W razie błędów informujcie proszę mnie :)
Mogłem spokojnie zasnąć, czując ją obok siebie. Jej dotyk
jeszcze mnie nie opuścił, wciąż go czułem. Wiedziałem jednak, że nastaje ranek.
Chłodne powietrze muskało moje ciało, a słońce dawało złudę ciepła, które i tak
było daleko. Włosy opadały mi na twarz, były w zupełnym nieładzie. Podsumowując
- tak dobrze nie czułem się od wielu stuleci.
Wciąż było mi ciężko zapomnieć tą noc, czułem jak rozpalają mnie policzki. Tym bardziej nie ułatwiała mi tego Sora, która leżąc obok mnie bokiem, przykładała swoje piersi do mojego barku.
Już zapomniałem, że mam tyle blizn na ciele, teraz wydawały się być niczym więcej jak śladami dawnego życia. Teraz musiało być inaczej, wiem, że mam ją zawsze obok siebie.
Wciąż było mi ciężko zapomnieć tą noc, czułem jak rozpalają mnie policzki. Tym bardziej nie ułatwiała mi tego Sora, która leżąc obok mnie bokiem, przykładała swoje piersi do mojego barku.
Już zapomniałem, że mam tyle blizn na ciele, teraz wydawały się być niczym więcej jak śladami dawnego życia. Teraz musiało być inaczej, wiem, że mam ją zawsze obok siebie.
Rosja mi jej nie odbierze, nigdy więcej nie tknie tego, co
dla mnie ważne…
Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Otworzyłem szeroko oczy, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Otworzyłem szeroko oczy, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- To kwestia czasu Rosjo -pomyślałem.
Odetchnąłem głęboko, przy czym głowa Sory uniosła się powoli
do góry niesiona moim sercem. Tak jak się spodziewałem nie miała zamiaru się
budzić.
Odkąd otworzyłem oczy nie zauważyłem żeby uśmiech na jej
twarzy choć trochę zelżał. Skrzywiła się, przewracając się na drugi bok.
Oczywiście wymruczała coś przez sen, o mało co nie uderzając mnie dłonią.
- Przecież to ja zawsze śpię do południa - westchnąłem,
czując, że może odebrać mi tytuł mistrza w tej dziedzinie, to było trochę bolesne. Cieszyłem się jednak, że
mogłem obudzić się przed nią. Samo patrzenie na nią sprawiało mi inny rodzaj
przyjemności niż jakiekolwiek wcześniej uczucie.
Przeczesałem sobie włosy, przeciągając się leniwie. Po
chwili zorientowałem się, że między moimi palcami, znajdują się zgubione
kosmyki w odcieniu miodu. Dopiero teraz zorientowałem się, że jej włosy
rozłożyły się po podłodze.
Były naprawdę długie,
prawdopodobnie takie jak kiedyś, kiedy ją poznałem. Ciężko jednak przyrównać
jej kobiece ciało do tamtej dziewczynki siedzącej na tafli wody. Ciekawiło mnie
na samą myśli, czy wciąż potrafi robić niesamowite rzeczy z morzem wedle jej
uznania. Ostatnio potrafiła skupić ją wokół swoich nóg i zrobić niesamowity
syreni ogon. Nie chciałem już wspominać, o chodzeniu po tafli wody, nie zatapiając
się w jej powierzchni.
Nie przeszkadzało jej też mówienie do niej po imieniu, które
dostała ode mnie zaraz po przyjściu tutaj. Może mogłaby zostać tu na zawsze nie
wracając już do swojego domu, pozbawionego kompletnie wszystkiego. Dla mnie był
niczym czarna otchłań, z której nie ma wyjścia. Żyć w takiej pustce, ciężko
było sobie to wyobrazić. Choć przechodziłem ciężkie chwile, miałem zazwyczaj
obok Węgry, czy też Litwę, ona prawdopodobnie nikogo.
Spojrzałem na nią odsuwając z jej twarzy miodowe włosy.
Śpiąca wydawała się taka spokojna i łagodna jak za dziecięcych lat. Z tą
różnicą, że tak naprawdę Sora jaką znał każdy, a Bałtyk którą poznałem tylko ja,
różniły się namacalnie, ale wciąż tak podobne.
Piętno tego świata i koleje jego losu wtopiły się w jej duszę, więc cała jej
łagodność wyrobiona przez wieczną samotność, rozmyła się nieodwracalnie.
- Muszę wstać… - jęknąłem sam do siebie, uzmysławiając
sobie, że już południe. Jednak moje ciało nie zamierzało współgrać z myśleniem.
- Polsko… czemu jest tak zimno… - wyszeptała nieprzytomnie,
nie otwierając oczu.
- Nie jest… - stwierdziłem, odkrywając z jej ramion skrawek
płaszcza narzuconego na nas. Zmarszczyłem brwi, wpatrując się na gęsią skórkę
która objęła jej ręce. Trzęsła się z zimna, mrużąc przez sen oczy. Chwyciłem ją
pod ramiona przysuwając do siebie. Położyła głowę na moim barku chowając twarz.
- Rosja jest gdzieś w pobliżu, też to czujesz, prawda? -
zapytała, gładząc moją skórę na brzuchu, czułem, że przemierzała palcem linię
prowadzącą ukośnie od mojego barku ku biodru. Moja najdłuższa blizna za czasów
wojny z zaborcami.
- Tak - odpowiedziałem, starając się nie martwić jej swoimi
sprawami - Nie myśl o tym, poradzę sobie. Dziwi mnie jednak to, że odczuwasz
jego obecność tak dotkliwie, ja zawsze potrafiłem wyczuć kto i kiedy przekracza
moją granicę, tobie nie powinno się to zdarzać. U państw jest to czymś na wzór
migreny… już nawet nie zwracam na to uwagi.
Zatrzymała się na chwilę, odsuwając ode mnie. Na jej twarzy
było wyryte zmieszanie i niepewność, widać wydobycie z siebie tych słów było
dla niej równie ciężkie, jak dla mnie by je usłyszeć.
- Prusy wspominał coś o sytuacji Węgier - zamarłem słysząc
te słowa, spojrzałem na nią ostrożnie nie wiedząc do czego dąży. Moje serce
zaczęło mimowolnie bić o wiele szybciej. Dotknęła dłonią miejsca gdzie szalało
tuż pod żebrami - Polsko… wiesz coś prawda?
- To, co wiem to jedynie część tego, co się dzieje- odparłem
kończąc rozmowę - Musimy się szykować i proszę cię nie poruszaj więcej tego
tematu, to nie jest coś co cię dotyczy, tym bardziej, że nie chcę byś
dociekała, dobrze?
Otworzyła szerzej oczy patrząc na mnie dumnie. Nie miałem
zamiaru ustąpić, wpatrywałem się w nią poważnie, co również widać zbiło ją z
pantałyku.
- Zabronisz mi…? - wyjąkała zdumiona.
- Proszę.
Nie jest łatwo wygrać z nią dyskusję, ale wiedziałem, że nie
będzie się więcej kłócić. Westchnąłem głośno poprawiając jej miodowe włosy w
konkretny porządek. Jej mina wskazywała, że sama mogła o nie zadbać, ale i tak
widziałem, że ten gest sprawił jej przyjemność.
- Jak tylko odprowadzę cię do naszych granic, pojadę do
Warszawy - jej wyraz twarzy zmienił się bardzo gwałtownie, uwierzcie mi, że
tylko idiota nie wiedziałby, dlaczego tak się stało. Zebrałem się w sobie na
obojętny uśmiech wzruszają ramionami - Generalnie jest trochę roboty, ale tym
razem nie bardzo mogę się obijać
- Idziesz do stolicy, gdzie sprzeciwiasz się otwarcie Rosji,
pomimo jego stanowczych działań przeciwko temu, uważając to za zwykłą polityczną rozmowę? - powiedziała to tak szybko, że
zajęło mi chwilę zanim uporządkowałem sobie te słowa - wynik nie bardzo mnie
ucieszył.
- Tak… ? - wyjąkałem niewinnie.
To, że chwilę później obrzuciła mnie jednym z
najstraszniejszych spojrzeń nie było czymś dziwnym, ale to co zrobiła później
pobiło moje najśmielsze oczekiwania.
Nie minęła sekunda a skuliłem się leżąc praktycznie z nosem przybitym do ziemi - trzymając się za krocze.
Nie minęła sekunda a skuliłem się leżąc praktycznie z nosem przybitym do ziemi - trzymając się za krocze.
- Jesteś niemożliwy! - krzyknęła, zaciskając pięść, aż
usłyszałem pstrykanie jej kostek - Mało ci jeszcze awantur i prowokacji!?
Tym bardziej dźwięk był przytłaczający, bo chwilę wcześniej
oberwałem w miejsce którego w tym momencie imienia nie chciałbym wymawiać
właśnie tą pięscią.
- Od kiedy zrobiłaś się taka… zła…
Szczególnie zaakcentowałem ostatnie słowo, starając się
pozbyć niskiego tonu mojego głosu, czułem, że piszczę jak kobieta, czego
wolałbym uniknąć jak najszybciej.
- Prusy miał rację… zginacie się w pół - zauważyła bystrze,
ciesząc się z tego, co zrobiła i przyniosło widać szukany efekt.
Po chwili zrozumiałem co miała przez to na myśli. Zacisnąłem
zęby ze wściekłości.
- Cholerny gad… - wyjąkałem, widząc w myślach jego
nacieszoną mordę - pewnie nie mógł się tego doczekać. Gdy ból zelżał
odetchnąłem głęboko, wtapiając na nią swój obrażony wzrok, naburmuszając się.
Po pokoju rozszedł
się głos Sory, której śmiech zdobył każdy skromny zakamarek tego domu.
Promienie słońca wdarło się przez duże okna czyniąc pokój o wiele jaśniejszym.
Czasami doceniałem kolor włosów swoich, jak i Sory, który nas zdobił. Właśnie w
takich chwilach, gdy byliśmy osłonięci promieniami ciepłej gwiazdy czułem
jakbyśmy świecili.
Brzmi banalnie, jak na kilkusetnego chłopaka, ale mimo to miało swój urok.
Brzmi banalnie, jak na kilkusetnego chłopaka, ale mimo to miało swój urok.
Nie chciałem już rozmawiać, moim marzeniem na tę chwilę było
to by czas choć na chwilę się dla mnie zatrzymał, ten jeden raz, gdy jestem
taki szczęśliwy. Odmawiać sobie tego przez tyle lat, to niemalże zbrodnia dla
serca. Trzeba tylko kogoś właściwego kto by go otulił swoim ciepłem i troską.
*
Ostatecznie wstaliśmy trzy godziny później, oboje ubraliśmy
się szybko zbierając z podłogi części ubrań, które rozwaliliśmy jakimś cudem po
całej sypialni.
Podawaliśmy je sobie nawzajem, starając się o pośpiech. Każde z nas miało swoje nowe obowiązki. Sora musiała iść na plażę i zobaczyć, czy Prusak nie odstawia czegoś głupiego, a mimo wszystko robił to przez całe życie. Ja musiałem znaleźć się jak najszybciej w Warszawie, Sora nie pytała się mnie już o nic, względem mojej sytuacji politycznej. Naprawdę nie chciałem o niej rozmawiać, widując się z nią chcę czuć się człowiekiem, a nie maszyną do zabijania i knucia. Wbrew pozorom właśnie taki mają zawód państwa - klątwa, nie ukrywajmy.
Podawaliśmy je sobie nawzajem, starając się o pośpiech. Każde z nas miało swoje nowe obowiązki. Sora musiała iść na plażę i zobaczyć, czy Prusak nie odstawia czegoś głupiego, a mimo wszystko robił to przez całe życie. Ja musiałem znaleźć się jak najszybciej w Warszawie, Sora nie pytała się mnie już o nic, względem mojej sytuacji politycznej. Naprawdę nie chciałem o niej rozmawiać, widując się z nią chcę czuć się człowiekiem, a nie maszyną do zabijania i knucia. Wbrew pozorom właśnie taki mają zawód państwa - klątwa, nie ukrywajmy.
- Będę musiał oswoić dla ciebie jakiegoś konia - powiedziałem
czesząc włosy przed okrągłym lustrem które powiesiłem jakiś czas temu - Dzięki
niemu będziesz mogła się szybciej znaleźć tam i jednocześnie tutaj… nie mam
zamiaru kupować tych paskudnych aut, naprawdę ich nie lubię głośne i do tego
nie możesz się skupić na tym co cię otacza…
Sora ubrała swoje skurzane buty sięgające jej do kolan,
podskakując lekko przez mocowanie się jednym z nich.
- Nie… wiem… czy… to… dobry pomysł - westchnęła przytupując
stopą o podłogę. Stwierdzając, że są wystarczająco dobrze założone uśmiechnęła
się podchodząc do mnie - Wolę trzymać się ciebie i jeździć z Feniksem.
Wyszeptała mi nagle do ucha, drażniąc mnie swoim oddechem.
Spojrzałem zaskoczony przed siebie widząc, jak się rumienię.
- Nie powiedziałem, że nie będę już tego robił -
powiedziałem, starając się nad sobą zapanować - Chcę cię tylko móc częściej
widywać.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi kładąc brodę o moje ramię.
Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. W odbiciu można było
zobaczyć naprawdę wiele. Nie chcę wychodzić na jakiegoś rodzaju narcyza, ale
wyglądaliśmy jak para modeli z jakiegoś show. Zależy jeszcze kto co uważał za
piękne.
- Chodźmy już… - powiedziałem odwracając się od
zielonookiego blondyna, który wpatrywał się we mnie z pełną melancholią wymalowaną
na twarzy. Oczu też nie mogłem długo znieść, bo widziały po prostu za dużo.
Chwyciłem ją za rękę, kierując się w stronę drzwi. Tuż za
nimi znajdowały się schody prowadzące do salonu połączonego z kuchnią - według
mojej wizji, tak właśnie będzie za kilka tygodni. Sora chłonęła ten widok
wzdychając za moimi plecami z zachwytu.
Nagle poczułem jak coś ciągnie mnie do tyłu. Obejrzałem się
na stojącą po środku schodków Sorę. Dotykała drugą dłonią pustej drewnianej
ściany, jakby czegoś jej tu brakowało.
- Pamiętam, że w poprzednim domu miałeś zbiór zdjęć w jednym
z pokoi - przypominając mi o nich, od razu poczułem jak moje serce się kruszy,
były naprawdę dla mnie ważne - Na tej ścianie powiesimy nowe jak i stare,
dobrze? Pomimo tego, że nie potrafię znieść widoku innych, to myślę, że z
czasem przestanie mi to przeszkadzać, ozdobimy tą ścianę naszymi
najpiękniejszymi wspomnieniami…
Mimowolnie ścisnąłem jej dłoń dwa razy mocniej wpatrując się
tępo w pustą ścianę.
- Tak… - wydukałem ciężko.
- Naprawdę nie mogę się doczekać, aż będziemy mogli tu
zamieszkać.
Nie potrzebowała słońca by świecić, jak dla mnie otoczka
wokół niej była dokładnie taka sama jaką widziałem na pierwszym naszym
spotkaniu. Marzenia ciągną ją do przodu przez cały czas, wątpiłem, żeby to chęć
zemsty tak naprawdę przyciągnęła do tego świata. Fakt, że posiadała w sobie
maleńką drobinę mojej krwi też wydawał mi się nieznaczący.
Nie wielu potrafi wiele, tylko dzięki marzeniom i siły by je spełniać.
Nie wielu potrafi wiele, tylko dzięki marzeniom i siły by je spełniać.
- Jasne, że tak - odparłem wesoło - To nasz dom.
Wychodząc stanąłem na chwilę w wejściu, nie zamykając drzwi.
Domek był pusty i wymagał wiele pracy, ale jeśli będę go budował z sercem i
planami ku wspaniałej przyszłości, mógłbym to robić przez cały czas.
*
Następnego dnia, miałem dwa razy więcej roboty niż zwykle.
Litwa postarał się, żebym pod żadnym pozorem się nie nudził. Niemalże widziałem
jego wściekłą i pełną powagi twarz, gdy wchodząc do domu
- mojego starego domu, w którym robiłem tylko robotę - nie widział tego co chciałby zastać, czyli mnie przykutego do papierów. Zresztą ostatniej pracy domowej też nie zrobiłem. Byłem beznadziejny w nadrabianiu obowiązków, wiec dzięki temu wspaniałemu założeniu nie zrobiłem tego i dziś.
- mojego starego domu, w którym robiłem tylko robotę - nie widział tego co chciałby zastać, czyli mnie przykutego do papierów. Zresztą ostatniej pracy domowej też nie zrobiłem. Byłem beznadziejny w nadrabianiu obowiązków, wiec dzięki temu wspaniałemu założeniu nie zrobiłem tego i dziś.
- Beznadzieja… - westchnąłem głośno, opierając głowę o rękę
- Znowu mam ochotę wyjść na zewnątrz…
Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Ruszyłem się z
miejsca jak pocisk, przez co wszystkie kupki papierów rozleciały się na boki.
Zbiegłem szybko po schodach na dół, narzucając na siebie jakiś sweter.
- Już idę - powiedziałem, bo gość widocznie zapomniał
odkleić palec od dzwonka.
Nacisnąłem na klamkę, popychając ją do przodu. Nie wiem,
jakim sposobem, ale ktoś od razu do mnie przywarł, prawie łamiąc mi kości w męskim
silnym uścisku.
- Polsko mogę zostać u ciebie na noc? - zapytała niewyraźnie
gubiąc dźwięki w moim swetrze.
Spojrzałem na jej brązową czuprynę, wtopioną w mój sweter.
Zdumienie jakie mną ogarnęło było trudne do sprecyzowania w słowach. Była
praktycznie równa ze mną a udało jej się zupełnie we mnie wsiąknąć jak dziecko.
Nie musiałem znać jej długo, by wiedzieć, że robiła tak zawsze gdy chciała
ukryć konkretny rodzaj emocji wymalowany na jej twarzy, jak sądziłem - teraz
była kompletnie zażenowana.
- Węgry? - zapytałem nie mogąc uwierzyć w to, że tu jest -
Jak…? Jak się tu dostałaś?
Oderwała się ode mnie szybko oddalając się na byle bym mógł
widzieć jej twarz. Otworzyłem lekko usta nie mogąc zrozumieć, co się stało z
jej twarzą, która zwykle zaróżowiona i pełna pieg zmieniła się tak
diametralnie. Miała zaczerwienione oczy i wielki siniec na policzku. To raczej
wszystko mi wyjaśniło. Nie wiem, czemu, ale poczułem się współwinny. Żadne z
nas nie może opuszczać swoich granic bez jego wiedzy, nie mogłem jej pomóc,
choć bardzo bym tego chciał.
- Jasne, że tak - popchnąłem ją delikatnie do salonu, czując
jak pod dotykiem mojej dłoni na jej plecach, wzdryga się. Co on jej zrobił? -
krzyczało niemal we mnie.
Przez cały późniejszy czas milczała. Siedząc na kanapie
popijała tylko, co jakiś czas herbatę. Wpatrywałem się w nią czujnie, próbując
rozgryźć to, co się jej stało. Nie wyglądała najlepiej, zielony płaszcz
wyglądał na poniszczony, a jej twarz emanowała zupełną pustką. Gęste brązowe
włosy, były oklapnięte. Wszystko zaprzeczało osobowości Węgierki. Podniosłem
się z miejsca siadając obok niej.
- Od tygodni, moi ludzie wszczynają strajki… - powiedziałem
pewnie, zaciskając palce na jej ramionach - Wszystko już wszcząłem w życie,
musimy tylko czekać. Obiecuję, że wszystko się zmieni. Pomyśl tylko wolności, o swawolnym chodzeniu po polach i
lasach bez myślenia o kimś takim jak Rosja.
Słysząc to, na jej twarzy coraz to bardziej malowało się
zmieszanie. Z natury była równie optymistyczna jak ja, ale teraz czułem się
jakbym rozmawiał z wrakiem człowieka, który nie miał zamiaru walczyć z kimkolwiek.
- Nie wygramy z nim Polsko… nie pakuj się w coś, co już raz
przegrałeś - mówiąc to odwróciła ode mnie wzrok. Miała rację, to był cios
poniżej pasa, wycelowany poniekąd w jej przyjaciela. Ponieważ dobrze wiedziała,
że nie znoszę jak mi się to wypomina, odgryzłem się jej.
- Nie będę wiecznie siedzieć z założonymi rękoma czekając na
cud.
Teraz obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem, odwdzięczyłem
się tym samym. Tego typu gest z naszej strony był czymś na tyle normalnym, że
Węgierka i tak dała sobie po chwili spokój.
- No! - wstałem z fotela, wyciągając się leniwie - Jesteś
głodna? Mam bigos - tu wykrzywiła się przypominając sobie jej ostatnią wizytę -
Dobra, nie znasz się, jak zwykle… To może gulasz? Wiesz, możesz w sumie wybrać
tylko z tych dwóch. Moja lodówka jest trochę pusta… - uśmiechnąłem się,
próbując sobie zażartować z bolesnych faktów.
- Moja raczej też… - zastanowiła się przez chwilę - Ale mam
to - wyjęła z kieszeni puszkę z papryczkami i saszetkę z przyprawą ostrej
papryki.
Zadziwiała mnie jej zażyłość do papryki w węgierskiej
kuchni, nie przepadałem za nią. Wiecznie
potem paliło mnie w gardło, a to przecież coś kompletnie innego od posmaku
wódki.
- Generalnie może zrezygnujemy z tej papryki, co? - podjąłem
próbę kompromisu.
- Żartujesz? To, że nie masz wyczucia smaku nie znaczy, że
muszę to znosić! - ożywiło ją to na tyle, że wstała z fotela pochodząc do mnie
z puszką.
- Naprawdę, chciałbym ci pomóc, ale… - odebrałem jej puszkę,
machając nią przed jej oczami - Nie zjadłbym tego, nawet gdybym przymierał
głodem.
- Wiesz, jak bardzo łagodny jest twój bigos? - syknęła
odtrącając moją dłoń, z dość spora siłą - W moim domu nie je się czegoś bez
smaku, jesteś prawie jak Anglia, draniu!
Mówiąc to, odwróciła się ode mnie prychając pod nosem.
Spojrzałem złowrogo na przeklętą puszkę. Szczerze jej teraz nienawidziłem. Moje
próby okazały się fiaskiem, nie żeby dyskusje z tą kobietą miały zwykle jakiś
sens.
- Zawsze możecie zjeść po połowie. Podziwiam wasz intelekt,
przerasta szopa pracza - po chwili ciszy, głos znowu się odezwał - Chociaż i to
może was przerosnąć, debile.
Oboje z Węgierką obróciliśmy się na gwałt, sięgając do paska
ubrań, w którym trzymaliśmy broń. Spust oczywiście celował w twarz postaci po
drugiej stornie okna. Siwe włosy falowały mu na porywistym wietrze, zasłaniając
nie raz jego krwiste tęczówki.
- Prusy! - brunetka podbiegła do okna, zamachując się
patelnią na jego głowę- Ty idioto! Po co żeś tu przyszedł!?
Unikając ciosu, Prusak zaśmiał się gardłowo wskazując palcem
na węgierkę.
- Jesteś beznadziejna! Z wiekiem celujesz coraz gorzej.
Czując, że już nie wiedziałem, czego się spodziewać w swoim
własnym domu, o mało, co nie rozwaliłem ściany obok. Oboje spojrzeli na mnie z
przestrachem. Moja pięść, była w połowie wbita w ścianę, z której sypał się
tynk.
- Wiecie, zaczynam trochę tracić do was cierpliwość -
uśmiechnąłem się do nich, ledwo opanowując drżące dłonie - Zachowujcie się jak
przystało na gości, wykluczam ciebie łajzo ciebie tu w ogóle nie powinno być.
Wciąż mnie obserwując, węgierka wykorzystała nieuwagę Prus,
uderzając go pięścią w policzek.
- Ał! Kurde, mogłaś ostrzec! - jęknął pocierając ślad.
Wyszedłem z pokoju wzdychając nad swoim losem. Musiałem być
cierpliwy jak nigdy, a każdy wiedział, że od dziecka miałem z tym problem. Na
szczęście los obdarzył mnie tyloma ludźmi ze specyficznymi charakterami, że nie
miałem wyjścia jak nad tym ćwiczyć.
Na zegarze wybiła dwunasta. Ich kłótnie zwykle nie miały
końca, a ja nie miałem ochoty się do nich przyłączać. Z drugiej strony bardziej
interesował mnie fakt, dlaczego Bałtyk nie przypilnowała go. Gdyby ktoś go
zobaczył poszedłby do odstrzału, a zaraz po nim ja.
- Prusy! - siwowłosy spojrzał na mnie, odsuwając się od
Węgierki - Co się stało Sorze? Dlaczego cię nie pilnuje?
Prusak machnął ręką w powietrzu, nakreślając w powietrzu
falisty kształt.
- Nie wiem, gdy się obudziłem, zobaczyłem tylko sztorm.
Chwilę później przeskoczył przez okno, opierając się o blat
kuchni. Węgry, automatycznie odsunęła się od niego, chowając twarz za kosmykami
włosów. Prusy nie zwracając już uwagi, na resztę zajął się jabłkiem, leżącym
obok. Oboje byli łatwi do odczytania.
