sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 71

Dziękuję za wasze komentarze! - to najważniejsze ^^  Zapraszam ;)
O i pytanko kiedy zaczynają się wasze ferie :D?

Acha, i jeszcze notka może być troszkę pogmatwana, więc na wstępie powiem jeszcze, że na przemian będzie Węgry i Sora. :) Oby nie gromiło w oczy tak bardzo...x-x ...
_________________________________________________________




Hej! Obudź się ! – po chwili nastała cisza, więc nie otwierała oczu - Marnujesz czas, zupełnie jak on- już od dłuższego czasu słyszała ten głos, był on na tyle niecierpliwy, iż postanowiła nie nadwyrężać go dalej. Otworzyła powoli oczy.
Przy drewnianym ogromnym łóżku stały trzy państwa. Każde różniące się od siebie dosłownie w każdym punkcie.
 Wysoki i najpotężniej zbudowany z wiecznym zniecierpliwieniem na twarzy, właśnie był najbliżej niej i najprawdopodobniej próbował ją obudzić.
Trochę niższy, o ciemno brązowych włosach, patrzący się swoim melancholijnym wzrokiem, którego nikt nigdy nie mógł rozszyfrować, Litwa. Stał dalej od niej opierając się o ścianę, a wzrok utkwiony miał w widok za oknem.
Krótko ścięta blondynka o głębokich oczach ciemnego błękitu, ona najmniej zwracała na nią uwagi, bowiem jej spojrzenie utkwione było w śpiącego obok Polskę. Na jej twarzy jednak widniało niezadowolenie.
- Możesz przestać się dąsać? – powiedział z nutą irytacji.
Odpowiedziało mu prychnięcie Ukrainy, nie patrzącej nawet Litwie w oczy. Chłopak naprawdę źle znosił towarzystwo szczodrze obdarzonej przez naturę siostrę Rosji. Sora pomimo tego, że wolała nie otwierać na jeszcze jedną chwilę oczu, udała, że nie słyszy denerwujących już sprzeczek dwóch państw, zaś Szwajcaria, który starał robić się to samo, był jednym możliwie normalnym rozmówcą na tę chwilę.
- Co się stało? – powiedziała przez zakrywającą ją kołdrę.
Widząc, że już nie śpi wyprostował się mierzwiąc swoje jasne włosy.
- Dostaliśmy dziś list. Dotyczy Światowej Konferencji państw.
Te słowa wystarczyły by otworzyła swoje zielone oczy, patrząc na chłopaka z nieukrywaną niechęcią. Zapadła cisza, która była przerywana zaczepkami Litwy i Ukrainy. Dziewczyna wstała z łóżka poprawiając ramiączko od koszuli, po czym poważnym wzrokiem spojrzała na żołnierza.
- Nie rozumiem czemu mi to mówisz. To nie są moje sprawy – stwierdziła , podchodząc do szafy z ubraniami.
- Nie mówiłbym ci tego, gdyby to nie dotyczyło ciebie – podszedł do niej wręczając list – Ja i inni, również go dostaliśmy, jak się domyślasz reszta państw też. Tym razem będziemy mówić o Tobie, bo to w twojej sprawie Francja ją zwołał.
Wraz z tymi słowami zamknęła donośnie drzwiczki od szafy, skupiając na sobie uwagę Ukrainy i Litwy.
-Jak to? – wzięła od niego list czytając uważnie, po kilku zdaniach natknęła się na wzmiankę o sobie –
 „ Wraz z przybyciem, nastąpi zebranie dotyczące podopiecznej państwa Polski, który nie jest sprawny do wywiązywania się ze swoich obowiązków…”  - pod wpływem niedowierzania zgniotła kartkę w małej pięści, mrużąc gniewnie oczy -  Uh! Co za - ! Czy on już kompletnie oszalał? Szwajcario ja tam nie pójdę!

