wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 92








Czuła tępy ból w stopach, które z każdym krokiem wbijały się  w zmarzlinę. Przez rozległy biały puch nie mogła dostrzec kiedy w końcu stanie na lądzie. Drzewa, niebo, ziemia nie różniły się od siebie najmniejszym szczegółem.
Idąc przed siebie nie zwracała uwagi na ślady krwi, które ciągnęły się w linii prostej w głąb zamarzniętego morza. Śnieg nie dawał o sobie zapomnieć nawet wtedy, gdy pokrył już możliwie każdy kąt ziemi.
Po chwili zatrzymała się wyciągając ręce do góry. Białe płatki spadające z nieba miały najróżniejsze kształty. Widziała je bardzo dokładnie, choć pulsujący ból w lewym zielonym oku, nie pozwalał jej na zbyt długie doszukiwanie się szczegółów.
                 Dotarła w końcu do znanego miejsca tylko po to, by jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, jak bardzo nie przejednana jest ta kraina. Spojrzała za siebie. Rozciągająca się biel pokryła sporą część jej domu przy brzegach Polskich ziem. Czuła, że pogoda miała z tym mało wspólnego. W powietrzu między płatkami śniegu, wirowała czyjaś obecność składająca się w większości z ziemna i lodu.
Zmarszczyła ze zmartwienia brwi, opuszczając wzrok. Podobny obrazek zawirował w jej umyśle wytrącając z jej pamięci najstarsze wspomnienia. Trudno jest pamiętać wszystko, szczególnie jeśli miało się ponad tysiąc lat. To nie znaczyło jednak, że nie mogła sobie w żaden sposób tego przypomnieć. Zwyczajnie odepchnęła tę myśl, zatracając zimową i śnieżną noc w dalekie zakamarki umysłu. Postać małej dziewczynki otulonej włosami, stawała się zgodnie z jej wolą coraz to bardziej odległą.
                 Płatek śniegu spadł na jej palec zmieniając się powoli w wodę. Spojrzała na niego srogo, strząsając krople na ziemię. Śnieg przywoływał zbyt wiele wspomnień, które narzucały się jej z nie wiadomego powodu. Nie widziała potrzeby sięgać pamięcią w tak dalekie zdarzenia.
Rosja, który teraz miał wolną rękę w domu Polski, z pewnością wyczuwał coś przy brzegach jej Morza. W czasie ataku na willę państw, wymazała z pamięci swoją osobę, ale Rosja szczególnie opierał się jej woli. Wypierał ją przy każdej próbie zmiany wspomnień. Ostatecznie udało się jej osiągnąć cel, ale teraz zaczynała doceniać siłę i zapalczywość jego umysłu.
Kucnęła na zamarzniętej tafli zbierając w garści upadły śnieg.
- Zupełnie niczym twoje łzy… - wyszeptała sama do siebie – Prawda Rosjo?
Nagle jej uwagę przykuły znamiona rozciągające się od jej ud po kostki. Wiły się wyglądając jak oparzenia w kształcie łusek. Musnęła je dłonią przy czym wstrzymała powietrze, po nagłym ataku bólu. Kolejna rzecz, którą musiała dopisać do poniesionych strat.
Starając się nimi nie przejmować wstała kierując się w głąb nocy. Potrzeba czyjegoś ciepła stawała się coraz bardziej nieznośna. Chłód i mróz jakie unosiły się w powietrzu były zadziwiająco silne. Stawała pewne kroki, zataczając czerwone ślady tuż za sobą niczym ścieżka.
                Po chwili usłyszała jak coś za nią łamie lód. Twardo i pewnie, zupełnie jak czołg przedzierający się przez przeszkody. Odskoczyła do tyłu czując w górkach śniegu zamarznięty piaszczysty piach. Była na miejscu. Dom Polski na wyciągnięcie ręki. Kolejny trzask wyrwał ją z chwilowego zachwytu, stawiając na powrót w gotowości.
Strach przeszedł przez jej ciało. Nie miała siły walczyć, ani jak się bronić. Wiatr zerwał się na sile, zdmuchując spadający biały puch. Przez śnieg przebijała się jego ogromna kara postura. Niebieskie oczy spoglądały na nią bacznie, dłubiąc nerwowo kopytem w rozbitym lodzie, z którego wyłaniała się woda.
- Piękny – wyjąkała, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia.
Potężny koń, zamachnął hebanową grzywą rżąc przeciągle. Po chwili poczuła jak obraz przed nią zaczyna się kołysać. Złapała za głowę zamykając od razu oczy.
- Nie, nie teraz… - przekonywała samą siebie, ale zmęczenie i skrajne wyczerpanie nie dawało jej pozwolenia na cokolwiek, poza tym, co samo sobie zażyczy.
Była na siebie wściekła. Wiedziała, że nie udałoby się jej ujść z życiem, gdyby nie wykorzystanie swoich zdolności. Zerknęła na trzęsące się dłonie, próbując walczyć z osłabionym organizmem. Zielone oko pulsowało boleśnie dając o sobie coraz donośniej znać.
- Niech to… - jęknęła wycierając krwawą łzę.
Oddychała coraz to słabiej, czując jak część „życia” podarowanego jej przez Polskę walczy  jej własną. Jako personifikacja Morza Bałtyckiego nie mogła dzielić mocy państwa.  Po przebudzeniu i odzyskaniu pamięci jej ciało świadomie wypierało cząstkę Polski z jej ciała. Nie chciała jednak jej tracić, dzięki niej mogła żyć i pozostać na tym świecie.
Osunęła się w dół, opierając plecami o wysoką wydmę. Ostatnie, co dostrzegła to piękny dumny kary koń podchodzący do niej spokojnie, nie spuszczając z niej niebieskich oczu.



 *
 Sora

Sen przyszedł mi tak łatwo. Kojący i spokojny, sama nie wiedziałam dlaczego. Z początku widziałam jasne światło, które z czasem przeradzało się w piękny krajobraz. Las i łąka były mi znajome, ale nie mogłam sobie przypomnieć niczego więcej. Dopiero po chwili pojawiły się maki i bratki, w otoczeniu polnych kwiatów. Wszystko wydawało się tak nostalgiczne.
                Po chwili zobaczyłam prze sobą czyjąś dłoń wyciągnięta w moją stronę. Z czasem od dłoni odchodziła reszta ciała. Pięknie zbudowany mężczyzna, z promienistym uśmiechem i jasną, ciepłą zielenią oczu. Poznałabym je wszędzie, nawet w najgłębszych ciemnościach. Od razu ją przyjęłam zaciskaj
ąc na niej palce, byle tylko ode mnie nie odszedł.
Poprowadził mnie wzdłuż prostej ścieżki, co chwilę się do mnie odwracając z przeszywającym uśmiechem. Nagle pociągnął mnie ku sobie zakręcając wokół własnej dłoni, aż wylądowałam w jego objęciach. Złożył na moich ustach namiętny pocałunek, od którego zakręciło mi się w głowie.

Jednak mój sen nie to miał mi przekazać. Byłam pewna, że to nie tak. Wraz z tą myślą, wyraz Polski przed moimi oczami zmienił się. Kucnął przede mną, ze zmartwieniem wyrysowanym na jego twarzy. Wszystko wokół straciło swój blask i kolory, wraz z jego zmianą nastroju. Z promiennego lata, nastała umierająca jesień i złowieszcza atmosfera. Stanęłam w bezruchu, nie wiedząc co się stało. Jego oczy spojrzały ze smutkiem na mój brzuch. Nie mogłam tego zrozumieć, nawet jeśli nie żyłam w jego świecie to było zbyt dziwne.
 Po chwili wyciągnął rękę, kładąc na nim swoją dłoń.

To niesamowite, że nawet podczas snu czułam ciepło jego dłoni. Niepokojący ogień ogarniający moje ciało, który wraz z jego dotykiem objął mnie niczym paraliż, był mi czymś zupełnie nowym. Jednak Polska nie wydawał się zdziwiony, ani zmartwiony widząc moje przerażenie. Posmutniał jeszcze bardziej, a jego zielone oczy pokryły się szklistą powłoką. 

„Ochronię was za cenę mojego
życia, moje największe błogosławieństwo, które mi ofiarowano”




Moje serce zabiło gwałtownie wlewając w każdą cząstkę mego ciała ciepło. Treść jego słów nie była przypadkowa, ból wyryty na jego twarzy był  prawdziwy. Nie wiedziałam co sprawiło, że cała sytuacja kojarzyła się mi z pożegnaniem. Polska i ja już nie raz musieliśmy się rozstawać z wielu powodu, jednych większych innych mniej znaczących. Tym razem widziałam człowieka obciążonego wielkim brzemieniem, który ledwo stał na nogach. Dotknęłam dłonią jego własną zaciskając na niej palce. Spracowana pełna blizn, ale nie ustępliwie zawsze będąca przy mnie.
Po chwili coś do mnie dotarło. Wessałam głośno powietrze wbijając wzrok w jego bladą twarz.
- Was…? – wyszeptałam.
Zielone oczy Polski powoli spojrzały na mnie nie zmieniając swojego wyrazu. Z pewnością nie chodziło mu o państwa, byłam pewna, że ta rozmowa dotyczyła tylko naszej dwójki nikogo spoza naszego związku.
Przestrzeń wokół zaczęła łamać się niczym zbite szkło. Drzewa obumierały zmieniając się w suche pnie pełne robactwa. Nie mogłam opanować emocji, wizja przedstawiała albo moje obawy albo moją przyszłość. Sen jakkolwiek by się nie zadawał leczniczy, ten z całą pewnością do takiego nie należał. Spojrzałam na swój brzuch, na którym dalej spoczywała ręką Polski. Do tej pory nie dostrzegłam, że tylko przez chwilę odwrócił od niego wzrok. Przez cały czas jego uwaga była skupiona wyłącznie na czymś co było pod jego dłonią.
Kawałki otoczenia zbiły się pod silnym uderzeniem mroźnego wiatru. Resztki wirowały w powietrzu, by po chwili spaść na nas niczym deszcz. Krzyknęłam zasłaniając się rękami.
W jednej chwili otworzyłam oczy a mój krzyk wydostał się do świata rzeczywistego. Pot, który kapał z mojej skóry i drżące ręce świadczyły, że jestem z powrotem na brzegu wody. Podparłam się rękoma, próbując złapać powietrze. Do oczu zebrały mi się łzy, kapiąc w zamarznięty piach.
- Ah! – krzyknęłam łapiąc się automatycznie za bolesny ścisk.
Zacisnęłam pięści próbując złagodzić cierpienie. Nie wiedziałam ile trwałam w tym letargu, ale z czasem ból stopniowo zelżał na sile. Czułam się słaba, zupełnie pozbawiona sił oparłam się o wydmę. Przytrzymałam włosy, próbując obaczyć, co się dzieje przede mną.
- Uh, co to jest… - jęknęłam, starając nie napinać mięśni.
Ten rodzaj bólu był mi całkowicie obcy. Ostrożnie oparłam się o wydmę, wzdychając powoli. Czując, że moje włosy są w kompletnym nie ładzie, otrzepałam je z piasku, starając się zrobić prosty przedziałek. Spojrzałam leniwie w niebo. Wciąż była noc. Za to śnieg przestał padać i całe szczęście bo byłam nim kompletnie przysypana. Piasek też przypominał srebrne kryształki. Przesunęłam ręką po powierzchni plaży, odkopując złote pole ziarenek. Przez lód, mieniły się zupełnie inaczej.
Przetarłam oczy, starając się odsunąć piasek z powiek. Po chwili zorientowałam się, że śnieg, który spadł na ziemię, dziwnie lewituje w powietrzu obok mnie. Obróciłam głowę, w kierunku dziwnego zjawiska, wysuwając rękę w jego stronę.
Po chwili czarny obłok przykryty jeszcze przed chwilą śniegiem, wstał rżąc znajomo. Spojrzałam w górę, czując oddech zwierzęcia na swoich włosach. Kosmyki uniosły się pod siłą potężnego podmuchu.
 - Koń… - wyszeptałam, tkwiąc dalej w szoku.
Czarny i potężny, to pierwsze cechy jakie można było mu przypisać. Co dziwniejsze, wyglądał trochę inaczej od Promienia. Przyjrzałam się wierzchowcowi, który zarzucał nerwowo grzywą, patrząc na mnie spod niebieskich oczu. Po chwili wybałuszyłam oczy widząc, że to nie ogier, ale klacz. Była piękna. Na polanach Polski nigdy wcześniej nie widziałam podobnego zwierzęcia. Szczególnie karego o niebieskich oczach, to była naprawdę rzadkość.
- Podejdź, nie bój się – spróbowałam nawiązać z nią bliższy kontakt, nie mogąc oderwać od niej oczu.
Klacz nie wydawała się jednak zainteresowana spoufalaniem się ze mną. Od razu przygasiła moją ciekawość przywracając mnie tym samym na ziemię. Odwróciła głowę próbując ugryźć mi tym samym palce.
Cofnęłam dłoń wzdychając z rezygnacją. Zawsze, kiedy wracałam do Polski musiało spotkać mnie coś dziwnego.
- Muszę iść – westchnęłam pod nosem wspinając się na nogach – Nie wierzę, że jestem tak blisko, a droga wydaje się coraz to trudniejsza…
Przytrzymałam się korzenia drzewa i wydmy by wspomóc obolałe ciało. Koń wciąż siedział spokojnie tuż obok wyrażając wyłącznie obojętność. Musiałam wyglądać komicznie, tym bardziej, że rzadko widzi się ludzi o tej godzinie nad brzegiem morza.
                Stanęłam chwiejnie na nogach orientując się, że poranione stopy nie zregenerowały się podczas mojego snu. Oceniłam szkody patrząc na głęboko poszarpaną skórę. Wyglądało nie za ciekawie, nawet jak dla mnie. Przełknęłam głośno ślinę każąc sobie iść do przodu. Ominęłam klacz szurając stopami po szorstkim zlodowaciałym piasku. Przygryzłam zęby starając się tym nie przejmować. Widząc w miarę niską wydmę podeszłam do niej chwytając za większe korzenie.
Każda próba wpięcia się na górkę okazywała się zupełnie bezsensu. Przy kolejne próbie użyłam całe siły rąk i ku mojemu zaskoczeniu udało mi się. Czułam tylko coś dziwnego. Spojrzałam za siebie zaskoczona, widząc, jak klacz podpierała mój tyłek swoją głową.
Zaczerwieniłam się ze wstydu nabierając z nikąd siły, by szybko się od niej oddalić.
- Dz-dzięki… - jęknęłam zażenowana – To nie było konieczne, teraz by mi się udało.
W odpowiedzi zarżała głośno i jednym szybkim ruchem skoczyła na szczyt wydmy tuż obok mnie. Siedząc na ziemi czułam, jak ta trzęsie się pod jej siłą. Skrzyżowałam nogi próbując złagodzić sobie ból, ale nie wiedziałam nawet jak się opatrzyć.
Zerwałam kawałek materiału z sukienki, ale był zdecydowanie zbyt cienki i lekki. Mimo to spróbowałam owinąć go wokół ran, co skończyło się tylko niemym krzykiem i twarzą wtopioną w ziemię. Pociągnęłam nosem, uwalniając dwie łzy.
- Świat jest zdecydowanie przeciwko mnie… - jęknęłam poirytowana.
Gdy tylko podniosłam się z ziemi zetknęłam się z dużą głową klaczy, która wpatrywała się we mnie ukradkiem. Spojrzałam na jej dzikie i nieuległe spojrzenie, którego głębia przypominała mi mój dom. Usiadła tuż obok pochylając się do mnie. Zaskoczona jej zachowaniem, które zdecydowanie było zamierzone, nie mogłam zrozumieć, jak bardzo rozumiała moją sytuacje. Litość ze strony konia to raczej rzadkość, choć musiałam przyznać, że coś podobnego czułam tylko ze strony Feniksa i Promienia.
- Chcesz żebym cię dosiadła…?
Rozmowa z nią to może i szczyt głupoty z mojej strony, ale czułam, że rozumie każde słowo. Dotknęłam dłonią jej karej grzywy zaciskając ją w garści. Nie była temu przeciwna. Wdzięczna za chociaż jedną dobrą rzecz, która mnie dzisiaj spotkała wspięłam się na jej grzbiet. Gdy tylko to poczuła zerwała się do góry.
                Siedząc na niej wyczułam swoją lekkomyślność. Była równie ogromna jak Feniks, siłą pewnie też mu dorównywała, choć Polska z pewnością, by się temu sprzeciwił. Spojrzałam na ziemię z tęsknotą i zarazem marzeniem by znów się na niej znaleźć.
- Wiesz… - zaczęłam niepewnie głaszcząc ją po silnej szyi – Nie jeździłam konno od naprawdę dłuższego czasu i to w życiu po życiu… Mogłabyś może jechać bardzo wolno…? Proszę.
Ostatnie słowa wydukałam jak podczas recytowania wierszu, bo zdawała się mnie w ogóle nie słuchać. Jej stęp był i tak zdecydowanie szybszy od tego, które miał Promień. Dzisiejsza dawka strachu była u mnie na granicy wytrzymałości. Przywarłam do jej grzywy chowając w niej głowę.
                Po chwili usłyszałam lekkie rżenie, wydawało się bardziej przyjazne od poprzedniego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nabrała o wiele większej prędkości niż przed chwilą, ale nie było to takie straszne. Śnieg rozsypywał się na wszystkie strony zupełnie jakby uchodził jej z drogi. Jej bieg był szybki i płynny zupełnie jak fale. Podniosłam się wyżej spoglądając na drogę przed nami. Była mroczna, ale przez poświatę śniegu stawała się dla mnie magiczna. Pył jaki unosił się podczas jazdy sprawiał wrażenie białych gwiazd.
Nie mogłam oprzeć się pokusie, by krzyknąć z radości. Mój głos poniósł się echem po okolicy wracając do mnie głucho przez uderzenia kopyt. Klacz potrząsnęła głową wypuszczając ogromne kłęby ciepłej pary.
Spojrzałam po raz ostatni na mój dom - ciemny, nieposkromiony i niebezpieczny. Wszystko czego nauczyło mnie życie jako personifikacja Morza Bałtyckiego stawało się coraz bardziej odległe. Nowy dom choć równie stawiany w dramatycznych wydarzeniach, był podległy wyłącznie Polsce. Przez, co mój własny coraz bardziej się ode mnie oddalał. Świadomość tego, że nie tylko ja mogę go kontrolować, odpychała mnie od niego z każdą chwilą.
Tym bardziej zaczynałam rozumieć i przyzwyczajać się do myśli, że niczym się od Nich nie różnię.


3 komentarze:

  1. Rozdział. Jest nowy rozdział. I z wiązku z tym wspaniałym wydzarzeniem mam dla Ciebie kilka spraw.
    1. Ja wiem co Ty kombinujesz z Sorą. Ja to wiem. Nie próbuj ukrywać.
    2. Czyli ruska już nie będzie, prawda ? Prawda ?
    3. Ładny koń.
    4.Kim są Oni i czego chcą ?
    5.Ładny obrazek.
    6... W drugim akapicie, pod sam koniec jest zdanie: 'powietrzu między płatkami śniegu, wirowała czyjaś obecność składająca się w większości z ziemna i lodu., Zimna i lodu
    No i to wszystko. I gdybyś jeszcze tego nie słyszała: Uwielbiam cię

    OdpowiedzUsuń
  2. KIEDY NOWY ROZDZIAŁ NIE WYTRZYMAM AAAAAAAA

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział ;____________; Kocham to AAAAAAAAAAAA <3

    OdpowiedzUsuń