Krótki, ale jest :)
Dziękuję - jako tradycyjny dodatek słowny specjalnie dla Was 💗
Dziękuję - jako tradycyjny dodatek słowny specjalnie dla Was 💗
Zerwał się z kanapy zalany potem.
Ciało zareagowało instynktownie, ale wzrok zasłonięty snem jeszcze przez chwilę
zasłaniał mu widok. Strącił ręką wysoką lampę, która spadając na ziemię rozbiła
swoją szklaną kopułę. Trzask potoczył się echem po korytarzach. Nie zważając na
odłamki spróbował zrobić kilka chwiejnych kroków. Uderzył o ścianę próbując
powstrzymać dziwny amok, który go ogarnął. Atak gorąca i fala nieprzyjemnych
dreszczy, kumulowały się wytrącając go z kontroli.
- Polsko, co się dzieje? – głos
Węgierki wydawał się dziwnie odległy i powolny.
Nie odpowiedział. Padł na kolana
trzymając się kurczowo za głowę. Szkło wbiło się w jego skórę, ale nawet tego
nie poczuł. Odpowiedzenie jej na pytanie, na które sam nie znał odpowiedzi nie
miało najmniejszego sensu. Poczekał chwile, dopóki nie odzyskał minimalnej
kontroli nad sobą.
- To z całą pewnością nie wróży
nic dobrego – wyjąkał dysząc.
Rwący ból wydostał się w postaci
głośnego krzyku chłopaka. Ilość bodźców, które w niego uderzały były tak
chaotyczne, że w żaden sposób nie mógł przewidzieć, kiedy uderzy następny. W
jednej chwili Węgry znalazła się tuż obok niego muskając jego twarz brązowymi kosmykami.
Zatroskane dłonie owinęły się wokół jego policzków. Nawet ich dotyk raził
niczym prąd.
- Mów, co się dzieje? – niemal
rozkazała, czując narastający strach.
- Łatwo powiedzieć – warknął –
Czuję się jakby ktoś odrywał mi mięso od kości…
Opanowując w małej mierze ataki podniósł
się z ziemi strzepując resztki szkła. Otwarte rany niemal natychmiast zagoiły
się wyrzucając obce ciało. Nie chciał by widziała go tym stanie. Mieszało się w nim tak wiele
uczuć, że ledwo był w stanie je stłamsić. Węgry podała mu płaszcz, kierując się
do wyjścia. Jej mina wyraźnie mówiła, że jego udawanie ani trochę jej nie
przekonało. Gdy tylko spróbował się uśmiechnąć by choć trochę odpuściła mu tej
nadopiekuńczości złapał się za głowę
wbijając w nią palce. Jęki bólu ponownie potoczyły się echem po ciemnym
korytarzu.
- Pojedziemy na Feniksie –
powiedział przez zaciśnięte zęby – Powinien być niedaleko.
- Chcesz jechać w takim stanie? –
zapytała nie kryjąc zaniepokojenia.
Przytaknął, wychodząc chwiejnym krokiem
przez próg domu. Zagwizdał choć dźwięk, który wydostał się z jego gardła
przypominał rwany świst powietrza.
- Jeździłem w dużo gorszych
warunkach, poradzę sobie. Muszę znaleźć Sorę.
Węgry zawahała się słysząc jej imię.
Dom był pusty, brakowało Prusaka i personifikacji Morza. Wydawało się to dziwne
od samego początku, ale nie chciała tego wypominać widząc w jakim stanie jest
Polska. Powaga z jaką zamierzał ją odnaleźć od razu mogła budzić podejrzenia.
Możliwe wiedział już co się stało, ale nie chciał niczego mówić nie widząc tego
na własne oczy.
Jedyne co jej pozostało to czekać
i iść za nim.
Stali na polane niecałą minutę od
gwizdu Polski a już dało się słyszeć rytmiczny bieg jakiegoś zwierzęcia. Były
potężne, silne i zdecydowane niczym sunąca na nich nawałnica. Po chwili coś
przeskoczyło przez zarośla ujawniając majestatyczne ciało wierzchowca. Feniks
zamachnął grzywą ani na chwilę nie spowalniając biegu. Węgierka zawahała się i
mimowolnie zrobiła trzy kroki do tyłu, czując jej niepewność Polska powstrzymał
ją. Tuż przed prawdopodobnym zderzeniem koń zahamował wbijając kopyta w ziemię.
Manifest siły i piękna mógł zostać zdefiniowany właśnie przez ten szaleńczy ruch
z jego strony. Polska nawet przez chwilę się nie zawahał wiedząc o zamiarach
swojego przyjaciela.
Uwolnił się z pod jej
opiekuńczego ramienia podchodząc do rozjuszonego konia. Poklepał go po szyi.
Feniks niemal natychmiast uspokoił się trącając go pyskiem w ramie.
- Ty pierwsza – chwycił ją w
pasie nim zdążyła zareagować.
- Zaraz! Poradzę sobie, jesteś
ranny nie możesz-
Nie czekał aż skończy. W jednej
chwili znalazła się na grzbiecie Feniksa. Polska choć chwiejnym ruchem usiadł
przed nią.
- Mogę prowadzić – zasugerowała
ponownie, nie mogąc przestać się o niego martwić – Wyglądasz naprawdę źle...
- Węgry – powiedział chłodno i
zdecydowanie obco – Nie odzywaj się do mnie przez chwilę.
Jednym silnym uderzeniem łydki
popędził konia przechodząc automatycznie do galopu. Trzymając się jego pleców
czuła jak drży. Zupełnie jak małe dziecko, które z obawy przed potworem nie wie
co robić poza okazywaniem strachu. Burzliwe życie, które wiedli było okrutne i naprawdę
niesprawiedliwe.
Dlaczego tak musiało być?
Zadawanie sobie tego pytania nie przyniosło jej spodziewanej ulgi. Wyłącznie
niepewność i przerażenie.
*
Woda sięgała mu już do ust.
Jeszcze chwila i kilka kropel
sprawi, że się utopi. To najbardziej żenująca śmierć z jaką przyszłoby mu się
zmierzyć. Wiedział, że wisi nad nim od tylu lat, ale nie mógł przypuszczać,
czegoś równie niedorzecznego.
Jęki Szwajcara, który pomału
wracał do siebie utwierdziły go w przekonaniu, że wyliże się szybciej niż on
sam. Sora pozostawiła go w najgorzej z możliwych pozycji. Przybity, bez szans
na ratunek lub licząc na namiastek siły jaką w sobie trzymał.
- Cholera… - warknął wypluwając
wodę – Opętała każdego z osobna, tylko po to by móc przyłączyć się do jej
podobnych. Nawet po śmierci znajdę i zatłukę tą sukę.
Spojrzał na granatowe niebo. Nigdy
nie myślał, że umrze widząc coś tak ponurego i smutnego. Ten kolor był jej
ulubionym, na pewno nie bez przyczyny. Sora zwyczajnie utożsamiała się z nocnym
niebem, zamiast świetlistym błękitem, o którym mówił Polska. Jej imię mogło
mieć tak wiele znaczeń. Zaśmiał się opryskliwie, wypluwając wpadającą do ust
wody. To nie było teraz ważne, a jednak w takich chwilach potrafi się myśleć
nawet o najbardziej absurdalnych rzeczach.
Śmierć igrała z nim przez całe
życie. Sora mogła go zabić od razu, dzięki temu nie myślałby kogo chciałby
teraz zobaczyć. Jej twarz pojawiała się niczym szybko puszczony film z różnego
okresu. Mała chłopczyca atakująca go z ukrycia, młoda kobieta spłukująca krew z
bitwy w jeziorze, walcząca, silna i pyskata dziewczyna.
To prawie jak klątwa.
- Prusy!
Czysty dźwięk przesłoniła
szumiąca głębia morza. Nie wiedział już jak długo woda go zakrywała. Dlaczego,
gdy zanurzamy się pod wodą słyszymy wszystko tak stłumione. Oddalone i zupełnie
ciche.
Nagle jeden silny ruch wyrwał z
jego ramion lodowe szpikulce i równie szybkim gestem wyciągnął z wody. Krzyknął
czując rwący ból w ramionach. Minęła chwila nim zrozumiał, ze może oddychać.
Wypluł tkwiącą mu w gardle wodę, po czym spojrzał na swojego wybawcę. Wzrok
wciąż palił od słonej wody.
- Żyjesz… - wyszeptała podnosząc
jego twarz – Ty debilu! Dlaczego dałeś
się tak poharatać!
Zdyszana, wystraszona i
jednocześnie wściekła patrzyła na niego niczym na żyjący cud. Dłonie, których
dotyku tak pragnął utuliły go w kruchych a jednocześnie silnych ramionach dziewczyny.
Ból, który dręczył go w ramionach niemal natychmiast zniknął. Odetchnął powoli
czując jak całe napięcie ulatnia się z niego niczym dym. Żyje. Uratowała go,
znowu.
- Wyszłaś z domu kretynko –
wyjąkał krzywiąc się.
- Zamknij się… - wyszeptała nie
przerywając uścisku.
Oderwała się jednak od niego
jakby przypomniała sobie o dość nieciekawej sytuacji, w której się znaleźli.
- Trzeba was stąd zabrać… -
jęknęła, muskając palcem dwie głębokie dziury po szpikulcach – Cholera, przebiło
cię na wylot! Polsko, musimy wracać!
- Polsko? – mimo wszystko, zdziwił
się – On tu jest?
Odchylił głowę szukając postaci
państwa, stał tuż przy wydmach kilka metrów od nich. Węgry przybiegła najpierw
do niego, a Polska skierował się do wbitego w ścianę piasku żołnierza.
Podtrzymywał Szwajcara, ale jego wzrok utkwił martwo w kierunku morza. Nie
trzeba mu było wiele wyjaśniać. Domyślił się całej historii, a mimo to jego
mina nie wyrażała niczego. Ponownie wydawał się zamknięty i nieobecny. To
wkurzało Prusaka najbardziej, ciągłe nieodgadniona studnia myśli Polski.
Zamęt myśli nie wpłynął na niego
dobrze. W jednej chwili zakręciło mu się przed oczami i zebrało na mdłości.
- Prusy, nie odpływaj! – ocuciła
go siarczystym policzkiem – Masz być przytomny dopóki nie dotrzemy do domu
Polski. Tutaj nie jest bezpiecznie.
- Dasz mi za siebie decydować? –
warknął, po czym szybko pożałował swoich słów.
Węgry podniosła go z ziemi
opierając na swoim ramieniu. Poza była o tyle żenująca, że jej ciało przy jego
umięśnionym wyglądało wręcz śmiesznie. Mimo to Węgierka bez trudu przemieściła
się z nim podchodząc do Polski. Prusak starał się ignorować fakt, że jego głowa
miała coraz to krótszą drogę do obszernego biustu dziewczyny. Nie miał jednak
ani sił ani zamiaru tego zmieniać.
- Polsko - zaczęła niepewnie
starając się przykuć jego wzrok – Musimy iść.
Milczał, uporczywie patrząc się w
morze. Dopiero szarpnięcie Szwajcara, który chwycił go za kołnierz i mocno
pociągnął do swojej twarzy, uwolnił go od przemyśleń. W oczach żołnierza tliła
się prawdziwa wściekłość.
- Tam nie ma niczego, za czym
można wyglądać takim spojrzeniem! Ocknij się do cholery! – krzyk potoczył się
długim echem głośniejszym od obijających się o piasek fal.
Oczy Polski zwęziły się widząc
rozwścieczoną twarz żołnierza. Nie wyglądał na przekonanego, ani specjalnie przejętego
tym co zaszło. Odsunął nieprzyjaźnie rękę Szwajcarii od swojego kołnierza. Ten
zachwiał się nie spodziewając takiego nadmiaru siły w tym prostym geście. Zacisnął
pięść czując jak kości strzykają mu pod skórą ustawiając się w prawidłowym
szeregu. Prusak zauważył ten gest. Spojrzał na bezemocjonalną figurę Polski,
obawiając się, że ten trzyma na ostatniej wici swoją kontrole.
- Prusy, Szwajcario i ty Węgry
pojedziecie na Feniksie – zadecydował pewnie patrząc na nich intensywną
zielenią – Ja muszę tu jeszcze chwile zostać.
Prychnięcie żołnierza jasno
świadczyło o jego głupocie. Węgry powstrzymała się od krytykowania jego
decyzji. Uprzedzając również głupi komentarz Prusaka, przyciskając dłoń do jego
ust.
- Dobrze. Widzimy się u ciebie.
Feniks bawił się piaskiem,
natarczywie dłubiąc kopytem w jednym miejscu. Gdy podeszła do niego Węgierka
postawił uszy do góry ocierając mordką o jej ramię. Uśmiechnęła się odpowiedzi,
nie widząc jak Prusak zabija ogiera wzrokiem za jej plecami.
- Nie cierpię tej szkapy –
wyjąkał.
- To twój problem – skarciła go,
pomagając mu dostać się na grzbiet – Szwajcario?
Spojrzała na pogrążonego w szoku
i zdenerwowaniu żołnierza. Wciąż zaciskał pięści powstrzymując się przed ewidentnym
atakiem na Polskę. Gniew niemal ulatniał się przez jego skórę. Wiedziała, że
ten widok zapamięta na zawsze. Młode, neutralne Państwo nie mogło nic zrobić,
nic na ziemi Polski co miało by skutkować konfliktem w przyszłości. Sprawa Sory
nie była bezpośrednim trzonem nacji, nie dotyczyła stojącego przed nim
chłopaka.
Przeklął głośno, wrogo w ojczystym
języku, po czym odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę lasu ignorując wyciągniętą
rękę Węgierki. Zanim jednak doszedł do skraju drzew odwrócił się gwałtowanie
wyciągając broń i strzelając z niej do nieba. Furia musiała jakoś się ulotnić.
- Masz świadomość, że to otwarta
wojna prawda?! – krzyknął – Nie ucieknie od sprawiedliwości, ani od
konsekwencji tego co zrobiła. Jako państwo masz obowiązek ją zabić i przywrócić
pieprzony porządek w naszym świecie! Nie uciekniesz od tego!
Zniknął za drzewami pozostawiając
przerażoną Węgierkę, która wpatrywała się to w Polskę to w miejsce, gdzie
jeszcze chwile temu stał Szwajcar. Serce biło jej jak oszalałe a łzy zbierały
się od oczu. To co zaszło tego wieczoru na zawsze odbije się na ich
dotychczasowym życiu. Wiedziała to. Wsiadła na Feniksa patrząc oczekująco na
Polsce. Musiała usłyszeć jego głos, musiała wiedzieć jak będzie brzmiał, co
będzie w stanie z niego wyczytać.
- Idźcie – usłyszała.
Mówiąc to odszedł zupełnie
obojętnie nie spoglądając się za siebie. Nie mogła się otrząsnąć. Łzy coraz to szybciej
i obficiej spływały po jej twarzy kapiąc na trzęsące się dłonie.
- Węgry – usłyszała głos Prus –
Daj mi wodze.
Nie zareagowała, ale on nie
czekał. Chwycił je i popędził konia chcąc jak najszybciej uciec od tego
miejsca. Tak, ucieczka to dobre słowo. W tym wypadku nie widział w nim nic
haniebnego ani złego. Atmosfera, która otoczyła to miejsce była na tyle
spaczona, że trudno było oddychać. Węgry siedziała przed nim niczym szmaciana
lalka. Przynajmniej mógł zablokować jej upadek rękami, bo czuł jakby w każdej
chwili mogła usunąć się z siodła. Nie musiał patrzeć w jej oczy by wiedzieć, że
nie kryje się w nich nic więcej jak strach, który sparaliżował jej całe ciało.
- Co teraz będzie – wydukała
ledwo dobierając dźwięk z gardła.
Krótki czy nie to zawsze nowy, wspaniały rozdział, który przeczytałam wręcz jednym tchem. Niesamowicie podoba mi się ten mroczny klimacik jakiego nabiera twoja historia i będę oczekiwać na ciąg dalszy. Mogę się tylko dalej zastanawiać jakie rozwiązanie przyniesie twoja opowieść, ale nie uprzedzając faktów jeszcze raz życzę ci dużo weny i czasu, aby dokończyć tę historię. To co piszesz jest świetne i mam nadzieję, że nigdy nie zrezygnujesz z tego, co robisz, bo masz talent i czytanie twoich opowiadań to sama przyjemność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Natsuki
Zadziękuję się no :D
Usuńale
Dziękuję ^-^
"Co teraz będzie..."
OdpowiedzUsuńTa-da-da Taaaaam ~~
Usuń