WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI !!!!!!
ZDROWIA I SZCZĘŚCIA, ŻEBYŚCIE ZAWSZE DZIELNIE POKONYWALI WSZELKIE PRZESZKODY JAKIE NAPOTKACIE!
CIEPŁA RODZINNEGO W TYM PIĘKNYM DNIU I PYSZNYCH PIEROŻKÓW...
Spojrzałem leniwie na komodę obok
łóżka. Ósma rano, jedyna godzina, która wskazywała, że najwyższy czas już
wstawać, ale minus dwa stopnie w moim pokoju nie były na tyle przekonujące,
żebym miał wydostawać się spod ciepłej kołdry.
- Jeszcze… godzina…
Zamknąłem oczy, czując wspaniałą
satysfakcje z własnej władzy. Mogłem sobie sam ustawiać czas pobudki, i z całą
pewnością nie miała to być godzina ósma.
- Polsko, jeśli nie podniesiesz
tyłka, możesz liczyć się z nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Wywróciłem oczami, mimo, że
miałem je zamknięte, dało mi to jakieś minimum radości. Właśnie miałem sobie
wypocząć po ciężkich przeżyciach to nie, bo głupia szatynka co chwilę podrabia
mi klucze do domu.
- Przepadnij…
Syknąłem zatapiając się w
poduszkę, w taki sposób, czułem, że się z nią jednoczę. Powoli odpływałem sobie
w niebyt, swój własny niebyt, nietknięty niczyją patelnią, ani dziwnym
kurczakiem, ani ogólnymi problemami.
- Jesteś wstecznie utalentowany wiesz? Znam
świetne lekarstwo…- w jej głosie zabrzmiało coś złowieszczego, a przecież jest
zagorzałą katoliczką.
Mimowolnie poczułem coś
śmierdzącego. Było na tyle odrzucające, że otworzyłem lekko oczy. Obraz może i
był zamazany, ale i tak mogłem bez trudu rozpoznać dziewczynę, która wzrostem
dorównywała siwowłosemu, Węgry? Co ona tu tak właściwie robiła?! Po chwili
poczułem jak coś cholernie ziemnego wlewa mi się na całe łóżko, nie omieszkając
mojej głowy.
Zerwałem się gwałtownie z łóżka odkrywając
kołdrę i starając się uciec z mokrego posłania. Niestety moja stopa zawinęła
się o kawałek materiału, więc miałem bliską styczność z podłogą - ona również
Była zimna.
- Masz… trzy sekundy… żeby stąd…
- syknąłem przez zaciśnięte zęby, napinając mięśnie.
Węgry, zarzuciła włosami do tyłu
odsłaniając swoją twarz, która promieniowała radością. Tak, nie ważne ile
stuleci minie, ja chyba nigdy nie będę miał co liczyć, że ona się zmieni.
- Węgry jesteś największą zarazą
mojego życia! - krzyknąłem, podnosząc głowę.
Wlepiłem w nią swoje zielone
oczy, pełne nienawiści. Leżałem jak debil na podłodze, zresztą, ten chłód był
nie do wytrzymania. Mokre kosmyki, przyległy mi do głowy i twarzy, czułem się …
nie, tego się nie da opisać słowami.
Zerwałem się w jednej chwili, odplątując jednocześnie z denerwującej kołdry, i rzuciłem się w kierunku rozbawionej brunetki. Sypialnia była na powierzchni całego poddasza domku, na dole była tylko kuchnia połączona z salonem. Nie miała się gdzie skryć.
Zerwałem się w jednej chwili, odplątując jednocześnie z denerwującej kołdry, i rzuciłem się w kierunku rozbawionej brunetki. Sypialnia była na powierzchni całego poddasza domku, na dole była tylko kuchnia połączona z salonem. Nie miała się gdzie skryć.
- Ostrzegam jak cię dorwę, to
będę miał szczerze gdzieś podział płci! - krzyknąłem tuż za nią, zbiegając
szybko po schodach, które ostatnio tak pieczołowicie lakierowałem.
Roześmiała się w odpowiedzi,
pokazując mi język. Złapała za poręcz, po czym zjechała po niej, na sam dół.
Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiła… wczoraj czyściłem je co najmniej milion
razy.
- Węgry!!! Zabije cie!!
- Nie dzisiaj!
Kto… kto z moich przodków
popełnił herezję mówiąc o naszym podobieństwie. Spojrzałem na szatynkę, która
siedziała niechlujnie na kanapie, pokazując mi jak bardzo jestem powolny… tak
to ziewnięcie z jej strony po chwili -
to również było konieczne. Zacisnąłem dłonie w pięści, próbując powstrzymać
drżącą powiekę.
- Dzisiaj wyświadczę światu
przysługę! - syknąłem, z szatańskim uśmiechem, teatralnie zaciskając palce w
pięści, z których wydobywał się dźwięk trzaskających kości - Moment…
Spojrzałem na salon, czując, że
coś mi nie pasuje. Węgry nie pasowała kompletnie do mojego domu, to na pewno,
ale te ozdóbki w kształcie choinek i bombek.
- Ah, Polsko! - usłyszałem koło
siebie, znajomy głos.
Obróciłem się w kierunku
dziewczyny która, stojąc na dwóch krzesłach idealnie ze sobą zestawionych jeden
na drugim wieszała kolejne z ozdób koło zasłon. Zagapiłem się na moment, widząc
jak jej biała sukienka, odkrywa jej piękne długie nogi.
- Po cholerę mnie tu zagnałaś
Węgry! Niby co ja mam tu robić! - usłyszałem dziwnie znajomy głos dochodzący z
kuchni.
- Zamknij się! Nie chce mi się
ciebie słuchać, masz co robić - zdenerwowana, podniosła się zwinnie z kanapy,
przeskakując przez jej oparcie. Po chwili za rogu kuchni wychyliła się czyjaś
siwa czupryna z zimnym spojrzeniem skierowanym na szatynkę.
- Nie ma jaj! - uderzył ze złości
w ścianę, zdejmując gniewnie białą czapkę kucharza z głowy. Widać z wielkim
trudem i bólem, bo Węgry zacisnęła mu ją na szyi rzemykiem. Cóż z nią lepiej
nie polemizować…
- Ty ich nie masz! - odkrzyknęła
do niego uderzając go głową w czoło.
- Powtórz to! - złapał ją za
kołnierz, zbliżając do siebie.
Węgry zarumieniła się, jednak
dalej twardo gromiła go wzrokiem.
- Polsko? - dotknęła mojego
ramienia, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Jej miodowe włosy związane były w
luźny kitek opadający luźno na ramię, aż do jej bioder. Piękne i przenikliwe
oczy wpatrzone były we mnie z pełnym zaufaniem.
Nie odezwałem się, zwyczajnie,
nie mogłem zrozumieć co się właśnie działo. Przecież to bez sensu.
- Dziś Święta Polsko! Węgry
martwiła się, że się nie odzywasz, więc napisała do Prusaka, a on poszedł do
mnie - powiedziała, opowiadając jeszcze o tym jak Węgry miała klucze do mojego
domu, bo ona swoje zgubiła. To w sumie w stylu Sory. Ponieważ, nie odpowiadałem
weszli do środka, a Węgry przydzieliła każdemu zadania.
- No, ale… nikt nie będzie
rozumiał większości rzeczy, przecież ten debil w moim domu to jakiś żart -
wskazałem na dwójkę, która szarpała się ze sobą obijając moje ściany - Zresztą
ciebie również się to dotyczy…
- Szefostwo dało nam chwilę
wolnego na ten dzień, nie rób takiej miny jakbyś nic nie wiedział! - dopiero
teraz zorientowałem się, że jest tu ktoś jeszcze. Żołnierz ubrany w fartuch,
białą chustę i rękawiczki właśnie mył okna, tuż obok niego Lichtenstein uśmiechająca
się do mnie łagodnie, ozdabiała kominek piernikami.
- Okej. Proponuję naradę! -
krzyknąłem podnosząc ręce do góry. Wszyscy przerwali swoje czynności patrząc na
mnie zmęczenie.
Chwilę później każdy siedział na
kanapie tudzież fotelu, oczywiście Prusy, bo nikt nie chciał obok niego
siedzieć, tym bardziej, że Szwajcaria kazał usiąść Węgierce między Sorą, a
Liechtenstein, bo nie mógł ich znieść. Widząc, że wreszcie zrobiło się cicho,
usiadłem na miejscu skąd mogłem każdego widzieć.
- Podsumowując, dostaliśmy wolne,
żeby móc spędzić święta razem?
- Szybki jesteś - wywróciła
oczami Węgierka, patrząc na mnie z podziwem.
- Cicho tam - syknąłem.
Pomyślałem przez chwilę, skoro Szwajcaria, Węgry i Liechtenstein wszystko wiedzą , dlaczego ja nie?
Przeanalizowałem sytuację z wczorajszego dnia: … Nic nie pamiętałem - Wiecie
może co wczoraj mówiłem?
Powiedziałem po chwili, próbując
dość do jasnych wniosków. Nie wyglądali na szczególnie zdziwionych, więc mogłem
się już domyślić, że się tego spodziewali.
- Wygrałem! - doszedł po chwili
głos Prusaka z kuchni, nie rozumiałem tylko, co go tak ucieszyło - Wisisz mi
200 monet Pruskich!
Podszedł do kanapy szelmowsko się
o nią opierając i z prawdziwą dumą wyciągnął rękę po należyte pieniądze.
- Jesteś głupi - skwitował
żołnierz - Dam ci tylko trzy Franki Szwajcarskie, nie licz na więcej!
Szwajcaria wyjął niechętnie z
kieszenie domniemane franki. Prusy trochę poczekał, aż trafią w jego ręce bo
szwajcar poruszał się jak w zwolnionym tempie. Widząc moją zbitą z tropu minę,
Sora wyjęła zza pleców pustą butelkę po nalewce.
- Kojarzysz? Piłeś przed tak
ważnym dniem! - była wściekła i nie wiedziałem, czy przygotować się na cios butelki
w moją głowę, bo Sora dziwnie nią machała cały czas gestykulując.
- Piłem… ? - spróbowałem udawać,
że dalej nie wiem o co chodzi, ale posmak pysznej, aczkolwiek stanowczo zbyt
mocnej nalewki, dalej czułem w ustach.
Spojrzała na mnie wilkiem,
marszcząc nosek. Tak, jej spokojna natura właśnie odleciała, teraz musiałem być
czujny, bo inaczej rozniesie mi nowo wybudowany dom. Nagle zrobiła coś niespodziewanego,
stanęła na palcach wbijając swoje miękkie usta w moje. Niestety nie mogłem się
tym cieszyć zbyt długo, bo nie robiła tego żeby zrobić mi przyjemność.
Reszta zebranych patrzyła na nas
niczym widzowie brazylijskich seriali. Bardziej zażenowany być już naprawdę nie
mogłem. We własnym domu, po raz pierwszy dostawałem podobny ochrzan. Chciałem z
nią dyskutować, i generalnie postawić na swoim, ale patrząc na nią… jakoś mi
się odechciewa.
- Czuję, że piłeś! - krzyknęła -
Wszyscy czekają na ten dzień tak wytrwale i z niecierpliwością…
- No bez przesady… obchodzimy je
od kilku stuleci… - wyszeptała pod nosem węgierka.
Sora przemilczała ten fakt i
uwagę, dalej głosząc mi kazania. W końcu czując, że zajmie jej to jeszcze
chwilę, spojrzałem błagalnie na Węgry, której brakowało do tego wszystkiego
popcornu. Z początku udawała, że mnie nie widzi, ale zacisnąłem dłonie w pięści,
aż kości nieprzyjemnie się przestawiły. Po chwili westchnęła głęboko,
zarzucając włosami na plecy.
- No, dobra! czymże byłyby święta
bez rodzinnej kłótni! - w jednej chwili zmaterializowała się za zdenerwowaną Sorą,
kładąc jej dłoń na ustach. Czemu czułem, że czerpała z tego wszystkiego jakąś
nieprzyzwoitą przyjemność - Proponuję się ruszyć i zrobić to co należy! Prusy
jeśli zaraz nie znajdziesz się w kuchni moja patelnia trafi tam gdzie nie
powinna - w tym momencie uśmiechnęła się do niego pięknie, co pokrywało się z
jej diabolicznym wcieleniem - Szwajcaria i Lichtenstein przygotujcie stół, ja
zajmę się choinką, a Polska i Sora zaraz roześlą woń miłości i radości.
Zbliżyła się do mnie i Sory, szeptając
cicho.
- Ale nie przeginajcie z tą
miłością, proszę o przyzwoitość…
Tak, mogłem to tak zostawić,
zrozumieć jej skłonność do wyprowadzania mnie z równowagi. Być tym mądrzejszym…
^_^
Sięgnąłem po widelce rozkładając
je na obrusie. Poradzili by sobie beze mnie ale tego roku zawaliłem jako
gospodarz, musiałem coś zrobić. W sumie to zawsze ja wszystko robiłem i dbałem
o zaproszenia, ten jeden raz mogą zrobić więcej. Nagle Lichtenstein wpadła na
mnie niespodziewanie, potykając się o nogę stołu. Zaalarmowany Szwajcar już
miał do niej podejść, ale uprzedziłem go, pozwalając przyjąć jej upadek na
siebie.
