piątek, 11 października 2019

Rozdział 114







 ______________________________________________________

Szli już od jakiegoś czasu. Długo, powtarzalnie wydawać by się mogło, że bez celu. Brzeg ciągnął się jak niekończąca się granica mroku i światła. Strona morza nigdy nie będzie tą spokojną, ujarzmioną przez człowieka. Zawsze będą się jej bać, bo pomimo swojego uroku niesie za sobą więcej śmierci niż ukojenia. 

Wędrówka nie była długa tym bardziej, że przez jakiś czas szli przez sam środek morza, lecz nie jej domu. Te wody nie były jej znane. Mimo tego nie atakowały jej. Przeszli bez najmniejszych problemów. Sama już nie wiedziała, czy należy się tym martwić.
Byli tuż przed nią. Te kilka niepozornych kroków. 

- Widziałeś to bracie? Podatni jak dzieci – zaśmiał się głośno, gestykulując przy tym energicznie – To będzie prostsze niż myśleliśmy! 

Wyglądał jak umięśniony nastolatek pełen werwy do życia. Ciągle uśmiechnięty, gadatliwy i porywczy. Białe włosy sterczały na wszystkie strony, ale co dłuższe pasemka sięgały mu do długiej szyi otulając ją niczym wici. Piękne ciało było jednak niczym złuda przy pełnych dużych oczach. Oczach tak obfitych w ciemną acz wyrazistą czerwień. Przypominały krew wylaną prosto z tętnicy. Sprawiały, że od razu trzymało się na baczności. Niewinność przeplatana niemym okrucieństwem. 

- Żałuje, że nie zdążyliśmy zabawić się trochę dłużej tym państwem od broni palnej… jak mu tam było?
Zamyślił się na moment, po czym odwrócił do Sory bacznie mu się przyglądającej.
-  Ej, dziwadło – wskazał na nią zatrzymując się – Mówiłaś, że jak on ma na imię?
Zignorowała wredną odzywkę odpowiadając chłodno.
- Szwajcaria, młode państwo działające zwykle niezależnie…
- Właśnie! – ryknął przerywając jej – Bracie, chce go następnym razem dla siebie. Wydaje się dość silny nie uważasz?

Jego słuchacz szedł dalej przed siebie nie odzywając się ani słowem. Był wyższy, zdecydowanie mniej umięśniony od brata. Proste białe włosy opadały w ładzie na jego twarz zakrywając przy tym bystre skupione spojrzenie. Zupełny brak emocji w przeciwieństwie do jego własnych od razu świadczyły o chłodnej i bezwzględnej naturze. 

- Na razie się wstrzymasz. Mamy inne plany, ważniejsze niż mierne państwo, którego wiek pozostawia wiele do życzenia – powiedział obojętnym, głębokim głosem.

Drugi prychnął tylko udając, że wcale nie przyjął tego do wiadomości. Małomówność jego kompana ani na trochę nie ostudziła jego zapału do ciągłej gadaniny. 

- W takim razie zamawiam sobie kolejne państwo! – krzyknął wesoło wznosząc ręce do góry – Jeśli to będzie kobieta, też pierwszy chcę się zabawić! Ciekawe jakie są. Właściwie jeszcze żadnej nie spotkałem, może oni personifikują się tylko w postaci mężczyzn?
- Niech ci odpowie nasza nowa przyjaciółka – odparł starszy z braci.
Sora skrzyżowała ręce unosząc dumnie głowę. Nie zamierzała dać się stłamsić.
- Aż tak mi ufacie? Też mam swoje plany, nie myślcie, że co lepsi przypadną wam. Nie mam zamiaru grać w tej grupie drugich skrzypiec.

Wraz z kolejnym powiewem wiatru młodszy z nich zmaterializował się tuż obok niej przykładając palec naprzeciwko jej oczu. Nie potrafiła określić sposobu, dzięki któremu potrafił tak zwinnie zachodzić do innych. Białe włosy łaskotały ją w policzek, a zimny oddech cucił do reakcji. Gdyby tylko chciał mógł ją oślepić, ale wolał się nią bawić dla chorych pobudek. Przybrała niewzruszoną postawę pomimo szponów, których nic nie dzieliło by wbić się w  jej twarz.  

 - A może wyłupię ci oczy, żebyś nie wchodziła między mnie, a moją ofiarę – zapytał oblizując lubieżnie usta – Pamiętaj, mi się niczego nie zabrania.
Drugi z nich zatrzymał się. Zerknął powoli w stronę swojego brata, powoli i przemyślanie. Widząc reakcję z jego strony napastnik odsunął się na kilka centymetrów od Sory.  
- Zostaw ją. Twoja zabawa zaraz się zacznie, jesteśmy już blisko celu – uspokoił go.

Słysząc uwagę brata na nowo przybrał dziecięcą niewinność, uśmiechając się z rozbawienia. Spojrzał na nią przenikliwie, doszukując się strachu, ale jedyne co można było określić po jej zachowaniu to anielski spokój. Wzruszył ramionami, poprawiając kosmyki włosów.

- Jesteś dziwna siostro – stwierdził – Z tobą może będzie choć trochę zabawniej. Nasz brat jest wyjątkowo nudny! To jak? Pomożesz znaleźć kogo trzeba? Jestem ciekawy ich charakteru oby bili się dość długo, by ustać na nogach, choć po minucie walki.
Odepchnęła go ręką od siebie, wyczuwając twarde jak kamień mięśnie.
- Znam kilka państw, które zostały spersonifikowane jako kobiety – odparła, odpowiadając na jego poprzednie pytanie – Nie niedoceniajcie ich. Potrafią napsuć krwi…
Dopiero po chwili zauważyła jak błyskotliwe spojrzenie starszego z nich spoczęło na jej osobie. Wyglądał na zaciekawionego, ale dopóki się nie odezwał mogła się tylko domyślać jakie myśl zaprzątały mu teraz głowę. Przygryzła zęby starając się wytrzymać to spojrzenie.
- Krew – zaczął - To naprawdę niesamowite zjawisko. Nazywane również wodą dla duszy. Wiedziałaś o tym? Tym samym można ją wykorzystać na wiele sposobów. Ma w sobie właściwości, o których takie szare masy jak Ty i inni możecie się tylko domyślać…

Podszedł do niej bliżej, powoli, machinalnie jak drapieżnik, którego ofiara sparaliżowana strachem nie jest w stanie się już poruszyć. Nabrała głęboko powietrza unosząc głowę, nie chciała by patrzył na nią z góry. Był stanowczo za wysoki by tego nie zrobić. 

Chwycił jej dłoń unosząc ją przed swoją twarz. Jego dotyk był tak samo mroźny jak najgłębsze dno morza. Jednak po chwili zrozumiała, że tego zimna nie da się porównać do czegokolwiek co zna. Raził ją nawet pod skórą, docierając do kości. Nieprzerwanie muskał palcami jej dłoń przyglądając się jej oczami nie mniej przerażającym od jego brata.

 Ich oddechy przeplatały się ze sobą w ciszy. 

- Wydaje mi się, że dzielisz z nimi coś więcej – zaczął – Twój wygląd to prawdziwa zagadka wiesz? Mieszaniec… nawet to słowo nie określa Cię dość precyzyjnie. Połowicznie trzymasz się swojego i ich świata. I to sprowadza mnie do pytania, którego z nich krew sobie przywłaszczyłaś?

Ostatnie słowa brzmiały w jej głowie niczym echo oddalające się od niej w coraz to dalsze zakamarki umysłu. Serce mimowolne przyśpieszyło i mimo prób nie mogła nad nim zapanować. Przypomniał jej ten dzień, dzień który tak wiele zmienił. 

- W ramach zaufania możemy sobie pozwolić na minimalną dozę szczerości – kontynuował.
- Moje intencje powinny być już dla was oczywiste – odpowiedziała twardo – Moje życie zawsze było zwykła złudą, manipulacją i ciągłą walką dla innych. To w jaki sposób przetrwałam to wyłącznie moja sprawa. Nie zamierzam się tym z Wami dzielić. 

Zamilkła na moment po czym dodała.

- Tak. Masz rację. To ciało utrzymuje się z czegoś co dostałam wieki temu. Krew, która tak Cię interesuje nie należy w pełni do mnie.
- Czyja jeśli mogę spytać? – zapytał niemal natychmiast.
Woda zaszumiała dźwięcznie podmywając ich bose stopy. Poczuła jak wibruje w jego obecności, nieprzyjaźnie i złowrogo. Nabrała głęboko powietrza wysuwając dłoń z jego uścisku.
- Do kogoś kim sama się zajmę przy najbliższym spotkaniu.
- Mniemam, że mamy szukać kogoś o zielonych oczach i jasnych włosach? – dokończył wnikliwie. 

Zmrużyła groźnie oczy nie dając się jego inteligentnej grze. Wydawał się o wiele bardziej oczytany i przebieglejszy od drugiego z braci. To on był mózgiem całego przedsięwzięcia. Można było odczuć, że nauka, którą czerpał przyniosła swoje owoce.

- Jak już powiedziałam, pomogę wam podbić wszystkie ziemie, ale jedną w szczególności sobie zawłaszczam – odpowiedziała – Czekałam na to wystarczająco długo, by odpłacić za wszystkie poniżenia. Wygląd, który mi wypomniałeś wróci w końcu do normy.
- Niech będzie – odparł – W końcu możemy liczyć, że pozostała dwójka nad twoim brzegiem, już dawno wącha kwiatki od spodu. Teraz czekamy na większą rybkę. Pamiętasz naszą umowę… rób co trzeba. 

Spojrzała przed siebie widząc rozlegle urwisko tuż nad brzegiem morza. Nawet nie zorientowała się, że są już na miejscu. A teraz chwila, od której wszystko miało się zapoczątkować dzieje się przed jej oczami. 

Tuż nad nimi na posępnym urwisku można było zauważyć wyłaniające się zza mgły zamczysko. Stare, ale mimo to zamieszkałe.  Pochodnie, które widniały na murach i patrolujący je żołnierze   migali w półmroku. 

- Anglia… – powiedziała cicho, a po chwili rozniosła się piękna, choć smutna pieśń.

1 komentarz:

  1. Super rozdział, nie mogę się doczekać następnych ��

    OdpowiedzUsuń