Polska oglądał w ciszy rany Sory,
uważając na każdy swój ruch. Po kilku minutach dołączył do niego Szwajcar i
kroczący tuż za nim Prusak z Węgierką. Obie dziewczyny były w opłakanym stanie.
Widząc jak wielkie szkody wyrządził na ich ciałach, nie mógł pogodzić się ze
swoją bezsilnością. Mimo tego starał się skoncentrować na bandażowaniu
pociętych fragmentów skóry Sory. Przyglądający mu się Szwajcar, zerknął na surowym
spojrzeniem na ranne przyjaciółki, po czym zdjął czarne rękawiczki chowając je
do kieszeni munduru.
- Połóż Węgry, Prusy – żołnierz
zwrócił się do milczącego towarzysza – Znam się na medycynie o wiele lepiej od
was. Postaram się im pomóc na tyle, by mogły bezpiecznie przejść całą drogę do
ciebie Polsko.
Pogrążony w szoku Prusak
posłusznie położył Węgry obok Sory. Obie, choć piękne, wyglądały jakby ktoś zbezcześcił
to, czym zostały obdarowane. Skamieniałe twarze niedoszłych wrogów, zaczynały wykańczać
cierpliwość Szwajcara. Podszedł do wciąż zagapionego w Sorę, Polskę dotykając
jego ramienia. Brak reakcji ze strony państwa, tylko pogłębił jego irytację.
- Polsko o99dsuń się,
przeszkadzasz – jęknął w końcu zdejmując biały beret z poczochranej czupryny –
Wiedziałem, że prawdopodobnie skończy się składaniem was do kupy.
Mówiąc to spojrzał oskarżycielsko
na siedzącego obok Węgierki chłopaka, który czując na sobie jego spojrzenie
skrzywił się wściekle.
- Pieprz się – warknął Prusak,
patrząc na niego wilkiem.
Nim żołnierz zdążył mu
odpowiedzieć, Polska zerknął na niego podając mu skórzaną torbę. Czerwony
krzyżyk przyszyty do jej materiału jasno świadczył o jej zawartości.
- Przyniosłem trochę leków. Powinny się przydać – wyjąkał nieobecny.
Widząc, że dalsza rozmowa z Polską
nie ma sensu, przyjął paczuszkę próbując znaleźć potrzebne rzeczy. Regeneracja
Sory postępowała powoli, co zwykło być naturalne w starciu z inną
personifikacją. Tym razem dała się porządnie pokaleczyć tracąc sporo krwi. Jego
zadaniem będzie przede wszystkim zatamowanie ran i złożenie do kupy połamanych
kości. Przesuwając dłonią bo bokach Sory, niemal od razu zorientował się w
sytuacji. Podliczając pod nosem ilość złamanych żeber.
- Prusy poszukaj czegoś czym
mógłbym usztywnić jej ciało. Połamała parę żeber.
Z niewielkim ociąganiem podniósł
się ze śniegu puszczając dłoń Węgier. Polska słuchał z ciężkim sercem kolejnych
informacji na temat zdrowia Sory. Ilość jej obrażeń cora to bardziej paraliżowała
go od środka. Nie była umierająca, ale walka z Rosją zupełnie ją wykończyła.
Fakt, że musiała na niego trafić uderzała w jego dumę. W końcu obiecywał ją
chronić, a skończyło się na tym, ze mógł teraz tylko patrzeć jak Szwajcar stara
się zelżeć jej cierpieniu.
Przyglądając się jak Szwajcar
zszywa, co głębsze cięcia na jej ciele, powstrzymywał się od upominania go o
delikatność. Byłoby to tylko formalnością, bo żołnierz robił to niesamowicie
szybko i sprawnie. Polska odwrócił
wzrok, gdy porwał jej sukienkę w miejscu brzucha. Kastet Rosji porządnie
poszarpał jej skórę. Chwila zawahania Szwajcara co robić dalej, świadczyła, że ten
widok również, w jakimś stopniu na niego wpłynął.
Przełamał się, by zerknąć na
Węgierkę. Wydawała się o wiele mniejsza i chudsza niż wcześniej. Cienie pod
oczami i zielonkawy odcień jej skóry jasno sugerował, że poddawał ją licznym
torturom. Jednak to płaszcz Prusaka zakrywał przerażającą prawdę kryjącą się w
czynach Rosji. Nie mogąc znieść natłoku myśli zerwał się z ziemi, otrzepując
spodnie ze śniegu.
- Przygotuję konie – powiedział.
Feniks stał tuż obok niego, więc
poprawił tylko popręg i wodze, starając się na coś przydać. Po chwili ciemny
cień mignął mu przed oczami, zwracając na siebie uwagę.
Kara klacz już od dłuższego czasu krążyła na
skraju lasu obserwując poczynania swojego właściciela. Jeden przeciągły gwizd
Polski wystarczył, by ochoczo podbiegła kłusem w jego stronę. Feniks podniósł
wysoko łeb starając się pokazać swoją dominację przy obecności nowego konia. Pokaz
siły z jego strony nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia. Gdy tylko wbiegła
na polanę, zmieniła kurs, kierując się do leżącej Węgierki. Polska obserwował jak
niepewnie obwąchuje jej chudą dłoń. Zupełnie jakby wyczuwała w niej przyjazny i
znany zapach. Trąciła pyszczkiem jej zimną dłoń, bez żadnej reakcji zwrotnej.
Polska westchnął ciężko, głaszcząc
białą sierść Feniksa. Dotąd dawało mu to uspokojenie, ale teraz w żaden sposób nie
czuł się na siłach. Opieka nad chorą Węgierką, pilnowanie byłego irytującego
państwa i personifikację Morza, to wszystko zaczynało wyrywać się spod
kontroli.
- Szwajcario, pomożesz mi? –
zapytał niepewnie, zerkając na plecy żołnierza.
Słysząc jego pytanie zatrzymał
igłę z nicią powietrzu, by po chwili
wrócić do swojej pr9acy.
- Jakbyś nie zauważył już to
robię – odparł kąśliwie.
Brak poparcia z jego strony, obudził
w Polsce determinację, by pomimo jego niechęci wciąż próbować. Szwajcar nie
należał do ignorantów, należało zwyczajnie podać mu parę skutecznych
argumentów. Tym razem jednak nie wiedział, jakie konkretnie będą w stanie go
przekonać.
- Dobrz9e wiesz, o czym mówię –
westchnął – Nie zostawię tu Węgierki. Nie dopóki się nie wykuruje. Prusy na
pewno będzie się wokół niej kręcił, ale po tym wszystkim może wymyśleć coś
głupiego. Sora również wymaga nie lada opieki, a nie dam rady ogarnąć ich
wszystkich.
Szwajcar urwał nić, kończąc
szycie ostatniego rozcięcia. Odwrócił się niechętnie w stronę przyjaciela,
ujawniając surowość kryjącą się na jego twarzy. Przyglądał się mu w milczeniu,
zupełnie jakby rozważał tą propozycję, ale jego mina jasno wskazywała, że odnajdywał w owym planie więcej niekorzyści po
swojej stornie.
- Zdajesz sobie sprawę, o co mnie
prosisz? – warknął – Przyszedłem właśnie z takich pobudek i na co mi to
przyszło. Naraziłem Lichtenstein i siebie! Czasami czuję, że samo trzymanie się
z tobą przynosi kłopoty.
Surowe słowa żołnierza nie
zrobiły na nim takiego wrażenia jak myślał. Świadomość powagi sytuacji
prześladowała go od samego początku, kiedy zaczęli mieszać ze sobą swoje życia.
Pomimo młodego wieku Szwajcar był dla niego bliskim przyjacielem, który w jakiś
sposób mógł rozumieć jego ból.
- Nie proszę o to jako Polska –
odpowiedział cicho – Tylko jako Feliks uważający się za twojego przyjaciela.
Też chcę chronić moich bliskich i bywam egoistyczny, ale pomimo tego zawsze
będę szanował twoje decyzje.
Szwajcar syknął zaciskając pięści.
- Jesteś cholernie specyficzny…
mówiąc tak po prostu swoje imię… - jęknął niedowierzając – Zdajesz sobie
sprawę, że żaden z Nas, nie mówi o swoim imieniu? Ta zasada jest podstawą naszych dalszych działań,
nie mieszaj w to człowieczeństwa, bo nie jesteśmy ludźmi.
Polska wzruszył ramionami, przez
co Szwajcar jeszcze bardziej zaświdrował go spojrzeniem. Priorytety, które jako
państwo nosił na barkach, zaczynały mieć coraz mniejsze znaczenie w obliczu
zagrożenia Sory. Z drugiej strony, żołnierz nie potrafił się na niego wkurzać.
Sposób w jaki ignorował narzucone zasady gry państw, pochodziły wyłącznie z
ochrony jego bliskich. Nie mógł do końca przyznać, że postąpił by inaczej gdyby
chodziło o Lichtenstein. Stając się personifikacją, musiał porzucić ludzkie
życie, ale trwał w tym o wiele krócej od Polski. 9
- Vash – burknął niechętnie
odwracając głowę.
Słysząc jego zawstydzony głos, Polska
uśmiechnął się szczerze czując jak ulga obejmuje jego serce. Widać, udało mu
się dojść do świadomości Szwajcara. Pogodzony z przegraną ustąpił mu wyjawiając
swoje imię. Choć po wielu stuleciach mógł je wcześniej usłyszeć, to Szwajcar
nigdy oficjalnie się nie przedstawił.
- Gilbert van Wspaniały –
usłyszeli za plecami.
- I w ten żenujący sposób zabiłeś
moment – skomentował żołnierz.
- Powinny starczyć na czas drogi
– podsumował Prusak.
Rzucił w jego stronę dwa kawałki
płaskich belek, nie oglądając się czy ten je złapie. Niemal od razu podszedł do
Węgierki skupiając na niej swoje spojrzenie. Szwajcar chwycił je w locie oglądając z należytą
uwagą specjalisty. Podłożył je po obu stronach żeber Sory, szukając czegoś czym
mógłby je przymocować. Ostatecznie sięgnął po bandaż owijając ostrożnie jej
brzuch. Pod koniec zacisnął mocno materiał upewniając się, że belki będą nie
naruszone.
Gdy tylko związał ostatni supeł,
z ust Sory wydał się jęk. Jak na zawołanie Polska kucnął obok niej, głaszcząc
zimny policzek. Szwajcar odsunął się po cichu dając mu możliwość pobycia z nią
chwilę w samotności.
- Pol- ska… - wyszeptała słabo.
Dźwięczny głos od razu przywrócił
Polskę do pionu. Kolorowe oczy dziewczyny dalej były zamglone, więc był pewny,
że wciąż nie widzi jego twarzy. Uśmiechnął się mimowolnie, słysząc swoje imię w
jej ustach.
- Jestem – odpowiedział, odsłaniając
zgubiony kosmyk z jej twarzy.9
Przełknęła z trudem ślinę,
wypuszczając cierpko powietrze.
- Wracajmy do domu… Jestem
zmęczona.
Przez obolałe gardło jej głos był
lekko zachrypnięty, ale i tak dawało się w nim wyczuć resztki sił. Czerwono –
zielone oczy błądziły po zamazanym obrazie jego twarzy, doszukując się bezskutecznie
jej szczegółów. Widząc, że kolejne próby nie będą miały sensu, odwróciła wzrok
wzdychając ciężko. Polska zaśmiał się, pochylając ku niej głowę. Czując na
swoim czole troskliwy pocałunek, uśmiechnęła się ignorując szalejący ból.
- Odpocznij – wyszeptał jej do
ucha – Gdy się obudzisz będziesz leżała w miękkiej pościeli.
Usłuchała go, choć i tak jej
świadomość utrzymywała się wyłącznie z siły jej woli. Czując blisko siebie jego
oddech i ciepło, nie potrafiła nie rozluźnić się po ciężkiej walce. Sama jego
obecność wystarczała, że mogła zupełnie oddać się snu, bez żadnych trosk.
- Polsko! – krzyknął Prusak –
Rusz dupę!
Podniósł głowę doszukując się irytującego
głosu państwa. Siedział na karej klaczy trzymając przed sobą wciąż nieprzytomną
Węgierkę. Dziewczyna opierała głowę o jego tors, ale i tak na wszelki wypadek
obwiązał ją i siebie swoim szalikiem. Nawet jak na Prusaka pomysł nie był
banalny, a skuteczny.
Feniks zjawił się jak na zawołanie
tuż obok niego czekając, aż go dosiądzie. Polska ułożył Sorę na jego grzbiecie
plecami do ogromnej szyi zwierzęcia. Szwajcar i Prusak przerwali swoją
sprzeczkę na temat tego, gdzie kto, gdzie siedzi, gdy tylko zauważyli co robi.
Nie zwracając na nich uwagi
wsiadł na grzbiet Feniksa, od razu utrzymując Sorę w objęciach. Dziewczyna
otworzyła oczy czując jakby miała zaraz spaść. Widząc przed sobą twarz Polski
spojrzała na niego pytająco, orientując się w sytuacji. Siedząc plecami do szyi
konia była zmuszona siedzieć przodem do Polski, który w żaden sposób nie
widział problemu w ich dziwnej pozie.
- Złap mnie w pasie –
podpowiedział zdezorientowanej dziewczynie uśmiechając się– W ten sposób
powinno ci być wygodniej.
Nie do końca przekonana o
komforcie jazdy w taki sposób, niechętnie przystała na ten pomysł. Przez całą jazdę mogła opierać się o jego
tors i oprzeć głowę o ramię, ale z drugiej strony poza, w której mieli jechać
była co najmniej zawstydzająca. Zarumieniona schowała głowę w jego płaszczu
zaciskając pieści na plecach. Wolała żeby Szwajcar i Prusak nie musieli jej
teraz widzieć. Polska zdecydowanie był rozbawiony sytuacją, co jeszcze bardziej
pognębiało jej wstyd. Po chwili zrozumiała, co jeszcze będzie musiała zrobić,
by móc w miarę możliwości się poruszać. Była ustawiona plecami do głowy konia,
ale nie miała gdzie trzymać nóg. Przeszkadzała by Polsce w popędzaniu konia.
- Zawsze możesz… - zaczął, ale
ucięła mu jednym mocnym uderzeniem w brzuch.
- Jeszcze jedno słowo – syknęła
podnosząc nogi tak by leżały na jego udach – To nie wiem, co ci zrobię…
Nie rozumiejąc jej zażenowania,
wzruszył ramionami
- Wiesz, że tak chociaż
ograniczysz ruchy… - wyjąkał usprawiedliwiająco.
Chowając się w jego torsie, nie
miała najmniejszej ochoty rozmawiać na temat wygody. Czuła na sobie spojrzenia
Prusaka i Szwajcara, którzy z całą pewnością byli w równie dużym szoku jak
ona. Polska pokłusował do dwóch
kompanów, którzy wtapiali w niego zakłopotane spojrzenia.
- Jedziemy? – zaoferował Polska
swobodnie – Szwajcario możesz jechać ze mną z tyłu, jeśli chcesz.
Nie minęła chwila, a żołnierz
znalazł się za plecami Prusaka podbierając się rękoma zada klaczy. Ukrył pod
poczochranymi włosami twarz, sycząc do szwaba żeby się pośpieszył. Ten nie musiał słyszeć tego drugi raz po
jednym mocnym uderzeniem rozpędził konia do galopu wjeżdżając w las.
- A im o co chodzi… - westchnął,
ruszając za nimi.
O WOW!
OdpowiedzUsuńTak mi się nudzi i myślę że w ciągu tego weekendu według moich obliczeń powinien być rozdział i proszę będzie no jaki ze mnie jasnowidz. A i też jestem dyslektykiem więc za błędy jak są to przepraszam. :)
Dyslektycy łączmy się ;D
Usuń