Dorzucił kilka pal drewna do ognia, patrząc się tępo w
iskierki. Zwykle robił to całymi dniami. Stało się to w jakiś sposób jego
rutyną, kręgiem z którego nie mógł znaleźć wyjścia. Nie miał nic innego do roboty jako wyrzutek. W końcu na tym polega jego kara, którą starał się jak najlepiej tolerować.
Za ścianami domu wył
wiatr, zagłuszając wszystkie kłęby myśli, jakie nazbierał przez cały ten
samotny okres. Zima zdawała się nie mieć końca.
Otulił się kocem wycierając nos.
- Mam nadzieje, że ten głupek też teraz choruje… - wyjąkał,
przez zbolałe gardło.
Po chwili rozległo się dzwonienie. Chata w której mieszkał
była trzy razy mniejsza od tej Polski, więc dźwięk rozchodził się niczym
nieustające echo. Nie zwlekając, zerwał się na gwałt podbiegając z niesamowitą
prędkością do telefonu. Nie minęła chwila, a już znajdował się przy słuchawce.
Zrzucony koc dopiero teraz uderzył o ziemię, tuż obok ciepłego kominka.
- Halo?
- Nie mogłam
wcześniej, cały czas sprawdzają połączenia…
- Wiem. Dobrze, że
dzwonisz, akurat miałem opieprzyć cię w myślach. Zamknięcie granic Polski to
nie jest problem, więc co nim jest?
Cisza po drugiej stronie drażniła go niemiłosiernie, ale
musiał czekać. Słyszał jak do kogoś coś mówi przez zamknięte drzwi, ale i tak
nie rozumiał ani słowa. Jej ton był bardzo zdenerwowany i choć myślał, że sam
sobie to wmawia – wystraszony.
- Nie mogę za długo
rozmawiać, oni i tak wszystko słyszą. Nawet na chwilę nie mogę wyjść na miasto…
Polska. Przekaż mu, że to działa, przenosi się też do mojego domu, niech dalej
robi, to co trzeba… Muszę kończyć.
Sygnał zakończający rozmowę odbijał mu się głucho w uszach.
Cisnął słuchawką ze złością, rzucając nią o ścianę.
- Cholerna rosyjska świnia! – krzyknął, uderzając pięścią o
stolik.
Wgniecenie w drewnianej konstrukcji, od razu nasączyło się
jego krwią. Knykcie przebiły skórę, ale zupełnie się tym nie przejął. Wręcz
jeszcze bardziej dociskał pięść, by poczuć ból. Podniósł głowę spoglądając w
lustro na ścianie. Jego oddech był gwałtowny i stanowczo za szybki.
W odbiciu widział tylko potwora. Wybryk natury, który teraz
kipiał ze wściekłości. Nie mógł powstrzymać wszechogarniającego go gniewu. Znał
go nader dobrze. Tylko tym uczuciem dążył do czegokolwiek przez swoje życie.
Teraz jednak czuł przebijający się ból i stratę. To wszystko kłębiło się na raz
w jego ciele, sprawiając prawdziwą rebelię w jego sercu.
Krwiste oczy pociemniały, jednak nie zmieniły się w znany mu
dotąd odcień, podobny do gęstej tętniczej krwi.
Fala żądzy zalała jego oczy, ale nie należały już do
państwa. Stał się odmieńcem, jeszcze gorszym od samych nacji. Jego ślepia
śledziły każdy detal twarzy, nie mogąc pozbyć się uczucia, że stał się teraz
kimś bardzo podobnym do Bałtyku.
- Mam dość czekania – wysyczał, uderzając po raz ostatni
zakrwawioną pięścią w lustro.
*
Klacz zahamowała gwałtownie na małej białej plance. Śnieg
rozsypał się na boki ujawniając pod kopytami uśpioną trawę. Sora poklepała ją
po szyi szepcząc do ucha słowa wdzięczności.
- Nareszcie… - wyszeptała uradowana, uśmiechając się szeroko
na sam widok oświetlonych okien.
Domek był mały. Zdecydowanie przeznaczony dla niewielkiej ilości
osób. Widząc ośnieżony dach zastanawiała się, czy leży teraz w sypialni śniąc
swoje sny. Przyzwyczajony do palenia świec w domu poustawiał je na kominku, z
którego wydobywał się dym. Ciepło jakie wlało się do jej serca rozmroziło jej
policzki i ducha. Zarumieniła się na samą myśl o spotkaniu go, zupełnie jak
dziecko, które ma dostać nową zabawkę.
Zsiadła z klaczy podpierając się na jej szyi. Dotknęła
stopami ziemi starając się robić to najdelikatniej jak tylko mogła. Podróż nie
była długa, ale i tak otwarte rany były zbyt głębokie by mogła je wyleczyć tak
szybko. Szczególnie kiedy jej ciało odmawiało nawet najprostszej regeneracji.
