Witam, witam
Mam nadzieje, że wspaniali ludzie wpadną pomimo takiej ogromnej przerwy T_T
! Uważajcie na rozdziały !
Rozdział 110 był ostatnim przed 2 letnią przerwą !
Osobiście uwielbiam ten rozdział - w końcu z czegoś zadowolona ;D
Zapraszam, miłego czytania
_____________________________________________________
Noc przyniosła za sobą ciemny
granat i rozsypane niczym płatki kwiatów gwiazdy. Każda błyszczała na swój
własny sposób, próbując doścignąć pozostałe. W pięknie żadna nie ustępowała
drugiej, a jednak w zwyczaju wybierało się tylko jedną z nich. Stawała się nam
przypisana i w jakiś sposób polegaliśmy na niej. Wpatrując się w migoczące
światło wysyłamy swoje życzenia z nadzieją na ich spełnienie.
Wpatrywała się w każdą z nich.
Żadna nie była bardziej wyjątkowa od drugiej. Życzenie, które chodziło jej po
głowie było zbyt duże i niewyobrażalne by mogła je spełnić tylko jedna. Nie
zmieniała treści, bo prosiła tylko o jedno. Każda legenda ma w sobie coś z
prawdziwej historii. Przykładów może być wiele, ale teraz nie zaprzątała sobie
tym głowy. Skupiła myśli na tym, by wysłuchano jednej prośby. Była o tyle
ważna, że nie potrafiła trzymać w sobie nadziei i wiary w jej spełnienie.
Musiała się z kimś podzielić rozterką i zwątpieniem.
Siedziała na dachu z podkulonymi
nogami pod brodą. Chłodne powietrze idealnie chłodziło skórę po upalnym słońcu
za dnia. Kochała możliwość kąpania się w
jego promieniach, ale natura personifikacji Bałtyku zawsze będzie pragnęła
chłodu. Okno od sypialni było otwarte na oścież, dzięki czemu słyszała śniące pomruki
Polski świadczące o jego głębokim śnie. Nabrała głęboko powietrza przeciągając się.
Kątem oka zauważyła element nie pasujący w zupełności do krajobrazu lasu nocą. Srebrna
głowa mieniąca się między drzewami mogła należeć tylko do jednej osoby.
Wstała z miejsca poprawiając lekką
białą sukienkę. Wieczorny wiatr szamotał jej włosami chcąc wręcz zachęcić do
skoku. Dopiero teraz zrozumiała jak piękny był widok z góry. Kraina była jak
zawsze niekończącą się polaną łąk, lasów i piaszczystych ścieżek. Pierścień
kniei otaczający dom był gęsto porośnięty starymi drzewami. Trudno było się nie
zgubić wśród wąskich i krętych ścieżek. Polska doskonale wiedział, gdzie
zbudować dom, by móc odetchnąć z dala od tłumu.
Nagle poczuła na sobie obce
spojrzenie. Zerknęła na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu siedział Prusak.
Było puste. Zdziwiona i zaciekawiona jego wędrówką rozglądała się na boki,
krocząc po dachówkach lekko niczym kot.
- Chodzenie po dachu widać masz
we krwi. Szpiegujesz, czy po prostu się lenisz?
- Opcja trzecia – odparła – Nie
mogę zasnąć.
Ujrzała jego srebrne pasemka,
kryjące ostre rysy twarzy. Złośliwy uśmieszek zdobił jego bladą twarz, nie
omieszkując nabijać się z jej wystraszonej miny. Drzewo, które rosło samotnie niedaleko
domku mogło wydawać się łatwe do wspinaczki. Dla Prusaka nie było żadnego
problemu, by wdrapać się kilka metrów w górę na tyle, by móc rozmawiać z nią na
tym samym poziomie.
- No to jest nas dwoje –
podsumował rozsiadając się na grubej gałęzi tuż obok dachu domu.
Wiedzieli, że ten dystans był nie
tyle co bezpieczny, ale i wygodny dla nich obojga. .
- Zamierzasz wpatrywać się w
niebo przez resztę nocy? – zapytał zerkając na połyskujące gwiazdy – Tam nie
znajdziesz odpowiedzi na pytania, ani nie zaznasz pomocy.
Jego trafienie w sedno problemu
było irytujące.
- Przecież jesteś, byłeś państwem
katolickim. Sugerujesz, że niepotrzebnie zawracam głowę Waszego Boga?
Zaśmiał się niegrzecznie
zasłaniając dłonią usta. Reakcja Prusaka w ogóle się jej nie spodobała,
prychnęła pod nosem odwracając głowę. Nie lubiła wychodzić na głupią, tymczasem
śmiech chłopaka jasno to sugerował.
- Jesteś naiwna jak dziecko –
zachichotał po raz ostatni – Wierzę, że gdzieś tam sobie siedzi na złotym
tronie i bawi się nami jak marionetkami. Jego udział w naszym życiu to tylko
wrzód na tyłku, zabawa, gra nazwij to jak chcesz. Pomoc? Tam znajdziesz tylko
pustkę, którą wypełni lub pogłębi w nieznanym ci czasie. Pieprze kogoś takiego,
nikt nie będzie kierował moim życiem, przeżyłem z własnej silnej woli.
Nie odpowiedziała. Poczęstowała
go milczeniem, na który zareagował zwykłym wzruszeniem ramion. Po raz kolejny
nie miał okazji wdać się z kimś w dyskusje na temat boga, czy bogów. Zwątpił w
jego istnienie już dawno temu, zapalczywa walka w jego intencji przepadła wraz
z jego unicestwieniem. Pozostał tylko żal i siła by iść dalej.
Rozciągnął się leniwie, układając
na grubym konarze jak w łóżku. Kilka ptaków odpoczywających obok niego zerwało
się do lotu, wystraszone ciągłym hałasem.
- To prawda, co mówił Szwajcar? –
zapytał w końcu, wpatrując się w jej nieruchomą postać – To możliwe, żebyście
mogli założyć rodzinę?
Zauważył jak nabrała gwałtownie
powietrza, jakby jego pytanie pozbawiło ją resztek tlenu. Ta reakcja tylko
potwierdziła jego domysły. Zacisnął dłonie na ramionach, mierzwiąc materiał
kurtki. Wolał usłyszeć zaprzeczenie. Tak, tego oczekiwał.
- Łamiecie zasady z taką
łatwością, jakby nikt nie miał was za to ukarać – szepnął wściekle pod nosem –
Wiesz, że jako personifikacje stajemy się czymś w rodzaju mitycznych stworzeń?
Potworów z innej bajki? Jak zamierzacie pogodzić coś tak ludzkiego z waszym
życiem?
Dopiero teraz zauważył, że pod
miodowymi kosmykami kryje się bacznie obserwujące go czerwone oko. Nie było w
nim słabości, ani wątpliwości. Doskonale wiedziała, że to co przyniesie los
może odwrócić szczęście do góry nogami.
- Wszyscy byliśmy też ludźmi, lub
wciąż nimi jesteśmy – odparła swobodnie podchodząc do krawędzi dachu – Skoro
mam w sobie nasze dziecko, nie potrzebuje żadnego powodu, ani sensu, które
mogłyby się za tym kryć. Jesteśmy inni, ale prawdziwi. Tak samo jak ty, pomimo
braku swojego domu błąkasz się jako wyrzutek, a jednak czerpiesz z życia. Nie
jesteśmy mitem, jesteśmy tu i teraz.
Usiadła tak, by móc spojrzeć mu
głęboko w oczy. Teraz dzieliło ich kilka metrów, które zdawały się i tak nie
mieć żadnego znaczenia. Piękna postać kobiety w białej sukni o długich
miodowych włosach, stawała się właśnie czymś przed czym przestrzegali ich
nauczyciele i wychowankowie. Czuł dziwny niepokój w jej towarzystwie.
- Zastanawia mnie jedno –
wyjąkał, przekonany jej wcześniejszą argumentacją na temat ich życia – Odkąd
się urodziliśmy przestrzegano nas przed głównymi zasadami, narzuconymi nie bez
przyczyny. Każdy im podlegał i nie kwestionował. Wiesz czemu?
Pokręciła przecząco głową
czekając na dalszy ciąg jego historii.
- Bo naszym zadaniem nie jest
budowanie domów, stwarzanie relacji bliższych niż te oparte na zwykłej
zachciance, stwarzanie pozorów dobrej rodziny. Nie… - wyszeptał pod koniec –
Jesteśmy odpowiedzialni za ciągłość naszych domów, państw, nacji. Naszą głowę
mogą zaprzątać tylko strategie, manipulacja i inne. Nie znajdziesz tam czegoś
takiego jak rodzina. I właśnie dlatego, gdy ktoś posmakuje tego słowa, nie
będzie mógł wrócić do poprzedniego życia, a to może skończyć się tylko
śmiercią. Jego i całego narodu.
Tak pewna siebie i nie zachwiana
poczuła jak z każdym słowem Prusak wbijał ostry nóż w jej serce. Jak przecina
skórę i mięśnie, po to by dostać się do zabarykadowanego punktu jej nadziei i
miłości jaką darzyła Polskę. Najbardziej bolesne było to, że miał racje.
- Może to czas, w którym od
samego początku miałaś postawić na nim krzyżyk – dokończył.
- Teraz rozumiem, dlaczego trudno
cię polubić – powiedziała obojętnie – Nie potrafisz odczuwać empatii, nie taką
jaką posiadają inni. Dlaczego mówisz mi to teraz? Doskonale wiedząc, że nie
opuszczę Polski, ani nie porzucę dziecka. Do czego zmierzasz?
Pojedyncza łza spłynęła po jej
policzku, ale nie skruszyła jej ducha. Widział, że pragnęła tylko szczerej
rozmowy, a on zaprzepaścił szanse w jednym momencie. Po raz kolejny poczuł się
jak ostatni drań w zgrai pełnej aniołków.
Słowa jak zawsze same pchały się
mu na język, zanim pomyślał o ich znaczeniu. Prychnął lekceważąco udając
zainteresowanie liściem, którego trzymał w dłoni. Nie miał zamiaru cofać swoich
słów, w końcu i tak w nie wierzył. Przybycie Sory skomplikowało absolutnie
wszystko, cały dotychczasowy porządek.
Nie raz przyszło mu się zmierzyć
z myślami, czy się jej nie pozbyć, ale ostatecznie wstrzymywał się z podjęciem
decyzji. Polska i tak by mu tego nie popuścił, a z tak kruchym ciałem nie miał
szans na ucieczkę lub walkę. Zazdrość wypalała w nim piętno, które za nic nie
chciało ustąpić.
Spojrzał na okno, za którym
widniała śpiąca postać przykryta białą pościelą. Brązowe pukle rozłożyły się na
poduszce niczym pnącza. Nie chciał od niej odchodzić, ale to nie działało w
obie strony. On będzie musiał zostać tutaj, ona wróci do swojego domu. W tej
kwestii nie mógł nic zrobić. Pozostało mu patrzeć jak Polska - niegdyś jego
zagorzały wróg - zakłada rodzinę i cieszy się każdą chwilą z ukochaną. Nawet
jeśli musieli przejść przez piekło, by do tego doszło, wolałby, żeby jego los
potoczył się równie dramatycznie i boleśnie, ale z Węgrami u boku.
- Myślę, że to przez mój
charakter sukinsyna – odparł po chwili ciszy.
- Nie będę zaprzeczać – prychnęła
– Nie oczekiwałam jednak, że uważasz mnie za kostuchę.
Po chwili zauważyła, że zapach
unoszący się w powietrzu zmienił się. Rozejrzała się ostrożnie, próbując zlokalizować kierunek.
Nabrała głęboko powietrza dochodząc do odpowiednich wniosków.
- Czujesz? – zapytała – W
powietrzu unosi się zapach soli morskiej. Na takiej odległości nie powinna by
wyczuwalna.
Zrezygnowany jej szybką zmianą
humoru, zaciągnął posłusznie nosem próbując wyczuć coś odbiegającego od normy.
Z początku obojętnie nastawiony, ale z każdą minutą coraz bardziej oddawał się
sprawie.
- Faktycznie – potwierdził
wstając z ruchliwej gałęzi – Też to czuje. Rozumiem, że nie masz z tym nic
wspólnego, Bałtyku?
Pokręciła przecząco głową
marszcząc brwi. Serce ponownie dało jej znać o narastającym niebezpieczeństwie.
W jednej chwili skoczyła zwinnie z dachu uderzając lekko o ziemię. Nie minęła
chwila, a Prusak stanął obok niej poprawiając srebrne kosmyki.
- Idziemy sprawdzić? – zapytał –
Nie sądzę, żeby pakowanie w to reszty państw było szczególnie dobrym planem.
Oboje jesteśmy wybrykami natury, więc może narażenie nas nie będzie miało
większych konsekwencji.
Po raz kolejny domyśliła się
prawdziwych intencji Prusaka, który za wszelką cenę chciał ochronić Węgierkę.
Obawiał się dokładnie tego samego co ona – przyciągali kłopoty częściej niż
utrzymuje norma. Świadomość podpowiadała jej, że tym razem chodziło o coś
więcej.
Dotknęła mimowolnie brzucha w
opiekuńczym geście. Prusak zauważył jej gest krzywiąc się nieznacznie. W jakiś
sposób budziła się w nim mała iskierka człowieczeństwa. Świadomość, że nosi
dziecko wbijała mu się do głowy dość powoli i opornie.
- Chodźmy – zdecydowała – I tak w
końcu musiało do tego dojść. Moja pseudo rodzinka wyjątkowo niecierpliwie czeka
na spotkanie.
Zakrztusił się teatralnie
powietrzem patrząc na nią wytrzeszczonymi oczyma.
- Żartujesz…? – wyjąkał –
Rodzina!? Co ty do cholery mówisz! To jest was więcej!?
Uderzyła go w ramię w uciszającym
geście.
- Cicho! – warknęła, zerkając na
domek – Obudzisz ich. Słuchaj uważanie, powiedziałam „pseudo” rodzinka. Nie ma
takiej możliwości, żeby byli tacy jak ja. Całe życie byłam jedyna, od kiedy
tylko pamiętam.
Zaśmiał się nerwowo pocierając
oczy.
- Oh, to teraz to „oni”? –
zapytał ironicznie – Dobrze wiedzieć, kiedy dokładnie zamierzałaś o tym
powiedzieć?
Nie chciała tracić czasu na
kolejną spowiedź na ramieniu Prusaka. Pobiegła najszybciej jak mogła w kierunku
jej prawowitego domu, próbując zagłuszyć sumienie, które dość wyraźnie
świadczyło o popełnionym błędzie. Przedzierała się przez gęste krzewy czując
jak drażnią jej skórę na rękach.
Musiała się śpieszyć, coś było
nie tak. Szczególnie dlatego, że ich pojawienie się tak blisko granic państw
nie mogło zwiastować niczego dobrego. Zupełnie jakby wiedzieli, gdzie przebywa
i próbowali ją wywabić.
- Cholera – jęknęła
przyśpieszając szaleńczy bieg.
Po chwili usłyszała jak ktoś ją
dogania. Wiedziała, że jego ciekawość i chęć odkrycia czegoś nowego będzie
silniejsza od rozsądku. Zignorowała fakt jego towarzystwa skupiając się na tym,
by jak najszybciej dotrzeć na plażę.
- Nawet o tym nie myśl, by się wywinąć! – usłyszała
za sobą.
Nagle poderwało ją do góry
ciągnąc za rękę. Zwisała w powietrzu próbując dosięgnąć stopami ziemi. Czyjaś
silna dłoń trzymała ją za nadgarstek na tyle mocno, by nie troszczyć się o
delikatność. Spojrzała do góry widząc srebrną czuprynę Prusaka. Siedział na
gałęzi patrząc na nią pogardliwie.
- Takie cyrki możesz odstawiać przy Polsce,
czy innych bałwanach – warknął – Ze mną nie będzie tak łatwo! Znowu sprowadzasz
problem i nie zamierzasz nic z tym robić? Gadaj o co tu chodzi.
- Puść! – jęknęła, próbując
oswobodzić się z uchwytu.
- Nie słyszę – wsadził palec do
ucha próbując oczyścić go zamaszystym ruchem.
- Spotkałam ich dwa razy!
Ostatnio znowu się pojawili, ale łatwo można ich pomylić bo są identyczni, raz
nabrałam się na tą sztuczkę! Nie mam pojęcia, co zamierzając więc, gdy łaskawie
mnie puścisz to się dowiem!
- Łaska, obdaruje cię nią -
puścił ją gwałtownie, zeskakując twardo na ziemię.
Gdy tylko postawiła nogi na ziemi
obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem. Rozmasowała nadgarstek, który dalej
odczuwał mocny ścisk dłoni Prusaka.
- Nie zdajesz sobie sprawy z
powagi sytuacji. Im chodzi o mnie, jeśli się wtrącisz narazisz swoje życie.
Wzruszył ramionami napinając
mięśnie.
- Mam to gdzieś – parsknął –
Ruszmy się, bo stracimy całą zabawę.
Nie czekając na dalszą pogawędkę
ruszyli biegiem narzucając tempo. Z każdą chwilą zdawało jej się, że wiatr i
temperatura zaczynają zniżać się do zera. Tym razem nie była to sprawka Rosji,
oboje byli tego świadomi. Zerknęła na białą twarz Prusaka, który nie mógł ukryć
podekscytowania. Jednym ruchem pchnęła go w bok, na tyle by się przewrócił.
Wykorzystując okazję pobiegła jeszcze szybciej zostawiając go za sobą.
Gdy tylko zobaczyła skraj lasu
wyskoczyła, lecąc tuż nad wydmą. Wylądowała na piasku od razu przygotowując się
do obrony. Jej wzrok przykuła tylko jedna postać.
- Szwajcario! – niemalże
krzyknęła przerażona jego martwym wyrazem twarzy.
Stał tuż nad brzegiem wody
wpatrzony na coś w oddali. Znała ten wyraz twarzy, oznaczał tylko jedno – ktoś
kontroluje jego umysł. Przez chwilę próbowała do niej przemówić, ale jednym
silnym uderzeniem odepchnął ją na kilka metrów od siebie. Uderzyła twardo o
piasek łapiąc się za ramię.
- Obudź się Szwajcario! –
krzyknęła ponownie – To tylko sen!
Żołnierz nie poruszył się.
Widziała jak sięga ręką po swoją broń ładując w nią naboje. Otworzyła szeroko
oczy rozumiejąc, że jej spust za chwile w nią wceluje. Nie myliła się, nie
minęła sekunda a pocisk przeleciał dokładnie w miejsce, gdzie siedziała.
Odskoczyła od miejsca spotkania z napojem, próbując dotrzeć do Szwajcara.
Po chwili z krzaków wyłoniła się
postać zadyszanego Prusaka. Czerwone wypieki na bladej twarzy z pewnością
mówiły o jego zdenerwowaniu. Przygryzał nerwowo zęby, próbując odnaleźć Sorę na
piaszczystym gruncie. Krwiste tęczówki napotkały jednak żołnierza, który w
ułamkach sekund strzelał do czegoś blisko brzegu. Jej cień i ruchy była niemal
niezauważalne, ale przyznał w duchu, że unik przed pociskiem Szwajcara mógł
graniczyć z cudem. W końcu musiał trafić.
Potrząsnął nerwowo głową
pozbywając się zbędnych myśli, by na nowo poczuć kłębiącą się złość. Jego
urażona duma wręcz kipiała, ledwo utrzymując się w jego ciele.
- Jakim prawem mnie pchnęłaś! –
krzyknął ignorując fakt oszalałego żołnierza.
Spojrzała na niego szybko, nie
omieszkując zgromić go wzorkiem. Nie miała na to za wiele czasu, bo kolejne
ataki ze strony Szwajcara zmuszały ją do ciągłego ruchu. Szybkość z jaką
strzelał ledwo mieściła się w jej wzorku. Za każdym razem, gdy próbowała się do
niego dostać, zwinnie unikał jej kontaktu. Pogrążony w transie nie odróżniał
snu od rzeczywistości.
- Prusy pozbądź się jego broni!
- Teraz to jestem potrzebny? –
syknął pokazując jej środkowy palec – Sama sobie radź!
- Ty głupku! Gdybyś tutaj
przyszedł i zastał tamtych dwóch nie zdążyłbyś powiedzieć ani jednego słowa!
Rusz się i mi pomóż!
Wciąż z ociąganiem wyciągnął
swoją broń próbując wycelować w Szwajcarie. Zamierzał nakierować w samą dłoń
żołnierza, tak by ten odrzucił swoją zabawkę. Szanse były jednak pół na pół.
Gdy tylko był pewny, że go dosięgnie strzelił pewnie i szybko. Pocisk
rzeczywiście trafił w palce żołnierza. Zakrwawione w jednej chwili upuściły
broń, ale tylko dlatego, że wykrzywione nie mogły utrzymać uchwytu. Sora nie
czekała na drugą szansę w jednej chwili pojawiła się przez Szwajcarem chwytając
jego twarz w dłonie. Przewróciła go na ziemię siadając na nim okrakiem.
- Zaraz cię uwolnię.
Nachyliła się do jego ust całując
je krótko.
Prusak zsunął się z wydmy
podbiegając do nich. Sceneria wydawała się mu jeszcze bardziej mroczna, bo
chmury zasłoniły jasny księżyc. Spojrzał na Sorę, prychając z kpiną. Pocałunek,
który złożyła Szwajcarii sprawił, że aż wzdrygnął.
- Twoja wierność Polsce jest
zadziwiająco ulotna… - skrzywił się brzydko obserwując jej dalsze działania.
Nie przejmując się jego słowami otworzyła
lekko usta odsuwając się od ust Szwajcara. Z początku myślał, że ten od razu
się obudzi, ale mylił się. Oczy Szwajcara dalej były martwe i obojętne.
Zaintrygowany brakiem reakcji z jego strony, spojrzał oczekująco na Sorę.
Dziewczyna wciąż nachylona do jego twarzy, zaczerpnęła powietrza przez
rozchylone usta.
Prusak ukląkł tuż obok próbując
zrozumieć co chce zrobić. Nie musiał długo czekać na reakcję. Otworzył szeroko
oczy, ledwo opanowując zdziwienie. Wraz z jej wdechem z ust Szwajcara zaczęła
ulatywać biała wić. Jej koniec rozpływał się wraz z dotknięciem warg Sory.
Śledził spojrzeniem to ją, to
twarz żołnierza. Ku jego zdziwieniu do jego oczu powracała normalność. Głęboka
zieleń, stawała się z każdą chwilą żywsza i bardziej obecna. Biała nić zniknęła
wraz z lekkim podmuchem wiatru, zupełnie jakby była nierzeczywista. Prusak
odsunął się od Sory nie wiedząc, czego jeszcze może się spodziewać.
- Co do cholery… - wyjąkał nie
mogąc zdobyć się na kolejne słowa – Nie mogłaś pocałować go w policzek jak
mnie? Wtedy podziałało!
Pokręciła głową, obserwując jak
na twarzy Szwajcarii zaczynają pojawiać się kolory. Odetchnął ciężko, zupełnie
jakby chwilę wcześniej coś tłamsiło go od wewnątrz.
- To nie była moja klątwa –
powiedziała spokojnie muskając palcem czerwone wargi – Oni tu byli. Zwabili
Szwajcarie, by tutaj przyszedł, ale po co?
Zapytała samą siebie obracając
głowę ku nieprzejednanej czarnej otchłani morza. Widział, jak z każdą chwilą
jej wyraz twarzy wyrażał wyłącznie złość i gniew.
- Wędrują sobie po moim domu bez
krzty lęku i ogłady… - wyjąkała przez zaciśnięte zęby – Jakim prawem atakują
mojego przyjaciela! I to tą okropną iluzją!
Z każdym słowem jej gniew
potęgował się. Zaciśnięte dłonie uderzały rytmicznie o piach, roztrzepując
złote drobinki. Tyko przez jedną chwile zdołał zauważyć jej stanowcze i
jednocześnie pełne wątpliwości spojrzenie. Sam nie rozumiał, dlaczego te dwa
słowa narzuciły mu się od razu, ale nim zdołał przyjrzeć się jej w bliska, miodowe
włosy zsunęły się z jej ramion, na tyle by zakryć twarz.
- Was ist
passiert? [Co się dzieje…?]
Szwajcar obudził się z letargu
bujając wzrokiem po otoczeniu. Prusak przysunął się bliżej niego pomagając mu
podnieść się z ziemi.
-
Wir müssen raus, können sie immer noch hier sein
[Musimy się stąd wydostać, oni mogą nadal tutaj być] – wyjąkał rozglądając się ostrożnie.
[Musimy się stąd wydostać, oni mogą nadal tutaj być] – wyjąkał rozglądając się ostrożnie.
Szwajcaria
od razu przystosował się do sytuacji próbując zapanować nad obolałym ciałem.
Spojrzał na dłoń, zdejmując z niej czarną skórzaną rękawiczkę. Chciał widzieć
jak porusza palcami o własnej sile, bez niczyjej kontroli. Gdy tylko poczuł
pełnie władzy, natychmiast się rozejrzał.
Widząc
jej posturę tuż obok siebie nie omieszkał skrzywić się niesmacznie, w nie
podobny do niego sposób. Złapany po raz kolejny w sidła potwornych wizji nie
mógł znieść faktu, że ponownie dał się na nią złapać.
-
To znowu ty – syknął wściekle – A miałaś nigdy więcej tego nie robić! Czym my
dla ciebie jesteśmy!? Zabawkami!?
Prusak
szarpnął nim próbując go uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Mordercze
spojrzenie wbijało ją w ziemię, choć ani przez chwile nie podniosła głowy.
Szwajcar musiał stoczyć walkę ze swoimi lękami, które nie pozostawiają umysłu
takim jakim było. Tym bardziej czuła się winna, bo gdyby zorientowała się
wcześniej mógł tego uniknąć.
Na
pomoc o dziwo przyszedł Prusak, który czując chęć mordu kuzyna wiedział czym
może skutkować. Młode państwa zawsze mają swój limit. Oglądanie po raz kolejny
tortur związanych z śmiercią Lichtenstein musiało wyrwać go z równowagi.
Prusak
szarpnął nim mocno, na tyle, by ten się opanował. Niepokój i wyraźne przejęcie
powagą sytuacji postawiło go na nogi na tyle by zareagować. Żołnierz nie
zamierzał jednak odpuścić. Ścisnął rękę kuzyna tak mocno, że ten poczuł jak
jego kości trzeszczą.
-
To nie ona. Tym razem chodzi o coś większego – warknął – Mamy do czynienia z
jej podobnymi, nazwij ich jak chcesz. Sprawa wydaje się prosta, zaatakowali
jednego z państw, to równoznaczne z zaatakowaniem każdego z personifikowanych.
Wydaje mi się, że ograniczymy się do jednego słowa – wojna.
Na
dźwięk tego słowa ciało Sory zadygotało.
-
To jakaś kpina!? – krzyknął żołnierz wyrywając się z uścisku Prusaka – Z jakiej
racji mamy prowadzić wojnę i dlaczego, zaatakowano właśnie mnie!? Nie obchodzi
mnie to i tym razem nie będę lekceważył problemów napływających od jej przybycia! Mam dość!
Szwajcar
wstał z miejsca opanowując zachwiane ciało. Prusak przeklną brzydko pod nosem
podążając tuż za nim. Rozjuszony i wciąż pod wpływem silnych emocji nie mógł
powrócić do starego introwertycznego siebie. Widząc jego popisy złości wbił w
niego wzrok, chwytając za ramię.
-
Przestań się wydzierać! – skarcił go – Przysięgam na wszystko, co święte nie
mam zamiaru ich spotkać!
Głośny szum wody instynktownie ją zaciekawił.
Kłótnia dwóch państw zagłuszyła śpiewne kołysanie fal, ale dla niej ten dźwięk
był niczym śpiewanie ptaków o poranku. Z łatwością mogła odróżnić, kiedy był
naturalny, a kiedy wywołany przez kogoś.
Podniosła się z ziemi namaczając
stopy w wodzie. Wiatr dochodzący z północy ocucił jej twarz, a ciemna pustka
przyzywała ją do siebie. Nie tego jednak oczekiwała, była pewna, że tam są,
czekając w ciszy.
„Przyłącz się do nas”
Głos. Ciągle nawołujący i
powracający niczym nieprzerwane echo.
- Wyjdźcie – rozkazała tonem nie
znoszącym sprzeciwu.
Prusak i Szwajcar spojrzeli na nią niepewnie,
zdezorientowani jej nagłą zmianą. Wpatrywała się bez ustanku w mrok wody,
zupełnie jakby na kogoś czekała. Szwajcar niemal natychmiast sięgnął po broń
celując w jej plecy.
- Tym razem nie będę czekał na
twój ruch – syknął.
Pewność żołnierza w jej winę w
żaden sposób go nie przekonywała. Wiedział wręcz, że Sora nie ma z tym nic
wspólnego, a jednak również obawiał się tego co nadejdzie. Dziewczyna zdawała
się wszystko rozumieć i nawet nie próbowała im niczego tłumaczyć. Irytacja
związana z niewiedzą z jaką go zostawiła podsycała ogień zdenerwowania.
- Czy przemyślałaś już swoją
decyzję? – zapytał pierwszy cień wyłaniający się z mroku.
- Zawsze możemy zrobić kukiełkowy
taniec, to dopiero byłaby zabawa! – odezwał się drugi.
Strzały Szwajcara zagłuszyły
dalszą część ich wypowiedzi, o ile w ogóle coś mieli jeszcze mówić. Czuła na
ramieniu zagęszczone powietrze od wystrzałów. Celował precyzyjnie, ale i tak
dłonie musiały mu się trząść. Jeden z naboi otarł się o jej skórę powodując
rozcięcie.
- Przyszły, kiedyś świnki trzy.
Młodsza szybsza i zgrabniejsza zapomniała dokąd mierzy. Broń przezorna musi
być, bo rozjuszyć może lwy...
W ułamku sekundy dziwny cień
pojawił się obok Szwajcarii i potężnym uderzeniem odepchnął go do wydmy. Huk po
spotkaniu jego ciała z ubitym piaskiem odbił się echem zagłuszonym przez fale.
Żołnierz kaszlnął krwią tracąc przytomność. Jego ciało pod siłą uderzenia wbiło
się wręcz w wydmę i zastygło w bezruchu. Broń trzymana w jego dłoni upadła na
ziemię zanurzając się w piasku.
- Jeden z głowy~ - zanucił cień z
energicznym i pozytywnym głosem – Kto teraz siostro? Może twój srebrnowłosy
kolega?
Prusak obrócił głowę w miejsce,
gdzie przed chwilą stał Szwajcaria. Na jego miejscu zauważył postać pozornie
należącą do młodego chłopaka. Jego białe włosy były zaczesane na jednym boku
tak, by móc od razu dostrzec jego cimne czerwone oczy. Uśmiechnął się do Prusaka
niewinnie dmuchając na zaciśniętą pięść, którą prawdopodobnie uderzył
Szwajcarię.
Prusy Spojrzał oczekująco na
Sorę, która nawet nie obejrzała się za Szwajcarem. Wydawało mu się, że
postawiła między nimi barierę. To co znajdowało się za jej plecami było ważne
równie bardzo jak wczorajsze powietrze.
- I co będziesz teraz się tylko
patrzeć!? – krzyknął – Chciałaś ich, to masz! A teraz załatw swoje sprawy i
wracajmy! Przecież masz jakiś plan prawda?
- Tak, mam – odparła.
Jedyne, co później dostrzegł to
promienisty ślad jej czerwonych oczu, kierujący się w jego stronę. Ból i silne
pchnięcie nastąpiło chwilę później. Krzyknął czując jak wbija w niego coś
ostrego w miejscu ramion. Dźwięk pękającej kości odbił mu się echem w uszach,
jeszcze bardziej uświadamiając swoją sytuację.
- Twoim jednym problemem był
fakt, że za mną poszedłeś – wyszeptała złowieszczo i obco – Widzisz, wolę
trzymać się tych, przy których czuję się sobą. To wasze naiwne zaufanie w
stosunku do istoty, której od początku nie dawaliście pełni wiary. Myślisz, że
obeszło mnie każde nieprzyjazne słowo?
Otworzył oczy ukazując głębie ich
gniewu i rozdarcia. Były tak intensywnie w nią wpatrzone, że równie dobrze mógł
ją zabijać na kilka sposobów. Szarpnął ręką, ale napotkał się z ogromną falą
bólu i potokiem ciepłej cieczy. Dopiero teraz zainteresował się, czym udało się
jej go uziemić. Dwa lodowe szpikulce wbite w jego ramiona miały na sobie
znaczne ilości kropel krwi. Pod tak silnym zamachem zdążyła go nimi przebić
zanim padł na ziemię.
- Ty suko! – warknął spluwając
flegmą ze śliny i krwi na jej twarz – Wiedziałem, że trzeba było cię zabić!
- Nie zrobiłeś tego – odparła
złośliwie wycierając policzek – I dlatego do ostatnich chwil będziesz
rozmyślał, jak wiele okazji straciłeś. Przypływ za chwilę cię dosięgnie, więc
gdy będziesz się topił pod wpływem małej fali, wspomnij mnie ciepło.
Krzyknął głośno i przeciągle
szarpiąc się pomimo bólu i rozrywających się mięśni. Widząc jego szał odsunęła
się, unikając w ostatniej chwili jego kopnięcia. Przez cieknącą krew z warg i
poplamione nią zęby, wydawał się potworem. Sora patrzyła na niego jeszcze przez
chwilę, jakby chciała zatopić się w jego żalu i gniewie. Niewinny uśmiech,
którym go obdarzyła strzelił w niego z jeszcze większą siłą, jak dwa szpikulce
przybijające go do ziemi.
- Zapłacisz za to! – warknął – Za
to wszystko! Będziesz krzyczeć z bólu, aż wyrwę z ciebie wszystkie falki!
Reszta też się o tym dowie, przekonasz się o naszej sile i pragnieniu zadawania
bólu! Już nigdy więcej nie poczujesz wody, najchętniej paliłbym cię na stosie
po kilkaset razy!
Zza placów Sory wyszła kolejna
niewidoczna wcześniej postać. Zimne i martwe spojrzenie przypominało mu Boga
śmierci. Co więcej, również posiadał białe włosy, ale ich uczesanie różniło się
od tego, który powalił Szwajcara. Nosił tylko luźne białe spodnie, ale to nagi
tors ukazujący potężnie zbudowane ciało robiło wrażenie. Prusak nie mógł się
dopatrzeć, czy ich skóra była biała, czy tylko noc zdawała się mu mamić oczy.
- Pożegnaj się i wracamy. Mamy
dość roboty, by odpuścić sobie głupstwa – powiedział, a jego głos zadawał się
władczy i nieznaczący sprzeciwu.
- Jak zwykle nie potrafisz się
bawić – syknął jego pobratymiec zawieszając rękę na ramieniu Sory – A już
myślałem, że cię nie przekonaliśmy, widać nie myliliśmy się co do ciebie. Zdaje
mi się, ale ten tutaj chyba naprawdę zalazł ci kiedyś za skórę co?
Prusak skrzywił się czując jak
woda przemokła mu buty. Przypływ, o którym mówiła nastąpił o wiele szybciej niż
się spodziewał. Wraz z komentarzem narwanego przybysza, na twarzy Sory pojawił
się grymas bólu. Wzdrygnęła się lekko, gdy ten dotknął palcami jej poziomych
blizn na szyi.
- Tak skrzywdzić naszą siostrę… - westchnął z
udawanym smutkiem – Nie wiedzą co piękne.
- Idziemy – władczy mężczyzna tracił
pozorną cierpliwość – Zakończ to.
Obrócił się nie obrzuciwszy Prusaka
nawet jednym spojrzeniem, przez co ten poczuł się śmieciem w jego oczach. Nie
był warty nawet jego uwagi. Wraz z rozporządzeniem domniemanego dowódcy, ciągle
uśmiechnięty kompan pobiegł tuż za nim machając Prusakowi na pożegnanie. Tylko
Sora nie ruszyła od razu.
- Idź suko! – wrzasnął wściekle –
Jeszcze jedno twoje spojrzenie i się porzygam. Już wole udławić się wymiocinami
niż tą twoją pieprzoną wodą! Najbardziej bawi mnie fakt, ile wysiłku musiałaś
włożyć w te cne opowiastki o miłości. Polska z pewnością rzuci ci się w
ramiona! Najlepiej z mieczem w dłoni!
Podeszła do niego kucając obok
jego głowy. Musnęła dłonią lodowy szpikulec, po czym wbiła go nagle w jego
ramię jeszcze głębiej. Zawył z bólu, starając się opanować krzyk.
- Jak myślisz, gdy urodzę
dziecko, po czyjej stanie stronie? – zapytała – Co zrobi Polska, gdy będzie
musiał stanąć z nim twarzą w twarz, walcząc na śmierć i życie? Zabije was to, czego tak zawsze
pragnęliście, wyłącznie dzięki temu co pozostało z waszego człowieczeństwa.
Prawdziwy potwór mogący żyć kilka tysięcy lat, wie kiedy dalej grać. Jesteście
śmiesznymi pomyłkami, ja nigdy nie miałam tak żałosnych potrzeb.
Przez chwilę próbował sobie
wszystko po kolei poukładać. Trwało to naprawdę krótko, bo cała gra, o której
mówiła rozświetliła mu wszystko. Postać, która przed nim stała nigdy nie była
bardziej prawdziwa niż teraz. Cały spisek i pozorne uczucia, które tak bardzo
ukazywała były wyłącznie wymysłem, mgła zasłaniającą prawdziwe zagrożenie.
Wciągnęła w nią wszystkich, każdy pionek pozornie wolny i samodzielny, był
wyłącznie w jej rękach.
Byli teraz niczym owce zagnane w
paszcze wilka. Po raz pierwszy stali się ofiarą.
- Szach mat – wyszeptała
akcentując każde słowo.
To znaczy że Sora?....:(
OdpowiedzUsuńWszystko się może zdarzyć~ ;)
UsuńDziekuję, że przeczytałaś ^^
Proszę bardzo :)
UsuńTe dwa rozdziały są świetnie.To jest najlepsza historia z Hetalii jaką przeczytałam.Czuje tutaj tak OGROMNĄ empatie do bohaterów jakiej jeszcze nie doświadczyłam na innych fanficah z tego anime.:)Szkoda mi Polski(ciekawe co on teraz zrobi) i cały czas mnie zastanawia co z tym dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńBaaardzo mi miło :))))
UsuńNiedługo wstawię no i dziękuję za przeczytanie bloga. Tym bardziej, że pierwsze i może trochę późniejsze rozdziały pisałam w liceum i poziom jest niski...
Pozdrawiam ;)
Cieszę się niezmiernie, że zdecydowałaś się jednak wrócić i żałuję tylko, że nie miałam okazji zajrzeć na twój blog wcześniej.
OdpowiedzUsuńNowe rozdziały jak zwykle cudowne, z niecierpliwością czekam na kontynuację. Mam nadzieję tylko, że nie uśmiercisz Gilberta. Hetalia bez Prus to nie to samo.
Pozdrawiam ;)
jedno słowo, Z A R Ą B I S T E
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kontynuacji a rozdział naprawdę bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńKiedy next. Bardzo mi się to opowiadanie podoba i nie mogę się doczekać następnych rozdziałów ��
OdpowiedzUsuń