrej krawędzi haka przybitego do ściany. Łańcuchy nie trzymały jej teraz nieruchomej na ziemi. Miała możliwość ruchu, pomimo małej celi, w której ją uwięzili. Czuła, że nie traktują jej jako zagrożenia, lecz coś co z niego zostało.
           Strzępki munduru brutalnie zerwanego z jej ciała, ułożyła na podłodze, by choć trochę zaczerpnąć krzty ciepła. Naga skóra ozdobiona czarnymi śladami po biciu i zmuszaniu do oddania się, już od dawna nie czuła prawdziwego ciepła.
Zabawianie się jej ciałem dawało mu satysfakcje, ale nawet przez chwilę w czasie tych tortur nie odczuwała gorąca. JEGO skóra i to co pod nią chował, to czysty kawał lodu z ostrymi niczym szpikulce kolcami. Serce to rzecz, której już dawno temu się wyzbył.
           Podsunęła się do ściany, by móc dosięgnąć przybity do niej hak. Jej krzyk poniósł się głuchym echem po korytarzu, gdy tylko napięła mięśnie by choć trochę unieść pokaleczone ciało. Oparłszy się o nierówną powierzchnię ściany, odetchnęła wstrzymanym powietrzem.
Podniosła rękę na wysokość ostrego końca i szybkim ruchem przecięła wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Nie poczuła bólu, ale zdecydowanie ulgę. Widząc jak krew zalewa jej rękę i jeszcze szybciej zapełniała podłogę zmywając ślady kałuży wody, uśmiechnęła się krzywo.
- Boże… - wyszeptała cicho – Pozwól mi…
Zamknęła oczy modląc się do Pana. Błagała go o łaskę, ale nie o możliwość ucieczki, bo każda jej próba kończyła się jego wizytą i kolejnym wykorzystaniem jej słabości. Nie przeżyłaby kolejnego zniewieszczenia jej ciała i duszy. 
Mimo wszystko i tak każda rana zasklepiła się po jakimś czasie, tak jak za każdym razem. Chciała móc otworzyć oczy i znów widzieć wylewającą się z niej zimną krew. Nie mogła tego wyczuć, bo od kilku tygodni nie dostawała jedzenia i picia. Czuła się też daleko od centrum jej domu. Przeniósł ją do samej granicy, żeby zdobywała potrzebne resztki sił życiowych. Chciał ją osłabić w każdym możliwym stopniu.
Otworzyła powoli zielone oczy, spotykając się z ostatnimi wylewającymi się kroplami. Skierowała wzrok na zadaną wcześniej ranę, ale widząc prawie zagojony ślad po przecięciu skóry, załkała głośno.
Ponownie nie dane jej było zakończyć swojego życia.  Serce uderzyło ją mocno i zalało falą rozpaczy. Kolejny krzyk bólu tym razem psychicznego, uderzył w ściany o wiele mocniej, powracając jako nieustające echo.
- Dlaczego!? – krzyknęła uderzając tyłem głowy o zaostrzoną ścianę – Nie pozwalasz nam się zabić! Dlaczego… nie możemy decydować o swoim losie.
Nie wiedziała już, czy krzyczała to do siebie, czy do Boga. Kolejny strumień krwi wypłynął z brązowych słabych włosów. Nie potrafiła stwierdzić, czy każda kolejna próba zabicia się nie pokrywała coraz to większej części jej ciała gęstą czerwoną cieczą.
Podniosła ciężkie powieki do wyłupanego przez nią krzyża na drewnianym kawałku.
- Aniele Boży… stróżu mój…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz