środa, 19 sierpnia 2020

Rozdział 116

 

Śpiew. Przerażenie. Krzyki. Upadek. Martwy wzrok. Zwłoki.

Kolejność zawsze zdawała się być taka sama. Niczym pętla zaciskająca się coraz to bardziej wokół szyi. Minęło już dużo czasu odkąd nadużywała swojej mocy tak często jak teraz. Metaliczny posmak za każdym razem dosadnie jej o tym przypominał. Głos wystarczał jednak by silna personifikacja ziem upadła na podłogę przed jej stopami. Zabawna ironia. Z każdym kolejnym razem wydawali się lepiej przygotowywać na ich przybycie. Nic dziwnego. Dwóch przybyszów o wyglądzie co najmniej świadczącym o lubości w zabijaniu robiła swoje. Fortece, zamki po schrony i współczesną technologie – wszystko na nic. Zabijali każdego bez chwili wahania. Broń równie dobrze mogła celować w powietrze. Byli zbyt szybcy, zbyt potężni zbyt inni.

Byli tacy, którzy na ich widok próbowali okazać opanowanie i chęć do pokojowych pertraktacji. Nadzieje nie trwały jednak długo. Rzeka krwi jaką po sobie zostawiali wiła się po wszystkich korytarzach niczym labirynt prowadzący do śmierci.  Jej zadanie polegało zawsze tylko na jednym. Może nawet Aż na jednym. Bo niepozornie łatwe było katastrofalne w skutkach zarówno dla danego Państwa jak i dla niej. 

Szczególnie młodszemu i bardziej niecierpliwemu z nich, śpieszyło się do szybkiego zadawania bólu. Zdezorientowane państwo nie miało wiele czasu na rekcję. Ich siła nie leżała w broni, czy też innym orężu. Widziała już, że ciała, które posiadali były wyjątkowo wytrzymałe i potężne. Każda rana goiła się w takim tempie, że nie było możliwości o polaniu się choćby jednej kropli ich krwi.

Podnieceni kolejnym mordem torowali jej drogę do pomieszczeń, w których kryły się niedoszłe koronowane głowy. Patrzyli na nią niczym na najgorszego potwora. Mieli racje. Powykręcane ciała, wybałuszone oczy i niemy krzyk. To właśnie po sobie zostawiała. Coś znacznie gorszego od śmierci, którą spotykali ich obrońcy i straż.

Zadanie, jakie jej powierzono było kulminacją - ostatnim procederem w ich planie. Zabicie państwa nie wiązało się tylko z pozbawieniem ich ciała. To proces o wiele dłuższy wymagający dziesięcioleci lub setek lat.

Z jednym wyjątkiem.

Tym co dodaje życia danej personifikacji to ludzie zamieszkujący ich ziemie. Ich wola, duma i przynależność. To źródło ich siły, ale również słabości. Jeśli osłabić umysł i więzi wiążące dane Państwo z jego ludem, stanie się podatne. Podatne nawet na swego rodzaju śmierć. Powolną i pełną agonii. W ich wizjach widzieli i czuli wyłącznie swoje własne konanie. Poczucie i myśli reagowały na ciało, które wierząc w swoją śmierć przestawało wykazywać oznaki życia.

Widząc gasnące spojrzenia odsuwała się odwracając głowę. Konsekwencją używania tak potężnej mocy było zawsze to samo. Narastający ból w szmaragdowym oku był niczym rozżarzone żelazo wypalające ją od wewnątrz. Krew paliła pod skórą paraliżując ją na parę minut. Za każdym razem próbowała nie okazywać tego zbytnio widocznie, ból był jednak coraz gorszy. Zerkała na wszelki wypadek, czy nie zostało to zauważone przez białowłosych braci. Byli jednak zbyt zajęci. Nasycali się poniżeniem Państwa, kopiąc go i uderzając, aż rozbryzgana na podłodze krew nie przywróciła im opamiętania. Podekscytowani radością płynącą z kolejnego łatwego zwycięstwa uśmiechali pod nosem niczym dzieci.

- Świetnie! – krzyknął entuzjastycznie – Teraz kolejni! Aż mnie dłonie palą! Nie sposób opisać jak kocham to uczucie. Co z tobą bracie?

- Nie czas na to – skrócił jego wywód surowo – Nie mamy czasu na zabawę, musimy zabić więcej i to jak najszybciej. Jeśli dowiedzą się co się dzieje, zaczną się mobilizować.

Kątem oka zauważyła poirytowanie ze strony napalonego na mord brata. Rozkazy wyraźnie zaczynały go drażnić.

- Państwa nordyckie mamy za sobą – warknął – Nie ma potrzeby się śpieszyć. Czekaliśmy na to tyle setek lat. Kolejne dni nas nie zbawią!

Spojrzała na starszego z braci oczekując odpowiedzi. Jak zawsze na jego twarzy malowała się obojętność i zupełny brak emocji. Tylko okrucieństwo nadawało mu jakiś barw. Nawet jawny sprzeciw i oburzenie brata nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.

- Możliwe – zakończył dyskusję – Tym razem musimy jednak wziąć pod uwagę, że im bardziej się zjednoczą, tym bardziej utrudnią nam dalsze działanie.

Nadepnął na okulary Norwegii łamiąc ich oprawkę. Chrzęst potoczył się echem po pustych ścianach. Chłodna kalkulacja uspokoiła narwanego kompana, zupełnie ostudzając sytuację.

Trzymając się cały czas z boku podeszła do wiszącego na ścianie lustra. Jego połamane szkło i tak ukazało jej twarz mordercy. Wykrzywioną i zupełnie jej obcą. Musnęła dłońmi białe pasemka, które pojawiały się na jej głowie coraz częściej. Miodowe włosy, które tak uwielbiał przestawały mienić się miodowymi iskierkami. Teraz zdawały się przypominać cień, który rzuca księżyc na wodę.

Szmaragdowe oko zapiekło ją ponownie roniąc przy tym czerwoną łzę. Przerażona nowym odkryciem wytarła ją szybko rękawem. Kręcenie w głowie powoli słabło, ale trawiący ją ogień wciąż palił każdy mięsień, kość i skórę. Podtrzymała się ściany, dysząc cicho. Niestety zamiast się uspokajać czuła jak traci kontrole. Ból brzucha osunął ją na kolana. Czuła jak całe ciało odwraca się przeciwko niej, ale nie mogła za nic nad tym zapanować. Trzymała się kurczowo za miejsce ucisku, próbując opiekuńczo utulić dziecko wewnątrz niej. Pot spływał jej po twarzy.

- Przestań - pomyślała – Wszystko będzie dobrze.

- Siostro? – usłyszała nad sobą – Wyglądasz na słabą. Czy coś się dzieje?

Ku jej zdziwieniu pytającym ją o zdrowie był pozbawiony emocji chłopak. Pochylił się kucając na jedną nogę. Czarne oczy pozbawione głębi były wręcz uosobieniem czegoś martwego.  Ledwo potrafiła zobaczyć jego twarz, która będąc tak blisko była rozmazana. Nie mogła dostrzec pojawiającego się diabelskiego uśmieszku. Wyraźnie zafascynowany jej cierpieniem dotknął dłonią jej bladej twarzy. Przetarł kciukiem skórę dziewczyny zmywając kropelkę potu.

- Taka piękność a wykrzywiona z bólu – jęknął z udawanym smutkiem – Cóż za rozczarowujący widok.

Ostatnie słowa rozmyły się niczym rzucone w wodę, a oczy zupełnie odmówiły jej posłuszeństwa. Niczym szmaciana lalka osunęła się na ziemię, tracąc przytomność. Dłoń, ani na moment nie opuściła swojego obronnego stanowiska przy skrywanym pod sercem dziecku. Odpłynęła nie słysząc już żadnego słowa.

Para czarnych oczu patrzyła na nią z wyraźnym zadowoleniem.

- Dzięki niej będziemy panami nowego świata – parsknął radośnie drugi z nich podchodząc do ciała leżącej dziewczyny – Spójrz tylko, wygląda jak hybryda! Musi mieć niesamowicie silną krew! Pomyśl tylko jak może na nas wpłynąć!

- Chętnie już bym jej spróbował – przytaknął mu wciąż uśmiechnięty brat – Musimy jednak obejść się smakiem, do czasu, aż wykorzystamy jej ciekawe zdolności. Jest o wiele silniejsza od innych swojego gatunku. Ledwie coś poczułem po ostatnim z nich.

Mówiąc to przygryzł wargę, próbując sobie przypomnieć smak czerwonej cieczy. Skierował wzrok na leżącą dziewczynę przełykając ciężko ślinę. Pogłaskał jej policzek odsuwając kosmyki włosów.

- Kto by pomyślał, że taka perełka może kryć się w podrzędnej personifikacji. Przegapiliśmy ją, ale widać nie na marne. Zjednoczyła się z cała trzodą Europejską. Tym bardziej będzie nam potrzebna.

- Nie podejrzewasz czegoś? – zapytał młodszy przerywając mu – Może mieć też w tym swój plan. Nie chcę wierzyć, że przyszła do nas dobrowolnie nie chcąc nic w zamian. Zabicie jednego z nich to nędzna wymówka. Sam chętnie wyciągnąłbym z niej te informacje, ale kazałeś ją zostawić. Widząc tak piękną twarzyczkę, nie mogę się oprzeć by lekką ją uszkodzić.

Ostrzegawcze spojrzenie rzucone przez towarzysza, skutecznie wytrąciło go z rozmyślań.

- Art, nie czułem tego od setek lat – ponowił, denerwując się niczym dziecko – Muszę mieć większe pole do popisu, więcej ich podrzędnej krwi. Sam na pewno też jej potrzebujesz!

Chłopak nazwany Art’em, poprawił swoje białe włosy zaczesując je do tyłu.

- Masz zadowolić się tym, co masz teraz. Skoro ja potrafię się powstrzymać, to ty również. Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak, nie chcę mieć cie stale na oku. Ciągle gapisz się na nią jak na obfity deser.

Mroźny ton i mroczny głos jaki wydobył się z jego gardła, postawił na nogi jego kompana, który posłusznie umilkł. Spojrzał na leżącego Norwega. Wyglądał jak obdarte ze skóry zwierze.

- Chcę mocy – stwierdził zaciskając zęby.

- Będziesz ją miał. Na razie trzeba pokonać większość z nich, w końcu lubisz się nad nimi znęcać Gren. Jesteś urodzonym sadystą, czasami zastanawiam się, jakim sposobem jeszcze trzeźwo myślisz.

3 komentarze:

  1. Polska ją odnajdzie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej~ Tak przypadkiem nacisnęłam u siebie we wpisywaniu adresu literkę H i od razu wyszedł mi ten blog :D Pamiętam, że sporo rozdziałów przeczytałam... W sumie w którymś momencie byłam na bieżąco i wtedy przestałam czytać, czekając na więcej.
    Tak, to chyba dobra okazja, by wrócić~
    Uwielbiam twojego bloga, po prostu chwytał emocjami za serce~

    OdpowiedzUsuń