niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 79




Hejka, to co zobaczycie na samym końcu jest wstępem do historii Gwiazdkowej :) Mam nadzieje, że będzie w miarę miło się czytało. W razie rażących błędów bardzo prosiłabym o napisanie :)











Czułem jak łzy nabierają mi się do oczu, ale musiałem je powstrzymać, nie chciałem płakać. Tylko, dlaczego to tak boli? Trzymając się za serce, ruszyłem naprzód, otwierając drzwi. Nie oglądałem się za nią, ani razu nie odwróciłem wzroku, choć tak naprawdę chciałem znów być obok niej. Powstrzymywałem się, aż to samego końca, kiedy zobaczyłem korytarz prowadzący do wyjścia. 
        Na schodach siedzieli wszyscy, których spotkałem : Szwajcaria mający na ramionach ledwo przytomną Lichtenstein… wyglądała przy nim tak bezbronnie, jest chyba jedynym państwem, które naprawdę nie poradzi sobie bez jego wsparcia, i Węgry…
- Polsko! - krzykneła, wstając jak oparzona - Gdzie on jest?! - chwyciła mnie za ubranie trzymając w pięściach moją koszulę - Gdzie do cholery?!
Opuściłem wzrok patrząc w bok, nie mogłem znieść jej oczu. Zdjąłem jej dłonie z ubrania, mijając ją bez słowa.
- Wyjaśnienia to chyba nie jest coś niemożliwego? Gadaj!
"Świetnie" - pomyślałem widząc jak szwajcar, trzyma w objęciach drobną blondynkę, układając głowę na jej ramieniu. Odwróciłem się do nich z twarzą pełną cierpienia, które naprawdę ciężko było mi ukryć.
- Wiecie pewne sprawy nie zawsze… idą po naszej myśli - węgierka ciągle wymagała wyjaśnień, patrząc się na mnie oczekująco, a żołnierz podniósł głowę, ukazując swoje ciemno zielone oczy. Stracił kontrole… dopiero po  chwili zauważyłem, że wracają do pierwotnego koloru. Myśl stracenia Lichtenstein musiała wyprowadzić go z równowagi.
Zagwizdałem cichą melodię, wołając Feniksa. Koń podbiegł do mnie po kilku sekundach. Potrzebowałem go: jego spokoju i ciepła.
- Wszyscy są w środku, nie wiem, co będzie dalej… sytuacja nie przedstawia się za dobrze…
Usłyszałem prychnięcie Węgierki, co sprawiło we mnie dużą irytacje. Naprawdę nie byłem aktualnie skory do jej zaczepek. Nie teraz.
- Jakbyś nie umiał powiedzieć jaśniej, bo niektórzy tutaj niczego nie rozumieją z twojego bełkotu…
Nie wiem, dlaczego, ale w jednej sekundzie moje ciało zareagowało, wymierzając jej potężny cios w twarz. Znalazłem się przy niej w tak szybkim tempie, że nie zdążyła zablokować ciosu.
Czułem jej krew na dłoni.
Pod siłą ataku, odleciała do tyłu o kilka metrów. Szwajcaria od razu zerwał się z miejsca zasłaniając Lichtenstein.
- Was machst du?! - (co ty odwalasz)
Nie wiedziałem. Spojrzałem na Węgry, która podnosiła się z ziemi, trzęsąc się ze wściekłości. Jej warga była rozcięta, i powoli wypuszczała krople krwi, które spływały po jej brodzie. Jednak po chwili jej mina zmieniła się, jej wzrok przeniósł się na Szwajcara, wskazując znacząco na mnie. Olałem to podchodząc do konia. Jakoś niczego teraz nie czułem, jakbym dostał ogromną dawkę morfiny… Co to za uczucie?
- Polsko, wiem, co teraz czujesz, ale musisz się opanować - węgierka stanęła za mną wycierając rękawem ranę - Jeśli ty stracisz kontrole, to nas pozabijasz… myślisz, że od jak dawna opanowuje się Szwajcaria? - ostatnie słowa powiedziała zdecydowanie ciszej, żeby nie usłyszał tego żołnierz.
- Nie wiem, odkąd tu żyje? …Tak jak my… - usiadłem na ziemi, próbując pozbyć się pustki w moim sercu. Tak, byłem jednym z najstarszych państw, więc rzeczywiście tracąc kontrolę mógłbym im coś zrobić. Zdystansowanie z ich strony było słuszne.
Węgry usiadła obok mnie, uwalniając się jednocześnie od Feniksa, który szturchał ją łbem, jakby ostrzegając przed zbliżeniem się do mnie. Opuściłem głowę, chowając się za włosami.
- Czy Prusy też tam jest…?
- Tak.
- A to wszystko robi Sora tak? - mówiąc to jakby przygotowała się na kolejne uderzenie ode mnie, podnosząc ostrożnie ręce na poziom twarzy.
Spojrzałem na nią pustą zielenią, pozbawioną jakichkolwiek emocji. Miała w dłoni patelnie, w której dokładnie je widziałem, moje oczy. Były takie same jak u zaborców i Szwajcara.
Westchnąłem cicho widząc jak Węgry oczekuje odpowiedzi, czekając na najgorsze. Oderwałem kawałek materiału ze swojej koszuli, namaczając go w czystej wodzie.
- Tak, można tak powiedzieć - odpowiedziałem w końcu, chwytając jej podbródek - Nie ruszaj się przez chwilę…
Przyłożyłem okład do jej zasinionych ust, wycierając zaschniętą krew. Dziewczyna zabrała materiał z mojej dłoni, zadzierając nos.
- Poradzę sobie! Rany… - jęknęła pod nosem, zmywając ślad. Uciekła ode mnie wzrokiem, starając się zdusić rumieńce.
Wywróciłem oczami, dając jej spokój. Nie miałem sił się kłócić. Zawiał silniejszy wiatr. Sięgnąłem dłonią po zbłąkane kosmyki, próbując coś zobaczyć.
- Polsko.
Głos, który usłyszałem za swoimi plecami, wywrócił moje serce do góry nogami.
- Ty! - Szwajcaria wstał z miejsca jak oparzony celując do niej bronią.
Odwróciłem głowę, starając się opanować.
Stała dumnie tuż za mną, omijając bezszelestnie Szwajcara siedzącego bliżej drzwi. Nie spojrzała nawet na żołnierza, gdy ten dość brutalnie, przytykał jej do głowy spust. Wstałem szybko, popychając Węgierkę za siebie. Na czole Sory zaraz pojawiła się dziwna zmarszczka, jej wzrok świdrował przez chwilę brunetkę, po czym spoczął na mnie.
- Polsko… - powiedziała spokojnie, wyglądając na zupełnie opanowaną.
Cały zdrętwiałem czekając na to, co powie, wszyscy na to czekaliśmy.
- Jak śmiałeś mnie tak zostawić!!! - krzyknęła, łapiąc mnie w kilka sekund za koszulę, tym samym podnosząc do góry.
- C-co?? - spojrzałem na jej postać spowitą płomieniami.
- Ja cię chyba zabiję! - rzuciła mną, niczym lalką ze schodów - Mówisz mi takie rzeczy i zwyczajnie odchodzisz?! Najchętniej wysłałabym cię na dno mojego domu! - co każde słowo podchodziła do mnie, pełną wściekłości miną. Leżąc na ziemi, cofałem się od niej, co każdy jej krok.
- Może porozmawiajmy? - powiedziałem, sądząc, że po tym się uspokoi. Myliłem się. Żyłka na jej czole zaczęła niebezpiecznie drżeć.
- Ty… jesteś już martwy - syknęła.
Usiadła na mnie okrakiem, chwytając moją szyję w dłonie. Jednak nie poczułem, żeby mnie dusiła. Nie chciałem się bronić, nie zrobiłbym jej nic złego. Patrzyliśmy na siebie. Nasze oddechy w postaci kłębków pary mieszały się ze sobą.
            W końcu coś, co było mi tak znajome pojawiło się w jej oczach. Zaszklone, czerwień i zieleń, nie wypuściły ani jednej łzy, ale widziałem, że nie będzie mogła się przed nimi bronić zbyt długo.
- Dlaczego płaczesz? - sięgnąłem dłonią do jej policzka, aż mała kropla musnęła moje palce.
- Nie płaczę… głupku - położyła dłoń na mojej piersi, chowając rumieńce - To wszystko twoja wina, od samego początku! - syknęła, próbując opanować złość.
- Wiem - odpowiedziałem uśmiechając się szeroko. Objąłem ją mocno, czując jak fala szczęścia wręcz zaczyna się ze mnie wylewać. Jednak to była wciąż Sora i Bałtyk które znałem, osoby najbliższe mojemu sercu, były jedną osobą, która teraz przylegała do mojego serca, tam gdzie zawsze je chowałem.
- Dlaczego się uśmiechasz, nie zmieniłam zdania - wybełkotała, przywierając do mnie jeszcze bardziej. Nawet nie wiedziałem skąd mogła wiedzieć, że rzeczywiście szczerzę się jak głupi, skoro ukryła twarz w moim torsie.
- Zmieniłaś… - wskazałem na postacie pojawiające się w oknach. Obejrzała się, patrząc w ten sam punkt, co ja. Na jej twarzy od razu pojawiła się niepewność. Podniosłem się, opierając na łokciach. Nie poruszyła się mimo tego, cały czas obserwując to, co dzieje się w dworku.
- Nie będą o mnie pamiętać. To, co się tu stało uznają za huragan… wiesz… twoje wspomnienia i bóle głowy to też moja wina. Jedyne, przez co mogłam ci je pokazać były moje piosenki, które w postaci "Sory" nie miały tej właściwości, którą powinny mieć. Normalnie zabijałyby każdego, kto je usłyszy… - rozmarzyła się przez chwilę, ale zaraz wróciła do siebie, patrząc na mnie, swoimi pięknymi oczami. Teraz wydawała mi się jeszcze bardziej nie realna niż dawniej - Nazwałeś mnie tutaj "Sora" tak?
- Tak, to z japońskiego oznacza…
- Niebo… - mówiąc to uniosła głowę do góry - Trochę inne od tego prawdziwego.
Uśmiechnęła się szeroko i pięknie, czułem się tak jakbym miał nogi z waty. Pochyliła się do mnie i ujmując moją twarz pocałowała tak jak jeszcze nigdy. Nie byłem jej dłużny. Przez chwilę poczułem się jak kiedyś w starym opuszczonym domku. Jedno z najpiękniejszych wspomnień.

Mały ptaszek lata po błękitnym niebie… Morze odbija błękit nieba. Błękitne odbicie jest morzem na niebie… Morze nieba płacze błękitnymi łzami, wśród tych błękitnych łez lata mały ptaszek…

Usłyszałem w głowie jej głos, cichą melodyjkę, którą wymyśliła i jej słowa, tak pasujące do jej imienia. Z tego, co zrozumiałem, porównała mojego orła, do owego ptaka, ale mało mnie to teraz obchodziło.
Nagle z dworku zaczęły dochodzić głosy, rozjuszonych domowników. Niektórzy wychodzili na zewnątrz obserwując to, co się dzieje ze zdziwieniem. Obudziła wszystkich. Nawet nie sądziłem, że może ich tyle być. Co innego siedzieć z nimi przy ogromnym stole podczas zebrań.
- Sora!! - czyjś krzyk rozniósł się echem po okolicy - Gdzie on jest!?
Węgry biegła do nas, z miną wyrażającą stanowczość i wyraźnie wkurzenie - czyli wszystko z nią w porządku. Podczas biegu rozglądała się na boki jakby szukając kogoś.
 Spojrzałem na to, co się działo za nią. Szwajcaria dalej trzymał na rękach Lichtenstein siedząc na schodach. Opierał się o barierkę, przez co większość go nie zauważyła. Zanim straciłem go zupełnie z oczu przez narastający tłum, zobaczyłem, że podchodził do niego Niemcy, zaczesując sobie włosy do tyłu.
Węgry była już obok nas. Oddychała ciężko, patrząc na nas z niedowierzaniem.
- Ja przez was oszaleje! - krzyknęła, mdląc w ustach nie jedno przekleństwo.
Podniosłem się z ziemi, szturchając wciąż zapatrzoną Sorę w ramię. Dopiero teraz zwróciła uwagę na brunetkę.
- Chodźmy stąd - powiedziała wstając ze mnie.
Reszta państw nie zwróciła na nas uwagi, ale nie trzeba było nadużywać szczęścia. Gdy stanęliśmy w bezpiecznej odległości, spoważnieliśmy wiedząc, że będziemy musieli poruszyć kilka trefnych tematów.
- Polsko, zapytaj się jej, co zrobiła z Prusami! - powiedziała do mnie, sądząc, że Sora nie zna jej języka.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć Węgierce, Sora spojrzała chłodno na brunetkę, prostując dumnie pierś.
- Znam twój język- odparła, krzyżując ręce - Przybłęda nie jest w środku.
Zdziwienie na jej odpowiedź, przerodziło się w minę typową do zaczepek dla węgierki.
- Kto jak kto, ale ty nie powinnaś mówić o nim "przybłęda"… - odpyskowała.
Sora i Węgry mierzyły się wzrokiem, co było naprawdę nie zręczne, bo nie wiedziałem, co zrobić, a wtrącenie się mogło spowodować większą kłótnię. Wyszedłem na kraniec lasu, by móc zobaczyć, co dzieje się z państwami.
 Widać to, co im wpoiła było świetnym kłamstwem, bo Ameryka jak zwykle głośno, musiał wyznaczać każdemu to, co ma robić. Anglia nie mogąc tego znieść rozpoczął zatarg, do którego właśnie wtrącał się Francja. Czyli wszystko po staremu…
- Sora, gdzie on jest? - zapytałem, widząc, że obie dalej nie mogąc dojść do porozumienia.
Jak na rozkaz, choć widać było, że nie chętnie, westchnęła zamykając na chwilę oczy. Zastygła w bezruchu.
- Zaczekajcie - powiedziała cicho.
Nagle poczułem się tak, jakby ktoś się zbliżał. Moje ciało zareagowało na ciężki chód kogoś w pobliżu. Łamane gałęzie były tego dowodem. Ja i Węgierka przygotowaliśmy się w celu ataku, bądź obrony, ale to, kogo zastaliśmy zaskoczyło nas.
- Jestem cały czas wściekły…, ale muszę wiedzieć, co zamieracie dalej.
Podszedł do nas, pomagając iść drobnej Lichtenstein. Widać zniosła dużo gorzej to, co pokazała jej Sora, niż inni.
 Współczułem Szwajcarii, ale nie zamierzałem stawać po jego stronie w kwestii ukarania Sory.
Wyznaczyła się między nami "bezpieczna" granica. Byliśmy od siebie oddaleni o kilka metrów, wystarczająca odległość, by się nie pozabijać. Węgry stała po mojej lewej stronie, również przyglądając się żołnierzowi ze zwątpieniem.
             Sora stała jak porcelanowa postać nie wykonując, żadnego ruchu tuż za nami.
- Rozchodzi się, że to, co się stało wywołał huragan. Całkiem niezła bujda z jej strony by się ukryć - powiedział ostrym tonem przyprawiającym ciarki.
Węgry nic nie odpowiedziała, bo sama też nie stawała po stronie dziewczyny, która zamierzała zabić jej przyjaciela. Mogłem się tylko starać, by przekonać ich, że nie stanowi już zagrożenia. Choć sam nie byłem jeszcze tego pewny.
- Słuchajcie, nie dam wam jej oddać w łapy tych egoistów. Będę ją pilnować, zapłacę za twoje szkody Szwajcario byle byś już nie traktował jej, jako wroga…
- Tu nawet o to nie chodzi idioto! - krzyknął, patrząc znacząco na słabą Lichtenstein, opartą na jego ramieniu - Pieniądze, to czasem za mało.
Chciałem mu odpowiedzieć, ale przerwały mi czyjeś nadchodzące kroki. Znowu ktoś zamierzał dolać oliwy do ognia, a przy tak zgęstniałej atmosferze, nie mogłem uwierzyć, żeby mogło być gorzej.
- Co chciałaś…?
Ten głos. Wzdrygnąłem się na samą myśl, a ból, którego musiałem doświadczać na nowo z powodu utraconych wspomnień, odczuwałem, jako wciąż świeże, może nawet gorzej od tych po wojnie światowej.
            Zza krzaków wyłoniła się jego postać, każde z nas wstrzymało oddech, oprócz Węgierki, która podbiegła do niego wymierzając mu porządny cios w twarz, po którym zakręcił się do tyłu.
Oboje z Szwajcarem skrzywiliśmy widząc drastyczny pokaz siły.
- Tak ci nakopię, że popamiętasz! Myślałeś, że po czymś takim rzucę ci się w ramiona!?