- Oh, przepraszam Polsko -
powiedziała uśmiechając się promiennie - Wszystko w porządku?
Zacisnąłem usta, potakując głową.
Żebra cały czas mnie bolały, ale musiałem nie okazywać bólu, inaczej moja męską
dumę szlak trafi. Można sobie myśleć, że patelnia Węgierki to tylko narzędzie
kuchenne, ale w jej rękach przeradzało się zdecydowanie w coś więcej. Gdyby
ktoś przebił mnie nożem, efekt byłyby porównywalny.
- Nie przejmuj się Liechtenstein-
podeszła do nas moja towarzyszka, idąc z niesłychaną gracją, panienka zapatrzyła
się na nią. Widać również nie mogła się do tego przyzwyczaić, jako dawna Sora
była raczej bardziej nieokrzesana -W tej chwili tłumi w sobie jęki bólu, zostaw
go tak jak jest…
Dlaczego ona musiała mnie tak
znać, i z taką łatwością każdemu mówić moje słabości, kobiety są złem, które
chyba dopiero zaczynałem pojmować.
- Prusy dodałeś za dużo farszu! -
z kuchni dobiegł nas głos Węgierki, była wyraźnie w o wiele gorszym humorze. Od razu poczułem się
lepiej - Sam to zanieś! … Mówiłam ci, że
nie Mogę!
Po chwili coś trzasnęło i
huknęło. Cała nasza czwórka spojrzała w tamtym kierunku, nie wiedząc czego się
spodziewać. Naszym oczom ukazał się Prusy, z dziwnie uśmiechniętą miną. Niósł
właśnie pierogi, z na jego włosach pyliła się mąka.
- Macie szczęście - wykrzyknął
zadowolony - Dzięki mnie zjecie najlepsze pierogi świata!
- Za dużo farszu… - stwierdziłem
niewinnie.
Po chwili rzucił mnie jednym z
nich. Przesunąłem głowę w bok, unikając zamachu, jednak od razu poczułem ból
szyi. Znowu stanąłem jak wryty w jednej pozie tłamsząc bolesne impulsy.
Tuż za Prusakiem przyszła Węgry, miała czerwone oko, wyraźnie przez kogoś podbite… ciekawe kto mógł to zrobić…
Tuż za Prusakiem przyszła Węgry, miała czerwone oko, wyraźnie przez kogoś podbite… ciekawe kto mógł to zrobić…
Ominęła mnie zgrzytając z nerwów zębami.
Trzymała się cały czas za dłoń, ona również była czerwona wręcz fioletowa, ale
to chyba nie moje dzieło. W końcu ja Sora Lichtenstein i Szwajcaria
zrozumieliśmy sytuacje, uśmiechając się pod nosem. Chciała zapewne walnąć Prusaka
ale po małej bójce musiała ją już boleć przez co efekt był odwrotny do tego zamierzonego.
Za oknem powoli zachodziło
słońce. Wszystko było gotowe, stół, jedzenie i oczywiście choinka. Spojrzałem
po przyjaciołach, ciesząc się w duchu, że nadszedł Kolejny rok, w którym możemy
dzielić się opłatkiem i życzyć sobie wszystkiego najlepszego. Zazwyczaj i tak
schodziło na dwa tematy: polityka i pieniądze.
Moją uwagę szczególnie przykuła
Sora. Pierwsze normalne święta, kiedy wiem, że to prawdziwa ona i wszystko inne
do mnie wróciło, każde ważne wspomnienie. Wyglądała tak pięknie, ciężko było mi
od niej oderwać oczy.
Podszedłem do niej obejmując ją od tyłu i pocałowałem w ramię. Oparła o mnie głowę, "misiając" * się o moje włosy.
Podszedłem do niej obejmując ją od tyłu i pocałowałem w ramię. Oparła o mnie głowę, "misiając" * się o moje włosy.
* misiając - słowo występujące często jako odniesie do zbliżenia dwóch obiektów,
które przez swoje oddziaływanie tarły się jeden o drugie, wydzielając tym samym
hormon szczęścia. Ponoć dobrze robi na włosy, utrwalając piękny push-up z jednej z tartych stron.
Wszystko było idealnie, Szwajcaria
rozmawiał o czymś z Liechtenstein, z
tego, co słyszałem tematem były jego sery, które przyniósł ze swojego domu
położonego w górach. Prusy i Węgry mimo swoich sprzeczek cieszyli się sobą nawzajem,
nawet mord-… twarz prusaka nie wkurzała mnie tak bardzo.
- Proponuję siadać! - powiedziała
wesoło Węgry, zapalając świece na stole - Coś czuję, że Finlandia ma pełne ręce
roboty w tym roku…
Posłusznie usiedliśmy obok
siebie, uśmiechając się z powodu ciepłej atmosfery. Dopiero po chwili
zauważyłem, że obok mnie siedzi Prusy.
- Tylko nie ty… - powiedzieliśmy
jednocześnie, krzywiąc się odruchowo.
Spojrzeliśmy po sobie wilkiem,
jeszcze bardziej zirytowani, że musieliśmy powiedzieć to samo.
- Jesteś leworęczny…
- Jesteś praworęczny… -
wyjąkałem.
Od razu skierowaliśmy spojrzenia
na nasze sztućce i na to, że stykaliśmy się już łokciami. Wywróciliśmy oczami,
tocząc własną wojnę o terytorium na stole tzw. "bitwa na łokcie".
- Pozwólcie, że ja wygłoszę mowę
- zaoferował Szwajcar podnosząc się z opłatkiem. Każde z nas podążyło za nim
wzrokiem, ciekawi tego, co powie w tym roku - Cieszę się, że spotkaliśmy się
również i w tym roku. Dzięki dobrej kalkulacji, nie wydaliśmy dużo na jedzenie
a jednak mamy pełny stół…
- Również to, że jesteśmy cali i
zdrowi, i możemy razem spędzić te święta, z nowym bonusem przy stole… -
przerwała LLiechtenstein Zachichotałem patrząc na Prusaka, który zrozumiał, że poparcia
u panienki też nie będzie raczej miał.
- I to, że nasza polityka w miarę
się utrzymuje - powiedziała Węgry, bez przekonania.
- Tak, Węgry. Szczególnie nasza
dwójka, cieszy się wspaniałą polityką, dziękujmy więc za tak obfity w dobroci
los - dokończyłem.
Skarciła mnie wzrokiem, robiąc z
ust niezadowolony dzióbek. Po chwili każde z nas zaczęło dokładać coś od
siebie, co jak zwykle odbiegało od typowej mowy przy wigilii. Sora cały czas
uśmiechała się trzymając moją dłoń pod stołem. Widać była zadowolona, więc
postanowiłem zamilknąć i chłonąć ten widok, wszystkich zebranych w radosnej
konwersacji, która naprawdę nie raz bawiła.
- Polsko, wiesz, że od nowego
roku, zaczynamy kolejną historię? - zapytała po chwili.
- Przecież dali nam wolne… -
jęknąłem.
Pokręciła przecząco głową.
- Tylko na ten dzień.
Westchnąłem zrezygnowany. Podając
jej swój opłatek.
- Życzę ci, żebyś w następnej
historii, nie musiała już się smucić, a cały czas spędzać miło czas -
powiedziałem łamiąc jej opłatek - Wesołych świąt.
Nachyliłem się do niej nie
odrywając łokcia od łokcia Prus, i pocałowałem ją w policzek.
- Tobie również Polsko, coś mi
się wydaję, że pokonasz Rosję i komunizm razem z nim wiesz…
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, tulą
ją do siebie.
- Jasne, że tak, a wiesz dlaczego…?
- zapytałem tajemniczo.
- …Bo jesteś… - powiedziała bez
przekonania znając odpowiedź.
- Bo jestem Polska!
Super!!! Bitwa na łokcie xD Świetny rozdział wyszedł, jak zwykle :) Nawet nie zauważyłam, kiedy cały przeczytałam. Jest długi, ale jest tak lekko i przyjemnie napisany, że czyta się go w kilka minut :)
OdpowiedzUsuńKomunizm jest fuj! Polska obal go wraz z Wałęsą i Solidarnością!
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Pobudka: level Węgry xD Polska to taki śpioch, zupełnie jak ja. Bitwa na łokcie zawsze spoko xD Spory Felka i Gilba - bezcenne. No i te pierogi. Jadłabym *-* Szwajcaria awwaww chciałabym takiego własnego osobistego pod choinkę <3 Gwałtałabym 24/7. Przepraszam za nieskładny komentarz, ale przysypiam i o tej godzinie nie myślę xD życzę Ci wesołych Świąt, szczęśliwego Nowego Roku, udanego Sylwka i dużo dużo weny :* gorąco pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńMój ulubiony rozdział. Bardzo dobrze ci wyszło..Bitwa na łokcie i ta pobudka... Miła odskocznia od wojny. Rozdział szybko się czytało. Masz prawdziwe predyspozycje do napisania książki :).
OdpowiedzUsuńWesołych świąt! Pijanego Arthura i góry prezentów! I francuskiego wina w sylwestra! Tylko niech ci fajerwerki domu nie rozniosą... :D
~maisha737
A ja spóźniona... Ale wesołych świąt życzę! Może jeszcze nie straciły daty ważności... i szczęśliwego Nowego Roku! I Felka! I reszty tałatajstwa na sylwestra! I wydania książki! Po przeczytaniu rozdziału, aż mi się ciepło w środku zrobiło, tak poczułam te zapachy jak na wigili i pierniczki...głównie pierniczki :> Jeszcze raz wszystkiego dobrego :D
OdpowiedzUsuńYasha
Podobała mi się opowieść wigilijna*.*A teraz powiedzcie mi,jak można dać za dużo farszu do pierogów?!Niedopuszczalne!
OdpowiedzUsuńNowa historia będzie,co?Fajno*q*
Oczywiście,że elek wyjdzie z komunizmu i reszcie Europy pomoże!Generalnie to jeszcze Polska nie zginęła!
To tera życzę ci szczęśliwego Nowego Roku~!
Ile wpadek miał Kaczyński,
Ile dziewczyn miał Łyżwiński,
Ile Giertych miał idei,
Ile w Tusku jest nadziei,
Ile Lepper miał wyskoków-tyle szczęścia w Nowym Roku!
Halo! Powiem ci szczerze, że wpadłam tu przypadkiem i akurat zawiesiłam wzrok na tym opowiadanku. Postanowiłam pobieżnie przejrzeć twoją twórczość, choćby z tego względu, że sama interesuję się Hetalią i muszę ci powiedzieć, że, w porównaniu z dziełami z 2012 roku, zrobiłaś gigantyczne postępy. Masz fajny, specyficzny styl pisania - nie jest on wcale wymyślny, tylko prosty, łatwy i przyjemny dla potencjalnego czytelnika i lekko się to czyta. Sam pomysł na świąteczne opowiadanko bardzo mi się podoba i ogółem masz ode mnie wielką okejkę - a wiedz, że należę raczej do hejterów wszystkiego, co mi wpadnie w ręce i doszukujących się dziury w całym, więc możesz się cieszyć ^^ Jedynym twoim problemem, jak widzę, jest interpunkcja, robisz sporo błędów, ale z tym większość osób ma problem (w tym ja) więc skłonna jestem ci wybaczyć. Wesołej resztki świąt i powodzenia w dalszym pisaniu!
OdpowiedzUsuń~ Celtiqve
Hej! Ja tak jak osoba wyżej, trafiłam tu przez przypadek. Spodobał mi się obrazek w tle i tak pomyślałam, że co mi tam, przeczytam początek. I tak czytałam, czytałam i w końcu przeczytałam wszystko :D I muszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Nawet Sorę polubiłam, a zazwyczaj nie lubię w opowiadaniach z Hetalii żadnych OC. Ale Bałtyk, suuper pomysł! :D Nawet nie wiesz z jakim napięciem czekałam żeby dowiedzieć się, kim ona jest ^^ Ale jak się już dowiedziałam to byłam w 100% usatysfakcjonowana. Tak jak pisałam wcześniej, świetnie to wymyśliłaś. W ogóle, cała fabuła bardzo mi się podobała i była naprawdę wciągająca! :D Twoje opowiadanie jest genialne, raz zabawne, innym razem wzruszające... Tak, wiele razy naprawdę szkoda było mi Polski i bardzo mu współczułam.
OdpowiedzUsuńNo, ale świąteczna notka też była fajna :) Biedny Feliks, taką pobudkę mu Węgry przyszykowała xD Ale później zrobiło się tak milutko i rodzinnie... no, prawie. :D Już po świętach, więc nie będę składać życzeń w tym kierunku, za to życzę Ci dużo weny, czasu i radości z prowadzenia tego bloga.I oczywiście czekam na następny rozdział! :)
Pozdrawiam! :)