czwartek, 25 maja 2017

Rozdział 104





Osunął się z łóżka zabierając swoje rzeczy. Trudno było mu odczuć szczęście, którego się spodziewał. Osoba leżąca na łóżku to ofiara wielu cierpień, która za nic nie przypominała mu radosnej i silnej kobiety. Mimo to, była jedynym kwiatem w jego spalonym i zrujnowanym świecie. Czymś, co trzymało go w ryzach, by nie popaść w ruinę. Warto mieć w sercu kogoś do kogo zawsze można się zwrócić. Węgry należała do bardzo wąskiego grona, nie oceniającego go za wybryki. To do niej biegła każda ścieżka jego myśli.
W tym wypadku będzie robił absolutnie wszystko dla jej dobra. Gdy tylko powróci do zdrowia fizycznego i psychicznego, będzie mógł odczuwać satysfakcję.
- Muszę się przewietrzyć – powiedział niemal sam do siebie, zanurzając dłoń w srebrnych kosmykach.
Wyszedł cicho z pokoju zamykając za sobą drzwi. W ich szparze zdążył zauważyć ostatni obraz śpiącej Węgierki. W całym jego nędznym życiu nie czuł się bardziej podle. Oparł się o ścianę zjeżdżać powoli na ziemię. Przygnębienie napadło go równie szybko jak sumienie. Wykorzystał chwilę słabości dziewczyny, by się do niej dobrać. Nie mógł dojść, czy to z własnych pobudek, czy też może naprawdę potrzebował jej ciepła wmawiając sobie, że ona potrzebuje jego.
           Opanował trzęsące się nogi, by móc wyjść z domu zanim wróci cała reszta. Pozostawił za sobą pokój, w którym leżała Węgierka, walcząc z bolesnym ściskiem w piersi. Wbiegł na schody kierując się do korytarza. Jednym silnym szarpnięciem drzwi ocucił się zapachem świeżej trawy i kwiatów, rozkwitniętych na polance wokół domu. Pobiegł w kierunku lasu chcąc zostawić za sobą kolorową scenerię, zupełnie sprzeczną z jego osobowością. Serce, na którym wciąż czuł czyjąś ściskającą się pięść, nie chciało odpuścić.  
Chciał schować się w swoim małym domku, chałupie lub ruinie, która ledwo stoi. Zwał jak zwał, ale to jedne miejsce, nazywane przez niego domem. Łupina podarowana od Polski i względnie urządzona przez meble od Węgierki - nawet w tym miała swój udział.
            Ruszył biegiem nie zwracając uwagi na to, że ktoś może go zobaczyć. Chciał po prostu biec i poczuć chłód zimowego powietrza na skórze. Ciepłą parę rozlewającą się na wietrze jednocześnie informującą go, że wciąż żyje. Usta, które chwile wcześniej całowały obecne państwo Węgierskie, nosiły na sobie jej znamię. Potrzebował chwili spokoju, rozważając kwestie wielu przemyśleń, błądzących mu po głowie.
Dostrzegł swój mały kawałek ziemi, na planie którego malowała się skromna chata. Zbite deski jak zwykle osadzone były śniegiem i mrozem. Wewnątrz domku na pewno było równie zimno jak na zewnątrz, ale i tak wolał zakopać się w tym zimnie z dala od wszystkiego wokół. Otworzył drzwi zardzewiałym kluczem, powodując nieprzyjemny skrzyp starego drewna. Biały puch przedostał się pod szczelinami do środka. Wymiótł je obojętnie nogą na dwór.
- Skąd tu tyle śmieci – zapytał sam siebie, zerkając na porozwalane puszki z jedzeniem.
Nie miał siły ich sprzątać, nawet jeśli zalegały na jedynej kanapie. Rzucił się na nią opadając głową na zakurzoną poduszkę. Smród, wilgoć były irytujące i nie do zniesienia, ale zmusił się by zamknąć oczy czekając na sen.
Po chwili udał się do krainy Morfeusza, próbując wyzbyć się obrazu Węgierki w głowie. Na próżno.

 
 *

Krążyła po pokoju powoli i ociężale, kołysząc się w promieniach słońca rzucanych na podłogę. Ich poświata padała również na duże łoże z błękitną pościelą, na której można było dostrzec przeplatane niebieskie niezapominajki. Przykryta do połowy Węgierka leżała na nim niczym lalka pogrążona w śnie. Wyglądała zdecydowanie lepiej, jej ciało i twarz zdecydowanie zaczęły przypominać zadbaną dziewczynę.
Sora podeszła do łóżka nachylając się do jej twarzy. Blond pasemka od razu zsunęły się z jej ramion otulając leżącą Węgierkę. Wpatrywała się w nią w ciszy, świdrując ją swoim spojrzeniem z miną nie wyrażając niczego więcej jak niepewnością.
- Może daj jej skorzystać ze światła – zaproponował Polska – Myślę, że zdecydowanie lepiej na nią wpłynie od ciągłego cienia.
Posłusznie odsunęła się powalając promieniom słońca na ponowne otulenie Węgier. Zerknęła na Polskę, który siedział zamyślony na krześle mieszając wystygniętą już zupę. Przygotował ją dla Węgierki, ale w jej stanie nie było mowy o tym żeby ją budzić. Tym samym nie nadawała się już do użytku.
- Nie chciałeś iść do Prusaka?
- Później – urwał, marszcząc brwi – Na razie nie mam ochoty znowu widzieć jego gęby.
Nie dziwiła się, że był wściekły. Gdy tylko wrócili do domu nie zastali zupełnie nikogo. Wiadomo było, że Węgry była bezpieczna, ale zostawianie jej samej było bardzo ryzykowne. Polska szczególnie był dziwnie roztargniony od kilku godzin, że nie potrafiła stwierdzić, czy to Prusak wywołał w nim taką burzę myśli, czy też coś innego.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakiś nazbyt cichy.
Podniósł na nią wzrok, który niemal całkowicie ją przeszył. Właśnie w takich momentach nie wiedziała, co zdążył wychwycić. Odłożył powoli i cicho miskę z zupą na komodę nocą. Zanim zupełnie się podniósł spojrzał na Węgry upewniając się, że nadal śpi. Nie trwało to jednak długo. Jego zielone oczy odnalazły ją szybko i zaborczo.
 - Podjedziesz do mnie na chwilę? – zapytał cicho.
Wyciągnął do niej rękę w zapraszającym geście, a zieleń jego oczu przy poświacie słońca mieniła się jasnym szmaragdem. Nim zdążyła pomyśleć, nogi poniosły ją do jego troskliwych ramion, które czekały na jej dotyk. Ujęła jego dłoń, by po chwili zanurzyć się w ciepłym uścisku.
Polska objął ją rękoma zbliżając jak najmocniej do siebie. Zaciągnął ciężko powietrze zanurzając twarz w jej włosach. Delikatne głaskanie jego dłoni na jej plecach było niczym ochronne zaklęcie, które miało być dla niej nietykalną tarczą.
- Kocham cię… - wymruczał ledwo słyszalnie.
Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Znał jej odpowiedź. Trwali tak w ciszy nie odrywając się od siebie ani na centymetr.
- Chciałbym cię, gdzieś zabrać. W jedno spokojne miejsce jeszcze dzisiaj.
Polska podniósł głowę.
- Musimy porozmawiać.
- O czym? – wypaliła niemal natychmiast.
- Nie teraz. Porozmawiamy później, teraz posiedź jeszcze chwilę z Węgierką. Ja w tym czasie porozmawiam ze Szwajcarią. Musimy omówić parę rzeczy. Przy okazji zrobię ci kolację, może nie burczy ci w brzuchu, ale powinnaś bardziej o siebie dbać.
Mówiąc to oddalił się wychodząc z pokoju. Została sama z leżącą Węgierką, której niepewny oddech wciąż informował o męczących ją koszmarach.
- Jeśli tylko byś mnie poprosiła, pozbyłabym się twoich koszmarów – wyszeptała do jej ucha odsuwając brązowe kosmyki.
W nadziei, że ją słyszy pozostawiła ją śpiącą w pokoju. Nim jednak skierowała się na korytarz, dostrzegła coś co wcześniej jej umknęło. Koszulka Prusaka leżała tuż pod jej łóżkiem. Ta sama, którą miał na sobie jeszcze dzisiaj. Podeszła do niej przyglądając się jej w dłoniach. Polska prawdopodobnie niczego nie zauważył, co z całą pewnością byłoby łatwiejsze dla Prusaka. Tajemnica, która dzieliła jego i Węgry mogła być kluczem do ich dalszego wspólnego życia. Otworzyła drzwiczki szafy kładąc w niej znalezisko.
- Wszędzie, gdzie jesteś zostawiasz po sobie zamieszanie – jęknęła z dezaprobatą – I znikasz czekając, aż resztę zrobi ktoś za ciebie.
Jednym ruchem zamknęła drzwiczki ukrywając w nich koszulkę chłopaka. W takim stanie nie miał prawa zostawiać Węgry samej, pomyślała. Wyszła z pokoju kierując się do saloniku, w którym przesiadywał Szwajcar i Polska. Ich dyskusja wydawała się zażarta, ale to Polska wydawał się bardziej zdenerwowany. Chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają zeszła niżej o jeden stopień. Niefortunnie, zaskrzypiał schodek informując nacje o jej obecności. Westchnęła ciężko wywracając oczami.
- Oh, Sora właśnie miałem cię wołać – odezwał się Polska, – Kolacja gotowa.
Zerknęła na twarz Szwajcara, który uciekł od jej spojrzenia, udając zainteresowanie doniczką obok. Polska też wydawał się być lekko zdenerwowany, zupełnie jakby nie spodziewali się jej nagłego przyjścia. Powstrzymała grymas podejrzliwości.
- Dziękuje Polsko – odparła podchodząc do stołu – Przerwałam w waszej rozmowie, możecie spokojnie kontynuować. Nie jadłam od długiego czasu, więc pozwolicie, że zacznę jeść.
Jej reakcja widać uspokoiła Polskę, choć jasne było, że nie będzie ponawiał tematu z żołnierzem. Nie mówiąc ani słowa chwycił swój kubek, w którym wyczuła coś mocniejszego od zwykłej herbaty, czy też wody. Widząc jej śledcze spojrzenie, zerknął ratunkowo na Szwajcara, który skrzyżował ręce marszcząc gęste brwi.
- Właśnie testowaliśmy alkohole z mojego domu – wyjaśnił – Złożyło się, że Polska był po ręką. Tobie nie proponuję, są zdecydowanie zbyt mocne, na twoje podniebienie.
- No właśnie – przytaknął od razu gospodarz.
Sora wzruszyła ramionami nie brnąc dalej w temat. Kolacja, którą przygotował Polska wydała się jej o wiele większa niż zwykle. Szczególnie dlatego, że na jej talerzu postawił dwa razy więcej chleba i jajek.
Cisza jaka zapanowała zaczynała być coraz trudniejsza do ignorowania. Polska od dłuższego czasu bawił się kawałkiem jedzenia, a rumieńce na jego twarzy nie były prawdopodobnie spowodowane alkoholem.
- idę na spacer – rzuciła po chwili – W razie potrzeby będę u siebie.
Wstała gwałtownie nie oglądając się na towarzyszy. Nim jednak odeszła od stołu poczuła na nadgarstku czyjąś silną, aczkolwiek delikatną dłoń. Znała ten dotyk.
- Pójdę z tobą.
Szwajcar westchnął pod nosem popijając łyk herbaty w białej, porcelanowej filiżance. Sterczące włosy odkryły pod jego ruchem głębokie zielone oczy.  Wpatrywały się w nią uważnie, śledząc każdy jej odruch. Dostrzegła w nich iskrę ciekawości, której jeszcze nie pojmowała.
Nim Polska pokierował ją do przedpokoju, zauważyła dziwny uśmiech na twarzy Szwajcara. Znając dziwności jakie często w sobie krył, wolała się tym nie przejmować, ani nie łączyć z nagłym zdenerwowaniem Polski. Podeszła do wieszaka, na którym wisiały ich kurki. Szybko ubrała swój płaszcz i owinęła szyję szalikiem, poprawiając miodowe włosy.
- To nie będzie ci potrzebne – uśmiechnął się odwijając jej z szyi długi szal – Tam gdzie idziemy będzie ciepło. Mam dość tej zimy, szczególnie teraz jest mi zupełnie nie potrzebna.
- Chcesz przerwać zimę? – powtórzyła niepewnie.
Nie odpowiedziawszy, chwycił ją za dłoń masując palcami jej skórę. Odwróciła wzrok starając się skontrolować palące policzki. Nigdy nie było czasu ani możliwości, by móc chwycić się za rękę i tak zwyczajnie pospacerować. Zwykle robili to osobno, teraz tak bardzo oczekiwana normalność, stawała się anormalna. Trudno było przystosować się do myśli, że tak może wyglądać ich codzienność.
- Myślę, że oboje myślimy o tym samym – powiedział ściskając mocniej jej dłoń – Też nigdy czegoś podobnego nie robiłem. To nawet zabawne, gdy ma się tyle samo lat co ja. Zawsze musi być ten pierwszy raz, a cieszy mnie każdy, gdy mogę go dzielić z tobą.
Zaśmiała się pod nosem, patrząc na jego nieskazitelną twarz i wyraziste rysy. Mądre słowa w ustach młodzika, to coś do czego od samego początku ją przyzwyczajał. Wiek, ukryty był w szczerych oczach i ciepłym niepokonanym sercu.
- Faktycznie jesteś stary – zauważyła patrząc na niego z rozbawieniem – O ile się nie mylę masz już tysiąc lat. Chyba jesteśmy w podobnym wieku, wiesz? Nie liczyłam kiedyś żadnych dat, nie korzystałam na kalendarzy, ale jeśli połączę pewne fakty wychodzi na to, że pojawiłam się w tysięcznym roku.
- Dociekanie konkretnego wieku przestaje być takie ważne, jeśli czas, który spędzasz, co chwilę burzliwie pcha cię gdzie indziej. Priorytety zdecydowanie się zmieniają…
Westchnął ciężko poprawiając jasne pasemka. Odsłonił porcelanową twarz bez żadnej skazy, kryjącą w sobie piękno utożsamiane z jego domem. Jasna zieleń jego oczu kojarzyła się jej w trawą i polami, na którymi niegdyś przesiadywał. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że fakt przywołania obrazu trawy nie był przypadkowy. Od kiedy wyszli z polanki, na której za sprawą Polski rosły już kwiaty, a śnieg ustępował czuła, że coś się zmieniło.
- Polsko, dlaczego pod naszymi nogami jest trawa? – zapytała, spoglądając na szlak jaki pozostawili za sobą pełen zielonych, młodych strączków.
- Mówiłem, że płaszcze nie będą potrzebne – powiedział uśmiechając się lekko – Powiedzmy, że mój wpływ, na niektóre rzeczy znacznie się powiększył. Pewnie już zapomniałaś jak to było, gdy moje Królestwo było jednym z największych.
Nostalgia na jego twarzy dała wyraźnie znać, że smutek z powodu utraty tylu cennych setek lat wciąż odbijała się w jego sercu. Pogodzony ze swoją przeszłością, nie chciał wypaść na słabego i skruszonego przez resztę państw. Po chwili poczuł szarpiecie sugerujące, że dziewczyna zatrzymała się gwałtownie.
- Myślisz, że zapomniałam?
- Myślę, że miałaś do tego prawo… - sprostował nie pozbywając się ciepłego uśmiechu, który kierował wyłącznie do niej – To tylko moja duma, nie musisz się tym przejmować. Wyglądasz naprawdę uroczo w takich chwilach, przejmowanie się mną, aż tak bardzo cię smuci? Nie powinno. Teraz jestem zupełnie inny. O już jesteśmy!
Tracąc zainteresowanie poprzednią rozmową, podbiegł entuzjastycznie pod górkę spoglądając na widok rozciągających się wokół pól. Odetchnął głęboko i wraz z jego myślą, obraz wokół zaczął się zmieniać. Sora patrzyła z podziwem jak puch w jednej chwili topniał, zupełnie przeżarty przez narastające ciepło prawowitego właściciela. Śnieg może i był symboliczny dla Rosji, ale Polska czuł jego obecność w każdym płatku śniegu. Będąc z dala od niego, czuł się o wiele bardziej swobodnie.
Usiedli spokojnie na górce pełnej trawy i polnych kwiatów, napajając się widokiem, który ich otaczał. Chwila ciszy nie była w żaden sposób nieprzyjemna. Mogli odetchnąć świeżym wiatrem niosącym za sobą nowe czasy, nie wracając do przeszłości. Słowa, które powiedział, mimo wszystko przeniosły jej myśli do owego czasu, gdy królestwa toczyły ze sobą wojny.
Ani przez chwilę nie zbladł w jej oczach jako rycerz i wojownik o nieustraszonej duszy. Pewny siebie, troszkę arogancki i nieufny, w głębi serca krył uprzejmość i nieśmiałość zwykłego dziecka. Oboje przecież zostali doświadczeni przez życie, zmieniali się wraz z biegiem lat. Nie można nikogo winić, że dziecięce mrzonki uleciały wraz cierpieniem.
Spojrzała na niego z wyraźnym wyrzutem.
- Polsko jest coś co chcę żebyś usłyszał, ale i zobaczył – powiedziała przerywając ciszę – Coś co mogę dać tylko tobie, a nie zniosłabym myśli, że zwątpiłbyś w moje oddanie… pomimo moich tajemnic. Dzisiaj chciałabym wyznać ci dwie z nich.
Wyraz oburzenia i szoku nie przeszkodził jej w tym by dotknąć jego pięknej twarzy w swoje dłonie. Nachyliła się stykając z nim czołem, tym samym usłyszał piękną i spokojną melodię, która napawała go dziwnym uczuciem.
Wciąż nie rozumiejąc skąd nagła zapalczywość w jej słowach, zamknął posłusznie oczy wsłuchując się w jej śpiew. Głos, którego barwa potrafiła omamić jak i rozbudzić piękne sny. Melodia wprowadzała w ciągły trans prowadząc, kierując i formując otaczającą rzeczywistością. 

Pokażę ci tylko fragment moich wspomnień… będziesz w stanie poczuć i usłyszeć dokładnie to samo co ja…

Wraz z tym co powiedziała otworzył gwałtownie oczy orientując się, że stoi na zamarzniętym lodzie. Wszystko wokół było niekończącą się białą zasłoną, zimną i wyjątkowo srogą.
- Znowu tu siedzisz.
Obejrzał się za właścicielem głosu. Był wyjątkowo zimny i obojętny. Znał go, ale z odległego czasu, który szybko przeminął w jego świecie. Dzieciństwo zdawało się pojawiać równie prędko jak  znikać. Chłopiec odziany w płaszcz i długi szalik, tępo wpatrywał się na coś przed sobą. Jego spojrzenie jak zawsze było równie zimne jak lód.
- Siedzę, gdzie chcę. Odejdź.
Dopiero teraz zdołał zobaczyć mglista postać siedzącą z podkulonymi nogami, na zamarzniętej wodzie. Dziewczynka była drobnej postury. Długie włosy rozłożone na lodzie wyglądały na niemal białe. Czerwone piękne oczy wpatrywały się z niechęcią na nowo przybyłego. Wydawała się dziksza i bardziej nie przewidywalna od Sory, którą znał. Wygląd dziecka sprawiał wrażenie postaci o wiele bardziej okrutnej.
Chłopiec zdawał się w ogóle nie przejęty jej wrogą postawą. Sztuczny uśmiech na jego twarzy pogłębił się.
- Chcesz być moją przyjaciółką? Na razie mam ich nie wielu. Wydajesz się być godna mojej rodziny. Jesteś taka jak ja, prawda?
Mały Rosja zbliżył się o krok do siedzącej dziewczynki, ale zagrodziła mu drogę podnosząc dłoń do góry. W jednym momencie ostry wodny szpikulec pojawiał się tuż przy jego stopie. Skórzany bucik naderwał się w miejscu zetknięcia z ostrą bronią.
- Nie podchodź. Nie jesteśmy tacy sami, ty pochodzisz z tamtej części brzegu, ja z tej.
- Chcesz się ze mną pobawić? – nie ustępował.
Polska nie mógł wyjść z podziwu dla Rosji, który pomimo czyhającego niebezpieczeństwa, wciąż nie rezygnował. Jego brak lęku wyraźnie imponował też małej Sorze. Przyglądała się mu w milczeniu, zupełnie jakby oceniała trzeźwość jego umysłu. Ciekawość wlewała się do niej szybko i niespodziewanie.
- Jaką formę zabawy przewidujesz, młode państwo? Wasze wydają się być równie nudne jak moje.
Porównanie Morza nie spodobało się Rosji. Czuł, że granica możliwości jest nieskończona i niepohamowana.
- Nie mówię o topieniu okrętów. Tylko o podboju świata. Szczególnie chcę pozyskać władzę w jednym małym miejscu. Otworzy mi drogę do reszty ciekawych fragmentów świata.
Polska zmarszczył brwi rozumiejąc do czego ten dąży. Poczuł dziwne mrowienie na skórze, zupełnie jakby odczuwał podekscytowanie dziewczynki. Widział jak podnosi się z miejsca, a białawe włosy spadają na jej ramiona zakrywając nagie ciało. Niepozorne i drobne, a jednak czuł grożące niebezpieczeństwo. Ciekawe, czemu teraz czuł się w taki sposób, natomiast przy pierwszym spotkaniu nie widział ani jednego cala, w którym mogła kryć się zła aura dziewczynki.
- Dobrze. Pobawię się z tobą – odpowiedziała – Do kogo mam się udać, by zacząć zabawę?
Po raz pierwszy ujrzał ten znany szatański uśmiech Rosji. Kryjący w sobie arogancję i pozór władzy.
- Spędzając swój czas na wodzie obserwując dalekie ziemie, widziałaś może krainę, gdzie pola i łąki mienią się w jasnym słońcu? Jasna, młoda trawa szeleściła przy podmuchach wiatru…
- Znam miejsce, o którym mówisz – ucięła, choć czuł, że wolałaby słuchać dalej – Co chcesz tam robić?
- Zdobywać. Zabierać. Przejmować. Powiększać. Niszczyć.
Lód pod nogami małego chłopca zatrzeszczał groźnie. Kryta pod nim woda szalała pod działaniem swojej właścicielki. Sposępniała, wyraźnie wyczuwając intencje stojącego przed nią Rosji. Polska nie mógł oderwać oczu do pięknej dziewczynki kryjącej pod swoją skórą prawdziwą grozę.
- Twoja zabawa wydaje się być prostą i mało oryginalną. Robisz to i bez mojego udziału – zauważyła nie zmieniając chłodnego głosu – Tym razem jednak, jestem wyjątkowo znudzona. Zgodzę się ci pomóc, ale nigdy więcej nie zapuszczaj się do mojego domu.
Z każdym jej słowem lód zaczynał coraz bardziej pękać i łamać.
- Nigdy więcej nie zamrozisz mojego Morza.
Ostatnie, co Polska widział to sylwetka dziewczynki znikającej wśród ogromnych połamanych stopów lodu.
- Sora? – zapytał w pustą przestrzeń.
- Jeszcze nie koniec – usłyszał obok siebie – Jest coś jeszcze.
Znowu ujrzał wszechogarniającą pustkę. Nastąpiła nagle i pożarła wszystko wokół. Piosenka Sory wciąż unosiła się w powietrzu. Nie musiał długo czekać na jej dalszy ruch. Następna wizja znowu pokazała mu drobną dziewczynkę idącą ku brzegowi Morza. W powietrzu unosił się dym ognia i wrzask, który bardzo dobrze pamiętał. Trwała wojna. W jej czerwonych czach odbijał się żarzący płomień, na sam widok czuł się nie swojo. To nie była ta sama osoba, którą wtedy spotkał. Różnica była olbrzymia.
Dziewczynka zatrzymała się oglądając srogo miarę zniszczeń jaką wywołał ogień.
- Zawsze tacy sami… - powiedziała cicho.
Po chwili dało się słyszeć czyjąś kłótnię i brzdęk mieczy. Na skraju wydmy walczyli dwaj chłopcy. W jednym z nich rozpoznał siebie. Widział jej oczami, jak jasnowłosy rycerz atakuje pomimo ran i zmęczenia. Nie wiedział, czy naprawdę wyglądało to tak niesamowicie jak widziała to Sora, ale jego pamięć pamięta tylko ból i chęć zwycięstwa.
Teraz jego walka z Prusakiem przypominała wdzięczny taniec. Z całą pewnością nie wyglądał tak powabnie jak przedstawiała to jej wizja. Prusak atakował zamaszyście wkładając w każde uderzenie ogromną siłę, on zaś unikał ich oddając kolejnym atakiem.
Po chwili oboje upadli wykończeni walką i ilością zadanych ran. Wylewanie krwi i kilku dniowa walka w końcu zdawały się dobiegać końca. Dopiero, gdy jasnowłosy rycerz spadł z wydmy, próbując oddalić się na bezpieczną odległość od Prusaka, dziewczynka poruszyła się.
Zapatrzona jak w obraz nie odrywała od niego wzroku. Polska patrzył na tę scenę czując jak ciepło i ekscytacja wlewają się do serca dziewczyny. Cała wrogość i niechęć ustąpiła czystej ciekawości. Widząc leżącego siebie na piasku i jęczącego z bólu, niekoniecznie mógł oddać się jej emocjom. Dziewczynka jednak ledwo hamowała swoją naturę. Podeszła do leżącego i odrywając kawałki ubrań starała się załagodzić jego cierpieniu. Długie włosy połyskiwały w świetle księżyca, ukazując prawdziwe piękno szczerego uśmiechu na jej twarzy.
- To ten moment – pojawiła się tuż obok niego starsza wersja dziewczynki – Wystarczyło niewiele, bym zmieniła dla ciebie prawie całe moje dotychczasowe życie. Byłeś tym, co opisywał Rosja. Złote pola widziałam w twoich jasnych włosach, świeżą młodą trawę w twoich oczach… byłeś inny od niego. Zupełnie inny. Wydawałeś mi się żyjącą iskierką nadziei.
Polska z każdą chwilą coraz silniej odczuwał emocje, które towarzyszyły dziewczynce, przy opatrywaniu go. Nigdy wcześniej nie rozumiał jak bardzo ich spotkanie wpłynęło na jej rozwój. Ani przez chwilę nie odwróciła od niego wzroku. Widząc to poczuł się nieswojo, ale przyjemnie.
- Nie tak to pamiętam… - wyjąkał próbując opanować rumieńce – Z mojej perspektywy, to ty byłaś tą, która wydawała się z zupełnie innej bajki.
- W takim razie jesteśmy kwita – zaśmiała się oplatając ręce wokół jego ramion.
Obraz otaczającej wokół dwójki dzieci zniknął wraz z jej dotykiem. Ostatnie, co dostrzegł to ciepłe spojrzenie dziewczynki i jej wszechogarniającą radość. Sora zasłoniła dłońmi jego oczy. Czuł zapach morskiego powietrza i wody. Chwilę później smak jej ust.
- Czy możesz – zaczął przerywając pocałunek – Pokazać mi coś jeszcze? Tylko przez chwilę. Nie wielkie wspomnienie, coś o czym nigdy nie chciałbym zapomnieć. Minęło tyle lat, że niektóre obrazy są zamazane… zamglone.
- Mogę to zrobić – zachichotała czując się wyraźnie przez niego doceniona – Dla ciebie przypomnę wszystkie najważniejsze momenty twojego życia.
Uśmiechnął się łagodnie pozwalając na powrót przenieść się w przeszłość. Wiedziała, o co prosił. To czego szukała znajdowało się jednak bardzo daleko i pomimo otwartości Polski na jego wspomnienia, musiał czuć lekkie ból głowy.
Po raz pierwszy mogła zajrzeć w głąb kogoś tak swobodnie. Słyszała bicie jego serca i przyśpieszony oddech. Jego życie miała dosłownie na wyciągnięcie ręki. Zaufanie, które się w nim kryło wprawiało ją w prawdziwą euforię. W końcu odnalazła bardzo krótki i nie wielki fragment, o który prosił. Pierwsze uczucie jakie nabył w nowym życiu. To nieskalane, dziecięce i nie winne.
Jeszcze przez chwilę kontury przed jego oczami były niewyraźne. Był podekscytowany i jednocześnie przestraszony. Jego narodziny jako państwo wydawały mu się zawsze radosne, ale dziecięce patrzenie na świat mogło być omylne. Wiatr, który z czasem pojawił się na scenerii złotego pola, pozwolił sobą odetchnąć, niosąc za sobą zapach kwiatów i drzew.
Podszedł do wysokich strąków zboża. Mógł je poczuć i wyczuć. Rozglądał się energicznie próbując na nowo przyswoić sobie te widoki. Kołdra złota była długa i daleka, jakby nie miała końca. Orli krzyk roznosił się niczym echo informując, że blisko musi znajdować się gniazdo.
- Sora… - wyjąkał zdumiony –To tutaj.
- Wiem – wyszeptała tuż za nim  - Za młodu często opowiadałeś o tym miejscu. Rzeczywiście pełno tu złotych kłosów zboża, a powietrze wydaje się lekkie. Twoja pamięć nie uchwyciła innych szczegółów poza tym, co możemy teraz widzieć. Nie mogłam pokazać niczego więcej…
Pokręcił głową w zaprzeczeniu przytulając ją. Wiatr zawiał gwałtowniej kładąc złote strąki w pochyłym ukłonie. Słysząc jego szum i szelest ocierających się o siebie kiełków zboża, odetchnął z ulgą.
 - Tyle wystarczy. To nawet, aż nad to. Przypomnienie sobie o tym miejscu na nowo, nie mogłoby się bez ciebie ziścić. Nie mam wątpliwości, że spotkanie ciebie było mi zwyczajnie przeznaczone.
- Wracajmy. Nie możesz widzieć, tego zbyt długo…
- Wiem.
Oderwało go od ziemi a złota poświata rozmyła się niczym obłok. Czuł jak się wybudza, powoli i sennie. Miejsce, w którym wszystko się zaczęło i prawdopodobnie skończy, ponownie stało się tylko wspomnieniem.
- Polsko! – usłyszał gdzieś w oddali – Obudź się!
Nieprzyjemny ból sugerował, że uderzyła go w policzek. Posłusznie otworzył oczy, mrugając kilkakrotnie. Ujrzał nad sobą jej twarz, na której malowało się wyraźne zmartwienie i ulga.
- Wystraszyłeś mnie! – krzyknęła podnosząc go za kołnierz z ziemi.
Nawet nie wiedział, że przez ten czas leżał na trawie. Czucie wracało do niego coraz intensywniej, pozwalając zrozumieć, że cios jaki zadała mu Sora powtarzał się wielokrotnie. Dotknął dłonią zaczerwionego policzka, patrząc na nią  przekąsem. Widząc, że wrócił do siebie prychnęła wywracając oczami.
- Wołałam do ciebie od kilku minut! – wyjąkała a wyrzutem – Myślałam, że się nie obudzisz…
Zdezorientowany podparł się rękoma oceniając swoją sytuację. Wciąż czuł lekkie zmęczenie, ale nic poza tym. Troska Sory była jednak prawdziwa i w żaden sposób nie wymuszona.
- Czuję się dobrze – powiedział, choć policzek wciąż gorączkowo pulsował – Nie ma czym się martwić. To mały problem, w stosunku do korzyści.
Dziewczyna odsunęła się wypuszczając ciężko powietrze. Beztroska Polski jak zwykle objawiała się wtedy, kiedy nie trzeba. Mimo wszystko rozpromieniona twarz chłopaka ochłodziła jej rozgniewanie.
- Popełniłam błąd, nie powinnam była sięgać tak daleko… W najgorszym wypadku mógłbyś się nie obudzić! To w ogólnie nie różni się od śpiączki. Muszę lepiej nad sobą panować.
Po chwili jego uśmiech przygasł, a wzrok skierował na rosnącą trawę. Zmiana humoru wiązała się z oczywistym powodem jego roztargnienia. Przez ułamek sekundy sukienka Sory kołysana przez wiatr przywarła do jej podbrzusza. Zaokrąglenie było małe, ale już z całą pewnością wykrywalne.
- Musimy porozmawiać – zaczął ostrożnie, starając się opanować zdenerwowanie w głosie – Właściwie odkąd tu przyszliśmy próbuję się w sobie zebrać, by jakoś ci to wytłumaczyć. Nie rób takiej miny… To raczej dobre nowiny. Widzisz, od jakiegoś czasu zaszły w tobie pewne zmiany.
Przerwała mu stęknięciem, po czym zmarszczyła nosek rozdrażniona.
- Teraz nawet ty Polsko? – zapytała retorycznie – Wystarczy już, że Prusak męczył mnie w czasie drogi do domu Węgier. Wiem, że jestem dziwolągiem, ale nie musicie mi, co chwile tego wypominać.
Nieświadomość, co tak naprawdę się z nią dzieje jeszcze bardziej odjęła mu odwagi. Widać Prusak też musiał domyślić się, że z Sorą dzieją się dziwne rzeczy, które do tej pory nie miały miejsca. Pochylił się do niej i położył dłoń na podbrzuszu. Wzdrygnęła się zupełnie zbita z tropu. Oniemiała przypominając sobie podobną scenę z jej snu.
- Co robisz?
- Gdy państwa cię dotykają czują coś dziwnego – odpowiedział, patrząc na nią poważnie – Ja czuje nieznaną mi dotąd przyjemność, mam ochotę być bez przerwy blisko ciebie. Zupełnie jakby coś mnie przyzywało…
Wstrzymała powietrze starając się nie spojrzeć na dłoń Polski. Intrygująca wiadomość możliwie mogła mieć dobry koniec, czuła jednak, że w jej przypadku może się to skończyć tylko nieszczęściem. Polska kontynuował.
- Szwajcar i Prusy widocznie też to odczuli, choć w inny sposób. Powód jest jeden, ale nie będzie łatwy do przyjęcia. Nie bardzo wiem jak powinien ci to przekazać, nigdy nie byłem w podobnej sytuacji. Skoro jednak, ty posiliłaś się na podzielenie ważnymi fragmentami twojej historii, powinienem odwdzięczyć się tym samym.
- Polsko, zaczynam się trochę bać. Nie brzmisz normalnie… - odparła siląc się na uśmiech.
 Polska przeklął pod nosem próbując wydobyć z siebie potrzebne słowa. Zielone oczy szukały czegoś na czym mogłyby zawiesić wzrok, ale na próżno. Ostatecznie spojrzał na jej zaniepokojoną idealną twarz, próbując zatopić się w jej pięknie.
- Nosisz nasze dziecko.

1 komentarz:

  1. Łe matko już tydzień... Rozdział fajny, przemyślany , Polska nieprzytomny (co uwielbiam) , tajemnica co się urodzi, czy wgl się urodzi . NO MNIE SIE PODOBA , wiaderka weny i pracowitości bo wiadomo wakacje, nic się nie będzie chciało

    OdpowiedzUsuń