niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 69 :)

Przez całą drogę czuł dziwny niepokój, który wzmagał się z każdą chwilą, bycia bliżej domu. Przyspieszył kroku, gdy zobaczył dym wyłaniający się zza zielonych pagórków. Może chodziło o pożar? Nie, jednak nie - myślał. Dym pochodził z palącego się piecyka, rozpalonego zapewne przez Lichtenstein. Poczuł krótko trwałą ulgę i zaraz jeszcze większy nie pokój.
Widział teraz swój dom w całej okazałości, jednak nie przypominał sobie, żeby czyjeś konie zagradzały mu wejście do domu.
- Konie..? – zatrzymał się przez chwilę spoglądając srogim wzrokiem w dal.
Nie byle pierwsze, lepsze konie. Te, ozdobione były całkowicie, przez same drogocenne szczegóły, siodła i lejce błyszczały w słońcu, a jeźdźcy mieli dziwne i nietypowe odzienie.  Nie zajęło mu długo połączenie faktów.
 Zbiegł szybko z pagórka, kierując się do jeźdźców. Gdy znalazł się naprzeciw nim, zgromił ich wzrokiem. Targało nim obrzydzenie i irytacja.
- Czego? – na dźwięk jego głosu jeźdźcy podskoczyli i spojrzeli po osobie, to rzadkość spotkać sąsiednie państwo, a oni byli zwykłymi ludźmi, sama postać Szwajcara wzbudzała szacunek i wstrzemięźliwość byle tylko się mu nie narazić.
Nie odpowiedzieli. Na ich twarzach malował się strach przed Szwajcarią, który jak wiedzieli, nienawidził tłumów ani gości. Jeden z nich trzęsącą się ręką, pokazał drzwi do jego domu, wskazując tym samym kierunek pobytu swojego przywódcy.
 Widząc to blondyn, od razu skierował się do mieszkania, chciał jak najszybciej pozbyć się cholernego natręta. Mijał długie salony, w których często przesiadywał z Lichtenstein przy ciepłej i dobrej herbacie. Po chwili jednak odgonił od siebie przyjemne wspomnienia, skupiając się teraz na pokoju gościnnym, w którym przebywał nieproszony gość.
 Blondynka o podobnych włosach do jego własnych, odwróciła się do niego uśmiechając się szeroko. Widząc jej postać, jego złość ochłonęła, ciesząc się, że znowu jest blisko niej. Była dla niego najważniejsza, jedyny członek rodziny, którego akceptował i pragnął chronić.
- Bracie Szwajcario! - rzuciła mu się na ramiona, tuląc mocno.
 Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, lecz czas spędzony z nim, wpłynął na nieśmiałą osóbkę, a wieki przyglądania się, jak sobie radzi jej brat w sprawach między państwowych, pomagał zdobyć jej doświadczenie i pewną rękę. Nie była już taka sama jak kiedyś, jednak jej dom dalej polegał na starszym bracie.
- Gdzie on jest? – zapytał twardo. Nie chciał tracić czasu wiedząc, że tu jest.
Nachyliła się do jego ucha, udając że całuje go w policzek.
- Przyszedł z zawiadomieniem o najszybszą konferencję państwową. Stoi przy oknie…
Pocałował ją w dłoń. Po czym odwrócił się gwałtownie, idąc szybko w kierunku niespodziewającego gościa. Panienka skierowała się do kuchni, nie chcąc przeszkadzać bratu. Choć ciekawość i niepewność zmusiła ją do obejrzenia się po raz ostatni na swojego brata.
Szwajcar zacisnął pięści, i jednym srogim spojrzeniem, kazał odejść strażnikowi, który stał niepewnie obok swojego dowódcy. Ten spojrzał się na niego, ale za przytaknięciem wodza posłusznie się oddalił.
- Francjo?! Czemu tu przylazłeś! Takich perwersów, jak ty trzymam tu na dystans – pozbycie się go uważał za najwyższy priorytet, nawet jeśli miałoby to spowodować między nimi spięcie, był obojętny w tej sprawie.
Postać stojąca przy oknie, przyglądała się jej widokowi, nie robiąc sobie nic z pytań żołnierza. Większą uwagę wolał poświęcić na polany i ciemny las. Przejechał palcem po szybie, robiąc tym samym na niej ślad.

