czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 73


Za błędy bardzo przepraszam, są one z mojej winy, może też z powodu mojej anginy. Pamiętajcie również to, że za informacje za błędy będę wam wdzięczna po stokroć...- słabo w rymach ....xd ale przesłanie normalnego typu brzmi podobnie : Jeśli błąd jakiś znajdziecie, proszę powiedzieć bo czasem są tak beznadziejnie oczywiste, a ich nie widzę, (uznaję się za kreta) to, aż wstyd taki pozostawić..;(
Miłej (oby) lektury :)) ah, i z tymi błędami to wiecie, łagodną linię oporu proszę bo wrażliwa jestem xd



PAST

Morze szumiało tak spokojnie, że myśli błądziły nie mogąc znaleźć wspólnej myśli. Nie należałem do osób, które preferowałyby ten stan rzeczy, ale teraz było wszystko jedno. Kojące uczucie, wody uderzającej po raz ostatni w wodę, po długiej walce w dotarciu na brzeg, by po tym mogła rozpłynąć się i zniknąć.
Zaczęły mnie nachodzić coraz to częściej, stwierdzenia, które kojarzyły mi się z definicją życia, tym bardziej czułem, że się starzeje.
Spojrzałem jeszcze raz na fale, dopadała mnie nostalgia.
(ładny, i pomińmy leżącego człowieka...xd)



Minęło kilka lat od ostatniego spotkania. Przychodziłem tutaj, co wieczór, ale zastawałem zazwyczaj pustkę. Później sam przestawałem wierzyć, że jeszcze ją spotkam, zresztą inne sprawy strasznie utrudniały choćby myślenie o tym. Znowu było tak jak dawniej, pomijając fakt Potopu Szwedzkiego i innych wojen, z którymi przyszło mi się zmierzyć.
Stare państwa niszczeją, młode gromadzą siły, gzie pośród nich stawałem ja?

 Ledwo udaje mi się przeżyć, wiąże koniec z końcem, ale nikt nie nazwałby tego życiem, nikt normalny.
 Jestem jakby słaby tylko nie wiem, dlaczego… sądząc po ilości osób chcących walczyć, mogę przypuszczać, że nie obchodzi ich mój los. Szczególnie moje poirytowanie sięgało szlachty, ta grupa społeczna była nie do zniesienia. Nie mogłem im przekazać po tylu latach tego, co jest najważniejsze. To była może jednak moja porażka, ja za nich odpowiadam.


 Wiele zmieniło się od ostatniego czasu. Unia z Litwą, jak podejrzewała została przez nas rozerwana, właściwie szef Litwy kazał mu tak zrobić. Szkoda, szczerze go lubiłem. Żałuję tylko tego, że niczego mi nie wyjaśniał. Ta Unia trwała tak długo, a została rozerwana jedną różnicą. Rosja odbiera mi każdą radość życia, jeśli zdarzy się coś dobrego, zawsze zjawia się on, ze swoją pseudo pomocą.


Właściwie powinienem wymyśleć, co teraz zrobić, zamiast gadać sam do siebie. Siedziałem pod jakimś drzewem obrośniętym czymś miękkim. Lewą dłonią przytrzymywałem ranę, z której leciała czerwona krew.
Ile to już dni? Chyba trzy…
Strasznie chciało mi się pić, a o jedzeniu nie wspomnę. Rany były paskudnie zainfekowane, jakaś cholerna zaraza musiała mnie jeszcze dobijać. Cóż pozytywnie nie byłem nastawiony od kilku lat, nie… dziesięcioleci.
Dopadał mnie okropny ból głowy, to jak już się domyślałem znaczyło jedno - traciłem przytomność.
 Ile to już razy, a i tak tego nie pokonam. Te dni minęły mi zbyt szybko, to chyba oznaka dorosłości...ohyda jakby na to nie patrzeć.

Spoglądałem prosto przed siebie, znowu tu byłem, a słońce chowało się powoli za widnokręgiem. Nigdy nie myślałem, że zachody nad morzem mogą być tak niesamowite. Minusem tego wszystkiego był fakt, że mój wzrok był strasznie rozmazany.

 Szkoda, że ziemia była tu tak nie wygodna, chociaż od wielu wieków byłem przyzwyczajony do biedy i totalnej beznadziei.
 Jak człowiek w ostatniej godzinie życia, obojętny z przymrużonymi powiekami oparty o stare drzewo. Mundur również podarty i stary, wycierpiał już dość. Rosja tłukł mnie, kiedy próbowałem uciec, powalił mnie jednym uderzeniem, a ten jego cholerny pręt… noga boli mnie tak bardzo, że od wieków czegoś podobnego nie czułem.
 Prusy i Austria też robią coś za moimi plecami, coś znacznie większego. Niemcy… on jak i jego brat są siebie warci. Jestem zupełnie sam. Zamknąłem oczy, czekając na ukojny sen, który stłumiłby ból. Tak bardzo na niego czekałem.

Jednak niedane mi było wylegiwanie się tutaj, zaczynały mnie nachodzić myśli, czy nie powiedzieć Bogu, co o tym myślę, ale nawet na to nie miałem siły. Usta miałem spierzchnięte od braku wody.
 Ktoś ciągnął mnie w kierunku wody. Czułem ciepły piasek, który przez mój ciężar rozsuwał się na boki, cóż niebyło to zbyt mądre, jeśli ktoś widział to, co miałem na brzuchu, czyli wielką ranę z zasinieniami dookoła, chociaż teraz mogło to wyglądać dużo gorzej…

- Zostawić Cię na kilka lat, a ty już swoje…
Zaintrygowany głosem, którego już przecież słyszałem otworzyłem oczy. Za zachodzącym słońcem kryła się postać otulona jego promieniami. Wygadało to niezwykle. Nie zmieniło się to ciepłe spojrzenie, zawsze było znacznie łagodniejsze od innych, pomimo swojego koloru.
- Twoje włosy… zdecydowanie wolę, kiedy masz długie… -stwierdziłem, dotykając jej krótkich końcówek.
To było smutne; niechlujnie obcięte, opadające tak niedbale. Dopiero po chwili zrozumiałem, że nie jestem już na piasku, ale w wodzie. Woda była lodowata.
- Zaczekaj, zaraz poczujesz się lepiej. Z kim walczyłeś? – zapytała, przemywając ranę na brzuchu Polski. Nie raz zaciskał pięści i zęby z bólu.
- A jak myślisz? - powiedziałem z ironią w głosie -  Zresztą powinnaś wszystko widzieć…tak, powinnaś – skomentowałem, odwracając wzrok. Nie wiedziałem, czemu był wobec niej tak wrogo nastawiony, w głębi serca byłem przecież szczęśliwy.
Westchnęła zdenerwowana faktem, że cały czas jestem taki sam.
- Cierpliwość nigdy nie była twoją najlepszą stroną. A pomyśleć też byś czasem mógł…
Właśnie teraz rzeczywiście poczułem ulgę. Nie widziałem, co robi, byłem pogrążony w zupełnym mroku, ale to coś sprawiało, że czułem się coraz to lepiej. Jednak woda zalewająca moje uszy to co innego.
- Tęskniłam za tobą – powiedziała po chwili ciszy, nie mogąc widocznie powstrzymać uczuć, które spłynęły po jej policzkach w postaci łez.
Oparła swoją głowę o mój tors. Dotknąłem jej włosów, były takie dziwne w dotyku, słabe i chore.
- Dlaczego tak długo… - powiedziałem słabym głosem – czekałem...
Zacisnęła dłonie w pięści, ściskając mój zniszczony mundur.
- Rosja uwięził mnie zaraz po tym, jak od ciebie wróciłam - poraziła mnie myśl, że mimo wszystko, nie udało jej się uciec od wzroku Rosji na przyjęciu - Byłam w miejscu tak zimnym, że ledwo mogłam się ruszać. Wszystko było białe, a śnieg padał tam cały czas, bez chwili przerwy. Gdy próbowałam uciekać, lód zamrażał moje nogi… mówił, że już zawsze będziemy razem... - jej głos załamał się - Za każdym razem, gdy udawało mi się uciec, a mój dom był już tak blisko, on… jego dom to miejsce, z którego nie da się uciec... - przerwała wdychając głośno powietrze, próbując tym samym pozbyć się okrutnych wspomnień, spojrzała na mnie troskliwie, aż poczułem wyrzuty sumienia za moją wcześniejszą złość - Możesz już wstać?
Nie mogłem jednocześnie uwierzyć, w to, co słyszę. Wiedziałem, dokąd ją wysłał; Sybir. Oboje nie mieliśmy tego, co każdy normalny człowiek by pragnął, wolności.

   Siedząc na piasku obok niej, miałem możliwość bliższego przyjrzenia się jej.
Zajęło mi chwilę, zanim uświadomiłem sobie, jak bardzo źle wygląda. Widziała na jedno oko, na drugie była chyba nie widoma… ręka była połamana wyraźnie w kilku miejscach, ale i tak starała się nią operować. A odmrożenia na nogach, były tylko utwierdzeniem faktu surowego miejsca, w którym ją przetrzymywał. Oboje wyglądaliśmy żałośnie. Dotknąłem jej policzka, na którym widniały liczne zasinienia z ciemną obwódką. Oparła na niej głowę, przytrzymując ją. Przysunąłem się bliżej niej, obejmując jej kruche ciało.
To było bolesne, lecz pomimo tego cieszyłem się. Dla mnie wciąż była tą samą osobą, i wciąż piękną, jednak mimo to…
- Przepraszam. To moja wina… - opuściłem głowę, czując jak zimne krople kapią mi z brody. Powolne konanie, czy zwykły rozpad to jeszcze nie było wszystko, dołączyły do tego wyrzuty sumienia. Po chwili oberwałem jej małą pięścią w głowę.
- Nie gadaj głupot. Zniżysz się po poziomu Prus…
Zawsze widziała, co sprowadzi mnie do porządku; porównanie mnie do Prus było dla mnie uwłaszczające. Spojrzałem się na nią udając obrażonego.
- No wiesz, zupełnie nie na miejscu…
Uśmiechnęła się w odpowiedzi, starając się mnie podnieść. Widząc jej ciężki stan zastanawiałem się, skąd bierze jeszcze siły. Ja byłem już spuścizną dawnego potężnego państwa, nie posiadałem już dumy, a mój dom był mi odbierany, kawałek po kawałku tak, czułem to, nawet najdrobniejsze defekty na mojej ziemi.
- Musimy stąd iść- rozejrzałem się przytomnie dookoła, byłem nieostrożny, przyszło mi umierać właśnie na terenach Prusaka - możemy się ukryć w jakiejś chacie– postanowiłem, nie tracąc racjonalnego myślenia.
- Wsi? – zapytała, mierzwiąc brwi.
Właśnie sobie przypomniałem. Nie znała mojego domu, poza jednym przejściem do zrujnowanego już zamku, o czym wolałem już jej nie mówić. Mój szef nie żyje. Na szczęście miałem w sobie dużo pokładów spokoju i wmawiania sobie, że wszystko będzie dobrze.
- Poprowadzę cię, to w końcu nie tak daleko, a Prusy rzadko się tam zjawia – powiedziałem wskazując drogę, ciągnącą się leniwie wzdłuż lasu. Dziwne jeszcze chwilę temu chciałem umierać, a teraz chcę spędzić każdą możliwą mi jeszcze minutę na przebywaniu z nią.

*

Nad rankiem dotarli do samotnej chaty, na pograniczu lasu, a już rozciągającej się polany. Nogi bolały ich od długiego marszu, a z powodu ran nie byli wstanie myśleć o czymś innym, jak o położeniu się gdzieś by odpocząć. Nie weszli na piętro. Zostali na parterze, które pokryte było sianem.
Przemknęło mu przez myśl, że ludzie, którzy tu mieszkali musieli trzymać tu zwierzęta.
Padli na siano, rozdmuchując jego kłosy. Oboje ciężko łapali oddech, a ich przyśpieszone bicie serc były jedynymi dźwiękami w tej przytłaczającej ciszy.
- Tu…odpoczniemy… - wysapał ledwo wymawiając słowa.
Spojrzała na jego twarz, wyrażającą wiele bólu i zmęczenia. Oczy, kiedyś zielone pełne nadziei i zabawy, były przygaszone. Jakby jego iskierka życia wygasała, a ostatni płomyczek, który teraz jeszcze płonął był ostatnim.
Odetchnęła głęboko, starając się do niego przysunąć.
Nie musiała go przytulać, ani słuchać jego serca, wystarczyło być blisko niego. Czując ciepło, które od niego biło na jej skórze, było, co najmniej, jak najlepsze lekarstwo dla jej zziębniętego serca, które nie zaznało takiego gorąca od bardzo dawna.
Widząc to Polska spojrzał na nią mrużąc oczy. Zasypiał, nie mógł z tym walczyć ani chwili dłużej.
Ostatnimi siłami przysunął swoją dłoń do jej własnej i delikatnie ją „objął”. Uśmiechnęła się, zaciskając palce na jego dużej i gorącej dłoni, zasypiając razem z nim.

     Gdy otworzył oczy poczuł automatyczny ogromny głód i pragnienie. Podniósł się z „posłania” uważając na leżącą dziewczynę obok.
Wyjrzał przez okno. Panował wieczór.
Przespali cały dzień i nie wiadomo było, ile jeszcze do następnego dnia.
- Cholera… - syknął.
Miał świadomość, że tutaj jedzenia nie znajdą. Jednak schronienie było równie ważne. Nie może również zapolować, ponieważ ten dom, to wielka pustka. Bez broni, jedzenia i ciepłego posłania.
Jakie mają szanse? - Myślał. Pomimo marnych jak przeczuwał, poszedł na górne piętro, utykając na chorą nogę. Rozglądał się uważnie, chodząc po pokoju. Był spokojny, zanim dostrzegł czerwony ślad dłoni na ścianie. Czerwone palce opadały, wciąż roznosząc krwistą ciecz.
Przeszedł przez niego zimny dreszcz, a chwile potem gniew. Wręcz słyszał krzyki tych ludzi. Złapał się za głowę próbując się uspokoić.
-  Zabije drani – myślał głośno, próbując powstrzymać otaczający go szał.
Nagle poczuł za sobą czyjś oddech. W automatycznym odruchu zamachnął się z pięścią, odwracając się w szybkim piruecie. Zatrzymał się dosłownie kilka centymetrów od jej współczujących oczu. Przysunęła się do niego stojąc na palcach i objęła go mocno.
Miał poczucie, że musi się na czymś wyżyć. Ręce trzęsły mu się nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu postawiły odwzajemnić jej odruch.
- Będzie dobrze – mówiła cicho, głaszcząc go po głowie.
-Patrząc na obecną sytuację jest beznadziejnie… - skwitował.
Odsunęła się od niego i pomimo tego, że wyglądała zupełnie inaczej, jej dyg, w którym pochylała się lekko na jedną stronę, opierając ręce na biodrach wciąż był uroczy.
Już miała unosić swoją dłoń w prawdopodobnym uderzeniu go, ale Polska uprzedził ją delikatnie opuszczając jej dłoń. Widział, że zawsze kończyło się to uderzeniem go w głowę albo w brzuch, przywołując go do porządku.
- Nie dziś, mam dość na głowie. Gdybyś miała zamiar znowu mnie uderzyć sprawa mogłaby się pogorszyć – uśmiechnął się przyjaźnie, patrząc na jej czerwone oczy.
- Twoje oczy…- stwierdziła przyglądając się mu z bliska - Są teraz jakby puste…
Na początku nie zrozumiał i miał zamiar jej oddać, ale po chwili skojarzył, o co mogło jej chodzić. Nie lubił rozmawiać o sprawach, które właśnie oddzielały go od normalnego życia, jako człowiek, cechy państw - ich nienawidził najbardziej.
- Wiesz, trochę różnimy się od reszty ludzi, nie tylko długowiecznością - powiedział podchodząc do ściany obryzganej krwią - Kiedy mamy poczucie zagrożenia życia, chęci wygranej, czy też wielu innych, każdy z nas jest w końcu inny… robimy się nie tylko agresywni, jesteśmy jak chodząca plaga masowych zabójstw, a wystarczy, że się czymś zdenerwujemy… - usłyszał jak mimowolnie odsunęła się, a podłoga pod jej stopami zaskrzypiała nieprzyjemnie. Odwrócił się do niej uśmiechając przyjacielsko - Ale ja mam więcej niż pięć wieków, jestem jednym z najstarszych państw, potrafię się opanować - wyciągnął do niej dłoń, dziewczyna od razu ją ujęła.
Zmrużyła oczy znowu skupiając na nim wzrok. Nagle zrobiła coś niespodziewanego, pocałowała go w kącik ust. Szybko, ale dość czule, by Polska nie mógł wydobyć z siebie słowa.
- Już są zielone, wiesz? - powiedziała z łobuzerskim uśmiechem, mierzwiąc mu policzki - zrobiłeś się czerwony…

Po chwili spojrzała na okrutny ślad na ścianie marszcząc brwi. W pokoju była szafa, choć tak naprawdę był to po prostu zbitek dziurawych desek. Starając się nie patrząc na zakrwawiony wzór, sięgnęła do drzwiczek i otworzyła ją.
Polska stał cały czas z boku doglądając jej poczynań.
- Są tu ubrania, a niektóre z nich można użyć, jako bandaż… - mówiąc to wyciągnęła zszarzałe skrawki materiału nazwane „ubraniami”
- Zostanę w tym – wskazując mundur - Jest dobrze tak jak…
I w tej chwili poczuł jak pstryczek, który mu zaserwowała w nos odczuwa w sposób przepływającego delikatnego bólu.
- Za co?! – Powiedział z żalem, trzymając się za czerwone miejsce ataku. Jej pamięć do jego poprzednich słów, chyba właśnie uleciała z wiatrem.
Zmroziła go wzrokiem.
- Jeśli chcemy przeżyć, nie możesz chodzić w swoim mundurze, choćby nie wiem, ile to dla Ciebie znaczyło, twoje zdrowie jest ważniejsze…
Spoważniał odwzajemniając spojrzenie. Jednak już bez komentarzy wziął od niej koszule. Spodnie zostawił pomimo zniszczeń, nie były w aż tak złym stanie, a dziewczyna nie miała siły się z nim kłócić o tak głupie rzeczy.
        Zabrali wszystko na dół. Pomimo ciemności, jakie panowały, widzieli wszystko. Życie nauczyło ich przebywać w mroku od dzieciństwa.
W ciszy przebierali się tyłem do siebie jak nakazywały zwyczaje.
 Słychać było świerszcze za oknem i częste podmuchy wiatru, poza tym panowała niezręczna cisza.
- Zmieniłeś się przez te lata, kiedyś byłam z tobą równa - westchnęła, upinając włosy do góry.
Usłyszał jak zdejmuje swoją sukienkę sięgającą jej do kolan. Przez jego myśli przemknęły wspomnienia z tamtego wieczoru, jak na zawołanie. To jak ubierała sukienkę na bal, a on przypadkiem wszedł wtedy do pokoju. Ten wygląd zapamiętał bardzo wyraźnie…
- Ty również – rzekł, próbując pozbyć się ciekawości, która zżerała go teraz na wskroś.
- Może i tak. Jednak ciebie to wszystko bardzo doświadczyło …fizycznie też – ściszyła głos.
Słysząc to uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Wiedział, że się rumieni, bo jej głos w ostatnich słowach zadrżał. Nie mógł uwierzyć, że po tylu stuleciach jej tendencja to tego typu rozmów, była wciąż pełna nieśmiałości.

Oboje ubrani w nowe ciuchy, zaczęli opatrywać swoje rany. Po chwili spostrzegła jak Polska próbuje zmyć całą krew, jaką miał na sobie. Starał się dosięgnąć swojego karku, ale zwyczajnie nie dawał rady.
 Z powodu licznych cięć i praktycznie całego ciała w zakrzepniętej krwi, dziewczyna pomagała mu. Na ich szczęście ziemia na dworze okryła się zimną rosą, więc zwilżenie bądź namoczenie, choć w małej części materiału pomogło im w tym.
            Odsunęła jego koszulę starannie i delikatnie podążając według wyrytych cięć, zmywała czerwone plamy. Czasami zagryzał wargi czując nieprzyjemny ból, ale rany pomimo tego, że nie leczyły się jak dawniej, to wciąż zdrowiały z dnia na dzień.
- Nie rozumiem – powiedziała po chwili, zatrzymując dłoń na jednej z blizn przechodzącej przez połowę jego pleców – W tym wieku są bronie palne, a twoje rany to również …cięcia jak od noża.
Polska pochylił się patrząc tępo w przestrzeń. Czuł na plecach zimną ciecz, jednak przypomnienie mu danego faktu tylko pogłębiło palące uczucie strachu.
- To nic. Skończyłaś już? – Mówiąc to odsunął się od niej gwałtownie, poprawiając koszulę – Od razu lepiej, dziękuję.
Kończąc dyskusje bardzo szybko, skutecznie uciszył ją od zadawania kolejnych pytań.
- To, mam ci pomóc? – zaproponował, patrząc się w ciepłe, czerwone oczy blondynki
Dziewczyna spojrzała na niego czule, uśmiechając się lekko.
- Nie dziękuję, jestem czysta. Pamiętasz? Przeszłam przez wodę - powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu, bo gdy tylko to usłyszał zakłopotał się nie wiedząc, co zrobić.
- Ehm, no tak. Z jedzeniem przez ten czas może być ciężko – zmienił szybko temat – Żadnych zwierząt, ani nawet broni, sprawdziłem każdy możliwy kąt.
Oparł się o ścianę bawiąc się kawałkiem siana. Zapanowała cisza, którą przerwała po chwili wstając.
- Potrafisz rozpalić jakoś ogień z tego, co mamy? – zapytała.
Spojrzał na rzeczy, jakie zgromadzili oceniając sprawę.
- Raczej tak, ale co zamierzasz zrobić? Znajdą nas, jeśli go rozpalimy – powiedział próbując zrozumieć, co miała na myśli.
- Oh, racja… - posmutniała znacząco, jednak w jej oczach pojawił się znajomy błysk – Zaraz przyjdę – powiedziała szybko.
Wybiegła z domku, zanim zdążył ją złapać. Wystraszony i jednocześnie zły za jej lekkomyślność, pobiegł za nią zrywając się z kupki siana.
- Zaczekaj! – krzyknął w mrok, ale nie usłyszał odpowiedzi, ani już jej nie widział, echo poniosło się po okolicy – Cholera! – zaklął pod nosem uderzając pięścią w ścianę.


Stał przed domkiem od dobrych dwóch godzin, uderzając, co jakiś czas ze złości w murek. Nie widział jej, ani nie słyszał. Myślał tylko o tym, co jej zrobi jak wróci, a jeśli nie wróci? -te myśli biły mu się nieprzerwanie po głowie.
Osunął się w dół po ścianie, aż spadł na miękką trawę.
- Co ona sobie myśli…- opuścił głowę, przysłuchując się ciszy.
 Nagle usłyszał czyjś bieg i ciężki oddech. Zerwał się na równe nogi rozglądając na wszystkie strony. Zza cienia porannej mgły wyłoniła się smukła postać.
Stanęła kilka kroków przed nim, próbując złapać oddech. Myślał tak długo, co zrobi, kiedy wróci, ale teraz zwyczajnie nie wiedział, co dokładnie ma zrobić.
- Znalazłam! – uśmiechnęła się do niego szeroko, wyciągając przed nim dłoń, w której trzymała dwie ryby – niedaleko był strumień, tak mi się wydawało, że go mijaliśmy.
Już miał otwierać usta, aby zacząć na nią krzyczeć i wyrzucić te przeklęte ryby, ale zdołał jedynie mocno ją przytulić, wtapiając twarz w jej ciepłą, małą szyję.
- Nie rób tego więcej – powiedział cicho, czując jak ulga spowodowana jej przybyciem stłumiła jego gniew.
Położyła dłoń na jego głowie głaszcząc ją lekko.
- Chodź Polsko, od dawna nic nie jadłeś. Myślę, że nic się nie stanie, jeśli rozpalimy tego dnia…
Nie odpowiedział, przywarł do niej mocniej chcąc być pewnym, że tym razem od niego nie ucieknie.
           Zaczynał się ranek, biała kołdra opuszczała wilgotną ziemię, a na trawie zaczęły połyskiwać drobinki rosy. Zimne jesienne powietrze wpadało przez szczeliny, chłodząc ledwo stojący domek.
           Mroźny wiatr muskał jego bladą twarz. Melancholijne spojrzenie, patrzące się w jeden punkt, wyrażało jedną myśl od wielu dni.
Dziewczyna leżała na jego kolanach, spała dwa razy dłużej od niego. Jednak Polska nie spał już od kilku tygodni.
 Codziennie się pytała, dlaczego na jego skórze widnieje ciągle krew, oraz dlaczego z pojedynczych rozcięć zrobiło się kilkanaście. Nie mógł przemóc się by powiedzieć jej o tym, że choćby nie wiedział jak się starała to i tak jego dni są policzone.
 Czuł ich, i doskonale wiedział, kiedy i jakie części jego domu są mu odbierane, dosłownie na własnej skórze w postaci pojedynczych przecięć. Dopadała go coraz to większa świadomość swojej sytuacji.
               Spojrzał na nią smutno. Jedyne, czego nie rozumiał to to, dlaczego wróciła do tego piekła, zamiast uciec na drugą stronę swojego domu. Może zginąć, za bezwartościową dla niej sprawę. Nigdy chyba tego nie zrozumie, póki żył nie spotkał się z czymś podobnym.
- Polsko? – usłyszał cichy i miły głos.
- Już wstałaś?- zapytał patrząc jak wyciąga się ospale przecierając oczy. Zdobył się na lekki uśmiech, nie pokazując po sobie kolejnej dawki goryczy i żalu.
Czując możliwość ruchu, wstał pochodząc do starej i zniszczonej komody, na której leżały, co to większe materiały. Wziął jedno i okrył nim dziewczynę, wiążąc supeł pod jej szyją.
- Jest chłodno …lepiej uważać.
Dziewczyna zmarszczyła brwi muskając dłonią jego twarz. Chłopak oparł na niej głowę.
- Znowu…masz kolejną – pogłaskała czule kciukiem, miejsce kolejnej świeżej rany, zanikającej już pod postacią blizny.
Polska spojrzał na nią zielonymi oczami, nie mógł przecież cały czas ją oszukiwać.
- Wiesz …to prawdopodobnie ostatnie chwile, jakie spędzę, jako państwo …czy też w połowie człowiek. – widząc jej przerażoną twarz, uśmiechnął się lekko, starając dodać jej tym otuchy – Mimo tego, że chciałbym jeszcze żyć, mam marne szanse. Rosja, Austria i Prusy zajmują mój dom kawałek po kawałku, a nie posiadam już wojska takiego, jak kiedyś żeby się im przeciwstawić…
- A twój szef? – zapytała z nadzieją.
Chłopak na samą myśl wyraźnie posmutniał, najwyraźniej wolał zapomnieć.
- Poddał się…i zdradził, choć zdania są podzielone.
 Po chwili ukrył głowę w kolanach, a jego włosy zakryły część twarzy. Nie wiedziałaby jak bardzo jest w złym stanie gdyby nie to, że usłyszała cichy szloch.
- Polsko – podeszła do niego i przytuliła obejmując jego poranione ciało.
- …proszę udawaj, że nic nie widzisz, nie chciałbym, żebyś zapamiętała mnie w taki sposób… - powiedział, wycierając twarz rękawem.
- Głupi jesteś, właśnie po raz pierwszy widzę jak płaczesz. Pokazywanie emocji, nigdy nie było słabością – nachyliła się do jego twarzy i zgarnęła za ucho pasemka jego jasnych włosów. Zielone, zaszklone oczy wpatrywały się w nią, i przez chwilę poczuła, jaki ciężar w sobie nosi.
 Po chwili jego dłoń, znalazła się na jej policzku. Jej serce ni stąd ni zowąd zaczęło mocniej bić, ich usta dzieliły już tylko ich oddechy. Nagle pocałował ją czule, przyciągając do siebie. Dziewczyna nie zareagowała, będąc w ciągłym szoku.
- Dziękuję - powiedział opierając głowę o jej ramię.
Wciąż oniemiała przez to, co zrobił, odsunęła się. Jej serce ogarnęło bardzo ciepłe i przyjemne uczucie, miała ochotę zacząć się śmiać, co było w ogóle bez jakiegokolwiek sensu. Nie chciała utracić tego ciepła. W zamian za to postanowiła dać mu coś w zamian, równie ważnego.
- Pokaże ci to, co Rosja pragnął zobaczyć... - wyszeptała mu do ucha.
Polska podniósł głowę, nie rozumiejąc jej nagłego zachowania. Dziewczyna wstała, otrzepując się z siana przyległego do jej sukienki.
- Możesz to uznać, za moją broń...- powiedziała nabierając poważniejszego tonu głosu - Używałam jej tylko parę razy...
- Co masz na myśli, mówiąc broń? - spojrzał na nią podejrzanie, nie rozumiejąc, ani słowa.
Mimo jego słów kontynuowała, jakby do siebie, upewniając się.
- Nie potrafię tego kontrolować tak, jak bym chciała, ale teraz zrobię to dla ciebie - mówiąc to zamknęła oczy, odsuwając się od niego o parę kroków.
            Nie wiedział, co chciała dokładnie zrobić, ale widząc jak powoli zaczyna się uśmiechać, zrozumiał, że będzie to coś drobnego, zwykły drobny gest. Zastanawiał się tylko, dlaczego powiedziała, że używa tego również, jako broni. Po chwili jego oczy naszły dziwną mgłą. Zdezorientowany, przetarł je, ale nie dało to żadnego efektu. Tym razem nuta wątpliwość wdarła się do jego umysłu.


- Co robisz? Dlaczego nic nie widzę? - spróbował ponownie, przyjrzeć się  czemukolwiek - To przestaje być zabawne - stwierdził wstając z podłogi.
- Poczekaj jeszcze chwilę… przypomnienie sobie tego w całości, zajmie mi tylko chwilę…
Nagle na swoich zimnych dłoniach poczuł jej własne. Ścisnął je w nadziei, że nie każe mu błądzić będąc ślepym. Zdziwił się po chwili, bo ruszyła naprzód, a on czuł pod stopami, coś bardzo mu znajomego, i z całą pewnością mógł stwierdzić, że nie było to siano łamiące się pod nogami.
Mid Pleasures and palaces though I may roam,
Be it ever so humble, there's no place like home;
A charm from the sky seems to hallow us there,
Which, seek thro' the world, is ne'er met with elsewhere. Home.

Home! Sweet, sweet home!
There's no place like home.
There's no place like home.

To thee, I'll return, overburdened with care,
The heart's dearest solace will smile on me there.
No more from that cottage again will I roam,
Be it ever so humble, there's no place like home.
- Przywróć mi wzrok… proszę - sam nie wiedział, czy to, co czuje jest możliwe, ale jednak wiatr, który teraz głaskał mu skórę, wraz z cudownym zapachem, był jedyny w swoim rodzaju.
Spełniła jego życzenie, czując, że to, co chciała mu pokazać, właśnie utworzyła w pełnym jego obrazie.
*
Trwało to całą wieczność, zanim znowu mogłem coś zobaczyć, jednak było warto. Miałem nieodparte uczucie, pobiec prosto na tę łąkę, która nie wiadomo skąd pojawiła się przed nami.
Nagle usłyszałem jej śpiew, i muzykę. Również otworzyła oczy patrząc się na mnie z promiennym uśmiechem.
To jest jej sprawka… ciężko było mi w to uwierzyć, jednak, dałem radę po przypomnieniu sobie, kim ona tak właściwie jest. Po chwili zawiał dużo silniejszy wiatr, uderzył prosto w nas, i wraz z nim poczułem jak zaczynam się zmieniać. Jednak najpierw spojrzałem na nią, nie mogąc odwrócić wzroku od tak niesamowitej istoty.
Jej włosy wydłużyły się do tej długości, jaką miały zawsze, jak i również, jej rany poznikały całkowicie, to wszystko za pomocą jednego podmuchu wiatru. Mnie dotyczyło to samo, nie czułem się tak dobrze od wielu lat. Powoli zaczynało mi się układać w głowie, na czym polegałaby jej broń. Jednak widząc mój dom, naprzeciw mnie, odrzuciłem natychmiastowo zbędne myśli. Odetchnąłem głęboko cudownym powietrzem, niosącym za sobą zapach moich pól i lasów.
Po chwili ruszyła naprzód, ciągnąc oniemiałego mnie za sobą. Spojrzałem przelotnie na siebie. Miałem na sobie moje ulubione ubranie i czerwoną pelerynę. Włosy po chwili nie wiadomo skąd, związane były w mały kucyk. Obróciła do mnie głowę widząc, jak badam całą resztę, z przestrachem. Zaśmiała się dźwięcznie, zakrywając usta dłonią. Zawstydzony, odwróciłem wzrok rozglądając się automatycznie po reszcie okolicy. Po chwili moje serce zatrzymało się widząc coś, co kochałem najbardziej na świecie. Nie wiedziałem czy wyczytała to z moich myśli, po niej mogłem się teraz spodziewać absolutnie wszystkiego. Była niesamowicie potężna…

Na polanie obok biegało zwierzę, rwąc się szaleńczo w zabawie z innymi końmi. Już miałem zagwizdać, do niego, jednak jej ciepła dłoń, nie dopuściła do tego, trzymając moją w zwartym uścisku.
 Spojrzałem na nią uśmiechając się lekko. Rozumiałem, to w końcu tylko iluzja z jej wspomnień.
- Wybacz, on cię nie usłyszy… - jej twarz zaszła smutną otoczką, a wiatr zawiał szybciej mierzwiąc jej włosy.
 Stanąłem naprzeciw niej, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy, delikatnie odkryłem jej twarz, unosząc jednocześnie jej brodę. Jej duże jasno- czerwone oczy spojrzały na mnie. Nie musiała nic w sumie mówić, to spojrzenie znałem akurat dobrze. Chciałaby zrobić dla mnie dosłownie wszystko, bylebym tylko nie był smutny.
Uniosła się na palcach i pocałowała mnie, w taki sposób, że nie potrafiłem już oddzielić realnego świata od rzeczywistości. Objąłem ją mocno, trzymając jej głowę pełną złotych, długich włosów. Nagle obraz wokół nas zaczął się zmieniać. Odsunęliśmy się od siebie, byłem ciekaw, co teraz zamierza pokazać, jednak ona najwyraźniej nie musiała tego widzieć, bo przyległa do mnie chowając swoją twarz w moją pierś.
Serce niewątpliwe zaczęło mi mocniej bić. Teraz czułem morską bryzę, i lekko zimniejszy powiew wiatru. Piasek pod butami, tradycyjnie rozszedł się pod moim ciężarem, nie cierpiałem tego uczucia, ale wiedząc, że nie jest on prawdziwy, darowałem sobie zdejmowanie butów.
Nagle przed moimi oczami, zaczął tworzyć się domek. Dalej i dookoła niego nie było nic, tylko on. Mimowolnie spojrzałem na blondynkę, ścisnęła mocniej moją koszulę, wiedząc najwyraźniej, że na nią patrzę, nie rozumiałem, czemu nie chce na mnie spojrzeć.
Domek miał jedno piętro, ale był niewątpliwe urokliwy, przed wejściem był mały ogródek a w nim mnóstwo kwiatów. Drewniany płotek wokół niego, obrośnięty był pojedynczymi krzewami. Dopiero, gdy ukazał się w całości z każdym możliwym szczegółem, po obu jego stronach zaczynało się coś pojawiać. Po lewej stronie morze, a po prawej mój dom.
Nawet jak na chłopaka zrozumiałem, co chciała mi powiedzieć w miarę szybko. Perspektywa mieszkania razem w zacisznym miejscu, z dala od beznadziejnego życia pogrążonego w wojnach, które czasem nie miały sensu.
- Tylko, czy będzie taki czas…- powiedziałem nieświadomie głośno.
- Będzie - stwierdziła twardo, odwracając na chwilę wzrok, na utworzony przez siebie dom - Zrobię wszystko by tak się stało…
Nigdy nie słyszałem żeby prosiła o coś tak bardzo, zresztą praktycznie wcale od niej nie słyszałem próśb. Jednak to rzeczywiście stało się i moją prośbą.

Znowu przestawałem widzieć, najwyraźniej nie miała już siły tworzyć tego wszystkiego. Wiatr przestał wiać od jakiejś chwili, jednak nie zwróciłem na to uwagi.
W ostatnich chwilach spojrzałem bacznie na domek, który znikał coraz to bardziej. Byłem pewny, że zapamiętałem najdrobniejsze szczegóły, ale i tak chciałem móc popatrzeć na niego jeszcze trochę.
Nagle bolesny czarny błysk przyćmił mnie zupełnie, a po chwili znowu siedziałem na podłodze starego domu, czując już tylko suche powietrze, bez jakiegokolwiek zapachu.
Dopiero po kilku sekundach powróciłem do przytomności. Starałem się odszukać wzrokiem dziewczynę. Była na całe szczęście obok. Leżała na podłodze ciężko oddychając, ale mimo wszystko uśmiechała się, choć ból bijący od jej twarzy nie został nim przysłonięty całkowicie. Wstałem szybko, podchodząc do niej. Ułożyłem jej głowę na moim ramieniu, trzymając ją blisko siebie.
Nigdy nie sądziłem, że coś takiego mi się przytrafi. Już nie, jako państwu, ale jako człowiekowi, którym przecież w połowie byłem. Odzyskiwała powoli oddech, uspokajając się.
- Nie umrę - powiedziałem pewnie, patrząc na gwiazdy za oknem.
Nie odezwała się. Jej jeszcze piękniejszy uśmiech wyraził wszystko. Nie wiedziałem nawet skąd poczułem w sobie tyle nadziei, nie tylko to, co mi pokazała to sprawiło, jednocześnie czułem wiele myśli, wielu osób, takich jak ja.

