piątek, 3 marca 2017

Rozdział 101









Polska oglądał w ciszy rany Sory, uważając na każdy swój ruch. Po kilku minutach dołączył do niego Szwajcar i kroczący tuż za nim Prusak z Węgierką. Obie dziewczyny były w opłakanym stanie. Widząc jak wielkie szkody wyrządził na ich ciałach, nie mógł pogodzić się ze swoją bezsilnością. Mimo tego starał się skoncentrować na bandażowaniu pociętych fragmentów skóry Sory. Przyglądający mu się Szwajcar, zerknął na surowym spojrzeniem na ranne przyjaciółki, po czym zdjął czarne rękawiczki chowając je do kieszeni munduru.
- Połóż Węgry, Prusy – żołnierz zwrócił się do milczącego towarzysza – Znam się na medycynie o wiele lepiej od was. Postaram się im pomóc na tyle, by mogły bezpiecznie przejść całą drogę do ciebie Polsko.
Pogrążony w szoku Prusak posłusznie położył Węgry obok Sory. Obie, choć piękne, wyglądały jakby ktoś zbezcześcił to, czym zostały obdarowane. Skamieniałe twarze niedoszłych wrogów, zaczynały wykańczać cierpliwość Szwajcara. Podszedł do wciąż zagapionego w Sorę, Polskę dotykając jego ramienia. Brak reakcji ze strony państwa, tylko pogłębił jego irytację.
- Polsko o99dsuń się, przeszkadzasz – jęknął w końcu zdejmując biały beret z poczochranej czupryny – Wiedziałem, że prawdopodobnie skończy się składaniem was do kupy.
Mówiąc to spojrzał oskarżycielsko na siedzącego obok Węgierki chłopaka, który czując na sobie jego spojrzenie skrzywił się wściekle.
- Pieprz się – warknął Prusak, patrząc na niego wilkiem.
Nim żołnierz zdążył mu odpowiedzieć, Polska zerknął na niego podając mu skórzaną torbę. Czerwony krzyżyk przyszyty do jej materiału jasno świadczył o jej zawartości.
- Przyniosłem trochę leków.  Powinny się przydać – wyjąkał nieobecny.
Widząc, że dalsza rozmowa z Polską nie ma sensu, przyjął paczuszkę próbując znaleźć potrzebne rzeczy. Regeneracja Sory postępowała powoli, co zwykło być naturalne w starciu z inną personifikacją. Tym razem dała się porządnie pokaleczyć tracąc sporo krwi. Jego zadaniem będzie przede wszystkim zatamowanie ran i złożenie do kupy połamanych kości. Przesuwając dłonią bo bokach Sory, niemal od razu zorientował się w sytuacji. Podliczając pod nosem ilość złamanych żeber.
- Prusy poszukaj czegoś czym mógłbym usztywnić jej ciało. Połamała parę żeber.
Z niewielkim ociąganiem podniósł się ze śniegu puszczając dłoń Węgier. Polska słuchał z ciężkim sercem kolejnych informacji na temat zdrowia Sory. Ilość jej obrażeń cora to bardziej paraliżowała go od środka. Nie była umierająca, ale walka z Rosją zupełnie ją wykończyła. Fakt, że musiała na niego trafić uderzała w jego dumę. W końcu obiecywał ją chronić, a skończyło się na tym, ze mógł teraz tylko patrzeć jak Szwajcar stara się zelżeć jej  cierpieniu.
Przyglądając się jak Szwajcar zszywa, co głębsze cięcia na jej ciele, powstrzymywał się od upominania go o delikatność. Byłoby to tylko formalnością, bo żołnierz robił to niesamowicie szybko i sprawnie.  Polska odwrócił wzrok, gdy porwał jej sukienkę w miejscu brzucha. Kastet Rosji porządnie poszarpał jej skórę. Chwila zawahania Szwajcara co robić dalej, świadczyła, że ten widok również, w jakimś stopniu na niego wpłynął.
Przełamał się, by zerknąć na Węgierkę. Wydawała się o wiele mniejsza i chudsza niż wcześniej. Cienie pod oczami i zielonkawy odcień jej skóry jasno sugerował, że poddawał ją licznym torturom. Jednak to płaszcz Prusaka zakrywał przerażającą prawdę kryjącą się w czynach Rosji. Nie mogąc znieść natłoku myśli zerwał się z ziemi, otrzepując spodnie ze śniegu.
- Przygotuję konie – powiedział.
Feniks stał tuż obok niego, więc poprawił tylko popręg i wodze, starając się na coś przydać. Po chwili ciemny cień mignął mu przed oczami, zwracając na siebie uwagę.
 Kara klacz już od dłuższego czasu krążyła na skraju lasu obserwując poczynania swojego właściciela. Jeden przeciągły gwizd Polski wystarczył, by ochoczo podbiegła kłusem w jego stronę. Feniks podniósł wysoko łeb starając się pokazać swoją dominację przy obecności nowego konia. Pokaz siły z jego strony nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia. Gdy tylko wbiegła na polanę, zmieniła kurs, kierując się do leżącej Węgierki. Polska obserwował jak niepewnie obwąchuje jej chudą dłoń. Zupełnie jakby wyczuwała w niej przyjazny i znany zapach. Trąciła pyszczkiem jej zimną dłoń, bez żadnej reakcji zwrotnej.
Polska westchnął ciężko, głaszcząc białą sierść Feniksa. Dotąd dawało mu to uspokojenie, ale teraz w żaden sposób nie czuł się na siłach. Opieka nad chorą Węgierką, pilnowanie byłego irytującego państwa i personifikację Morza, to wszystko zaczynało wyrywać się spod kontroli.
- Szwajcario, pomożesz mi? – zapytał niepewnie, zerkając na plecy żołnierza.
Słysząc jego pytanie zatrzymał igłę z nicią  powietrzu, by po chwili wrócić do swojej pr9acy.
- Jakbyś nie zauważył już to robię – odparł kąśliwie.
Brak poparcia z jego strony, obudził w Polsce determinację, by pomimo jego niechęci wciąż próbować. Szwajcar nie należał do ignorantów, należało zwyczajnie podać mu parę skutecznych argumentów. Tym razem jednak nie wiedział, jakie konkretnie będą w stanie go przekonać.
- Dobrz9e wiesz, o czym mówię – westchnął – Nie zostawię tu Węgierki. Nie dopóki się nie wykuruje. Prusy na pewno będzie się wokół niej kręcił, ale po tym wszystkim może wymyśleć coś głupiego. Sora również wymaga nie lada opieki, a nie dam rady ogarnąć ich wszystkich.
Szwajcar urwał nić, kończąc szycie ostatniego rozcięcia. Odwrócił się niechętnie w stronę przyjaciela, ujawniając surowość kryjącą się na jego twarzy. Przyglądał się mu w milczeniu, zupełnie jakby rozważał tą propozycję, ale jego mina jasno wskazywała, że  odnajdywał w owym planie więcej niekorzyści po swojej stornie.
- Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz? – warknął – Przyszedłem właśnie z takich pobudek i na co mi to przyszło. Naraziłem Lichtenstein i siebie! Czasami czuję, że samo trzymanie się z tobą przynosi kłopoty.
Surowe słowa żołnierza nie zrobiły na nim takiego wrażenia jak myślał. Świadomość powagi sytuacji prześladowała go od samego początku, kiedy zaczęli mieszać ze sobą swoje życia. Pomimo młodego wieku Szwajcar był dla niego bliskim przyjacielem, który w jakiś sposób mógł rozumieć jego ból.
- Nie proszę o to jako Polska – odpowiedział cicho – Tylko jako Feliks uważający się za twojego przyjaciela. Też chcę chronić moich bliskich i bywam egoistyczny, ale pomimo tego zawsze będę szanował twoje decyzje.
Szwajcar syknął zaciskając pięści.
- Jesteś cholernie specyficzny… mówiąc tak po prostu swoje imię… - jęknął niedowierzając – Zdajesz sobie sprawę, że żaden z Nas, nie mówi o swoim imieniu?  Ta zasada jest podstawą naszych dalszych działań, nie mieszaj w to człowieczeństwa, bo nie jesteśmy ludźmi.
Polska wzruszył ramionami, przez co Szwajcar jeszcze bardziej zaświdrował go spojrzeniem. Priorytety, które jako państwo nosił na barkach, zaczynały mieć coraz mniejsze znaczenie w obliczu zagrożenia Sory. Z drugiej strony, żołnierz nie potrafił się na niego wkurzać. Sposób w jaki ignorował narzucone zasady gry państw, pochodziły wyłącznie z ochrony jego bliskich. Nie mógł do końca przyznać, że postąpił by inaczej gdyby chodziło o Lichtenstein. Stając się personifikacją, musiał porzucić ludzkie życie, ale trwał w tym o wiele krócej od Polski. 9

- Vash – burknął niechętnie odwracając głowę.
Słysząc jego zawstydzony głos, Polska uśmiechnął się szczerze czując jak ulga obejmuje jego serce. Widać, udało mu się dojść do świadomości Szwajcara. Pogodzony z przegraną ustąpił mu wyjawiając swoje imię. Choć po wielu stuleciach mógł je wcześniej usłyszeć, to Szwajcar nigdy oficjalnie się nie przedstawił.
- Gilbert van Wspaniały – usłyszeli za plecami.
- I w ten żenujący sposób zabiłeś moment – skomentował żołnierz.
- Powinny starczyć na czas drogi – podsumował Prusak.
Rzucił w jego stronę dwa kawałki płaskich belek, nie oglądając się czy ten je złapie. Niemal od razu podszedł do Węgierki skupiając na niej swoje spojrzenie.  Szwajcar chwycił je w locie oglądając z należytą uwagą specjalisty. Podłożył je po obu stronach żeber Sory, szukając czegoś czym mógłby je przymocować. Ostatecznie sięgnął po bandaż owijając ostrożnie jej brzuch. Pod koniec zacisnął mocno materiał upewniając się, że belki będą nie naruszone.
Gdy tylko związał ostatni supeł, z ust Sory wydał się jęk. Jak na zawołanie Polska kucnął obok niej, głaszcząc zimny policzek. Szwajcar odsunął się po cichu dając mu możliwość pobycia z nią chwilę w samotności.
- Pol- ska… - wyszeptała słabo.
Dźwięczny głos od razu przywrócił Polskę do pionu. Kolorowe oczy dziewczyny dalej były zamglone, więc był pewny, że wciąż nie widzi jego twarzy. Uśmiechnął się mimowolnie, słysząc swoje imię w jej ustach.
- Jestem – odpowiedział, odsłaniając zgubiony kosmyk z jej twarzy.9
Przełknęła z trudem ślinę, wypuszczając cierpko powietrze.
- Wracajmy do domu… Jestem zmęczona.
Przez obolałe gardło jej głos był lekko zachrypnięty, ale i tak dawało się w nim wyczuć resztki sił. Czerwono – zielone oczy błądziły po zamazanym obrazie jego twarzy, doszukując się bezskutecznie jej szczegółów. Widząc, że kolejne próby nie będą miały sensu, odwróciła wzrok wzdychając ciężko. Polska zaśmiał się, pochylając ku niej głowę. Czując na swoim czole troskliwy pocałunek, uśmiechnęła się ignorując szalejący ból.
- Odpocznij – wyszeptał jej do ucha – Gdy się obudzisz będziesz leżała w miękkiej pościeli.
Usłuchała go, choć i tak jej świadomość utrzymywała się wyłącznie z siły jej woli. Czując blisko siebie jego oddech i ciepło, nie potrafiła nie rozluźnić się po ciężkiej walce. Sama jego obecność wystarczała, że mogła zupełnie oddać się snu, bez żadnych trosk.
- Polsko! – krzyknął Prusak – Rusz dupę!
Podniósł głowę doszukując się irytującego głosu państwa. Siedział na karej klaczy trzymając przed sobą wciąż nieprzytomną Węgierkę. Dziewczyna opierała głowę o jego tors, ale i tak na wszelki wypadek obwiązał ją i siebie swoim szalikiem. Nawet jak na Prusaka pomysł nie był banalny, a skuteczny.
Feniks zjawił się jak na zawołanie tuż obok niego czekając, aż go dosiądzie. Polska ułożył Sorę na jego grzbiecie plecami do ogromnej szyi zwierzęcia. Szwajcar i Prusak przerwali swoją sprzeczkę na temat tego, gdzie kto, gdzie siedzi, gdy tylko zauważyli co robi.
Nie zwracając na nich uwagi wsiadł na grzbiet Feniksa, od razu utrzymując Sorę w objęciach. Dziewczyna otworzyła oczy czując jakby miała zaraz spaść. Widząc przed sobą twarz Polski spojrzała na niego pytająco, orientując się w sytuacji. Siedząc plecami do szyi konia była zmuszona siedzieć przodem do Polski, który w żaden sposób nie widział problemu w ich dziwnej pozie.
- Złap mnie w pasie – podpowiedział zdezorientowanej dziewczynie uśmiechając się– W ten sposób powinno ci być wygodniej.
Nie do końca przekonana o komforcie jazdy w taki sposób, niechętnie przystała na ten pomysł.  Przez całą jazdę mogła opierać się o jego tors i oprzeć głowę o ramię, ale z drugiej strony poza, w której mieli jechać była co najmniej zawstydzająca. Zarumieniona schowała głowę w jego płaszczu zaciskając pieści na plecach. Wolała żeby Szwajcar i Prusak nie musieli jej teraz widzieć. Polska zdecydowanie był rozbawiony sytuacją, co jeszcze bardziej pognębiało jej wstyd. Po chwili zrozumiała, co jeszcze będzie musiała zrobić, by móc w miarę możliwości się poruszać. Była ustawiona plecami do głowy konia, ale nie miała gdzie trzymać nóg. Przeszkadzała by Polsce w popędzaniu konia.
- Zawsze możesz… - zaczął, ale ucięła mu jednym mocnym uderzeniem w brzuch.
- Jeszcze jedno słowo – syknęła podnosząc nogi tak by leżały na jego udach – To nie wiem, co ci zrobię…
Nie rozumiejąc jej zażenowania, wzruszył ramionami
- Wiesz, że tak chociaż ograniczysz ruchy… - wyjąkał usprawiedliwiająco.
Chowając się w jego torsie, nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać na temat wygody. Czuła na sobie spojrzenia Prusaka i Szwajcara, którzy z całą pewnością byli w równie dużym szoku jak ona.  Polska pokłusował do dwóch kompanów, którzy wtapiali w niego zakłopotane spojrzenia.
- Jedziemy? – zaoferował Polska swobodnie – Szwajcario możesz jechać ze mną z tyłu, jeśli chcesz.
Nie minęła chwila, a żołnierz znalazł się za plecami Prusaka podbierając się rękoma zada klaczy. Ukrył pod poczochranymi włosami twarz, sycząc do szwaba żeby się pośpieszył.  Ten nie musiał słyszeć tego drugi raz po jednym mocnym uderzeniem rozpędził konia do galopu wjeżdżając w las.
- A im o co chodzi… - westchnął, ruszając za nimi.

2 komentarze:

  1. O WOW!
    Tak mi się nudzi i myślę że w ciągu tego weekendu według moich obliczeń powinien być rozdział i proszę będzie no jaki ze mnie jasnowidz. A i też jestem dyslektykiem więc za błędy jak są to przepraszam. :)

    OdpowiedzUsuń