 Tym razem cierpliwość Szwajcarii skończyła się. Obrzydzała go sama jego obecność, ale robienie bałaganu w jego domu, to szczyt. Wyciągnął broń celując w jego głowę.
- Jakbyś nie wiedział to strefa naturalna, naruszysz mój spokój i mam pełne prawo cię zestrzelić – kiwnął głową na okno - Tym bardziej, że robisz syf.
Gość odwrócił sie do niego, kierując w jego stronę. Jego wzrok był skupiony; mówił, że dana osoba wie czego chce. Ta pewność siebie denerwowała Szwajcara najbardziej.
- Szwajcaria…państwo, które powtarza o jego neutralności, tymczasem… Nie jestem do tego przekonany – melodyjny i uwodzicielski głos rozszedł się po pomieszczeniu.
Ostatnie słowa zaakcentował, aby wzbudzić w gospodarzu szczególne zainteresowanie. Żołnierz zmierzył go wzrokiem, który nie ukrywał, iż nie cierpi przybysza. Francja natomiast, wciąż podchodził do niego powolnym krokiem, kręcąc łodyżką czerwonego kwiatu w dłoni. Wyglądał groźnie, a jego oczy odcienia fioletu były wręcz puste.
- Co więcej, zdaje się, że masz słabość do pewnej tajemniczej osoby, która jak mniemam miała mieszkać u mnie.
Stanęli naprzeciw siebie. Byli podobnego wzrostu, lecz posturę, która mogła pokazać, które z nich jest potężniejsze, od razu rzucało się w oczy. Blondyn o trochę nie poukładanej fryzurze, patrzył groźnie na nieproszonego gościa, który nie robił sobie nic z tego, że może mu się coś stać, przez jego strzępienie języka. Tym bardziej wolał mieć się na baczności, wyglądało na to, że Francja wykiwany przez niego kilka dni temu nie może pozbyć się uczucia zniewagi, gdy odebrał mu Sorę.
- Lepiej uważaj na słowa, bo może nie dociera do ciebie, że wygląda to tak jakbyś mnie o coś oskarżał – zrobił donośną pauzę.
Szwajcaria patrzył na niego jak na największego wroga, po chwili jego oczy również zaszły pustą mgłą.Ich zieleń stała się bezcelową myślą, gotową na wszystko, co tylko zapragnie. Nie różnili się teraz prawie w ogóle.
Dwa państwa, gotowe na wszystko. Jak tylko dane państwo traci kontrole; wyrażają to tylko jego oczy. Były czymś, czego trzeba było się strzec przy każdym państwie. Szwajcaria był świadomy, że jako jeden z nielicznych najciężej radzi sobie z opanowywaniem swojego gniewu. Był wciąż jednym z najmłodszych.
-  …albo, co więcej, kazał przyznać się do winy.
Stali tak w ciszy.Trwała by ona przez resztę czasu, bo żadne nie miało szczególnej chęci wysłuchania siebie nawzajem. Chcąc zakończyć cel swojego przyjazdu, Francja wyjął ze swojego płaszcza list i położył go na stole.
- Zaproszenie, lub powiadomienie o najbliższej konferencji państwowej.
Minął gospodarza kierując się do wyjścia. Zaś młodsze państwo podeszło po list i przeczytało go uważnie. Po chwili dotarł do niego jeden fakt. Wybiegł na dwór za Francją, który przygotowywał konie do drogi. Zanim z ust gościa wydało się pytanie, opiekun Lichtenstein przemówił.
- Nie przyjadę. Wypchaj się.
Flirciarz myślał przez chwile, że się przesłyszał, dopóki Szwajcaria nie rzucił mu listu pod nogi, umorusając go w błocie. W tej chwili, nie minęło kilka sekund, a obaj przykładali sobie bronie do głowy.
- Masz tupet – wycedził.
- Lepiej jedź, jeśli nie chcesz mieć dziury w głowie. Ja nigdy nie chybiam.
Udając rozbawionego, Francja odsunął broń, a jego oczy na powrót zapłonęły żywym fioletem, błyszcząc się małymi iskierkami. Śmiech miał sztuczny, i zupełnie pozbawiony szczerości.
- Hah, masz rację przepraszam. To było niegrzeczne…mogło ci się coś stać. Jako ten lepszy muszę się bardziej powstrzymywać.
Kamienna i nieugięta postawa Szwajcarii, nie zmieniła się. Opuścił powoli broń wskazując palcem okno na piętrze. W małym oknie, którego śnieżnobiałe firany falowały pod wodzą niewidzialnego wiatru, stała drobna, lecz wysoka dziewczyna. W jej dłoni, błyszczała od słońca broń, której spust wyraźnie celował w sąsiada Szwajcarii.
- Lichtenstein celuje do ciebie ze snajperki. Wątpię czy to mi, miałoby się coś stać.
Czując, że dalsza kłótnia, czy też „rozmowa”z żołnierzem nie jest przydatna i rozsądna, Francja dosiadł konia i spojrzał w górę na okno, o którym wspomniał chłopak. Pokręcił głową z dezaprobatą , jakby było mu żal dziewczyny, po czym spiął wodze konia.
- Co ty zrobiłeś z tej słodkiej damy, aż serce się kroi. Rzeczywiście jesteś najgorszym możliwym kochankiem na świecie.
W tej chwili coś ukuło chłopaka w serce, sam nie wiedział czemu, tak marne słowa zrobiły mu jakąś przykrość, przecież nie powinno tak być, słyszał je tyle razy. „Bzdura” stwierdził oddalając od siebie zbędne myśli.
- Mniejsza o to, musisz być na tym zebraniu. Każdy ma się na nim znaleźć, takie zostało ustalone prawo – powiedział rozkazującym tonem.
Szwajcar rzucił okiem na list leżący w błocie.
- Zapomniałeś o jednym- znów spojrzał chłodno na gościa - Polska nie będzie mógł się zjawić, więc oczywistym dla nas wszystkich jest fakt, że nie odbędzie się żadna konferencja.
Na te słowa, miłośnik róż machnął ręką, skupiając wzrok na dróżce, z której pewnie przyjechał. Widać było, że ten temat zdenerwował go, ale również jego wyraz twarzy wskazywał chwilowo na zadumę o chorym państwie.
-Być może, zobaczymy czy jego udział będzie tak ważny…- nie zdążył dokończyć bo niespodziewany wybuch gniewu Szwajcarii przyćmił go.
- Chodzi ci o Sorę, więc nie udawaj idioty! - żołnierz nie mógł wytrzymać, tego jak kłamie mu prosto w oczy.
Francja zacisnął zęby patrząc na niego groźnie.
- Do zobaczenia, wkrótce dostaniesz kolejny list, lecz tym razem – przerwał patrząc na niego chłodno - nie radzę wywalać go do twojego obrzydliwego błota.

