Osunął się z łóżka zabierając swoje rzeczy. Trudno było mu
odczuć szczęście, którego się spodziewał. Osoba leżąca na łóżku to ofiara wielu
cierpień, która za nic nie przypominała mu radosnej i silnej kobiety. Mimo to,
była jedynym kwiatem w jego spalonym i zrujnowanym świecie. Czymś, co trzymało
go w ryzach, by nie popaść w ruinę. Warto mieć w sercu kogoś do kogo zawsze
można się zwrócić. Węgry należała do bardzo wąskiego grona, nie oceniającego go
za wybryki. To do niej biegła każda ścieżka jego myśli.
W tym wypadku będzie robił absolutnie wszystko dla jej
dobra. Gdy tylko powróci do zdrowia fizycznego i psychicznego, będzie mógł
odczuwać satysfakcję.
- Muszę się przewietrzyć – powiedział niemal sam do siebie,
zanurzając dłoń w srebrnych kosmykach.
Wyszedł cicho z pokoju zamykając za sobą drzwi. W ich
szparze zdążył zauważyć ostatni obraz śpiącej Węgierki. W całym jego nędznym
życiu nie czuł się bardziej podle. Oparł się o ścianę zjeżdżać powoli na
ziemię. Przygnębienie napadło go równie szybko jak sumienie. Wykorzystał chwilę
słabości dziewczyny, by się do niej dobrać. Nie mógł dojść, czy to z własnych
pobudek, czy też może naprawdę potrzebował jej ciepła wmawiając sobie, że ona
potrzebuje jego.
Opanował trzęsące się nogi, by móc wyjść z domu zanim wróci
cała reszta. Pozostawił za sobą pokój, w którym leżała Węgierka, walcząc z
bolesnym ściskiem w piersi. Wbiegł na schody kierując się do korytarza. Jednym
silnym szarpnięciem drzwi ocucił się zapachem świeżej trawy i kwiatów,
rozkwitniętych na polance wokół domu. Pobiegł w kierunku lasu chcąc zostawić za
sobą kolorową scenerię, zupełnie sprzeczną z jego osobowością. Serce, na którym
wciąż czuł czyjąś ściskającą się pięść, nie chciało odpuścić.
Chciał schować się w swoim małym domku, chałupie lub ruinie,
która ledwo stoi. Zwał jak zwał, ale to jedne miejsce, nazywane przez niego
domem. Łupina podarowana od Polski i względnie urządzona przez meble od
Węgierki - nawet w tym miała swój udział.
Ruszył biegiem nie zwracając uwagi na to, że ktoś może go
zobaczyć. Chciał po prostu biec i poczuć chłód zimowego powietrza na skórze.
Ciepłą parę rozlewającą się na wietrze jednocześnie informującą go, że wciąż
żyje. Usta, które chwile wcześniej całowały obecne państwo Węgierskie, nosiły
na sobie jej znamię. Potrzebował chwili spokoju, rozważając kwestie wielu
przemyśleń, błądzących mu po głowie.
Dostrzegł swój mały kawałek ziemi, na planie którego
malowała się skromna chata. Zbite deski jak zwykle osadzone były śniegiem i
mrozem. Wewnątrz domku na pewno było równie zimno jak na zewnątrz, ale i tak
wolał zakopać się w tym zimnie z dala od wszystkiego wokół. Otworzył drzwi
zardzewiałym kluczem, powodując nieprzyjemny skrzyp starego drewna. Biały puch
przedostał się pod szczelinami do środka. Wymiótł je obojętnie nogą na dwór.
- Skąd tu tyle śmieci – zapytał sam siebie, zerkając na
porozwalane puszki z jedzeniem.
Nie miał siły ich sprzątać, nawet jeśli zalegały na jedynej
kanapie. Rzucił się na nią opadając głową na zakurzoną poduszkę. Smród, wilgoć
były irytujące i nie do zniesienia, ale zmusił się by zamknąć oczy czekając na
sen.
Po chwili udał się do krainy Morfeusza, próbując wyzbyć się
obrazu Węgierki w głowie. Na próżno.
*
Krążyła po pokoju powoli i ociężale, kołysząc się w
promieniach słońca rzucanych na podłogę. Ich poświata padała również na duże
łoże z błękitną pościelą, na której można było dostrzec przeplatane niebieskie
niezapominajki. Przykryta do połowy Węgierka leżała na nim niczym lalka
pogrążona w śnie. Wyglądała zdecydowanie lepiej, jej ciało i twarz zdecydowanie
zaczęły przypominać zadbaną dziewczynę.
