W razie błędów informujcie mnie proszę, w połowie tekstu jest trochę "niebiesko" zrozumiecie, o co chodzi ;) poprawię to później. Zapraszam :)
-ja wiem, że wiecie, ale zignorujcie to, że jest sławna. ;p
Sora nuciła wesoło pod nosem, wyprzedzając mnie i Prusaka o kilka metrów. Dla niej było to niczym spacerek, ale reszta z nas była zmęczona ciągłością drogi i niekończącej się alei drzew, na wyrobionej już przeze mnie ścieżce. Po raz kolejny z rzędu Prusak zahaczył o jakiś korzeń o mało co się nie przewracając. Zmiędlił w ustach nie jedno przekleństwo
- Ona zawsze tak świruje? - zapytał marszcząc się na widok
wirującej dziewczyny, wyżywając się jednocześnie na samotnym korzeniu jednego z drzew.
- Nie, widzę to pierwszy raz - odparłem naciągając szalik na
wysokość ust zasłaniając tym samym blade rumieńce na mojej twarzy - Zresztą to
pierwszy raz od kilkuset lat, kiedy idę razem z nią do jej domu, dziwne
uczucie…
Widząc moją reakcję, od razu skorzystał z okazji.
Przygotowałem się na najgorszą zaczepkę.
- Teraz będziesz miał na to mnóstwo czasu, pod twoją
nieobecność obiecuję dobrze się o nią troszczyć. To czysta przyjemność móc
opiekować się tak szlachetnie obdarzoną kobietą przez Boga, o ile to jest
stworzenie boskie - na jego twarzy zastąpił drwiący uśmieszek. Patrząc na niego
niemalże wydawało mi się, że nosi białe szaty i pelerynę z czarnym krzyżem na
plecach.
- Chcesz bawić się jeszcze kiedyś z kobietą? - zapytałem nie
oczekując odpowiedzi - To radzę ci się zamknąć, bo pozbawię cię tej możliwości…
Zmroziłem go spojrzeniem starając zabrzmieć jak najbardziej
poważnie. Wzdrygnął się słysząc moją groźbę, która mimo mojego usposobienia
była jak najbardziej zasadnicza. Jego dłoń mimowolnie sięgnęła ochraniająco
krocza, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Takie teksty w twoich ustach? Jestem dogłębnie zawiedziony
- pokiwał głową z dezaprobatą układając usta w zniesmaczony dzióbek - A myślałem, że jednak potrafisz z siebie
wydusić coś więcej, może bardziej realnego w wykonaniu…
Żyłka zdenerwowania na moim czole zadrżała niebezpiecznie. Wypuściłem
głęboko powietrze, chwytając go za szmaty i popychając gwałtownie do przodu
starałem się zrównać z krokiem Sory. Można się wiele po nim spodziewać, a jego
zaczepki to rzecz naturalna, ale kto powiedział, że po setkach latach
ktokolwiek się do tego przyzwyczaił. Spróbował się oderwać od trzymającej jego
kurtki dłoni, robiąc przy tym minę jakby najchętniej wbił mi coś w szyję.
- Odwal się pieprzony rycerzyku! - parsknął, nieudolnie
celując we mnie melą ze śliny.
- Świat się na mnie uwziął, ile jeszcze lat mam się z tobą
męczyć!? - syknąłem, uderzając go łokciem w twarz odsuwając tym samym od siebie
jego trupio bladą mordę - Totalnie nie
mam ochoty użerać się z kimś takim jak ty! Pieprzenie od rzeczy, spójrz na
siebie Bóg cię już pokarał wyglądem nie musisz jeszcze sobie pomagać!
Nie wiedząc kiedy oboje wpadliśmy na Sorę upadając twardo na
ziemi. Na moje szczęście jakiś badyl wbijał mi się w tyłek. Spojrzałem na
Prusaka nie chcąc tracić go z oczu. Widząc jak się krzywi zaśmiałem się głośno
ledwo powstrzymując śmiech, nie tylko ja widać mam pecha, sądząc po jego minie
patyk znajdujący się pod nim, wylądował w miejscu z całą pewnością o wiele
bardziej podatnym na uderzenia. W jednej chwili zrobił się czerwony i nie mogąc
wydusić z siebie dźwięku opadł głową o ziemię, tłumiąc jęki bólu.
- Chociaż raz moglibyście się zachowywać cicho… - do konwersacji włączyła się Sora. Kucając
przed nami poprawiła włosy chowając je za ucho, tym samym przyglądając się nam
z pożałowaniem - Polsko możemy porozmawiać w cztery oczy?
Zwróciła się do mnie z pełną powaga wymalowaną na twarzy,
nawet jej uśmiech który zwykle zdobił jej gładką cerę zanikł kryjąc całą
wcześniejszą radość. Zostawiłem na bok rozbawienie z powodu ubolewającego
krocza Prus podnosząc się z ziemi. Sora odeszła na bok, ale za nim ruszyłem za
nią nadepnąłem badyla w akcie zemsty za posiniaczony tyłek, choć i tak
wiedziałem, że jeśli miałem tam guza to i tak nie ma już po nim śladu.
- Liż rany, i nigdzie nie odchodź - odparowałem do leżącego
Prusaka, którego spojrzenie było tępo wbite w ziemie. Mimo swojej pozycji
spojrzał na mnie nienawistnie, zaś ja uśmiechnąłem się triumfalnie podnosząc
dumnie głowę - Uwierz mnie boli to dwa razy bardziej…
Odwróciłem się od niego tłumiąc resztki śmiechu. Po chwili
zorientowałem się, że Sora patrzy na mnie karcącym wzrokiem, uderzając nerwowo
palcami o biodro.
- Im jesteście starsi tym wydajecie się głupsi - chwyciła
moją dłoń pociągając między drzewa - Wydawało mi się przez chwilę, jakby to
było pięćset lat temu.
Nie było to może coś niezwykłego, ale mimo to poczułem jak
fala nadziei i radości wypełniła przez tą chwilę moje serce.
- Wiesz co w tym wszystkim jest wstrętne? - zapytała po
chwili, burząc cały nastrój - Nie jesteśmy już dziećmi, a nic co było kiedyś
nie powtórzy się drugi raz… - zmieniła natychmiast humor podnosząc na mnie
wzrok - Wracając, chciałabym porozmawiać o tym co zamierzasz zrobić z Prusakiem
i druga rzecz, ktoś chodził po tym lesie jakiś czas temu, i nie jest to żadne z
państw ani ludzi. Zmieniło się coś w powietrzu, wątpię żebyś to poczuł, ale
jestem przyzwyczajona do tego jaki jest w moim domu, ten tutaj czymś się różni.
Słuchałem jej uważnie nie bagatelizując sprawy, tym bardziej, że za każdym
słowem rozglądała się po lesie, od ziemi aż po konary drzew. Mówiąc o zapachu
brzmiała tak jakby widziała jego kolor, który burzył całą konstelacje innych na
tle jej domu. Był całkowicie poważna, ale jej spojrzenie wyrażało niepokój, i
coś kompletnie mi nieznanego.
- Podejrzewasz kogoś? - wypaliłem zanim zdążyłem ugryźć się
w język. To było raczej oczywiste, bo nigdy wcześniej nie widziałem jej na tyle
zaabsorbowanej sprawie. Nagle przestała się rozglądać zatrzymując się na mojej
twarzy. Była wyraźnie zmieszana, ale wolałem tego nie pogarszać.
- Nie - wycedziła szybko, zakrywając się szerokim uśmiechem
- Skąd mówię tylko co widzę. Nie bądź taki poważny!
W jednej chwili rzuciła się na mnie gwałtownie czochrając
moje włosy z poprzedniego ładu. Właśnie od kiedy jestem z nią blisko zaczynam
rozmyślać nad ich obcięciem kobiety strasznie lubią mi je szarpać i międlić, to
samo z Węgierką. Liechtenstein pewnie też dobrała by się do Szwajcarii, gdyby
ten nie nosił swojego beretu - whole life at work, można powiedzieć.
- Dobra! Ej! - próbowałem ją od siebie odczepić, ale marnie
mi to szło bo za każdym razem zostawałem pozbawiony miliona z moich włosów -
Sora! Złaź ze mnie!
Zaśmiała się dźwięcznie, niemalże jak istota posłana z
nieba. Naprawdę nie sposób było opisać tak delikatną i jednocześnie melodyjną
barwę głosu jaką posiadała. Skończyło się na tym, że trzymałem jej nogi, zaś
Sora czepiła mi się za szyję siedząc mi na plecach. Znikąd pojawił się też
Prusak, który po podniesieniu się z ziemi patrzył się nam swoim krzywym
spojrzeniem niemalże mówiącym, że jesteśmy potencjalnie niebezpieczni dla jego
zdrowia psychicznego.
- Wciąż robi się to niesmaczne - odparł.
- To ty jesteś niesmaczny - odpowiedziałem, poprawiając nogi
dziewczyny tak, żeby nie poleciała do tyłu. Zdaje się, że jej poważna natura
się skończyła. Doprawdy zmienność to pojęcie względne gdy spotka się Sorę.
Tym miłym akcentem skończyliśmy rozmowę, znudziło mu się już
gadanie ze mną - oczywiście ze wzajemnością -
starałem dawać od siebie najwyżej minimum słów.
Minęła jeszcze z godzina zanim dotarliśmy do wydm bo pewien
osobnik musiał ciągle narzekać, że idziemy w złym kierunku, tylko po to żeby
uprzykrzyć mi życie.
- Dobra masz tu siedzieć, i jeśli łaska nie właź z butami do
mojego domu - spojrzałem na niego zupełnie już wyprowadzony z równowagi.
Chciałem mieć tylko spokojny dzień, a dostałem ból głowy z powodu jego ciągłych
jęków.
- Ah, piasek woda i patyki! - nabrał głęboko powietrza
udając pełen zachwyt widokiem przed nami - To wszystko czego trzeba, by zacząć
martwić się o własne życie…
Trwałoby to tak jeszcze dłużej gdyby nie Sora która chwyciła
za but Prusaka i jednym zamaszystym pociągnięciem przewróciła go, przez co
upadł na piasek. Zasłoniłem dłonią oczy, bo pod silnym uderzeniem i ciągle
wiejącym wiatrem, czułem jakby zaraz połowa piasku miała znaleźć się w moich
oczach.
- Zabije cię kiedyś... - Prusy podniósł się z ziemi,
wypluwając z ust złote drobinki - Moglibyście się kiedyś znudzić tym czepianiem
się mnie!
Tu spojrzał się na mnie z pewnością nie darząc mnie
miłością. Przeklął coś po niemiecku, otrzepując srebrne włosy. Moje sumienie,
trochę zaczęło o sobie przypominać. Przygryzłem wargę widząc jak siada na pisku
patrząc się gdzieś za horyzont.
Sięgnąłem do kieszeni wyjmując jabłko. Obróciłem je w dłoni,
po czym rzuciłem w jego kierunku. Nie oglądając się złapał je w locie
zaciskając palce na czerwonej skórce jabłka. Niczego więcej nie miałem zamiaru
dla niego robić, ale znając przysmaki Sory, słusznie wołał o pomstę do nieba.
Odwróciłem się od niego, marszcząc brwi. Czułem się dziwnie.
Węgry nie mogła go mieć u siebie, a on musi się ukrywać. Do tego Rosja, który
go "zniszczył" kompletnie pozostawił bez niczego. Pozostał w tym
marnym ciele.
Sora nie patrzyła w naszą stronę, jej spojrzenie zatrzymało
się na niekończącym się horyzoncie. Po chwili zawiał porywisty wiatr
przywracając mi nieprzyjemne uczucie chłodu o którym wołałem nie myśleć.
Odwróciłem się starając się uniknąć całej siły z jaką wiał od strony morza.
Kątem oka zobaczyłem, że w ogóle nie przejmowała się porywistym i nie miłym dla
skóry wiatrem. Wpatrywała się uparcie w widok przed nią, na jej odm choć tak
dla niej bliski, teraz wydawał mi się jej zupełnie obcy i niebezpieczny.
- Sora? - zapytałem, dotykając jej ramienia.
- Polsko, mogę zostać dziś u ciebie? - wycedziła pewnie,
nie zwracając uwagi na moją dłoń.
- Jasne, ale co z… - nie dała mi dokończyć. Jej wzrok jak
piorun wylądował na twarzy Prusaka, bijąc w niego swoją wrogością. Przez chwilę
wydawało mi się, że jej źrenice rozszerzyły się niebezpiecznie, zakrywając
połyskującą czerwień w jednym z jej oczu. Wyglądało to dość niepokojąco, w
drugim ledwo mieniąca się zieleń była z całą stanowczością przytłumiona przez żarzący
się rubin.
- Prusy, jeśli opuścisz tę granicę, znajdę cię i sprawię,
że suchy ląd będzie twoim ostatnim marzeniem o jakim zdążysz pomyśleć.
Utopienie cię w toniach mojego domu będzie niczym afrodyzjak na stare rany,
które przez ciebie noszę. Nie radzę ci mnie droczyć, bo teraz jestem
śmiertelnie poważna, nie zależy mi na tobie w żadnym stopniu, a obietnicę
złożoną Węgierce mogę z łatwością usunąć z jej pamięci - z każdym słowem
zdawało mi się, że coś przejmuję ją od środka, dławiąc jej spokojną i opanowaną
naturę.
Prusak spojrzał na mnie nie wiedząc zapewne co ma to nagłe
zachowanie znaczyć. Nawet jeśli rozumiałbym jej nagłą złość, nie potrafiłbym
znaleźć jego źródła, szczerze wątpiłem by chodziło jej konkretnie o irytującą
osobowość starszego brata Niemiec.
Powaga jaka nastąpiła tuż po tym była przytłaczająca. Prusy
kiwną niepewnie głową, starając się już nie odzywać i nie prowokować swojego
losu. Poprawiłem włosy na głowie i udając, że nic nie zaszło rzuciłem się jej
na ramię, przerzucając rękę na jej drugą stronę.
- No dobra, potrafisz być straszna! Moja krew, zobaczysz
nabijanie się z tego dupka wejdzie ci w nałóg! Dobrze mówię Prusy? - zwróciłem
się do srebrnowłosego, który otrzepywał się z piasku. Widząc, że do niego mówię
spojrzał na mnie kompletnie nie rozumiejąc do czego zmierzam. Wysiliłem się na
uśmiech każąc mu przytaknąć. Ten dalej widać nie rozumiejąc skierował się w
stronę dziewczyny.
- No ta… Ej, że co?!
Olewając ostatni komentarz obróciłem ją w stronę lasu, w
razie kolejnych komentarzy Prusaka.
- Możesz obrzucić go jeszcze czymś śmierdzącym, ale
wprawdzie masz już na tyle rozwinięty dar przekonywania, że nie będziemy
kombinować! - przytaknąłem uśmiechając
się szeroko.
Z całą nadzieją w
sercu chciałem zobaczyć jej odwzajemniony uśmiech, ale jedyne czym mnie
obdarowała to skromny półuśmiech na jej bladej twarzy.
- Chodźmy już, zaraz się ściemni - skwitowała, idąc wzdłuż
drogi.
Nie odezwała się już nic więcej. Nie wiedziałem, co takiego
sprawiło jej obecny stan, rozmyślałem o tym przez całą drogę, ale ostatecznie
nie mogłem znaleźć niczego.
Spojrzałem w niebo, które pozbawiało mnie już pięknego
widoku białych chmur okrytych złotymi połyskami zachodzącego słońca. Sora
bawiła się tuż obok mnie rzemykiem na swojej sukience, nie patrząc w moją
stronę, ani razu. Szła a mną, dosłownie jeden krok różnicy bo nie wiedziała,
jak prawdopodobnie wrócić do miejsca budowanego domku. Nie chcąc odezwać się do
mnie ani słowem, wolała nie ryzykować zgubieniem się w lesie, którego do końca
jeszcze nie zapamiętała.
*
Droga nie należała do najkrótszych, szczególnie dlatego, że
musieliśmy iść na piechotę. Sora odpadła w połowie drogi, więc nosiłem ją na
ramionach, starając się jej nie obudzić. W lesie panowała kompletna cisza,
jedyne co mogło świadczyć o jakimś życiu to ptaki i gałęzie pod moimi butami,
których trzask odbijał się jak głuche echo.
- Płyną baje,
opowieści cichą letni nocą, tylko echo gdzieś szeleści i gwiazdy migocą, w krąg
ciemne postacie siedząc dokoła i płynie harcerska piosenka wesoła, I tylko
wartownik wytęża słuchy, czy czasem po lesie nie chodzą duchy…
Nuciłem po nosem próbując zbić ciągnący się leniwie czas. Wiatr
był chłodnawy typowo jesienny, jednak ciepło bijące od jej ciała było jak najcieplejszy
koc. Liście szumiały spokojnie, tańcząc wraz z porywami wiatru w każdą stronę
niosąc swoją melodię. Przycisnąłem ją bliżej do piersi, nie chcąc by zmarzła.
- I płynie harcerska piosnka wesoła, i płynie harcerska
piosnka po lesie, a echo ją chwyta i daleko niesie - dokończyłem, przechodząc
przez wysoki krzew, za którym mieniła się skromna budowla.
Miałem zamiar zrobić trochę więcej względem naszego domu,
ale Prusy ma zwyczaj bycia wrzodem na tyłku, nie od dzisiaj. Spojrzałem na
prawie skończony domek, którego szkielet mienił się na tle lasu.
Zostało już tylko zrobienie dachu, okien i kominka.
Zostało już tylko zrobienie dachu, okien i kominka.
Spojrzałem na
zegarek, dochodziła 17-00. Zaraz powinno się ściemnić. Nie ciągnęło mnie jednak
do starego domu, czekały tam na mnie papiery od Rosji i nieustające dręczące po
nocach telefony Litwy, poganiającego mnie z robotą.
Wszedłem przez otwór, przeznaczony na drzwi, rozglądając się. Zbudowałem ostatnio pięterko, na które prowadziły drewniane schody. Wszedłem po nich kierując się do jednego pokoju na górze. To miał być nasz pokój. Widocznie niespodzianka musiała poczekać. Położyłem ją na ziemi, uważając by się nie zbudziła. Zdjąłem swój płaszcz i koszulę. Robiąc z nich przykrycie i poduszkę.
Wszedłem przez otwór, przeznaczony na drzwi, rozglądając się. Zbudowałem ostatnio pięterko, na które prowadziły drewniane schody. Wszedłem po nich kierując się do jednego pokoju na górze. To miał być nasz pokój. Widocznie niespodzianka musiała poczekać. Położyłem ją na ziemi, uważając by się nie zbudziła. Zdjąłem swój płaszcz i koszulę. Robiąc z nich przykrycie i poduszkę.
Podniosłem jej główkę, podkładając zwinięta koszulę.
Wymruczała coś przez sen, uśmiechając się lekko. Czas płynął bardzo szybko.
Jeden dzień był naprawdę mało znaczący w moim świecie. Położyłem się obok niej.
Sięgając po jej dłoń, zacisnąłem ją, układając na swoim sercu.
Dach nie był skończony, więc leżąc w tej pozycji mogłem widzieć
jak słońce, które zachodzi, stwarza barwy, różnych pomieszanych ze sobą
kolorów.
- Mógłbym tak
siedzieć bez końca. Z tobą wszystko wydaje się mniej straszne i puste -
powiedziałem cicho, chłonąc ciepło jej dłoni.
Chciałem mieć rodzinę, swój dom, o którym nikt nie miałby
pojęcia, żyć jak człowiek. Mieć po sobie jakąś spuściznę, ale z mojej krwi. Nie
tylko ludzi, którzy walczyli w moim imieniu. Żyłem tak długo samotnie, ta
pustka potrafi wyniszczyć wszystko to, co o sobie wiedzieliśmy. A teraz nie potrafię
wyobrazić sobie bez niej życia. Wszystkie wydarzenia w tym stuleciu obiły się
na mnie dwa razy bardziej niż moje zniknięcie i potop Szwedzki.
Poczułem jak moje oczy zachodzą szklista mgłą. Nie mogłem
jej powstrzymać, zresztą czułem jakby wraz z tą jedną łzą odchodziły wszystkie
moje smutki, coś na wzór ulgi na którą tak czekam. Podniosłem dłoń z zamiarem
wytarcia jej z twarzy, nie chciałem by to widziała.
- Dlaczego płaczesz?
Spojrzałem na jej zielono - czerwone oczy, które wpatrywały
się na mnie z zaskoczeniem i smutkiem. Musnęła delikatnie palcem miejsce, w
którym się zatrzymała, ścierając ją z mojej twarzy.
- Cieszę się - odparłem, patrząc ponownie na niebo.
W ułamku sekundy, położyła głowę na moim torsie, nie
odsuwając swojej dłoni od mojej.
- Głupek, to niczego nie wyjaśnia… - prychnęła krzywiąc się.
Uśmiechnąłem się, głaszcząc ją po głowie drugą ręką.
- Wyjaśnia aż nadto.
Oboje wpatrywaliśmy się w ten sam punkt, leżeliśmy tak
dłuższą chwilę. Zaraz po zniknięciu słońca nastąpiła zupełna ciemność. Na
niebie zaczęły pokazywać się gwiazdy.
Nagle w pokoju, zaczęło emanować zupełnie innym światłem. Sora puściła moją dłoń, i chwyciła ją taki sposób, że musiałem przewrócić się na bok.
Nagle w pokoju, zaczęło emanować zupełnie innym światłem. Sora puściła moją dłoń, i chwyciła ją taki sposób, że musiałem przewrócić się na bok.
Jednak nie to było jej zamiarem. Delikatnie popchnęła mnie
jeszcze dalej, tak żeby nasze twarze były naprzeciwko sobie.
Patrzyłem z góry na jej piękną twarz, i złote kosmyki, które błądziły po jej twarzy.
Biła od niej lekka poświata, taka sama jak od pełni księżyca. Pewnie właśnie pojawiał się na niebie, nie wiedziałem, czemu się tak działo, ale wyglądała wtedy jak jedna z nich, jak gwiazda.
Patrzyłem z góry na jej piękną twarz, i złote kosmyki, które błądziły po jej twarzy.
Biła od niej lekka poświata, taka sama jak od pełni księżyca. Pewnie właśnie pojawiał się na niebie, nie wiedziałem, czemu się tak działo, ale wyglądała wtedy jak jedna z nich, jak gwiazda.
Owinęła
sowje ręce wokół mojej szyi, przyciągając mnie do siebie. Pocałowałem ją, nie
mogą się jej oprzeć. Jej dłonie wędrowały po moich plecach, czułem każdy jej
dotyk, zupełnie tak jakby wiele iskierek na raz, muskało moją skórę. Czułem na
swoim torsie jej piękne piersi. Sięgnąłem do ramiączek jej sukienki, zdejmując
je z jej ramion. Przez chwilę, poczułem jak wzdryga się pod moim dotykiem. To
nawet jeszcze bardziej, sprawiło, że chciałem mieć ją dla siebie.
Oderwałem się od jej miękkich ust, całując ją w szyję, i ramiona. W tej chwili nie liczyło się dla mnie nic, potrafiłem myśleć tylko o niej, jej zapachu i cichych westchnieniach.
Oderwałem się od jej miękkich ust, całując ją w szyję, i ramiona. W tej chwili nie liczyło się dla mnie nic, potrafiłem myśleć tylko o niej, jej zapachu i cichych westchnieniach.
Przejechała
paznokciami po moich plecach sunąc rękami w dół ku paskowi spodni. Nie było nic
cudowniejszego od jej delikatnych dłoni i miękkiego kobiecego ciała, które
teraz przywierała do mnie całą swoją powierzchnią, gdyby teraz się ode mnie
odsunęła sprawiłoby mi to fizyczny ból. Była najdoskonalszą osobą z jaką
kiedykolwiek zdarzyło mi się zetknąć. Wziąłem ją na ręce jakby od tego zależało
moje życie. Tym razem pocałunki stały się głębsze czułem jak powietrze między
nami gęstnieje. Moje ręce wędrowały nieśpiesznie po jej gładkiej skórze. Z
niewyjaśnioną radością słuchałem dźwięku swojego imienia wypowiadającego przez
jej miękkie, ciepłe usta. Palcami przeczesywała moje włosy. Nie potrafię opisać
tego, co czułem poruszając się w niej. Powiedzieć, że odczuwałem niezwykłą
przyjemność byłoby bluźnierstwem, wiedziałem że ona czuje to samo, wystarczyło
spojrzeć w jej szklące się z radości oczy.
Leżąc
wciąż połączeni wsłuchiwaliśmy się w swoje urywane oddechy i szybkie tętno,
żadne z nas nie chciało przerywać tej idealnej chwili ciszy i spokoju, jakiego
jeszcze nigdy nie doznałem. Mając na uwadze jej dobro i wygodę osunąłem się
na bok porywając ją w ramiona wydawała mi się teraz taka krucha i bezbronna
obserwowałem jak zasypia w mych ramionach, a jej oddech spowija moją klatkę
piersiową. Patrzyłem jak jej włosy rozkładają się na ziemi i podziwiałem, jaka
jest piękna trzymając ją w ramionach czułem, że trzymam cały swój świat.
Awww :3 Tak pięknie *_________* Ślicznie opisujesz wszystko, co się dzieje :) Wszystko widzę oczami wyobraźni i nic nie muszę sobie dodawać, bo Ty o niczym nie zapomniałaś ;) Ta miłość <3 Piękne! Po prostu cudo!
OdpowiedzUsuńFragmenty z Prusakiem są świetne xD Uwielbiam jego postać i w anime i u Ciebie na blogu, chociaż przyjemny to on nie jest :) Tak samo jak jego młodszy braciszek... Ale kurczę, Sora strasznie mroczna robi się w niektórych momentach :D
Ogólnie sprawiłaś mi cudowną niespodziankę :) Wracam do domu po ośmiu godzinach nudnych zajęć, wchodzę na bloga, patrzę na ulubione, a tam Hetalia <3 Od razu zabrałam się do czytania. Prawda, że trochę czasu minęło od ostatniego rozdziału, ale trzeba być osobą cierpliwą ;) Te tygodnie czekania wynagrodził świetny rozdział. Oczywiście nie mogę się już doczekać następnego. Mam niedosyt!
Pozdrawiam <3
Idka (Mira-san)
Powiem tak: nie można mi chyba większej radości zrobić niżeli pisząc, że widzisz wszystko oczami wyobraźni. :)
UsuńBardzo mnie to ucieszyło, jak i również to, że tak czekasz do następnej notki haha :D
Chciałam jeszcze o Prusaku napisać, że wszystko może się zmienić :D
Dziękuję za komentarz i Pozdrawiam :D
zrobić radość ja to jestem mistrz xd - * sprawić
UsuńRozdział bardzo ciekawy, podobają mi się fragmenty z Prusakiem xD się na biedaka wszyscy uwzięli, aż mam ochotę go przytulić. Bo wolę się Sorze nie narażać i Polszę zostawić w spokoju, bo mnie jeszcze utopi i będzie kupa. Podobała mi się końcówka, bardzo dobrze opisałaś scenę zbliżenia, zadbałaś głównie o uczucia bohaterów, a nie ich przyjemności , podoba mi się to. Po prostu pięknie, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńCudowne zakończenie ;3; pragnę więcej.....!
OdpowiedzUsuńŚwietnie udało ci się wprowadzić w nastrojowy klimat, wszystko czyta się bardzo lekko!
A no i Prusak jak zwykle genialny C:
1. Prusy i jego teksty. Gdyby były konkursy na wymyślanie ripost, zajełabyś 1 miejsce.
OdpowiedzUsuń2. Romantyczność na maksa. Miłość większa niż w tiatnicu :)
3. Niech rosja każe Feliksowi ubrać jedo majtki. Tak dla jaj :)))