Francja ponaglił konia i wraz ze swoimi towarzyszami odjechał, chcąc jak najszybciej opuścić krainę jezior i gór. Szwajcaria westchnął cicho, starając się uspokoić. Spojrzał na okno.Dziewczyna rozbrajała na części, złożony wcześniej pistolet, z dokładnością godną najlepszych. Zauważywszy, że brat się na nią patrzy uśmiechnęła się szeroko. Zdolności Księstwa ( Lichtenstein), strasznie go zaskoczyły. Podniósł z ziemi róże, pozostawioną przez Francję. Zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się zmarszczka zdenerwowania. Wiedział, że jeśli plan Francji rozpocznie się, nadejdą bardzo trudne do wybrnięcia sprawy.

******



Węgry oddychała ciężko, wypluwając krew ciążącą jej w ustach. Czuła jak jej kości zrastają się, ale ból jaki temu towarzyszył był niemiłosierny. Gdyby nie to, że Imperium Osmańskie kiedyś i niedawno Oś zafundowała jej tak ciężkie bitwy, zapewne płakała by z bólu nie potrafiąc ustać na nogach.
- Cholerny * lelkibeteg ( po węgiersku to raczej „psychol”)
Obejrzała się, Sora stała obok niej trzymając się żebra, między jej palcami płynęła szybko krew. Ona również była u kresu sił.
Po chwili coś sobie uświadomiła.
- Dlaczego się nie leczysz…? – spytała podchodząc do niej, jej wzrok mimo wszystko spoczywał na czekającym na kolejny atak, Rosję.
Sora spojrzała na nią niepewnie, jej oczy były niesamowicie zakrwawione, jakby zaraz z jej oczu miał spłynąć potok czerwonych łez.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo widząc jak Rosja sunie ku nim od razu skupiła uwagę na nim, starając się powstrzymywać jęki bólu.
- Biorąc pod uwagę całokształt, to moje ziemie… - powiedział z pustym uśmiechem. ( +upadek Prus wschodnich nastąpił w latach 1944/45 wraz z nadejściem armii sowieckiej+)
- Zamknij się!!! – krzyknęła, biegnąc prosto na Rosję, który tylko na to czekał.
- Węgry nie! – widziała wszystko. To jak chwyta Węgierkę za gardło i jak uderza nią o ziemię, jak gdyby była niczym, jak tylko powietrzem. Sora nie mogła uwierzyć, ile było w niej gniewu gdy to mówiła „czyżby był dla niej tak ważny?, to pytanie tłumiło teraz wszystko.
- Towarzyszu…jak długo zamierzasz udawać…? – powiedział wycierając swój pręt od czerwonej krwi brunetki – Ile czasu jeszcze potrzebujesz?
Starała się opanować strach, lecz wiązało się to z niemożliwym, on nie był człowiekiem, albo nic w sobie z niego nie miał.
- O czym ty mówisz!? – pobiegła na niego, zaciskając pięści. Skoczyła i już miała go uderzyć, gdyby nie to, że jego siła nie była nawet w ćwiartce porównywalna z jej własną. Czując jak chwyta jej rękę i wygina ją, krzyknęła z bólu, chwile potem trzask jej kości jakby ją uciszył.
- Krzyczysz z powodu takiej rany, tak małego bólu? To nie podobne do cie…- w tej chwili Węgry wykorzystała okazję okładając go pięściami po twarzy, po czym jednym zamachem nogi, podcięła go, by po chwili leżał na ziemi. Dało jej to czasu chociażby na zabranie z dala od niego Sory.
- Sora! Musisz wytrzymać, nie mam tyle sił by cię chronić! – mówiła to prawie przez łzy.

Blondynka obróciła głowę, niedaleko nich znajdował się ten pomnik, ten grób. Prusy, czy to przez niego Węgry była tak zdesperowana, że Rosja wiedział o tym miejscu, tym bardziej przecież upokarzając prusaka, obecnością jego oprawcy? Sparzała na nią, to nie była ta sama Węgry,Rosja po prostu ją złamał.
- W porządku... – powiedziała cicho, oswobadzając się z jej objęć.
- Wstań, nie możemy dać mu się po raz kolejny uderzyć, jeśli przyszedł tu po coś, to na pewno nie chodziło mu o zabicie nas…on zwyczajnie się nad nami pastwi – stwierdziła patrząc na potężne państwo z nieukrywaną bezradnością.
- Węgry… - nawet w tak poważnej sytuacji starała się opanować, dawała z siebie naprawdę wszystko, a Sora była świadoma swojej niemocy, więc dużo bardziej ją to bolało.
Wstała chwiejnie, patrząc na Rosję niepewnie. Co mógł mieć na myśli? Dlaczego na coś czeka, na co? Była pewna, że nie chodziło mu o Węgry, on zwyczajnie ma w końcu okazję do rozmowy z nią.
Polska, on od początku chciał ją przed nim chronić, teraz go nie ma, a Rosja trzyma go na uwięzi i bez tego.
Po chwili zaczął do nich podchodzić, wyraźnie znudzony całym zamieszaniem. Szedł pewnie i władczo, obie starały się nie poznać po sobie, że są przerażone, to by go tylko jeszcze bardziej uszczęśliwiło.
Nagle Sora uświadomiła coś sobie, "skoro chce z nią rozmawiać.... przeszkodą jest…!"
- Węgry uciekaj!!!!! – krzyknęła, lecz nie zdążyła jej ochronić. Długi, gruby pręt właśnie wbijał się w jej ciało, a sama Węgierka ledwo rozumiała co się teraz dzieje, ponieważ Rosja słysząc jak ta ją uprzedza, przyśpieszył kroku tak szybko, że niemożliwym byłoby niknięcie ataku. Osunęła się na ziemię bezwładnie, jej oczy były przyćmione, a usta zastygły w niemym krzyku.
- *спокойнойночи ( dobranoc) – powiedział jej szeptem do ucha, nim wyją z niej swoją zabawkę, zabarwioną krwią Węgier.
W tej chwili Sora ledwo mogła się opanować, coś szalało wewnątrz niej, niesamowita siła, coś pchało ją do przodu , mówiło „zabij”

Rosja spojrzał na nią gwałtownie patrząc się oczekująco. Wstał i obserwował, nie powiedział, ani słowa jakby wiedział co się zaraz stanie.
Jej serce biło tak szybko, że nabieranie powietrza  nie przynosiło żadnych efektów, jej ciało jakby przestało w ogóle jej słuchać. Rosja pochylił się, wyglądał jakby zaraz miał przetrzymać niesamowicie ogromne uderzenie.

 Zrozumiała po chwili, on tylko na to czekał, nagle nastąpiła tylko pustka, a ostatnim co słyszała to krzyk, wydzielający się z jej gardła, lecz głos, był zupełnie inny, on zwyczajnie nie należał do niej.
Ten krzyk był dopiero początkiem.

1 komentarz:

  1. Uła robi się ciekawie (zawsze było ciekawie, ale teraz się jeszcze bardziej rozkręca). Hej, Sora nie zabijaj ruska, oddaj mi go =w=
    Widzę że dałaś dwa rozdziały więc lece czytać dalej :)
    ~Akasuna~

    OdpowiedzUsuń