Sora podeszła do łóżka nachylając się do jej twarzy. Blond pasemka
od razu zsunęły się z jej ramion otulając leżącą Węgierkę. Wpatrywała się w nią
w ciszy, świdrując ją swoim spojrzeniem z miną nie wyrażając niczego więcej jak
niepewnością.
- Może daj jej skorzystać ze światła – zaproponował Polska –
Myślę, że zdecydowanie lepiej na nią wpłynie od ciągłego cienia.
Posłusznie odsunęła się powalając promieniom słońca na
ponowne otulenie Węgier. Zerknęła na Polskę, który siedział zamyślony na
krześle mieszając wystygniętą już zupę. Przygotował ją dla Węgierki, ale w jej
stanie nie było mowy o tym żeby ją budzić. Tym samym nie nadawała się już do
użytku.
- Nie chciałeś iść do Prusaka?
- Później – urwał, marszcząc brwi – Na razie nie mam ochoty
znowu widzieć jego gęby.
Nie dziwiła się, że był wściekły. Gdy tylko wrócili do domu
nie zastali zupełnie nikogo. Wiadomo było, że Węgry była bezpieczna, ale
zostawianie jej samej było bardzo ryzykowne. Polska szczególnie był dziwnie roztargniony
od kilku godzin, że nie potrafiła stwierdzić, czy to Prusak wywołał w nim taką
burzę myśli, czy też coś innego.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakiś nazbyt cichy.
Podniósł na nią wzrok, który niemal całkowicie ją przeszył.
Właśnie w takich momentach nie wiedziała, co zdążył wychwycić. Odłożył powoli i
cicho miskę z zupą na komodę nocą. Zanim zupełnie się podniósł spojrzał na
Węgry upewniając się, że nadal śpi. Nie trwało to jednak długo. Jego zielone
oczy odnalazły ją szybko i zaborczo.
- Podjedziesz do mnie
na chwilę? – zapytał cicho.
Wyciągnął do niej rękę w zapraszającym geście, a zieleń jego
oczu przy poświacie słońca mieniła się jasnym szmaragdem. Nim zdążyła pomyśleć,
nogi poniosły ją do jego troskliwych ramion, które czekały na jej dotyk. Ujęła jego
dłoń, by po chwili zanurzyć się w ciepłym uścisku.
Polska objął ją rękoma zbliżając jak najmocniej do siebie.
Zaciągnął ciężko powietrze zanurzając twarz w jej włosach. Delikatne głaskanie
jego dłoni na jej plecach było niczym ochronne zaklęcie, które miało być dla
niej nietykalną tarczą.
- Kocham cię… - wymruczał ledwo słyszalnie.
Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Znał jej odpowiedź.
Trwali tak w ciszy nie odrywając się od siebie ani na centymetr.
- Chciałbym cię, gdzieś zabrać. W jedno spokojne miejsce
jeszcze dzisiaj.
Polska podniósł głowę.
- Musimy porozmawiać.
- O czym? – wypaliła niemal natychmiast.
- Nie teraz. Porozmawiamy później, teraz posiedź jeszcze
chwilę z Węgierką. Ja w tym czasie porozmawiam ze Szwajcarią. Musimy omówić
parę rzeczy. Przy okazji zrobię ci kolację, może nie burczy ci w brzuchu, ale
powinnaś bardziej o siebie dbać.
Mówiąc to oddalił się wychodząc z pokoju. Została sama z
leżącą Węgierką, której niepewny oddech wciąż informował o męczących ją
koszmarach.
- Jeśli tylko byś mnie poprosiła, pozbyłabym się twoich
koszmarów – wyszeptała do jej ucha odsuwając brązowe kosmyki.
W nadziei, że ją słyszy pozostawiła ją śpiącą w pokoju. Nim
jednak skierowała się na korytarz, dostrzegła coś co wcześniej jej umknęło.
Koszulka Prusaka leżała tuż pod jej łóżkiem. Ta sama, którą miał na sobie
jeszcze dzisiaj. Podeszła do niej przyglądając się jej w dłoniach. Polska
prawdopodobnie niczego nie zauważył, co z całą pewnością byłoby łatwiejsze dla
Prusaka. Tajemnica, która dzieliła jego i Węgry mogła być kluczem do ich dalszego
wspólnego życia. Otworzyła drzwiczki szafy kładąc w niej znalezisko.
- Wszędzie, gdzie jesteś zostawiasz po sobie zamieszanie –
jęknęła z dezaprobatą – I znikasz czekając, aż resztę zrobi ktoś za ciebie.
Jednym ruchem zamknęła drzwiczki ukrywając w nich koszulkę
chłopaka. W takim stanie nie miał prawa zostawiać Węgry samej, pomyślała.
Wyszła z pokoju kierując się do saloniku, w którym przesiadywał Szwajcar i
Polska. Ich dyskusja wydawała się zażarta, ale to Polska wydawał się bardziej
zdenerwowany. Chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają zeszła niżej o jeden stopień.
Niefortunnie, zaskrzypiał schodek informując nacje o jej obecności. Westchnęła
ciężko wywracając oczami.
- Oh, Sora właśnie miałem cię wołać – odezwał się Polska, –
Kolacja gotowa.
Zerknęła na twarz Szwajcara, który uciekł od jej spojrzenia,
udając zainteresowanie doniczką obok. Polska też wydawał się być lekko
zdenerwowany, zupełnie jakby nie spodziewali się jej nagłego przyjścia. Powstrzymała
grymas podejrzliwości.
- Dziękuje Polsko – odparła podchodząc do stołu – Przerwałam
w waszej rozmowie, możecie spokojnie kontynuować. Nie jadłam od długiego czasu,
więc pozwolicie, że zacznę jeść.
Jej reakcja widać uspokoiła Polskę, choć jasne było, że nie
będzie ponawiał tematu z żołnierzem. Nie mówiąc ani słowa chwycił swój kubek, w
którym wyczuła coś mocniejszego od zwykłej herbaty, czy też wody. Widząc jej
śledcze spojrzenie, zerknął ratunkowo na Szwajcara, który skrzyżował ręce
marszcząc gęste brwi.
- Właśnie testowaliśmy alkohole z mojego domu – wyjaśnił –
Złożyło się, że Polska był po ręką. Tobie nie proponuję, są zdecydowanie zbyt
mocne, na twoje podniebienie.
- No właśnie – przytaknął od razu gospodarz.
Sora wzruszyła ramionami nie brnąc dalej w temat. Kolacja,
którą przygotował Polska wydała się jej o wiele większa niż zwykle. Szczególnie
dlatego, że na jej talerzu postawił dwa razy więcej chleba i jajek.
Cisza jaka zapanowała zaczynała być coraz trudniejsza do
ignorowania. Polska od dłuższego czasu bawił się kawałkiem jedzenia, a rumieńce
na jego twarzy nie były prawdopodobnie spowodowane alkoholem.
- idę na spacer – rzuciła po chwili – W razie potrzeby będę
u siebie.
Wstała gwałtownie nie oglądając się na towarzyszy. Nim
jednak odeszła od stołu poczuła na nadgarstku czyjąś silną, aczkolwiek
delikatną dłoń. Znała ten dotyk.
- Pójdę z tobą.
Szwajcar westchnął pod nosem popijając łyk herbaty w białej,
porcelanowej filiżance. Sterczące włosy odkryły pod jego ruchem głębokie
zielone oczy. Wpatrywały się w nią
uważnie, śledząc każdy jej odruch. Dostrzegła w nich iskrę ciekawości, której
jeszcze nie pojmowała.
Nim Polska pokierował ją do przedpokoju, zauważyła dziwny
uśmiech na twarzy Szwajcara. Znając dziwności jakie często w sobie krył, wolała
się tym nie przejmować, ani nie łączyć z nagłym zdenerwowaniem Polski. Podeszła
do wieszaka, na którym wisiały ich kurki. Szybko ubrała swój płaszcz i owinęła
szyję szalikiem, poprawiając miodowe włosy.
- To nie będzie ci potrzebne – uśmiechnął się odwijając jej
z szyi długi szal – Tam gdzie idziemy będzie ciepło. Mam dość tej zimy, szczególnie
teraz jest mi zupełnie nie potrzebna.
- Chcesz przerwać zimę? – powtórzyła niepewnie.
Nie odpowiedziawszy, chwycił ją za dłoń masując palcami jej
skórę. Odwróciła wzrok starając się skontrolować palące policzki. Nigdy nie
było czasu ani możliwości, by móc chwycić się za rękę i tak zwyczajnie
pospacerować. Zwykle robili to osobno, teraz tak bardzo oczekiwana normalność,
stawała się anormalna. Trudno było przystosować się do myśli, że tak może
wyglądać ich codzienność.
- Myślę, że oboje myślimy o tym samym – powiedział ściskając
mocniej jej dłoń – Też nigdy czegoś podobnego nie robiłem. To nawet zabawne,
gdy ma się tyle samo lat co ja. Zawsze musi być ten pierwszy raz, a cieszy mnie
każdy, gdy mogę go dzielić z tobą.
Zaśmiała się pod nosem, patrząc na jego nieskazitelną twarz
i wyraziste rysy. Mądre słowa w ustach młodzika, to coś do czego od samego
początku ją przyzwyczajał. Wiek, ukryty był w szczerych oczach i ciepłym
niepokonanym sercu.
- Faktycznie jesteś stary – zauważyła patrząc na niego z
rozbawieniem – O ile się nie mylę masz już tysiąc lat. Chyba jesteśmy w
podobnym wieku, wiesz? Nie liczyłam kiedyś żadnych dat, nie korzystałam na
kalendarzy, ale jeśli połączę pewne fakty wychodzi na to, że pojawiłam się w
tysięcznym roku.
- Dociekanie konkretnego wieku przestaje być takie ważne,
jeśli czas, który spędzasz, co chwilę burzliwie pcha cię gdzie indziej.
Priorytety zdecydowanie się zmieniają…
Westchnął ciężko poprawiając jasne pasemka. Odsłonił
porcelanową twarz bez żadnej skazy, kryjącą w sobie piękno utożsamiane z jego
domem. Jasna zieleń jego oczu kojarzyła się jej w trawą i polami, na którymi
niegdyś przesiadywał. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że fakt przywołania
obrazu trawy nie był przypadkowy. Od kiedy wyszli z polanki, na której za sprawą
Polski rosły już kwiaty, a śnieg ustępował czuła, że coś się zmieniło.
- Polsko, dlaczego pod naszymi nogami jest trawa? –
zapytała, spoglądając na szlak jaki pozostawili za sobą pełen zielonych,
młodych strączków.
- Mówiłem, że płaszcze nie będą potrzebne – powiedział
uśmiechając się lekko – Powiedzmy, że mój wpływ, na niektóre rzeczy znacznie
się powiększył. Pewnie już zapomniałaś jak to było, gdy moje Królestwo było
jednym z największych.
Nostalgia na jego twarzy dała wyraźnie znać, że smutek z powodu
utraty tylu cennych setek lat wciąż odbijała się w jego sercu. Pogodzony ze
swoją przeszłością, nie chciał wypaść na słabego i skruszonego przez resztę
państw. Po chwili poczuł szarpiecie sugerujące, że dziewczyna zatrzymała się
gwałtownie.
- Myślisz, że zapomniałam?
- Myślę, że miałaś do tego prawo… - sprostował nie
pozbywając się ciepłego uśmiechu, który kierował wyłącznie do niej – To tylko
moja duma, nie musisz się tym przejmować. Wyglądasz naprawdę uroczo w takich
chwilach, przejmowanie się mną, aż tak bardzo cię smuci? Nie powinno. Teraz
jestem zupełnie inny. O już jesteśmy!
Tracąc zainteresowanie poprzednią rozmową, podbiegł
entuzjastycznie pod górkę spoglądając na widok rozciągających się wokół pól.
Odetchnął głęboko i wraz z jego myślą, obraz wokół zaczął się zmieniać. Sora
patrzyła z podziwem jak puch w jednej chwili topniał, zupełnie przeżarty przez
narastające ciepło prawowitego właściciela. Śnieg może i był symboliczny dla
Rosji, ale Polska czuł jego obecność w każdym płatku śniegu. Będąc z dala od
niego, czuł się o wiele bardziej swobodnie.
Usiedli spokojnie na górce pełnej trawy i polnych kwiatów,
napajając się widokiem, który ich otaczał. Chwila ciszy nie była w żaden sposób
nieprzyjemna. Mogli odetchnąć świeżym wiatrem niosącym za sobą nowe czasy, nie
wracając do przeszłości. Słowa, które powiedział, mimo wszystko przeniosły jej
myśli do owego czasu, gdy królestwa toczyły ze sobą wojny.
Ani przez chwilę nie zbladł w jej oczach jako rycerz i
wojownik o nieustraszonej duszy. Pewny siebie, troszkę arogancki i nieufny, w
głębi serca krył uprzejmość i nieśmiałość zwykłego dziecka. Oboje przecież
zostali doświadczeni przez życie, zmieniali się wraz z biegiem lat. Nie można
nikogo winić, że dziecięce mrzonki uleciały wraz cierpieniem.
Spojrzała na niego z wyraźnym wyrzutem.
- Polsko jest coś co chcę żebyś usłyszał, ale i zobaczył –
powiedziała przerywając ciszę – Coś co mogę dać tylko tobie, a nie zniosłabym
myśli, że zwątpiłbyś w moje oddanie… pomimo moich tajemnic. Dzisiaj chciałabym
wyznać ci dwie z nich.
Wyraz oburzenia i szoku nie przeszkodził jej w tym by
dotknąć jego pięknej twarzy w swoje dłonie. Nachyliła się stykając z nim
czołem, tym samym usłyszał piękną i spokojną melodię, która napawała go dziwnym
uczuciem.
Wciąż nie rozumiejąc skąd nagła zapalczywość w jej słowach,
zamknął posłusznie oczy wsłuchując się w jej śpiew. Głos, którego barwa
potrafiła omamić jak i rozbudzić piękne sny. Melodia wprowadzała w ciągły trans
prowadząc, kierując i formując otaczającą rzeczywistością.
Pokażę ci tylko
fragment moich wspomnień… będziesz w stanie poczuć i usłyszeć dokładnie to samo
co ja…
Wraz z tym co powiedziała otworzył gwałtownie oczy
orientując się, że stoi na zamarzniętym lodzie. Wszystko wokół było niekończącą
się białą zasłoną, zimną i wyjątkowo srogą.
- Znowu tu siedzisz.
Obejrzał się za właścicielem głosu. Był wyjątkowo zimny i
obojętny. Znał go, ale z odległego czasu, który szybko przeminął w jego
świecie. Dzieciństwo zdawało się pojawiać równie prędko jak znikać. Chłopiec odziany w płaszcz i długi
szalik, tępo wpatrywał się na coś przed sobą. Jego spojrzenie jak zawsze było
równie zimne jak lód.
- Siedzę, gdzie chcę.
Odejdź.
Dopiero teraz zdołał zobaczyć mglista postać siedzącą z
podkulonymi nogami, na zamarzniętej wodzie. Dziewczynka była drobnej postury. Długie
włosy rozłożone na lodzie wyglądały na niemal białe. Czerwone piękne oczy
wpatrywały się z niechęcią na nowo przybyłego. Wydawała się dziksza i bardziej
nie przewidywalna od Sory, którą znał. Wygląd dziecka sprawiał wrażenie postaci
o wiele bardziej okrutnej.
Chłopiec zdawał się w ogóle nie przejęty jej wrogą postawą.
Sztuczny uśmiech na jego twarzy pogłębił się.
- Chcesz być moją
przyjaciółką? Na razie mam ich nie wielu. Wydajesz się być godna mojej rodziny.
Jesteś taka jak ja, prawda?
Mały Rosja zbliżył się o krok do siedzącej dziewczynki, ale
zagrodziła mu drogę podnosząc dłoń do góry. W jednym momencie ostry wodny
szpikulec pojawiał się tuż przy jego stopie. Skórzany bucik naderwał się w
miejscu zetknięcia z ostrą bronią.
- Nie podchodź. Nie
jesteśmy tacy sami, ty pochodzisz z tamtej części brzegu, ja z tej.
- Chcesz się ze mną
pobawić? – nie ustępował.
Polska nie mógł wyjść z podziwu dla Rosji, który pomimo
czyhającego niebezpieczeństwa, wciąż nie rezygnował. Jego brak lęku wyraźnie
imponował też małej Sorze. Przyglądała się mu w milczeniu, zupełnie jakby
oceniała trzeźwość jego umysłu. Ciekawość wlewała się do niej szybko i
niespodziewanie.
- Jaką formę zabawy
przewidujesz, młode państwo? Wasze wydają się być równie nudne jak moje.
Porównanie Morza nie spodobało się Rosji. Czuł, że granica
możliwości jest nieskończona i niepohamowana.
- Nie mówię o topieniu
okrętów. Tylko o podboju świata. Szczególnie chcę pozyskać władzę w jednym
małym miejscu. Otworzy mi drogę do reszty ciekawych fragmentów świata.
Polska zmarszczył brwi rozumiejąc do czego ten dąży. Poczuł
dziwne mrowienie na skórze, zupełnie jakby odczuwał podekscytowanie
dziewczynki. Widział jak podnosi się z miejsca, a białawe włosy spadają na jej ramiona
zakrywając nagie ciało. Niepozorne i drobne, a jednak czuł grożące
niebezpieczeństwo. Ciekawe, czemu teraz czuł się w taki sposób, natomiast przy
pierwszym spotkaniu nie widział ani jednego cala, w którym mogła kryć się zła
aura dziewczynki.
- Dobrze. Pobawię się
z tobą – odpowiedziała – Do kogo mam się udać, by zacząć zabawę?
Po raz pierwszy ujrzał ten znany szatański uśmiech Rosji.
Kryjący w sobie arogancję i pozór władzy.
- Spędzając swój czas
na wodzie obserwując dalekie ziemie, widziałaś może krainę, gdzie pola i łąki
mienią się w jasnym słońcu? Jasna, młoda trawa szeleściła przy podmuchach
wiatru…
- Znam miejsce, o
którym mówisz – ucięła, choć czuł, że wolałaby słuchać dalej – Co chcesz tam
robić?
- Zdobywać. Zabierać. Przejmować.
Powiększać. Niszczyć.
Lód pod nogami małego chłopca zatrzeszczał groźnie. Kryta
pod nim woda szalała pod działaniem swojej właścicielki. Sposępniała, wyraźnie
wyczuwając intencje stojącego przed nią Rosji. Polska nie mógł oderwać oczu do
pięknej dziewczynki kryjącej pod swoją skórą prawdziwą grozę.
- Twoja zabawa wydaje
się być prostą i mało oryginalną. Robisz to i bez mojego udziału – zauważyła
nie zmieniając chłodnego głosu – Tym razem jednak, jestem wyjątkowo znudzona. Zgodzę
się ci pomóc, ale nigdy więcej nie zapuszczaj się do mojego domu.
Z każdym jej słowem lód zaczynał coraz bardziej pękać i
łamać.
- Nigdy więcej nie
zamrozisz mojego Morza.
Ostatnie, co Polska widział to sylwetka dziewczynki
znikającej wśród ogromnych połamanych stopów lodu.
- Sora? – zapytał w pustą przestrzeń.
- Jeszcze nie koniec – usłyszał obok siebie – Jest coś
jeszcze.
Znowu ujrzał wszechogarniającą pustkę. Nastąpiła nagle i
pożarła wszystko wokół. Piosenka Sory wciąż unosiła się w powietrzu. Nie musiał
długo czekać na jej dalszy ruch. Następna wizja znowu pokazała mu drobną
dziewczynkę idącą ku brzegowi Morza. W powietrzu unosił się dym ognia i wrzask,
który bardzo dobrze pamiętał. Trwała wojna. W jej czerwonych czach odbijał się
żarzący płomień, na sam widok czuł się nie swojo. To nie była ta sama osoba,
którą wtedy spotkał. Różnica była olbrzymia.
Dziewczynka zatrzymała się oglądając srogo miarę zniszczeń
jaką wywołał ogień.
- Zawsze tacy sami… -
powiedziała cicho.
Po chwili dało się słyszeć czyjąś kłótnię i brzdęk mieczy.
Na skraju wydmy walczyli dwaj chłopcy. W jednym z nich rozpoznał siebie.
Widział jej oczami, jak jasnowłosy rycerz atakuje pomimo ran i zmęczenia. Nie
wiedział, czy naprawdę wyglądało to tak niesamowicie jak widziała to Sora, ale
jego pamięć pamięta tylko ból i chęć zwycięstwa.
Teraz jego walka z Prusakiem przypominała wdzięczny taniec.
Z całą pewnością nie wyglądał tak powabnie jak przedstawiała to jej wizja.
Prusak atakował zamaszyście wkładając w każde uderzenie ogromną siłę, on zaś
unikał ich oddając kolejnym atakiem.
Po chwili oboje upadli wykończeni walką i ilością zadanych
ran. Wylewanie krwi i kilku dniowa walka w końcu zdawały się dobiegać końca. Dopiero,
gdy jasnowłosy rycerz spadł z wydmy, próbując oddalić się na bezpieczną
odległość od Prusaka, dziewczynka poruszyła się.
Zapatrzona jak w obraz nie odrywała od niego wzroku. Polska
patrzył na tę scenę czując jak ciepło i ekscytacja wlewają się do serca
dziewczyny. Cała wrogość i niechęć ustąpiła czystej ciekawości. Widząc leżącego
siebie na piasku i jęczącego z bólu, niekoniecznie mógł oddać się jej emocjom.
Dziewczynka jednak ledwo hamowała swoją naturę. Podeszła do leżącego i
odrywając kawałki ubrań starała się załagodzić jego cierpieniu. Długie włosy
połyskiwały w świetle księżyca, ukazując prawdziwe piękno szczerego uśmiechu na
jej twarzy.
- To ten moment –
pojawiła się tuż obok niego starsza wersja dziewczynki – Wystarczyło niewiele,
bym zmieniła dla ciebie prawie całe moje dotychczasowe życie. Byłeś tym, co
opisywał Rosja. Złote pola widziałam w twoich jasnych włosach, świeżą młodą
trawę w twoich oczach… byłeś inny od niego. Zupełnie inny. Wydawałeś mi się
żyjącą iskierką nadziei.
Polska z każdą chwilą coraz silniej odczuwał emocje, które
towarzyszyły dziewczynce, przy opatrywaniu go. Nigdy wcześniej nie rozumiał jak
bardzo ich spotkanie wpłynęło na jej rozwój. Ani przez chwilę nie odwróciła od
niego wzroku. Widząc to poczuł się nieswojo, ale przyjemnie.
- Nie tak to pamiętam…
- wyjąkał próbując opanować rumieńce – Z mojej perspektywy, to ty byłaś tą,
która wydawała się z zupełnie innej bajki.
- W takim razie
jesteśmy kwita – zaśmiała się oplatając ręce wokół jego ramion.
Obraz otaczającej wokół dwójki dzieci zniknął wraz z jej
dotykiem. Ostatnie, co dostrzegł to ciepłe spojrzenie dziewczynki i jej
wszechogarniającą radość. Sora zasłoniła dłońmi jego oczy. Czuł zapach
morskiego powietrza i wody. Chwilę później smak jej ust.
- Czy możesz – zaczął przerywając pocałunek – Pokazać mi coś
jeszcze? Tylko przez chwilę. Nie wielkie wspomnienie, coś o czym nigdy nie
chciałbym zapomnieć. Minęło tyle lat, że niektóre obrazy są zamazane… zamglone.
- Mogę to zrobić – zachichotała czując się wyraźnie przez
niego doceniona – Dla ciebie przypomnę wszystkie najważniejsze momenty twojego
życia.
Uśmiechnął się łagodnie pozwalając na powrót przenieść się w
przeszłość. Wiedziała, o co prosił. To czego szukała znajdowało się jednak
bardzo daleko i pomimo otwartości Polski na jego wspomnienia, musiał czuć
lekkie ból głowy.
Po raz pierwszy mogła zajrzeć w głąb kogoś tak swobodnie.
Słyszała bicie jego serca i przyśpieszony oddech. Jego życie miała dosłownie na
wyciągnięcie ręki. Zaufanie, które się w nim kryło wprawiało ją w prawdziwą
euforię. W końcu odnalazła bardzo krótki i nie wielki fragment, o który prosił.
Pierwsze uczucie jakie nabył w nowym życiu. To nieskalane, dziecięce i nie
winne.
Jeszcze przez chwilę kontury przed jego oczami były
niewyraźne. Był podekscytowany i jednocześnie przestraszony. Jego narodziny
jako państwo wydawały mu się zawsze radosne, ale dziecięce patrzenie na świat
mogło być omylne. Wiatr, który z czasem pojawił się na scenerii złotego pola,
pozwolił sobą odetchnąć, niosąc za sobą zapach kwiatów i drzew.
Podszedł do wysokich strąków zboża. Mógł je poczuć i wyczuć.
Rozglądał się energicznie próbując na nowo przyswoić sobie te widoki. Kołdra
złota była długa i daleka, jakby nie miała końca. Orli krzyk roznosił się
niczym echo informując, że blisko musi znajdować się gniazdo.
- Sora… - wyjąkał
zdumiony –To tutaj.
- Wiem – wyszeptała
tuż za nim - Za młodu często opowiadałeś
o tym miejscu. Rzeczywiście pełno tu złotych kłosów zboża, a powietrze wydaje
się lekkie. Twoja pamięć nie uchwyciła innych szczegółów poza tym, co możemy
teraz widzieć. Nie mogłam pokazać niczego więcej…
Pokręcił głową w zaprzeczeniu przytulając ją. Wiatr zawiał
gwałtowniej kładąc złote strąki w pochyłym ukłonie. Słysząc jego szum i szelest
ocierających się o siebie kiełków zboża, odetchnął z ulgą.
- Tyle wystarczy. To nawet, aż nad to.
Przypomnienie sobie o tym miejscu na nowo, nie mogłoby się bez ciebie ziścić.
Nie mam wątpliwości, że spotkanie ciebie było mi zwyczajnie przeznaczone.
- Wracajmy. Nie możesz
widzieć, tego zbyt długo…
- Wiem.
Oderwało go od ziemi a złota poświata rozmyła się niczym
obłok. Czuł jak się wybudza, powoli i sennie. Miejsce, w którym wszystko się
zaczęło i prawdopodobnie skończy, ponownie stało się tylko wspomnieniem.
- Polsko! – usłyszał gdzieś w oddali – Obudź się!
Nieprzyjemny ból sugerował, że uderzyła go w policzek.
Posłusznie otworzył oczy, mrugając kilkakrotnie. Ujrzał nad sobą jej twarz, na
której malowało się wyraźne zmartwienie i ulga.
- Wystraszyłeś mnie! – krzyknęła podnosząc go za kołnierz z
ziemi.
Nawet nie wiedział, że przez ten czas leżał na trawie.
Czucie wracało do niego coraz intensywniej, pozwalając zrozumieć, że cios jaki
zadała mu Sora powtarzał się wielokrotnie. Dotknął dłonią zaczerwionego
policzka, patrząc na nią przekąsem.
Widząc, że wrócił do siebie prychnęła wywracając oczami.
- Wołałam do ciebie od kilku minut! – wyjąkała a wyrzutem –
Myślałam, że się nie obudzisz…
Zdezorientowany podparł się rękoma oceniając swoją sytuację.
Wciąż czuł lekkie zmęczenie, ale nic poza tym. Troska Sory była jednak
prawdziwa i w żaden sposób nie wymuszona.
- Czuję się dobrze – powiedział, choć policzek wciąż
gorączkowo pulsował – Nie ma czym się martwić. To mały problem, w stosunku do
korzyści.
Dziewczyna odsunęła się wypuszczając ciężko powietrze.
Beztroska Polski jak zwykle objawiała się wtedy, kiedy nie trzeba. Mimo
wszystko rozpromieniona twarz chłopaka ochłodziła jej rozgniewanie.
- Popełniłam błąd, nie powinnam była sięgać tak daleko… W
najgorszym wypadku mógłbyś się nie obudzić! To w ogólnie nie różni się od
śpiączki. Muszę lepiej nad sobą panować.
Po chwili jego uśmiech przygasł, a wzrok skierował na
rosnącą trawę. Zmiana humoru wiązała się z oczywistym powodem jego
roztargnienia. Przez ułamek sekundy sukienka Sory kołysana przez wiatr
przywarła do jej podbrzusza. Zaokrąglenie było małe, ale już z całą pewnością
wykrywalne.
- Musimy porozmawiać – zaczął ostrożnie, starając się opanować
zdenerwowanie w głosie – Właściwie odkąd tu przyszliśmy próbuję się w sobie
zebrać, by jakoś ci to wytłumaczyć. Nie rób takiej miny… To raczej dobre
nowiny. Widzisz, od jakiegoś czasu zaszły w tobie pewne zmiany.
Przerwała mu stęknięciem, po czym zmarszczyła nosek
rozdrażniona.
- Teraz nawet ty Polsko? – zapytała retorycznie – Wystarczy
już, że Prusak męczył mnie w czasie drogi do domu Węgier. Wiem, że jestem
dziwolągiem, ale nie musicie mi, co chwile tego wypominać.
Nieświadomość, co tak naprawdę się z nią dzieje jeszcze
bardziej odjęła mu odwagi. Widać Prusak też musiał domyślić się, że z Sorą
dzieją się dziwne rzeczy, które do tej pory nie miały miejsca. Pochylił się do
niej i położył dłoń na podbrzuszu. Wzdrygnęła się zupełnie zbita z tropu.
Oniemiała przypominając sobie podobną scenę z jej snu.
- Co robisz?
- Gdy państwa cię dotykają czują coś dziwnego –
odpowiedział, patrząc na nią poważnie – Ja czuje nieznaną mi dotąd przyjemność,
mam ochotę być bez przerwy blisko ciebie. Zupełnie jakby coś mnie przyzywało…
Wstrzymała powietrze starając się nie spojrzeć na dłoń
Polski. Intrygująca wiadomość możliwie mogła mieć dobry koniec, czuła jednak,
że w jej przypadku może się to skończyć tylko nieszczęściem. Polska
kontynuował.
- Szwajcar i Prusy widocznie też to odczuli, choć w inny
sposób. Powód jest jeden, ale nie będzie łatwy do przyjęcia. Nie bardzo wiem
jak powinien ci to przekazać, nigdy nie byłem w podobnej sytuacji. Skoro
jednak, ty posiliłaś się na podzielenie ważnymi fragmentami twojej historii,
powinienem odwdzięczyć się tym samym.
- Polsko, zaczynam się trochę bać. Nie brzmisz normalnie… -
odparła siląc się na uśmiech.
Polska przeklął pod
nosem próbując wydobyć z siebie potrzebne słowa. Zielone oczy szukały czegoś na
czym mogłyby zawiesić wzrok, ale na próżno. Ostatecznie spojrzał na jej
zaniepokojoną idealną twarz, próbując zatopić się w jej pięknie.
- Nosisz nasze dziecko.
Łe matko już tydzień... Rozdział fajny, przemyślany , Polska nieprzytomny (co uwielbiam) , tajemnica co się urodzi, czy wgl się urodzi . NO MNIE SIE PODOBA , wiaderka weny i pracowitości bo wiadomo wakacje, nic się nie będzie chciało
OdpowiedzUsuń