niedziela, 4 września 2016

Rozdział 93






Dorzucił kilka pal drewna do ognia, patrząc się tępo w iskierki. Zwykle robił to całymi dniami. Stało się to w jakiś sposób jego rutyną, kręgiem z którego nie mógł znaleźć wyjścia.  Nie miał nic innego do roboty jako wyrzutek. W końcu na tym polega jego kara, którą starał się jak najlepiej tolerować.
Za ścianami domu wył wiatr, zagłuszając wszystkie kłęby myśli, jakie nazbierał przez cały ten samotny okres. Zima zdawała się nie mieć końca.
Otulił się kocem wycierając nos.
- Mam nadzieje, że ten głupek też teraz choruje… - wyjąkał, przez zbolałe gardło.
Po chwili rozległo się dzwonienie. Chata w której mieszkał była trzy razy mniejsza od tej Polski, więc dźwięk rozchodził się niczym nieustające echo. Nie zwlekając, zerwał się na gwałt podbiegając z niesamowitą prędkością do telefonu. Nie minęła chwila, a już znajdował się przy słuchawce. Zrzucony koc dopiero teraz uderzył o ziemię, tuż obok ciepłego kominka.
- Halo?
- Nie mogłam wcześniej, cały czas sprawdzają połączenia…
- Wiem. Dobrze, że dzwonisz, akurat miałem opieprzyć cię w myślach. Zamknięcie granic Polski to nie jest problem, więc co nim jest?
Cisza po drugiej stronie drażniła go niemiłosiernie, ale musiał czekać. Słyszał jak do kogoś coś mówi przez zamknięte drzwi, ale i tak nie rozumiał ani słowa. Jej ton był bardzo zdenerwowany i choć myślał, że sam sobie to wmawia – wystraszony.
- Nie mogę za długo rozmawiać, oni i tak wszystko słyszą. Nawet na chwilę nie mogę wyjść na miasto… Polska. Przekaż mu, że to działa, przenosi się też do mojego domu, niech dalej robi, to co trzeba… Muszę kończyć.
Sygnał zakończający rozmowę odbijał mu się głucho w uszach. Cisnął słuchawką ze złością, rzucając nią o ścianę.
- Cholerna rosyjska świnia! – krzyknął, uderzając pięścią o stolik.
Wgniecenie w drewnianej konstrukcji, od razu nasączyło się jego krwią. Knykcie przebiły skórę, ale zupełnie się tym nie przejął. Wręcz jeszcze bardziej dociskał pięść, by poczuć ból. Podniósł głowę spoglądając w lustro na ścianie. Jego oddech był gwałtowny i stanowczo za szybki.
W odbiciu widział tylko potwora. Wybryk natury, który teraz kipiał ze wściekłości. Nie mógł powstrzymać wszechogarniającego go gniewu. Znał go nader dobrze. Tylko tym uczuciem dążył do czegokolwiek przez swoje życie. Teraz jednak czuł przebijający się ból i stratę. To wszystko kłębiło się na raz w jego ciele, sprawiając prawdziwą rebelię w jego sercu.
Krwiste oczy pociemniały, jednak nie zmieniły się w znany mu dotąd odcień, podobny do gęstej tętniczej krwi.
Fala żądzy zalała jego oczy, ale nie należały już do państwa. Stał się odmieńcem, jeszcze gorszym od samych nacji. Jego ślepia śledziły każdy detal twarzy, nie mogąc pozbyć się uczucia, że stał się teraz kimś bardzo podobnym do Bałtyku.
- Mam dość czekania – wysyczał, uderzając po raz ostatni zakrwawioną pięścią w lustro.
*

Klacz zahamowała gwałtownie na małej białej plance. Śnieg rozsypał się na boki ujawniając pod kopytami uśpioną trawę. Sora poklepała ją po szyi szepcząc do ucha słowa wdzięczności.
- Nareszcie… - wyszeptała uradowana, uśmiechając się szeroko na sam widok oświetlonych okien.
Domek był mały. Zdecydowanie przeznaczony dla niewielkiej ilości osób. Widząc ośnieżony dach zastanawiała się, czy leży teraz w sypialni śniąc swoje sny. Przyzwyczajony do palenia świec w domu poustawiał je na kominku, z którego wydobywał się dym. Ciepło jakie wlało się do jej serca rozmroziło jej policzki i ducha. Zarumieniła się na samą myśl o spotkaniu go, zupełnie jak dziecko, które ma dostać nową zabawkę.
Zsiadła z klaczy podpierając się na jej szyi. Dotknęła stopami ziemi starając się robić to najdelikatniej jak tylko mogła. Podróż nie była długa, ale i tak otwarte rany były zbyt głębokie by mogła je wyleczyć tak szybko. Szczególnie kiedy jej ciało odmawiało nawet najprostszej regeneracji.
                Podeszła troszkę bliżej już o własnych siłach. Po chwili jej radość zastąpił smutek, który wkradł się jak nieproszony gość. Ostatnim razem, kiedy tu była zrobiła coś co tylko Prusak możliwie podsłuchał. Podniosła dłoń szukając w powietrzu czegoś niewidzialnego. Nagle pod naporem jej dłoni poczuła jak coś wnika do jej umysłu.
- Wciąż tu jest – odetchnęła z ulgą – A więc nikt cię nie znalazł.
Uśmiechnęła się słabo, mimowolnie zadowolona ze swoich zdolności, które choć raz były jej niezmiernie potrzebne. Klacz podeszła do niej opierając czoło o jej ramię. Sora zaśmiała się głaszcząc ją pieszczotliwie po mordce.
- Wiesz, co… póki mam szansę i Polska mnie nie widzi, coś ci powiem – wyszeptała zaciskając pięść na sercu – Może poczuje się mniej winna. To nawet lepiej, że nie jesteś człowiekiem, czy państwem. Wystarczy, że wysłuchasz, co chcę powiedzieć.
Wiatr zerwał się na sile zdmuchując jej miodowe kosmyki z twarzy. Przygryzła czerwone usta starając się dobrać odpowiednie słowa. Rumieńce na jej bladej twarzy znikły niepowracalnie.
- Moje zdolności kryją się w większości w głosie – zaczęła powoli wyrzucając z siebie ciężące na niej piętno – Cokolwiek robię to czysta manipulacja, coś w rodzaju hipnozy. Niestety, nie jestem tylko człowiekiem. Jako personifikacja Morza Bałtyckiego, moja moc znacznie różni się od tych państw. Możliwe, że jestem od nich gorsza…
Ostatnie słowa ciężko przeszły jej przez gardło. Podniosła wzrok na domek próbując wyobrazić sobie, że Polska również tego słucha. Nigdy nie chciała żeby o tym wiedział. Samo wspominanie o ich odmienności powoduje, że wspólne marzenia legną w gruzach nienormalności ich życia. Niewiedza bywa błogosławieństwem.
- Na wodę nie mają wpływu. Każdy sztorm i kataklizmy z nią związane to zwykła gra. Kiedy byłam mała nie byłam lepsza od Rosji, czy Niemca. Topiłam miliony i często dla zabawy więziłam ich w najgorszych koszmarach. Znalazłszy cel dla swojego życia, użyje każdej metody by go chronić. Mam nadzieję, że używanie moich zdolności na tych ziemiach nie skaże mnie na odrzucenie z jego strony.
Przesunęła dłonią po niewidzialnej płaszczyźnie.
- Znalazłam sposób by choć trochę mu pomóc. Łamię tym samym chyba ich odwieczne prawa wiesz? – przerwała wydychając ciężko powietrze - Przyniosłam wodę z Bałtyku i wylałam ją naokoło tej chatki. Moja pełna moc działa tylko w obrzeżach mojego domu. Możliwie mogę być równie potężna na lądzie, ale musiałabym być wytrącona z równowagi. Śpiew i wizje jakie mogę tworzyć w umysłach innych to zwykle moje maksimum po tej stornie brzegu. Ostatnim razem zaśpiewałam jedną z najbardziej potężnych melodii, jakie znam. Kosztowało to sporo wysiłku, ale widać było warto. Dzięki temu woda, którą skropiłam, otacza jego dom niczym bariera. Nikt poza wybranymi osobami nie widzi tego domku… i to właściwie koniec. Trochę się rozgadałam…
Zaśmiała się pod nosem, wycierając wilgotne oczy.
- Jestem beznadziejna… co chwilę zmieniam humor – jęknęła ze złości.
- Fakt. To u ciebie naprawdę częste… - usłyszała za sobą.
*
Odwróciła się do postaci stojącej pod drzewem. Opierała się o niego ze skrzyżowanymi rękami. Znany jej czarny płaszcz i szal zakrywający usta, mignął jej przed oczami.
 W ułamku sekundy znalazł się tuż przed nią, a wiatr jaki wzmógł się pod wpływem jego ruchów zarzucił jej włosami do tyłu, odsłaniając przerażone spojrzenie Sory. Jej oczy zaszkliły się jeszcze bardziej, przez co ledwo mogła już go widzieć.
 - Przepraszam… - wydukała przerażona jego reakcją.
                Po raz pierwszy w życiu bała się tego co zrobi. Niewątpliwie potrafił być przerażający, emanować pewnością i niezłomnością. Właśnie teraz czuła się przygwożdżona jego osobą. Jasne włosy i zieleń jego oczu to jedyne co błyskało jej przed oczami. Nie mogła pohamować łez, nie wiedząc już nawet, czy to ze strachu czy z wyrzutów sumienia.
- Szkoda, że musiałem tego wysłuchać w taki sposób – odezwał się po dłuższej ciszy.
Poczuła jego dłoń na swojej szyi. Wzdrygnęła się nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Zacisnął palce na jej karku każąc jej wręcz podejść bliżej niego. Był od niej wyższy o głowę, zupełnie nad nią dominując.
                Nagle wbił swoje usta w jej własne smakując jej jak jeszcze nigdy. Fala gorąca wbiła się w jej ciało, a pożądanie z jego strony łamało w niej ducha. Zupełnie otumaniona przez emocje nie mogła wydać z siebie słowa. W końcu odsunęła się od niego, oddychając szybko i nieregularnie. Teraz widziała go w całej okazałości.
Nieziemsko przystojny jak zawsze wpatrywał się w nią niezłomnym spojrzeniem. Zdawało się jej, że był równie nieprawdopodobny jak ona. W jej oczach nie było nikogo piękniejszego w ciele i duszy. Włosy związał w typowy dla siebie mały kitek z tyłu, zaś dłuższe pasemka przy twarzy otuliły jego wyraziste rysy.
- Nie możesz.. – wydukała, będąc na skraju opanowania.
Po chwili na jego twarzy pojawił się znany jej anielski uśmiech, łagodny i pełen ciepła. W jego głowie pojawiał się teraz wyłącznie obraz jej rozpłakanej twarzy, i niewinnego spojrzenia, w którym widział gotowość na każdą możliwą karę jaką jej zgotuje.
- Mam to gdzieś – odpowiedział niemal natychmiast ze stanowczością, która wryła ją w ziemię.
Oblizał usta w łobuzerskim uśmiechu, delektując się jej rumieńcami po nagłym pocałunku z jego strony. Sora nigdy wcześniej go takim nie widziała. Nie rozumiała co to było, ale Polska, który stał przed nią był pełen siły i dumy. Czuła, że przez ten czas w jakiś sposób stał się silniejszy.
- Jedyne czego teraz chcę… - wyszeptał pochylając się do jej ucha – To ty.
Zimno i mróz zdawały się w ogóle jej już nie ruszać. Ciepło rozlane po jej ciele, wręcz krzyczało by móc go przytulić i wycałować. Widząc, że nie jest w stanie powiedzieć, ani słowa, wziął ją na ręce mocno do siebie przylegując. Kara klacz zniknęła wśród drzew, uprzednio chyląc ku niemu głowę.
Polska wszedł do domku zamykając plecami drzwi. Skierował do ciemnego salonu oświetlonego ogniem kominka i pojedynczą świecą. Sora rozglądała się oniemiała na pięknie urządzone mieszkanie, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Wszystko przypominało sen, choć życie wydawało się jej o wiele bogatsze i piękniejsze. W końcu istnienie ludzkie to ciągłe pasmo nie powodzeń, dlatego chwile szczęśliwe to tylko dar od losu, piękny i ulotny.
Polska podszedł do kominka kucając nad białym dywanem leżącym obok niego.
- Witaj w domu – wyszeptał cicho kładąc ją na ziemię. 
Będąc tuż nad nią, nie mogła oprzeć się poczuciu by mieć go tej nocy dla siebie. Dotknęła jego policzka dłonią masując go zapamiętale.
- Wróciłam…
Wciąż się w nią wpatrując sięgnął do ramiączka jej sukienki, zdejmując go powoli z jej ramion. Nachylił się do niej całując jej dekolt i piersi. Sora sięgnęła do jego koszuli i jednym szybkim ruchem zerwała ją rwąc guziki, które rozpadły się po całym salonie.
Całował pożądliwie i z każdym cichym jękiem ze strony dziewczyny pragnął więcej. Nie chciał rozumieć swojego zachowania. Zwyczajnie podążał za instynktem, każącym wielbić mu każdy skrawek jej ciała. Zamierzał kochać się z nią tak, jak jeszcze nigdy przez całe swoje życie. Tym bardziej napawał go radością fakt, że od zawsze była jego i nie zamierzał się z nią nikim dzielić.
- Kocham cię – usłyszała jeszcze zanim stali się jednością.

2 komentarze:

  1. Ja.. Naprawdę nie wiem co napisać...To.. było po prostu dziwne

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgodzę się.
    Co więcej, nie miałam bladego pomysłu, co robić z tym postem, więc zostałam przy tym. Pisałam to dawno temu, a wracanie do tych wątków zburzy mi późniejsze rozdziały.
    Z drugiej strony jeden dziwny post ujdzie w tłumie :d

    OdpowiedzUsuń