Czuła tępy ból w stopach, które z
każdym krokiem wbijały się w zmarzlinę. Przez
rozległy biały puch nie mogła dostrzec kiedy w końcu stanie na lądzie. Drzewa,
niebo, ziemia nie różniły się od siebie najmniejszym szczegółem.
Idąc przed siebie nie zwracała
uwagi na ślady krwi, które ciągnęły się w linii prostej w głąb zamarzniętego
morza. Śnieg nie dawał o sobie zapomnieć nawet wtedy, gdy pokrył już możliwie
każdy kąt ziemi.
Po chwili zatrzymała się wyciągając
ręce do góry. Białe płatki spadające z nieba miały najróżniejsze kształty.
Widziała je bardzo dokładnie, choć pulsujący ból w lewym zielonym oku, nie
pozwalał jej na zbyt długie doszukiwanie się szczegółów.
Dotarła w końcu do znanego
miejsca tylko po to, by jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, jak
bardzo nie przejednana jest ta kraina. Spojrzała za siebie. Rozciągająca się
biel pokryła sporą część jej domu przy brzegach Polskich ziem. Czuła, że pogoda
miała z tym mało wspólnego. W powietrzu między płatkami śniegu, wirowała czyjaś
obecność składająca się w większości z ziemna i lodu.
Zmarszczyła ze zmartwienia brwi,
opuszczając wzrok. Podobny obrazek zawirował w jej umyśle wytrącając z jej
pamięci najstarsze wspomnienia. Trudno jest pamiętać wszystko, szczególnie
jeśli miało się ponad tysiąc lat. To nie znaczyło jednak, że nie mogła sobie w
żaden sposób tego przypomnieć. Zwyczajnie odepchnęła tę myśl, zatracając zimową
i śnieżną noc w dalekie zakamarki umysłu. Postać małej dziewczynki otulonej
włosami, stawała się zgodnie z jej wolą coraz to bardziej odległą.
Płatek śniegu spadł na jej palec
zmieniając się powoli w wodę. Spojrzała na niego srogo, strząsając krople na
ziemię. Śnieg przywoływał zbyt wiele wspomnień, które narzucały się jej z nie
wiadomego powodu. Nie widziała potrzeby sięgać pamięcią w tak dalekie zdarzenia.
Rosja, który teraz miał wolną
rękę w domu Polski, z pewnością wyczuwał coś przy brzegach jej Morza. W czasie
ataku na willę państw, wymazała z pamięci swoją osobę, ale Rosja szczególnie
opierał się jej woli. Wypierał ją przy każdej próbie zmiany wspomnień. Ostatecznie
udało się jej osiągnąć cel, ale teraz zaczynała doceniać siłę i zapalczywość
jego umysłu.
Kucnęła na zamarzniętej tafli
zbierając w garści upadły śnieg.
- Zupełnie niczym twoje łzy… -
wyszeptała sama do siebie – Prawda Rosjo?
Nagle jej uwagę przykuły znamiona
rozciągające się od jej ud po kostki. Wiły się wyglądając jak oparzenia w
kształcie łusek. Musnęła je dłonią przy czym wstrzymała powietrze, po nagłym
ataku bólu. Kolejna rzecz, którą musiała dopisać do poniesionych strat.
Starając się nimi nie przejmować
wstała kierując się w głąb nocy. Potrzeba czyjegoś ciepła stawała się coraz
bardziej nieznośna. Chłód i mróz jakie unosiły się w powietrzu były
zadziwiająco silne. Stawała pewne kroki, zataczając czerwone ślady tuż za sobą
niczym ścieżka.
Po
chwili usłyszała jak coś za nią łamie lód. Twardo i pewnie, zupełnie jak czołg
przedzierający się przez przeszkody. Odskoczyła do tyłu czując w górkach śniegu
zamarznięty piaszczysty piach. Była na miejscu. Dom Polski na wyciągnięcie
ręki. Kolejny trzask wyrwał ją z chwilowego zachwytu, stawiając na powrót w
gotowości.
Strach przeszedł przez jej ciało.
Nie miała siły walczyć, ani jak się bronić. Wiatr zerwał się na sile,
zdmuchując spadający biały puch. Przez śnieg przebijała się jego ogromna kara
postura. Niebieskie oczy spoglądały na nią bacznie, dłubiąc nerwowo kopytem w
rozbitym lodzie, z którego wyłaniała się woda.
- Piękny – wyjąkała, nie mogąc
oderwać od niego spojrzenia.
Potężny koń, zamachnął hebanową
grzywą rżąc przeciągle. Po chwili poczuła jak obraz przed nią zaczyna się
kołysać. Złapała za głowę zamykając od razu oczy.
- Nie, nie teraz… - przekonywała
samą siebie, ale zmęczenie i skrajne wyczerpanie nie dawało jej pozwolenia na
cokolwiek, poza tym, co samo sobie zażyczy.
Była na siebie wściekła.
Wiedziała, że nie udałoby się jej ujść z życiem, gdyby nie wykorzystanie swoich
zdolności. Zerknęła na trzęsące się dłonie, próbując walczyć z osłabionym
organizmem. Zielone oko pulsowało boleśnie dając o sobie coraz donośniej znać.
- Niech to… - jęknęła wycierając
krwawą łzę.
Oddychała coraz to słabiej,
czując jak część „życia” podarowanego jej przez Polskę walczy jej własną. Jako personifikacja Morza
Bałtyckiego nie mogła dzielić mocy państwa. Po przebudzeniu i odzyskaniu pamięci jej ciało
świadomie wypierało cząstkę Polski z jej ciała. Nie chciała jednak jej tracić,
dzięki niej mogła żyć i pozostać na tym świecie.
Osunęła się w dół, opierając
plecami o wysoką wydmę. Ostatnie, co dostrzegła to piękny dumny kary koń
podchodzący do niej spokojnie, nie spuszczając z niej niebieskich oczu.
*
Sora
Sen przyszedł mi tak łatwo.
Kojący i spokojny, sama nie wiedziałam dlaczego. Z początku widziałam jasne
światło, które z czasem przeradzało się w piękny krajobraz. Las i łąka były mi
znajome, ale nie mogłam sobie przypomnieć niczego więcej. Dopiero po chwili
pojawiły się maki i bratki, w otoczeniu polnych kwiatów. Wszystko wydawało się
tak nostalgiczne.
Po chwili zobaczyłam prze sobą czyjąś dłoń wyciągnięta w moją stronę. Z czasem od dłoni odchodziła reszta ciała. Pięknie zbudowany mężczyzna, z promienistym uśmiechem i jasną, ciepłą zielenią oczu. Poznałabym je wszędzie, nawet w najgłębszych ciemnościach. Od razu ją przyjęłam zaciskaj
Po chwili zobaczyłam prze sobą czyjąś dłoń wyciągnięta w moją stronę. Z czasem od dłoni odchodziła reszta ciała. Pięknie zbudowany mężczyzna, z promienistym uśmiechem i jasną, ciepłą zielenią oczu. Poznałabym je wszędzie, nawet w najgłębszych ciemnościach. Od razu ją przyjęłam zaciskaj
ąc na niej palce, byle tylko ode
mnie nie odszedł.
Poprowadził mnie wzdłuż prostej
ścieżki, co chwilę się do mnie odwracając z przeszywającym uśmiechem. Nagle
pociągnął mnie ku sobie zakręcając wokół własnej dłoni, aż wylądowałam w jego
objęciach. Złożył na moich ustach namiętny pocałunek, od którego zakręciło mi
się w głowie.
Jednak mój sen nie to miał mi
przekazać. Byłam pewna, że to nie tak. Wraz z tą myślą, wyraz Polski przed
moimi oczami zmienił się. Kucnął przede mną, ze zmartwieniem wyrysowanym na
jego twarzy. Wszystko wokół straciło swój blask i kolory, wraz z jego zmianą
nastroju. Z promiennego lata, nastała umierająca jesień i złowieszcza
atmosfera. Stanęłam w bezruchu, nie wiedząc co się stało. Jego oczy spojrzały
ze smutkiem na mój brzuch. Nie mogłam tego zrozumieć, nawet jeśli nie żyłam w jego
świecie to było zbyt dziwne.
Po chwili wyciągnął rękę, kładąc na nim swoją
dłoń.
To niesamowite, że nawet podczas
snu czułam ciepło jego
dłoni. Niepokojący ogień ogarniający moje ciało, który wraz z jego dotykiem
objął mnie niczym paraliż, był mi czymś zupełnie nowym. Jednak Polska nie
wydawał się zdziwiony, ani zmartwiony widząc moje przerażenie. Posmutniał jeszcze
bardziej, a jego zielone oczy pokryły się szklistą powłoką.
„Ochronię was za cenę mojego
życia, moje największe błogosławieństwo, które mi ofiarowano”
Moje serce zabiło gwałtownie
wlewając w każdą cząstkę mego ciała ciepło. Treść jego słów nie była
przypadkowa, ból wyryty na jego twarzy był
prawdziwy. Nie wiedziałam co sprawiło, że cała sytuacja kojarzyła się mi
z pożegnaniem. Polska i ja już nie raz musieliśmy się rozstawać z wielu powodu,
jednych większych innych mniej znaczących. Tym razem widziałam człowieka
obciążonego wielkim brzemieniem, który ledwo stał na nogach. Dotknęłam dłonią
jego własną zaciskając na niej palce. Spracowana pełna blizn, ale nie
ustępliwie zawsze będąca przy mnie.
Po chwili coś do mnie dotarło.
Wessałam głośno powietrze wbijając wzrok w jego bladą twarz.
- Was…? – wyszeptałam.
Zielone oczy Polski powoli
spojrzały na mnie nie zmieniając swojego wyrazu. Z pewnością nie chodziło mu o
państwa, byłam pewna, że ta rozmowa dotyczyła tylko naszej dwójki nikogo spoza
naszego związku.
Przestrzeń wokół zaczęła łamać
się niczym zbite szkło. Drzewa obumierały zmieniając się w suche pnie pełne
robactwa. Nie mogłam opanować emocji, wizja przedstawiała albo moje obawy albo
moją przyszłość. Sen jakkolwiek by się nie zadawał leczniczy, ten z całą
pewnością do takiego nie należał. Spojrzałam na swój brzuch, na którym dalej
spoczywała ręką Polski. Do tej pory nie dostrzegłam, że tylko przez chwilę
odwrócił od niego wzrok. Przez cały czas jego uwaga była skupiona wyłącznie na
czymś co było pod jego dłonią.
Kawałki otoczenia zbiły się pod
silnym uderzeniem mroźnego wiatru. Resztki wirowały w powietrzu, by po chwili
spaść na nas niczym deszcz. Krzyknęłam zasłaniając się rękami.
W jednej chwili otworzyłam oczy a
mój krzyk wydostał się do świata rzeczywistego. Pot, który kapał z mojej skóry
i drżące ręce świadczyły, że jestem z powrotem na brzegu wody. Podparłam się
rękoma, próbując złapać powietrze. Do oczu zebrały mi się łzy, kapiąc w zamarznięty
piach.
- Ah! – krzyknęłam łapiąc się automatycznie
za bolesny ścisk.
Zacisnęłam pięści próbując
złagodzić cierpienie. Nie wiedziałam ile trwałam w tym letargu, ale z czasem
ból stopniowo zelżał na sile. Czułam się słaba, zupełnie pozbawiona sił oparłam
się o wydmę. Przytrzymałam włosy, próbując obaczyć, co się dzieje przede mną.
- Uh, co to jest… - jęknęłam, starając
nie napinać mięśni.
Ten rodzaj bólu był mi całkowicie
obcy. Ostrożnie oparłam się o wydmę, wzdychając powoli. Czując, że moje włosy
są w kompletnym nie ładzie, otrzepałam je z piasku, starając się zrobić prosty
przedziałek. Spojrzałam leniwie w niebo. Wciąż była noc. Za to śnieg przestał
padać i całe szczęście bo byłam nim kompletnie przysypana. Piasek też
przypominał srebrne kryształki. Przesunęłam ręką po powierzchni plaży,
odkopując złote pole ziarenek. Przez lód, mieniły się zupełnie inaczej.
Przetarłam oczy, starając się
odsunąć piasek z powiek. Po chwili zorientowałam się, że śnieg, który spadł na
ziemię, dziwnie lewituje w powietrzu obok mnie. Obróciłam głowę, w kierunku
dziwnego zjawiska, wysuwając rękę w jego stronę.
Po chwili czarny obłok przykryty
jeszcze przed chwilą śniegiem, wstał rżąc znajomo. Spojrzałam w górę, czując
oddech zwierzęcia na swoich włosach. Kosmyki uniosły się pod siłą potężnego podmuchu.
- Koń… - wyszeptałam, tkwiąc dalej w szoku.
Czarny i potężny, to pierwsze cechy
jakie można było mu przypisać. Co dziwniejsze, wyglądał trochę inaczej od
Promienia. Przyjrzałam się wierzchowcowi, który zarzucał nerwowo grzywą,
patrząc na mnie spod niebieskich oczu. Po chwili wybałuszyłam oczy widząc, że
to nie ogier, ale klacz. Była piękna. Na polanach Polski nigdy wcześniej nie
widziałam podobnego zwierzęcia. Szczególnie karego o niebieskich oczach, to
była naprawdę rzadkość.
- Podejdź, nie bój się –
spróbowałam nawiązać z nią bliższy kontakt, nie mogąc oderwać od niej oczu.
Klacz nie wydawała się jednak
zainteresowana spoufalaniem się ze mną. Od razu przygasiła moją ciekawość
przywracając mnie tym samym na ziemię. Odwróciła głowę próbując ugryźć mi tym
samym palce.
Cofnęłam dłoń wzdychając z
rezygnacją. Zawsze, kiedy wracałam do Polski musiało spotkać mnie coś dziwnego.
- Muszę iść – westchnęłam pod
nosem wspinając się na nogach – Nie wierzę, że jestem tak blisko, a droga
wydaje się coraz to trudniejsza…
Przytrzymałam się korzenia drzewa
i wydmy by wspomóc obolałe ciało. Koń wciąż siedział spokojnie tuż obok
wyrażając wyłącznie obojętność. Musiałam wyglądać komicznie, tym bardziej, że
rzadko widzi się ludzi o tej godzinie nad brzegiem morza.
Stanęłam
chwiejnie na nogach orientując się, że poranione stopy nie zregenerowały się
podczas mojego snu. Oceniłam szkody patrząc na głęboko poszarpaną skórę.
Wyglądało nie za ciekawie, nawet jak dla mnie. Przełknęłam głośno ślinę każąc
sobie iść do przodu. Ominęłam klacz szurając stopami po szorstkim zlodowaciałym
piasku. Przygryzłam zęby starając się tym nie przejmować. Widząc w miarę niską
wydmę podeszłam do niej chwytając za większe korzenie.
Każda próba wpięcia się na górkę
okazywała się zupełnie bezsensu. Przy kolejne próbie użyłam całe siły rąk i ku
mojemu zaskoczeniu udało mi się. Czułam tylko coś dziwnego. Spojrzałam za
siebie zaskoczona, widząc, jak klacz podpierała mój tyłek swoją głową.
Zaczerwieniłam się ze wstydu
nabierając z nikąd siły, by szybko się od niej oddalić.
- Dz-dzięki… - jęknęłam
zażenowana – To nie było konieczne, teraz by mi się udało.
W odpowiedzi zarżała głośno i
jednym szybkim ruchem skoczyła na szczyt wydmy tuż obok mnie. Siedząc na ziemi
czułam, jak ta trzęsie się pod jej siłą. Skrzyżowałam nogi próbując złagodzić
sobie ból, ale nie wiedziałam nawet jak się opatrzyć.
Zerwałam kawałek materiału z
sukienki, ale był zdecydowanie zbyt cienki i lekki. Mimo to spróbowałam owinąć
go wokół ran, co skończyło się tylko niemym krzykiem i twarzą wtopioną w
ziemię. Pociągnęłam nosem, uwalniając dwie łzy.
- Świat jest zdecydowanie
przeciwko mnie… - jęknęłam poirytowana.
Gdy tylko podniosłam się z ziemi
zetknęłam się z dużą głową klaczy, która wpatrywała się we mnie ukradkiem. Spojrzałam
na jej dzikie i nieuległe spojrzenie, którego głębia przypominała mi mój dom.
Usiadła tuż obok pochylając się do mnie. Zaskoczona jej zachowaniem, które
zdecydowanie było zamierzone, nie mogłam zrozumieć, jak bardzo rozumiała moją
sytuacje. Litość ze strony konia to raczej rzadkość, choć musiałam przyznać, że
coś podobnego czułam tylko ze strony Feniksa i Promienia.
- Chcesz żebym cię dosiadła…?
Rozmowa z nią to może i szczyt
głupoty z mojej strony, ale czułam, że rozumie każde słowo. Dotknęłam dłonią
jej karej grzywy zaciskając ją w garści. Nie była temu przeciwna. Wdzięczna za
chociaż jedną dobrą rzecz, która mnie dzisiaj spotkała wspięłam się na jej
grzbiet. Gdy tylko to poczuła zerwała się do góry.
Siedząc
na niej wyczułam swoją lekkomyślność. Była równie ogromna jak Feniks, siłą
pewnie też mu dorównywała, choć Polska z pewnością, by się temu sprzeciwił.
Spojrzałam na ziemię z tęsknotą i zarazem marzeniem by znów się na niej
znaleźć.
- Wiesz… - zaczęłam niepewnie
głaszcząc ją po silnej szyi – Nie jeździłam konno od naprawdę dłuższego czasu i
to w życiu po życiu… Mogłabyś może jechać bardzo wolno…? Proszę.
Ostatnie słowa wydukałam jak
podczas recytowania wierszu, bo zdawała się mnie w ogóle nie słuchać. Jej stęp
był i tak zdecydowanie szybszy od tego, które miał Promień. Dzisiejsza dawka
strachu była u mnie na granicy wytrzymałości. Przywarłam do jej grzywy chowając
w niej głowę.
Po
chwili usłyszałam lekkie rżenie, wydawało się bardziej przyjazne od poprzedniego.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nabrała o wiele większej prędkości niż przed
chwilą, ale nie było to takie straszne. Śnieg rozsypywał się na wszystkie
strony zupełnie jakby uchodził jej z drogi. Jej bieg był szybki i płynny
zupełnie jak fale. Podniosłam się wyżej spoglądając na drogę przed nami. Była
mroczna, ale przez poświatę śniegu stawała się dla mnie magiczna. Pył jaki
unosił się podczas jazdy sprawiał wrażenie białych gwiazd.
Nie mogłam oprzeć się pokusie, by
krzyknąć z radości. Mój głos poniósł się echem po okolicy wracając do mnie głucho
przez uderzenia kopyt. Klacz potrząsnęła głową wypuszczając ogromne kłęby
ciepłej pary.
Spojrzałam po raz ostatni na mój
dom - ciemny, nieposkromiony i niebezpieczny. Wszystko czego nauczyło mnie
życie jako personifikacja Morza Bałtyckiego stawało się coraz bardziej odległe. Nowy dom choć równie stawiany w dramatycznych wydarzeniach, był podległy wyłącznie Polsce. Przez, co mój własny coraz bardziej się ode mnie oddalał. Świadomość tego, że nie tylko ja mogę go kontrolować, odpychała mnie od niego z każdą chwilą.
Tym bardziej zaczynałam rozumieć
i przyzwyczajać się do myśli, że niczym się od Nich nie różnię.
Rozdział. Jest nowy rozdział. I z wiązku z tym wspaniałym wydzarzeniem mam dla Ciebie kilka spraw.
OdpowiedzUsuń1. Ja wiem co Ty kombinujesz z Sorą. Ja to wiem. Nie próbuj ukrywać.
2. Czyli ruska już nie będzie, prawda ? Prawda ?
3. Ładny koń.
4.Kim są Oni i czego chcą ?
5.Ładny obrazek.
6... W drugim akapicie, pod sam koniec jest zdanie: 'powietrzu między płatkami śniegu, wirowała czyjaś obecność składająca się w większości z ziemna i lodu., Zimna i lodu
No i to wszystko. I gdybyś jeszcze tego nie słyszała: Uwielbiam cię
KIEDY NOWY ROZDZIAŁ NIE WYTRZYMAM AAAAAAAA
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział ;____________; Kocham to AAAAAAAAAAAA <3
OdpowiedzUsuń