Podeszła
troszkę bliżej już o własnych siłach. Po chwili jej radość zastąpił smutek,
który wkradł się jak nieproszony gość. Ostatnim razem, kiedy tu była zrobiła
coś co tylko Prusak możliwie podsłuchał. Podniosła dłoń szukając w powietrzu
czegoś niewidzialnego. Nagle pod naporem jej dłoni poczuła jak coś wnika do jej
umysłu.
- Wciąż tu jest – odetchnęła z ulgą – A więc nikt cię nie
znalazł.
Uśmiechnęła się słabo, mimowolnie zadowolona ze swoich
zdolności, które choć raz były jej niezmiernie potrzebne. Klacz podeszła do
niej opierając czoło o jej ramię. Sora zaśmiała się głaszcząc ją pieszczotliwie
po mordce.
- Wiesz, co… póki mam szansę i Polska mnie nie widzi, coś ci
powiem – wyszeptała zaciskając pięść na sercu – Może poczuje się mniej winna.
To nawet lepiej, że nie jesteś człowiekiem, czy państwem. Wystarczy, że
wysłuchasz, co chcę powiedzieć.
Wiatr zerwał się na sile zdmuchując jej miodowe kosmyki z
twarzy. Przygryzła czerwone usta starając się dobrać odpowiednie słowa.
Rumieńce na jej bladej twarzy znikły niepowracalnie.
- Moje zdolności kryją się w większości w głosie – zaczęła
powoli wyrzucając z siebie ciężące na niej piętno – Cokolwiek robię to czysta
manipulacja, coś w rodzaju hipnozy. Niestety, nie jestem tylko człowiekiem.
Jako personifikacja Morza Bałtyckiego, moja moc znacznie różni się od tych
państw. Możliwe, że jestem od nich gorsza…
Ostatnie słowa ciężko przeszły jej przez gardło. Podniosła
wzrok na domek próbując wyobrazić sobie, że Polska również tego słucha. Nigdy
nie chciała żeby o tym wiedział. Samo wspominanie o ich odmienności powoduje,
że wspólne marzenia legną w gruzach nienormalności ich życia. Niewiedza bywa
błogosławieństwem.
- Na wodę nie mają wpływu. Każdy sztorm i kataklizmy z nią
związane to zwykła gra. Kiedy byłam mała nie byłam lepsza od Rosji, czy Niemca.
Topiłam miliony i często dla zabawy więziłam ich w najgorszych koszmarach.
Znalazłszy cel dla swojego życia, użyje każdej metody by go chronić. Mam
nadzieję, że używanie moich zdolności na tych ziemiach nie skaże mnie na
odrzucenie z jego strony.
Przesunęła dłonią po niewidzialnej płaszczyźnie.
- Znalazłam sposób by choć trochę mu pomóc. Łamię tym samym
chyba ich odwieczne prawa wiesz? – przerwała wydychając ciężko powietrze - Przyniosłam
wodę z Bałtyku i wylałam ją naokoło tej chatki. Moja pełna moc działa tylko w
obrzeżach mojego domu. Możliwie mogę być równie potężna na lądzie, ale
musiałabym być wytrącona z równowagi. Śpiew i wizje jakie mogę tworzyć w
umysłach innych to zwykle moje maksimum po tej stornie brzegu. Ostatnim razem
zaśpiewałam jedną z najbardziej potężnych melodii, jakie znam. Kosztowało to
sporo wysiłku, ale widać było warto. Dzięki temu woda, którą skropiłam, otacza
jego dom niczym bariera. Nikt poza wybranymi osobami nie widzi tego domku… i to
właściwie koniec. Trochę się rozgadałam…
Zaśmiała się pod nosem, wycierając wilgotne oczy.
- Jestem beznadziejna… co chwilę zmieniam humor – jęknęła ze
złości.
- Fakt. To u ciebie naprawdę częste… - usłyszała za sobą.
*
Odwróciła się do postaci stojącej pod drzewem. Opierała się
o niego ze skrzyżowanymi rękami. Znany jej czarny płaszcz i szal zakrywający
usta, mignął jej przed oczami.
W ułamku sekundy
znalazł się tuż przed nią, a wiatr jaki wzmógł się pod wpływem jego ruchów
zarzucił jej włosami do tyłu, odsłaniając przerażone spojrzenie Sory. Jej oczy
zaszkliły się jeszcze bardziej, przez co ledwo mogła już go widzieć.
- Przepraszam… -
wydukała przerażona jego reakcją.
Po raz
pierwszy w życiu bała się tego co zrobi. Niewątpliwie potrafił być
przerażający, emanować pewnością i niezłomnością. Właśnie teraz czuła się
przygwożdżona jego osobą. Jasne włosy i zieleń jego oczu to jedyne co błyskało
jej przed oczami. Nie mogła pohamować łez, nie wiedząc już nawet, czy to ze
strachu czy z wyrzutów sumienia.
- Szkoda, że musiałem tego wysłuchać w taki sposób – odezwał
się po dłuższej ciszy.
Poczuła jego dłoń na swojej szyi. Wzdrygnęła się nie mogąc
wykonać najmniejszego ruchu. Zacisnął palce na jej karku każąc jej wręcz
podejść bliżej niego. Był od niej wyższy o głowę, zupełnie nad nią dominując.
Nagle
wbił swoje usta w jej własne smakując jej jak jeszcze nigdy. Fala gorąca wbiła
się w jej ciało, a pożądanie z jego strony łamało w niej ducha. Zupełnie
otumaniona przez emocje nie mogła wydać z siebie słowa. W końcu odsunęła się od
niego, oddychając szybko i nieregularnie. Teraz widziała go w całej okazałości.
Nieziemsko przystojny jak zawsze wpatrywał się w nią
niezłomnym spojrzeniem. Zdawało się jej, że był równie nieprawdopodobny jak
ona. W jej oczach nie było nikogo piękniejszego w ciele i duszy. Włosy związał
w typowy dla siebie mały kitek z tyłu, zaś dłuższe pasemka przy twarzy otuliły
jego wyraziste rysy.
- Nie możesz.. – wydukała, będąc na skraju opanowania.
Po chwili na jego twarzy pojawił się znany jej anielski
uśmiech, łagodny i pełen ciepła. W jego głowie pojawiał się teraz wyłącznie
obraz jej rozpłakanej twarzy, i niewinnego spojrzenia, w którym widział
gotowość na każdą możliwą karę jaką jej zgotuje.
- Mam to gdzieś – odpowiedział niemal natychmiast ze
stanowczością, która wryła ją w ziemię.
Oblizał usta w łobuzerskim uśmiechu, delektując się jej
rumieńcami po nagłym pocałunku z jego strony. Sora nigdy wcześniej go takim nie
widziała. Nie rozumiała co to było, ale Polska, który stał przed nią był pełen
siły i dumy. Czuła, że przez ten czas w jakiś sposób stał się silniejszy.
- Jedyne czego teraz chcę… - wyszeptał pochylając się do jej
ucha – To ty.
Zimno i mróz zdawały się w ogóle jej już nie ruszać. Ciepło
rozlane po jej ciele, wręcz krzyczało by móc go przytulić i wycałować. Widząc,
że nie jest w stanie powiedzieć, ani słowa, wziął ją na ręce mocno do siebie
przylegując. Kara klacz zniknęła wśród drzew, uprzednio chyląc ku niemu głowę.
Polska wszedł do domku zamykając plecami drzwi. Skierował do
ciemnego salonu oświetlonego ogniem kominka i pojedynczą świecą. Sora
rozglądała się oniemiała na pięknie urządzone mieszkanie, nie mogąc uwierzyć w
to co widzi. Wszystko przypominało sen, choć życie wydawało się jej o wiele
bogatsze i piękniejsze. W końcu istnienie ludzkie to ciągłe pasmo nie powodzeń,
dlatego chwile szczęśliwe to tylko dar od losu, piękny i ulotny.
Polska podszedł do kominka kucając nad białym dywanem
leżącym obok niego.
- Witaj w domu – wyszeptał cicho kładąc ją na ziemię.
Będąc tuż nad nią, nie mogła oprzeć się poczuciu by mieć go
tej nocy dla siebie. Dotknęła jego policzka dłonią masując go zapamiętale.
- Wróciłam…
Wciąż się w nią wpatrując sięgnął do ramiączka jej sukienki,
zdejmując go powoli z jej ramion. Nachylił się do niej całując jej dekolt i
piersi. Sora sięgnęła do jego koszuli i jednym szybkim ruchem zerwała ją rwąc
guziki, które rozpadły się po całym salonie.
Całował pożądliwie i z każdym cichym jękiem ze strony
dziewczyny pragnął więcej. Nie chciał rozumieć swojego zachowania. Zwyczajnie
podążał za instynktem, każącym wielbić mu każdy skrawek jej ciała. Zamierzał
kochać się z nią tak, jak jeszcze nigdy przez całe swoje życie. Tym bardziej
napawał go radością fakt, że od zawsze była jego i nie zamierzał się z nią nikim
dzielić.
- Kocham cię – usłyszała jeszcze zanim stali się jednością.
Ja.. Naprawdę nie wiem co napisać...To.. było po prostu dziwne
OdpowiedzUsuńZgodzę się.
OdpowiedzUsuńCo więcej, nie miałam bladego pomysłu, co robić z tym postem, więc zostałam przy tym. Pisałam to dawno temu, a wracanie do tych wątków zburzy mi późniejsze rozdziały.
Z drugiej strony jeden dziwny post ujdzie w tłumie :d