Kolejna noc okazała się istnym
płaczem nieba. Deszcz padał wyjątkowo ulewnie i nieprzerwanie. Leżała jak
zawsze na dachu, ale nie miała najmniejszej ochoty chować się przed mokrymi
kroplami. Mokre włosy przyległy do jej ciała, tracąc swój dotychczasowy miodowy
odcień. Chciała poczuć każdą z nich. Jak spływają po jej zimnym ciele, raz za
razem, by w końcu zostawić ją i popłynąć dalej.
Spojrzała na tabletki
przeciwbólowe, które trzymała w dłoni. Po jej ostatnim ataku, upadła na ziemię
tracąc na chwilę wzrok i zmysły. W dalszym ciągu wydarzeń nie miała prawa głosu
- Polska dał jej najmocniejsze środki jakie posiadał. Ciało personifikacji było
zdolne wytrzymać dziesięć razy więcej od ciała normalnego człowieka. Jej stan
mógł być agoniczny dla kogokolwiek innego spoza personifikowanych.
- Powinnam wziąć kolejną –
westchnęła, po czym połknęła jedną pastylkę.
Gorzki posmak rozlał się po jej
gardle powodując nie małe rozdrażnienie. Zaraz po fali goryczy poczuła ulgę,
która jak uprzedzał Polska, miała nadejść od razu. Musnęła dłonią po mokrej
jedwabnej sukience, zatrzymując dłoń na widocznym wybrzuszeniu. Zmarszczyła
brwi wpatrując się w płaczące niebo. Cały czas trudno było się jej pogodzić z
obecnym stanem rzeczy.
Do tej pory była tylko ona i
Polska, dodatkowo cykliczne kłopoty, które w obecnym świecie były
codziennością. Ale to, co teraz kryła pod sercem było jej zupełnie obce. Tak
bardzo odgrodziła swoje myśli od ich wspólnego dziecka, że jej ciąża wydawała
się wyłącznie złudą i chwilową atrakcją. Nie znała nikogo innego w jej stanie.
Nie miała pojęcia na co się przygotować, jak i również nie zdawała sobie sprawy
z powagi sytuacji w jakiej się znalazła. Wszystko wydawało się kompletnie
irracjonalne.
W głębi duszy czuła się o wiele
bardziej samotna niż kiedykolwiek. Znowu zostawała poddana próbie, która tym
razem odcisnęła piętno palące żywym żarem.
Chwila ulgi jaką przyniosły
tabletki, z oczywistych powodów zaczynała odchodzić. Westchnęła ciężko, nabierając
do płuc chłodnego powietrza. Tylko jedno zwykło ją wytrącać z okrutnej
rzeczywistości i smutków. Głos, był jednocześnie jej zbawieniem i
przekleństwem.
- Teraz cichutko, moja opowieści
Zamknij oczy i śnij
Walc tańczony na falach
Nurkowanie w głębinach
Gwiazdy jasno lśniące
Zrywający się wiatr
Szepczący słowa dawno zapomnianej kołysanki…
Zamknij oczy i śnij
Walc tańczony na falach
Nurkowanie w głębinach
Gwiazdy jasno lśniące
Zrywający się wiatr
Szepczący słowa dawno zapomnianej kołysanki…
Zanuciła pod nosem w rytm uderzających
o dachówkę kropel.
- Zamierzasz teraz każdego unikać? –
usłyszała spokojny głos przebijający się przez deszcz.
Nie wiedziała jak długo już z nią
siedział, ale wiedziała, że nie chciał przeszkadzać, w jej spokojnym
rozmyślaniu. Czekał cierpliwie moknąc razem z nią i nie ujawniając swojej
obecności. Nie mogła go zauważyć, ale czuła, że siedział na samym skraju dachu,
ona natomiast wylegiwała się po jego ukośnej stronie.
Jego ciągłe obserwowanie i pilnowanie,
ani razu tak naprawdę jej nie drażniło. Za każdym wybuchem, czy zwykłą ucieczką
chciała dać mu chwilę spokoju od problemów jakie za sobą niosła.
Dla Polski nie było jednak poza nią
świata. To bolało najbardziej, nie chciała by czuł się odtrącony, czy tym
bardziej winny zaistniałej sytuacji. Jego cisza tym bardziej dodawała jej
powodów, że tak właśnie się było. Siedząc w
milczeniu tuż obok niej, bez ujawniania się, tym bardziej dawał jej
powodów, by tak myśleć.
- Nie słyszałam jak wchodzisz –
powiedziała kontrolując głos – Nie musisz tutaj siedzieć. Wiem, że nie
przepadasz za deszczem. Mi natomiast bardzo odpowiada z prostych powodów. Nie
chcę żebyś się przeziębił…
Skarciła się w duchu za najgorszą z
możliwych wymówek. Polska oczywiście nie dał się złapać, od razu wiedział do
czego zmierza. Tym razem każda kropla niemalże przygwoździła ją do dachu.
- Nie wygaduj głupot… - odparł
łagodnie – Chcę tylko móc przy tobie siedzieć, nawet jeśli nie wiesz, że jestem
obok. Jeśli ci przeszkadzam, zaraz sobie pójdę.
- Nie odchodź – odparła niemal
natychmiast – Nie odchodź…
- W takim razie zostanę.
Zacisnęła dłoń na materiale próbując
zignorować dające się wyczuć zaokrąglenie. Nie potrafiła powstrzymać
zdenerwowania, nawet jeśli Polska mógłby przez to cierpieć.
- Chciałam z tobą o czymś porozmawiać
– zaczęła niepewnie – Czy czujesz się inaczej? Mam na myśli cieleśnie…
Przez chwilę nie odpowiadał. Choć
pozornie krótki moment stał się dla niej niemalże wiecznością. Pozwoliła by
niepewność kotłowała się w niej, godząc na każdą możliwą odpowiedź.
- Nie specjalnie – odparł – Choć z
każdym dniem czuje się silniejszy, przez wzgląd na coraz szersze prawa i
wolność wyboru. Poza tym jest prawie jak zawsze.
Wychwyciła jedno niepasujące słowo z
automatyczną uwagą.
- Prawie? – zawahała się.
Tym razem usłyszała jak się
przemieszcza. Zsunął się bezszelestnie w dół na tyle by być blisko niej. Wzór
deszczowego i ciemnego nieba, zasłoniła jej jedna z najpiękniejszych twarzy
jakie widziała. Zupełnie mokre włosy zaczesał dłonią do tyłu, ale tak jak
zawsze, jego kosmyki wiedziały lepiej gdzie się znaleźć. Zielone oczy, które
tak dobrze znała przedstawiały niemal pełny obraz jego emocji.
Nie potrafiła pojąć jak można być tak
idealnym i zarazem pięknym w duszy. Te dwie cechy zwykle nie łączyły się w
codziennym życiu. Pomimo faktu, bycia Morzem Bałtyckim nie potrafiła wyobrazić
sobie, że choć w połowie mogła mu dorównać siłą, sercem i pięknem.
- O ile dobrze pamiętam, trudno było
cię przy sobie zatrzymać – odpowiedział nie przestając świdrować ją spojrzeniem
szmaragdowych oczu – Tym razem mogę na ciebie patrzeć i kochać cię tak jak to
robiłem od tylu stuleci.
Na jej niewinnej twarzy spoczął blado
różany rumieniec. Leżeli stykając się czubkami nosów i intensywnie wpatrując w
oczy.
- Zawsze wiesz co powiedzieć… –
zaśmiała się krótko – Nawet teraz tak naprawdę nie chcesz, żeby deszcz padał mi
na twarz. Jesteś strasznie przewidywalny.
Wyraźnie zaskoczony jej spostrzeżeniem,
uśmiechnął się odsłaniając mokre włosy z jej policzków
- W końcu mężczyzną rodzi się po to,
by brać na siebie chłód życia i cierpienia kobiety – powiedział poważnie – Choć
z tym drugim naprawdę jest trudno, kiedy ma się do czynienia z bliską mi towarzyszką.
Na jego twarzy pojawił się mały
grymas, który zaraz zastąpił skromny uśmiech.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo
ujarzmić Morze – zachichotała – Jak zawsze sięgnąłeś po najtrudniejsze zadanie.
Tym samym przyniosłam za sobą nie tylko paczkę nieszczęść, jakie cię spotkały z
mojego powodu, ale i …
Zabrakło jej słów i głosu, by
wypowiedzieć ostatnie słowo. Zauważyła cień na jego twarzy. Fala poczucia winy
znowu zalała ją niczym lawa, ale nie potrafiła się przełamać.
- Przepraszam – wyjąkała, a jej oczy
zaszkliły się mimowolnie – To przecież naturalne, powinnam się cieszyć, prawda?
Dlaczego więc czuję lęk i niepewność, przed tym co będzie dalej? Powinieneś się
na mnie złościć, obrazić lub zostawić w spokoju… a jedyne co widzę od tych kilku
dni to troska. Nawet teraz trudno mi spojrzeć ci w oczy…
Podniósł się pozwalając zimnym kroplom
wmieszać się w jej łzy. Myślała, że odszedł i zrobił to czego tak oczekiwała od
dłuższego czasu, ale myliła się. Chwycił ją pod ramiona, z łatwością przesuwając
bliżej niego. Oparł ją o swój bark, przytrzymując głowę blisko serca.
Kompletnie zaskoczona pozwoliła mu na wszystko, chłonąc ciepło jego ciała. Ból
jaki odczuwała w oczach powoli znikał, rozproszony od jego dotyku.
- Teraz nie musisz patrzeć mi w oczy –
wyszeptał – Wystarczy, że jesteś blisko.
Słysząc szczere i pełne miłości słowa,
pozwoliła, by płacz zupełnie nią zawładnął. Otulił ją umięśnionymi ramionami,
chowając przed całym złem.
- Cała ta sytuacja to bezsprzecznie
moja wina, Sora – uspokoił ją, głaszcząc opiekuńczo po mokrych włosach – Moja
wiedza na temat relacji międzyludzkich znacznie wykraczała poza twoją własną.
To w moim obowiązku leżało dopilnowanie wszystkiego, kompletnie spieprzyłem
sprawę…
Strumienie deszczu zalewały dachówki,
wylewając się z dużą siłą o ziemię. Domyślał się, że cały napad gwałtownego
deszczu również leżał w jego winie. Cała sytuacja odbijała się na nim na tyle
mocno, że ledwo kontrolował emocje.
- Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał –
odezwała się wycierając wierzchem dłoni łzy -
Jestem szczęśliwa, że mogę dzielić z tobą coś znacznie więcej, niż
dotychczas. To przecież właśnie to, czego tak oboje pragnęliśmy. Problem w tym,
że wcześniej nie dostrzegałam niebezpieczeństw, które się z tym wiązały.
- Mówisz o tym, że jesteśmy
personifikacjami? Nie jesteśmy normalni? – dokończył smutno – To nie jest takie
ważne. Byłem tego świadom kiedyś i jestem dziś. Fakt, nie słyszałem, że coś
podobnego spotykało innych, ale czy to takie złe?
Westchnęła ciężko, nie rozumiejąc jego
lekkodusznej logiki.
- Nie boisz się? Dziecko. Dziecko dwóch
personifikacji, może pociągnąć za sobą okropne w skutkach wydarzenia. Zresztą
wasz świat jest kolosalnie różny od mojego. Ja nawet nie należę do waszego
gatunku. Nie pomyślałeś o tym, że może nie mieć normalnego życia, albo cię
zabije zastępując twoje miejsce, że urodzi się martwe…? Nie jestem w stanie
znieść takiego brzemienia Polsko, nie chcę być przyczyną twojej śmierci.
Usłyszała jak wstrzymuje powietrze, a
jego serce zwolniło swoje tempo.
- Boję – powiedział nader spokojnie –
Boję się o każdy dzień, który nadchodzi. Bo takie właśnie jest moje życie. Oboje mamy kilka setek lat, gdybym miał
poświecić ostatnie chwile na oglądanie naszego dziecka, oddałbym je
natychmiast. Zresztą, nie pomyślałaś, że właśnie stąd wychodzi moja troska o
ciebie? Myślałem, że dręczy cię coś zupełnie mi obcego, tymczasem oboje
zamknęliśmy się z tych samych pobudek.
Pociągnęła nosem, wycierając wciąż
płynące łzy. Widząc jak ogromne pokłady smutku, tak długo w sobie tłumione,
uleciały z niej w postaci małych kropel, skupił na chwilę myśli, koncentrując
się na swoich własnych emocjach.
- No już nie płacz, zupełnie nie wiem
co mam wtedy robić – powiedział pogodnie, wycierając ślady jej łez – Spójrz.
Podniósł głowę wskazując jej
sklepienie nieba.
Deszcz ustąpił jak na czyjeś zawołanie,
które z pewnością mogło należeć tylko do jej ukochanego przyjaciela, kochanka,
mężczyzny. Podniosła głowę patrząc na niebo, które niczym przecięte
niewidzialnym mieczem podzieliło się ujawniając ciepłe promienie słońca.
Skierowała wzrok na twarz Polski, na
której malował się ten sam znany jej uśmiech. Chłopięcy i pełen nadziei,
zupełnie oddalony od wszelkich problemów. Zawsze dodawał jej sił.
- Kocham cię – wyszeptała cicho,
przytulając go z całej siły.
Oparł głowę o jej własną składając na
niej pocałunek. Zaśmiała się, pozwalając słońcu ogrzać ich ciała po zimnym
deszczu, pełnym smutku i żalu. Nie chciała odwracać spojrzenia od twarzy
Polski, ale czuła jakby jego promienie dotykały tylko ich i nikogo innego.
- Obiecuję, że zrobię wszystko by je
chronić… - pomyślała w duchu – Wszystko.
*
WoooW Cudne :)
OdpowiedzUsuńHej... Pamiętasz mnie jeszcze? :) Czytałam kiedyś Twojego bloga, hen, hen dawno temu...
OdpowiedzUsuńNiestety nie jestem na bieżąco, dlatego nie mogę skomentować najnowszego rozdziału, ale jakoś przypomniałam sobie o tym blogu ucząc się na historii farmacji o Ignacym Łukasiewiczu i od razu miło mi się zrobiło widząc, że nie porzuciłaś tego opowiadania. Nie chcę składać obietnic, których nie dam rady dotrzymać, ale spróbuję po sesji nadrobić tego bloga, bo stęskniłam się za Sorą i Feliksem w Twoim wydaniu :)
Buziaczki, Yohao
Haha o rany 😀 pewnie, że pamiętam, ile to już lat minęło :) byłaś jedną z pierwszych osób komentujących rozdziały i ogólnie za gadających tutaj. Już studiujesz? Ja skończyłam xD
UsuńDzięki, że zajrzałaś :) Powodzenia na sesji !
Super blog :) kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń