Poranek przyniósł za sobą mroźne
powietrze i leniwe płomienie słońca. Ostatnie pozostałości po zimie odkrywały
za sobą pierwsze zielone źdźbła trawy i kwiatów. Na jednym z okolicznych pól
siedział młody mężczyzna. Podpierał się rękami a odchylona głowa odkrywała jego
piękną, nieskalaną twarz. Chłodny wiatr bawił się jego długimi włosami wijąc
się między nimi. Oczy miał zamknięte niczym pogrążone w śnie.
Nie trwało to jednak długo. Otworzył je
ukazując jasnozieloną barwę tęczówek. Ich wyjątkową głębie psuł jednak widok
pękniętych naczynek, których czerwień tłumiła ich piękno.
Nabrał głęboko powietrza
pozwalając ziąbowi wedrzeć się płuc. Promieniująca fala rozeszła się po jego
ciele Czując nasilający się ból w karku od ciągłego odchylania głowy, opuścił
ją. Przeciągnął się leniwe ziewając
szeroko.
- Czas wracać – stwierdził sam do
siebie.
Usłyszał znajome rżenie, a ziemia
pod nim zatrzęsła się rytmicznie. Stado koni biegło radośnie po nieośnieżonej
polanie cwałując w szaleńczym tańcu. Wyczuwały w nim coś bardzo im podobnego.
Tylko jeden o przepięknej i dumnej urodzie ułożył się obok niego, użyczając mu
podpory. Biała sierść lśniła przy świetle słońca a ciekawskie spojrzenie
obserwowało zabawę reszty koni.
- Zwiajmy się – westchnął po
nosem chłopak, bawiąc się łodyżką trawy – Węgry urwie mi głowę, jeśli nie
wrócimy na śniadanie.
W odpowiedzi koń zarżał
przeciągle, potrząsając długą grzywą. Nie potrzebował niczego więcej, tylko
świadomości, że ktoś z nim jest i go wysłucha. Przez ostatnie dni wydarzyło się
tak wiele, że samotne przesiadywanie na polanie stawało się jego rutyną i
ucieczką od złych myśli.
Szwajcaria wrócił do siebie zaraz
po incydencie z Sorą. Do tej pory nie odezwał się ani w formie listu ani
telefonicznie. Brak jakiegokolwiek poparcia dla jego strony, tym bardziej nie
poprawiło ich stosunków. Zanim jednak wyruszył wymienili kilka zdań
świadczących o podtrzymywanej przyjaźni. To tyle w kwestii wspólnego spędzania
czasu.
Prusy potulnie oddawał się w ręce
Węgier nie omieszkując wołać ją o pomoc z byle powodu. Rany na jego ciele goiły
się niemal tak samo jak te ludzkie, przez co czas kuracji nieubłagalnie się
dłużył. Ciągłe jęczenie z jego strony i udawanie kaleki działało każdemu na
nerwy. Węgry postanowiła przenieść go dzisiejszego wieczoru do starego domku
oddalonego parę kilometrów od jego przybytku.
Sprawa z Sorą przycichła,
bynajmniej każdy unikał jej tematu. Oboje drążyli w jego głowie dziurę,
czekając aż sam zacznie opowiadać i rozmyślać nad jej zachowaniem. Nie widział
na to potrzeby. Prusak wyjaśnił mu dostatecznie dużo by dalsze rozmowy nie
wydawały mu się konieczne.
Otrzepał się z ziemi poprawiając niechlujnie
założony szalik na szyi. Wiatr wciąż surowo dawał znać o początkach wiosennego przypływu.
Feniks podążył za swoim panem i jednym szybkim ruchem zerwał się, trzepiąc
nerwowo ogonem. Polska chwycił jego grzywę zwinnie wsiadając na jego grzbiet. Od
razu skrócił wodze popędzając Feniksa do szybkiego biegu. Dzikie konie obejrzały
się za jeźdźcem, który prowadził swojego towarzysza bez żadnych trudności, a
ich współpraca mogła spokojnie uchodzić za synchroniczną.
Cwałował szybko przez las
kierując się ścieżką widoczną i znaną tylko niewielu. Przeskoczył nad zapadliną
w ziemi lądując twardo na zamarzniętym piasku. Po chwili poczuł bolesny ścisk w
piersi. Zignorował symptomy nie przerywając jazdy. To nie pierwszy raz, kiedy z
niewiadomych mu przyczyn dostawał ataków serca. Nie mógł pozbyć się myśli, że
jego choroba ma ścisły związek ze zniknięciem Sory.
Budząc się każdego ranka czasami
czuł się bezsilny i pozbawiony energii. Innym razem znów był w pełni i gotowy
do pracy. Węgry nie raz wspominała o jakiejś kuracji, ale jak można leczyć
niepodległe państwo, które podnosi się ku lepszemu. Jego pretensje, czy skargi
na bóle wydawały się wręcz żałosne i nie odpowiednie.
Nagle usłyszał kolejną parę
kopyt. Doganiała Feniksa, więc żaden przybłąkany koń szukający stada nie
wchodził w grę. Widząc czarną grzywę i białowłosego jeźdźca westchnął
poirytowanie, rzucając mu zniechęcone spojrzenie.
- Pozdrowienia od wkurzonej
Węgierki! – wymieniając mu równie przyjazne spojrzenie – Niech no zgadnę,
gadanie do siebie było na tyle wciągające i absorbujące, że zapomniałeś o jej
prośbie?
Kolejny szybki skok i uderzenie o
ziemię. Ich pęd by już niemal równy.
- Nie mówiłem, że będę na czas –
odpowiedział Polska starając się przekrzyczeć tupot końskich kopyt – Nie
potrzebuję twojej eskorty ani towarzystwa, wiec nie krępuj się i zjeżdżaj.
Prusak zasiał się kpiarsko, po
czym zarzucił potężne uderzenie łydką, po której klacz przyśpieszyła cwał.
Teraz wyprzedzał Polskę o głowę. Uśmiechnął się wyzywająco pochylając się niżej
na szyję konia. Blondyn przyjął wyzwanie popędzając Feniksa do granic
możliwości. Pęd karego i białego konia rozbrzmiał echem po budzącym się lesie.
Żaden drugiemu nie ustępował, ale przy końcu trasy Feniks wyprzedził Kelpie bez
większych trudności.
Gdy tylko dotarli na miejsce, zatrzymali
gwałtownie konie wzburzając kłęby kurzu do góry.
- Wygrałem! – krzyknął wściekle
Prusak – Twoja szkapa zagrodziła Kelpie drogę, mogłem się domyśleć, że nie
zniesiesz porażki draniu!
Kara klacz Prusaka przestępowała
nerwowo z nogi na nogę wciąż rozemocjonowana wyścigiem. Najpewniej nie mniej
niż jej jeździec. Polska wywrócił oczami klepiąc zdyszanego Feniksa po szyi.
Nawet nie czuł potrzeby wdawać się w bezsensowną kłótnię, która i tak nie
znajdzie swojego zakończenia.
- Nieśmiertelna wymówka od
kilkuset lat… - wyjąkał.
Skrzyp otwieranych drzwi poniósł
się echem po polanie.
- To może teraz wtrącę się ja –
usłyszeli znajomy głos – Prosiłam o punktualny powrót do domu. Niedługo wracam
do siebie i myśl o wspólnym zjedzeniu posiłku może przerastać takie tępe mózgi
jak wasze, ale mojego na pewno nie.
Nim zdążyli odwrócił się w jej
kierunku, usłyszeli dźwięk przesuwanego spustu. Automatycznie zerwali się z
koni unikając niewidocznego pocisku. Huk od razu postawił ich w gotowości.
- Jesteś chora!? – ryknął Prusak
patrząc na nią z przestraszoną miną – Mogłaś nas postrzelić!
Mówiąc to spojrzał awaryjnie na
ubranie doszukując się jakichś dziur.
- Węgry, wybacz! – zaoferował się
Polska - Trochę się zagapiłem i możliwie przysnąłem! Wiesz przecież, że
ostatnio mało sypiam!
Stała w progu drzwi ładując
kolejny nabój, zupełnie nie zwracając uwagi na dwa przestraszone państwa.
Ubrana w zwiewną sukienkę o długich rękawach wydawała się bardzo lubić swoją
role - gospodyni domowej.
Kolejnego zaproszenia nie potrzebowali.
Nim zdążyła ponownie wycelować przepchnęli się do wejścia, biegnąc w kierunku
kuchni. Prusak usiadł przy stole wyrzucając niedbale nogi przed siebie. Polska
zajął swoje stare miejsce blisko okna. Zielone oczy mimowolnie powędrowały na
puste krzesło obok, które zwykle było zajmowane przez Sorę.
Węgry skutecznie wytrąciła go z kolejnej
zadumy, ładując mu na talerz porcję jajecznicy. Wyglądała bardzo bogato i zachęcająco.
Wrząca woda odwróciła jej uwagę od dalszego nakładania jedzenia. Kubki na herbatę przygotowała już wcześniej
wrzucając odpowiednie woreczki z liśćmi i owocami.
Prusy spojrzał na jajecznice,
jakby kiedyś naprzykrzyła mu się czymś niemiłym. Zaciągnął nosem miły zapach
wykrzywiając usta.
- Ciekawe, czy temu zawszonemu
dupkowi, też tak gotowała przez tyle lat – powiedział cicho nakładając sobie
porcję.
- Mówisz o Austrii? – dopytał
Polska.
Wściekłe prychnięcie mogło
uchodzić za odpowiedź.
Dziewczyna przysiadła się do nich
podając każdemu gorącą herbatę. Perlisty uśmiech mógł jasno świadczyć o jej szczęściu
i całkowitemu zadowoleniu z zaistniałej sytuacji. Polska nie patrzył na nic
innego poza obrazkiem lasku za oknem nie specjalnie zajmując myśli jedzeniem. Węgry
westchnęła z ulgą chwytając sztućce.
- No to teraz możemy cieszyć się
wspólnym jedzeniem jak za starych dobrych czasów…
- Jeśli chcesz żeby było jak
kiedyś, mogę wyjąć broń i wycelować w jego skroń.
Mocne uderzenie pod stołem i jęk
Prusaka skończyły dyskusję. Nim jednak podjęła kolejny temat, ciszę przerwał
telefon. Cała trójka spojrzała zimno na urządzenie z dozą nieufności. Od kilku
dni spodziewali się, że w końcu usłyszą dźwięk tak uporczywie irytujący a
jednocześnie budzący iskry ciekawości. Kiedyś wysyłano posłańców, potem listy a
obecny rozwój technologii ograniczył się do domowego telefonu. Każde państwo
musiało mieć go domu. Smutny przedmiot
świadczący tylko o ich pochodzeniu i obowiązkach.
Polska odsunął się od stołu
podchodząc do niego pewnie i szybko.
- Halo?
Kilka minut rozmowy opierającej
się na jego przytakiwaniu jasno wskazywała, że drugi rozmówca nie ma czasu na
dłuższe pogawędki. Polska odłożył powoli słuchawkę. Napięcie rosło z każdą
cicho upływającą sekundą.
- Myślę, że nasze wakacje się
skończyły – powiedział pewnie odwracając się do nich z pustym spojrzeniem – Nakazano
nam zebrać się w kwaterze konferencyjnej by omówić ostatnie wydarzenia. Konferencja
ma miarę najwyższej wagi sprawa jest bardzo poważna.
- Kiedy?
Węgry zabrała głos jako pierwsza
podnosząc się z miejsca niczym na rozkaz. Cały dziewczęcy urok spowity w kobiecej
sukience i delikatnym uśmiechu zniknęły niczym niechciane wspomnienie. Prusy
opuścił wzrok przygryzając zęby. To nie była Węgry, którą chciał widzieć. Twarz
i postura wojowniczki gotowej iść na rzeź po otrzymaniu rozkazu zupełnie mu nie
odpowiadała. Poprzednie życie może i go opuściło, ale nie opuściło jej.
- Jeszcze dziś. Jednak będzie brakowało jednego z nas…
Tym razem i Prusy podniósł na
niego wzrok wyrażając zaciekawienie, ale i niepokój przed nadchodzącą
informacją. Wiedział co się szykuje, bo znał zasady brudnej gry i zebrań
każdego z personifikowanych. Takie zgromadzenia - szczególnie nagłe - były
czymś ostatecznym.
- Wyraź się wreszcie! – jęknął
poirytowanie – Nie robiłbyś z tego takiej draki gdyby nie chodziło o kogoś
większego! Chodzi mojego brata? Czy o
innego dupka?
Zimno i chłód jakie dało się
odczuć od oczu Polski, od razu postawiło ich na nogi.
- Tak się składa, że o Anglię.
Prusak zerwał się z krzesła jak
oparzony, przetrącając barkiem węgierkę. Pot na ich twarzy pojawił się niemal błyskawicznie.
W jednej chwili postarzeli się na myśl o ogromie problemu. Nie wiedząc co
jeszcze powiedzieć Polska odszedł od nich siadając na kanapie w salonie.
Kominek, w którym wciąż paliło się drewno tlił w sobie narwane języki ognia. Martwe
szmaragdowe oczy utkwiły w pogorzelisku.
Kolejne łomotanie serca i bolesny
ścisk sprawiły, że jęknął z bólu mimowolnie.
Dzisiejszego dnia ataki
przychodziły nienormalnie szybko i często. Schował twarz w dłoniach nie
powstrzymując się od cichego szlochu. Mokra łza przepłynęła między jego
palcami, kapiąc na kolana. Nie potrafił powstrzymać bólu, którego w sobie
trzymał ani chwili dłużej. To co się w nim nazbierało tkwiło i zabijało niczym
trucizna. Jedynym sposobem na pozbycie się trucizny jest usunięcie jej z ciała.
Prusy i Węgry podeszli do niego
cicho starając się nie naprzykrzać swoją osobą. Dopiero, gdy Polska
znieruchomiał i zaprzestał szlochu zwrócił swoją uwagę Węgierki. Mina Prusaka
wyraźnie wskazywała, ze nie czuł się komfortowo w obecnej sytuacji. Uderzyła go
łokciem w bok wytrącając z cichego wpatrywania się w Polskę.
- Prusy, idź do siebie. Przyjdę
się pożegnać.
Przytaknął z ulgą wychodząc z
domu. Minęła chwila zanim kolejne skrywane łzy popłynęły po twarzy Polski.
Każda z nich skrywała w sobie rozpacz i ból, z którymi nie mógł sobie poradzić.
Wraz z ich upływem chciał poczuć się lżejszy. Węgry spojrzała na niego smutno,
próbując opanować nerwy.
- Polsko – zaczęła, przysiadając
się blisko niego – Nie ma niczego złego w płaczu. Masz prawo do smutku, ale
tylko się nim dzieląc będziesz w stanie iść dalej.
Objęła go ramieniem, opierając
głowę o jego bark. Wciąż nie odrywając dłoni od twarzy powstrzymał się od
głośnego i bezsilnego płaczu.
- Wybacz – wyszeptał – To ona.
Wiem, że Sora miała w tym swój udział. Nie mogę pozbyć się myśli, ze w
ostatecznym rozrachunku będę odpowiedzialny za jej powstrzymanie. Rozumiesz, co
to znaczy? Nie mam pojęcia co robić, starałem się ufać jej decyzjom nawet w jej
stanie, ale to… to czyste szaleństwo!
Nerwy i napięcie wręcz kumulowały
się coraz bardziej.
- Posunięcie się do zabicia państwa,
szczególnie kogoś takiego jak Anglia… - powiedziała smutno – Trudno nazwać
kontrolą, lub planem. Przykro mi Polsko, wiem ile dla ciebie znaczy i z czym
musisz się borykać, ale nie możesz kierować się wyłącznie sercem. Spróbuj
zdobyć jeszcze trochę siły i cierpliwości. Konferencja państw na pewno wiele
wyjaśni…
- Myślisz – przerwał jej – Że
będzie jak kiedyś? Nie pewny jutra usiądę na swoim krześle, czekając na same
smutne i nudne informacje. Wszyscy na nowo zaczną się kłócić, a wtedy z nikąd
drzwi otworzą się i wyjdzie z nich piękna dziewczyna o łagodnym spojrzeniu.
Podejdzie do mnie i moje życie na nowo zresetuje się, by móc widzieć choć
trochę bardziej kolorowe barwy.
Westchnęła ciężko, pocierając
pocieszająco jego ramię. Ogień zasyczał napierając wilgotne drewno. Po chwili Polska
opuścił dłonie ujawniając twarz pełną rumieńców i grymasu bólu. Jednak poza
oznaką wcześniejszego płaczu, nie widziała w nim nic. Zupełnie jakby prawda
szybko do niego trafiła zarówno do głowy jak i serca.
- Przepraszam. Obiecuję, że
więcej nie będę się uskarżał… - wyjąkał cicho – Muszę stać się Polską, a nie
Feliksem. Drugi ja zostanie w jej sercu, duszy i ciele. Jako państwo nie mogę
kierować się uczuciami. Odrzucę je, tylko po to by móc na nowo ją spotkać.
- Tak bardzo mi przykro… -
wyszeptała pociągając nosem – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nigdy
nie uwierzę, że to co robi Sora nie ma głębszego celu. Nosi twoje dziecko, nie
można nie brać tego pod uwagę! I nie zamierzam
dalej milczeć w tej sprawie! Jako Państwo Węgierskie zdecydowanie stanę
po twojej stornie, gdy tylko ją spotkamy!
Nagła złość i energia, wybuchły
niczym wulkan z jej myśli i ust. Temperament Węgier na nowo wzniecił w nim
płomyk ciepła, podobny do tego, który wciąż ogrzewał jego dom. Chwycił jej dłoń
całując jej wierzch.
- Dziękuję.
- Głupi jesteś? – parsknęła
zawstydzona – W takich wypadkach czuję się jak wasza opiekunka!
Uśmiechnął się szeroko wycierając
pozostałości łez. Iskierki zielonych oczu na nowo zagorzały ciepłem i radością.
W ich oczach odbijała się twarz zakłopotanej węgierki, której brązowe pasemka
otulały czerwoną twarz.
- Nie będę cię dłużej trzymał.
Prusy na pewno wyklął mnie już z tego świata… - stwierdził z rozbawieniem –
Czeka na zewnątrz.
Wskazał palcem w stronę okna, z
którego można było zobaczyć fragment srebrnej czupryny. Węgry poczerwieniała
jeszcze bardziej czochrając ze zdenerwowania włosy.
- Co za kretyn – parsknęła,
oglądając się na okno – Mówiłam, że ma stąd iść!
Wstali z miejsca podchodząc do
drzwi. Podał węgierce zielony szalik, który od razu owinęła sobie wokół szyi.
Gdy tylko była gotowa, odwróciła się do niego przodem, marszcząc lekko brwi.
- To czas, w którym musimy się
pożegnać – westchnęła ciężko – Dziękuję, ze pozwoliłeś mi u siebie zostać. Po
tym wszystkim, co się wydarzyło… potrzebowałam chwili spokoju – przełknęła
nerwowo ślinę na samo wspomnienie – Teraz muszę dokończyć sprawy u siebie, nie
zajmie mi to długo. Miałam dobrego nauczyciela.
Puściła mu oko uśmiechając się
wdzięcznie. Szczery uśmiech, który mu posyłała
mógł być jednym z najładniejszych, jakie u niej widział ostatniego czasu.
Ilość spędzonego okresu poza
domem dała jej jednak się we znaki. Spędzanie wielu tygodni poza ojczystą
granicą zawsze bywało niekomfortowe. Nawet podczas zgody drugiego państwa, czy
też dobrej relacji między nimi. Dobry sen mógł przyjść tylko w swojej
ojczyźnie. Jej podkrążone oczy były dowodem samym w sobie.
- Pamiętaj o spotkaniu –
przypomniał jej – Gdy tylko wrócisz udaj się do willi. Będę tam jak
najszybciej, nie chcę tracić czasu.
- Ah, no tak – zorientowała się –
Trochę się spóźnię, ale dotrę na czas. Chyba, że będzie tam…
Odwróciła głowę, a na jej twarzy
wyrysował się strach i paniczny lęk. Przygryzł zęby starając się nie
wypowiedzieć imienia państwa, które na samo wspomnienie paraliżowało jego
przyjaciółkę. Poprawił jej szalik zawiązując mocniej na szyi. Robił to
instynktownie wiedząc, ze Sora zawsze bagatelizowała chłód na dworze. Pogodził
się z myślą, że nie wyprze swoich odruchów pozostawionych po obecności Sory.
- Do zobaczenia – powiedział.
W odpowiedzi uśmiechnęła się
wychodząc na zewnątrz. Ciepło, które zostało stworzone przez ogień w kominku,
wzburzyło się w zetknięciu z wiosennym mrozem. Nim Polska zamknął za nią drzwi,
zobaczył jak Prusak odrywa się od ściany podchodząc do Węgierki. Spojrzenie,
jakim go obrzucił było dla niego zupełnie nie jasne. Znając Prusaka mogło
wyrażać niechęć, albo złość, ale tym razem było to coś zupełnie innego. Czyżby
żal?
Trudno było stwierdzić, czy to
uczucie było negatywne, czy pozytywne. Prawdopodobnie można je uważać za wstęp
do współczucia, które w Prusaku budziło się nader rzadko.
Z ciekawości: ile książka będzie mieć rozdziałów?
OdpowiedzUsuńA kto to wie 😅
UsuńBoli mnie fakt,że jutro już maj a ostatni rozdział był przed grudniem
OdpowiedzUsuńmnie tak samo
Usuń