Prusy ugryzł jabłko, którego kawałek, zaczął głośno przegryzać.
Prusy ugryzł jabłko, którego kawałek, zaczął głośno przegryzać.
- Skąd masz tego siniaka…? - z myśli wyrwał mnie Prusy,
który, przełykając część jabłka, dotknął druga ręką, fioletowego śladu na
policzku brunetki.
Znowu poczułem jak coś ściska mnie w sercu. Węgry odwróciła
wzrok ignorując jego pytanie. Z tego, co zauważyłem bardzo starała się nie
rozpłakać. Widząc jej reakcje, Prusy zmarszczył brwi, spoglądając na mnie
pytająco.
Sam też nie miałem mu zbyt wiele do powiedzenia. Zacisnąłem dłonie w pięści, patrząc na szefa Rosji, który wisiał na mojej ścianie. Obraz był jednym z wielu warunków, którymi mnie obarczono.
Sam też nie miałem mu zbyt wiele do powiedzenia. Zacisnąłem dłonie w pięści, patrząc na szefa Rosji, który wisiał na mojej ścianie. Obraz był jednym z wielu warunków, którymi mnie obarczono.
- Stalin…? - powiedział cicho Prusy podążając za moim
wzrokiem. Gdy ponownie nasze spojrzenia się spotkały przytaknąłem, mu lekko
głową. Ciekawe, dlaczego tak mi zależałoby wiedział, co się dzieje.
- Wyjdę na chwilę, poczekajcie tu i nikogo nie wpuszczajcie
- sięgnąłem, do kieszeni płaszcza rzucając Prusakowi złoty klucz - W razie,
czego włóżcie klucz do zamka, żeby Litwa się tu nie przyczołgał. Zjedzcie coś i
…
- Dzięki tato… - podsumował Prusy, krzywiąc się od nadmiaru
czułości. W sumie ja też nie czułem się zbyt normalnie. Cieszyłem się, ze
przerwał tą litanie z mojej strony.
- Będę za jakaś godzinę, na razie - powiedziałem na
odchodne, udając, że nie widzę łagodnego uśmiechu węgierki. Może dlatego, że
Prusy zapomniał odsunąć dłoń od jej policzka przez ten cały czas.
*
Słysząc trzask drzwi, oboje odetchnęli z ulgą. Węgry
odsunęła się od Prusaka, wychylając się przez okno. Chłodne powietrze, które
wpadało do pomieszczenia, poruszało jej włosami, co rusz ujawniając ranę na
policzku.
Widząc to, Prusakowi coraz to bardziej puszczały nerwy.
Widząc to, Prusakowi coraz to bardziej puszczały nerwy.
- Kiedy ci to zrobił?! - krzyknął po chwili, czując, że
dłużej nie wytrzyma.
Na dźwięk jego podniesionego głosu, zacisnęła dłonie, patrząc
na niego groźnie.
- To nie ważne, myślisz, że coś takiego może zranić!? Dobre
sobie!
Stanęła dumnie, prostując się. Widząc jej postawę Prusakowi
wcale nie ulżyło. Podszedł do niej mierząc ją groźnie wzrokiem. Wiedział
wszystko, mimo wszystko wzrok Polski patrzący się na obraz Stalina mówił
dosłownie wszystko.
- Węgry, nie musisz do jasnej cholery udawać! - krzyknął,
przez co dziewczyna poczuła się mniej pewnie. Był zdecydowanie bardziej ewidentny
i potężniejszy - Przecież nie trzeba się domyślać!!
Mimo tego, że próbowała to opanować, dłonie nie słuchały
jej. Zaczęła tracić nad sobą kontrolę. Jej ciało czując jego dominującą
postawę, zaczęło drżeć, a oczy błądzić po jego twarzy w strachu. Zachowywał się
tak jak Rosja, który przez ostatnie tygodnie, złamał pewną granicę, którą
zawsze zaciekle broniła.
Siwowłosy złagodniał widząc jej wyraz twarzy.
Siwowłosy złagodniał widząc jej wyraz twarzy.
- Węgry…?
Dotknął jej ramienia.
Węgry odtrąciła go brutalnie odsuwając się od niego. Jedną ręką trzymała się za
głowę, przez co niektóre kosmyki przeplatywały się miedzy jej drżącymi palcami.
Starała się na niego nie patrzeć, przez co Prusak coraz bardziej, nie mógł jej
zrozumieć.
- Zostaw mnie… - powiedziała.
- Co? Co się z tobą dzieje? - syknął, nie rozumiejąc jej
zachowania.
Znowu podjął próbę, żeby się do niej zbliżyć. Prusy
wyciągnął do niej dłoń, próbując ją opanować. Nie rozumiał tego, co się dzieje,
to nie była ta sama Węgierka, jaką znał. Przez myśl, przechodziły mu same
najgorsze rzeczy, lecz nie potrafił, lub odrzucał tą jedną, którą wręcz biła
się w jego głowie.
- Ne érj hozzám!(zostaw mnie) - uderzyła go w brzuch, ale
zdecydowanie z mniejszą siłą. Wykorzystując ten fakt, chłopak chwycił ją za
dłoń, przyciągając do siebie. Przerażony wzrok Węgierki, odbił mu się w oczach.
Przeklął się w myślach, za swoją głupotę. Przytulił ją do siebie cofając się do
ściany.
-Entschuldigung (przepraszam) - powiedział, coraz to mocniej
się do niej tuląc.
*
Mijając tętniące życiem gospodarstwa, ludzie patrzyli na
mnie, uśmiechając się życzliwie. Pewnie sami nie wiedzieli, dlaczego. Za każdym
razem dzieci przybiegały do mnie, starając się dosięgnąć długiej szyi Feniksa.
Widząc je nie mogłem odjechać, i patrzeć jak biedne skaczą nadaremnie. Zsiadłem
z niego, poprawiając strzemiona.
- Chcecie się przejechać? Totalnie wam się spodoba! -
uśmiechnąłem się do nich, podając jednemu chłopcu wodze. Brązowa czapeczka zasłaniała
jego oczy ukrywając ich nieziemsko niebieski kolor.
W jednej chwili byłem w punkcie zainteresowania nie tylko
przez dzieci, ale i okolicznych mieszkańców wsi. Większość rozmawiała między
sobą, niestety nie mogłem powiedzieć, żeby mężczyźni byli zadowoleni z mojego
przyjazdu. Kobiety patrzyły na mnie w taki sposób, że czułem się co najmniej
niekomfortowo. Nagle Feniks zarżał żałośnie, przytupując nerwowo w ziemi.
Obejrzałem się szybko na jego zad, rozumiejąc powód jego zdenerwowania.
- Hej! Nie ciągnijcie go za ogon! - krzyknąłem do dwóch
chłopaków, którzy widać nie wiedzieli, że takie zaczepki kończą się kopytem na
twarzy. Spojrzeli na mnie jak oparzeni wystawiając mi język - Małe gnojki…
Zgromiłem ich spojrzeniem pokazując swoją pięść wielkości ich
czterech, po czym nie minęła sekunda a już lecieli do matek. Na szczęście
większość z nich patrzyła niepewnie na konia, bojąc się podejść bliżej. Mój
wzrost to 1,80, Feniks mógł mieć spokojnie dwa metry.
Po chwili poczułem jak ktoś depcze mi po stopach,
podskakując, co chwilę. Odsunąłem się kawałek przyglądając się małej
dziewczynce z jasnym warkoczem na plecach. Podskakiwała co chwilę w górę,
próbując dosięgnąć szyi Feniksa, oczywiście nadaremnie się starała bo jak
przystało na mojego kompana - utrudniał jej zadanie, jak tylko potrafił.
Powinien już wiedzieć, że cukru ode mnie nie dostanie. Siano żerny egoista…
- Chodź, przytrzymaj się mojego rękawa, potem chwyć za
grzywę - schyliłem się do małej dziewczynki pokazując jej w jaki sposób może na
niego wsiąść. Z początku dalej uporczywie próbowała zrobić to po swojemu, ale
ostatecznie spojrzała na mnie skwaszona, robiąc tak jak jej powiedziałem. Naprawdę
bawiła mnie ta sytuacja. W jednej chwili wokół mnie liczba dzieciaków
zwiększyła się dwukrotnie. Ledwo wyrabiałem, żeby żadnego z nich nie zgubić z
pola widzenia, mimo wszystko Feniks nie jest zbyt przyjacielski. Cały czas
miałem przerażające obrazy przed oczami, jak kopie któreś z nich kopytem.
Po krótkiej zabawie dzieciaków, i kilku manewrach w małych
kółkach, ruszyłem dalej. Starałem się nie zwracać uwagi na młode kobiety
patrzące na mnie, ty samym spojrzeniem z jakim spotykałem się od kilku stuleci.
Naprawdę to było krępujące, nawet jeśli spotykałem się z tym przez cały czas.
Nad rumieńcem pracowałem dość długo, by nikt ich nigdy nie widział.
Starałem się nie uzewnętrzniać tego, co czuję, wiele się pozmieniało od moich beztroskich czasów, Unii z Litwą. Zresztą wojna i obecna komuna w rządzie mi nie pomagała. Węgry, była stale kontrolowana przez Rosję, nie pomijając jego odwiedzin.
Starałem się nie uzewnętrzniać tego, co czuję, wiele się pozmieniało od moich beztroskich czasów, Unii z Litwą. Zresztą wojna i obecna komuna w rządzie mi nie pomagała. Węgry, była stale kontrolowana przez Rosję, nie pomijając jego odwiedzin.
Zatrzymałem Feniksa, wzdychając głośno. Położyłem się na
jego szyi, delikatnie głaszcząc jego sierść.
- Generalnie mam dosyć… - wtopiłem twarz w jego grzywę,
próbując pozbyć się Rosji.
Wróciłem myślami do Węgierki i Prusaka, którzy
prawdopodobnie dalej siedzą w moim domu. Od razu spochmurniałem, przypominając
sobie sińce na jej twarzy. Rosja był okropnym człowiekiem pod każdym względem,
zupełnie jakby był przez coś opętany. Tak nie zachowują się normalni ludzie. Westchnąłem ciężko wtapiają twarz w
białą sierść Feniksa. Bycie kobietą musi być okropne, jako mężczyzna nie
przejmowałbym się tym, co mogą zrobić mi fizycznie poza dźgnięciem nożem,
postrzeleniem, pobiciem, czy torturami i innymi, choć w przypadku Węgierki
dochodzi do tego druga sprawa.
Po chwili Feniks zarżał żałośnie, nim zdążyłem się podnieść
i rozejrzeć się co wywołało u niego niepokój, jego nogi ugięły się z głośnym
łomotem uderzając o ziemię. Nagle zrozumiałem, co jest przyczyną - jak królową
kochałem nienawidzę go!
- Ooo nie! Nie waż mi się tego robić! - krzyknąłem ciągnąc
do siebie wodze - Dopiero, co jadłeś, spałeś też przez pół dnia! Nie obchodzi
mnie to, że jesteś zmęczony! - kolejne parsknięcie z jego strony, tym razem
zamachnął głową do przodu prawie wyrywając mi wodze z dłoni - I to, że jesteś
stary!
Już układał się na bok mając dość moich jęków. Był cholernie
silny, a droga powrotna była strasznie długa.
- No błagam… - wyjąkałem, ale w tej chwili przewrócił się na
ziemie przygniatając mi nogę. Próbując się opanować, leżałem razem z nim, na
boku - Dzięki, że dałeś mi pomajdać tą druga nagą… - spojrzałem na nią. Miałem
brudne buty, muszę kupić sobie nowe. Nie, nie mogłem wytrzymać…
- Czemu ty zawsze musisz odwalać takie akcje! Już nigdy cię
ze sobą nie wezmę! - kopnąłem go (w miarę przyzwoitości) w brzuch, na co tylko
zamachnął ogonem - Najgorszy koń, jakiego można sobie wymarzyć!!!
Biała sierść połyskiwała mu w słońcu, a serce uderzało z
taką mocą, jakby miało mu wyskoczyć przez skórę. Nagle przechylił w moim
kierunku łeb, prychając złośliwe w moją stronę.
- Sam jesteś najgorszym jeźdźcem! Myślisz, że ktoś ma lepsze
kwalifikacje ode mnie!? - zacisnąłem pięści, starając się wyjść spod jego
ogromnego sadła. Nawet jak na moją siłę, było to strasznie trudne - Nie
cierpię, kiedy to robisz…
Syknąłem, dając sobie spokój. Położyłem się na ziemi, czują
jak plecy zaczynały mnie dotkliwie boleć. Czułem chyba każdy mięsień, że nie
wspomnę o zmiażdżonej nodze. Rozłożyłem się w miarę możliwości na trawie,
patrząc w niebo.
- Dobrze wiedzieć, że twoje nieodpowiedzialne i głupie
zachowanie, wciąż jest takie same. Powinieneś bardziej dbać o mundur! Tyle lat,
a wciąż jesteś nieodpowiedzialny! - rozniosło się nagle po lesie. Poznałem ten
głos, zapomniałem, że miał przyjść, jego list zapodział się w mojej szafie
jakiś tydzień temu.
- Nie mam munduru, to mój płaszcz… - westchnąłem nawet nie
podnosząc głowy - Co tam słychać, Szwajcario...?
JESTEM. Nareszcie. Po bitych trzech miesiącach (?) bez czasu na napisanie komentarza. Jejku, czytałam pierwsze rozdziały, sposób pisania zmienił się na tak cudny jak wyżej *^* swoją drogą, ciekawy musiał być widok faceta gadajacego do konia...ale ty męczysz Prusaka! No ledwo się pojawi już w twarz dostaje no...taki romantyczny nastrój~ nie znajdzie się takowego u nigdzie indziej niż u Akane! Co ja jeszcze mogę powiedzieć :> Miło będzie skoro się Szwajcar pojawił, oj milusio...Jesteś świetna i tyle w temacie, pozdrawiam, weny życzę i wielbię.
OdpowiedzUsuńYasha
Matko Bardzo Dziękuję :< cieszę się, że ci się podobało, jeśli masz jakieś uwagi to śmiało powiedz :) W sumie komentarze każdego z was mogą pomóc mi pisać lepiej :D
UsuńHaha wielki powrót, który podziałał na mnie jak widok czekolady <3 - czytaj raduję się :D
Dzięki wielkie za komentarz :) Pozdrawiam gorąco!
Rozdział jak zwykle cudowny.
OdpowiedzUsuńOj biedny Gilbert, zawsze mu się dostanie... Choć czasem ma za swoje.
Widzę,że kłótnie to chleb powszechni u naszych Europejczyków.
I do tego pojawia się Vash! Oj będzie się działo.
Z niecierpliwieniem czekam na następną notkę i życzę miłego dzionka! ;3
Snyde
Cóż trzeba się na kimś wyżyć, ofiarą stał się Prusy xD, ale i tak go lubię...eh przeklęta Hetalia! Wykreowała naprawdę zabawnego bohatera..xd
UsuńPozdrawiaaaam~~! W ten słoneczny, piękny dzień <3 ( no nie wiem jak u Cb xd )
Mam ochotę poczytać jak Feliks przywala Ruskowi. Ale tak porządnie, z zamachem 8)
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle świetna!
Biedny Prusak, czemu zawsze jemu się dostaje xD
OdpowiedzUsuń