Blondyn podszedł do niej bliżej i zrobił coś niespodziewanego. Uniósł dłoń i mocnym zdecydowanym ruchem pstryknął ją w czoło.
- Uspokój się – przeszył ją poważnym wzrokiem, patrząc jak masuje sobie zaczerwienione czoło, które miało bliską styczność z jego palcem – Pojedziemy jutro.
Już miała zamiar protestować, ale przeszkodziła mu jego poważna twarz. Nagle rozeszło się skrzypienie drzwi, wychodziła właśnie Ukraina, a za nią Litwa. Szwajcaria również odwrócił się i w ostatniej chwili spojrzał na nią po raz ostatni.
- Zastanów się, to może wpłynąć na twoją korzyść. Możesz w końcu się od nas uwolnić, czy nie tego chciałaś? – powiedział swoim barytonem po czym zamknął za sobą drzwi.
Sora stała wstrząśnięta jego słowami, nie mogąc wymówić słowa. W jej myślach szumiały setki pytań, jednak najbardziej dobijały ją jego ostatnie słowa „ uwolnisz się od nas…” Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

- Głupek – prychnęła, wycierając rękawem twarz.

*

Obudziły ją promienie słoneczne, które natarczywie biły się z długą białą firaną, przy otwartym oknie. Zakopana w pościeli otworzyła jedno oko spoglądając znudzenie na poranek za nim. Wszystko tak jak zawsze, bezchmurny dzień, ptaki i drzewa gęsto osadzone koło jej domu. Brunetka westchnęła przeciągle.
„ Polska je lubi…” – myślała. Po tej myśli wstała gwałtownie, rozglądając się wokół.
-Polska… - coś jakby wędrowało po jej myślach, błądząc -  Cholera! – powiedziała ze złością, przypominając sobie zdarzenia z zeszłej nocy.
Zeszła z łóżka mocując się z długą kołdrą, która owinęła się wokół niej niczym boa. W ostateczności upadła na ziemię, przewracając wszystko z półki nocnej.  Przeklęła pod nosem, dziękując za wspaniały początek dnia.
Zdenerwowana sięgnęła po telefon, który również miał styczność z podłogą. Wykręciła potrzebny numer, by po chwili usłyszeć znajomy głos.
- Halo? – powiedział ktoś z lekko zachrypniętym głosem.
Uspokojona, że „szpiega”(Ukrainy) nie ma, kontynuowała.
- Szwajcario, dotarliście…mieliście problemy po drodze? – wypaliła pierwsze lepsze zdanie, przeklinając siebie w myślach.
Cisza po drugiej stronie nie trwała długo, zresztą jak się spodziewała.
- Oczywiście, że tak! Za kogo mnie masz… - powiedział wyraźnie oburzony przypuszczeniami przyjaciółki – Myśleliśmy, że nie dotarłaś do siebie, dobrze słyszeć, że jednak dałaś radę…
- Dzięki – westchnęła z uśmiechem, ciesząc się, że znowu może rozmawiać normalną osobą – mam, prośbę, poprosisz ją do telefonu?
Nie czekała długo, już po kilku sekundach usłyszała jak po nią idzie. Ona sama krzyczała by na cały dom, w końcu Polska by się nie obraził - myślała. Rozmyślenia przerwał jej jednak melodyjny głos, którego mogłaby pozazdrościć, jednak sam ton w jakim się posługiwała był miły i przyjemny, lubiła jej słuchać.
- Węgry?
Tak właściwie dopiero teraz zrozumiała, że tak naprawdę nie wie o co się zapytać. Dziewczyna po drugiej stronie słuchawki czekała cierpliwie, aż w końcu usłyszy powód jej dzwonienia.
- Czy pamiętasz co się dokładnie działo, po tym jak przestałam z nim walczyć? – tak, to właśnie to ją nęciło, bowiem pamiętała bardzo dziwne i niezrozumiałe dla niej rzeczy.  Jak i również to, że znajdowała się w domu, a sama nie pamięta jak tu dotarła.
- Tak.
Węgry zatkało, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Zazwyczaj to właśnie pamięć była jej słabą stroną.
- Więc…mogłabyś powiedzieć?
Zapanowała cisza.
- Sama do końca nie potrafię sobie wyobrazić tego co pamiętam. Nie wiem czy odróżniam prawdę od moich złudzeń. Ale jeśli chcesz wiedzieć, mogę powiedzieć ci, że to nie byłam ja. Osoba, która walczyła zaraz po tobie, to po prostu nie ja… - dziewczyna przerwała i jakby jęknęła cicho – przepraszam musze kończyć, jeśli dalej będę rozmawiać pewien człowiek w białym berecie wyrąbie mi dziurę w łokciu.
Złośliwość z jej strony spowodowała najwidoczniej gorsze męki, bo po chwili Sora przestała zwracać uwagę na telefon.
- Mógłbyś przestać!? Przecież zaraz idę! Zachowujesz się jak niańka! AAAŁ! Uh! Zapłacisz za to Szwajcario!!
Węgry odsunęła od siebie słuchawkę, bo jakiś wazon tak samo jak jej rzeczy z półki miał bliską styczność z podłogą, co po jej stronie brzmiało dwa razy głośniej. Najwyraźniej Szwajcaria już wszystkich do czegoś gonił.
Gdy odłożyła słuchawkę, zobaczyła, że przed jej szufladą obok drzwi, leży jakiś materiał o ciemnoniebieskiej barwie. Wstała przeklinając swoją kołdrę z której ledwo się wyplątała. Podeszła zwinnie do niewinnego skrawka.
- Co to jest…? – spytała się sama siebie.
Podniosła skrawek na wysokość swoich oczu, przyglądając mu się ciekawsko. Nie raz rozwijała go i znowu składała jakby nie była pewna czym to było. Wyglądał na stary, i dziurawy materiał z jakiegoś ubrania.
Nagle coś jej zaświeciło. Ten materiał był jej znajomy. Tamto zdarzenie nawiedzało ją przez ostatnie wieki non stop. Imperium Osmańskie i wojna jaką prowadzili doprowadziła do ogromnych strat po obu stronach. Jednak tamto spotkanie, kiedy była w opłakanym stanie i spotkanie go zmieniło bardzo wiele. Zaczerwieniła się mimowolnie.
- Głupi Prusy.
Zwróciła uwagę na otwartą szufladę. To z niej musiał być wyjęty, bo reszta jej bluzek i gratów wystawała z zamka. Włożyła go na powrót zamykając ją. Była pewna, że pomimo tego, iż nie była w domu od dawna, ktoś wyjął go z szafki. Sama go nie ruszała, na dodatek tak po prostu leżał na podłodze.
Westchnęła, nie rozumiejąc ironii losu. Przecież  jeszcze wczoraj była przy jego grobie.
Zeszła po krętych drewnianych schodach do salonu. Przecierała sobie twarz ospale. Pomimo głośnego temperamentu swoich przyjaciół z samego rana, ciężko było jej się wybudzić. Nagle coś weszło na jej twarz niczym pajęczyna. Spanikowana odsunęła się wymierzając patelnią (leżała pod ręką) w zwisający list.
 Siedząc tak na schodach, nawet z tej perspektywy wyglądało to dość strasznie. List zwisał na cienkiej nici, i kołysał się pod ruchami powietrza.
- Ktoś chyba robi sobie żarty…
Myślała, czy nie stoi za tym szanowny „per wers” Francja, ale po ostatnich wydarzeniach, po których miał spuchniętą twarz przez tydzień darował sobie wizyty u niej. Wstała zrywając list. Obróciła go w dłoniach.
- Państwa Zjednoczone…Hmn…
Po chwili zdała sobie sprawę z ważności tego listu. Otworzyła go pośpiesznie i przeczytała.
- Cholera! Cholera! – krzyknęła zrywając się z powrotem na górę do pokoju, po czym jak najszybciej ubrała się w swój garnitur – czemu nikt nie mógł mi powiedzieć!
Gdy weszła do łazienki dostała zupełnego szoku. Cała bowiem była mokra a szyby i lustro były zaparowane.
- No to już przegięcie.
Rozejrzała się nerwowo, czy aby nikogo nie ma, ale znalazła jedynie mokry ręcznik. Spojrzała na zegarek, dochodziła dwunasta. Mając już tak mało czasu nie mogła zacząć się rozglądać. Umyła szybko zęby i uczesała długie włosy, zapinając dłuższy kosmyk spinką z różowym kwiatkiem.
Wybiegła z domu, zamykając go na klucz. Nie widziała, że ktoś jednak śledził jej ruchy i równie szybko biegł w tę sama stronę.

*

Był środek lata, drzewa pokryte kołdrą zielonych liści mieniły się wśród słonecznych przebłysków. Zwierzęta biegające po lasach, szukały jedzenia na przyszłą ciężką zimę. Ptaki również były cały czas w biegu ,chcąc pozałatwiać wszystko przed końcem jesieni.
To miejsce było jednak inne.
Wyróżniało się dosłownie każdym elementem. Drzewa, leśne stworzenia i pogoda. Nic nie było takie samo.
Można było wyróżnić wiele zachwiań w porach roku, bowiem te które panowały tutaj, nie zmieniały się, nie miały swojej kolejności, ale były jedną i nieodłączną częścią siebie.
          Wielki dom, konkretnie pałac o kształcie podobnym do zwyczajnej willi mieścił się w centrum . Pozłacany o ciemno brązowych ścianach, okna zajmowały prawie całą ich część, gęsto osadzone obok siebie.
Wokół niego las, przez który nie można było zobaczyć żadnej ścieżki, żadnej drogi. Tylko opadłe liście tudzież trawa, zielona jak na wiosnę, bądź przykryta mrozkiem.
Liście raz spadały, raz odtwarzały się na nowo. W jednym miejscu kwiaty rosły, w innym panowała rozciągła trawa o białej powłoce przymrozka.
Nie było tu zwierząt, bo kto dał by sobie radę w tak zmiennych warunkach? Jednak drzwi od pałacyku były otwarte, a ciepło bijące od widocznego długiego korytarza nie wydostawało się ze środka.
Przed jego wejściem stała dziewczyna o długich złotych włosach, kołysających się na wietrze.
- To tutaj? – zapytała cicho wciąż nie mogąc powstrzymać szoku, jaki spowodował tutejszy widok.
- Tak. Witaj – powiedział uśmiechając się lekko – w miejscu o którym wiemy tylko my.(państwa)
W zapraszającym geście wskazał jej drogę do drzwi. Pomimo tego, że osłupiona, weszła po kilku schodkach by znaleźć się po chwili w ogromnym korytarzu.
 Wszyscy weszli dawno przed nią. Zatrzymała się tylko z powodu jego postaci, która pojawiła się kiedy tylko chciała wejść do środka. Jego dłoń dalej pokazywała jej wejście, w zapraszającym geście. Uśmiechnął się lekko, lecz po chwili jego postać znikała z przed jej wzroku.
 W końcu on nadal pogrążony jest we śnie, w swoim domu daleko stąd. Powróciła do brutalnej rzeczywistości wraz z odejściem jego uśmiechu i jasnych zielonych oczu.

*


Odkąd przyjechała czuła, że coś jest nie tak.  Idąc do swojego pokoju, starała się zachowywać tak jak zwykle, jednak los chciał by spotkała osobę która, znała ją prawie na wskroś.
- Węgry? Nie wiedziałem, że dostałaś list na ten dzień, mogłaś powiedzieć przyjechałbym po ciebie – powiedział spokojnym głosem trzymając w dłoni swój ulubiony zestaw do kawy.
Spojrzała na niego, a uśmiech sam z siebie wstąpił na jej twarz.
wszystkie państwa nie przyjeżdżały tego samego dnia, ze względu na swobodę.
 Inni mieli zdecydowanie dalej do tego miejsca.
Ponieważ konferencja dotyczyła około 204 państw, listy, które każdy dostawał różniły się tylko datą umówionego spotkania. Oczywiście konferencja nie odbywała się dopóki każdy nie przyjechał.
- Austria, ty również dzisiaj? To rzadkie byśmy otrzymali listy z zaproszeniem na ten sam dzień – spojrzała na jego druga wolną dłoń -  Pomóc ci?
Trzymał nie tylko swoją kawę, ale równocześnie wiele innych rzeczy. Brunet odchrząknął, spoglądając w bok.
- Poradzę sobie. Jestem mężczyzną, kobiety nie powinny mnie wyręczać – powiedział, a jego ciemno brązowy kosmyk zsunął się z uporządkowanego ładu.
- Oh, no tak mogłam się domyślić. Wybacz, ale śpieszę się – ominęła go zwinnie - muszę zanieść zaproszenie z powrotem do Anglii… jeszcze się nie zameldowałam… - powiedziała rozgoryczona.
Austria przyjrzał się jej uważnie zanim ta odeszła, a jego dłoń powędrowała do jej drobnej dłoni, zaciskając się na niej.
- Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony, spoglądając na nią podejrzliwie.
Spojrzała w jego oczy, które mieniły się pięknym granatem i odcieniem fioletu, razem wyglądały jak niebo zachodzące na horyzoncie, uwielbiała na nie patrzeć.
 Poczuła się prawie tak jak kiedyś, jego troska była zawsze mile widziana, szczególnie dlatego, że zawsze zwracał na nią uwagę.
 Ale czasy się zmieniły, a ona i on to już nie Austro - Węgry, tylko Węgry i Austria.
         Nic już tego nie zmieni, pomimo tego, że dalej go szanuje i lubi.
- Jasne, że tak ! Musze lecieć, do zobaczenia ! – uwolniła się delikatnie od niego i pobiegła, ile sił w nogach jak najdalej od jego smutnych oczu.

*

- Tutaj jest twój pokój – wskazał na drzwi będące zaraz obok okna, za którym panowała obecnie jesień.
Spojrzała na napis na drzwiach. Pięknym kaligraficznym pismem jedno słowo „ Polska”.
- Wy tu mieszkacie? – zapytała nie wiedząc skąd w tak ogromnym miejscu tyle drzwi z imionami praktycznie wszystkich państw. Szwajcaria pokazywał jej wszystko przez całą drogę, ale jego pokój znajdował się jeszcze dalej, lecz najbliżej od reszty.
- Czasami tak, zdarzało się już, że byliśmy tu tydzień… a wszystko przez cholernego Anglię, nie umieją zarządzać czasem i gadają o bzdurach ! Wkurza mnie to – skwitował. Uśmiechnęła się słysząc typową dla niego krytykę- Będę już iść, Lichtenstein  na mnie czeka – w tej chwili odwrócił się zamyślony
 – Lepiej uważaj jak będziesz wchodzić – powiedział po chwili nie ukrywając nuty rozbawienia.
Po czym odszedł szybkim krokiem. Na korytarzu zabłysły po chwili wszystkie lampy. Spojrzała za okno, panowała właśnie noc, nawet nie zwróciła uwagi, jak szybko nadeszła.
     Nacisnęła na klamkę drzwi i weszła na ślepo do środka, ciekawa nowych tajemnicy Polski.
W tym pokoju panowała dosłowna ciemność, w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie potrafiła określić gdzie znajduje się włącznik do światła, ani choćby świeca.
Po chwili poczuła jak traci ziemię pod nogami, a jej stopa zahacza o coś, co po chwili rozleciało się na kawałki. Upadła prosto na podłogę, ale nie poczuła żadnego bólu.
- Uch, co jest… – spróbowała wymacać ręką jakiś przedmiot o który mogła by się podeprzeć, ale bez skutku.
Nagle znalazła coś na wzór pudełka od zapałek. Zapaliła jedną zapałkę i przez chwile mogła zobaczyć pokój chłopaka.
Było w nim tyle papierów, że uporządkowanie tego zajęłoby z dobrych kilkadziesiąt godzin. Koło niej pojedyncze egzemplarze o które się potknęła leżały już na podłodze, a niektóre z nich dopiero co opadały na ziemię.
- A więc to miałeś na myśli…- wspomniała właśnie słowa Szwajcarii – Uważać… - spojrzała znacząco na stertę papierów.
Wstała, uważając na kolejne dokumenty. Była wręcz przytłoczona ich ilością. Jeden szczególnie zwrócił jej uwagę, podniosła go kierując się do świecznika, jedynego na cały pokój.
- Jak ty możesz pracować w takich warunkach... – posmutniała na samą myśl.
Zapalając co kolejne świece od góry do dołu, spostrzegła, że ich światło w dziwny sposób kieruje się w konkretne miejsca ; łóżko, biurko, okno.
Zupełnie tak samo jak w domu- pomyślała.
Spojrzała na dokument trzymany w dłoni.
„Polityka równowagi”
 Papier był stary, a z tego co nasłuchała się od Polski, jego rząd kazał mu utrzymywać dobre kontakty z ZSRR i III Rzeszą.
- Hmn…podpisał..Piłsudski… - rozszyfrowała podpis osoby, na samym dole dokumentu. Nie słyszała nigdy o tym nazwisku, Polska nie wspominał o tych, którzy walczyli za dobrą sprawę.
 Znała powód, zwyczajnie było mu ich wszystkich żal, wolał głęboko w sercu dziękować im za wszystko i pozostać z nimi duchem. Nie musiał mówić o nich głośno, znał każdego z nich, imiona i nazwiska każdego poległego i walczącego żołnierza.
Położyła zaświadczenie na innej stercie na biurku.
- Co ja tu robię, bez ciebie jest tak nudno – wyjęła z szafy jego mundur, po czym przyłożyła go sobie do ust. Jego zapach był nim nasiąknięty, prawie jakby dopiero co go nosił. Osunęła się na łóżko, trzymając w silnym uścisku jego kurtkę.
Po chwili zaczęła płakać ukrywając twarz w materiale. Tęskniła za nim bardziej niż za czymkolwiek innym. Chciała mieć go teraz przy sobie, żeby ją przytulił, trzymał za rękę. Te drobne czynności były jednak czymś nierozłącznym z tym, czego tak naprawdę pragnęła.
Znała słowo, które przypisywano takim uczuciom, ale słowo to za mało, ono nie leczyło tej pustki, rany, która wraz z czasem pogłębiała się, aż osoba, na zawsze zamykała się w niej nie widząc nic poza nią.
 Nie musiałby nic mówić tylko być obok, oderwać ją od tego wszystkiego.

- Szwajcaria miał rację…nie chcę tu być – powiedziała zamykając oczy.

4 komentarze:

  1. Sorki że tak późno komentuję, ale teraz mam ferie, więc jakoś czasu nie było.
    No ale fajnie, że tak szybko nowe rozdziały dajesz :)
    Ogólnie bardzo fajnie napisany rozdział.
    Ale było kilka błędów, których nie chcę wytykać, ale mnie trochę poraziły:
    - "Czasy kiedy imperium Osmańskie atakowało jej dom, miało pewne zdarzenie, dość niecodzienne." - Trochę dziwnie skonstruowane zdanie. Brzmi jakby Imperium Osmańskie miało zdarzenie. No chyba że to ja nie ogarniam co też jest możliwe.
    -"las, przez którego" - las, przez który
    -"dziewczyna o długich złotych włosach, kołysających się na wietrze." - kołyszących, nie kołysających
    - Hmn…podpisał... Piłsudzki… - Piłsudski, Boże ten błąd to mnie najbardziej zabolał.
    No to tyle, a teraz przejdę do treści
    Treść jak zwykle świetna. No i co mam mówić, liczę na więcej PruHuna i przebudzenie Polski, żeby się w końcu spotkał z Sorą i żyli długo i szczęś...
    albo może nie, bo wtedy opowiadanie by się skończyło i nie miałabym się czym zachwycać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiłam wszystko! Bardzo Dziekuje i Przepraszam za błędy, ale nawet jeśli sa oczywiste to i tak tego nie zauważam ..(dysleksja) ;( dlatego proszę właśnie o mówieniu mi o nich :( Szczerze powiedziawszy naprawdę głeboko cieszy mnie to, ze pomimo tych wszystkich beznadziejnych błędów i ciężkich do zrozumienia zdań wciąż chcesz czytać, Dziekuje za wytrwałość. Powiem tak mam plan na pseudo zakończenie ;) ALE nie skończę opowiadania xd wiem znowu ciężko...;-; ale bedzie dobrze jak sądzę ;) Oh. I ZAJEBISTYCH FERII ŻYCZE ;D ja mam je od nastepnego tygodnia ^^

      Usuń
  2. Przeczytałam już dawno, psieplasiam że tak długo nie skomentowałam :c
    Informować o błędach, mówisz... Nie zauważyłam ich za dużo, ale coś tam było:
    "naprawdę źle znosił towarzystwo szczodrze obdarzonej przez naturę siostrę Rosji" - siostry,
    " Gdy weszła do łazienki dostała zupełnego szoku. Cała bowiem była mokra a szyby i lustro były zaparowane" - raczej "całe pomieszczenie było mokre", bo wygląda to tak, jakby to Węgry była mokra ;P
    " Jego zapach był nim nasiąknięty" - jak na mój gust, lepiej by brzmiało "był cały nasiąknięty jego zapachem".
    Ja się tam nie znam, już sama zdecydujesz jak lepiej ;)
    Pozdrawiam i życzę udanych ferii ;u; (no, i weny dużo oczywiście!) //Shiro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci Dziekuje ze komentujesz ;) hah i za wene i ferie rowniez xD poprawie te zdanka masz racje trza je poprawic ;) tylko nie dzis bo umieram na bol glowy T.T
      Milych ferii!! ;)))))) ^^^^

      Usuń