Prusak, trzymał się za policzek, zagryzając z bólu zęby.
- Ty kretynko! Nie musiałaś od razu mnie bić! Było cię tam zostawić… - wymruczał ostatnie słowa ciszej, co nie uszło uwadze Węgier.
- Mówiłeś coś mmh?? - szatańska aura otoczyła brunetkę, ciemne moce wydostawały się z jaj ciała, a złowrogie duszki zaczęły podduszać prusaka.
Dopiero teraz przypomniałem sobie, że Sora musiała wrócić do normalności. Zostawiłem Prusaka łasce Węgierki, szukając wzrokiem dziewczynę.
Stała obok Szwajcarii, patrząc smutno na Lichtenstein.
- Daj mi jej pomóc. Ona jest inna od was, nie posiada tyle siły… teraz rozumiem, czemu ciągle z tobą mieszka… - powiedziała, zerkając na surowe oczy żołnierza.
Zbliżyła się do dziewczyny, zamykając oczy. Szwajcar dalej jej nie ufał odsuwając się od blondynki, co każdą próbę pomocy ze strony Sory.
- Nie specjalnie lubię dopraszać się pewnych rzeczy. Nic jej nie zrobię - westchnęła zmęczenie, starając się przekonać Szwajcara.
- Właśnie to zrobiłaś - syknął.
Słysząc to wyprostowała się, odsuwając powoli od "rodzeństwa". Odwróciła się w moim kierunku. Przez chwilę myślałem, że okrutne słowa żołnierza ją zasmucą, ale zauważyłem, że na jej twarzy widnieje znany mi uśmiech. Szwajcaria myśląc, że dała sobie spokój, przestał być uważny. Sora w jednej szybkiej chwili na powrót odwróciła się do Lichtenstein, i nim Szwajcar zdążył zareagować, Sora pocałowała, małe państwo w policzek.
Szczerze powiedziawszy nie tego się spodziewałem. Oboje ze Szwajcarią staliśmy wpatrzeni na to robi, pełni ciekawości tego, co zamierzała przez to osiągnąć.
- Bracie? - łagodny głos Lichtenstein, przywrócił żołnierzowi kolorów na twarzy.
Sora odsunęła się od dziewczyny, przysuwając się od razu do mnie, jakby obawiając dalszych reakcji Szwajcara.
- Co ty zrobiłaś? - zapytałem nie mogąc wyjść z podziwu, w jak łatwy sposób jej się udało.
- Gdybym dla jednej osoby miała śpiewać coś, co mogłoby ją wybudzić, reszta z was znowu popadłaby w jego działanie. To zasada, żeby działać tak tylko w razie konieczności…, bo wiesz, my zazwyczaj tak nie postępujemy…
- My?
Spojrzała na mnie oczywistym wzrokiem, i gdy już miała mi odpowiedzieć, ktoś popchnął ją prosto na mnie, wpadając na nią. Widząc siwą czuprynę, od razu spoważniałem.
- Debil, nie potrafisz ustać na nogach? To chyba cię nie przerasta? - syknąłem w stronę Prusaka, który podczas kłótni z Węgierką, musiał wchodzić każdemu na głowę.
Dziwne, pomyślałem. Prusy spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Przybrał zmieszany wyraz twarzy, po czym wstał otrzepując swoje ubranie. Węgry podbiegła do nas, a mroczna poświata, która ją otaczała zaczynała niknąć.
- Wybacz, Polsko - powiedziała, gromiąc wzrokiem, milczącego Prusaka - Kanalia, też przeprasza - tu wskazała na siwowłosego - Dzięki, że go nie zabiłaś…
- To nie mi powinnaś dziękować. Byłam gotowa zabić was wszystkich… szczególnie pewną trójkę - Sora jak zawsze musiała prosto z mostu, choć raz mogłaby się dostosować do sytuacji. Spojrzałem na Węgierkę ciekawy jej reakcji.
Szatynka nie powiedziała nic więcej. Jakby przyjęła tę wiadomość z ulgą i jednocześnie z o wiele bardziej wyrachowanym dystansem. Widać wiele się pozmieniało, i pewnie będzie się zmieniać w stosunkach między nimi. W jakim miejscu stałem ja? To oczywiste, że po stronie Sory, ale moim przyjaciele, którzy musieli przez nią wycierpieć najgorsze, zaakceptują ten fakt?
Na razie chciałem, by to wszystko było jak dawniej.
- Polsko… - wybudziła mnie z rozmyśleń, ściskając mocniej moją dłoń. Spojrzałem na nią, wyglądała tak niewinnie, na dodatek jej drobne ciało, nie wskazywałyby, że potrafi tak wiele. Jedyną możliwością by ją pokonać jest zniszczenie jej głosu. Nie mogłem wyrzucić z myśli, tych okropnych blizn na jej szyi. Widocznie za bardzo się w nie zaparzyłem, po Sora, dotknęła swojego gardła, odwracając wzrok.
- Będę musiała wracać… to trudne kontrolować was wszystkich, nie mam już sił… - powiedziała cicho - Zabiorę ze sobą Prusy, Polsko.
Tą wiadomością całą naszą czwórkę nie tyle co zaszokowała, ale wręcz ocuciła ze wszystkich innych myśli. Tylko Prusak stojący za Węgierką, nic nie powiedział. Jakby już z nim o tym rozmawiała, tylko kiedy?
- Słucham… - wyjąkałem za nas wszystkich - Niby dlaczego, powinniśmy go…
Straciłem głos. Niby chciałem go gdzieś zamknąć do więzienia, czy też tak jak powinno być - zabić, ale on przecież już nie istniał dla wszystkich państw. Sora, spojrzała na mnie z czystą niechęcią.
- To nie tak, że tego chcę… Ale oboje nie jesteśmy jednymi z was, zresztą które z was będzie go pilnować?
- Może zamieszkać u mnie - odezwała się Węgry, ku ogólnemu zdziwieniu, nawet Prusak wychylił się by spojrzeć na jej twarz, pełną zażenowania i determinacji - Na jakiś czas… nie gapcie się na mnie jak na wariatkę!
Syknęła szczególnie w moim kierunku, bo chyba nie mogłem za bardzo powstrzymać lekko otwartych ust, i widocznego dystansu wobec niej.
- Dzięki, Węgry, ale podjąłem już decyzję… w sumie, nie mam zamiaru znowu się w to wszystko bawić, a jego i jej dom, należały kiedyś do mojego. Tam będę się czuć choć trochę normalnie…
Poprawił kaptur na głowie, pociągając jego koniec na oczy, tym samym unikając jej spojrzenia. Węgry zmarszczyła brwi przegryzając usta. Każdego przytłoczył ciężar sytuacji. Ja sam nie wiedziałem, co robić, chciałem ją błagać by została, ale wiedziałem, że obecnie jest to nie możliwe, musiałem znowu czekać.
- Ej… - położyła dłoń na moim policzku głaszcząc go lekko. W miejscu gdzie czułem jej dotyk, odszedł paraliżujący przyjemny dreszcz, miałem ochotę się w nim zatopić - Przecież wrócę, zawsze wracam, prawda?
Uśmiechnęła się do mnie promiennie, odgarniając mi zbłąkane kosmyki z twarzy.
- No właśnie, mogłabyś sprecyzować to słowo… - powiedział cicho Szwajcaria, wywracając oczami ku niebu.
Nie zwróciła uwagi na ten komentarz. Czułem, że wszystko zaczyna tracić na chwilę przywrócone szczęście. Przytrzymałem jej dłoń, opierając głowę o jej własną, zamykając na chwilę oczy. Usłyszałem jak wstrzymuje oddech. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała się rozpłakać, pewnie gdybym teraz otworzył oczy, znowu mógłbym się przejrzeć w jej łzach.
Reszta pewnie udawała zainteresowanie czymś innym, ale jednego nie mogłem w sobie zdusić. Emocje które w sobie dusiłem, nigdy nie mogły zatrzymać się w moim sercu. Myślę, że większość moich rodaków ma podobnie. Jednak jak zawodowy żołnierz, mogłem wiele, nawet być bezlitosną maszyną do zabijania przez całe lata. Teraz czuje się jak szczeniak, który nie potrafi się kontrolować, ale trudno, nie przeszkadza mi to.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdziesz na nasz brzeg… - chwyciła moją dłoń i rozwierając palce, włożyła coś do mojej garści - Wstążka, która kiedyś mi dałeś, pamiętasz? Znalazłam ją w kieszeni Rosji. Musiał mi ją zabrać, gdy trzymał mnie na Sybirze… - wyraźnie sposępniała, przywołując bolesne wspomnienie.
- Jest twoja - powiedziałem, zawiązując wstążkę na jej szyi - Dałem ci ją, żebyś miała coś ode mnie, miała ci mnie przypominać - podniosłem dłoń pokazując orzełka na rzemyku, zawiązanego na mojej dłoni - Ja już zawszę będę pamiętać.
Przytuliłem ją mocno do siebie, powstrzymując się, żeby jej nie pocałować. Nie odważyłbym się czując baczne spojrzenia za plecami. Oparłem głowę o jej ramię, chłonąc tę chwilę jak najdłużej. Była dla mnie wszystkim.
- Polsko, muszę iść. Zaraz zaczną was szukać… - zwróciła uwagę na państwa rozjuszone na podwórzu. Widać też nie chciała ode mnie odchodzić, bo jej dłonie na moich plecach zaczynały trzymać mnie przy niej coraz mocniej.
- Jak tylko wszystko załatwię, przyjadę do ciebie - odsunąłem się od niej, tak, aby móc stykać się z nią głową. Patrzyliśmy się na siebie, dopóki ktoś za nami nie odchrząknął znacząco.
- Pośpieszcie się w końcu… - żachnął Szwajcar, również spoglądając na zebranych - Za dużo tęczy…
Zmarkotniałem słysząc, jak Szwajcar znowu zaczyna przechodzić okres komentowania. Byłem na tyle spragniony towarzystwa Sory, że miałem ochotę mu powiedzieć, że może robić to samo z Lichtenstein, i żeby się odczepił, ale powstrzymałem język za zębami.
Sora odwróciła się do Prusaka, który patrzył cały czas na Węgierkę spod kaptura zarzuconego na głowę.
- Idziemy Prusy - rzuciła w kierunku, posępnego siwowłosego.
Mówiąc to ruszyła w głąb lasu. Nie oglądała się za nami, ani za tym, czy Prusy za nią idzie.
Każde z nas spojrzało na niego nie wiedząc, co powiedzieć.
- Hah, ma racje, co nie? - ciszę przerwał jego zawadiacki głos - Dzięki za wszystko, debilu - powiedział do Węgierki, chwytając jej dłoń, tym samym całując jej wierzch, kłaniając się z gracją - Do zobaczenia.
Wraz z ich odejściem, poczułem się dziwnie, myślę, że Węgierka ma dokładnie te same myśli, co ja. Szwajcaria i Lichtenstein spojrzeli na mnie. Zniechęcony do reszty, by znowu się z kimś kłócić, westchnąłem głośno, wymierzając spojrzeniem na żołnierza.
- Wiem… jesteś wściekły.
- Nie na ciebie - odparował z niechęcią -  Potrafię dotrzymać słowa, nie powiem nikomu o tym co zaszło. Jedyne co musisz wiedzieć to, to, że nie wliczyłem w rachunek mojej pomocy rachunkowej twojego domu, nie wiem czy wiesz, ale toniesz w długach. Dopiszę ci to później do rachunku…
Długi? Znowu? przecież nie powinien ich mieć. Jednak po chwili uświadomiłem sobie pewne fakty, może już teraz Rosja odbudowuje moje miasta, szczególnie te, dzięki którym jego gospodarka rośnie. Łódź - przemysł włókienniczy… całe miasto się na tym opiera, Stocznia Gdańska…
- Polsko! - jego głos ocucił mnie z myśli. Spojrzałem na Szwajcara szybko, czekając na wyjaśnienia.
- Wracajmy - powiedziała Lichtenstain, odsuwając się dyskretnie od pomocnej dłoni Szwajcara.
Przytaknąłem ruszając tuż za nimi. Węgierka również dobiegła do mnie, cały czas dziwnie przyglądając się miejscu w którym Prusak "pożegnalnie" ją pocałował. Nagle usłyszeliśmy ogromny hałas tuż przy wejściu do wilii. Oboje w ciszy patrzyliśmy na to, co się dzieje na dziedzińcu. Wiele głosów przekrzykiwało siebie nawzajem, wyglądało to dość komicznie. Szwajcar, Lichtenstein i my wyglądaliśmy na jedynych poza tematem. Zamyśliłem się, przez chwilę, przestając zwracać na nich uwagę.

Panował środek nocy. Pogoda była raczej mdła, rosa pod nogami, moczyła nam buty.
Gorące powietrze, za nic nie dawało ochłody. Poukładanie sobie tego wszystkiego zajęłoby więcej czasu, ale ja wolałem rozkładać na części to, co dzieje się w przyrodzie, niż słuchać głupich rozmów " pępków absurdalnego świata".
             Anglia, Francja i Niemcy dyskutowali nad czymś gorliwie nie zwracając nawet uwagi, że stoję obok. Spojrzałem w bok. Zauważyłem dotychczas cichego Rosję. Poczułem ukłucie bólu, widząc państwa bałtyckie obok jego ramienia. Oni również nie wykazywali szczególnych emocji.
- Czyli nic się nie zmieniło… - powiedziałem cicho.
Nie wiedziałem, co robić… Mój rząd, tak ciężkie powstania po to by, Rosja i tak przejął nade mną kontrolę. Powstańcy, którzy polegli w bitwie, chcieli powitać Rosjanina w ich wolnym domu. Widać, nie do końca się to udało. Mimo to, wiedziałem, że czuli dumę z tego, że to robią i choć nie wygrali tej bitwy, pokazali siłę, której brakuje większości ludzi z innych państw. To sprawiało, że jako personifikacja państwa nie potrzebuję wychylać się wśród innych. Nawet jeśli bym tego chciał, próby będą nadaremne.

Gdzie powinien stanąć? Patrzyłem nerwowo po zebranych. Jednak mój wzrok utkwił w tym jednym, najmniej kuszącym miejscu.
- Chyba powinniśmy stanąć tam… - wzdrygnąłem się na dźwięk czyjegoś głosu. Wskazała niepewnie, na Rosję.
- Węgry… - spojrzałem na nią, dokładnie rozumiejąc, co chciała przez to powiedzieć. Komunizm obejmował nas oboje.
Dziewczyna jednak nie miała lepiej ode mnie. Patrzyła jednocześnie na Rosje, jak i również na Austrie stojącego trochę dalej od niego. Ten jednak nie wykazywał żadnej uwagi na nikogo, patrząc się w swój zegarek.
- Ta… - westchnąłem, patrząc tępo na Rosje.
Gdy poczuł mój wzrok na sobie, jego oczy natychmiast odnalazły moją twarz. Jego wyraz całkowicie mnie sparaliżował. Był wściekły, przerażająco wściekły. Szatynka również spojrzała na punkt, który mną wstrząsnął. Jej reakcja znacznie różniła się od mojej. Widząc twarz Rosji, chwyciła moją dłoń, cofając się nieznacznie do tyłu.
Czując jej strach, poczułem jak mój własny odchodzi. Litwa, Łotwa i Estonia, oni też wyglądali na przerażonych. Nabrałem głęboko powietrza, ściskając dłoń węgierki.
- Węgry - powiedziałem, patrząc na Rosję, równie pewnym spojrzeniem - Wyciągnę nas z tego. Zobaczysz.
Spojrzała na mnie szybko słysząc to, co mówię.
- Jak… ? - wyjąkała - Jak masz zamiar to zrobić… ?
Wyprostowałem się dumnie, nie tracąc kontaktu z Rosją.

- Tak jak zawsze - powiedziałem - Truć go swoją osobą, aż będzie błagał bym go zostawił.


____________


- Hej, chyba w tym roku koniec z materiałem nie? - powiedział wysoki blondyn, przeglądając stertę kartek z napisem "scenariusz". Usiadł spokojnie na kanapie, odkładając na bok stosik z napisem "Polska" na okładce.
- Chyba tak, mam szczerze dosyć tych wszystkich pokrętnych sytuacji! - szatynka rozsiadła się obok blondyna, o mało co nie wchodząc na niego. Polska jęknął zdenerwowanie wbijając w nią wzrok - No co? Dobrze wiesz, że wole siedzieć z brzegu! Idiota... 
        Po chwili do pomieszczenia przyszły również dwie osoby, pogrążone w luźnej rozmowie. Chłopak postawy dobrze zbudowanego mężczyzny, rozpinał właśnie guziki swojego munduru, jednocześnie trzymając w zębach podobny scenariusz do tego Polski, jedynym wyróżnikiem była ich obszerność i nazwa na okładce " Szwajcaria". 
- Dzień dobry - powiedział do szarpiących się ze sobą Węgierki i Polski. Zupełnie nie poruszyło go ich zachowanie, usiadł po przeciwnej stornie, robiąc miejsce dla panienki obok - Przypatrz się Liechtenstein, oto jak zachowywali się pradawni ludzie na tej planecie.
Mówiąc to pochylił się po gazetę leżąca obok, zaczytując się w lekturze. Drobna blondynka nic nie powiedziała, patrzyła ze zrezygnowaniem na dziecinne zachowanie Polski i Węgierki, którzy kompletnie zignorowali powitanie ze strony jej brata.
- Orientuj się!!!
Nim każde z nich się zorientowało, Polska dostał czymś w twarz, co leciało z dość dużą prędkością, przez co chłopak odchylił się do tyłu pod naporem zgniecionych ze sobą w kulkę kartkę.
- Prusy! - krzyknął blondyn widząc jak siwowłosy, ledwo co trzyma się na nogach sycząc ze śmiechu.
- Błagam was zachowujcie się jak dorośli!! - krzyknął Szwajcar podnosząc się z fotela - Nawet w czasie przerwy nie mogę liczyć na chwile spokoju!
Wszyscy zamilkli wlepiając wzrok w podłogę. Kiedy Szwajcar się denerwował używał tonu głosu  i karcącego wzroku podobnego to tego którego używali rodzice, efekt zawsze ten sam, zażenowane milczenie. Węgry, jako jedyna zdecydowała się pokazać coś Prusakowi ze złośliwym spojrzeniem, wyciągnęła do niego dłoń, powoli podnosząc środkowy palec. 
- Oż ty... - syknął przez zaciśnięte zęby. 
- Dobra ja mam dość! - krzyknął po chwili Polska, kierując się do wyjścia - Spędzę dzisiejszy wieczór w spokoju od was wszystkich, nie wiem jak wy ale przebywanie w naszym towarzystwie na dłuższy okres czasu szkodzi nam na zdrowiu. Pojutrze gwiazdka, może załapiecie się na moją Super Wódkę, nawet Rosja by wymiękł! Do zobaczenia, pamiętajcie, żeby przynieść coś od siebie, u mnie ciężko ze zdobyciem pewnych produktów... - ostatnie słowa powiedział jakby ciszej, a aura szczęścia i ekscytacji wygasła momentalnie.
- No co ty nie powiesz Polsko... - wyjąkała Węgry, robiąc przy tym równie zabójczą minę.

(dla tych, którzy nie wiedzą to mój ukochany obraz Polski :D ) 








4 komentarze:

  1. Nowy rozdział! *cieszy się jak dziecko* bardzo mi się podobał, jak zwykle z resztą xD tyle Szwajcarii *-* nie mogę się doczekać notki bożonarodzeniowej. Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm zastanawiam się, czy rozwiniesz jakoś bardziej wątek komunizmu, byłoby bardzo ciekawie :3
    + niektóre wypowiedzi bohaterów mnie rozwalały xD
    "-za dużo tęczy..." Czasem mam wrażenie, że Szwajcar pasuje do mnie jak ulał :v

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm. Dobry rozdział. I te teksty Szwajcarii ;D. Hmm. Wesołych świąt~ :).
    maisha737

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, po prostu super. Rozdział epicki, tak samo jak ich teksty :) ,, Truć go swoją osobą, aż wymięknie" ,,Za dużo tęczy"
    Nie martw się Szajcario też tak czasem mam :) Wiesz, że to też mój ulubiony obrazek Feliksa ? Na samej górze obrazek też niesamowity. Pisz salej !!!!

    OdpowiedzUsuń