Wiedziałem… oni będą walczyć niezależnie od tego czy sprawa będzie przegrana, czy umrę. Znałem mój lud, otuchą było mieć takich towarzyszy.
Skoro jestem tego pewny, mogłem w końcu czuć się jak człowiek, bez zobowiązań, chociaż na teraz. Porzucić myśli państwa, moja śmierć nie będzie różnić się od śmierci innych. Mieć z życia coś więcej, bo poznając smak czyjś uczuć, ciężko nie było prosić o coś więcej.

Pochyliłem się do jej pięknych ust i pocałowałem, chcąc pokazać, że nikomu nigdy nie będzie zależało na niej tak bardzo jak mnie. Przyciągnęła mnie do siebie, kładąc się. Jej dłonie głaskały moje włosy, a ja gładziłem jej niesamowicie gładką skórę, była przepiękna. Zacząłem zniżać się do jej szyi, muskając jej skórę. Oboje przekroczyliśmy granicę, która trzymała nas od wieków. Zaczynałem przestawać myśleć o czymkolwiek, bo ta chwila była najlepsza w moim życiu.

Nie musiałem, już niczego w sobie kryć. 

11 komentarzy:

  1. Cholera... Wzruszyłam się. Sprawiłaś, że JA się wzruszyłam. No jednym słowem cudowne. Poruszyło mnie głęboko. Ku... Nie wiem co mogę jeszcze napisać. Po prostu piękne.
    ~Akasuna~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TT.TT to, ja Dziękuje, Boże jak miło...udało mi się! :D wpłynęłam na uczucia czytelnika to może jakiś poziom wyżej xd Bardzo
      Ci dziękuję ;) Wiele to dla mnie znaczy ^^

      Usuń
  2. Świetne! Świetne! I nie ma błędów ( przynajmniej ja nie zauważyłam :3) *o*.
    Naprawdę kawał dobrej roboty. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału^^
    ~Okami~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo to mój chyba pierwszy raz...bez błędów xD (kłaniam się jak Japonia ) Dziękuję :D

      Usuń
  3. Aww coś pięknego *o* Wspaniale wyszedł Ci pomysł z pierwszoosobową narracją :)
    Mam jeszcze takie pytanko: Jak rozpoczynałaś to opowiadanie (nie bagatela prawie 2 lata temu...) to miałaś już zarys nawet tak odległych wydarzeń, czy piszesz wszystko z głowy? Bo tak patrząc z dalszej perspektywy, to na serio wszystko układa się w mojej głowie w logiczną całość, jakbyś już wszystko miała dawno przygotowane xD

    OdpowiedzUsuń
  4. My Dear Fenice ;P Tak, mam to wszystko zaplanowane od początku xD jak wspomniałam mam już w głowie kolejny motyw opowiadania coś jak ciąg dalszy, ale chcę zrobić to od Rozdziału 1 i coś wymyśle jeszcze żeby nie sie myliło może Tom 2...bo jak będę jechać np. do powyżej setnego rozdziału to będzie dziwnie dużo i ciężko xd A mam tego w głowie tak dużo a weź spróbuj to ładnie opisać T.T a mam w głowie film do Oskara xd Jeśli mówisz, że wszystko ci się układa to Strasznie Ci Dziękuję bo oto mi od samego początku chodziło, żeby nic wam się nie myliło ;) ....Tak wgl, mam notki MEGA do przodu, tylko ciągle zmieniam jakieś pojedyncze rzeczy i boje się, że beznadzieja dlatego od razu nie wstawiam...Jeszcze raz Dzięki! :DDD

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde... udało się. Przeczytałam cały blog (0,0) i mogę stwierdzić, że nie żałuje :).
    Na twoje dzieło natknęłam się jakoś tak.... 4 dni temu. Kiedy zaczęłam to czytać, zakochałam się w Polsce... Nie powiem, zaraziłaś mnie... :)
    Masz bardzo ciekawy sposób pisania. Bardzo mi się podoba. Może trochę nie moje klimaty... ale to i tak nie ważne :). Wciąż jest świetnie.
    Mówiłaś coś o błędach... ja tam nie widzę niczego :). Nie mam się do czego przyczepić, no może do powtórzeń wyrazów... Ale fabuła to mistrzostwo!
    (Jak chcesz, to masz tu stronę sprawdzającą błędy : http://www.pisownia.com/)
    Czekam na następny rozdział :) (P.s. weź ty go wkońcu obudź bo jeśli to zrobisz puźniej, to będzie jak warzywko...)
    ~maisha737

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahahahahhahaha! umarłam XDD Przekonałaś mnie, argument "warzywka" był nazbyt przekonujący XD Bardzo się cieszę, że ci się podoba ;) Jak zawsze to mówię : Wiele to dla mnie znaczy i nie żartuje ;>

      Powiem Ci jeszcze, że kończę tą historię nazwijmy ją "początkiem" i zabieram się do ciągu dalszego, więc jeszcze dwie notki i na 100000% go obudzę :)
      Jeszcze raz Dzięki

      Usuń
    2. :) Ma się te argumenty :)
      Ps. Look!
      http://www.giercownia.pl/gra/37633/hetalia_dress_up/
      Pora na zabawę!
      ~maisha737

      Usuń
  6. YEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEYYYYYY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    CAŁUJĄ SIE !!!!!11!!! Normalnie podjarka na maxa :-) CU-DO-WNE
    zawsze zastanawiałam się, czy oni próbują mieć normalne życie

    OdpowiedzUsuń
  7. Co to na być?! Bałtyk to Sora wyjaśnienia!

    OdpowiedzUsuń