piątek, 7 lipca 2017

Rozdział 106






Mijało wiele dni, które przynosiły za sobą coraz to większe zaciekawienie reszty państw. Wieść o jej stanie zaczynała być traktowana jako nowy punkt w życiu personifikacji. Przez co unikała jak mogła kontaktu z innym, by móc pomyśleć w samotności. Nie zawsze jednak dostawała na to szansę. Polska, przejęty jej stanem ani myślał ustąpić i pilnował jej jak oka w głowie. Nie raz prosił, by zajął się nią co jakiś czas Szwajcar, z powodu jego wiedzy medycznej, ale ten obawiał się jej morderczego spojrzenia.
Więc odmawiał, ale tylko ze względu na irytację Sory.
Polska nie rezygnował. W jego oczach widziała, coś na wzór strachu i ciągłego braku czasu. Nie rozumiała powodu, dla którego miałby tak się zachowywać, ale wolała nie pytać oszczędzając sobie dalszych zmartwień. Przesiadywała na dachu obserwując panoramę lasów i pól. Tylko tam mogła na spokojnie zaczerpnąć powietrza i poczuć się wolną od ciągłych ciekawskich oczu każdego z państw.
Wychodziła zawsze od strony pokoju, w którym leżała Węgierka. Duże okno na poddaszu znajdowało się dokładnie naprzeciwko łóżka. Zaspana i cicha wpatrywała się w niego pustym spojrzeniem pełnym bólu i cierpienia. Gdy tylko zamykała drzwi na klucz podchodziła do niej opowiadając o tym co działo się na zewnątrz. Reszta państw nie chciała narażać się na jej złość, z jakiegoś powodu, Węgry nie miała najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać.
Z wyjątkiem jej i Prusaka.
Sora czesała ją, myła i próbowała wyciągnąć z łóżka. Opory Węgierki utrudniały ostatnie zadanie. Jej rany fizyczne zagoiły się szybko, w przeciwieństwie do jej psychiki. Silna, nieustraszona i otwarta Węgry zmieniła się nie do poznania. Często łkała, gdy Sora odchodziła posiedzieć na dachu domku. Siedząc blisko okna słyszała każdy jej szloch.
- Węgry, musisz wstać – namawiała ją z ściśniętym sercem – Wszyscy się o ciebie martwią, ale nie dajesz sobie pomóc.
Spojrzała na nią z wyrzutem, czując, że rozmowa i tak spełznie na niczym.
- Dobrze wiedzą, dlaczego – wyszeptała ciężko – Nie mogę zapomnieć… nie mogę spać…
Zamknęła oczy powstrzymując kolejną serię łez. Sora zbliżyła się do krawędzi łóżka, pocierając jej policzek.
- Wiem. To co cię spotkało było bestialskie, gdybym tylko mogła ulżyć ci w cierpieniu od razu bym to zrobiła. Nie potrafię jednak cofnąć czasu. Przepraszam, mogliśmy wyruszyć szybciej, domyśleć się…
Zimne spojrzenie Węgierki zdawało się być otoczone niewidzialną barierą, która pomimo jej słów, nie miała zamiaru się ugiąć. Sora widziała w nich znane jej cierpienie jak i zmęczenie ciągłym „gdybaniem”.
- Domyśleć – powtórzyła, spuszczając wzrok – Nikt nie mógł się tego domyśleć. Zostałam skrzywdzona bardziej niż myślałam. Nie potrafię nawet się na was nie gniewać, śmieszne prawda? Gdyby nie wy, dalej musiała bym tam siedzieć i czekać na jego kolejną wizytę. Mimo to, w tej ciemności widziałam przyjaciół, którzy jak w bajkach biegną mi na ratunek…
Oko Sory zapulsowało boleśnie, a serce przyśpieszyło gwałtownie. Zakryła szmaragd dłonią, próbując opanować kolejną serię impulsów. Pomimo bólu, nie odwracała spojrzenia od chorej, nie chciała pokazywać jej swojego cierpienia, które przecież było niczym w porównaniu do tego co przeszła Węgierka.
Widząc to, Węgry rozjaśniła się na twarzy, ujawniając skruchę i wstyd. Ostatecznie rozumiała swoje położenie i brak możliwości zmiany czasu i wydarzeń. Pomimo ostrych jak ostrze słów, które posyłała do zatroskanej blondynki, Sora zawsze je znosiła nieważne jak bardzo przekroczyła granicę.
- To ja przepraszam – wyjąkała nachylając się do jej twarzy – nie powinnam mówić takich rzeczy. Wiem, że chcieliście jak najlepiej. To ostatni raz, gdy słyszysz ode mnie podobne słowa. Nie mogę być dla was niesprawiedliwa, z powodu mojego nieszczęścia.
Widząc jak Sora dygocze z niewyjaśnionego bólu, zaciekawiła się jej obecną sytuacją. Przyjrzała się jej bacznie, lustrując od góry do dołu.
- Coraz częściej doskwiera ci ten ból – zauważyła, masując palcem jej skroń – Jesteś pewna, że nie chcesz być zbadana? To może być coś ważnego, w twoim stanie… w twoim stanie nie powinnaś niczego bagatelizować.
Sora niemal natychmiast oderwała dłoń od szmaragdowego oka udając, że ból zniknął wraz ze słowami Węgierki. Ciepłe, aczkolwiek zdeterminowane spojrzenie, jakim obrzuciła brunetkę przywróciło ją do zmysłów.
- Nie jestem chora – westchnęła, zmęczona tematem – Tylko…
Zacięła się przez moment opuszczając wzrok. Satynowa pościel stała się teraz w jej oczach ważniejsza, od konieczności zakończenia wcześniejszego zdania. Bawiła się jego skrawkiem, męcząc w dłoni delikatny materiał. Nie chciała wymawiać tego słowa. Z jakiś powodów budził w niej lęk i niestabilność.
Po chwili usłyszały pukanie. Gdy żadna nie zareagowała do pokoju wszedł Prusak. Miał na sobie czarną koszulę, na której wyraźnie odznaczały się mocno zbite mięśnie. Kontrast między jej kolorem a jego srebrnymi włosami, robił niebywałe wrażenie. Sora westchnęła z ulgą czując, że ciąg niepożądanych rozmów o jej życiu zakończył się wraz z jego przyjściem. Kątem oka zauważyła jak Węgry odwraca wzrok próbując zapanować nad rumieńcami. Uśmiechnęła się ciepło widząc tak przyjemną dla oka reakcję. Podniosła się z pościeli, rzucając Węgierce ostatnie przyjazne spojrzenie. Prusak wbijał w nią swoje myśli krzyczące o jej niepożądanej obecności.
- Zostawię was. I tak miałam dzisiaj posiedzieć na zewnątrz – rzekła z udawanym uśmiechem.
- Lepiej żebyś w końcu przestała unikać tego, jakże wspaniałego tematu, w którym twoja osoba jest postacią główną – powiedział z nutą drwiny –  Wspomniałbym o tej dodatkowej atrakcji jaką jest domniemane dziecko dwóch personifikacji z lekka od siebie różnych, ale to już nudniejsza część opowieści.
Węgry rzuciła mu surowe spojrzenie niedowierzając, że wypowiedział podobne słowa w obecności Sory, ale jak zawsze w ogóle go to nie obeszło. Zachowanie Bałtyku zmyliło ich obojga. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie niczym brzdęk dzwoneczków, podchodząc do okna. Pod wpływem wiatru jej miodowe włosy kołysały się wdzięcznie odsłaniając kruche ramiona. Spojrzała nich przelotnie posyłając nieznany im dotąd cień uśmiechu.
- Ten żart, akurat ci się udał – powiedziała wychodząc na dach.
Osłupiali odprowadzili ją spojrzeniem, nie mogąc zdobyć isę na żaden komentarz przez dłuższą chwilę. Prusak jako pierwszy powrócił do dawnego toku życiu zrzucając zachowanie Sory na dalszy tor. Spojrzał na w pół leżącą Węgierkę, której spojrzenie wciąż zdawało się skupiać na widoku za oknem.
- Jeśli zaczyna śmiać się z moich drwin i żartów, to wiedz, że coś złego może się stać – wydukał podchodząc do łóżka Węgierki – Polska chodzi cały nabuzowany, przez to jej dziwaczne zachowanie. Zaczyna mnie strasznie wnerwiać ta atmosfera, którą wokół siebie ciągną.
Ułożył się blisko niej w miejscu, gdzie wcześniej siedziała Sora. Wyciągnął z kieszeni czerwone jabłko, dmuchając na niego w geście wyczyszczenia z pozostałości, po czym wręczył Węgierce.
Niewidoczny gołym okiem uśmiech, który pojawił się na jego twarzy spowodował zaginiony błysk w jej oczach. Jego serce uspokoiło się widząc, że z każdym dniem zaczynała wracać do siebie, ale nie potrafił ująć tego w słowach. Zresztą Węgry zawsze potrafiła dobrze go przejrzeć.
- Chciałabym wyjść do salonu, Prusy – powiedziała cicho, jakby sama do siebie.
Zanim zrozumiał, co miała na myśli odgryzł kawałek drugiego jabłka na tyle niedbale, ze jego sok spłynął mu po brodzie. Zaśmiała się krótko, wyciągając rękę ku jego twarzy. Speszony chwycił jej nadgarstek wpatrując się przerażonymi oczyma.
- Co chcesz zrobić? – zapytał głupio.
- Przylać ci – odparła sarkastycznie – Poplamisz koszulę, którą dał ci Polska. Mógłbyś choć trochę nauczyć się jeść poprawnie…
Puścił jej dłoń, pozwalając jej zebrać palcem krople i kawałki jabłka z brody. Soczysty sok, którego pozostałości miała teraz na palcu pozbyła się, przykładając go sobie do ust.
Widząc jak się krzywi czując kwaskowaty posmak jabłka, przełknął głośno ślinę, zastanawiając się jak smakowałyby jej usta. Spróbował oderwać od nich oczy i uspokoić oszalałe z pragnienia serce.
- To tylko koszula – syknął, starając się uniknąć jej wzroku – Zresztą mówiłaś coś o schodzeniu na dół? Dobrze się składa, moglibyśmy od razu iść na jakiś spacer. Mam dość przebywania między tymi dziwakami, muszę w końcu poczuć nutę wolności. Na dodatek to twoja ulubiona pora roku…
Ostatnie słowa wypalił bez zastanowienia, zapominając o  tym, by nigdy jej tego nie mówić. Fakt, że zna jej ulubioną porę roku, było równoznaczne z tym, że uważał tą informację za znaczącą. Kiedy widywali się za czasu dziecięcego podsłuchał jej rozmowę z jednym ze służących, kiedy chwaliła wiosenne kwiaty. Sama Węgierka nigdy nie mówiła mu tego osobiście. Zaszokowana dziewczyna opuściła dłoń zerkając na obraz za oknem. Starając się nie popaść w zbyt wielką radość z tego powodu, postanowiła zmienić temat. Prusak nie miał nic przeciwko.
- Wiosna – powiedziała cicho – U Polski bywa szczególnie piękna, wiesz?
Rzucił jej spojrzenie, które jasno wskazywało, że nie chce usłyszeć jego opinii na ten temat. Po chwili zerknął na jej koszulę, której rzemyki przeplatane między jej dekoltem rozwiązały się. Zmarszczka na jego czole pogłębiła się.
- Mogłabyś choć trochę uważać jak wyglądasz? – wyjąkał wznosząc oczy ku niebu – Przy mnie możesz tak wyglądać cały czas, ale jeśli wchodziłby by tu te dwa oszołomy, wolałbym żebyś nosiła gruby sweter po starej babci i cuchnące skarpety.
Zawiązał jej kokardkę upewniając się, że jej dekolt zostanie niewidoczny dla innych par oczu. Nie omieszkał się jednak nacieszyć danym mu widokiem pięknych piersi. Węgry nachyliła się do niego na tyle, by nie mógł się cofnąć, po czym zbliżyła się do jego ust. Nie musiała długo czekać, Prusak nie znał samokontroli, gdy tylko dawała mu okazję wykorzystywał ją całkowicie.
Bawiło ją to i jednocześnie sprawiało ulgę. Jego żarliwe pocałunki pozostawione na jej ustach zdawały się tam pozostać na wieczność. Rozbudzały jej schłodzonego ducha, które pod wpływem jego nagłych zachowań na nowo tliły w niej ogień. Jego żar i popędliwość ostudzały zmarznięte serce.
- Chętnie pójdę na ten spacer… - wyszeptała oddając się pieszczotom.
- To słodko… - odpowiedział przerywając na chwilę serię pocałunków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz