niedziela, 18 października 2020

Rozdział 118

 


- Jedź szybciej Feniks! – krzyknął, popędzając go powtarzającymi się uderzeniami łydki.

Zupełnie nie zwracał uwagi, na niebezpieczną drogę, lub zmęczenie zwierzęcia. Od kilku godzin był w ciągłej wędrówce, utrzymując się nad siodłem z pozą godną najlepszego jeźdźca. Od gałęzi i ostrych liści, poranił swoją twarz prostymi cięciami. Stare, które zaraz zaczynały się goić, były przykrywane nowymi.

Siła kopyt i ich rytm to jedyne, co słyszał. Chciał się zatracić w tych uderzeniach zapomnieć o wszystkim, zupełnie jakby Feniks i on byli jednością w swoim bólu i rozpaczy. Nie chciał się z nimi dzielić, należały do niego, ale wciąż nie potrafił pohamować naprzykrzających się myśli.

Dolegający mu ból głowy nie dawał spokoju. Ból serca paraliżował go, ale za każdym razem jego myśli uciekały gdzie indziej. Wiedział, że musiało to mieć związek z Sorą, nie było innej możliwości. Ścisk, który przypominał czyjąś zaciskającą się pięść na sercu, trudno było ignorować.

Pył, wiatr i ślady, które zostawiał za sobą mogły równie dobrze zabrać z niego to ogromne brzemię. Zostawić je choć na chwilę i móc odetchnąć chlubiąc się w lekkości ducha. Tam, gdzie zmierzał miał jednak poczuć o wiele większy ciężar. To co stanie się w przeciągu kilku dni będzie sądem ostatecznym nad życiem Sory i ich wszystkich.

Był już blisko. Wpływ emanowania różnych państw w jednym miejscu był łatwo wyczuwalny. Na całej skórze czuł ich ogromną moc. Zaciągnął się powietrzem zamykając na chwilę oczy. Wydawało mu się, że czuł coś jeszcze, coś bardzo mu znanego. Silny i pełen specyficznej woni zapach utożsamiał z jednym – strachem.

- Już zaczęli – pomyślał, marszcząc brwi.

Wyjeżdżając ze skraju lasu ujrzał ogromny budynek z gęsto rozstawionymi oknami. Zatrzymał się gwałtownie tuż przed pięknie ozdobnymi schodami, ciągnąc wodze do siebie. Feniks zarżał rozgorączkowany szybkim pędem.

Polska zeskoczył z jego grzbietu i zostawiając na gęsto otrawionej ziemi, popędził w kierunku Sali obrad. Mijał puste korytarze rozumiejąc, że będzie jednym z ostatnich. Echo jego szybkich kroków odbijało się głucho wśród ścian. Panowała kompletna cisza, poza nim na korytarzach nie było zupełnie nikogo. Po raz ostatni wbiegł po schodach na górę, gdzie droga prowadziła tylko do jednego wejścia. Widząc ogromne drzwi, pchnął je z całych sił otwierając na całą szerokość z dużym łoskotem.

Cała sala zamilkła wpatrując się w Polskę intensywnie. Każdy miał rękę przy swojej kaburze.  

- Świetnie – parsknął Francja przeczesując nerwowo blond włosy – Więc ciebie jeszcze nie trafili! Myślałem, że będziesz następny.

- Nie żebyś chciał mi w takim wypadku pomóc, prawda? – odpowiedział ironicznie Polska, nie szczędząc sobie jadu.

Dopiero teraz zorientował się, że połowa krzeseł była pusta. Wszyscy byli wyraźnie poirytowani, ale w ich spojrzeniach było coś niepokojącego. Zignorował to, podchodząc do swojego krzesła, na którym jak zawsze widniały piękne rysy i ogromny orzeł z rozprostowanymi skrzydłami.

- Gdzie reszta – zadał na głos skrywane pytanie.

Ktoś w tłumie prychnął, inny kaszlnął, ale tym który odpowiedział na jego pytanie był wysoki mężczyzna o zaczesanych do tyłu jasnych włosach.

- Z naszych informacji wynika, że nie żyją. Jakkolwiek by to kogoś dziwiło, widać można nas zabić w inny sposób, niż dotychczas myśleliśmy. Sprawa jest skomplikowana, bo nie potrafimy odnaleźć na to lekarstwa. Tym samym traktowani są jako zabici. To kwestia czasu jak pod wpływem ich uśpienia nacje się rozpadną.

- Jesteś tym zainteresowany Niemcy? – zaczepił groźnie Ameryka – Widać nie tyle, co jesteś przestraszony naszą sytuacją a widzisz w niej jakiś środek. Oby z tego twojego wywiadu nie wynikło coś więcej. I tak znajdę tego, kto jest odpowiedzialny za masową eliminację. Możecie być spokojni!

Polska przyglądał się jak na twarzy Niemca niebezpiecznie drga powieka. Ameryka zaś, prawdziwe pochłonięty otwartą wojną przybrał poważną maskę i niczym aktor kontynuował swoją rolę obrońcy.

 - Zamierzam przejąć dowodzenie – zaproponował – Najlepiej podzielić się na grupy, każdy z najbliższym sąsiadem, by oszczędzić sobie dyskomfortu przebywania z dala od naszych domów. Tym samym to my zaatakujemy pierwsi, gdy tylko się pojawią!

Na sali podniosły się głos sprzeciwu i akceptacji. Milcząca grupa składająca się oczywiście z niego, Szwajcara, Węgier i co dziwiło najbardziej również Rosji, czekała aż tłum się uspokoi. Węgry nie zwracając na nikogo uwagi podsunęła swoje krzesło obok Polski, nachylając się bliżej jego twarzy.

- Co zamierzasz? – zapytała poważnie – To może być moment, w którym możesz coś powiedzieć. Nie musisz niczego im wyjaśniać, ani zdradzać więcej niż to potrzebne.

Spojrzał na nią w zamyśleniu, próbując ułożyć w głowie plan. Od samego początku nie zamierzał mówić im o Sorze, ani o tym co kiedykolwiek łączyło. Oczywistym było wykluczenie jej udziału w całym zajściu. Jednak dwie postacie, o których usłyszał od Prus i Szwajcarii nie podlegały jego intencjom.

Węgierka przywołała spojrzeniem Szwajcara, który wczuwając co się święci spojrzał oczekująco na Polskę.

- Wiem, kto może być temu winien – powiedział dość donośnie Polska, przerywając głośną kłótnię.

Zdumione miny przeplatane z niedowierzaniem widniały na twarzach jego sąsiadów i innych. Jak się spodziewał po większości z nich nie można było spodziewać się, że dali mu wiarę.

- Skąd mógłbyś wiedzieć? – wyjąkał Ameryka poprawiając okulary, za którymi kryły się jasno błękitne oczy – Przecież, nikt nie mógł ich widzieć żywy. Dlaczego ciebie mieliby oszczędzić?

- Możesz ich opisać? – zaoferował się Niemiec, patrząc na niego niczym na zwitek informacji.

Dotychczas milczący Szwajcar, zabrał głos wstając z miejsca. Tuż obok niego znalazła się skrywana za nim, Lichtenastain. Czując, że pytania skierowane do Polski mogą okazać się nie wygodne postanowił zastąpić go w tej kwestii.

- Również byłem świadkiem ich pojawienia. W moim przypadku zostałem zaatakowany na terytorium Polski. Nie widziałem ich dokładnie, wiem tylko tyle, że dorównują nam siłą. Jeden z nich wydawał się być bardziej poważny i zaoferowany w nasz upadek. Drugi robi tylko za sadystę.

Ciszą jaka opanowała salę sugerowała, że słowa Szwajcara z pewnością dotarły do większości tłumu. Cieszył się o wiele lepszą reputacją od Polski.

- To dość ogólne dane, nie widziałeś jak wyglądali? Każdy szczegół się liczy. Musimy zadecydować zanim sprawy skomplikują się jeszcze bardziej  - odezwał się Japonia – Myślę, że wszyscy weźmiemy sobie do serca słowa Szwajcarii, dlatego odpowiednie działania powinny ułatwić nam pracę.

Tłum państw przytaknął niemo, zgadzając się na szybką reakcję.

- Plan Ameryki może nie być do końca zły – zaoponował Niemcy – Na obecną chwilę musimy odłożyć nasze obowiązki państw. Każda kłótnia, wojna lub inne zostają surowo zakazane. Obecnie musimy utworzyć sojusz nacji. Gdy tylko zapobiegniemy dalszemu rozwojowi wydarzeń, powrócimy do obowiązków.

Ameryka zaśmiał się krzyżując zwycięsko ręce. Myśl, że sojusz będzie dotyczył każdego nie był na rękę większości państw, ale nikt nie miał innego wyboru.

Wzrok Polski przykuła jedna postać, która wbijała w niego nienawistne spojrzenie od samego początku jego przybycia. Nie musiał długo myśleć o jego nadawcy. Rosja wlepiał w niego zapalczywie ślepia, jakby oczekiwał informacji o kimś jeszcze. Po chwili jednak skierował się na siedzącą obok dziewczynę.

Węgry zatrzęsła się i za nic nie mogła opanować strachu, który teraz zupełnie nią owładnął. Polska pogłaskał ją pokrzepiająco po ramieniu, a ona przytrzymała jego dłoń odwdzięczając się równie miłym gestem. Odetchnęła, choć wciąż niespokojnie, starając się nie patrzeć w stronę Rosji.

Polska nie miał zamiaru mu ustąpić. Walka na ich spojrzenia niosła też za sobą coś więcej. Wrodzona nienawiść, napędzana była dodatkowo znaną im dziewczyną. Polska zastanawiał się, przez chwilę czemu Rosja nie podniesie głosu i o niej nie opowie, ale nie trzeba było długo myśleć by znaleźć odpowiedź.

Sora w jego wersji należała tylko do niego. Od zawsze. Nikt nie miał prawa o niej wiedzieć, ani ją posiadać.

Tym samym widząc jego groźną minę, Polska poczuł słodko gorzki smak zwycięstwa. Sora nienawidziła Rosji równie mocno jak on, tym samym została u jego boku, co tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Rosję.

- W takim razie zadecydowaliśmy! – rozszedł się głośny krzyk Ameryki i Niemca.

Wszyscy przytaknęli, choć niektórzy jeszcze wymieniali między sobą uwagi.

- Mam nadzieję, że ten plan pomoże coś uzgodnić – wyjąkała Węgry, ze zmartwioną miną – W końcu wiedzą o tych dwóch przybyszach. To na nich oprą swój atak.

- W zależności, czy Sora dołączy do walki po „dobrej” stronie – wycedził ciężko Polska.

- Podzielcie się w grupy, tak jak ustaliliśmy. Blisko granic, bez żadnych wygłupów. Wystarczy, że jest nas tak wiele jak teraz, by móc szybko to rozegrać. Chcę mieć to już za sobą – wyjąkał Francja, nie pozornie podchodząc do Niemca.

Każdy dobrał się mimo woli, tak by granice znajdowały się albo w sąsiedztwie albo jak najbliżej granic.

- Polsko, jestem z tobą – zapowiedziała z uśmiechem Węgry.

Idący tuż za nią Austria posmutniał, ale nie dał niczego po sobie poznać. Pozostało już tylko kilka państw, tylko Szwajcar miał poważny dylemat. Nie lubił praktycznie wszystkich państw, a Polskę i Węgry znosił. Niestety ich grupa jak sam dobrze wiedział, będzie tą najbardziej narażoną na ryzyko. Lichtenstein mogła zostać zraniona, a główna zasada której się trzymał, to fakt by unikała wszelkiego niebezpieczeństwa.

Gdy tylko na chwilę zatracił się w myślach, drobna panienka odeszła od stołu i pewnym krokiem powędrowała do Polski i siedzącej obok Węgierki. Uśmiech na jej twarzy był naprawdę czysty i niewinny. Nie sposób było nie odwdzięczyć się równie miłym uśmiechem.

- Witajcie – przywitała się z eleganckim ukłonem – Dawno was nie widziałam. Jesteśmy razem, prawda? W końcu Szwajcaria i tak nie wybrnie z tego, że będę w środku całego zamieszania.

Polska spojrzał na nią nie kryjąc wątpliwości. Węgry zauważyła jak Szwajcaria podąża w ich kierunku, z niezbyt wyraźną miną.

- Decyzja należy do niego – odparł uprzejmie Polska – W końcu na twoim dobru zależy mu najbardziej, a pewnie wiesz, że u mnie może być najbardziej niebezpiecznie.

- Dokładnie – potwierdził żołnierz zza jej pleców – Choć i tak nie widzę lepszego wyboru, prócz was. W tłumie tych idiotów można tylko oszaleć. Zresztą nie jest to potwierdzone, że przyjadą do ciebie. Lichtenstein ukryję gdzieś w bezpiecznym miejscu.

- Nie zamierzam się kryć – obruszyła się, choć wyglądało to bardziej uroczo, niż groźnie – Jestem państwem Szwajcario, ja też muszę spełniać swoje obowiązki, nawet jeśli dzięki tobie wciąż istnieję.

Żołnierz nie wyglądał na zadowolonego, ale zaakceptował jej decyzję ze srogą miną.

- My również się dołączymy - usłyszeli znany im głos i właściciela - W końcu mamy blisko granicę prawda Polsko? Musimy, wedle planu, trzymać się razem. Tak będzie najlepiej. Dla nas wszystkich.

Węgry odsunęła się gwałtownie od stołu i odbiegła na drugi koniec sali. Polska oderwał się od krzesła podchodząc do uśmiechniętego Rosji.

- Nie masz w sobie za grosz przyzwoitości, gnido – warknął dość głośno – Nigdy nie będę z tobą w żadnej drużynie, co najwyżej przewodnikiem do piekła. Jesteś zakałą ludzkości.

- Za to ty widać nie zamierzasz stosować się do żadnych praw – odparł beztrosko Rosja – To wszystko dla naszego wspólnego dobra. Musimy dbać o nasze domy. Myślę, że to wyjdzie nam na lepsze…

Białoruś i Ukraina, które stały parę kroków za nim miały na twarzy świeże sińce, prawdopodobnie po jednym z ataków szału Rosji. Żołnierz przypatrywał się im nie ufnie, ale jego szczególną uwagę przykuła starsza siostra Rosji. Ukraina zdawała się być nie tyle co zagubiona, ale i przerażona do granic wytrzymałości. Dłonie trzęsły się jej machinalnie, a wzrok cały czas obserwował to co miała przed butami. W przeciwieństwie do siostry Białoruś wyglądała tak jak zawsze. Porcelanowa śmiertelna lalka Rosji, nie przypominała kogoś komu było źle. Widać rodzinne pokłady szaleństwa i sadyzmu udzielały się i jej, z dość wyraźnym skutkiem.

- W takim razie podzielimy się na dwie grupy wschodnią i zachodnią – wtrącił po chwili Szwajcar – Będzie nas zbyt wiele jeśli licząc państwa Bałtyckie, nasz skład pozostanie taki sam: Ja, Węgry, Lichtenstein, Polska. Wasza grupa będzie się składała z Białorusi, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii i ciebie Rosjo. Z pewnością uznasz taki plan za bardziej praktyczny, dzięki czemu będziemy spokojniejsi o nasze domy.

Zebrani spoglądali na Szwajcara to z szacunkiem i ulgą posiadania go w swoich kręgach, ale i z wrogością i mniejszym entuzjazmem. Wiadomo było, kto zaliczał się do jakiej grupy.

- Zgadzam się – powiedział Polska, opanowując się – To zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Chyba, że nie zależy ci na powodzeniu misji, Rosjo?

Rosja odwdzięczył się tylko fałszywym uśmiechem, ale ściśnięte dłonie na pręcie mówiły same za siebie. Ukraina cofnęła się dwa kroki do tyłu, spoglądając niepewnie na brata.

- W takim razie niech będzie – odparł krótko idąc w kierunku rozgorączkowanych Niemca i Ameryki.

Niczym cienie, siostry popędziły za nim nie oglądając się za siebie. Wzrok Szwajcara śledził jednak dziwne zachowanie Ukrainy, z dość niespokojnym przeczuciem. Jeszcze przez chwilę stali tak niczym posągi, by po chwili odprężyć się po mało przyjemnym spotkaniu.

- Pójdę poszukać Węgry – zaoferowała się Lichtenstein, patrząc smutno na tłum państw – Powinna do nas wrócić.

Szwajcar pozwolił jej odejść, choć przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niej oka. Polska westchnął ciężko, próbując się uspokoić. Irytacja, jaką wzbudzał w nim Rosja była naprawdę głęboko zakorzeniona. Żołnierz również nie krył niezadowolenia.

- Jeśli się nie dostosuje przysięgam zabije drania – warknął pod nosem Polska – Widać, dla niego to tylko kolejna forma rozrywki, a i tak nie zamierza odpuścić przy tym Sory. Dziękuję za pomoc Szwajcario, zresztą jak zawsze ratujesz sytuację.

W odpowiedzi kiwnął tylko głową zdobywając się na lekki uśmiech. Po chwili zza ich pleców wyłoniła się postać o brązowych włosach i głębokich niebieskich oczach. W ręku trzymał jak zawsze spory zbiór dokumentów.

- To powinno być w twojej naturze, że każdy wokół ciebie załatwia twoje sprawy – usłyszeli – Nie widzę, w tym nic nadzwyczajnego Polsko. Dziwię się, że jeszcze nie odczuwasz przy tym dyskomfortu.

Szwajcaria skrzyżował ręce posyłając państwu nie zbyt przyjemne spojrzenie.

- Również miło cię spotkać żywego, Litwo – odparł Polska, stając do niego przodem – Cieszę się, że twoja kultura i przyjemny ton nie odpuściły po latach. Mam nadzieję, że uda ci się uniknąć kontaktu z nowo przybyłymi posłańcami naszej śmierci. W drużynie Rosji na pewno unikniesz większych kłopotów.

Słysząc jego ton uśmiechnął się tylko kpiąco, ale nie skomentował tego.

- Widzę, że pozbyłeś się tego smutnego i pełnego żalu spojrzenia, którym raczyłeś mnie od tylu lat. Zastąpił ci go sarkastyczny komentarz i udawana troska. Z pewnością dobrze usłyszeć, że po tym wszystkim dalej masz resztki dawnego humoru.

Mówiąc to, kiwnął pożegnalnie głową, po czym oddalił się w kierunku swoich nadmorskich braci. Stojący pod oknem Estonia i Łotwa, przyglądali się Polsce bacznym spojrzeniem, ale czując na sobie wzrok pozostałych państw odpuścili, pogrążając się w cichej rozmowie.

- Szczerze powiedziawszy – zaczął Polska niepewnie – Nie wiem, czy pod koniec mnie obraził, czy pochwalił. Nawet jego ton za wiele nie mówił.

- Nie zgadniesz – powiedział Szwajcar, poprawiając rękaw munduru.

- Co?

- Nie obchodzi mnie to – mruknął ponuro.

Kąśliwa uwaga zamknęła temat przemyśleń Polski. Szwajcaria był wyraźnie zaabsorbowany obserwacją terenu, z którego próbował wyłapać swoją podopieczną. W końcu zniecierpliwiony ruszył w kierunku tłumu zostawiając Polskę samego.

Pozostawiony samemu sobie nie zamierzał pozostawać bierny. Rozejrzał się próbując oszacować, ile dokładnie państw padło ich ofiarą. Z każdą narastającą liczbą czuł nieprzyjemny dreszcz. Została połowa. W tak szybkim tempie pozbyli się aż połowy państw. Europa straciła Anglię, Hiszpanie, Włochy, ale to tylko kropla w morzu strat jakie ponieśli. Anglia był ostatnim poległym. Nic dziwnego, że dopiero po tej akcji zgromadzili naradę, przecież mniejsze nacje nie były warte równie wiele jak on.

 Po chwili rozległ się głośny huk, którego echo odbijało się wśród wysokich ścian. Wszyscy zmobilizowali się gotowi do ataku. Ich spojrzenie skupiło się na konkretnym miejscu całego zamieszania. Ogromna okiennica, na której widniała dziura powoli roztrzaskiwała się po całej swojej długości. Kamień, który przez nią przeleciał potoczył się między butami stojących państw, by zatrzymać się tuż przy nodze Francji. Ten przerażony domniemanym atakiem krzyknął odskakując do tyłu. Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Dziura wybita w oknie i popękane szkło było teraz głównym punktem ich skupienia. 

Każdy z obecnych rzucił się do okien wypatrując przyczyny ataku. Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Niemiec zaklął nieprzyjemnie uderzając pięścią w ścianę. Co mniejsze nacje odsunęły się nie kontrolując szoku. Inni przygotowali swoje bronie wymierzając je w skraj lasu.

- Zdaje się, że mieliśmy gości – powiedział nader spokojnie Rosja – Z dość słabo dobranym smakiem.

Polska podszedł do rozbitego okna i wyjrzał na podwórze. Jednak nie spodziewał się, że to co zobaczy obudzi w nim tak ogromne pokłady nerwów.

 „Zabawmy się”

Tabliczka z napisem powiewała spokojnie na wietrze, uderzając miarowo o zakrwawiony mundur. Sznur, na którym zwisało ciało Finlandii przywiązany był do wyższej gałęzi drzewa tak by państwo było dobrze widoczne. Jego głowa skręcona nienaturalnie opierała się na pętli. Widok z całą pewnością nie uchodził do łatwych. Ledwo można było go rozpoznać przez poobijaną twarz.

Dla lepszego efektu ktoś powiesił go na drzewie, z którego miarowo się kołysał.

Pierwszym, który rzucił mu się na ratunek był Dania. Jednym szybkim ruchem szabli przeciął linę i złapał lecące ciało. Spojrzał na jego twarz próbując rozpoznać w niej uśmiechniętego chłopca. Ledwo widoczne oczy spowite były białą mgłą jak u pozostałych państw zaatakowanych przez nowe istoty.

Twarz Dani jasno wskazywała, że otwarta wojna zaczęła się szybciej niż się spodziewali. Położył spokojnie nieruchome ciało Finlandii wyciągając karabin przerzucony przez plecy. Dwa inne państwa, których strach szybko zmienił się na wybuch złości wyskoczyły za nim. Chwycili za bronie rozglądając się uważnie. Jedyna myśl jaka teraz wszystkich łączyła była prosta. To miejsce może być odwiedzane włącznie przez same państwa. Intruz musiał być kimś podobnym do nich. Szwajcaria również dołączył do patrolujących na podwórzu teren państw, jednak coś przykuło jego uwagę. Podszedł do ciała Finlandii i wyciągnął z jego kieszeni zakrwawione emblematy pozostałych państw nordyckich. Niemiec podążył za jego spojrzeniem i niemal natychmiast, wyciągnął telefon mówiąc coś szybko i nie ładnie w swoim ojczystym języku.

Polska zacisnął pięści i napiął mimowolnie mięśnie. Materiał jego munduru rozciągnął się ostając na naciągniętych niciach. Słowa, którymi Sora karmiła go tak długo – zaufaj mi. Czy w takiej sytuacji miały jakieś znaczenie? Gdzie granica, którą on jako państwo musi stawiać w skrajnie kryzysowych sytuacjach.  Tym razem mogła uwikłać się w coś, z czego nie mógł jej wyciągnąć.

- Sora – wyjąkał – W co ty się wpakowałaś.

Nawet nie zrozumiał jak bardzo zaczyna tracić kontrole, gdyby nie dłoń Węgierki na jego ramieniu. Jej wzrok był pewny i stanowczy. Ona nie zamierzała się wahać. Odwrócił się do niej z surowym spojrzeniem, którego się nie spodziewała. Wzdrygnęła się na moment, próbując połączyć pełne obojętności spojrzenie z charakterem Polski.

- Polsko? – zapytała niepewnie, szukając na jego twarzy cienia emocji.

Nie odpowiedział, pogrążony w swoich myślach i planach, które wymagały pomocy każdego z przyjaciół. Jego spojrzenie odszukało Szwajcara i Lichtenstein, przywołując ich ręką do siebie. Zmieszana mina przyjaciółki i nie ukrywany grymas z powodu ignorowania jej pytania, doczekały się reakcji.

- Wracamy do domu – powiedział spokojnie, głaszcząc Węgierkę po głowie – Przyda się nam pomoc twojego kretyna i jego doświadczenie.

Słysząc o Prusaku uśmiechnęła się skromnie, ale jej oczy wyrażały gotowość do walki.

- W takim razie nie ma sensu dalej tu siedzieć – westchnęła – Spisałyśmy z Lichtenstein naszą grupę, więc formalności mamy za sobą.

- Świetnie – dodał Szwajcar podchodząc do towarzyszy – Mam już serdecznie dość tego miejsca. Im dłużej tu przybywam tym bardziej nie mogę przestać myśleć o ich tępocie. Już sama ich obecność psuje mi humor.

Lichtenstein po kryjomu chwyciła jego dłoń, zaciskając palce na czarnej rękawiczce. Zagubiony Szwajcar odwrócił tylko głowę chowając lekkie rumieńce, tym samym kończąc wiązankę o złym humorze.

Polska i reszta grupy ruszyła do drzwi, nie omierzając wywołać przy tym sporego zamieszania wśród reszty państw. Śledzili ich nieufnym spojrzeniem, tym bardziej upewniając się w ich sporym udziale w obecnej sytuacji. Szmery i szepty ucichły, gdy szmaragdowe oczy Polski powędrowały po większości twarzach kończąc ich dyskusję. Uchodził za sedno problemów i pogodził się z obojętnością całej reszty, ale tym razem nie mógł sobie pozwolić na ich podejrzenia. Sprawa bowiem nie dotyczyła tylko jego - tylko jego rodziny, którą po setkach lat mógł w końcu chronić i dbać.

Przeżarte swoimi obowiązkami państwa nawet nie pomyślą o tym, żeby złamać reguły. On to zrobił i nie zamierzał tego żałować. O rodzinę trzeba walczyć, a nie tylko o niej mówić.

3 komentarze: